Autorka: Fryne Wilde
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: romans, yaoi
Para: LawxSanji
Ograniczenie wiekowe: 18+
Wiatr wiejący
ze Wschodu przynosił chłód, atakujący przechodniów, powodując, że policzki ich oblane lekko różowym kolorem, przechodzącym
w obfitą czerwień, a bordowe nosy,
które ludzie starali się ukryć pod szalikami, chcąc tym samym obronić się choć
trochę przed ogarniającym wszystkich zimnem,
stawały się pierwszymi oznakami wyjścia na mróz. Drobne płatki śniegu przyczepiały się do
kurtek idących szybkim krokiem, po czym znikały,a zaraz zastępowane były
nowymi, podobnie czyniły to sylwetki osób spieszących się w umówione miejsca,
mających w głowie zbyt dużo myśli i obowiązków, nie pozwalających na chwilę
odpoczynku. Niekiedy dało się zauważyć pocierających dłonie i przeklinających
pod nosem na zostawione w domu rękawiczki, tak niezbędne dzisiejszego wieczora,
kiedy to zmarznięte palce sztywniały, poddając się zimnemu powietrzu. Młode
panny, usilnie odmawiające każdej zimy założenia niemodnych czapek, łapały
kaptury kurtek, ciągle nie mogące utrzymać się na głowie dłużej niż kilka
sekund z powodu silnego wiatru.
Brunet o twarzy
poważnej, zdradzającej pewną niecierpliwość przyglądał się otaczającemu go
światu za szklanych drzwi, oddzielających zirytowanego od nieprzyjemnego zimna,
które niedawno jeszcze mu towarzyszyło zanim wkroczył do budynku. Mimo, że w
pomieszczeniu było ciepło, to na widok zmarzniętych ludzi przeszył jego ciało
niemiły dreszcz i po chwili zanurzył się aż po nos w wełnianym szaliku. Przystojna
twarz mężczyzny skrzywiła się w grymasie niezadowolenia, gdy tylko oczy
natrafiły na zegar i tablicę informującą o spóźnieniu pociągów. Niedługo potem
w pomieszczeniu rozniósł się kobiecy głos przepraszający za wszelkie trudności i
niedogodności związane z dojazdami i tłumaczący, że winną jest nie kto inny jak
tylko matka natura, zaskakująca motorniczych każdego roku swoją siłą.
Trafalgar Law
był mądrym, dorosłym człowiekiem, jednak w niektórych sprawach ciągle
przypominał dziecko. Wiedział, że skoro czekał dwa lata to może zdusić w sobie
tę drobinkę niecierpliwości i irytacji, nie odstępującą go we wspomnianym
okresie na krok, będącą niczym cień, dręczącą go każdej nocy przed snem, nie
pozwalającą mu spokojnie odpłynąć natychmiast, tak jak tego pragnął, a wręcz
napastującą go przez co najmniej godzinę nim oczy ostatecznie zamknęły się, a
umysł znalazł się w innej krainie, natomiast ciało mogło pozwolić sobie na
odpoczynek po całym dniu pracy. Czas dłużył się nieubłaganie, a jemu często
wydawało się, że wskazówki zegara stanęły w miejscu, każda sekunda stawała się
dla niego wiecznością, w której był zamknięty od dnia, kiedy pewna osoba
opuściła go, rzucając obietnicę powrotu. Gdy w końcu dwa lata minęły, on czekał
w niewielkim pomieszczeniu na peronie na pociąg, mający dostarczyć mu
szczęście, spokojny sen i piękny uśmiech, zakodowany w jego pamięci, będący
podporą w trudnych chwilach, w momentach słabości. Właśnie w takie dni, gdy
serce okrywało jakiś dziwny mrok, wspomnienia powracały do niego, a on
odnajdywał wcześniej zagubioną prawidłową drogę.
***
Klub „Punk Hazard” należał do jednych z tych
miejsc we Francji, które cieszyły się
podwójną sławą. Chwalony za wspaniałe jedzenie, doskonały alkohol, a także
piękne kelnerki i przystojnych kelnerów, umieszczony został na szczycie
najlepszych lokali, jednak wszyscy bogaci klienci wiedzieli o drugiej stronie
medalu i nierzadko z tej wiedzy korzystali. Klub ten oprócz przyjemności,
cieszących podniebienie i oko, oferował usługi na tle seksualnym i nikt nie
musiał o tym głośno mówić, gdyż wiele rzeczy stało się po prostu oczywiste. Trafalgar
Law dowiedział się o Punk Hazardzie od znajomych, a później obiło mu się kilka
informacji o uszy i już w tym momencie pił drinka, podanego przez średniego
wzrostu blondyna, ubranego w czarny garnitur. Sam nie mógł uwierzyć, że
postanowił odwiedzić miejsce tego typu, przez jakiś czas nawet przekonywał się,
iż tak naprawdę przybył tutaj, by przetestować potrawy i sprawdzić jakość
trunków, jednak po ujrzeniu przystojnego mężczyzny, który mrugnął do niego, prawie
niezauważalnie kiwając głową na drzwi, oblizał usta i uśmiechnął się pod nosem,
będąc pewnym, czego mu dziś potrzeba.
Gdy tylko kelner zniknął, Law poczekał
dokładnie dwie minuty, po czym wstał od stołu i skierował się w stronę pomieszczenia,
gdzie czekał na niego nieznany blondyn, czuł jak coś pcha go w stronę tego
atrakcyjnego młodzieńca. Miejsce, w którym się znalazł okazało się być maleńkim
pokoikiem, na tyle niewielkim, że po wstawieniu do niego czerwonych foteli,
drewnianego, pokrytego czarną farbą stolika, a także dwuosobowego, modnego
łóżka, kontrastującego z innymi ciemnymi meblami, wydawał się wyjątkowo ciasny
i niedogodny, a zdobiące ściany plakaty przedstawiające nagie kobiety w
wulgarnych pozach, oprawione w ramki, wywołały zniesmaczenie ze strony Law'a,
dające się odczytać z jego niezadowolonej miny. Na szczęście wyraz ten zniknął
z oblicza mężczyzny z chwilą, gdy oczy napotkały uśmiechającego się w zaczepny
sposób kelnera, który zbliżał się do niego powoli rozwiązując krawat.
Przez te drobne parę sekund Law mógł lepiej
przyjrzeć się temu młodemu człowiekowi o niepospolitej urodzie. Nie był jeszcze
w pełni zbudowanym, dojrzałym mężczyzną, cały czas otaczał go drobny dziecięcy
urok, jaki posiadają chłopcy do pewnego wieku. Jasne włosy, starannie ułożone
kolorem przypomniały złociste promienie słońca, a oczy błękitne niczym niebo w
bezchmurny dzień, wydawały się z pozoru chłodne, lecz po dokładnym przyjrzeniu
można było doszukać się w nich iskierek ciepła, głęboko ukrytych, czekających
na kogoś, kto pomoże im się obudzić z zimowego snu. Rysy regularne powodowały,
że twarz jego wydawała się bardziej subtelna, delikatny zarost nie odejmował mu
uroku, podobnie jak nietypowa kręcona brew na pewno zwracająca uwagę zwykłych
przechodniów.
Dłonie
Law'a prawie natychmiast powędrowały na plecy młodzieńca, lecz długo tam nie
gościły, gdyż po tym jak tylko przyciągnął do siebie ciało blondyna,
powędrowały one niżej, zaciskając się na pośladkach młodszego, który dla
zachęty zamruczał wprost do ucha klienta, natomiast palcami zaczął wodzić po
jego torsie. W pewnym momencie Trafalgar nawet nie zauważył, że dość śmiały
chłopak złapał go za koszulkę, po czym idąc w stronę łóżka, pociągnął za sobą
starszego, a, gdy w końcu dotarli do upragnionego miejsca, puścił ubranie,
zwalając na łóżko dorosłego mężczyznę i obdarowując go spojrzeniem mieszanki
rozbawiania i lekkiej kpiny, wciąż uśmiechał się w ten zadziorny sposób.
- Czego pan sobie, życzy szanowny kliencie?
– zachrypiał, jednak ostanie słowa wypowiedział wyjątkowo melodyjnym głosem.
- Oddaj mi mój portfel, drogi kelnerze –
powiedział, a widząc jak uśmiech schodzi z oblicza blondyna, a zastępuję go
wyraz czystego zdziwienia, który po chwili został usunięty, a na jego miejsce chłopak
przywdział maskę chłodnej obojętności.
- Kiedy szanowny klient zauważył jego brak?
– zapytał zimno.
- Już na początku, gdy twoje łapki wsunęły
się do kieszeni mojej kurtki – wyjaśnił nadzwyczaj prosto, jednak kelner nie
wydawał się zbity z tropu, a nawet podtrzymywał pewne siebie spojrzenie.
- W takim razie przedstawię szanownemu
klientowi wyjaśnienia. Czy widzi pan te kamery? – spytał kierując palec w
stronę ściany, gdzie umieszczona była niewielka kamera w kształcie ciemnej
lampy.
- To atrapy – powiedział niemal natomiast.
Zauważył zmianę, jaka zaszła w blondynie. Zrozumiał bardzo szybko, że to był
jeden z asów, jakie trzymał w kieszeni młodociany kelner, kolejny zaraz miał
wyjąć, zaskakując klienta bardziej.
- Nie jest pan głupi, szanowny kliencie –
zauważył. – Wie pan, że w ostatnim czasie policji nie potrzeba dowodów, jeśli
chodzi o sprawy dotyczące molestowania lub gwałtu na nieletnich – zaczął, po
czym wyjął z kieszeni małą książeczkę i rzucił ją w stronę Law'a. – Proszę
zobaczyć, jeśli pan rozumie sugestię. Mogę przymknąć oko na tę drobną sprawę,
jeśli oczywiście zostawiony zostanie tutaj jakiś miły fant – rzekł, po czym
widząc skupienie malujące się na twarzy klienta, dodał: – proszę czytać głośno, szanowny kliencie.
- Sanji Black, 178 centymetrów wzrostu,
kolor oczu: niebieski, kolor włosów: blond, lat – przerwał na chwilę, a na jego
twarz wkradł się złośliwy uśmieszek, zaraz jednak zakończył głośną analizę
dowodu, mówiąc: - 19.
- Tak, właśnie… Poczekaj! Co?! – wykrzyknął,
a zaraz próbował wyrwać z jego rąk dokument.
- Rozumiem, że przez przypadek dałeś mi do
zobaczenia prawdziwy dowód, a nie ten, gdzie jest sfałszowana data urodzenia,
tak? - mówił, nie kryjąc rozbawienia w głosie. Wiedział, że mógł paść ofiarą
oszustwa, zostać okradzionym lub zszargać sobie opinię, którą wyrobił, dzięki
pracowitości i perfekcji, jednak Sanji machający dłońmi we wszystkie strony w
celu odzyskania dowodu, bardzo go śmieszył.
- Szanowny kliencie, proponuję wymianę. Ja
oddam panu portfel, a pan zwróci mi dokument tożsamości – zaproponował Sanji,
siląc się na ton głosu nie pretensjonalny, a dość przyjemny i w miarę
przyjazny.
- Drogi kelnerze, to, że odzyskam portfel
jest oczywistością – odpowiedział Law, przesuwając się na drugi bok łóżka, by
zwolnić trochę miejsca dla Sanji'ego. – Siadaj i słuchaj – rozkazał, a choć na
jego twarzy malował się złośliwy jak u chochlika uśmieszek to ostry ton jakim
wypowiedział słowa, sprawił, że kelner prawie natychmiast zajął miejsce przy
nim. – Zdajesz sobie sprawę, że mógłbym zaprowadzić cię teraz na policję,
prawda? – widząc przerażone spojrzenie Sanji'ego podniósł dłoń, nakazując tym
samym zachować mu milczenie dopóki nie skończy mówić. – Spokojnie, nie zrobię
tego. Rozumiem, że nie jestem pierwszym, któremu wykręciłeś podobny numer. Ten
klub zapewnia rozrywkę swoim klientom. Jesteś jednym z tego typu osób?
- Szanowny kliencie, proszę mnie nie
obrażać. Kradnę, ale nie prostytuuje się. Już pan zapewne wie jak wygląda mój
sposób wyłudzania pieniędzy, więc nie ma sensu o tym opowiadać – powiedział
krótko.
- Bardzo sprytne – podsumował Law, a Sanji
obdarzył go najchłodniejszym ze swoich spojrzeń, które klient postanowił po
prostu zignorować i pozostawiając je bez
komentarza zapytał: – Dlaczego to robisz?
Sanji nie odpowiedział natychmiast, wciąż
skrępowany pod bystrym spojrzeniem ciemnych tęczówek klienta, siedział z
malującym się na twarzy niezdecydowaniem. W żadnym stopniu nie mógł ufać tej osobie,
która zniewoliła jego dłonie niewidzialnym węzłem, próbowała odczytywać myśli
poprzez śledzenie zmian w obliczu, a dodatkowo nie kryła dziecinnego
rozbawienia z zaistniałej sytuacji. Szybko zrozumiał, że człowiek ten, będący niepoprawnym
egoistą jest niebezpieczny dla niego. Musiał postępować ostrożnie, trzymać
emocje na wodzy i odpowiednio dobierać słowa, podczas rozmowy z niewygodnym
klientem.
- Potrzebuję pieniędzy – zaczął, milknąc na
chwilę, by poukładać w głowie swoje myśli, które chaotycznie krążyły w niej,
nie mogąc zatrzymać się nawet na sekundę. – Potrzebuję ich, ponieważ muszę
spłacić dług, bez którego nie będę mógł przejąć restauracji dziadka. Jestem
winny pieniądze właścicielowi Punk Hazardu – wyjaśnił, zastanawiając się, czy
powinien coś dodać, a może zakończyć na tym, co już wyjawił nietypowemu
klientowi.
- Ile jesteś mu winny?
- Po dwóch latach już tylko 8 000 –
powiedział, lecz wydobycie głosu z siebie przyszło z trudem, którego by się nie
spodziewał. Dość długo ćwiczył się w sztuce kłamania, a także ukrywania
niewygodnych emocji, jednak nigdy jego aktorstwo nie zostało przejrzane, aż do
tego niefortunnego momentu, na który nie był gotowy w żaden sposób.
Law Trafalgar wstał, po czym podszedł do
drzwi i zacisnął dłoń na zimnej,
metalowej klamce. Młody człowiek, zaciekawił go na tyle bardzo, że w wyjątkowo szybkim
czasie zrozumiał, iż zostawienie chłopaka w takiej sytuacji, z dobrze ukrywanym
strachem przed następnym krokiem klienta, byłoby ogromną stratą. Z natury
egoista nie zmienia nagle swojego charakteru, lecz ulega kaprysowi, podobnie
uczynił to Law tamtej nocy.
- Idziemy. Dam Ci pieniądze, które jesteś
winny właścicielowi tego klubu, ale dług, który u mnie zaciągniesz będziesz
musiał go spłacić należycie. Potrafisz gotować?
- Za niedorzeczne pytanie! Oczywiście, że
tak, nie ma lepszego kucharza w tej dzielnicy – powiedział nieskromnie, unosząc
głowę dumnie.
- Będziesz dla mnie gotował – postanowił
Law.
- Szanowny kliencie, skąd pewność, że zgodzę
się na tę kuszącą, jednak dziwaczną propozycję?
- Jeśli wolisz tłumaczyć się policji to
możesz zostać w tym miejscu.
- To jest szantaż!
-Cieszę się, że potrafisz nazywać rzeczy po
imieniu, jednak czasem powinieneś zamilknąć. A teraz, chodź i nie zwracaj się
do mnie per szanowny kliencie. Mów do mnie Law.
***
W takich
chwilach, gdy nie mógł się skupić na niczym konkretnym pozwalającym mu zająć umysł, wspomnienia
niczym ogromna fala nie do uniknięcia, zalewały jego myśli, porywając go do
czasów minionych, samych początków tej dziwnej znajomości. Trafalgar Law
wiedział, że posiadał wiele wad, a w tym wypadku dziecięca ciekawość okazała
się być jedną z nich, jednak szybko mógł ją obrócić w zaletę, gdyż właśnie,
dzięki niej już po upływie pierwszych dni, jego podniebienie pielęgnowane było
przez najlepsze potrawy, dające uczucie zanurzania się w niebiańskiej
przyjemności. Jako kolejną można wymienić wrodzony egoizm, a także nabytą siłę
perswazji, pieszczotliwie nazywaną przez Sanji'ego „umiejętnością szantażowania
innych ludzi, w celu zrealizowania własnych, chorych zachcianek”. Musiał
również przyznać, że sprowadził do swojego domu wyjątkowo szczerą, jednak bezczelnie
wyrażającą swe myśli osobę. Nawet nie wiedział, kiedy tak właściwie rozpoczął
się jego romans z nietypowym młodzieńcem, tak jakby ten moment umknął mu,
pozostając niezauważalny dla jego oczu, a także będący poza zasięgiem niebieskich
tęczówek Sanji'ego.
***
We wnętrzu jednej z starych, francuskich
kamienic, zachowujących urok dawnych wieków, a także pielęgnujących historię,
kiedy to te niewielkie budynki mogły jeszcze przypominać pałacyki, roznosiła
się słodka melodia płynącą z gramofonu, pieszcząc wrażliwe uszy domowników.
Sanji poruszał się w jej rytm, uważnie śledząc oczyma nieład panujący w
prywatnym pokoju pana domu, który oparty o framugę drzwi obserwował go z tym
swoim złośliwym uśmieszkiem. Mimo, że ludzie, wchodzący do jego gabinetu, jak
to zawsze miał w zwyczaju nazywać ten maleńki pokoik wypełniony książkami i
antykami, działali mu na nerwy, naruszając nie tylko stabilne emocje Law'a, ale
także pewną harmonię tego miejsca, to młodzieniec o niezwykłym poczuciu smaku
nie tylko nie przeszkadzał mu, a nawet zlewał się z przedmiotami, zgromadzonymi
tutaj i tworzył całość, według Trafalgar'a bardzo zadowalającą.
Non,
rien de rien
Non, je ne regrette rien
Ni le bien qu'on m'a fait
Ni le mal tout ça m'est bien égal
- Co to? –
spytał Sanji, a jego palce, choć początkowo musnęły niestarannie leżącą na
biurku „Lolitę” Nabokova, to w dłoniach zagościła nie ona, a paczka kopert,
starannie przewiązanych ciemnobrązowym rzemykiem. – Listy –wyszeptał, po czym
jego oczy skierowały się z drobnej paczuszki na Law'a, skrywając w sobie prośbę
o powiedzenie coś więcej na ten temat.
- Tak, listy
– powiedział wolno Law, po czym wszedł do pokoju lekkim krokiem i usiadł na
krześle przy biurku z dębowego drewna. – Od czasu do czasu piszę z przyjacielem
z dawnych lat. Czyżbyś uważał to za aż nazbyt staroświeckie? – spytał
złośliwie, chcąc poprzekomarzać się z
Sanji'm, jednak ten go ponownie zaskoczył.
- Głupi
jesteś, czy żarty sobie ze mnie robisz, ty draniu?! – odpowiedział
zbulwersowany, a mimo tonu jakim wypowiedział słowa skierowane do Law'a, w jego
oczach zdało się dostrzec palące się
ogniki, które z każdą chwilą, gdy Sanji obracał w dłoniach paczuszkę i
przyglądał się jej, zahaczając bladymi palcami o ciemnobrązowy, szorstki i
średnio przyjemny w dotyku rzemyk, pogłębiały niebieski kolor tęczówek chłopaka.
– Chciałbym z kimś korespondować – wyznał głośno, a po chwili muzyce zaczął
towarzyszyć głośny śmiech Law'a, mieszający się z płynną melodią i słowami Edith
Piaf.
Non, rien de rien
Non, je ne regrette rien
C'est payé, balayé, oublié
Je me fous du passé
Avec mes souvenirs
J'ai allumé le feu
Mes chagrins, mes plaisirs
Je n'ai plus besoin d'eux
Non, je ne regrette rien
C'est payé, balayé, oublié
Je me fous du passé
Avec mes souvenirs
J'ai allumé le feu
Mes chagrins, mes plaisirs
Je n'ai plus besoin d'eux
-Oi, z czego się śmiejesz?! – zawołał zdziwiony, a
także skrępowany i nieco zażenowany.
- Z niczego, z niczego – powiedział, gdy uspokoił się,
fala śmiechu, która go niespodziewanie zaatakowała, w końcu opadła, pozwalając
mu wytłumaczyć swoje zachowanie rozwścieczonemu Sanji'emu. – Bardzo mi się
podoba ten pomysł. Zdziwiłeś mnie, ale obiecuję, że kiedyś napiszę do ciebie
nie jeden list.
- W takim razie, trzymam cię za słowo – szczerząc się
szeroko, opadł na Law'a, siedzącego na krześle, jednocześnie rzucając paczuszkę
na biurko. – Teraz nie są mi już potrzebne, będę czekał na własne, gdy
przyjdzie na nie pora.
Balayés les amours
Avec leurs trémolos
Balayés pour toujours
Je repars à zéro
Non, rien de rien
Non, je ne regrette rien
Ni le bien, qu'on m'a fait
Ni le mal, tout ça m'est bien égal
Avec leurs trémolos
Balayés pour toujours
Je repars à zéro
Non, rien de rien
Non, je ne regrette rien
Ni le bien, qu'on m'a fait
Ni le mal, tout ça m'est bien égal
***
Nie
sądził, że tak szybko dane mu będzie wypełnić obietnicę złożoną Sanji'emu. Listy
stały się węzłem, łączących ich przez dwa lata, sposobem porozumiewania się
okresie rozłąki, która przyszła dla Lawa niespodziewanie. Wiedział, że chłopak
będzie chciał go szybko opuścić, bo nie mógł ścierpieć życia na czyjś rachunek,
nawet jeśli ta osoba była jego kochankiem. Rozumiał także pociąg Sanji'ego do
samodoskonalenia się w zakresie gotowania. Law szybko dostrzegł nietypowość
tego młodzieńca, która uderzyła go, jednak w niezwykle pozytywny sposób.
Doktor miał
bowiem brzydki zwyczaj porównywania ludzi do zwierząt, nieważne, czy to byli to
jego bliżsi znajomi, czy dalsi, oceniał w ten sposób nawet pacjentów,
przyjmowanych w gabinecie lekarskim. Oczywiście wiedzę na ten temat zachowywał
dla siebie, nie chcąc by jego myśli ujrzały światło dzienne, nigdy nie
wypowiadał ich na głos. To był jego drobny sekret, którym z nikim się nie
dzielił. O ile każdemu człowiekowi przypisywał jedno zwierzę wyglądem czy
zachowaniem kojarzącym z daną istotą, tak przy Sanji'm pojawił się problem
jednoznacznego określenia chłopaka. Gdy
zainteresował się czymś, potrafił rozmawiać godzinami niczym rozgadana papuga, ciesząc
się przypominał merdającego ogonem psa, w chwili złości i istniej pasji był jak
lew, a w momentach, w których obrażał się, a następnie przychodził, spragniony
pieszczoty i nawet niewielkiego kontaktu z Law'em, ten porównywał go do kota,
chadzającego własnymi ścieżkami. Niejednoznaczność jego natury sprawiała, że
był on bardziej pociągający, niekiedy trudny do zrozumienia, a przez jego
dziecinną naiwność, doktorowi powracała cząstka, zagubiona gdzieś w tym nowym,
współczesnym świecie dorosłych, tak odmiennym od czasów minionej młodości.
***
Law objął kochanka, w ten sam sposób jak
podczas ich pierwszego spotkania, jednak teraz nie planował wypuścić Sanji'ego
ze swoich ramion, zamknął go w gorącym uścisku niczym ptaka w klatce, chcąc tym
samym dać mu do zrozumienia, że jest on tylko i wyłącznie jego. Dłonie, wodząc
po ciele, poznawały je ponownie, zatrzymując się przez chwilę na pośladkach,
później z powrotem idąc w górę i drażniąc zimne plecy młodzieńca, który niedawno
lubował się smakiem tytoniu na balkonie, podczas chłodnego wieczoru, kiedy to
wiatr zamieniał się w istny huragan, zaskakując niewyobrażalną siłą. Sanji początkowo
przyglądał się temu, pozostając bierny, jakby nie do końca zdecydowany pozwalał
Law'owi jak dziecku bawić się nową zabawką, lecz niedługo po tym na jego twarzy
pojawił się zadziorny uśmieszek, świadczący, że śmiałość powróciła, pobudzona
przez dotyk partnera.
W pewnym momencie Law zbliżył usta do warg
kochanka i musnął je delikatnie kilka razy, natomiast młodszy zachęcony przez
niego, przeniósł dłoń na głowę Trafalgar'a i zanurzył palce w jego ciemnych
włosach, po czym przyciągnął go mocniej ku sobie, zmieniając drobne pocałunki
początkowo z pozoru na bardziej romantyczne, jednak zaraz stały się one
namiętne i głębokie, przemieniające się z każdą sekundą w dzikie, pierwotne,
przepełnione pożądaniem dwóch pragnących siebie ciał. Ta niecierpliwość
chłopaka rozbawiała Law'a, natomiast Sanji śmiał się w duchu, będąc świadomy jak
jego parter stara się ukryć ziarno egoizmu, które dawno wykiełkowało, a już co
najmniej kilka lat temu rozkwitło na dobre, teraz szczególnie pielęgnowane
przez młodego kucharza, który spełniał większość zachcianek doktora. Początkowa
delikatność zanikała, ustępując miejsca, jakieś dziwnej sile, a oni poddawali
się jej bez walki, bo wiedzieli, że nie tyle co muszą, a chcą ulec temu
słodkiemu uczuciu i pragnieniu, wołającemu jeszcze niegdyś cicho, teraz głośno
i wyraźnie, dopraszając się spełnienia. Zamknęli oczy, zatracając się.
Język Law'a pieścił wnętrze ust kochanka,
który odpowiadał żywo na gorące pocałunki. Można by powiedzieć, że oboje walczyli
o dominacje, czyniąc je jeszcze dzikszymi niż początkowo. Byli złączeni w
chaotycznym tańcu, do którego nie można by było dobrać odpowiedniej muzyki,
jednak to Law okazał się być tym prowadzącym swojego partnera, a Sanji powoli
ulegał temu urokowi, lecz mimo to iskierki namiętności nie znikały, a nawet
rozświetlały bardziej, gdy starszy mężczyzna pogłębiał przyjemność, płynącą z
ruchów języka, muskającego podniebienie i wewnętrzną stronę policzków kucharza.
Oboje czuli się cudownie, mieli wrażenie, że dosięgają nieba, jednak okazało
się ono wyjątkowo dalekie i trudne do zdobycia - zaczęło brakować im powietrza
aż w końcu oderwali się od siebie, a ich przyspieszone oddechy wypełniły
przestrzeń. Law, nie mogąc znieść widoku, kuszących go, pozostających w nieładzie, lekko wilgotnych jasnych włosów,
a także przymkniętych oczu, patrzących na niego w zuchwały sposób, przywarł
ustami do szyi kochanka, po czym wargami zaczął muskać drobny kawałek skóry,
schodząc coraz niżej, a zatrzymując się na krótką chwilę na obojczyku, gdzie
zostawił wyraźny ślad, mający być
przypomnieniem w ciągu najbliższych dni o tym, kim byli dla siebie.
Sanji czuł, jak jego parter zaczyna kierować
nim, wskazując drogę do sypialni. Gdy jedna dłoń, zdobiona tatuażem powędrowała
pod kolano kucharza, ten chwycił się mocno szyi kochanka, który nie czekał
długo i łapiąc go z drugiej strony, uniósł wysoko, zaś figlarny młodzieniec
oplótł jego ciało nogami w pasie, zadowolony odchylił głowę i nie kryjąc
dobrego humoru zaśmiał się melodyjnie.
- Jesteś jak duże dziecko – skwitował ze
złośliwym uśmieszkiem, obserwując uważnie mieszankę emocji na obliczu Sanji'ego,
w którym odnalazł rozbawienie, ciekawość, pragnienie, lecz nie dojrzał
najmniejszej chęci zrezygnowania i wycofania się.
- I kto to mówi? – odpowiedział spoglądając
na niego, po czym zadziornie pokazał mu język, który to Law prawie natychmiast
ugryzł delikatnie zębami, zaraz łącząc ich z powrotem w pocałunku, tym samym
zamykając wilgotne usta kucharza na dobre.
Sanji smakował tytoniem, a zapach papierosów
przeszedł jego koszulę. Law, który jako lekarz był całkowicie przeciwny
nałogowi kochanka, teraz jakby za sprawą magicznej różdżki zapomniał o tym,
odpłynął gdzieś dalej, tam, gdzie mógł delektować się najlepszym ze wszystkich
dań. Po dotarciu do sypialni niechętnie przerwał kosztowanie słodkich ust kuka
i rozstał się z partnerem na drobne sekundy, rzucając go na łóżko. Prawie
natychmiast pozbył się czarnego golfu,
krępującego jego ruchy. Nim rozeznał się w sytuacji, już szedł w stronę łóżka,
zachęcany przez Sanjiego, poruszającego palcem w swoją stronę, jednoznacznie zawadiacko
mówiącego tym samym „chodź do mnie”. Law wciąż panował nad sytuacją, lecz
niewielki gest wykonany przez kuka, zachęcił go do ponownego zanurzenia się w
tej przyjemności, płynącej z najmniejszego kontaktu z tym bezczelnym
młodzieńcem.
Sanji trwał w półsiedzącej pozycji, a
doczekawszy się przybycia kochanka, który połączył gorące wargi na nowo w
pocałunku, ułożył dłoń na głowie Lawa i omal nie jęknął, gdy poczuł jak ten
przejeżdża opuszkami palców po jego nodze, następnie idzie w górę i zaciska się
na męskości, a zaraz potem znika stamtąd i zagrzewając miejsce dopiero na
klatce piersiowej, wodzi po niej, zahaczając przez koszulę o sutki partnera. Jednocześnie
penetrując wnętrze ust Sanji'ego, Law rozpinał guziki, przeszkadzającego mu w
dostaniu się do torsu, ubrania. Palce mimo, że działały zręcznie, to zupełny
brak koncentracji, będący skutkiem zatracania się w cudownym smaku spragnionych
pocałunku ust, spowodował przedłużenie się tej prostej czynności, zwiększając
zniecierpliwienie ze strony kuka. Od razu po uwolnieniu Sanji'ego z niewolniczej
koszuli, Law przestał pieścić wargi kochanka, przenosząc się na szyję, a
następnie zjeżdżając językiem w dół, coraz niżej i zatrzymując się dopiero przy
zaróżowiałych sutkach, chwycił jednego z nich z zęby, zaczynając ssać, co jakiś
czas go przegryzając. Cichy jęk, który wypłynął z rozgrzanych ust Sanji'ego
okazał się zachętą dla Law'a.
- Aż tak ci dobrze od samego lizania sutków?
– zapytał złośliwie, nie mogąc pozostawić tej kwestii bez komentarza.
- Zamknij się, ty draniu! – zawołał, lecz
nie miał czasu nawet przygotować jednej ze swoich obrażalskich min, gdyż palce
dotykające przez materiał spodni jego męskości sprawiły, że westchnął głośno.
- Chyba jest ci tam trochę ciasno –
stwierdził Law, natomiast dłoń Sanji'ego również powędrowała w miejsce penisa
kochanka, a na jego twarz wkradł się wredny uśmieszek.
- Chyba nie tylko mi jest tam trochę ciasno
– zamruczał mu do ucha, muskając przez ubranie, palcami męskość kochanka,
ugniatając dotykane miejsce.
Law nie odpowiedział mu na rzucony w jego
stronę komentarz, a tylko poddawał się tej przyjemnej pieszczocie, nie
pozostając jednak bierny. Dłoń doktora zaczęła naśladować płynne ruchy palców
kochanka, tym samym sprawiając kukowi również drobinkę przyjemności, za którą
został wynagrodzony pożądliwym, zdradzającym niecierpliwość, spojrzeniem. W
pewnym momencie Sanji rozpiął spodnie Law'a a pieszczota zyskała zupełnie nowy
wymiar, gdy dotykany był już tylko przez materiał bokserek. Doktor kopiując
ruchy i poczytania swojego kochanka, doprowadzał go do błogiego stanu, w którym
myśli skupiały się tylko na chwili przyjemności, otrzymywanej z rąk partnera.
Przerwał czynność na niedługi czas, by pomóc Sanji'emu pozbyć się zbędnych
ubrań, a następnie sam ściągnął spodnie, a także bokserki. Nagie ciała zbliżyły
się do siebie, wznawiając drobną pieszczotę, wodząc palcami początkowo tylko po
prąciu, a zaraz delikatnie ugniatając w dłoniach jądra. Ich oddechy stawały się
szybsze, fala gorąca, która na nich spłynęła, rozgrzała kochanków jeszcze
mocniej, a rozszerzone źrenice, zdradzały pożądanie, łączące Sanji'ego i Law'a.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taki – Law mówiąc,
przerwał na chwilę, by zbliżyć się do ucha partnera, a następnie przegryzając
jego płatek, szepnął – potulny.
- Ty parszywy draniu, to… Ach! – nie
dokończył, gdyż usta kochanka niespodziewanie przeniosły się w inne miejsce.
Law otoczył wargami jego gorący członek, a
ten mógł tylko wydobyć z siebie jęk, niemożliwy do powstrzymania, unoszący się
przez drobną chwilę w przestrzeni, zaraz zastąpiony kolejnym, gdy partner
umiejętnie przejechał językiem po prąciu, a palcami podrażniając jądra kuka,
spowodował, że blade oblicze Sanji'ego przybrało na policzkach kolor ostrej
czerwieni. Widok wyjątkowo przyjemny dla oczu Law'a, spowodował, że podniecenie,
które ogarnęło jego ciało, wzięło nad nim górę. Nie mógł myśleć już o niczym
innym tylko o słodkim przyspieszonym oddechu kochanka, towarzyszących mu
rozkosznych jęków, będących najpiękniejszą melodią, a także rozmarzonej minie
partnera, patrzącego na niego spod przymkniętych oczu.
Law odsunął się od Sanji'ego, co spotkało się
z westchnieniem zawodu ze strony tego drugiego, jednak starając się to
zignorować doktor sięgnął po spodnie, skąd z tylnej kieszeni wyciągnął
zapakowaną prezerwatywę.
- Daj mi to – powiedział Sanji zachrypniętym
głosem, a gdy Law wypełnij jego rozkaz, dodał tylko: - ja ją założę.
Sanji rozpakował prezerwatywę z opakowania,
ułożył odpowiednio, po czym wziął do ust i zaraz nachylił się nad członkiem
partnera, na który powoli, nie spiesząc się, założył ochronną otoczkę
zjeżdżając ustami w dół. Gdy spojrzał w oczy kochanka, zobaczył jak ten patrzy
na niego z nieukrywanym pragnieniem dosięgnięcia go, poznania drugiego ciała
lepiej, tak jakby opanowanie, trzymające jego żądze na boku ulotniło się z
niego, a zastąpiło je silne pożądanie, wyeksponowane przez iskry w ciemnych
oczach Law'a. Widok ten bardzo przypadł mu do gustu, był szczęśliwy, że
doprowadza swojego partnera do stanu, kiedy to emocje doktora są wyjątkowo
widoczne, sprawiając tym samym, iż da się z niego czytać niczym z otwartej
księgi. Nie dane mu by było jednak korzystanie ze zdobytej wiedzy, gdyż sam
również znajdował się w stanie ciężkim do pojęcia, w którym uczucia krążyły w
nim, nie mogąc się uspokoić. Sanji z ledwością zrozumiał słowa kierowane w jego
stronę, przekazujące mu, żeby położył się na łóżku i jak zahipnotyzowany
wykonał polecenie. Dopiero silny ból obudził go ze stanu otumanienia, a głośny
krzyk o mało nie wyrwał mu się z gardła, gdy członek Law'a znalazł się w nim.
- Spokojnie, będę delikatny – powiedział
wprost do ucha Sanji'ego, widząc wykrzywioną w bólu twarz kochanka.
- Nie rób ze mnie delikatnej kobiety,
cholerny draniu – odrzekł zadziornym, lekko zachrypniętym głosem, dając znać
partnerowi, że wszystko jest z nim w jak najlepszym porządku.
Law zachęcony bezczelnością kochanka, powoli
zaczął poruszać się w nim, kierując dłoń na członek Sanji'ego i muskając go
palcami zaczął jeździł po nim w górę i dół, pozwalając tym samym zapomnieć
kukowi o bólu, towarzyszącym mu przy każdym pchnięciu. Trafalgar zbliżył swoją
twarz do wciąż rozgrzanych ust partnera, łącząc ich w pocałunku. Na początku
przelewał on na kochanka całą swoją delikatność, jednak młodszy przemieniał subtelne
muśnięcia w coś bardziej płomiennego, tak samo dzikiego, jak podczas gry
wstępnej, dającego wrażenie, że Sanji pragnie zakosztować wszystkiego w jednej,
krótkiej chwili.
Pchnięcia, idealnie synchronizowane z
ruchami Sanji'ego, powodowały, że oboje zatracali się w rozkoszy, która
całkowicie pochłonęła ich umysły i ciała. Czas przestał mieć znacznie, miejsce
nie odgrywało żadnej roli, inni ludzie w tej chwili dla nich nie istnieli, gdyż
skupieni tylko na sobie, połączonych w gorącym uścisku, zapomnieli o wszystkim,
co otaczało ich do tej pory. Jęki płynące z ust Sanji'ego, będące głośną
manifestacją przyjemności, nikły, głuszone przez wargi Law'a, namiętnie
całującego kochanka, który oplótł nogami partnera, zahaczając piętami o jego
pośladki. Żaden ruch nie wydawał się
przypadkowy, każdy wypełniony żarem, ogrzewających ich od wewnątrz.
I, gdy w końcu stracili nad sobą panowanie,
a palce u nóg Sanji'ego zesztywniały, zaś jego plecy unosząc się lekko, wygięły
się w łuk, ogromna rokosz spłynęła na nich, potwierdzona przez kuka głośnym
jękiem w usta Law'a, który zaraz zmęczony opadł na ciało partnera. Palce
Sanji'ego wsunęły się w ciemne włosy, a on sam zamknął oczy, starając się
uspokoić silnie bijące serce i przyspieszony oddech.
***
Dziki,
bezczelny, szalony, zadziorny, zaskakujący i nietypowy – taki właśnie był Sanji
według Law'a. Niewątpliwie utalentowany, elegancki, posiadający niezwykłą grację
i płynność w ruchach stał się jego uzależnieniem, narkotykiem, którego wciąż mu
brakowało. Ta pamiętna noc mocno wryła się w pamięć Law'a. Właśnie to wtedy ten
pociągający, jednak nieokiełznany i wyjątkowo bezczelny młodzieniec zamknięty
został w jego silnym uścisku, z którego już nie planował go nigdy wypuszczać,
więc dlaczego on również czuł się jakby wpadł w sidła zastawione przez
Sanji'ego?
***
Law
otworzył niechętnie oczy, na które pierwsze promienia słońca zaczęły rzucać
swój blask, nie dając mu nawet chwili na obronę przed nimi. Dopiero po kilku
minutach bezczynnego leżenia i wpatrywania się w dal, wyszedł ze stanu sennego
otumanienia, przypominając sobie gorącą noc, spędzoną z kochankiem.
- Witaj, słoneczko – głos Sanji'ego wyrwał go
z rozmyślań, a on podniósł głowę gwałtownie, by na niego spojrzeć.
Stał w drzwiach, ubrany jedynie w rozpiętą
koszulę, za dużą jak na niego, prawdopodobnie wyjętą z szafy Law'a, ręce miał
szeroko rozłożone, a w jednej dłoni trzymał otwartą butelkę szampana. Szeroko
się uśmiechając, wciąż patrząc zadziornym spojrzeniem w oczy kochanka,
przeszedł przez pokój nieskrępowany swoją półnagością i zaraz usiał przy wciąż
zaspanym parterze. Jasne włosy pozostawały w nieładzie, a grzywka jak zawsze
opadała mu na jedno oko, czyniąc go jeszcze bardziej ponętnym. Przyłożył
butelkę do ust, odchylił głowę, po czym wypił duży tyk szampana.
- Chcesz? – spytał podsuwając mu ją pod nos,
a ten kopiując jego ruchy, również zamoczył usta w alkoholu. – Teraz to ja nie
wiem, czy wytrzymam te dwa lata – powiedział roześmianym głosem z dość
głupawym, jednak ujmującym uśmiechem.
Law nie odpowiedział. Wiedział, że Sanji
podjął ciężką decyzję i musiał zaakceptować jego wybór. Dłoń pokryta tatuażem
powędrowała w stronę szafki nocnej, z której szuflady wyjęła zapakowaną igłę, po czym doktor jednym
gestem nakazał kochankowi przybliżenie się. Sanji usiadł przy Law'ie, odchylając
głowę w bok, i zbierając włosy, przeszkadzające w wykonaniu zabiegu, mającego
zaraz mieć miejsce. Doktor uchwycił ucho partnera, po czym przetarł je wacikiem
polanym spirytusem. Nagły ból uderzył Sanji'ego, gdy Law wbił mu igłę, jednak
poza cichym syknięciem, żadne odgłosy niezadowolenia nie wydostały się z jego
ust. Po niedługim czasie zabieg został ukończony. Law wyjął jeden złoty kolczyk
ze swojego ucha i założył go kochankowi, po czym delikatnie pocałował jego
płatek.
- Nie dam ci o sobie zapomnieć – szepnął.
- Nie mam zamiaru zapominać. Poczekaj dwa
lata, a wrócę jako najlepszy kucharz i przygotuje dla ciebie tak dobre danie,
że jego smak zapamiętasz na całe życie, a gdy będziesz prosić o dokładkę, ja,
dobry człowiek, dam ci kolejną porcję – powiedział wesołym głosem, a opuszkami
palców dotykał złotego kolczyka. – To obietnica.
***
Obietnica,
złożona Law'owi tamtego ranka miała dziś się wypełnić. Czas oczekiwania dobiegł
końca. Wstał, słysząc głos oznajmujący, że pociąg już przyjechał. Wyszedł
natychmiast na zewnątrz, zostawiając rękawiczki na siedzeniu we wnętrzu
budynku, zupełnie zapominając o straszliwym zimnie i prószącym śniegu. Jego
oczy wędrowały wszędzie, poszukując kochanka wśród dzikiego tłumu przechodniów,
spieszących się do domów. Gdy wzrok zatrzymał się na jasnej czuprynie, a Law zaraz
dojrzał zagubioną minę kochanka, ruszył szybkim krokiem w stronę Sanji'ego, śledzącego
otoczenie bystrym spojrzeniem. Złoty kolczyk błyszczał w prawym uchu przybysza,
niechlujnie założona rozpięta kurtka upewniła doktora w tym, że chłopak
prawdopodobnie zasnął w pociągu, a obudził się niedawno i zapewne zdziwiony
oraz lekko przerażony szybko zaczął kierować się ku wyjściu. Senny wzrok
zastąpiony został gorącymi iskierkami koloru błękitnego płomienia, a goszcząca w nich radość, podobnie jak szeroki
uśmiech, malujący się na jego obliczu przywitały Law'a, który zaraz chwycił w
ramiona Sanji'ego. Tak, po dwóch latach silnie wiejący ze Wschodu wiatr jednym
dmuchnięciem przyniósł mu wszystko za czym tak okropnie tęsknił – cudowny
uśmiech, melodyjny śmiech, wypełnione uczuciem oczy i rozkoszny zamach tytoniu,
drażniący nozdrza doktora.
*****
Moje lenistwo zostało pokonane, a opowiadanie wstawione wcześniej niż
planowałam. Jeszcze trochę i zacznę wierzyć w cuda. To jak? Podobało
się? Ach, pierwsze gej-porno z OP, nie sądziłam, że to będzie LawSanek,
ale ostatnio strasznie mnie do nich ciągnie, nie mogłam się powstrzymać.
Błędy? Literówki? Pewnie jakieś są, jeśli znajdziecie to proszę o
wypomnienie mi ich, bo jestem gapa i często zdarza mi się przeoczyć
wiele rzeczy, a szczególnie ostatnio.
No i szczerze powiedziawszy zaniemówiłam *.* I jestem wniebowzięta dzięki Tobie, Żabciu :* Tak szczerze, to wyczekiwałam tego opowiadania i byłam święcie przekonana, że dopiero w walentynki moje oczy się nacieszą, a tutaj taka niesamowita niespodzianka *.* LawSanek!!! Kurde, a tak mi się marzył, bo te arty codziennie ostatnio na pixivie tak przyciągają, że głowa mała :D Już na wstępie bardzo dziękuję za napisanie tego cudeńka i oczywiście pytanie… KIEDY NASTĘPNY LAWSANEK?! *.* Teraz będę Cię kojarzyła z nimi :D
OdpowiedzUsuńGatunek romans, tak to bez wątpienia moje klimaty! I co jeszcze? FRANCJA <3 I rytm Edith Piaf <3 I piosenka „Nie, nic nie żałuję” <3 Kocham <3 Cała otoczka, ten klimat i czekający Law na swojego ukochanego. Rany, w rytmie tej piosenki normalnie aż się w oczach szklą łzy. Oddałaś to tak fajnie i nawet nie ominęłaś egoizmu Lawa. To jak z niecierpliwością czekał, chcąc już go zobaczyć… Normalnie jestem poruszona. I jeszcze te jego retrospekcje. Ich pierwsze spotkanie było zabawne. Można się było spodziewać takie bystrości ze strony lekarza. Hihihi, Sanji był niezły. Ale nie dziwię się, że nie mógł się oprzeć urokowi blondyna. W końcu to najcudowniejsza istota, mimo iż wymyślona *.* Charakterki to oni mają obydwoje uparte i bezczelne. W każdym razie bardzo się cieszę, że Trafal go z tamtego bagna uwolnił i zaprosił do siebie jako prywatnego kucharza Jejku, co tam się musiało niekiedy dziać *.* Drugi fragment, gdzie leciała piosenka z megafonu również bardzo nastrojowy. Ten motyw z listami. Nic dziwnego, że akurat w tamtym momencie Lawowi taka sceneria się przypomniała. Jeju, i ten francuski w tle. Normalnie wymiękam. Świetna robota :* Oj, San-chan, dostaniesz jeszcze mnóstwo listów :D Porównywanie do zwierząt mnie zabiło. Jeśli chodzi o Sanjiego to on zawsze będzie dla mnie dzielnym, walecznym, kochanym i uroczym Kaczorkiem <3 Teraz to na co czekałam z zapartym tchem… seksy :D Opis wszystkiego wyszedł Ci naprawdę bardzo subtelny. Nie wiem jak to będzie w przypadku innych, ale ja naprawdę czułam francuski klimat. Nawet w tej niezwykłej scenie. Och, kochani są *.* Bardzo ładnie to opisałaś i w końcu przeczytałam ich seksy po polsku *.* I w takiej ładnej otoczce. Naprawdę, gratuluję :* Jeszcze mając przed oczami kreskę Naviyi to już w ogóle *.* I ta ich romantyczna obietnica, zapieczętowana kolczykiem. Uwielbiam ten motyw. Z Pauliś użyłyśmy go dawno temu w naszym RP <3 No i w końcu doszło do ich spotkania :) Równie bardzo łatwo można było sobie wyobrazić. Tak, Law, bierz swojego skarba i zwijajcie się do domku *.* W końcu należycie trzeba się przywitać :D
Przepraszam, że tak chaotycznie i w ogóle ale ostatnimi czasy wypadłam z wprawy jeśli chodzi o pisanie komentarzy :) Ten jednak postanowiłam od razu skomentować, żeby nudzić Cię o kolejne LawSanki :P Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, ale to naprawdę wyszło Ci bardzo fajnie :D Pisz, dziewczyno, pisz :D Jeszcze raz bardzo dziękuję :* I również za wrzucenie go wcześniej :) Naprawdę czekałam, a jak dzisiaj na bloggerze zobaczyłam to aż mi się oczka zaświeciły.
A tak na koniec jeszcze z ciekawości zapytam odnośnie Sanjiego ;) Nie chciałaś dać mu francuskiego albo japońskiego imienia? :) Tak się właśnie zastanawiam czemu wszyscy dają mu Black, które jakby nie patrzeć mało ma z nim związane i średnio do imienia pasuje :)
Merci, mademoiselle ;)
hmmm opowiadanie mi się podobało ale hmm nie wiem jak to ująć więc zostawię tą sprawę
OdpowiedzUsuń