18 września 2016

[Opowiadanie] Pan snów

Tytuł: Pan snów
Autorka: Fryne Wilde
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: shoujo
Para: SanjixNami
Ograniczenie wiekowe: 18+

Jeszcze zanim powietrze w Europie zostało przesiąknięte zapachem wojny, Paryż stał się centrum tajemniczych zjawisk, o których gazety pisały, ciesząc się chwilową sławą. Wśród nawet zaciętych realistów zdało się odnaleźć wyjątki, które porzucały filozofie życiowe, dając wiarę w to, czego dosięgnąć im niedane. W roku 1910 do najbardziej nietypowych miejsc w Paryżu dołączył teatr „Rouge”. To jego nazwa przez kolejne lata wypływała strumieniami z ust najbogatszych, a także stawała się tematem plotek biedaków, którzy szukali w drobnych tajemnicach nie tylko uciechy, ale również nadziei na odmianę losu.
W 1910 roku dyrektorem teatru „Rouge” został Audrey Boulot – specyficzny mężczyzna po pięćdziesiątce. Zakochany w weneckiej kulturze i urzeczony sztuką włoską nadał temu miejscu zupełnie odmienny blask, rozsławiając je w całej Europie. Jego bystra, sprawnie pracująca głowa, pełna różnorodnych pomysłów sprawiła, że każdego wieczoru na widowni zasiadywały masy ludzi, pragnących zjednoczyć się z aktorami na scenie i dopieścić swego ducha, wznosząc go na wyżyny. Niezwykłym wymogiem wejścia do teatru „Rouge” stało się posiadanie maski. Mimo początkowych trudności i sceptycyzmu klientów, a także załogi, niechętnie nastawionych do nowego dyrektora, teatr „Rouge” odnosił sukcesy, aż w końcu zyskał uznanie wśród najwyższych sfer, zaś pan Audrey Boulot zdobył szacunek i miłość swych podopiecznych. Wyjątkowym uczuciem darzyły go osoby, którym pozwolił on zaistnieć na scenie, wcześniej nawet nie poddające się marzeniu o otrzymaniu głównej roli.  W gronie tych ludzi znalazła się niejaka panna Nami Rain.  
Nami Rain – młoda dziewczyna, będąca zimną realistką, która w wieku dwudziestu jeden lat przybyła do Paryża szukać szczęścia w Paryżu, nigdy nie sądziła, że uda jej się osiągnąć sukces w tym mieście. Życie szybko ją nauczyło, iż faktycznie nie jest ono usłane różami i niełatwo znaleźć miejsce w tym ogromnym świecie, pełnym kłamstw i pokus.
Swoje dwadzieścia jeden lat przeżyła w Anglii. Od urodzenia mieszkała w Londynie, a mimo niewielkiego kapitału każdego dnia zdobywała więcej zalotników. Każdy mężczyzna, poznający Nami Rain, ulegał jej wdziękom i zachwycał się urodą młodej panienki. Delikatne rysy nadawały jej twarzy subtelności, zaś bursztynowe oczy, spoglądające na świat spod długich, ciemnych rzęs, rozpalały serca adoratorów jednym spojrzeniem. Nierzadko słyszała również pochwały na temat swych pięknych, ognistych włosów, które uwielbiała pleść w warkocz lub upinać w wysoki kok. Niekiedy, podczas letnich spacerów nie układała kosmyków, pozwalając im na dynamiczny taniec, spowodowany silnymi porywami wiatru. Nawet wtedy zwracała na siebie uwagę przez smukłą, kobiecą sylwetkę i płynne ruchy. Niewątpliwie można było ją uznać za jedną z najatrakcyjniejszych piękności Londynu.
Z radością przyjmowała zaloty mężczyzn, starających się wkupić w jej łaski drogimi upominkami. Uwielbiała złoto i klejnoty, lecz nie pogardzała prezentami w postaci kosztownych sukien, wielkich bukietów, czy też wystawnych uczt, na które zawsze ją zapraszano. Nie sądziła, że jeden mężczyzna zmieni jej beztroskie życie w pasmo nieszczęść.
Sebastian Williams jednego wieczoru posiadł władzę nie tylko nad duszą i ciałem Nami Rain, ale także zamknął w żelaznym uścisku jej gorąco bijące dla niego dziewczęce, niewinne serce. Pierwszy mężczyzna dla którego zimna piękność Londynu straciła rozum okazał się również ostatnim.
Trzydziestoletni dżentelmen, który przedstawił się jako syn barona zasiadającego w parlamencie angielskim, wodził ją za nos przez okrągłe dwa lata. Z zimnym spojrzeniem przez cały ten okres odprawiała wszystkich zalotników, pozostając wierną swej wielkiej miłości. Na nic się zdały tłumaczenia bliskich przyjaciół, ostre słowa jedynej siostry, czy też okrutne dla niej wtedy zakazy opiekunów. Żyła radośnie, pochłonięta uczuciem i skłonna do podejmowania szybkich, nieprzemyślanych decyzji. Ulegała kaprysom swego kochanka, nie myśląc nad konsekwencjami podejmowanych działań, lecz prawdziwą burzę wywołała wiadomością o planowanym zamążpójściu.  Najbliżsi przyjaciele i opiekunowie zdesperowani decyzją młodej i nieświadomej dziewczyny zbadali przeszłość Sebastiana Williamsa, do której mężczyzna nawiązywać nigdy nie przepadał. W tej sprawie musieli nawet zwrócić się do prywatnego detektywa, gdyż zarzucona ciemna kurtyna nie pozwała im przebić się na drugą stronę. Dwa tygodnie przed ślubem Nami Rain dowiedziała się okrutnej prawdy, która zraniła jej młode serce.
Sebastian Williams okazał się mężczyzną o wyjątkowo złej sławie. Prywatny detektyw, wynajęty przez najbliższych dziewczynie przedstawił Nami Rain zupełnie niespodziewane sprawozdanie.
- Zadłużony, nałogowy hazardzista, doprowadzający do upadku wszystkie kobiety do szaleństwa w nim zakochane, podejrzany o zamordowanie poprzedniej żony, o której istnieniu panienka prawdopodobnie nawet nie wiedziała – mówił mężczyzna, pokazując jej dowody zebrane przeciwko Sebastianowi Williamsowi.
Do dziś pamięta, że słuchała go początkowo z niedowierzaniem malującym się na jej obliczu, lecz z każdym przedstawianym jej dowodem twarz wykrzywiały grymasy najpierw ogromnego smutku, później natomiast potężniejszej złości. Czuła gorąco na całym ciele i czerwone rumieńce wstydu na policzkach. Po przedstawieniu wszystkich materiałów wyszła z pokoju, ukryła się w miejscu, gdzie była pewna, że nikt ją nie znajdzie, ukryła twarz w dłoniach i cicho szlochała w samotności. Następnego dnia zerwała zaręczyny, a tydzień później opuściła Londyn, przysięgając sobie, że już nigdy do niego nie powróci. Porzuciła stare znajomości i zaczęła nowe życie w Paryżu.  
Twarz jej przyciemniły blizny ostatnich przeżyć, jednak nawet one nie szpeciły ją na tyle, by wciąż nie mogła zachwycać swą urodą mężczyzn. W Paryżu szybko znalazła przyjaciół, lecz nigdy nie nawiązywała w rozmowie z nimi do wydarzeń z Londynu, unikała tematu, omijając go przeróżnymi kłamstwami, aż w końcu zauważyła u siebie talent aktorski.
Do teatru „Rouge” trafiła dzięki przyjaznej dłoni podarowanej przez Nico Robin - rosyjską arystokratkę, która już od kilku lat mieszkała w Paryżu, ciesząc się różnoraką opinią. Niektórzy zachwycali się nad jej umysłem, a także urodą dojrzałej, pięknej kobiety, jednak znajdowali się ludzie, omijający ją szerokim łukiem. Przeszłość Nico Robin owiana tajemnicą budziła wiele wątpliwości i niechęć tych ulegającym plotkom paryskich ulic. Nawet najbliżsi z jej otoczenia wiedzieli jedynie, że zmieniła imię i nazwisko, po czym przeniosła się z Moskwy do Paryża i ostała w nim do dziś.
Nico Robin i Nami Rain połączyła jedna rzecz – obie nie lubiły mówić o swojej przeszłości i żadna z nich nie miała drugiej tego za złe. Doceniały chwile rozmowy o sztuce, historii i ludziach, jednak nigdy nie poruszały tematu dni minionych.  Nić zaufania silnie złączyła te dwie silne kobiety.
Nami początkowo występowała na scenie jako jedna z licznych tancerek. Po odkryciu drzemiącego w dziewczynie talentu muzycznego dawano jej drobne role śpiewane, ale dopiero po przejęciu teatru przez Audrey’a Boulot zaistniała na scenie i została okrzyknięta gwiazdą. Była jednak zadowolona, iż sama zapracowała na swój sukces. Może to wyjątkowy chłód, jakim odnosiła się w stosunku do mężczyzn lub niewinne oblicze, którego zszargać nie chciał żaden przedstawiciel płci brzydkiej ochroniły młodą aktorkę przed wzbijaniem się na szczeblach kariery za pomocą ciała – tego nie wiedziała, lecz nigdy również specjalnie nie zajmowała swej głowy podobnymi myślami. Dopóki mogła żyć bez zmartwień, wszystkie dary od losu przyjmowała z wdzięcznością.
Dzięki Nico Robin otrzymała szansę nowego życia, za sprawą nowego dyrektora mogła w końcu zaistnieć, a dwa lata pobytu w Paryżu dały jej zrozumienie siebie i ludzi otaczających ją. Mimo szczęścia, które niczym płomień ocieplało jej serce, Nami Rain nigdy nie traciła czujności, pozostając uważną, gdyż wiedziała, że fortuna jest kapryśna i odwrócić się do niej plecami może w każdym momencie, jednak nie potrafiła zaprzeczyć, iż występowanie na scenie dawało jej ukojenie i radość. Ponadto oczami wyobraźni widziała bijące dla niej serca ludzi zasiadających na widowni, przekazujących za każdym uderzeniem miłość i podziw, skierowane w jej stronę. Doceniała to, podobnie jak upominki w postaci biżuterii, drogich części garderoby, zaproszeń na przyjęcia i wystawne uczty, niekiedy nawet na jej cześć. Na widok tego wszystkiego za każdym razem bursztynowe oczy błyszczały, a na obliczu pojawiał się piękny uśmiech niczym u małej dziewczynki cieszącej się na wyciągniętą dłoń trzymającą słodycze dla niej przeznaczone.
Świat, w którym zaczęła nowe życie pochłaniał powoli jej duszę. Zapominała o upokorzeniu, jakie spotkało ją w Londynie, nieszczęśliwej miłości i bólu, a także straszliwym upokorzeniu związanym z odkryciem prawdy. Jej nowy świat stał się magicznym miejscem, a ona na nowo mogła nosić miano przyjaciółki fortuny.
Pewnego wieczoru, gdy na dworze szalała burza, a wiatr porywał do chaotycznego tańca gałęzie drzew, kilka godzin przed występem Nami Rain otrzymała kolejny podarunek. Rozplątała pospiesznie czerwoną wstążkę i otworzyła ozdobne pudełko, po czym o mało co nie krzyknęła z zachwytu. Z niedowierzaniem i radością przyglądała się pięknemu naszyjnikowi z białego złota oraz lazurowego kamienia.
- Cudowny – westchnęła, gdy przed lustrem przyłożyła naszyjnik do swojej szyi, a zaraz założyła go i dumnie unosząc głowę przez chwilę przyglądała się swemu odbiciu. Palcami jednej ręki dotykała kawałki lazurowych kamieni, czując bijący od nich rozkoszny chłód. Był piękny, a ona dzięki niemu czuła się piękna i doceniona niczym królowa.
Gdy w końcu oderwała zachwycone spojrzenie od lustra jej wzrok spoczął na pudełku, w które był zapakowany podarunek. Liczyła, że odkryje w nim karteczkę od wielbiciela, jednak z rozczarowaniem nic takiego nie znalazła. Przez drobną chwilę myślała jeszcze o tajemniczym adoratorze, lecz zaraz oczyściła głowę z niepotrzebnych informacji i zaczęła przygotowania do występu. Gdy już miała wychodzić z pokoju po jej ciele przebiegł zimny, nieprzyjemny dreszcz. Odwróciła się w stronę okna, lecz ze zdziwieniem odkryła, że było ono zamknięte i delikatnie zmieszana wyszła z garderoby.
Wszystkie miejsca na widowni w teatrze „Rouge” były zajęte przez ludzi z przeróżnych warstw społecznych, których pozycję i narodowość zdradzały bardziej lub mniej wytworne stroje. Mimo okropnej burzy budzącej strach i niechęć do opuszczania ciepłego od przyjemnego palącego się ognia w kominie domu, nikt nie zaprzątał swej głowy nieznośną pogodą. Gdy tylko na scenę weszła Nami Rain wszystkie spojrzenia spoczęły na niej.
Jej gesty przykuwały wzrok, głos dawał ukojenie uszom zmęczonym miejskim chaosem, zaś oblicze, z którego można było wyczytać ogromną ilość emocji rozbudzało serca zasiadających na widowni. Gdy wychodziła na scenę przestawała być Nami Rain. Stawała się kimś zupełnie innym – kobietą o nieokreślonym kształcie, pozwalającą każdemu odebrać jej zachowanie, gesty, a nawet głos indywidualnie, nie narzucając jednego spojrzenia na jej osobę. To był sekret sławy i uwielbienia tłumu. Potrafiła pozostać słodką mrzonką, cichym marzeniem każdemu człowiekowi z osobna. Stała się ich fantazją.  
I choć spojrzenia tłumu były dla niej czymś zupełnie naturalnym, już od początku stąpnięcia na scenę poczuła na sobie czyjś wzrok. Był od szalenie odmienny od zwykłych oczu śledzących jej aktorskie ruchy i najdrobniejsze gesty. Czuła, że na widowni zasiada osoba, która bystrze omija wielki mur wybudowany przez teatralny talent Nami i przedziera się przez jej delikatne kobiece ciało, przy czym brutalnie bada duszę. Jej bursztynowe spojrzenie desperacko krążyło we wszystkie strony w poszukiwaniu intruza, lecz znalezienie pary oczu nieznanego jej człowieka wśród masy twarzy skrytych pod maskami nie było łatwym zadaniem. Znowu poczuła jak dreszcz przebiega jej po plecach i mogła nawet przysiąc, że przez chwilę jej ramion dotykały lodowate, duże dłonie, których smukłe palce zataczały drobne koła i wodziły obok szyi, ozdobionej naszyjnikiem z lazurowymi kamieniami. Jej przerażone oczy spojrzały w dal, jakby kierowane niewyjaśnionym instynktem i spotkały się z nim. Zanim zdążono opuścić kurtynę ujrzała go. Skryta pod białą maską twarz nic nie mogła powiedzieć Nami, jednak była pewna, że chłodnego spojrzenia lazurowych oczu nie zapomni zbyt prędko.
Gdy ponownie kurtyna została odsłonięta, Nami wśród tłumu klaszczących ludzi nie odnalazła człowieka, który wzbudził w niej takie przerażenie. Zdawało się jej, że jakimś magicznym sposobem rozpłynął się w powietrzu, lecz nie zniknął na dobre. Przez dłuższą chwilę czuła jego obecność. Żadne kwiaty, gratulacje, zaproszenia na przyjęcia po spektaklu nie mogły usunąć z jej pamięci oczu, tak bystrze śledzących ją i badających wnętrze. Dopiero, gdy odprowadzono ją już do pokoju, gdyż uznano, że młoda aktorka jest zmęczona dużą ilością pracy, jaką na nią nałożono ostatnio, postanowiła zapomnieć o wszystkim i opłynąć do słodkiej krainy snów. Zanim udało jej się pogrążyć w ostatecznej ciemności przeszło ją dziwne wrażenie, że ktoś dotyka jej ciepłej dłoni i szepce rozkoszne, uspokajające słowa aksamitnym, przyjemnym dla ucha zlęknionej dziewczyny głosem.

***

Czuła jak delikatne promienie słońca ocieplają jej bladą twarz, zaś subtelny wiatr muska skórę. W żaden sposób nie był nieprzyjemny. Cudownie komponował się ze słonecznymi promieniami nie pozwalając im, by mogła poczuć zbyteczne gorąco. Zielona trawa pod jej stopami dawała uczucie świeżości. Była aksamitna niczym dywan z najlepszych materiałów, tak odmienna od tej jaką pamiętała z Londynu, której ostrość zawsze raniła czułą na podrażnienia, gładziutką skórę. Do jej nozdrzy docierał słodki zapach kwiatów i drzew owocowych.
Jeśli tak wygląda raj, to chciałabym tu zostać – pomyślała, rozglądając się po pięknej krainie będącej oazą spokoju i przyjemności. Dopiero po kilku minutach obserwacji stwierdziła, że nie jest w niej sama.
Postać tego człowieka była dla niej niewyraźna, mimo, że nie byli od siebie bardzo oddaleni. Czuła mocne pragnienie zbliżenia się do niego, jednak nie mogła wykonać pierwszego kroku. Czekała, patrząc na nieznaną postać swoimi bursztynowymi oczyma, które teraz nabrały zupełnie innego blasku. Wydawały się rozmarzone, nostalgiczne, jakby pogrążone w letargu, podobnie jak jej drobne kobiece ciało. Nie wiedziała nawet kiedy zbliżył się do niej, lecz zauważyła bijące od niego światło, uspokajające jej wcześniej silnie kołatające serce i zagubioną duszę. Budził w niej zaufanie, wprowadzając jej ciało swoją obecnością w słodki, błogi stan. Było to coś za czym od dawna tęskniła, uczucie, które zostawiła dwa lata temu w Londynie, odrzucając wtedy również myśli o ponownym zatraceniu się w przyjemności bycia blisko mężczyzny.
Gdy poczuła pierwszy dotyk długich palców, miała wrażenie, że jej ciało zalewa pierwsza fala gorąca. To ciepło biło od niego, choć dłonie muskające jej skórę były blade i ziemne. Coś niebezpiecznego szarpało jej serce, które przejmowało kontrole nad ciałem i duszą, wcześniej wiernie poddane chłodnemu umysłowi młodej kobiety. Przestawała trzeźwo myśleć, pozwalając by wewnętrzny instynkt nią pokierował.
- Nie bój się – usłyszała cichy, rozkoszny szept, gdy jej ciało odruchowo zadrżało. Głos, który wypowiedział te słowa był prawie melodyjny, łagodny, lecz także posiadał nutkę zaborczości. Miała wrażenie, że ta osoba wyśpiewała do jej ucha magiczne zaklęcie, nie pozwalające jej się sprzeciwić.
- Nie boję się – odpowiedziała słabym głosem, czując jak jej powieki delikatnie opadają. Obserwowała go sennym, zatopionym w sielankowym morzu spojrzeniem.
Czuła, jak mężczyzna sięga po jej dłoń, a następnie składa po wewnętrznej stronie drobny pocałunek. Westchnęła bezgłośnie na ten pieszczotliwy gest, pozwalając mu by musnął swymi wargami nadgarstek, a idąc wyżej dotknął rozgrzanymi ustami jej nagich ramion. Przez ułamek sekundy mężczyzna stał się dla niej wyraźniejszy. Dostrzegła jasne włosy na myśl przywołujące letnie słońce, a także subtelne rysy twarzy młodzieńca. Było w nim coś pięknego, co skłoniło Nami Rain, by oddać mu swe ciało, duszę, a także szalenie bijące w tej chwili serce. Pragnęła być jego.
On zupełnie pewny w swych działaniach dotykał jej gładkiej skóry swymi długimi, bladymi palcami. Ta łagodna pieszczota była dla niej przyjemna jak delikatnie muskający letni wiatr, potrafiący przynieść ukojenie w najgorętsze sierpniowe dni. Zaraz, jednak spływał na nią strumień ciepła, który z licznych punkcików wokół szyi roznosił rozkoszny płomień na całe jej ciało. Mimo śmiałości z jaką dotykał jej skórę, pieścił ustami nagie kobiece ramiona, muskał ciepłymi wargami jasną szyję, Nami wyczuła jego chwilowe zawahanie przed pocałunkiem. Nie minęła jednak chwila, a on rozwiał niespodziewanie jej wątpliwości i lęki.
Z początku jedynie subtelnie musnął rozpalonymi wargami spragnionych, brzoskwiniowych, kobiecych ust, lecz zaraz ujął jej ciało mocniej, pozwalając Nami ostatecznie skosztować diabelskiej słodyczy. Był gwałtowny, ale zarazem łagodny, jakby pragnął ją tak mocno, a mimo  to potrafił zapanować nad sobą, by nie skrzywdzić jej delikatnej duszy. Bursztynowe oczy jeszcze przez drobny moment obserwowały go uważnie spod ciemnych, długich rzęs, jednak zaraz Nami zamknęła je, zapominając już o wszystkim.  Ich języki toczyły przez chwilę niezwykłą walkę, lecz to on okazał się ostatecznym zwycięzcą. Pieścił jej podniebienie, trzymając drobne kobiece ciało w żelaznym objęciu. Miała wrażenie, że gdyby kochanek choć trochę zwolnił uścisk, ona upadłaby, nie mogąc zapanować nad drżącymi z przyjemności i podniecenia nogami.
Czuła jak na jej bladą twarz wkradają się coraz to ostrzejsze, szkarłatne rumieńce, a na czole pojawiają się maleńkie kropelki potu, które spływają na jej szyję, a następnie znikają pod dekoltem białej, letniej sukienki. Gorąco, jak i intensywne podniecenie zapanowało nad jej ciałem. Usta mężczyzny nagle oderwały się od brzoskwiniowych warg Nami, po czym przywarły do szyi kobiety. Zlizały niewielką kropelkę, a następnie zostawiły w jej miejsce drobne zaczerwienienie.
- Czy pragniesz oddać mi swe ciało i duszę, uczynić mnie panem swych snów? – szepnął wprost do ucha Nami, a jego głos podziałał na nią hipnotyzująco, nawet gdyby nie chciała, nie mogłaby mu się sprzeciwić.
- Pragnę tego – odpowiedziała prawie bezgłośnie, a on słysząc jej odpowiedź, rozluźnił uścisk, pozwalając tym samym jej drobnemu ciału  opaść na trawę, po czym usiadł obok niej i ujął bladą, lecz ciepłą dłoń Nami.
Podobnie jak w pierwszej chwili spotkania złożył na wewnętrznej stronie pieszczotliwy pocałunek. Następnie jego usta spoczęły na nadgarstku. Musnął mokrymi wargami jej delikatną kobiecą skórę, składając wzdłuż kciuka słodkie pocałunki. Było to tak przyjemne dla niej uczucie, że ponownie jak za pierwszym razem pozwoliła sobie na ciche westchnienie. Jego usta zatrzymały się między kciukiem a palcem wskazującym, pieszcząc swym językiem jej gładką skórę, niekiedy tylko przegryzając zębami wybrane przez niego miejsce.
Nie minęła chwila, a on znów połączył ich w namiętnym, lecz posiadającym nutkę romantyzmu pocałunku. W czasie, gdy jego wargi dawały przyjemność  uroczym usteczkom Nami, szczupłe, długie palce zahaczyły o cieniutkie ramiączka sukienki i zaraz pozbyły się zbędnego materiału, odsłaniając jednocześnie piersi kobiety. W żaden sposób nie zaprotestowała.
Poczuła jego chłodne dłonie zaciskające się na piersiach. Instynktownie wiedziała, że obudziła w mężczyźnie ostateczne pożądanie, choć sprawiał on wrażenie nieporuszonego jej walorami. Był panem sytuacji, a może chciał nim pozostać. Przypominał doskonałego aktora, czy nawet reżysera, bojącego się utracić władzę nad tym co dzieje się na scenie, nie ujawniającego nikomu swych prawdziwych myśli, które skrywał pod nieprzeniknioną maską.
Jego usta w niespodziewanym momencie oderwały się od jej brzoskwiniowych warg, po czym przywarły do stwardniałych z podniecenia różowych sutków. Czuła jak zatacza wokół nich kółka, przegryza je zębami. Z każdą chwilą jej rozpalone ciało odkrywało nowe przyjemności, a rozkoszne ciepło pieściło ją od środka.
Jego dłoń powędrowała pod sukienkę, a palce zaczęły ocierać mokrą od podniecenia kobiecość. Przez chwilę jedynie pieścił nimi rozgrzaną łechtaczkę Nami, powodując tym samym ciche jęki rozkoszy z jej strony, lecz zaraz rozpoczął w jej wnętrzu najpierw powolny, spokojny taniec, by zaraz przejść do tej bardziej intensywnej, żywej pieszczoty.  Czuła, że ją obserwuje. Widzi jej ciało, od którego bił ogromny żar, oblicze zabarwione szkarłatem, a także zmrużone, przepełnione namiętnością i pasją spojrzenie bursztynowych oczu.
W tej jednej chwili pragnęła tylko jednego – więcej przyjemności. Chciała poznać jej kolejne oblicza, które do niedawna były dla Nami zupełną tajemnicą, czymś dziwnym, odrealnionym, może nawet trochę strasznym. Marzeniem tej chwili stało się dla niej otrzymanie od niego wszystkiego, czym mógł ją obdarować.
On jakby wyczytawszy z jej umysłu myśli i pragnienia spełnił je, łącząc ich rozgrzane ciała w jedno. Poruszał się w niej gwałtownie, poznając ją lepiej z każdym pchnięciem, a ona zarzuciwszy mu na ramiona swe ręce, pozwoliła uwolnić się tłumionym wcześniej dźwiękom. Było jej dobrze, czuła, że nigdy w swym krótkim życiu nie znalazła tyle przyjemności, co w tej chwili. Chciała być dzika i  nieokiełznana niczym morze, nad którym nikt nie jest w stanie zapanować. Wygięła się w delikatny łuk, a po chwili poczuła jak oblewa ją niespodziewana fala gorąca. Zauważyła niespodziewanie chłodne, spojrzenie lazurowych oczu, jednak lęk z jej serca ulotnił się całkowicie i szybko o tym zapomniała. Rozkosz spłynęła na jej ciało i duszę.

***

Nami obudziła się, gdy pierwsze promienie słońca zdradziecko zaczęły wdzierać się do jej pokoju. Nie wstała natychmiast ze swojego łoża, lecz pustym wzrokiem wpatrywała się w biały sufit. Czuła się osłabiona i zmęczona, ale także dziwnie podekscytowana. Dokładnie przypomniała sobie sen, który nawiedził ją w nocy. Początkowo spłonęła ciemnym rumieńcem, lecz zaraz poczuła pragnienie, by ta cicha mrzonka stała się rzeczywistością.
Tajemniczy sen, w czasie którego mogła ulec pokusie zgotowanej przez ciemną noc powtarzał się zawsze, gdy zamknęła zmęczone oczy i odpływała do innej krainy. Tam zawsze znajdowała ukojenie po całym dniu ciężkiej pracy i z pamięci wyrzucała niepokój, spowodowany tajemniczym spojrzeniem. Miała wrażenie, że śledzi ono każdy jej ruch, nie tylko na scenie, ale w życiu.
W pewnym momencie z lęku zaczęła mieć problemy ze snem. W żadnym wypadku nie godziła się iść do lekarza, odrzucała dobre rady martwiących się o nią znajomych, nawet przestrogi zaufanej Nico Robin, tak niegdyś bliskiej Nami, nie robiły na młodej aktorce wrażenia. Zauważyła bowiem, że ukojenia potrafi dostać po kieliszku wina, a gdy to przestało pomagać zaczęła opróżniać całe butelki, po czym znajdywała prawdziwą rozkosz w krainie snów z mężczyzną, któremu zaprzedała dusze i ciało, a także gorąco bijące serce.
Po dwóch miesiącach od pierwszego snu oblicze pięknej kobiety przeszyła okropna bladość, także zmęczenie i osłabienie nasilały się z każdym kolejnym dniem. Wciąż występowała, jednak widownia nie zachwycała się już tak jak niegdyś młodą aktorką.  Piękny kwiat róży usychał na ich oczach, a oni nie byli ślepcami.
Po Paryżu zaczęły nawet krążyć plotki o dziwnym zachowaniu Nami Rain, wielkiej gwiazdy nietypowego teatru „Rouge”. Podobno, gdy do jej garderoby zawitał pewien jasnowłosy młodzieniec spojrzała na niego wyzywającym wzrokiem i niemal rzuciła się na niego z radosnym westchnieniem. Mężczyzna z entuzjazmem przyjął zaistniałą sytuację i złapał ją w objęcia, obdarowując gorącymi pocałunkami. Po chwili młoda aktorka odepchnęła go z niezwykłą siłą.
- Odejdź, demonie! Nie jesteś moim, a ja nie jestem twoja! – krzyknęła głośno, a jej trupioblada twarz była wykrzywiona w grymasie gniewu.
 Jeśli jakikolwiek artysta szukałby modeliki do rzeźby mitologicznej Meduzy, wtedy Nami Rain najlepiej by się do tego nadawała. Mężczyzna później opowiadał, że byłby gotowy pod przysięgą oznajmić, że młoda aktoreczka ciskała w niego piorunami swym strasznym, wariackim spojrzeniem.  Zanim uciekł z przerażeniem na twarzy, usłyszał jeszcze kilka słów brzmiących jak „pan snów”.
W pewnym momencie Nami Rain zdała sobie sprawę jak niebezpiecznie myli rozkoszne sny z okrutną rzeczywistością. Przestała nawet jeść, lecz, gdy w czasie próby gasnący młody talent nagle zemdlał, dyrektor teatru wyjątkowo zmartwiony jej stanem rozkazał pilnowania posiłków dziewczyny. Było jednak już za późno – Nami podjęła decyzję. Chciała na zawsze uwolnić się od śledzących ją chłodnym i przenikliwym spojrzeniem lazurowych oczu, a także połączyć się z mężczyzną, za którym tęskniła każdego dnia, a spotkać mogła się jedynie podczas snu.
15 maja 1910 roku Nami Rain zaginęła nie zostawiając żadnego listu w sprawie nagłego wyjazdu, czy problemów finansowych, bądź rodzinnych. Dwa dni później odnaleziono jej ciało na brzegu Sekwany. W chwili śmierci miała na sobie ubrudzoną białą letnią suknie, a rude włosy były przyozdobione polnymi kwiatami. Ustalono, że to próba samobójcza, nie morderstwo, jednak wszystkich szokował włożony w jej dłonie mały bukiet świeżych, czerwonych niczym krew maków.
Gazety pisały, że wielka aktorka teatru „Rouge”, Nami Rain nawet w ostatnim dniu zejścia ze sceny życia idealnie odegrała rolę biednej Ofelii, a Paryż żyjący plotkami tylko niekiedy jeszcze wspominał o nieznanym jasnowłosym dżentelmenie, prawdopodobnie jakimś cudzoziemcu,  który raz był widziany przy grobie niedawno zmarłej gwiazdy oraz jego tajemniczym zniknięciu w nocnej mgle i towarzyszącej mu sennej, słodkiej melodii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz