Tytuł: Gra o serce
Autorka: Fryne WildeLiczba rozdziałów: 0/?
Gatunek: przygoda
Postać: Sanji
Ograniczenie wiekowe: --
O jak dużej ilości spraw na tym świecie nie mamy pojęcia? Do jak wielu tajemnic drzwi pozostają zamknięte na klucz, który jakaś nieukształtowana dłoń wyrzuciła w kąt, by nikt z nas nie mógł go odnaleźć? Gdzie podziały się miejsca naszej imaginacji, a co stało się z marzeniami, pozwalającymi porwać ciało i dusze? Tak, wyobraźnia niewątpliwie jest dobrą rzeczą. Moi pierwsi towarzysze nauczyli mnie tego, zafascynowali i sprawili, że znalazłem cel w życiu, którym stało się odnalezienie miejsca, według większości ludzi istniejącego wyłącznie w umysłach i sercach naiwnych marynarzy, nie mających nic do stracenia. Moja wiara w All Blue nigdy nie zaniknęła, była czymś, czego nie dało się zagiąć i nawet ogromne sztormy nie potrafiły jej zgnębić. Istniał czas, gdy odsunąłem marzenia na drugi bok, poczucie winy wypełniło całe moje serce i musiałem spłacić dług wobec człowieka, który uratował mnie, a stracił cząstkę siebie w tej walce o przetrwanie. Wszystko, jednak powróciło wraz z przypłynięciem grupki idiotów. Dzięki nim moje marzenie ponownie ożyło. Ale czy na „Pływającej Restauracji” było mi źle? Nie, ona stała się drobną cząstką mnie. Gówniany dziadygo, ty mnie dobrze znałeś. Mnie i wszystkich kucharzy, pracujących w naszej restauracji. Te chwile zawsze pozostaną ze mną.
Pamiętam wieczory tak głośne, że trząsł się
cały pokład. Gdy otworzyliśmy „Pływającą Restaurację” odwiedzali nas piraci, a
bijąca od nich energia, miłość do przygody i morza, zadziwiała mnie za każdym
razem. Czy ten gówniany dziadyga już wtedy zauważył moje radosne oczy
skierowane w stronę tych niezwykłych ludzi, których śmiech rozbrzmiewał i mieszał
się ze słodką melodią, płynącą z instrumentów niczym silny potok, obserwował
jak nachylają się i pozwalają mi zadawać pytania, pobudzające mnie jeszcze
bardziej lub widział, gdy chwytany w wir tańca, nie odmawiałem, tylko ulegałem
rozgrzewającej moje wnętrze pokusie, a odgłos uderzających o podłogę butów,
próbujący dostosować się do rytmu, rozbawiał
towarzystwo? Wspomnienia są czymś wyjątkowym. W moją pamięć wryło mi się wiele
historii, rozprowadzonych przez piratów po całym morzu. Gdy byłem jeszcze
dzieckiem śmieszyły mnie, a czasem napełniały strachem, który oczywiście
maskowałem jak najumiejętniej potrafiłem przed tym gównianym dziadygą, chciałem
bowiem, by widział we mnie równego sobie, a nie smarkacza, przyjmującego
wszystko dosłownie. Trudno było w nie wszystkie uwierzyć, ale dobrze
wiedziałem, że ci ludzie przebyli niezwykłą podróż, przeżyli Grand Line. W ich głosach nigdy nie wyczułem
nawet nuty fałszu, a przecież byłem dla nich nikim więcej jak tylko naiwnym
dzieciakiem o dość żywym i trudnym do zapanowania temperamencie.
- Hę? Tym razem sobie ze mnie żartujesz!
Prawda? – mówiłem podnieconym głosem, czując jak gorąco, które we mnie siedzi,
atakuje moje policzki, teraz lekko różowe, zaraz mające przybrać odcień
krwistoczerwony.
- Nie. To prawda. Wiedźmy istnieją –
powtórzył stary marynarz, palący z lubością fajkę. – Ja nawet jedną miałem
okazję spotkać, na Grand Line widziałem ją na własne oczy.
- Ha! Staruszku, byłeś na Grand Line i
spotkałeś wiedźmę, tak? I jak? Jaka ona była? Miała brzydki, garbaty nos? Czy
towarzyszył jej czarny kot i ona sama latała na miotle? – pytałem pospiesznie,
przywołując w pamięci postacie złych czarownic z baśni, czytanych dawniej,
jeszcze za życia na North Blue.
- Oj, nie. – zaprzeczył prawie
natychmiastowo. – Nie była brzydka, piękność, jakich niewiele na tym świecie. Nie
mogła się z nią równać z żadna kobieta, jaką spotkałem przez całe swoje długie
życie. Uśmiechała się do mnie w taki nostalgiczny sposób, byłem gotowy rzucić
się dla niej w morze, ale później rozpętał się okropny sztorm i wszystko
zniknęło.
- To skąd wiesz, że to była wiedźma? –
spoglądałem na niego podejrzliwie, a przez myśl przemknęło mi, że może on sobie
żartuje ze mnie.
- Ach, miała długie, popielate, kręcone
włosy, a w oczach ogromną władzę, jej spojrzenie było dzikie, przerażające –
mówił, ignorując moje pytania, lecz widząc moją niecierpliwość, objawiającą się
w tupaniu i drobnej gestykulacji, dodał po chwili – a oprócz tego, unosiła się
nad wodą. Musiała, więc być czarownicą, chłopcze.
- Powiedziałeś, że była piękna, a przecież
wiedźmy są brzydkie, szpetne – upierałem się, a stary marynarz zamknął oczy,
ściągnął brwi, próbując sobie przypomnieć coś więcej. W tym momencie wyglądał
niczym posąg starego filozofa, który miał okazje zakosztować w swym życiu
wszystkiego, czym los może obdarować człowieka. Zdało mi się, że jest on
szczęśliwy.
- Widzisz, chłopcze – przerwał by wypuścić
dym, jednak zaraz ponownie zabrał głos –na Grand Line nie wszystko jest takie
jak powinno być. Tam trzeba nauczyć się patrzeć dalej. Oczy łatwo jest wodzić,
a serce trudniej. Na Grand Line trzeba kierować się instynktem, wrodzoną
intuicją, ona często może nas uratować. Rozumiesz, chłopcze?
- Tak, rozumiem. Mam ufać sercu, prawda?
-Prawda, a także uważać na wiedźmy, polujące
na serca – powiedział, zaraz potem, nie dając mi nawet sekundy na chwilę
refleksji, przybiegli inni piraci, porywając mnie do żywego tańca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz