Autorka: Fryne Wilde
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: shoujo
Para: SanjixNami
Ograniczenie wiekowe: 18+
Jeszcze zanim
powietrze w Europie zostało przesiąknięte zapachem wojny, Paryż stał się
centrum tajemniczych zjawisk, o których gazety pisały, ciesząc się chwilową
sławą. Wśród nawet zaciętych realistów zdało się odnaleźć wyjątki, które
porzucały filozofie życiowe, dając wiarę w to, czego dosięgnąć im niedane. W
roku 1910 do najbardziej nietypowych miejsc w Paryżu dołączył teatr „Rouge”. To
jego nazwa przez kolejne lata wypływała strumieniami z ust najbogatszych, a
także stawała się tematem plotek biedaków, którzy szukali w drobnych
tajemnicach nie tylko uciechy, ale również nadziei na odmianę losu.
W 1910 roku
dyrektorem teatru „Rouge” został Audrey Boulot – specyficzny mężczyzna po
pięćdziesiątce. Zakochany w weneckiej kulturze i urzeczony sztuką włoską nadał
temu miejscu zupełnie odmienny blask, rozsławiając je w całej Europie. Jego
bystra, sprawnie pracująca głowa, pełna różnorodnych pomysłów sprawiła, że
każdego wieczoru na widowni zasiadywały masy ludzi, pragnących zjednoczyć się z
aktorami na scenie i dopieścić swego ducha, wznosząc go na wyżyny. Niezwykłym
wymogiem wejścia do teatru „Rouge” stało się posiadanie maski. Mimo
początkowych trudności i sceptycyzmu klientów, a także załogi, niechętnie nastawionych
do nowego dyrektora, teatr „Rouge” odnosił sukcesy, aż w końcu zyskał uznanie
wśród najwyższych sfer, zaś pan Audrey Boulot zdobył szacunek i miłość swych
podopiecznych. Wyjątkowym uczuciem darzyły go osoby, którym pozwolił on
zaistnieć na scenie, wcześniej nawet nie poddające się marzeniu o otrzymaniu
głównej roli. W gronie tych ludzi
znalazła się niejaka panna Nami Rain.
Nami Rain –
młoda dziewczyna, będąca zimną realistką, która w wieku dwudziestu jeden lat
przybyła do Paryża szukać szczęścia w Paryżu, nigdy nie sądziła, że uda jej się
osiągnąć sukces w tym mieście. Życie szybko ją nauczyło, iż faktycznie nie jest
ono usłane różami i niełatwo znaleźć miejsce w tym ogromnym świecie, pełnym
kłamstw i pokus.
Swoje
dwadzieścia jeden lat przeżyła w Anglii. Od urodzenia mieszkała w Londynie, a
mimo niewielkiego kapitału każdego dnia zdobywała więcej zalotników. Każdy
mężczyzna, poznający Nami Rain, ulegał jej wdziękom i zachwycał się urodą
młodej panienki. Delikatne rysy nadawały jej twarzy subtelności, zaś
bursztynowe oczy, spoglądające na świat spod długich, ciemnych rzęs, rozpalały
serca adoratorów jednym spojrzeniem. Nierzadko słyszała również pochwały na
temat swych pięknych, ognistych włosów, które uwielbiała pleść w warkocz lub
upinać w wysoki kok. Niekiedy, podczas letnich spacerów nie układała kosmyków,
pozwalając im na dynamiczny taniec, spowodowany silnymi porywami wiatru. Nawet
wtedy zwracała na siebie uwagę przez smukłą, kobiecą sylwetkę i płynne ruchy. Niewątpliwie
można było ją uznać za jedną z najatrakcyjniejszych piękności Londynu.
Z radością
przyjmowała zaloty mężczyzn, starających się wkupić w jej łaski drogimi
upominkami. Uwielbiała złoto i klejnoty, lecz nie pogardzała prezentami w
postaci kosztownych sukien, wielkich bukietów, czy też wystawnych uczt, na
które zawsze ją zapraszano. Nie sądziła, że jeden mężczyzna zmieni jej
beztroskie życie w pasmo nieszczęść.
Sebastian
Williams jednego wieczoru posiadł władzę nie tylko nad duszą i ciałem Nami
Rain, ale także zamknął w żelaznym uścisku jej gorąco bijące dla niego
dziewczęce, niewinne serce. Pierwszy mężczyzna dla którego zimna piękność
Londynu straciła rozum okazał się również ostatnim.
Trzydziestoletni
dżentelmen, który przedstawił się jako syn barona zasiadającego w parlamencie
angielskim, wodził ją za nos przez okrągłe dwa lata. Z zimnym spojrzeniem przez
cały ten okres odprawiała wszystkich zalotników, pozostając wierną swej
wielkiej miłości. Na nic się zdały tłumaczenia bliskich przyjaciół, ostre słowa
jedynej siostry, czy też okrutne dla niej wtedy zakazy opiekunów. Żyła
radośnie, pochłonięta uczuciem i skłonna do podejmowania szybkich,
nieprzemyślanych decyzji. Ulegała kaprysom swego kochanka, nie myśląc nad konsekwencjami
podejmowanych działań, lecz prawdziwą burzę wywołała wiadomością o planowanym
zamążpójściu. Najbliżsi przyjaciele i
opiekunowie zdesperowani decyzją młodej i nieświadomej dziewczyny zbadali
przeszłość Sebastiana Williamsa, do której mężczyzna nawiązywać nigdy nie
przepadał. W tej sprawie musieli nawet zwrócić się do prywatnego detektywa,
gdyż zarzucona ciemna kurtyna nie pozwała im przebić się na drugą stronę. Dwa
tygodnie przed ślubem Nami Rain dowiedziała się okrutnej prawdy, która zraniła jej
młode serce.
Sebastian
Williams okazał się mężczyzną o wyjątkowo złej sławie. Prywatny detektyw,
wynajęty przez najbliższych dziewczynie przedstawił Nami Rain zupełnie
niespodziewane sprawozdanie.
- Zadłużony,
nałogowy hazardzista, doprowadzający do upadku wszystkie kobiety do szaleństwa
w nim zakochane, podejrzany o zamordowanie poprzedniej żony, o której istnieniu
panienka prawdopodobnie nawet nie wiedziała – mówił mężczyzna, pokazując jej
dowody zebrane przeciwko Sebastianowi Williamsowi.
Do dziś
pamięta, że słuchała go początkowo z niedowierzaniem malującym się na jej
obliczu, lecz z każdym przedstawianym jej dowodem twarz wykrzywiały grymasy
najpierw ogromnego smutku, później natomiast potężniejszej złości. Czuła gorąco
na całym ciele i czerwone rumieńce wstydu na policzkach. Po przedstawieniu
wszystkich materiałów wyszła z pokoju, ukryła się w miejscu, gdzie była pewna,
że nikt ją nie znajdzie, ukryła twarz w dłoniach i cicho szlochała w samotności.
Następnego dnia zerwała zaręczyny, a tydzień później opuściła Londyn,
przysięgając sobie, że już nigdy do niego nie powróci. Porzuciła stare
znajomości i zaczęła nowe życie w Paryżu.
Twarz jej
przyciemniły blizny ostatnich przeżyć, jednak nawet one nie szpeciły ją na
tyle, by wciąż nie mogła zachwycać swą urodą mężczyzn. W Paryżu szybko znalazła
przyjaciół, lecz nigdy nie nawiązywała w rozmowie z nimi do wydarzeń z Londynu,
unikała tematu, omijając go przeróżnymi kłamstwami, aż w końcu zauważyła u
siebie talent aktorski.
Do teatru
„Rouge” trafiła dzięki przyjaznej dłoni podarowanej przez Nico Robin - rosyjską
arystokratkę, która już od kilku lat mieszkała w Paryżu, ciesząc się różnoraką
opinią. Niektórzy zachwycali się nad jej umysłem, a także urodą dojrzałej,
pięknej kobiety, jednak znajdowali się ludzie, omijający ją szerokim łukiem.
Przeszłość Nico Robin owiana tajemnicą budziła wiele wątpliwości i niechęć tych
ulegającym plotkom paryskich ulic. Nawet najbliżsi z jej otoczenia wiedzieli
jedynie, że zmieniła imię i nazwisko, po czym przeniosła się z Moskwy do Paryża
i ostała w nim do dziś.
Nico Robin i
Nami Rain połączyła jedna rzecz – obie nie lubiły mówić o swojej przeszłości i
żadna z nich nie miała drugiej tego za złe. Doceniały chwile rozmowy o sztuce,
historii i ludziach, jednak nigdy nie poruszały tematu dni minionych. Nić zaufania silnie złączyła te dwie silne
kobiety.
Nami
początkowo występowała na scenie jako jedna z licznych tancerek. Po odkryciu
drzemiącego w dziewczynie talentu muzycznego dawano jej drobne role śpiewane,
ale dopiero po przejęciu teatru przez Audrey’a Boulot zaistniała na scenie i
została okrzyknięta gwiazdą. Była jednak zadowolona, iż sama zapracowała na
swój sukces. Może to wyjątkowy chłód, jakim odnosiła się w stosunku do mężczyzn
lub niewinne oblicze, którego zszargać nie chciał żaden przedstawiciel płci
brzydkiej ochroniły młodą aktorkę przed wzbijaniem się na szczeblach kariery za
pomocą ciała – tego nie wiedziała, lecz nigdy również specjalnie nie zajmowała
swej głowy podobnymi myślami. Dopóki mogła żyć bez zmartwień, wszystkie dary od
losu przyjmowała z wdzięcznością.
Dzięki Nico
Robin otrzymała szansę nowego życia, za sprawą nowego dyrektora mogła w końcu
zaistnieć, a dwa lata pobytu w Paryżu dały jej zrozumienie siebie i ludzi
otaczających ją. Mimo szczęścia, które niczym płomień ocieplało jej serce, Nami
Rain nigdy nie traciła czujności, pozostając uważną, gdyż wiedziała, że fortuna
jest kapryśna i odwrócić się do niej plecami może w każdym momencie, jednak nie
potrafiła zaprzeczyć, iż występowanie na scenie dawało jej ukojenie i radość.
Ponadto oczami wyobraźni widziała bijące dla niej serca ludzi zasiadających na
widowni, przekazujących za każdym uderzeniem miłość i podziw, skierowane w jej
stronę. Doceniała to, podobnie jak upominki w postaci biżuterii, drogich części
garderoby, zaproszeń na przyjęcia i wystawne uczty, niekiedy nawet na jej cześć.
Na widok tego wszystkiego za każdym razem bursztynowe oczy błyszczały, a na
obliczu pojawiał się piękny uśmiech niczym u małej dziewczynki cieszącej się na
wyciągniętą dłoń trzymającą słodycze dla niej przeznaczone.
Świat, w
którym zaczęła nowe życie pochłaniał powoli jej duszę. Zapominała o
upokorzeniu, jakie spotkało ją w Londynie, nieszczęśliwej miłości i bólu, a także
straszliwym upokorzeniu związanym z odkryciem prawdy. Jej nowy świat stał się
magicznym miejscem, a ona na nowo mogła nosić miano przyjaciółki fortuny.
Pewnego
wieczoru, gdy na dworze szalała burza, a wiatr porywał do chaotycznego tańca
gałęzie drzew, kilka godzin przed występem Nami Rain otrzymała kolejny
podarunek. Rozplątała pospiesznie czerwoną wstążkę i otworzyła ozdobne pudełko,
po czym o mało co nie krzyknęła z zachwytu. Z niedowierzaniem i radością
przyglądała się pięknemu naszyjnikowi z białego złota oraz lazurowego kamienia.
- Cudowny –
westchnęła, gdy przed lustrem przyłożyła naszyjnik do swojej szyi, a zaraz
założyła go i dumnie unosząc głowę przez chwilę przyglądała się swemu odbiciu. Palcami
jednej ręki dotykała kawałki lazurowych kamieni, czując bijący od nich rozkoszny
chłód. Był piękny, a ona dzięki niemu czuła się piękna i doceniona niczym
królowa.
Gdy w końcu
oderwała zachwycone spojrzenie od lustra jej wzrok spoczął na pudełku, w które
był zapakowany podarunek. Liczyła, że odkryje w nim karteczkę od wielbiciela,
jednak z rozczarowaniem nic takiego nie znalazła. Przez drobną chwilę myślała
jeszcze o tajemniczym adoratorze, lecz zaraz oczyściła głowę z niepotrzebnych
informacji i zaczęła przygotowania do występu. Gdy już miała wychodzić z pokoju
po jej ciele przebiegł zimny, nieprzyjemny dreszcz. Odwróciła się w stronę
okna, lecz ze zdziwieniem odkryła, że było ono zamknięte i delikatnie zmieszana
wyszła z garderoby.
Wszystkie
miejsca na widowni w teatrze „Rouge” były zajęte przez ludzi z przeróżnych
warstw społecznych, których pozycję i narodowość zdradzały bardziej lub mniej
wytworne stroje. Mimo okropnej burzy budzącej strach i niechęć do opuszczania
ciepłego od przyjemnego palącego się ognia w kominie domu, nikt nie zaprzątał
swej głowy nieznośną pogodą. Gdy tylko na scenę weszła Nami Rain wszystkie
spojrzenia spoczęły na niej.
Jej gesty
przykuwały wzrok, głos dawał ukojenie uszom zmęczonym miejskim chaosem, zaś
oblicze, z którego można było wyczytać ogromną ilość emocji rozbudzało serca
zasiadających na widowni. Gdy wychodziła na scenę przestawała być Nami Rain.
Stawała się kimś zupełnie innym – kobietą o nieokreślonym kształcie, pozwalającą
każdemu odebrać jej zachowanie, gesty, a nawet głos indywidualnie, nie
narzucając jednego spojrzenia na jej osobę. To był sekret sławy i uwielbienia
tłumu. Potrafiła pozostać słodką mrzonką, cichym marzeniem każdemu człowiekowi
z osobna. Stała się ich fantazją.
I choć
spojrzenia tłumu były dla niej czymś zupełnie naturalnym, już od początku
stąpnięcia na scenę poczuła na sobie czyjś wzrok. Był od szalenie odmienny od
zwykłych oczu śledzących jej aktorskie ruchy i najdrobniejsze gesty. Czuła, że
na widowni zasiada osoba, która bystrze omija wielki mur wybudowany przez teatralny
talent Nami i przedziera się przez jej delikatne kobiece ciało, przy czym
brutalnie bada duszę. Jej bursztynowe spojrzenie desperacko krążyło we
wszystkie strony w poszukiwaniu intruza, lecz znalezienie pary oczu nieznanego
jej człowieka wśród masy twarzy skrytych pod maskami nie było łatwym zadaniem.
Znowu poczuła jak dreszcz przebiega jej po plecach i mogła nawet przysiąc, że
przez chwilę jej ramion dotykały lodowate, duże dłonie, których smukłe palce
zataczały drobne koła i wodziły obok szyi, ozdobionej naszyjnikiem z lazurowymi
kamieniami. Jej przerażone oczy spojrzały w dal, jakby kierowane niewyjaśnionym
instynktem i spotkały się z nim. Zanim zdążono opuścić kurtynę ujrzała go.
Skryta pod białą maską twarz nic nie mogła powiedzieć Nami, jednak była pewna,
że chłodnego spojrzenia lazurowych oczu nie zapomni zbyt prędko.
Gdy ponownie
kurtyna została odsłonięta, Nami wśród tłumu klaszczących ludzi nie odnalazła
człowieka, który wzbudził w niej takie przerażenie. Zdawało się jej, że jakimś
magicznym sposobem rozpłynął się w powietrzu, lecz nie zniknął na dobre. Przez
dłuższą chwilę czuła jego obecność. Żadne kwiaty, gratulacje, zaproszenia na
przyjęcia po spektaklu nie mogły usunąć z jej pamięci oczu, tak bystrze śledzących
ją i badających wnętrze. Dopiero, gdy odprowadzono ją już do pokoju, gdyż
uznano, że młoda aktorka jest zmęczona dużą ilością pracy, jaką na nią nałożono
ostatnio, postanowiła zapomnieć o wszystkim i opłynąć do słodkiej krainy snów.
Zanim udało jej się pogrążyć w ostatecznej ciemności przeszło ją dziwne
wrażenie, że ktoś dotyka jej ciepłej dłoni i szepce rozkoszne, uspokajające
słowa aksamitnym, przyjemnym dla ucha zlęknionej dziewczyny głosem.
***
Czuła jak delikatne promienie słońca
ocieplają jej bladą twarz, zaś subtelny wiatr muska skórę. W żaden sposób nie
był nieprzyjemny. Cudownie komponował się ze słonecznymi promieniami nie
pozwalając im, by mogła poczuć zbyteczne gorąco. Zielona trawa pod jej stopami
dawała uczucie świeżości. Była aksamitna niczym dywan z najlepszych materiałów,
tak odmienna od tej jaką pamiętała z Londynu, której ostrość zawsze raniła
czułą na podrażnienia, gładziutką skórę. Do jej nozdrzy docierał słodki zapach
kwiatów i drzew owocowych.
Jeśli tak wygląda raj, to chciałabym tu
zostać – pomyślała, rozglądając się po pięknej krainie będącej oazą spokoju i
przyjemności. Dopiero po kilku minutach obserwacji stwierdziła, że nie jest w
niej sama.
Postać tego człowieka była dla niej
niewyraźna, mimo, że nie byli od siebie bardzo oddaleni. Czuła mocne pragnienie
zbliżenia się do niego, jednak nie mogła wykonać pierwszego kroku. Czekała,
patrząc na nieznaną postać swoimi bursztynowymi oczyma, które teraz nabrały
zupełnie innego blasku. Wydawały się rozmarzone, nostalgiczne, jakby pogrążone
w letargu, podobnie jak jej drobne kobiece ciało. Nie wiedziała nawet kiedy
zbliżył się do niej, lecz zauważyła bijące od niego światło, uspokajające jej
wcześniej silnie kołatające serce i zagubioną duszę. Budził w niej zaufanie,
wprowadzając jej ciało swoją obecnością w słodki, błogi stan. Było to coś za
czym od dawna tęskniła, uczucie, które zostawiła dwa lata temu w Londynie,
odrzucając wtedy również myśli o ponownym zatraceniu się w przyjemności bycia
blisko mężczyzny.
Gdy poczuła pierwszy dotyk długich palców,
miała wrażenie, że jej ciało zalewa pierwsza fala gorąca. To ciepło biło od
niego, choć dłonie muskające jej skórę były blade i ziemne. Coś niebezpiecznego
szarpało jej serce, które przejmowało kontrole nad ciałem i duszą, wcześniej
wiernie poddane chłodnemu umysłowi młodej kobiety. Przestawała trzeźwo myśleć,
pozwalając by wewnętrzny instynkt nią pokierował.
- Nie bój się – usłyszała cichy, rozkoszny
szept, gdy jej ciało odruchowo zadrżało. Głos, który wypowiedział te słowa był
prawie melodyjny, łagodny, lecz także posiadał nutkę zaborczości. Miała
wrażenie, że ta osoba wyśpiewała do jej ucha magiczne zaklęcie, nie pozwalające
jej się sprzeciwić.
- Nie boję się – odpowiedziała słabym głosem,
czując jak jej powieki delikatnie opadają. Obserwowała go sennym, zatopionym w
sielankowym morzu spojrzeniem.
Czuła, jak mężczyzna sięga po jej dłoń, a
następnie składa po wewnętrznej stronie drobny pocałunek. Westchnęła bezgłośnie
na ten pieszczotliwy gest, pozwalając mu by musnął swymi wargami nadgarstek, a
idąc wyżej dotknął rozgrzanymi ustami jej nagich ramion. Przez ułamek sekundy
mężczyzna stał się dla niej wyraźniejszy. Dostrzegła jasne włosy na myśl
przywołujące letnie słońce, a także subtelne rysy twarzy młodzieńca. Było w nim
coś pięknego, co skłoniło Nami Rain, by oddać mu swe ciało, duszę, a także
szalenie bijące w tej chwili serce. Pragnęła być jego.
On zupełnie pewny w swych działaniach
dotykał jej gładkiej skóry swymi długimi, bladymi palcami. Ta łagodna
pieszczota była dla niej przyjemna jak delikatnie muskający letni wiatr,
potrafiący przynieść ukojenie w najgorętsze sierpniowe dni. Zaraz, jednak
spływał na nią strumień ciepła, który z licznych punkcików wokół szyi roznosił
rozkoszny płomień na całe jej ciało. Mimo śmiałości z jaką dotykał jej skórę,
pieścił ustami nagie kobiece ramiona, muskał ciepłymi wargami jasną szyję, Nami
wyczuła jego chwilowe zawahanie przed pocałunkiem. Nie minęła jednak chwila, a
on rozwiał niespodziewanie jej wątpliwości i lęki.
Z początku jedynie subtelnie musnął
rozpalonymi wargami spragnionych, brzoskwiniowych, kobiecych ust, lecz zaraz
ujął jej ciało mocniej, pozwalając Nami ostatecznie skosztować diabelskiej
słodyczy. Był gwałtowny, ale zarazem łagodny, jakby pragnął ją tak mocno, a
mimo to potrafił zapanować nad sobą, by
nie skrzywdzić jej delikatnej duszy. Bursztynowe oczy jeszcze przez drobny
moment obserwowały go uważnie spod ciemnych, długich rzęs, jednak zaraz Nami
zamknęła je, zapominając już o wszystkim. Ich języki toczyły przez chwilę niezwykłą
walkę, lecz to on okazał się ostatecznym zwycięzcą. Pieścił jej podniebienie, trzymając
drobne kobiece ciało w żelaznym objęciu. Miała wrażenie, że gdyby kochanek choć
trochę zwolnił uścisk, ona upadłaby, nie mogąc zapanować nad drżącymi z
przyjemności i podniecenia nogami.
Czuła jak na jej bladą twarz wkradają się
coraz to ostrzejsze, szkarłatne rumieńce, a na czole pojawiają się maleńkie
kropelki potu, które spływają na jej szyję, a następnie znikają pod dekoltem
białej, letniej sukienki. Gorąco, jak i intensywne podniecenie zapanowało nad
jej ciałem. Usta mężczyzny nagle oderwały się od brzoskwiniowych warg Nami, po
czym przywarły do szyi kobiety. Zlizały niewielką kropelkę, a następnie
zostawiły w jej miejsce drobne zaczerwienienie.
- Czy pragniesz oddać mi swe ciało i duszę,
uczynić mnie panem swych snów? – szepnął wprost do ucha Nami, a jego głos
podziałał na nią hipnotyzująco, nawet gdyby nie chciała, nie mogłaby mu się
sprzeciwić.
- Pragnę tego – odpowiedziała prawie
bezgłośnie, a on słysząc jej odpowiedź, rozluźnił uścisk, pozwalając tym samym
jej drobnemu ciału opaść na trawę, po
czym usiadł obok niej i ujął bladą, lecz ciepłą dłoń Nami.
Podobnie jak w pierwszej chwili spotkania
złożył na wewnętrznej stronie pieszczotliwy pocałunek. Następnie jego usta
spoczęły na nadgarstku. Musnął mokrymi wargami jej delikatną kobiecą skórę,
składając wzdłuż kciuka słodkie pocałunki. Było to tak przyjemne dla niej
uczucie, że ponownie jak za pierwszym razem pozwoliła sobie na ciche
westchnienie. Jego usta zatrzymały się między kciukiem a palcem wskazującym,
pieszcząc swym językiem jej gładką skórę, niekiedy tylko przegryzając zębami wybrane
przez niego miejsce.
Nie minęła chwila, a on znów połączył ich w
namiętnym, lecz posiadającym nutkę romantyzmu pocałunku. W czasie, gdy jego
wargi dawały przyjemność uroczym
usteczkom Nami, szczupłe, długie palce zahaczyły o cieniutkie ramiączka sukienki
i zaraz pozbyły się zbędnego materiału, odsłaniając jednocześnie piersi
kobiety. W żaden sposób nie zaprotestowała.
Poczuła jego chłodne dłonie zaciskające się
na piersiach. Instynktownie wiedziała, że obudziła w mężczyźnie ostateczne
pożądanie, choć sprawiał on wrażenie nieporuszonego jej walorami. Był panem
sytuacji, a może chciał nim pozostać. Przypominał doskonałego aktora, czy nawet
reżysera, bojącego się utracić władzę nad tym co dzieje się na scenie, nie
ujawniającego nikomu swych prawdziwych myśli, które skrywał pod nieprzeniknioną
maską.
Jego usta w niespodziewanym momencie
oderwały się od jej brzoskwiniowych warg, po czym przywarły do stwardniałych z
podniecenia różowych sutków. Czuła jak zatacza wokół nich kółka, przegryza je
zębami. Z każdą chwilą jej rozpalone ciało odkrywało nowe przyjemności, a
rozkoszne ciepło pieściło ją od środka.
Jego dłoń powędrowała pod sukienkę, a palce
zaczęły ocierać mokrą od podniecenia kobiecość. Przez chwilę jedynie pieścił
nimi rozgrzaną łechtaczkę Nami, powodując tym samym ciche jęki rozkoszy z jej
strony, lecz zaraz rozpoczął w jej wnętrzu najpierw powolny, spokojny taniec,
by zaraz przejść do tej bardziej intensywnej, żywej pieszczoty. Czuła, że ją obserwuje. Widzi jej ciało, od
którego bił ogromny żar, oblicze zabarwione szkarłatem, a także zmrużone,
przepełnione namiętnością i pasją spojrzenie bursztynowych oczu.
W tej jednej chwili pragnęła tylko jednego –
więcej przyjemności. Chciała poznać jej kolejne oblicza, które do niedawna były
dla Nami zupełną tajemnicą, czymś dziwnym, odrealnionym, może nawet trochę
strasznym. Marzeniem tej chwili stało się dla niej otrzymanie od niego
wszystkiego, czym mógł ją obdarować.
On jakby wyczytawszy z jej umysłu myśli i
pragnienia spełnił je, łącząc ich rozgrzane ciała w jedno. Poruszał się w niej
gwałtownie, poznając ją lepiej z każdym pchnięciem, a ona zarzuciwszy mu na
ramiona swe ręce, pozwoliła uwolnić się tłumionym wcześniej dźwiękom. Było jej
dobrze, czuła, że nigdy w swym krótkim życiu nie znalazła tyle przyjemności, co
w tej chwili. Chciała być dzika i
nieokiełznana niczym morze, nad którym nikt nie jest w stanie zapanować.
Wygięła się w delikatny łuk, a po chwili poczuła jak oblewa ją niespodziewana
fala gorąca. Zauważyła niespodziewanie chłodne, spojrzenie lazurowych oczu,
jednak lęk z jej serca ulotnił się całkowicie i szybko o tym zapomniała. Rozkosz
spłynęła na jej ciało i duszę.
***
Nami obudziła
się, gdy pierwsze promienie słońca zdradziecko zaczęły wdzierać się do jej
pokoju. Nie wstała natychmiast ze swojego łoża, lecz pustym wzrokiem wpatrywała
się w biały sufit. Czuła się osłabiona i zmęczona, ale także dziwnie
podekscytowana. Dokładnie przypomniała sobie sen, który nawiedził ją w nocy.
Początkowo spłonęła ciemnym rumieńcem, lecz zaraz poczuła pragnienie, by ta
cicha mrzonka stała się rzeczywistością.
Tajemniczy
sen, w czasie którego mogła ulec pokusie zgotowanej przez ciemną noc powtarzał
się zawsze, gdy zamknęła zmęczone oczy i odpływała do innej krainy. Tam zawsze
znajdowała ukojenie po całym dniu ciężkiej pracy i z pamięci wyrzucała niepokój,
spowodowany tajemniczym spojrzeniem. Miała wrażenie, że śledzi ono każdy jej
ruch, nie tylko na scenie, ale w życiu.
W pewnym
momencie z lęku zaczęła mieć problemy ze snem. W żadnym wypadku nie godziła się
iść do lekarza, odrzucała dobre rady martwiących się o nią znajomych, nawet
przestrogi zaufanej Nico Robin, tak niegdyś bliskiej Nami, nie robiły na młodej
aktorce wrażenia. Zauważyła bowiem, że ukojenia potrafi dostać po kieliszku
wina, a gdy to przestało pomagać zaczęła opróżniać całe butelki, po czym
znajdywała prawdziwą rozkosz w krainie snów z mężczyzną, któremu zaprzedała
dusze i ciało, a także gorąco bijące serce.
Po dwóch
miesiącach od pierwszego snu oblicze pięknej kobiety przeszyła okropna bladość,
także zmęczenie i osłabienie nasilały się z każdym kolejnym dniem. Wciąż
występowała, jednak widownia nie zachwycała się już tak jak niegdyś młodą
aktorką. Piękny kwiat róży usychał na
ich oczach, a oni nie byli ślepcami.
Po Paryżu
zaczęły nawet krążyć plotki o dziwnym zachowaniu Nami Rain, wielkiej gwiazdy
nietypowego teatru „Rouge”. Podobno, gdy do jej garderoby zawitał pewien
jasnowłosy młodzieniec spojrzała na niego wyzywającym wzrokiem i niemal rzuciła
się na niego z radosnym westchnieniem. Mężczyzna z entuzjazmem przyjął
zaistniałą sytuację i złapał ją w objęcia, obdarowując gorącymi pocałunkami. Po
chwili młoda aktorka odepchnęła go z niezwykłą siłą.
- Odejdź,
demonie! Nie jesteś moim, a ja nie jestem twoja! – krzyknęła głośno, a jej
trupioblada twarz była wykrzywiona w grymasie gniewu.
Jeśli jakikolwiek artysta szukałby modeliki do
rzeźby mitologicznej Meduzy, wtedy Nami Rain najlepiej by się do tego nadawała.
Mężczyzna później opowiadał, że byłby gotowy pod przysięgą oznajmić, że młoda
aktoreczka ciskała w niego piorunami swym strasznym, wariackim spojrzeniem. Zanim uciekł z przerażeniem na twarzy,
usłyszał jeszcze kilka słów brzmiących jak „pan snów”.
W pewnym
momencie Nami Rain zdała sobie sprawę jak niebezpiecznie myli rozkoszne sny z
okrutną rzeczywistością. Przestała nawet jeść, lecz, gdy w czasie próby gasnący
młody talent nagle zemdlał, dyrektor teatru wyjątkowo zmartwiony jej stanem
rozkazał pilnowania posiłków dziewczyny. Było jednak już za późno – Nami
podjęła decyzję. Chciała na zawsze uwolnić się od śledzących ją chłodnym i
przenikliwym spojrzeniem lazurowych oczu, a także połączyć się z mężczyzną, za
którym tęskniła każdego dnia, a spotkać mogła się jedynie podczas snu.
15 maja 1910
roku Nami Rain zaginęła nie zostawiając żadnego listu w sprawie nagłego
wyjazdu, czy problemów finansowych, bądź rodzinnych. Dwa dni później odnaleziono
jej ciało na brzegu Sekwany. W chwili śmierci miała na sobie ubrudzoną białą
letnią suknie, a rude włosy były przyozdobione polnymi kwiatami. Ustalono, że to
próba samobójcza, nie morderstwo, jednak wszystkich szokował włożony w jej dłonie
mały bukiet świeżych, czerwonych niczym krew maków.
Gazety pisały,
że wielka aktorka teatru „Rouge”, Nami Rain nawet w ostatnim dniu zejścia ze
sceny życia idealnie odegrała rolę biednej Ofelii, a Paryż żyjący plotkami
tylko niekiedy jeszcze wspominał o nieznanym jasnowłosym dżentelmenie, prawdopodobnie
jakimś cudzoziemcu, który raz był widziany
przy grobie niedawno zmarłej gwiazdy oraz jego tajemniczym zniknięciu w nocnej mgle
i towarzyszącej mu sennej, słodkiej melodii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz