18 września 2016

[Opowiadanie] Bang Bang - Część 1

Tytuł: Bang Bang
Autorka:
Fryne Wilde
Liczba rozdziałów:
1/?
Gatunek:
yaoi, hentai, romans, mafia
Para:
LawxSanji, ZoroxSanji, LawxNami
Ograniczenie wiekowe:
18+

Trafalgar Law wyszedł ze szpitala. Był już późny wieczór. Słońce zachodziło, a pomarańczowe niebo, pokryte plamami różowego odcienia, działało uspokajająco na mieszkańców miasta, wprowadzając ich w błogą senność, która zniknąć miała dopiero późną nocą za sprawą ciemnego granatu i oświetlanych przez lampy uliczne, głośnych kawiarni, pubów i klubów. To na nich w końcu koncentrowało się bogate życie towarzyskie ludzi dorosłych, zawsze spragnionych dobrej zabawy.  Słodki letni wietrzyk mimo przyjemności jaką dawał, pozostawał na niektórych czymś nieznośnym. Szczególnie zauważalne były narzekania młodych dziewcząt o długich włosach, które ten zostawiał na drobną chwilę w spokoju, by zaraz ponownie wprowadzić istny nieład na ich głowach, wywołując nierzadko ciche przekleństwo z pełnych malinowych ust. Te drobne gesty nie znaczyły dla niego wiele, jednak stanowiły część jego obserwacji.
Trafalgar Law był chirurgiem. Przybył do francuskiego miasta z powodu trudności otrzymania pracy we Włoszech. Taka była oficjalna wersja, którą przygotował lecąc samolotem z Palermo pięć lat temu. Pracownicy szpitala nie kryli zdziwienia po niecałym miesiącu pracy Law'a. Postrzegany był przez wszystkich jako chirurg doskonały, ratujący życie ludzi, gdy ci byli w najbardziej opłakanym stanie, którym inni lekarze nie dawali szansy na przeżycie. Zaskarbił sobie dzięki temu szacunek i wdzięczność pacjentów, a także personelu. Pracownikom naprawdę trudno było uwierzyć, że taki człowiek miał problem ze znalezieniem pracy, jednak unikali zbędnych pytań, szybko zrozumiawszy, iż nie jest on osobą  skłonną do odpowiedzi na nie. Według nich Law pozostał uprzejmym doktorem z ogromną wiedzą i talentem, raczej cichym, niekiedy pokazującym swój cynizm, nigdy gniew, owiany aurą tajemniczości. Pielęgniarki często starały się nawiązać z nim bliższy kontakt, lecz ten nigdy nie okazywał większego zainteresowania nimi. Wydawało się niekiedy, że ten młody mężczyzna stroni od ludzi, jakby krył w sobie jakiś straszny sekret. Było w tym więcej prawdy niż pomyśleliby spostrzegawczy obserwatorzy, którzy w swoje podejrzenia starali się nie wnikać. Trafalgar Law miał swój czarny sekret skrywany przed naiwnym społeczeństwem.
Opuszczenie sycylijskiej ziemi nie było w żadnym wypadku spowodowane trudnością zdobycia pracy, a tym bardziej problemami finansowymi. Jego pobyt w tym francuskim mieście, daleko osadzonym od miejsca wyjątkowo mu drogiego, był spowodowany konsekwencjami wmieszania się w sprawy skłóconych Rodzin. Law nie należał do osób sentymentalnych, jednak brakowało mu czarnych oliwek, które jedli wieczorem z drobną grupą zaufanych przyjaciół, cudownego smaku włoskiego wina, najlepiej smakującego nocą, podczas spaceru przez ciemne uliczki miasteczka, a także radosnego śpiewu młodziaków, próbujących usilnie zachwycić piękne dziewczęta o długich, ciemnych włosach związanych w warkocz.  Mdlący zapach kadzideł uderzył jego nozdrza, gdy przechodził obok niewielkiego sklepiku z czerwonej cegły. Zamroczył go na drobną chwilę, pozwalając odpłynąć we wspomnienia.
Law nie pamiętał już swoich rodziców. Gdy miał trzy lata, zaopiekował się nim człowiek, którego z czułością okrzyknął dziadkiem. Człowiek ten nazywał się Angelo Galante. Surowe rysy twarzy z początku nie pomagały przekonać się małemu chłopcu do nowego opiekuna, lecz drobne uśmieszki mężczyzny, kierowane w stronę Law'a przekonały go bardzo szybko.
Don Angelo Galante nie był znany na Sycylii jako człowiek o miękkim sercu, jednak bliskie pokrewieństwo z matką Law’a, a także brak własnych dzieci skłoniły go do przyjęcia pod dach tego malca. Dodatkowo chłopak miał inteligentne spojrzenie, później okazało się, że jest także spryty i silny, niestrachliwy oraz racjonalnie oceniający sytuacje, potrafiący wyjść z wielu nieprzyjemnych starć bez szwanku.  Przez jakiś czas zdarzało mu się, że buntował się przeciwko starszym kolegom i często angażował się w bójki, które zazwyczaj wygrywał. Po pokonaniu jednego z silniejszych chłopców udało mu się zyskać sympatię i szacunek innych dzieci. Dona Angelo Galante zdziwił fakt, iż Law nie przybiegł do niego i nie pochwalił się swym zwycięstwem, jak prawdopodobnie zrobiłaby to większość dzieciaków w jego wieku. Szybko zrozumiał, że jego podopieczny jest nie tylko silny, ale także skromny, co było niezwykłym skarbem  wśród młodych chłopców, uczących się tego dopiero z wiekiem.  Law wydawał mu się wyjątkowo dojrzały, jak na dzieciaka, a drobne złośliwe uśmieszki łobuza nierzadko wywoływały polepszenie nastroju zmęczonego dona. Nawiązała się między nimi trudna do rozerwania więź, niczym między ojcem a synem.
Law zawsze był posłuszny dziadkowi. Wiedział kim don Angelo Galante jest, znał jego okrutną stronę, ale wiedział, że posiadał moc zjednywania sobie ludzi. Nie był człowiekiem pożądającym wielkiej popularności, uznanie i szacunek zyskał, dzięki swej życzliwości. Ktokolwiek szczerze potrzebujący przyszedł do dona Angelo Galante nigdy nie został przez niego odtrącony. Dbał o swoich ludzi, którzy byli dla niego równie ważni jak interesy Rodziny. Nie znosił niesprawiedliwości i na wszelkie sposoby z nią walczył. Biedni mieszkańcy Sycylii kochali go, bo wiedzieli, że mogą znaleźć w jego ramionach schronienie. Ufali mu bezgranicznie, będąc gotowymi oddać swe życie dla dona Galante. Law go obserwował i pokochał niczym rodzonego ojca. Tylko raz w swym życiu z dziadkiem spytał kim byli jego prawdziwi rodzice i co się z nimi stało.
- Twoja matka była dobrą kobietą o bardzo ciepłym uśmiechu. Opiekuńcza względem członków rodziny, szybko zaskarbiała sobie miłość ludzi. Twój ojciec należał do ludzi życzliwych i szczerych.  Byłem na ich weselu – tu zamyślił się na chwilę, po czym dodał – bardzo ładna z nich była para. Widać, że się kochali.
- Dlaczego umarli? – dopytał się Law, nie otrzymawszy odpowiedzi na drugą część zadanego wcześniej pytania.
- Zginęli w wypadku – odpowiedział don, po czym pogłaskał chłopca po głowie, mierzwiąc mu jego ciemne włosy. Law zrozumiał, że don Galante więcej mu już nie powie i nigdy nie dopytywał się o swych rodziców.
Zawsze, gdy szukał we wspomnieniach momentów, kiedy to dziadek uniósł się, a gniew zapanował nad jego ciałem, dochodził do wniosku, że takie chwile nigdy nie zostały uchwycone przez jego bystre oczy. Law obserwując dona Galante szybko wziął z niego przykład. Chciał być taki jak on. Nigdy nie pozwolił by emocje wzięły nad nim górę, nie pokazał nikomu twarzy skrzywionej w grymasie gniewu, żaden człowiek nie usłyszał podniesionego tonu. Był przekonany, że takie zachowanie jest tylko wyrazem słabości, a nie siły. Szybko zrozumiał, że gniewem nic nie wskóra.
Don Galante nigdy nie krył przed nim kim jest, a nawet prawdopodobnie by mu się to nie udało. To nie była Ameryka, gdzie można było wychować dziecko w nieświadomości roli rodzica w społeczeństwie, lecz dzika Sycylia. Don Angelo Galante oczywiście zadbał o to, by jego ukochany podopieczny otrzymał jak najlepsze wykształcenie. Law miał prawo wyboru, jednak skupił się na medycynie. To wydawało mu się najracjonalniejsze. Szybko wchłaniał wiedzę, zdobywał dyplomy i tytuły, a don Galante był przepełniony dumą. Wysyłał go za granicę, chcąc by jego podopieczny poznawał świat i zasady rządzące innymi państwami. Zawsze po długiej podróży Law siadał z dziadkiem na werandzie przed domem i wdychając słodki zapach cytrusów, a także jedząc pyszne ciemne oliwki, opowiadał donu Galante o wszystkich swoich obserwacjach, odczuciach i myślach, zaś ten w spokoju, nigdy nie przerywając, słuchał zaciekawiony.
Ich słodkie chwile, wypełnione wzajemną rodzinną miłością, a także spokojem minęły dnia, gdy don Galante został zdradzony i postrzelony. Zaproszeni na chrzciny małej Marii – wnuczki siostry dona Galante, stawili się w dopasowanych garniturach – don w białym, lekko połyskliwym, natomiast  Law w czarnym, gładkim, a jedynym jasnym akceptem jego stroju była delikatna, mała, żółta róża. Oboje uśmiechnięci, budzący podziw i sympatię innych gości, skupiali na siebie ich rozpromienione twarze.
Don ucałował najpierw swoją siostrę, później jej syna, następnie ścisnął życzliwie ciepłą dłoń mężczyzny, również składając szczere gratulacje. Potem wyjął białą kopertę z wewnętrznej kieszeni marynarki, na której było napisane skośnymi, może trochę staroświeckimi, lecz ładnymi literami Dla Marii. Don znany ze swej hojności nigdy nie szczędził pieniędzy, jeśli tym bardziej chodziło o rodzinę czy najbliższych i zaufanych przyjaciół.  Twierdził również, że pomocy nikomu nie można odmówić. Racjonalny w swych działaniach, nigdy nie brał pieniężnego wynagrodzenia, gdyż biedę już od kilkunastu lat nie narzekał, jedyną zapłatą za ratunek w ciężkich chwilach była obietnica przyjaźni. Don Galante nigdy nie musiał zabiegać o względy ludzi. Oni sami do niego lgnęli jak ćmy do światła.
W jednej chwili świat Law'a zmienił się zupełnie. Usłyszał pierwszy strzał, ale było już za późno. Don Galante został zraniony w serce, a zanim ktoś zdążył powalić go na ziemię lub osłonić, kula trafiła w głowę, a drobnej dziurki, zaczęła lać się krew, która zaraz zabrudziła czerwienią biały garnitur. Wszyscy momentalnie odskoczyli przerażeni, dziecko zaczęło płakać, a na twarzach zebranych gości malował się wyraz przerażenia i niedowierzania. Nikt nie mógł się tego spodziewać. Tereny, na których zorganizowana była uroczystość w pełni należały do dona Galante. Nikt nie myślał, że może istnieć na świecie człowiek na tyle głupi albo szalony by zrobić coś tak niebezpiecznego.  Ciało mężczyzny, które osunęło się w dół złapał Law i przytrzymał je mocno, nie zwracając uwagi na to, że jego garnitur ubrudzony został krwią. Don Galante odszedł z tego świata, lecz jego śmierć była niegodna wielkiego dona i wspaniałego człowieka jakim był.
Mężczyzna, który strzelał natychmiast wskoczył na tylne siedzenie czarnego samochodu. Maska zasłaniająca twarz zapewniłaby napastnikowi bezpieczeństwo i ochronę przed spragnionymi zemsty przyjaciółmi, lecz Law dostrzegł na lewej dłoni strzelającego bliznę w kształcie krzyżyka. Postanowił, że będzie sam musiał wymierzyć sprawiedliwość winnym śmierci swojego ukochanego dziadka.
Sprawa nie była trudna do rozwiązania. Bardzo pomogli mu przyjaciele dona Galante – Casio Betito i Ludovico Pazzi, którzy Law'a obdarzyli dużą sympatią. Byli to mężczyźni po pięćdziesiątce, tak do siebie podobni, że ludzie mogliby pomylić, iż  to bracia. Oboje mieli szerokie barki, tylko Pazzi przerastał niewiele Betito. Ich spore brzuchy, świadczyły o zamiłowaniu do jedzenie. Law odkąd tylko pamiętał, zawsze starali się je ukryć pod dobrze uszytą na zamówienie marynarką. Ubierali się zazwyczaj podobnie, elegancko, nosili stonowane kolory, nie lubiąc robić z siebie widowiska z powodu krzykliwej odzieży. Każdy z nich był miły i zawsze, gdy odwiedzali dona Galante obdarowywali jego podopiecznego drobnymi upominkami, nierzadko zamieniając z nim parę słów, żartując i zapraszając do siebie. Niewątpliwie Law nigdy nie czuł się pokrzywdzony z powodu odwiedzin. Byli kimś w rodzaju rodziny czy też najbliższych przyjaciół, którym mógł ufać do samego końca, nie obawiając się zdrady z ich strony. Przez dłuższy czas po poznaniu, Law zastanawiał się, czy Betito i Pazzi to bracia, jednak po spędzeniu z nimi kilku dni zrozumiał, że są zupełnie inni. Dostrzegł, iż mimo długich twarzy o okrągłych policzkach i drobnych oczach, mają zupełnie inne nosy i usta. Pazzi był mężczyzną o wąskim, szpiczastym nosie i dużych, mięsistych wargach w przeciwieństwie do haczykowatego nosa i niewielkich ust jakie posiadał Betito. Law'owi udało się również zaobserwować różnice charakterów przyjaciół swojego dziadka.  Oboje mieli fantastyczne poczucie humoru, potrafili z łatwością nawiązać kontakt z ludźmi, jednak to Pazzi był spokojniejszy, skromniejszy i skłonny do kompromisów, nie tak jak wybuchowy i kłótliwy Betito. Mimo tych różnic, początkowo nieuważni obserwatorzy stawiali między nimi znak równości.
- Law, jesteś pewny, że chcesz odnaleźć tego człowieka? – spytał Pazzi, przyglądając się swojemu kieliszkowi napełnionemu czerwonym winem.
- Tak. Muszę znaleźć tego szaleńca, który zlecił zamordowanie dona Galante i człowieka, który się tego podjął. Chcę znać ich motywy, to one zadecydują jak umrą – opowiedział Law, patrząc
w spokojne oczy Pazzi'ego. Dostrzegł w nich przyjacielskie współczucie i troskę. To miało go upewnić, że może na nim polegać.
- Rozumiem, mój przyjacielu. Masz nasze poparcie – rzekł, a Law przeniósł swój bystry wzrok na Betito.
- Masz niezwykłe do nas zaufanie. Dlaczego nam to wszystko mówisz? Nie podejrzewasz nas o współudział? – spytał z rozbawieniem Betito, a Pazzi słysząc jego słowa pokręcił tylko głową. Nie lubił, gdy Betito żartował sobie z ludzi i wodził za nos, podczas takich niebezpiecznych sytuacji. Nigdy, jednak nie zwrócił mu uwagi.
- Nie macie motywu. Znam was. Nie sprzedalibyście dona za żadne pieniądze – odparł szczerze Law.
- Dobrze myślisz, dzieciaku – zaśmiał się Betito, po czym spytał – znasz może mały pub nazywany przez wszystkich Orange? – Law kiwnął głową, więc Betito kontynuował swój wywód. – Jest tam świetna dziewczyna, najlepsza informatorka. Ładna, młoda i niegłupia. Wie wszystko co się dzieje i zna wielu ludzi. Pojedź do niej i zapytaj ją o tego mężczyznę z blizną na ręce. Dziewczynę rozpoznasz –  ruda, a to nie jest codzienność w naszych stronach. Tylko uważaj, to prawdziwy mafios w spódnicy. Lubi drobne upominki – wspomniał na zakończenie  Betito, jakby chcąc ostrzec go by nie jechał do tej dziewczyny z pustymi rękoma.  
- Jak każda kobieta – roześmiał się Law, a zaraz po nim Pazzi.  
Law dobrze wiedział gdzie jest pub Orange. Był tam dwa lata temu, dzięki przyjaciołom, którzy postanowili mu pokazać miejsce, w którym kobiety są tak piękne, że mężczyźni podają do ich stóp, a wino tak dobre, iż żaden człowiek nie żałuje pieniędzy na nie. Mimo, że widział tam wiele ładnych kobiet to w pamięci nie została mu żadna rudowłosa. Doszedł do wniosku,
że prawdopodobnie dziewczyna przeniosła się tutaj jakiś czas temu, ale dzięki urodzie i inteligencji musiała szybko zyskać sławę. Musiała się wyjątkowo wyróżniać, skoro Betito polecał ją z uśmiechem na twarzy. Dodatkowo Law zaobserwował, że jego oczy zdradzają ciche rozmarzenie. To go przekonało.
Wszedł do  baru spokojnym  krokiem rozglądając się po pomieszczeniu,  zwracając uwagę nawet na dobre elementy wystroju wnętrza. Na ciemnych ścianach wisiały obrazy przedstawiające sielankowe życie sycylijskich rolników i mimo, że były one czystą fikcją, budziły w nim miłe uczucia. Wyglądająca na dość wygodną kanapa i fotele koloru pomarańczy rozstawione przy stolikach świadczyły o nie tylko dobrym guście właściciela lokalu, ale także o jego zamożności.  Światło było delikatne, nie raziło zmęczonych oczu wchodzących do baru, a przyjemna muzyka lecąca w tle wpadała w ucho.
Wodząc wzrokiem po pomieszczeniu natrafił na stojącą przy barze dziewczynę o rudych włosach, których niesforne kosmyki kręciły się na końcach.  Delikatna opalona skóra przykuwała spojrzenia, podobnie czyniła to jej szczupła klepsydrowa talia. Dojrzałe piersi, podkreślone przez czerwoną sukienkę za kolana, kusiły wędrujące za nimi spojrzenia licznych mężczyzn zebranych
w pomieszczeniu. Miała jeszcze lekko dziecinne rysy twarzy, jednak nie odejmowało jej to uroku, zaś zadarty maleńki nosek nie zwracał uwagi w przeciwieństwie do bursztynowych oczu panienki, niekiedy skrywanych przez długie, ciemne rzęsy. Niewątpliwie była piękną dziewczyną, od której niezwykle silnie biła młodość i witalność, przyciągająca  wszystkich spragnionych słodkiej pieszczoty.
Law ruszył w jej stronę, a chcąc zdobyć sympatię rudowłosej nieznajomej natychmiast  zaprosił ją do stolika i zamówił najlepsze czerwone wino, jakie tutaj podają. Nie był typem człowieka, który często wykorzystuje osobisty wdzięk jakim go obdarzył najzwyklejszy przypadek lub dobry los, jednak w tym momencie zdobył się na jeden z najpiękniejszych uśmiechów, nie posiadający w sobie nawet odrobiny kpiny czy złośliwości. Dziewczyna nie wyglądała na specjalnie zaskoczoną, co trochę zmieszało Law'a, jednak nie dał po sobie tego poznać. Siadając przy stoliku podziękowała mu, a jej melodyjny głos złączony z przeuroczym uśmieszkiem zdobiącym twarz, tworzył cudownie rozkoszną mieszankę i budził pożądanie.
- Przyszedłeś po informacje – stwierdziła krótko, lecz zaraz zdała sobie, że to wyjątkowo nietaktowne zagranie wobec miłego nieznajomego, który zaprosił ją do stolika i jest gotowy spełnić wiele jej zachcianek. Posłała mu przepraszający uśmiech i odczuła ulgę, gdy ten odpowiedział jej tym samym, wzbogaconym o szczerą uprzejmość, pozwalającą zrelaksować się jej. – Jestem Nami.
- Bardzo miło mi poznać. Betito i Pazzi wspominali, że informatorka będzie piękną dziewczyną, którą natychmiast rozpoznam, lecz nie sądziłem, że piorun, mogący mnie trafić
w niespodziewanym momencie jest aż tak niebezpieczny – powiedział, a Nami zaśmiała się słysząc jego komplementy. Pierwsze lody zostały przełamane, jednak Law musiał się wyjątkowo starać, bowiem nigdy nie był przyzwyczajony do zbyt długiego schlebiania kobiecie. Nie chciał by chociaż nutka sztuczności została odkryta przez tę inteligentną panienkę, łasą na słodkie słówka. – Nazywam się Trafalgar Law.
- Ach, rozumiem już teraz. Jesteś podopiecznym dona Galante, a raczej byłeś. – Słowa wypowiedziane przez Nami wywołały złość ze strony Law’a, jednak ten nie dał po sobie tego poznać. Słuchał jej dalej z dobrodusznym uśmiechem. – Słyszałam o jego śmierci. Ktoś naprawdę postąpił niegodnie. Taki wielki i dobry człowiek zginąć powinien w chwale – powiedziała szczerym głosem, nie splamionym ani trochę fałszem.
Kelner podszedł, podając im dwa kieliszki wina i stawiając na stole na wpół opróżnioną butelkę. W tym momencie przerwała swój wywód, a wznowiła dopiero, gdy mężczyzna oddalił się
od nich i zajął się innymi klientami. Była bardzo ostrożną młodą dziewczyną.
– Rozumiem też do czego dążysz i pochwalam to. Znałam dona Galante osobiście. Pomógł
mi i mojej siostrze, gdy byłyśmy w potrzebie. Nie miałyśmy pieniędzy, nękali nas komornicy, nie wiedziałyśmy do kogo możemy się zwrócić, bo władze nigdy nie patrzyły na nas przychylnie. Don Galante podarował nam swą ciepłą, życzliwą dłoń, pomógł nam, nie żądając żadnej zapłaty, prócz obietnicy przyjaźni, której nie zdążył nigdy wykorzystać – dodała, po czym umilkła na chwilę, by wziąć duży łyk chłodnego, czerwonego wina. Po chwili czerwone rumieńce wypłynęły na jej twarz. Czyniłoby ją to zapewne bardziej niewinną, gdyby nie złośliwy uśmieszek malujący się na obliczu Nami. Law zrozumiał, że nie lubi ona ujawniać swej delikatności przed obcymi, była na to zbyt przezorna. – Pomogę ci, więc powiedz mi najpierw ile już wiesz.
- Wiem, że strzelał mężczyzna z blizną w kształcie krzyżyka na lewej dłoni. Twarz miał zakrytą, ale to chyba wystarczy, nie sądzisz? – spytał, zerkając na nią trochę podejrzliwie, śledząc jej ruchy.
- Dużo tutaj jest ludzi posiadających blizny, zazwyczaj oczywiście widzimy te zewnętrzne. – Tutaj przerwała,  śmiejąc się cicho, lecz zaraz wznowiła swój wywód. – Blizny tutaj to prawie jak odznaki, ale ty już to wiesz, w końcu nie jesteś już dzieckiem, a mężczyzną. Obiecuję, że zacznę dokładniej przyglądać się tym różnym typkom z bliznami na dłoniach. Gdy jakiegoś znajdę poinformuję cię przez pana Betito, często tu przebywa.
- Po prostu uwielbia piękne kobiety – zaśmiał się Law, po czym odchylił się w tył i wziął duży łyk czerwonego wina, tym samym opróżniając kieliszek.
- Uważasz, że jestem piękna? – spytała Nami, choć znała już odpowiedz, a on wiedział,
że powoli wpada w jej łowieckie sidła.
- Oczywiście. Nierzadko widuję w sycylijskich wioskach śliczne panny, jednak twoja uroda jest wyjątkowa – powiedział, będąc jednocześnie szczerym.
- Mój ojciec nie był Włochem, pochodził z Ameryki – wyjaśniła, po czym również dopiła swój kieliszek. – Był bardzo inteligentnym człowiekiem, jednak nigdy nie mógł zrozumieć Sycylii. Mimo,
że te skrawki ziemi nigdy nie były dla nas uprzejme to my, Sycylijczycy zawsze darzyliśmy je miłością – zakończyła, po czym spojrzała w oczy Law'a. Znalazła w nich zrozumienie, którego szukała.
Law tej nocy nie wrócił do drobnej wilii, będącej niegdyś własnością wielkiego dona Galante. Z każdym łykiem wina, kolejnym wypowiedzianym słowem, a także drobną chwilą ciągle zastępowaną następną, zupełnie niespodziewaną czuli względem siebie niespotykane pożądanie. Law chciał zbliżyć się do tej uroczej, trochę zadziornej dziewczyny, natomiast Nami pragnęła spędzić jak najwięcej czasu w towarzystwie tego przystojnego mężczyzny. Wiedziała, że szarmanckość Law'a jest udawana, jednak przyjmowała ją niczym najpiękniejsze i najdroższe kwiaty, podarowane przez ukochanego, a on zdawał sobie sprawę, iż Nami widzi delikatny fałsz w jego uprzejmości, którą ją obdarowywał i był jej wdzięczny za chłonięcie tego przyjemnego, lecz nieprawdziwego uczucia. Tej nocy wynajął pokoje w małym hotelu umieszczonym niedaleko niewielkiego pubu Orange. 
W czasie drogi do pomieszczenia, czuł ciepło jej ramienia ocierającego się co jakiś czas o jego rękę, wdychał słodką woń pomarańczy, bijącą od niej i patrzył na figlarny uśmiech towarzyszki. Całą drogę panował nad sobą, tylko przyglądając się radosnej Nami, krył w sobie emocje do momentu, gdy przekroczyli próg, a drzwi zatrzasnęły się z hukiem, oddzielając ich od świata zewnętrznego, pozostawiając samych sobie.
W jednej chwili rzucili się na siebie niczym kochankowie spragnieni bliskości ciał po długim okresie rozłąki. Usta Law'a początkowo tylko smakowały delikatnych kobiecych ust, powoli delektował się nimi, jednak ona była bardziej niecierpliwa. Pewna siebie chciała przejąć inicjatywę, lecz on jej na to nie pozwolił, przechodząc ze spokojnych pocałunków w te bardziej namiętne, wypełnione pożądaniem niczym dzban pełen wody, której wylanie się może spowodować tylko jeden nieuważny ruch. Była jak kula ognia, bił  bowiem od niej niespotykany często ogromny żar i energia, dawała mu swoje ciepło, a on zachłannie je brał, wciąż nie mogąc zaspokoić tego uczucia. Miał wrażenie, że jej usta, drobne, ale wydatne i kształtne, zostały stworzone dla niego, by mógł kosztować ich niczym najlepszy deser, podawany tylko w najdroższych restauracjach.
Początkowo trzymał ją w żelaznym uścisku, jednak po jakimś czasie, chcąc poznać jej ciało lepiej, przeniósł jedną dłoń na udo dziewczyny, lecz nie minęła chwila, a zaczął ją kierować wyżej i zatrzymał się na piesi. Nie założyła stanika. Jedynym materiałem dzielącym go od nagiego ciała Nami była czerwona sukienka.  Przerwał pocałunek i zaczął jeździć wilgotnymi wargami po jej opalonej szyi, a w końcu odkrywszy piersi, skryte chwile temu pod ubraniem, przeniósł usta na sutki dziewczyny, która tylko zamruczała głośno, zachęcając go w ten sposób do dalszej zabawy. Law nie spieszył się, nie był czuły i delikatny niczym romantyczny kochanek, lecz nie zachowywał się również jak pozbawiony emocji i uczuć samiec pragnący tylko jednego. Chciał się nią delektować, sprawić przyjemność sobie, a także tej słodkiej istocie o niebezpiecznym uśmiechu i trzeźwym umyśle, który w każdej sekundzie działał, uważnie obserwując i analizując jego poczynania.
Była zupełnie inna od wcześniej poznanych przez niego kobiet. Do tej pory kochanki poddawały mu się dobrowolnie, nigdy nie myśląc za dużo. Trochę zawstydzone, jednak zawsze chcące się zbliżyć do niego, dawały mu to czego chciał. Nami była pierwszą kobietą, od której wyczuwał niebezpieczeństwo, a mimo to pragnął więcej. Wydawała mu się bardziej skomplikowana od innych, twardsza, prawdziwy mafios w spódnicy, jednak pozostawała wrażliwa, potrafiąca ofiarować całą siebie i spełnić każde życzenia tymczasowego kochanka. Jej ruchy wydawały mu się niezwykle poetyckie, a mimo to pozostawały naturalne. Nawet zwykłe odchylenie głowy miało w sobie jakiś nadzwyczajny urok, nie pozwalający mu myśleć o niej jak o pospolitej dziewczynie.
Lizał jej piersi, przegryzał sutki, a ona wplątawszy swe zgrabne, delikatne dłonie w jego włosy, bawiła się ciemnymi kosmykami niczym bezgrzeszne dziecko, którym z pewnością nie była. Ruchy dziewczyny wydawały się niewinne, jednak w jej  dużych, bursztynowych oczach tkwił wciąż tajemniczy błysk, ale także iskierki radości. Law zrozumiał bardzo szybko, że Nami jest osobą, korzystającą z chwili, cieszącą się nią, a nawet potrafiącą utknąć w niej i nie przejmować się niczym, co się wokół niej dzieje.
W pewnej chwili jej dłonie ujęły twarz Law’a i uniosły ją. Nami ponownie połączyła ich w usta pocałunku, a on nie protestował. Chciał dać jej poczuć, że ona też może nim zawładnąć. Potrzebowała tego, a Law to rozumiał. Jej wargi były rozpalone i cały czas pozostawał na nich smak czerwonego wina, które tej nocy pili w pubie. Pocałunki słodkie, jednak namiętne zaczęły budzić
w nich najdziksze instynkty.
Law objął jej gorące ciało tak, że poczuł pierś dziewczyny przy swoim torsie. Teraz to on pragnął zawładnąć nią. Wziął ją w ramiona, a ona poddała się mu, nie przerywając pocałunku. Pozwalała mu na wszystko.  Nie protestowała, gdy ten rzucił ją na łóżko, mało tego, z jej ust wydobył się melodyjny śmiech jak u małej, rozbawionej dziewczynki. Mimo, że te dziecinne rysy twarzy mogły wprowadzić w zakłopotanie, to spojrzenie niebezpiecznych, bursztynowych oczu natychmiast przepędzało nękające mężczyzn uczucia, a budziły w nich tylko większą żądze. To właśnie teraz działo się z Law'em. Doskonale rozumiał, że jest przez nią kuszony, jednak poddawał się jej, chcąc wziąć ją całą tylko dla siebie i nie dawać nikomu.
Podczas zdejmowania ubrań musiał uważać, by nie podrzeć w zamęcie czerwonej sukienki Nami. Pomagali sobie nawzajem podczas tej najprostszej czynności, nie przerywając pieszczot. Ich dłonie chaotycznie krążyły po ciele drugiego. Szczupłe palce Nami odkrywszy klatkę piersiową poznawały każdy jej kawałek, natomiast duża dłoń Law'a zawędrowała pod bieliznę kusicielki, która czując to poruszyła się zgrabnie, niby przypadkowo. Szybko zrozumiał, że jego kochanka pragnie przyjemności, jaką tylko on może jej ofiarować. Wybrała go na tę noc, otwierając swe gorące ciało dla niego. Przyjął ten dar z wdzięcznością.
Była mokra i podniecona, lecz nadal nad sobą panowała, wciąż pozostając panią swego losu. Możliwe, że właśnie między innymi to sprawiało, iż Law tak bardzo ją pragnął. Zachowywała się na swój sposób niczym królowa, co dawało się wyczytać z jej ruchów, delikatnych, teatralnych, a jednocześnie szczerych. Odchyliła głowę, czując jak jej partner zaczyna pieścić palcami łechtaczkę. Druga dłoń Law'a zawędrowała na plecy Nami, gdzie zaczęła kreślić jakieś nieznane ślady, wywołując u niej przyjemny dreszcz. Uwielbiała to uczucie, gdy w końcu uświadamiała sobie, że kochankowie chcą powoli poznać jej ciało, lecz często musiała walczyć z własną niecierpliwością.
Law widział, że Nami chce więcej. W tym momencie przypominała mu małą dziewczynkę, która za wszelką cenę próbuje pokazać chłopcom z podwórka, że jest z nimi na równi, udowodnić, iż może być tak samo silna i niebezpieczna. Śmieszyły go trochę własne myśli, jednak to właśnie te dziwne, drobne porównanie przyciągało go do niej mocnej. Dotknął swymi wargami jej ucha, chwilę temu skrytego pod burzą rudych włosów i przegryzł je delikatnie, jednocześnie zrywając dużą dłonią z niej bieliznę. Teraz całe ciało Nami zostało odkryte.
Nie przyglądał się jej zbyt długo, lecz drobny moment wystarczył, by wiedział, że zapamięta ten widok do końca swych dni i będzie on powracał do niego jako okrutna, ale i słodka chimera każdej nocy w czasie snu. Całował jej szyję, lecz stając się bardziej niecierpliwym po chwili zjechał na jej soczyste, jędrne piesi, którymi delektował się niczym najlepszym deserem. Następnie jego język szybko się przemieścił na płaski brzuch dziewczyny, a już zaraz potarł do jej krocza.
Rumieńce na policzkach Nami zmieniły kolor z delikatnego różu na wyzywającą, dojrzałą czerwień. Miała w swoim życiu wielu kochanków, lecz Law wydawał się jej bardziej zaborczy, a mimo to pozostawał delikatny wobec niej. Czuła mocniej jego pieszczoty, poddając się przyjemności, pozwalała by z jej ust wydostawały się jęki, których wiedziała, że i tak nie uda się jej powstrzymać. Miła wrażenie, iż jest teraz w ogrodzie. Czuła gorąco i słodki zapach pomarańczy. Niedaleko znajdowało się drobne oczko wodne, w którym czekał na nią kochanek. Z otwartymi ramionami zachęcał ją do zanurzenia się w przyjemności, a ona była gotowa ulec mu natychmiast, chcąc doznać ostatecznej rozkoszy.
Law widząc jej rozszerzone źrenice, a także twarz, będącą mieszaniną emocji, zapłonął tylko większym pożądaniem do tej cudownej dziewczyny. Stała się dzika i nieokiełznana, nie ukrywała pragnienia przyjemności jaką ją obdarzał. Wiedział, że tylko nieliczni znają tę stronę Nami i uważał się za szczęściarza.
W końcu odsunął się od niej na chwilę, by wyjąć z kieszeni marynarki prezerwatywę, którą w roztargnieniu założył na swojego penisa. Znów wykorzystał moment, chcąc rzucić okiem na delikatnie opalone, wręcz rozgrzane ciało Nami. Nie mógł się już opanować. Wziął ją prawie natychmiast, a ona tylko przyjęła go z głębokim westchnięciem. Ich ciała doskonale do siebie pasowały. Były idealne pod każdym względem. Law  złączył ich usta ponownie w namiętnym pocałunku i zaczął się poruszać. Wolne ruchy zaraz przerodziły się w szybkie i gwałtowne, tak, że po krótkim czasie mogli zanurzać się w ogromnej przyjemności. Znowu zachowywali się jak spragnieni swych ciał kochankowie, który po długiej rozłące mogli ponownie spotkać się i złączyć w jedno. Nie byli wobec siebie czuli i delikatni, bardziej gwałtowni i namiętni, w każdej chwili spragnieni pieszczoty, niezaspokojeni. Tylko na krótkie chwile przerywali pocałunki, by zaczerpnąć powietrza, a po tym ich wargi odnajdywały usta drugiego i ponownie kosztowały cudownej słodyczy.
Rozkosz, która na nich spłynęła była czymś niezwykłym. Żadne z nich do tej pory nie doświadczyło nigdy czegoś podobnego. Nami wiedziała, iż nigdy już więcej nie spotka w swym życiu drugiego mężczyzny, który sprawi, że jej ciało będzie drżało tak jak się to działo pod wpływem dotyku Law’a, nikt nie pocałuje ją w ten gwałtowny, namiętny sposób, ponieważ tylko usta tymczasowego kochanka są w stanie rozgrzać jej wnętrze. Czuła się tak jakby wreszcie zrozumiała czym jest szczęście.
Tej nocy kochali się jeszcze trzy razy, a później już tylko leżeli – ona wtulona w jego ciało cicho uspokajała oddech, on trzymając ją w ramionach, wdychał bijący od niej słodki zapach cytrusów. Zdawało się, iż ta sielankowa chwila może trwać w nieskończoność. Law był już zupełnie spokojny, lecz wiedział, że ciężko będzie mu odejść od tej dziewczyny, wciąż bowiem czuł do niej niezwykły pociąg. Stała mu się w pewien sposób droga i był przekonany, iż Nami nie zawiedzie jego oczekiwań. Ta sprytna i piękna młoda kobieta została właśnie jego sojusznikiem, któremu może ufać.
Przez kolejne dni spotykali się po kryjomu w jego willi, do której zawsze przychodziła w towarzystwie Betito lub Pazzi'ego. Szybko zdobyła ich serca i to nie tylko dzięki swej urodzie. Potrafiła zachowywać się niczym najbardziej niebezpieczny mafios, ale także bywały chwile, gdy odsłaniała swą uroczą stronę. Betito zawsze wobec niej uprzejmy, prowadził z nią rozmowy na temat polityki, niekiedy żartował, często posyłał w jej stronę wesołe uśmieszki. Pazzi z lubością słuchał, gdy mówiła o swoich spostrzeżeniach na świat i dzieliła się wiedzą w dziedzinie geografii. Niewątpliwie była bardzo inteligenta. Nami stała się małą tajemnicą Law'a, o której wiedzieli tylko on, Betito
i Pazzi. Oczywiście nie przychodziła ona tylko do willi, by zaznać przyjemności w objęciach ukochanego, zjeść dobry posiłek czy wypić chłodne wino. Zawsze przynosiła informacje.
Pewniej nocy przyszła do wili w towarzystwie uśmiechniętego Betito. Jej oczy błyszczały, a twarz promieniała. Widać było, że jest ogromnie podniecona i ma dla Law'a bardzo dobre wieści, zaś on równie szybko zrozumiał jakie informacje tym razem przyniosła jego kochanka.
- Człowiek z blizną przyszedł wczoraj do baru – oświadczyła Nami, nie kryjąc radości w swym głosie.
            - Doskonale – odparł Law, a na jego oblicze wkradł się uśmiech zwycięzcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz