18 września 2016

[Opowiadanie] Wiatr wiejący ze Wschodu

Tytuł: Wiatr wiejący ze Wschodu
Autorka: Fryne Wilde
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: romans, yaoi
Para: LawxSanji
Ograniczenie wiekowe: 18+

     Wiatr wiejący ze Wschodu przynosił chłód, atakujący przechodniów, powodując, że  policzki ich oblane lekko różowym kolorem, przechodzącym  w obfitą czerwień, a bordowe nosy, które ludzie starali się ukryć pod szalikami, chcąc tym samym obronić się choć trochę przed  ogarniającym wszystkich zimnem, stawały się pierwszymi oznakami wyjścia na mróz.  Drobne płatki śniegu przyczepiały się do kurtek idących szybkim krokiem, po czym znikały,a zaraz zastępowane były nowymi, podobnie czyniły to sylwetki osób spieszących się w umówione miejsca, mających w głowie zbyt dużo myśli i obowiązków, nie pozwalających na chwilę odpoczynku. Niekiedy dało się zauważyć pocierających dłonie i przeklinających pod nosem na zostawione w domu rękawiczki, tak niezbędne dzisiejszego wieczora, kiedy to zmarznięte palce sztywniały, poddając się zimnemu powietrzu. Młode panny, usilnie odmawiające każdej zimy założenia niemodnych czapek, łapały kaptury kurtek, ciągle nie mogące utrzymać się na głowie dłużej niż kilka sekund z powodu silnego wiatru.
Brunet o twarzy poważnej, zdradzającej pewną niecierpliwość przyglądał się otaczającemu go światu za szklanych drzwi, oddzielających zirytowanego od nieprzyjemnego zimna, które niedawno jeszcze mu towarzyszyło zanim wkroczył do budynku. Mimo, że w pomieszczeniu było ciepło, to na widok zmarzniętych ludzi przeszył jego ciało niemiły dreszcz i po chwili zanurzył się aż po nos w wełnianym szaliku. Przystojna twarz mężczyzny skrzywiła się w grymasie niezadowolenia, gdy tylko oczy natrafiły na zegar i tablicę informującą o spóźnieniu pociągów. Niedługo potem w pomieszczeniu rozniósł się kobiecy głos przepraszający za wszelkie trudności i niedogodności związane z dojazdami i tłumaczący, że winną jest nie kto inny jak tylko matka natura, zaskakująca motorniczych każdego roku swoją siłą.
Trafalgar Law był mądrym, dorosłym człowiekiem, jednak w niektórych sprawach ciągle przypominał dziecko. Wiedział, że skoro czekał dwa lata to może zdusić w sobie tę drobinkę niecierpliwości i irytacji, nie odstępującą go we wspomnianym okresie na krok, będącą niczym cień, dręczącą go każdej nocy przed snem, nie pozwalającą mu spokojnie odpłynąć natychmiast, tak jak tego pragnął, a wręcz napastującą go przez co najmniej godzinę nim oczy ostatecznie zamknęły się, a umysł znalazł się w innej krainie, natomiast ciało mogło pozwolić sobie na odpoczynek po całym dniu pracy. Czas dłużył się nieubłaganie, a jemu często wydawało się, że wskazówki zegara stanęły w miejscu, każda sekunda stawała się dla niego wiecznością, w której był zamknięty od dnia, kiedy pewna osoba opuściła go, rzucając obietnicę powrotu. Gdy w końcu dwa lata minęły, on czekał w niewielkim pomieszczeniu na peronie na pociąg, mający dostarczyć mu szczęście, spokojny sen i piękny uśmiech, zakodowany w jego pamięci, będący podporą w trudnych chwilach, w momentach słabości. Właśnie w takie dni, gdy serce okrywało jakiś dziwny mrok, wspomnienia powracały do niego, a on odnajdywał wcześniej zagubioną prawidłową drogę.

***

Klub „Punk Hazard” należał do jednych z tych miejsc we Francji,  które cieszyły się podwójną sławą. Chwalony za wspaniałe jedzenie, doskonały alkohol, a także piękne kelnerki i przystojnych kelnerów, umieszczony został na szczycie najlepszych lokali, jednak wszyscy bogaci klienci wiedzieli o drugiej stronie medalu i nierzadko z tej wiedzy korzystali. Klub ten oprócz przyjemności, cieszących podniebienie i oko, oferował usługi na tle seksualnym i nikt nie musiał o tym głośno mówić, gdyż wiele rzeczy stało się po prostu oczywiste. Trafalgar Law dowiedział się o Punk Hazardzie od znajomych, a później obiło mu się kilka informacji o uszy i już w tym momencie pił drinka, podanego przez średniego wzrostu blondyna, ubranego w czarny garnitur. Sam nie mógł uwierzyć, że postanowił odwiedzić miejsce tego typu, przez jakiś czas nawet przekonywał się, iż tak naprawdę przybył tutaj, by przetestować potrawy i sprawdzić jakość trunków, jednak po ujrzeniu przystojnego mężczyzny, który mrugnął do niego, prawie niezauważalnie kiwając głową na drzwi, oblizał usta i uśmiechnął się pod nosem, będąc pewnym, czego mu dziś potrzeba.
Gdy tylko kelner zniknął, Law poczekał dokładnie dwie minuty, po czym wstał od stołu i skierował się w stronę pomieszczenia, gdzie czekał na niego nieznany blondyn, czuł jak coś pcha go w stronę tego atrakcyjnego młodzieńca. Miejsce, w którym się znalazł okazało się być maleńkim pokoikiem, na tyle niewielkim, że po wstawieniu do niego czerwonych foteli, drewnianego, pokrytego czarną farbą stolika, a także dwuosobowego, modnego łóżka, kontrastującego z innymi ciemnymi meblami, wydawał się wyjątkowo ciasny i niedogodny, a zdobiące ściany plakaty przedstawiające nagie kobiety w wulgarnych pozach, oprawione w ramki, wywołały zniesmaczenie ze strony Law'a, dające się odczytać z jego niezadowolonej miny. Na szczęście wyraz ten zniknął z oblicza mężczyzny z chwilą, gdy oczy napotkały uśmiechającego się w zaczepny sposób kelnera, który zbliżał się do niego powoli rozwiązując krawat.
Przez te drobne parę sekund Law mógł lepiej przyjrzeć się temu młodemu człowiekowi o niepospolitej urodzie. Nie był jeszcze w pełni zbudowanym, dojrzałym mężczyzną, cały czas otaczał go drobny dziecięcy urok, jaki posiadają chłopcy do pewnego wieku. Jasne włosy, starannie ułożone kolorem przypomniały złociste promienie słońca, a oczy błękitne niczym niebo w bezchmurny dzień, wydawały się z pozoru chłodne, lecz po dokładnym przyjrzeniu można było doszukać się w nich iskierek ciepła, głęboko ukrytych, czekających na kogoś, kto pomoże im się obudzić z zimowego snu. Rysy regularne powodowały, że twarz jego wydawała się bardziej subtelna, delikatny zarost nie odejmował mu uroku, podobnie jak nietypowa kręcona brew na pewno zwracająca uwagę zwykłych przechodniów.
 Dłonie Law'a prawie natychmiast powędrowały na plecy młodzieńca, lecz długo tam nie gościły, gdyż po tym jak tylko przyciągnął do siebie ciało blondyna, powędrowały one niżej, zaciskając się na pośladkach młodszego, który dla zachęty zamruczał wprost do ucha klienta, natomiast palcami zaczął wodzić po jego torsie. W pewnym momencie Trafalgar nawet nie zauważył, że dość śmiały chłopak złapał go za koszulkę, po czym idąc w stronę łóżka, pociągnął za sobą starszego, a, gdy w końcu dotarli do upragnionego miejsca, puścił ubranie, zwalając na łóżko dorosłego mężczyznę i obdarowując go spojrzeniem mieszanki rozbawiania i lekkiej kpiny, wciąż uśmiechał się w ten zadziorny sposób.
- Czego pan sobie, życzy szanowny kliencie? – zachrypiał, jednak ostanie słowa wypowiedział wyjątkowo melodyjnym głosem.
- Oddaj mi mój portfel, drogi kelnerze – powiedział, a widząc jak uśmiech schodzi z oblicza blondyna, a zastępuję go wyraz czystego zdziwienia, który po chwili został usunięty, a na jego miejsce chłopak przywdział maskę chłodnej obojętności.
- Kiedy szanowny klient zauważył jego brak? – zapytał zimno.
- Już na początku, gdy twoje łapki wsunęły się do kieszeni mojej kurtki – wyjaśnił nadzwyczaj prosto, jednak kelner nie wydawał się zbity z tropu, a nawet podtrzymywał pewne siebie spojrzenie.
- W takim razie przedstawię szanownemu klientowi wyjaśnienia. Czy widzi pan te kamery? – spytał kierując palec w stronę ściany, gdzie umieszczona była niewielka kamera w kształcie ciemnej lampy.
- To atrapy – powiedział niemal natomiast. Zauważył zmianę, jaka zaszła w blondynie. Zrozumiał bardzo szybko, że to był jeden z asów, jakie trzymał w kieszeni młodociany kelner, kolejny zaraz miał wyjąć, zaskakując klienta bardziej.
- Nie jest pan głupi, szanowny kliencie – zauważył. – Wie pan, że w ostatnim czasie policji nie potrzeba dowodów, jeśli chodzi o sprawy dotyczące molestowania lub gwałtu na nieletnich – zaczął, po czym wyjął z kieszeni małą książeczkę i rzucił ją w stronę Law'a. – Proszę zobaczyć, jeśli pan rozumie sugestię. Mogę przymknąć oko na tę drobną sprawę, jeśli oczywiście zostawiony zostanie tutaj jakiś miły fant – rzekł, po czym widząc skupienie malujące się na twarzy klienta, dodał:  – proszę czytać głośno, szanowny kliencie.
- Sanji Black, 178 centymetrów wzrostu, kolor oczu: niebieski, kolor włosów: blond, lat – przerwał na chwilę, a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmieszek, zaraz jednak zakończył głośną analizę dowodu, mówiąc: - 19.
- Tak, właśnie… Poczekaj! Co?! – wykrzyknął, a zaraz próbował wyrwać z jego rąk dokument.
- Rozumiem, że przez przypadek dałeś mi do zobaczenia prawdziwy dowód, a nie ten, gdzie jest sfałszowana data urodzenia, tak? - mówił, nie kryjąc rozbawienia w głosie. Wiedział, że mógł paść ofiarą oszustwa, zostać okradzionym lub zszargać sobie opinię, którą wyrobił, dzięki pracowitości i perfekcji, jednak Sanji machający dłońmi we wszystkie strony w celu odzyskania dowodu, bardzo go śmieszył.
- Szanowny kliencie, proponuję wymianę. Ja oddam panu portfel, a pan zwróci mi dokument tożsamości – zaproponował Sanji, siląc się na ton głosu nie pretensjonalny, a dość przyjemny i w miarę przyjazny.
- Drogi kelnerze, to, że odzyskam portfel jest oczywistością – odpowiedział Law, przesuwając się na drugi bok łóżka, by zwolnić trochę miejsca dla Sanji'ego. – Siadaj i słuchaj – rozkazał, a choć na jego twarzy malował się złośliwy jak u chochlika uśmieszek to ostry ton jakim wypowiedział słowa, sprawił, że kelner prawie natychmiast zajął miejsce przy nim. – Zdajesz sobie sprawę, że mógłbym zaprowadzić cię teraz na policję, prawda? – widząc przerażone spojrzenie Sanji'ego podniósł dłoń, nakazując tym samym zachować mu milczenie dopóki nie skończy mówić. – Spokojnie, nie zrobię tego. Rozumiem, że nie jestem pierwszym, któremu wykręciłeś podobny numer. Ten klub zapewnia rozrywkę swoim klientom. Jesteś jednym z tego typu osób?
- Szanowny kliencie, proszę mnie nie obrażać. Kradnę, ale nie prostytuuje się. Już pan zapewne wie jak wygląda mój sposób wyłudzania pieniędzy, więc nie ma sensu o tym opowiadać – powiedział krótko.
- Bardzo sprytne – podsumował Law, a Sanji obdarzył go najchłodniejszym ze swoich spojrzeń, które klient postanowił po prostu zignorować i  pozostawiając je bez komentarza zapytał: – Dlaczego to robisz?  
Sanji nie odpowiedział natychmiast, wciąż skrępowany pod bystrym spojrzeniem ciemnych tęczówek klienta, siedział z malującym się na twarzy niezdecydowaniem. W żadnym stopniu nie mógł ufać tej osobie, która zniewoliła jego dłonie niewidzialnym węzłem, próbowała odczytywać myśli poprzez śledzenie zmian w obliczu, a dodatkowo nie kryła dziecinnego rozbawienia z zaistniałej sytuacji. Szybko zrozumiał, że człowiek ten, będący niepoprawnym egoistą jest niebezpieczny dla niego. Musiał postępować ostrożnie, trzymać emocje na wodzy i odpowiednio dobierać słowa, podczas rozmowy z niewygodnym klientem.
- Potrzebuję pieniędzy – zaczął, milknąc na chwilę, by poukładać w głowie swoje myśli, które chaotycznie krążyły w niej, nie mogąc zatrzymać się nawet na sekundę. – Potrzebuję ich, ponieważ muszę spłacić dług, bez którego nie będę mógł przejąć restauracji dziadka. Jestem winny pieniądze właścicielowi Punk Hazardu – wyjaśnił, zastanawiając się, czy powinien coś dodać, a może zakończyć na tym, co już wyjawił nietypowemu klientowi.
- Ile jesteś mu winny?
- Po dwóch latach już tylko 8 000 – powiedział, lecz wydobycie głosu z siebie przyszło z trudem, którego by się nie spodziewał. Dość długo ćwiczył się w sztuce kłamania, a także ukrywania niewygodnych emocji, jednak nigdy jego aktorstwo nie zostało przejrzane, aż do tego niefortunnego momentu, na który nie był gotowy w żaden sposób.
Law Trafalgar wstał, po czym podszedł do drzwi i zacisnął dłoń  na zimnej, metalowej klamce. Młody człowiek, zaciekawił go na tyle bardzo, że w wyjątkowo szybkim czasie zrozumiał, iż zostawienie chłopaka w takiej sytuacji, z dobrze ukrywanym strachem przed następnym krokiem klienta, byłoby ogromną stratą. Z natury egoista nie zmienia nagle swojego charakteru, lecz ulega kaprysowi, podobnie uczynił to Law tamtej nocy.
- Idziemy. Dam Ci pieniądze, które jesteś winny właścicielowi tego klubu, ale dług, który u mnie zaciągniesz będziesz musiał go spłacić należycie. Potrafisz gotować?
- Za niedorzeczne pytanie! Oczywiście, że tak, nie ma lepszego kucharza w tej dzielnicy – powiedział nieskromnie, unosząc głowę dumnie.
- Będziesz dla mnie gotował – postanowił Law.
- Szanowny kliencie, skąd pewność, że zgodzę się na tę kuszącą, jednak dziwaczną propozycję?
- Jeśli wolisz tłumaczyć się policji to możesz zostać w tym miejscu.
- To jest szantaż!
-Cieszę się, że potrafisz nazywać rzeczy po imieniu, jednak czasem powinieneś zamilknąć. A teraz, chodź i nie zwracaj się do mnie per szanowny kliencie. Mów do mnie Law.

***

W takich chwilach, gdy nie mógł się skupić na niczym konkretnym  pozwalającym mu zająć umysł, wspomnienia niczym ogromna fala nie do uniknięcia, zalewały jego myśli, porywając go do czasów minionych, samych początków tej dziwnej znajomości. Trafalgar Law wiedział, że posiadał wiele wad, a w tym wypadku dziecięca ciekawość okazała się być jedną z nich, jednak szybko mógł ją obrócić w zaletę, gdyż właśnie, dzięki niej już po upływie pierwszych dni, jego podniebienie pielęgnowane było przez najlepsze potrawy, dające uczucie zanurzania się w niebiańskiej przyjemności. Jako kolejną można wymienić wrodzony egoizm, a także nabytą siłę perswazji, pieszczotliwie nazywaną przez Sanji'ego „umiejętnością szantażowania innych ludzi, w celu zrealizowania własnych, chorych zachcianek”. Musiał również przyznać, że sprowadził do swojego domu wyjątkowo szczerą, jednak bezczelnie wyrażającą swe myśli osobę. Nawet nie wiedział, kiedy tak właściwie rozpoczął się jego romans z nietypowym młodzieńcem, tak jakby ten moment umknął mu, pozostając niezauważalny dla jego oczu, a także będący poza zasięgiem niebieskich tęczówek Sanji'ego.

***

We wnętrzu jednej z starych, francuskich kamienic, zachowujących urok dawnych wieków, a także pielęgnujących historię, kiedy to te niewielkie budynki mogły jeszcze przypominać pałacyki, roznosiła się słodka melodia płynącą z gramofonu, pieszcząc wrażliwe uszy domowników. Sanji poruszał się w jej rytm, uważnie śledząc oczyma nieład panujący w prywatnym pokoju pana domu, który oparty o framugę drzwi obserwował go z tym swoim złośliwym uśmieszkiem. Mimo, że ludzie, wchodzący do jego gabinetu, jak to zawsze miał w zwyczaju nazywać ten maleńki pokoik wypełniony książkami i antykami, działali mu na nerwy, naruszając nie tylko stabilne emocje Law'a, ale także pewną harmonię tego miejsca, to młodzieniec o niezwykłym poczuciu smaku nie tylko nie przeszkadzał mu, a nawet zlewał się z przedmiotami, zgromadzonymi tutaj i tworzył całość, według Trafalgar'a bardzo zadowalającą.

Non, rien de rien

Non, je ne regrette rien

Ni le bien qu'on m'a fait

Ni le mal tout ça m'est bien égal

- Co to? – spytał Sanji, a jego palce, choć początkowo musnęły niestarannie leżącą na biurku „Lolitę” Nabokova, to w dłoniach zagościła nie ona, a paczka kopert, starannie przewiązanych ciemnobrązowym rzemykiem. – Listy –wyszeptał, po czym jego oczy skierowały się z drobnej paczuszki na Law'a, skrywając w sobie prośbę o powiedzenie coś więcej na ten temat.
- Tak, listy – powiedział wolno Law, po czym wszedł do pokoju lekkim krokiem i usiadł na krześle przy biurku z dębowego drewna. – Od czasu do czasu piszę z przyjacielem z dawnych lat. Czyżbyś uważał to za aż nazbyt staroświeckie? – spytał złośliwie, chcąc  poprzekomarzać się z Sanji'm, jednak ten go ponownie zaskoczył.
- Głupi jesteś, czy żarty sobie ze mnie robisz, ty draniu?! – odpowiedział zbulwersowany, a mimo tonu jakim wypowiedział słowa skierowane do Law'a, w jego oczach zdało się dostrzec  palące się ogniki, które z każdą chwilą, gdy Sanji obracał w dłoniach paczuszkę i przyglądał się jej, zahaczając bladymi palcami o ciemnobrązowy, szorstki i średnio przyjemny w dotyku rzemyk, pogłębiały niebieski kolor tęczówek chłopaka. – Chciałbym z kimś korespondować – wyznał głośno, a po chwili muzyce zaczął towarzyszyć głośny śmiech Law'a, mieszający się z płynną melodią i słowami Edith Piaf.


Non, rien de rien
Non, je ne regrette rien
C'est payé, balayé, oublié
Je me fous du passé

Avec mes souvenirs
J'ai allumé le feu
Mes chagrins, mes plaisirs
Je n'ai plus besoin d'eux

-Oi, z czego się śmiejesz?! – zawołał zdziwiony, a także skrępowany i nieco zażenowany.
- Z niczego, z niczego – powiedział, gdy uspokoił się, fala śmiechu, która go niespodziewanie zaatakowała, w końcu opadła, pozwalając mu wytłumaczyć swoje zachowanie rozwścieczonemu Sanji'emu. – Bardzo mi się podoba ten pomysł. Zdziwiłeś mnie, ale obiecuję, że kiedyś napiszę do ciebie nie jeden list.
- W takim razie, trzymam cię za słowo – szczerząc się szeroko, opadł na Law'a, siedzącego na krześle, jednocześnie rzucając paczuszkę na biurko. – Teraz nie są mi już potrzebne, będę czekał na własne, gdy przyjdzie na nie pora.


Balayés les amours
Avec leurs trémolos
Balayés pour toujours
Je repars à zéro

Non, rien de rien
Non, je ne regrette rien
Ni le bien, qu'on m'a fait
Ni le mal, tout ça m'est bien égal

***

   Nie sądził, że tak szybko dane mu będzie wypełnić obietnicę złożoną Sanji'emu. Listy stały się węzłem, łączących ich przez dwa lata, sposobem porozumiewania się okresie rozłąki, która przyszła dla Lawa niespodziewanie. Wiedział, że chłopak będzie chciał go szybko opuścić, bo nie mógł ścierpieć życia na czyjś rachunek, nawet jeśli ta osoba była jego kochankiem. Rozumiał także pociąg Sanji'ego do samodoskonalenia się w zakresie gotowania. Law szybko dostrzegł nietypowość tego młodzieńca, która uderzyła go, jednak w niezwykle pozytywny sposób.
Doktor miał bowiem brzydki zwyczaj porównywania ludzi do zwierząt, nieważne, czy to byli to jego bliżsi znajomi, czy dalsi, oceniał w ten sposób nawet pacjentów, przyjmowanych w gabinecie lekarskim. Oczywiście wiedzę na ten temat zachowywał dla siebie, nie chcąc by jego myśli ujrzały światło dzienne, nigdy nie wypowiadał ich na głos. To był jego drobny sekret, którym z nikim się nie dzielił. O ile każdemu człowiekowi przypisywał jedno zwierzę wyglądem czy zachowaniem kojarzącym z daną istotą, tak przy Sanji'm pojawił się problem jednoznacznego określenia chłopaka.  Gdy zainteresował się czymś, potrafił rozmawiać godzinami niczym rozgadana papuga, ciesząc się przypominał merdającego ogonem psa, w chwili złości i istniej pasji był jak lew, a w momentach, w których obrażał się, a następnie przychodził, spragniony pieszczoty i nawet niewielkiego kontaktu z Law'em, ten porównywał go do kota, chadzającego własnymi ścieżkami. Niejednoznaczność jego natury sprawiała, że był on bardziej pociągający, niekiedy trudny do zrozumienia, a przez jego dziecinną naiwność, doktorowi powracała cząstka, zagubiona gdzieś w tym nowym, współczesnym świecie dorosłych, tak odmiennym od czasów minionej młodości.

***

Law objął kochanka, w ten sam sposób jak podczas ich pierwszego spotkania, jednak teraz nie planował wypuścić Sanji'ego ze swoich ramion, zamknął go w gorącym uścisku niczym ptaka w klatce, chcąc tym samym dać mu do zrozumienia, że jest on tylko i wyłącznie jego. Dłonie, wodząc po ciele, poznawały je ponownie, zatrzymując się przez chwilę na pośladkach, później z powrotem idąc w górę i drażniąc zimne plecy młodzieńca, który niedawno lubował się smakiem tytoniu na balkonie, podczas chłodnego wieczoru, kiedy to wiatr zamieniał się w istny huragan, zaskakując niewyobrażalną siłą. Sanji początkowo przyglądał się temu, pozostając bierny, jakby nie do końca zdecydowany pozwalał Law'owi jak dziecku bawić się nową zabawką, lecz niedługo po tym na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek, świadczący, że śmiałość powróciła, pobudzona przez dotyk partnera.
W pewnym momencie Law zbliżył usta do warg kochanka i musnął je delikatnie kilka razy, natomiast młodszy zachęcony przez niego, przeniósł dłoń na głowę Trafalgar'a i zanurzył palce w jego ciemnych włosach, po czym przyciągnął go mocniej ku sobie, zmieniając drobne pocałunki początkowo z pozoru na bardziej romantyczne, jednak zaraz stały się one namiętne i głębokie, przemieniające się z każdą sekundą w dzikie, pierwotne, przepełnione pożądaniem dwóch pragnących siebie ciał. Ta niecierpliwość chłopaka rozbawiała Law'a, natomiast Sanji śmiał się w duchu, będąc świadomy jak jego parter stara się ukryć ziarno egoizmu, które dawno wykiełkowało, a już co najmniej kilka lat temu rozkwitło na dobre, teraz szczególnie pielęgnowane przez młodego kucharza, który spełniał większość zachcianek doktora. Początkowa delikatność zanikała, ustępując miejsca, jakieś dziwnej sile, a oni poddawali się jej bez walki, bo wiedzieli, że nie tyle co muszą, a chcą ulec temu słodkiemu uczuciu i pragnieniu, wołającemu jeszcze niegdyś cicho, teraz głośno i wyraźnie, dopraszając się spełnienia. Zamknęli oczy, zatracając się.
Język Law'a pieścił wnętrze ust kochanka, który odpowiadał żywo na gorące pocałunki. Można by powiedzieć, że oboje walczyli o dominacje, czyniąc je jeszcze dzikszymi niż początkowo. Byli złączeni w chaotycznym tańcu, do którego nie można by było dobrać odpowiedniej muzyki, jednak to Law okazał się być tym prowadzącym swojego partnera, a Sanji powoli ulegał temu urokowi, lecz mimo to iskierki namiętności nie znikały, a nawet rozświetlały bardziej, gdy starszy mężczyzna pogłębiał przyjemność, płynącą z ruchów języka, muskającego podniebienie i wewnętrzną stronę policzków kucharza. Oboje czuli się cudownie, mieli wrażenie, że dosięgają nieba, jednak okazało się ono wyjątkowo dalekie i trudne do zdobycia - zaczęło brakować im powietrza aż w końcu oderwali się od siebie, a ich przyspieszone oddechy wypełniły przestrzeń. Law, nie mogąc znieść widoku, kuszących go, pozostających  w nieładzie, lekko wilgotnych jasnych włosów, a także przymkniętych oczu, patrzących na niego w zuchwały sposób, przywarł ustami do szyi kochanka, po czym wargami zaczął muskać drobny kawałek skóry, schodząc coraz niżej, a zatrzymując się na krótką chwilę na obojczyku, gdzie zostawił  wyraźny ślad, mający być przypomnieniem w ciągu najbliższych dni o tym, kim byli dla siebie.
Sanji czuł, jak jego parter zaczyna kierować nim, wskazując drogę do sypialni. Gdy jedna dłoń, zdobiona tatuażem powędrowała pod kolano kucharza, ten chwycił się mocno szyi kochanka, który nie czekał długo i łapiąc go z drugiej strony, uniósł wysoko, zaś figlarny młodzieniec oplótł jego ciało nogami w pasie, zadowolony odchylił głowę i nie kryjąc dobrego humoru zaśmiał się melodyjnie.
- Jesteś jak duże dziecko – skwitował ze złośliwym uśmieszkiem, obserwując uważnie mieszankę emocji na obliczu Sanji'ego, w którym odnalazł rozbawienie, ciekawość, pragnienie, lecz nie dojrzał najmniejszej chęci zrezygnowania i wycofania się.
- I kto to mówi? – odpowiedział spoglądając na niego, po czym zadziornie pokazał mu język, który to Law prawie natychmiast ugryzł delikatnie zębami, zaraz łącząc ich z powrotem w pocałunku, tym samym zamykając wilgotne usta kucharza na dobre.
Sanji smakował tytoniem, a zapach papierosów przeszedł jego koszulę. Law, który jako lekarz był całkowicie przeciwny nałogowi kochanka, teraz jakby za sprawą magicznej różdżki zapomniał o tym, odpłynął gdzieś dalej, tam, gdzie mógł delektować się najlepszym ze wszystkich dań. Po dotarciu do sypialni niechętnie przerwał kosztowanie słodkich ust kuka i rozstał się z partnerem na drobne sekundy, rzucając go na łóżko. Prawie natychmiast pozbył się  czarnego golfu, krępującego jego ruchy. Nim rozeznał się w sytuacji, już szedł w stronę łóżka, zachęcany przez Sanjiego, poruszającego palcem w swoją stronę, jednoznacznie zawadiacko mówiącego tym samym „chodź do mnie”. Law wciąż panował nad sytuacją, lecz niewielki gest wykonany przez kuka, zachęcił go do ponownego zanurzenia się w tej przyjemności, płynącej z najmniejszego kontaktu z tym bezczelnym młodzieńcem.
Sanji trwał w półsiedzącej pozycji, a doczekawszy się przybycia kochanka, który połączył gorące wargi na nowo w pocałunku, ułożył dłoń na głowie Lawa i omal nie jęknął, gdy poczuł jak ten przejeżdża opuszkami palców po jego nodze, następnie idzie w górę i zaciska się na męskości, a zaraz potem znika stamtąd i zagrzewając miejsce dopiero na klatce piersiowej, wodzi po niej, zahaczając przez koszulę o sutki partnera. Jednocześnie penetrując wnętrze ust Sanji'ego, Law rozpinał guziki, przeszkadzającego mu w dostaniu się do torsu, ubrania. Palce mimo, że działały zręcznie, to zupełny brak koncentracji, będący skutkiem zatracania się w cudownym smaku spragnionych pocałunku ust, spowodował przedłużenie się tej prostej czynności, zwiększając zniecierpliwienie ze strony kuka. Od razu po uwolnieniu Sanji'ego z niewolniczej koszuli, Law przestał pieścić wargi kochanka, przenosząc się na szyję, a następnie zjeżdżając językiem w dół, coraz niżej i zatrzymując się dopiero przy zaróżowiałych sutkach, chwycił jednego z nich z zęby, zaczynając ssać, co jakiś czas go przegryzając. Cichy jęk, który wypłynął z rozgrzanych ust Sanji'ego okazał się zachętą dla Law'a.
- Aż tak ci dobrze od samego lizania sutków? – zapytał złośliwie, nie mogąc pozostawić tej kwestii bez komentarza.
- Zamknij się, ty draniu! – zawołał, lecz nie miał czasu nawet przygotować jednej ze swoich obrażalskich min, gdyż palce dotykające przez materiał spodni jego męskości sprawiły, że westchnął głośno.
- Chyba jest ci tam trochę ciasno – stwierdził Law, natomiast dłoń Sanji'ego również powędrowała w miejsce penisa kochanka, a na jego twarz wkradł się wredny uśmieszek.
- Chyba nie tylko mi jest tam trochę ciasno – zamruczał mu do ucha, muskając przez ubranie, palcami męskość kochanka, ugniatając dotykane miejsce.
Law nie odpowiedział mu na rzucony w jego stronę komentarz, a tylko poddawał się tej przyjemnej pieszczocie, nie pozostając jednak bierny. Dłoń doktora zaczęła naśladować płynne ruchy palców kochanka, tym samym sprawiając kukowi również drobinkę przyjemności, za którą został wynagrodzony pożądliwym, zdradzającym niecierpliwość, spojrzeniem. W pewnym momencie Sanji rozpiął spodnie Law'a a pieszczota zyskała zupełnie nowy wymiar, gdy dotykany był już tylko przez materiał bokserek. Doktor kopiując ruchy i poczytania swojego kochanka, doprowadzał go do błogiego stanu, w którym myśli skupiały się tylko na chwili przyjemności, otrzymywanej z rąk partnera. Przerwał czynność na niedługi czas, by pomóc Sanji'emu pozbyć się zbędnych ubrań, a następnie sam ściągnął spodnie, a także bokserki. Nagie ciała zbliżyły się do siebie, wznawiając drobną pieszczotę, wodząc palcami początkowo tylko po prąciu, a zaraz delikatnie ugniatając w dłoniach jądra. Ich oddechy stawały się szybsze, fala gorąca, która na nich spłynęła, rozgrzała kochanków jeszcze mocniej, a rozszerzone źrenice, zdradzały pożądanie, łączące Sanji'ego i Law'a.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taki – Law mówiąc, przerwał na chwilę, by zbliżyć się do ucha partnera, a następnie przegryzając jego płatek, szepnął – potulny.
- Ty parszywy draniu, to… Ach! – nie dokończył, gdyż usta kochanka niespodziewanie przeniosły się w inne miejsce.
Law otoczył wargami jego gorący członek, a ten mógł tylko wydobyć z siebie jęk, niemożliwy do powstrzymania, unoszący się przez drobną chwilę w przestrzeni, zaraz zastąpiony kolejnym, gdy partner umiejętnie przejechał językiem po prąciu, a palcami podrażniając jądra kuka, spowodował, że blade oblicze Sanji'ego przybrało na policzkach kolor ostrej czerwieni. Widok wyjątkowo przyjemny dla oczu Law'a, spowodował, że podniecenie, które ogarnęło jego ciało, wzięło nad nim górę. Nie mógł myśleć już o niczym innym tylko o słodkim przyspieszonym oddechu kochanka, towarzyszących mu rozkosznych jęków, będących najpiękniejszą melodią, a także rozmarzonej minie partnera, patrzącego na niego spod przymkniętych oczu.
Law odsunął się od Sanji'ego, co spotkało się z westchnieniem zawodu ze strony tego drugiego, jednak starając się to zignorować doktor sięgnął po spodnie, skąd z tylnej kieszeni wyciągnął zapakowaną prezerwatywę.
- Daj mi to – powiedział Sanji zachrypniętym głosem, a gdy Law wypełnij jego rozkaz, dodał tylko: - ja ją założę.
Sanji rozpakował prezerwatywę z opakowania, ułożył odpowiednio, po czym wziął do ust i zaraz nachylił się nad członkiem partnera, na który powoli, nie spiesząc się, założył ochronną otoczkę zjeżdżając ustami w dół. Gdy spojrzał w oczy kochanka, zobaczył jak ten patrzy na niego z nieukrywanym pragnieniem dosięgnięcia go, poznania drugiego ciała lepiej, tak jakby opanowanie, trzymające jego żądze na boku ulotniło się z niego, a zastąpiło je silne pożądanie, wyeksponowane przez iskry w ciemnych oczach Law'a. Widok ten bardzo przypadł mu do gustu, był szczęśliwy, że doprowadza swojego partnera do stanu, kiedy to emocje doktora są wyjątkowo widoczne, sprawiając tym samym, iż da się z niego czytać niczym z otwartej księgi. Nie dane mu by było jednak korzystanie ze zdobytej wiedzy, gdyż sam również znajdował się w stanie ciężkim do pojęcia, w którym uczucia krążyły w nim, nie mogąc się uspokoić. Sanji z ledwością zrozumiał słowa kierowane w jego stronę, przekazujące mu, żeby położył się na łóżku i jak zahipnotyzowany wykonał polecenie. Dopiero silny ból obudził go ze stanu otumanienia, a głośny krzyk o mało nie wyrwał mu się z gardła, gdy członek Law'a znalazł się w nim.
- Spokojnie, będę delikatny – powiedział wprost do ucha Sanji'ego, widząc wykrzywioną w bólu twarz kochanka.
- Nie rób ze mnie delikatnej kobiety, cholerny draniu – odrzekł zadziornym, lekko zachrypniętym głosem, dając znać partnerowi, że wszystko jest z nim w jak najlepszym porządku.
Law zachęcony bezczelnością kochanka, powoli zaczął poruszać się w nim, kierując dłoń na członek Sanji'ego i muskając go palcami zaczął jeździł po nim w górę i dół, pozwalając tym samym zapomnieć kukowi o bólu, towarzyszącym mu przy każdym pchnięciu. Trafalgar zbliżył swoją twarz do wciąż rozgrzanych ust partnera, łącząc ich w pocałunku. Na początku przelewał on na kochanka całą swoją delikatność, jednak młodszy przemieniał subtelne muśnięcia w coś bardziej płomiennego, tak samo dzikiego, jak podczas gry wstępnej, dającego wrażenie, że Sanji pragnie zakosztować wszystkiego w jednej, krótkiej chwili.
Pchnięcia, idealnie synchronizowane z ruchami Sanji'ego, powodowały, że oboje zatracali się w rozkoszy, która całkowicie pochłonęła ich umysły i ciała. Czas przestał mieć znacznie, miejsce nie odgrywało żadnej roli, inni ludzie w tej chwili dla nich nie istnieli, gdyż skupieni tylko na sobie, połączonych w gorącym uścisku, zapomnieli o wszystkim, co otaczało ich do tej pory. Jęki płynące z ust Sanji'ego, będące głośną manifestacją przyjemności, nikły, głuszone przez wargi Law'a, namiętnie całującego kochanka, który oplótł nogami partnera, zahaczając piętami o jego pośladki.  Żaden ruch nie wydawał się przypadkowy, każdy wypełniony żarem, ogrzewających ich od wewnątrz.
I, gdy w końcu stracili nad sobą panowanie, a palce u nóg Sanji'ego zesztywniały, zaś jego plecy unosząc się lekko, wygięły się w łuk, ogromna rokosz spłynęła na nich, potwierdzona przez kuka głośnym jękiem w usta Law'a, który zaraz zmęczony opadł na ciało partnera. Palce Sanji'ego wsunęły się w ciemne włosy, a on sam zamknął oczy, starając się uspokoić silnie bijące serce i przyspieszony oddech.

***

Dziki, bezczelny, szalony, zadziorny, zaskakujący i nietypowy – taki właśnie był Sanji według Law'a. Niewątpliwie utalentowany, elegancki, posiadający niezwykłą grację i płynność w ruchach stał się jego uzależnieniem, narkotykiem, którego wciąż mu brakowało. Ta pamiętna noc mocno wryła się w pamięć Law'a. Właśnie to wtedy ten pociągający, jednak nieokiełznany i wyjątkowo bezczelny młodzieniec zamknięty został w jego silnym uścisku, z którego już nie planował go nigdy wypuszczać, więc dlaczego on również czuł się jakby wpadł w sidła zastawione przez Sanji'ego?

***

         Law otworzył niechętnie oczy, na które pierwsze promienia słońca zaczęły rzucać swój blask, nie dając mu nawet chwili na obronę przed nimi. Dopiero po kilku minutach bezczynnego leżenia i wpatrywania się w dal, wyszedł ze stanu sennego otumanienia, przypominając sobie gorącą noc, spędzoną z kochankiem.
- Witaj, słoneczko – głos Sanji'ego wyrwał go z rozmyślań, a on podniósł głowę gwałtownie, by na niego spojrzeć.
Stał w drzwiach, ubrany jedynie w rozpiętą koszulę, za dużą jak na niego, prawdopodobnie wyjętą z szafy Law'a, ręce miał szeroko rozłożone, a w jednej dłoni trzymał otwartą butelkę szampana. Szeroko się uśmiechając, wciąż patrząc zadziornym spojrzeniem w oczy kochanka, przeszedł przez pokój nieskrępowany swoją półnagością i zaraz usiał przy wciąż zaspanym parterze. Jasne włosy pozostawały w nieładzie, a grzywka jak zawsze opadała mu na jedno oko, czyniąc go jeszcze bardziej ponętnym. Przyłożył butelkę do ust, odchylił głowę, po czym wypił duży tyk szampana.
- Chcesz? – spytał podsuwając mu ją pod nos, a ten kopiując jego ruchy, również zamoczył usta w alkoholu. – Teraz to ja nie wiem, czy wytrzymam te dwa lata – powiedział roześmianym głosem z dość głupawym, jednak ujmującym uśmiechem.
Law nie odpowiedział. Wiedział, że Sanji podjął ciężką decyzję i musiał zaakceptować jego wybór. Dłoń pokryta tatuażem powędrowała w stronę szafki nocnej, z której szuflady  wyjęła zapakowaną igłę, po czym doktor jednym gestem nakazał kochankowi przybliżenie się. Sanji usiadł przy Law'ie, odchylając głowę w bok, i zbierając włosy, przeszkadzające w wykonaniu zabiegu, mającego zaraz mieć miejsce. Doktor uchwycił ucho partnera, po czym przetarł je wacikiem polanym spirytusem. Nagły ból uderzył Sanji'ego, gdy Law wbił mu igłę, jednak poza cichym syknięciem, żadne odgłosy niezadowolenia nie wydostały się z jego ust. Po niedługim czasie zabieg został ukończony. Law wyjął jeden złoty kolczyk ze swojego ucha i założył go kochankowi, po czym delikatnie pocałował jego płatek.
- Nie dam ci o sobie zapomnieć – szepnął.
- Nie mam zamiaru zapominać. Poczekaj dwa lata, a wrócę jako najlepszy kucharz i przygotuje dla ciebie tak dobre danie, że jego smak zapamiętasz na całe życie, a gdy będziesz prosić o dokładkę, ja, dobry człowiek, dam ci kolejną porcję – powiedział wesołym głosem, a opuszkami palców dotykał złotego kolczyka. – To obietnica.
***

Obietnica, złożona Law'owi tamtego ranka miała dziś się wypełnić. Czas oczekiwania dobiegł końca. Wstał, słysząc głos oznajmujący, że pociąg już przyjechał. Wyszedł natychmiast na zewnątrz, zostawiając rękawiczki na siedzeniu we wnętrzu budynku, zupełnie zapominając o straszliwym zimnie i prószącym śniegu. Jego oczy wędrowały wszędzie, poszukując kochanka wśród dzikiego tłumu przechodniów, spieszących się do domów. Gdy wzrok zatrzymał się na jasnej czuprynie, a Law zaraz dojrzał zagubioną minę kochanka, ruszył szybkim krokiem w stronę Sanji'ego, śledzącego otoczenie bystrym spojrzeniem. Złoty kolczyk błyszczał w prawym uchu przybysza, niechlujnie założona rozpięta kurtka upewniła doktora w tym, że chłopak prawdopodobnie zasnął w pociągu, a obudził się niedawno i zapewne zdziwiony oraz lekko przerażony szybko zaczął kierować się ku wyjściu. Senny wzrok zastąpiony został gorącymi iskierkami koloru błękitnego płomienia, a  goszcząca w nich radość, podobnie jak szeroki uśmiech, malujący się na jego obliczu przywitały Law'a, który zaraz chwycił w ramiona Sanji'ego. Tak, po dwóch latach silnie wiejący ze Wschodu wiatr jednym dmuchnięciem przyniósł mu wszystko za czym tak okropnie tęsknił – cudowny uśmiech, melodyjny śmiech, wypełnione uczuciem oczy i rozkoszny zamach tytoniu, drażniący nozdrza doktora.
*****

  Moje lenistwo zostało pokonane, a opowiadanie wstawione wcześniej niż planowałam. Jeszcze trochę i zacznę wierzyć w cuda. To jak? Podobało się? Ach, pierwsze gej-porno z OP, nie sądziłam, że to będzie LawSanek, ale ostatnio strasznie mnie do nich ciągnie, nie mogłam się powstrzymać. Błędy? Literówki? Pewnie jakieś są, jeśli znajdziecie to proszę o wypomnienie mi ich, bo jestem gapa i często zdarza mi się przeoczyć wiele rzeczy, a szczególnie ostatnio.

2 komentarze:

  1. No i szczerze powiedziawszy zaniemówiłam *.* I jestem wniebowzięta dzięki Tobie, Żabciu :* Tak szczerze, to wyczekiwałam tego opowiadania i byłam święcie przekonana, że dopiero w walentynki moje oczy się nacieszą, a tutaj taka niesamowita niespodzianka *.* LawSanek!!! Kurde, a tak mi się marzył, bo te arty codziennie ostatnio na pixivie tak przyciągają, że głowa mała :D Już na wstępie bardzo dziękuję za napisanie tego cudeńka i oczywiście pytanie… KIEDY NASTĘPNY LAWSANEK?! *.* Teraz będę Cię kojarzyła z nimi :D

    Gatunek romans, tak to bez wątpienia moje klimaty! I co jeszcze? FRANCJA <3 I rytm Edith Piaf <3 I piosenka „Nie, nic nie żałuję” <3 Kocham <3 Cała otoczka, ten klimat i czekający Law na swojego ukochanego. Rany, w rytmie tej piosenki normalnie aż się w oczach szklą łzy. Oddałaś to tak fajnie i nawet nie ominęłaś egoizmu Lawa. To jak z niecierpliwością czekał, chcąc już go zobaczyć… Normalnie jestem poruszona. I jeszcze te jego retrospekcje. Ich pierwsze spotkanie było zabawne. Można się było spodziewać takie bystrości ze strony lekarza. Hihihi, Sanji był niezły. Ale nie dziwię się, że nie mógł się oprzeć urokowi blondyna. W końcu to najcudowniejsza istota, mimo iż wymyślona *.* Charakterki to oni mają obydwoje uparte i bezczelne. W każdym razie bardzo się cieszę, że Trafal go z tamtego bagna uwolnił i zaprosił do siebie jako prywatnego kucharza Jejku, co tam się musiało niekiedy dziać *.* Drugi fragment, gdzie leciała piosenka z megafonu również bardzo nastrojowy. Ten motyw z listami. Nic dziwnego, że akurat w tamtym momencie Lawowi taka sceneria się przypomniała. Jeju, i ten francuski w tle. Normalnie wymiękam. Świetna robota :* Oj, San-chan, dostaniesz jeszcze mnóstwo listów :D Porównywanie do zwierząt mnie zabiło. Jeśli chodzi o Sanjiego to on zawsze będzie dla mnie dzielnym, walecznym, kochanym i uroczym Kaczorkiem <3 Teraz to na co czekałam z zapartym tchem… seksy :D Opis wszystkiego wyszedł Ci naprawdę bardzo subtelny. Nie wiem jak to będzie w przypadku innych, ale ja naprawdę czułam francuski klimat. Nawet w tej niezwykłej scenie. Och, kochani są *.* Bardzo ładnie to opisałaś i w końcu przeczytałam ich seksy po polsku *.* I w takiej ładnej otoczce. Naprawdę, gratuluję :* Jeszcze mając przed oczami kreskę Naviyi to już w ogóle *.* I ta ich romantyczna obietnica, zapieczętowana kolczykiem. Uwielbiam ten motyw. Z Pauliś użyłyśmy go dawno temu w naszym RP <3 No i w końcu doszło do ich spotkania :) Równie bardzo łatwo można było sobie wyobrazić. Tak, Law, bierz swojego skarba i zwijajcie się do domku *.* W końcu należycie trzeba się przywitać :D

    Przepraszam, że tak chaotycznie i w ogóle ale ostatnimi czasy wypadłam z wprawy jeśli chodzi o pisanie komentarzy :) Ten jednak postanowiłam od razu skomentować, żeby nudzić Cię o kolejne LawSanki :P Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, ale to naprawdę wyszło Ci bardzo fajnie :D Pisz, dziewczyno, pisz :D Jeszcze raz bardzo dziękuję :* I również za wrzucenie go wcześniej :) Naprawdę czekałam, a jak dzisiaj na bloggerze zobaczyłam to aż mi się oczka zaświeciły.

    A tak na koniec jeszcze z ciekawości zapytam odnośnie Sanjiego ;) Nie chciałaś dać mu francuskiego albo japońskiego imienia? :) Tak się właśnie zastanawiam czemu wszyscy dają mu Black, które jakby nie patrzeć mało ma z nim związane i średnio do imienia pasuje :)

    Merci, mademoiselle ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm opowiadanie mi się podobało ale hmm nie wiem jak to ująć więc zostawię tą sprawę

    OdpowiedzUsuń