Autorzy: ema670
Korekta: --
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 2/?
Gatunek: romans, yaoi, AU
Para: ZoroxSanji
Ograniczenie wiekowe: 15+ [w późniejszych rozdziałach możliwe 18+]
AU. Sanji w końcu poznaje tajemniczego ducha imieniem Zoro. Dlaczego wewnątrz blondyna wciąż spoczywa pragnienie by poznać tego chłopaka, by pomóc mu i jego towarzyszce? Czy Sanji dowie się co łączy tę dwójkę?
[Nasza historia staje coraz bardziej zagmatwana...]
Tego dnia, nie dowiedziałem się niczego sensownego, a chciałem wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Nie mogłem spać dlatego leżąc już w łóżku sięgnąłem po laptop i zacząłem szperać w Internecie. Informacji było sporo o duchach, większość jak zwykle fałszywa. Zawsze najbardziej rozwalała mnie wizja duchów bez nóg i z tym dziwnym ogonkiem. Jakim trzeba być świrem by wymyślić coś takiego? Zawsze się będę z tego śmiał. Nawet nie wiecie jaka to radocha kiedy, ludzie wymyślają te wszystkie teorie, a ty jako jeden z niewielu ludzi wiesz jak naprawdę to wygląda. Nazywaliśmy siebie obserwatorami. Wbrew pozorom trochę nas jest na tym świecie. Według wyliczeń wychodzi, że na jeden kraj przypada od 2 do 10 obserwatorów. Więc kto wie może macie obserwatora wśród znajomych i nawet o tym nie wiecie. Właśnie jeden z takich jak ja, prowadzi coś na zasadzie bloga opisuje historię różnych błąkających. Oczywiście dla zwykłych ludzi to opowiadania, a dla obserwatorów to cenne źródło informacji. Dzisiaj postanowiłem przeszukać jego zapiski, może znajdę jakąś pomoc i miałem rację po paru minutach znalazłem: „O przenikającej aurze” - tak brzmiał tytuł posta, opowiadał o dwóch zakochanych; dziewczyna po śmierci trzymała się swojego ukochanego i oddawała mu płomień w miejscach, do których sama wolała z nim nie wchodzić. Jednak nic nie piszę o jej powodach, pewnie mój kumpel jeszcze pracuje nad tą sprawą.
CDN.
AU. Sanji w końcu poznaje tajemniczego ducha imieniem Zoro. Dlaczego wewnątrz blondyna wciąż spoczywa pragnienie by poznać tego chłopaka, by pomóc mu i jego towarzyszce? Czy Sanji dowie się co łączy tę dwójkę?
[Nasza historia staje coraz bardziej zagmatwana...]
Tego dnia, nie dowiedziałem się niczego sensownego, a chciałem wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Nie mogłem spać dlatego leżąc już w łóżku sięgnąłem po laptop i zacząłem szperać w Internecie. Informacji było sporo o duchach, większość jak zwykle fałszywa. Zawsze najbardziej rozwalała mnie wizja duchów bez nóg i z tym dziwnym ogonkiem. Jakim trzeba być świrem by wymyślić coś takiego? Zawsze się będę z tego śmiał. Nawet nie wiecie jaka to radocha kiedy, ludzie wymyślają te wszystkie teorie, a ty jako jeden z niewielu ludzi wiesz jak naprawdę to wygląda. Nazywaliśmy siebie obserwatorami. Wbrew pozorom trochę nas jest na tym świecie. Według wyliczeń wychodzi, że na jeden kraj przypada od 2 do 10 obserwatorów. Więc kto wie może macie obserwatora wśród znajomych i nawet o tym nie wiecie. Właśnie jeden z takich jak ja, prowadzi coś na zasadzie bloga opisuje historię różnych błąkających. Oczywiście dla zwykłych ludzi to opowiadania, a dla obserwatorów to cenne źródło informacji. Dzisiaj postanowiłem przeszukać jego zapiski, może znajdę jakąś pomoc i miałem rację po paru minutach znalazłem: „O przenikającej aurze” - tak brzmiał tytuł posta, opowiadał o dwóch zakochanych; dziewczyna po śmierci trzymała się swojego ukochanego i oddawała mu płomień w miejscach, do których sama wolała z nim nie wchodzić. Jednak nic nie piszę o jej powodach, pewnie mój kumpel jeszcze pracuje nad tą sprawą.
Pod takimi postami najlepsze
zawsze są komentarze. A najśmieszniejsze te, które pytały o jej
zmartwychwstanie, niestety ja już wiem, że to się nie wydarzy. Ale nie będę im
psuł nadziei. Niech fani cieszą się opowiadaniem.
„Muszę poszukać teraz jakichś
informacji o tym całym Zoro”. Przyciemniłem nieco monitor, nocą światło
monitora było naprawdę wkurzające. No, i wpisałem parę haseł do Internetu.
Dopiero gdy wpisałem „śmierć nastolatka, ratował dziewczynkę”. Wyświetliło się
kilka stron, z których pewnie tylko dwie będą odpowiedzią na moje pytania. Gdy
je przeczytałem, zacząłem żałować, że w ogóle szukałem, nic nie znalazłem,
kompletnie nic. Zamknąłem laptopa i położyłem się spać. Ale naprawdę nie miałem
ochoty. Zbliżał się Halloween – dzień duchów.
Już
z samego rana jeden z duchów zapukał do mojej szyby, ech to wszystko było
irytujące. Popatrzyłem na niego w taki sposób, że od razu zwiał. Tak. Wystraszyć
ducha było bardzo łatwo, szczególnie takiego, który budzi Cię o świcie. No bo,
wyobraźcie sobie minę wkurzonego dwudziestolatka, który właśnie podniósł głowę
z poduszki. To mogło przestraszyć każdego, dosłownie każdego. Tym bardziej, że
akurat miałem świetny sen. Śniła mi się Nami, moja piękna przyjaciółka, a ten
durnowaty duch obudził mnie akurat gdy zaczynał się najlepszy moment, chyba nie
muszę mówić jaki… Tego dnia wstałem niechętnie, równie niechętnie się ogoliłem.
Więcej, zaciąłem się i to zaraz nad wargą! Wyobrażacie sobie jak to boli?!
Pierwsze o
czym myśli osoba uzależniona to oczywiście słodka nikotyna. Jednak, zapaliłem
dopiero gdy się ogarnąłem i usiadłem przed laptopem. Niestety, zanim zdążyłem
wejść na Internet, kolejny duch zapukał do okna. Świetnie, ten sam co
wcześniej. Wyglądał na smutnego, a jego długi nos aż wpychał się do szyby. Że
też niektóre duchy potrafią latać. Denerwujące. Otworzyłem okno i popatrzyłem
na niego ze złością. Boże, ale dzisiaj na dworze było głośno! Za głośno. Nie
dość, że codzienny szum miasta, to jeszcze paplanina każdego z osobna.
Nawet nie wiecie jak to przeszkadza. Popatrzyłem na gostka z irytacją i,
ponownie, przed jego długim nosem zamknąłem okno. Bez mówienia, delikatnie,
przekonałem go, że ma się odwalić. No i się udało: poszedł, a raczej poleciał
sobie.
W oknie naprzeciwko mojego
zobaczyłem jedną z tych dekoracji Halloweenowych. Duch w kształcie
człowieka, ale bez nóg. Jak mówiłem, zawsze jak je widzę mam ochotę się śmiać.
Ludzie, kto to wymyślił? Widziałem mnóstwo duchów, ale żaden, ale to żaden nie
był bez nóg.
Po
chwili przyglądania się, postanowiłem wrócić do laptopa. Nawet na poczcie
przyszły mi Halloweenowe maile. Czy ludzie naprawdę nie mają tego dosyć. Święto
duchów, które oni przeżywają, ja przeżywałem na co dzień, a Halloween stawał
się dla mnie zwykłym pretekstem do zabawy. Mimo to jeden z nocnych maili mnie
zainteresował. Był on od osoby, z którą rozmawiam na temat błąkających.
Wysłał mi link na stronę z archiwizowanymi artykułami. W sumie nie wpadłem na
to, by tam zajrzeć. Nie powiem; ucieszyło mnie to. Wysłał mi to, co akurat
szukałem. Chociaż nagłówek był nieco inny niż się spodziewałem. „Śmierć
chłopaka, nie zdążył…” I ponownie moje pytanie było „czego?” Czego nie zdążył
zrobić? Wczytując się w artykuł, szczęka mi opadała. Nie uratował tej
dziewczyny. Ciężko mi teraz o tym wspominać. To trudny temat. Dziewczyna
została… zraniona na jego oczach. Na jego MARTWYCH oczach. Byłem pewny, że mała
nie kłamała. Jednak dalej nie wiedziałem, co o tym myśleć, dlatego postanowiłem
wyszukać na tej samej stronie jej nazwisko. Prawdopodobnie było fałszywe, ale
zadziałało. Pojawił się kolejny artykuł. Ta mała próbowała się zabić. To też
mnie zaskoczyło. Wiecie, dziewczyna, która podchodzi do obcego faceta z
uśmiechem na ustach i z tak silną duszą, chciała się zabić. Wiedziałem, że muszę
się go zapytać o to wszystko, o dosłownie wszystko. Dlatego gdy sprawdziłem
wszystkie interesujące mnie artykuły, złapałem za płaszcz i wyszedłem z
mieszkania.
Ciężki dzień i ciężka pogoda przeszło
melodyjnie po mojej głowie, gdy poczułem zbyt dużą duszność na dworze i w
przenośni i dosłownie. Ciekawe czy zastanawialiście się kiedyś nad pojęciem
‘dusznej pogody’. No to macie odpowiedź; duchów było od zarąbania i jeszcze
trochę. Można było wręcz się kąpać w niewidocznej pajęczynie. Gdy chodziłem po
chodnikach po raz kolejny czułem na sobie wzrok błąkających, czasami naprawdę
żałowałem, że byłem wstanie je widzieć. Cały czas ktoś cię obserwuje. Okropne
uczucie.
-
No czeeeść~ - No i masz… jeden z duchów musiał mnie zaczepić. Położył mi rękę
na ramieniu i przycisnął do siebie. Szybko włożyłem słuchawkę do ucha.
-
Czego chcesz? – Spytałem, przyglądając się błąkającemu. Był to mężczyzna o czerwonych
włosach i w średnim wieku. Wyglądał na bardzo przyjaznego bo jego uśmiech aż
wychodził z jego twarzy.
-
Uch… ktoś tu ma zły humor. – Zauważył słusznie. Byłem wściekły. – Ale czegoś
szukasz prawda? – Też zgadł, czy to nie ja powinienem go przeglądać niczym
książkę.
-
Słuchaj, nie wiem o co ci chodzi, ale idź już do swojego chłopaka, bo nie mam
zamiaru z tobą rozmawiać. – Powiedziałem najmniej złowrogo jak umiałem. Na co
ten duch się zaśmiał i znowu odezwał tym swoim wesołym głosem.
-
Nie bądź zły. Chciałem tylko o coś spytać. – Zawołał. Był trochę zbyt głośny.
-
Nie wiem gdzie on jest. – Odpowiedziałem zanim jeszcze udało mu się ułożyć
pytanie w głowie. Na te słowa nieco się zasmucił, ale po sekundzie na jego
twarzy znów pojawił się uśmiech.
-
No nic! – Znowu krzyknął. Był ZDECYDOWANIE zbyt głośny. – To do zobaczenia. –
Przebiegł przez ulicę i zaczął rozmawiać z innym, czarnowłosym błąkającym. Wyglądał
na zupełnie inny typ ducha. Po prostu stał z papierosem w ustach i słuchał
rozszalałego czerwonowłosego.
Kolejny duch jaki mnie zaczepił
był dziwny. Był podejrzany. Typ ducha, których nie lubię, może dlatego, że
trochę przypominał mnie. Pytał mnie o swojego, jak go nazwał, „krokodylka”.
Znam tego faceta i wolałbym do niego się nie zbliżać, mafia to nie moja działka…
Moja droga do
szkoły cholernie się dłużyła, bo co druga duszyczka potrzebowała mojej pomocy,
a jak tu odmówić kobietom? W końcu są takie piękne ♥.
-
Witam. – Sam zagadałem do jednej z nich. Siedziała na schodach przed bankiem i czekała
na jedną ze swoich córek. Była różowowłosą, piękną kobietą, a po jej postawie
mogłem stwierdzić, że kiedyś była policjantką-tak, to się po prostu widzi.
-
Siema. – Odpowiedziała z papierosem w ustach. – Masz ognia? – Spytała z uśmiechem.
W sumie to nigdy nie próbowałem podpalić papierosa duchowi, ale czemu by nie
spróbować.
-
Proszę, moja droga. – zapaliłem zapalniczkę i udając, że się nią tylko bawię
przesunąłem pod niewidzialną fajkę. Udało się! To coś nowego. Musiałem to
zakodować.
Niestety
kobieta nie była aż tak rozmowna jak mi się wydawało. Wręcz przeciwnie ze
spokojem milczała. Miałem wrażenie, że cieszy się z mojego towarzystwa, ale
trudno mi było powiedzieć. Była nadzwyczajna. Wiecie, to jedna z tych matek co
oddaje życie za swoje dziecko. One są zawsze nietypowo spokojne i do końca
swoich dni starają się być przy dzieciach. Nawet tych dni poza swoim ciałem. Siedziałem
z nią na tych schodach póki z banku nie wyszła przecudowna niebieskowłosa
panienka. Ochh, jaka ona była piękna. Bogini w tym przeklętym świecie.
Uśmiechnąłem się w jej stronę, a ona zamiast się na mnie skrzywić, jak to
zwykle robią obce mi osoby, odwzajemniła uśmiech i poszła w stronę swojego
samochodu. Miała niezły wózek, wyglądał na sportowy. Cudeńko, pasujące do
właścicielki, nawet tatuaż na jej ramieniu i naklejka na masce, były
identyczne. Rzadko się widzi taką pasjonatkę samochodów. Pani policjant, z
którą miałem przyjemność pomilczeć wstała i złapała się samochodu. Uraczyła
mnie swoim delikatnym uśmiechem. Najchętniej bym ją odprowadził, ale to już nie
było mi dane, w końcu była duchem, a ja nie mogłem się za bardzo rzucać w oczy.
Nie jeden z nas trafił do psychiatryka. Sam omal tam nie wylądowałem, ale na
szczęście jeden z naszych był kierownikiem i robił wszystko by tacy jak my, nie
lądowali tam bezpodstawnie. Dlatego z łatwością wycofali wszystkie zeznania
wobec mnie. Ale to stare dzieje.... Jak tylko zobaczyłem jak te prześliczne
cztery kółka znikają za zakrętem wstałem i ruszyłem w dalszą drogę.
Przez spory
kawałek, parę metrów przede mną, szła przepiękna kobieta. Miała długie
kruczoczarne włosy i fioletowe bardzo eleganckie ubrania. Zaraz koło niej na
smyczy szedł czarny doberman, który wydawał się z gracją strzec swojej pięknej
pani. Co prawda zwierzę nie wydawało się groźne, ale ja osobiście wolałbym nie
wyciągać do niego ręki. Wiecie co mówią o dobermanach? No… lepiej nie
ryzykować. W każdym bądź razie brunetka towarzyszyła mi dopóki nie zobaczyłem
mojego celu. Zielonowłosy spał na zimnej ziemi oparty o drzewo. Znowu zacząłem
mu się przyglądać dopóki nie zwróciłem uwagi na kobietę, która cały czas szła
przede mną.
Czarnowłosa
zatrzymała się zaraz przy Marimo i musiała ciągnąć za smycz, ponieważ jej pies
nie chciał się ruszyć tylko przyglądał się błąkającemu. Dopiero gdy duch
łaskawie otworzył oczy i z uśmiechem pogłaskał psiaka, ten rozluźnił się i ku
kolejnemu zdziwieniu właścicielki poszedł w dalszą wędrówkę. Tak… Uwielbiam to,
gdy zwierzaki widzą te „postaci”, dla normalnego obserwatora to jakaś
nadzwyczajna siła każe ich przyjaciołom zatrzymywać się, więc daje to efekt
zdziwienia na twarzach zwykłych ludzi, natomiast dla takich jak ja, to tylko i
wyłącznie normalne, nawet nie musimy się zastanawiać czemu dane zwierze się
zatrzymało, po prostu widziało ducha i to wszystko.
Zielony był
raczej niepocieszony, gdy zaraz po odejściu czworonoga zobaczył mnie. Hmpf,
„niepocieszony”, to mało powiedziane; facet po prostu skrzywił się jakby chciał
mi zaraz wlać. W sumie to pokusiłbym się z nim o jakąś bójkę, ale cóż mogłem
zrobić, gdybym zaczął się z nim tutaj bić, to później musiałabym wyjaśniać
ludziom dlaczego robię te dziwaczne ruchy. Tym bardziej, że mam dość nietypowy
styl walki, który na pewno przykułby parę wzroków. Jak zwykle włożyłem
słuchawkę do ucha i podszedłem do drzewa, oparłem się o nie tak, że chłopak
musiał wstać, by nie czuć się dziwnie, że moje udo jest zaraz koło jego głowy.
- Czego? – Jak
zwykle kulturalny.
- Niczego.
Przyszedłem porozmawiać z durnym Marimo. – Prychnąłem. Kurde, jaki on był
irytujący. Marimo (Jak ja strasznie kocham go tak nazywać!) oczywiście
odpowiedział gniewnym spojrzeniem. - Oj, oj. Nie patrz tak na mnie bo jeszcze
Ci tak zostanie, a chyba nie może być nic gorszego od takiej gorzkiej sałaty. –
Zażartowałem, na co on zareagował jak dziki pies, po prostu na mnie warknął i
spojrzał morderczym wzorkiem.
Z tym gościem było trudno
rozmawiać, dlatego musiałem go jakoś otworzyć, albo jakoś przeczytać.
- Przestań. –
Odezwał się po minucie ciszy. Zareagowałem zdziwionym „hę?”.
- O co ci
teraz chodzi?
- Przestań
próbować czytać mi w myślach. Nie pozwolę Ci na to. – Odpowiedział twardo
zakładając ręce.
- Czekaj… To
ty ciągle hamujesz moje moce na sobie!? – Stanąłem naprzeciwko niego. Teraz
wyglądało to tak, jakbym gadał do drzewa.
- Czy ty
naprawdę jesteś aż taki tępy? – Nie powiem, to hasło mnie wkurzyło. Myślałem,
że mi gul wyskoczy i zaraz mu wykopię obiad z żołądka.
- Coś Ty
powiedział? – krzyknąłem. On popatrzył za siebie, wtedy zorientowałem się, że
ktoś się na mnie patrzy. No masz, znowu opinia świra wyryta na ustach
przepięknej, dojrzałej kobiety, jakie ja musiałem mieć szczęście! Wziąłem
głęboki oddech i uśmiechnąłem się w jej stronę. Oczywiście popatrzyła na mnie z
przerażeniem i popędziła w głąb ulicy.
– Widzisz co
robisz gówniane Marimo!? – Krzyknąłem na niego.
- Że to niby
moja wina?
- Tak twoja. –
Byłem stanowczy. Musiałem, bez tego nie przeżyłbym na tym świecie. Myślałem, że
się odgryzie jakimś beznadziejnym tekstem, ale nie. Znowu odwrócił wzrok i patrzył
na szkołę. Na chwilę dołączyłem się do niego i tylko przyglądałem się
budynkowi.
- Em… -
chrząknąłem. – Czemu to robisz? – Spytałem. Oczywiście musiałem się poprawić,
bo glon nie zrozumiał co miałem na myśli. – Czemu oddajesz jej swoją aurę?
- Znowu
zaczynasz? – Skomentował. Oczywiście mylił się. Nie zaczynałem. Po prostu wciąż
oczekiwałem odpowiedzi.
- Ja
kontynuuję naszą poprzednią rozmowę.
- Jakoś mi się
nie wydaje.
- To niech
zacznie. – Wzruszyłem ramionami. – Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?
Normalnie każdy by chciał. – Taka prawda, z każdym dało się pogadać tylko nie z
nim.
- Nie jestem
każdym.
- Ale to nie
znaczy, że nie możesz rozmawiać. – Przysunąłem się do niego. A po chwili wpadł
mi do głowy pewien pomysł. – No dawaj, chyba się nie boisz, co? – Zażartowałem.
Facet wydawał się dojrzały, ale na takie coś na pewno się złapię. I miałem
rację. Jak zielona rybka na mój niebieski haczyk. Zielonowłosy aż zrobił się
czerwony ze złości.
- Agrh! Dlaczego
ty musisz mnie tak drażnić?! – Wrzasnął. Chyba tę walkę wygrałem. – Że też taki
pierwiastek społeczny, musi mnie tak irytować. – I tu się myliłem.
- Że jak mnie
nazwałeś!? – Sam się złapałem w sieć.
- Tak jak
słyszałeś, pokręcona brwio. – Zadrwił i oczywiście przegiął. Nie można ze mnie
drwić. Kurwa, jak on mnie wkurzał.
- Dobra, nie
chcesz gadać, to nie. – Odwróciłem się na pięcie zrobiłem parę kroków w stronę
domu.
- Czekaj… -
Usłyszałem ciche zawołanie. – Zostań. – Gdy się odwróciłem nawet na mnie nie
patrzył tylko, z zażenowaniem spoglądał na chodnik.
- Czyżbyś
zmienił zdanie? – Podszedłem do niego triumfalnie.
- Nie, jednak
sobie idź.
- No weź, już
odpuść. – Podszedłem i poklepałem go po ramieniu, oczywiście natychmiastowo je
zrzucił. – Przecież wiem, że chcesz żebym Ci towarzyszył. – W końcu nie bez
powodu mnie wołał, no nie? Spiął się nieco.
- Jesteś
irytujący. – Powiedział krótko.
- A ty uparty.
– odparłem.
- Kto jak kto,
ale to ja powinienem powiedzieć to Tobie! – Czyżbym usłyszał nutkę złości? –
Czy ktoś Cię w ogóle prosił o pomoc!?
- Że co!? –
Zdenerwowałem się. – Co to za pytanie? – Zamiast odpowiedzieć, oparł się
ramieniem o drzewo i zignorował mnie. Nastała niezręczna cisza i w sumie trwała
by aż do przybycia tej młodej damy, gdyby nie fakt, że przypomniałem sobie po
co przyszedłem. Musiałem się go wypytać.
– Dlaczego… - urwałem gdy złowrogo na mnie spojrzał. – No nie bądź taki,
wiesz, że chcę się czegoś dowiedzieć. – Mruknąłem jak małe dziecko. On za to
znowu się do mnie obrócił.
- Już Ci
mówiłem, nie Twój interes. Dlaczego to Ty jesteś taki natarczywy? – Odwet był
prosty i krótki:
- Bo jesteś
idiotą. – No co? A nie był?
- Ha? –
Żałowałem, że nie mam aparatu, ta mina zdziwienia była zbyt śmieszna! Połknąłem
łzy śmiechu i szybko spoważniałem.
- No co, taka
prawda, może bym Wam pomógł, Ty byś mógł wrócić, a ta mała miałaby w końcu
normalne życie… - Chyba nie zrozumiał tego co mówię. – No bo wiesz, czucie i
widzenie ducha na każdym kroku robi cię dziwnym, wiesz mi, wiem co mówię. –
Zapaliłem papierosa. – Sam się z tym zmagałem przez całe życie. Jakoś się z tym
pogodziłem, ale ona raczej nie będzie miała tak łatwo. Bo ty… jesteś jej
przyjacielem. – Szepnąłem. Jakoś tak samo z siebie to wypłynęło i nagle papieros
był dobrą wymówką żeby się zamknąć. On za to zagryzł wargi.
- Nic nie
wiesz… - powiedział to dość cicho. I w sumie oboje zaczęliśmy milczeć, jaki on
był trudny do rozgryzienia.
- Sanji! – Odwróciłem
się słysząc młody, kobiecy głos. Zobaczyłem moją przyjaciółkę. Gdyby nie fakt,
że jest duchem pewnie teraz byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo
jak tu nie kochać blondynki ze skrzydłami!
- Conis!♥ -
Pobiegłem do niej i uściskałem, dzięki Ci Panie, że nie było innych osób w pobliżu
tylko same duchy. Więc nie przyciągnęło to niczyjej uwagi.
- Co tu
robisz? Nie widziałam Cię nigdy w tych terenach. – Powiedziała ze swoim cudnym
uśmiechem gdy jeszcze wciąż miałem swoje dłonie na jej ramionach.
- A mam taką
sprawę. Widzisz tego glona koło drzewa to właśnie z nim teraz pracuję. –
Powiedziałem nie odrywając od niej wzroku. Była piękną białogłową o
niesamowitej urodzie. Niestety mam szansę widzieć ją raz na rok, gdy odwiedza
swojego ojca na ziemi w dzień zmarłych.
- Ale Sanji… -
Szepnęła cicho. – Tam nikogo nie ma.
– Że co!? –
Nie ukrywałem zdziwienia. Szybko się odwróciłem. Ten dupek zwiał. – Agch, gdzie
on polazł. – Poczochrałem włosy na głowie. Z nim było za dużo problemów. –
Wybacz, mój skarbie, musiał mi zwiać. – Popatrzyła na mnie krzywo. Podrapałem
się po głowie. – No wiesz… - Opowiedziałem jej całą historię, od początku do
końca, to co wiem i to o czym nie mam pojęcia. Strasznie męczyła mnie
ostatnia część, no bo wiesz coś, ale nie wiesz nic. I to tak strasznie
denerwowało.
- Wiesz,
Sanji… - Jej głos był taki piękny. – Dlaczego chcesz by stracił swój cel. Czy
ty byś chciał zostawić kogoś z twoich przyjaciół tylko dlatego, że ktoś Ci
każe? – Auć, to mnie zabolało.
- Ale Conis, on…
ja widziałem… w jego oczach…
- Daj mu czas.
– Uśmiechnęła się i po chwili machnęła do mnie. – Ja będę już lecieć. – Zanim
się obejrzałem uciekła. Jednak nie długo byłem sam. Podeszła do mnie ta mała,
była bez Zoro, ale wciąż z jego aurą. Zacząłem się lekko pocić.
- Gdzie jest
Zoro? – Spytała. Jak ona to robiła, w końcu nie mogła go ani zobaczyć, ani nic.
- Nie wiem. –
Mruknąłem smutno, poprawiając krawat. Wyjąłem kolejną fajkę, bo przez to
wszystko musiała mi gdzieś wypaść.
- Och…- Na
chwilę umilkła. - Odszedł? – Spytała z
nadzieją.
- Nie, –
odparłem. – przynajmniej nie tam, gdzie byś chciała. – Młoda miała naprawdę
niesamowitą siłę walki. Kiedy odprowadzałem ją do domu opowiadała o swojej
przeszłości. Mówiła, że to nie tak, jak wszyscy myślą. Że Marimo nie był
dupkiem i nigdy nie zrobił nikomu krzywdy, ale niestety na jego pogrzebie nikt
nie płakał, gorzej, nikt nie przyszedł. Tylko ona chciała tam być, ale nie była
w stanie. Dowiedziałem się gdzie go pochowano. Gdy tam przyszedłem to było
smutne. Jego… „miejsce” było w okropnym stanie.
- Czego tu
szukasz? – Usłyszałem jego głos za plecami.
- Czemu
zniknąłeś? – Spytałem w odwecie. Oczywiście nie odpowiedział. – Wiesz, że o
wszystkim wiem. – Tym razem zastosuję inną taktykę. Zaczęło się ściemniać, a
nie miałem zamiaru zostawać w Halloween przy cmentarzu. Z oczywistych powodów-duchy
mnie denerwowały. Na moje słowa, trochę zesztywniał. Domyślił się o czym mówię.
– Wiem, że miałeś rację. Czyli wychodzi na to, że kłamała. – Popatrzył w dół. –
Nie uratowałeś jej. – Zacisnął pięści. Postanowiłem przekroczyć granicę. –
Widziałeś co jej zrobili.
- Przestań.
- Jeszcze
wtedy żyłeś, prawda?
- Zamknij się.
- Jak było na
to patrzeć, nie mogąc jej ochronić.
- Zamknij się!
- Nawet kiedy
umarłeś musiałeś na to patrzeć, co nie?
- Zamknij
mordę!
- Byłeś aż tak
słaby… - Auć, to go zabolało. Natychmiast skoczył na mnie z pięściami. Złapał
za kołnierz mojej koszuli, rzucił mną niczym piórkiem, a ja wylądowałem
zaledwie o mały włos nie waląc o jeden z nagrobków. Fiu, trochę w bok i
było by po mnie. Szybko wstałem i otrzepałem się z ziemi. Jednak po chwili
znowu poczułem ręce na moim ciele i mocne uderzenie plecami o trawę. Zanim
zdążył walnąć mnie pięścią w twarz, złapałem za jego ramiona i przewróciłem się
z nim. Teraz to ja siedziałem na zielonowłosym. Zaciskał zęby ze złości, a jego
ręce wciąż próbowały mnie uderzyć, z ledwością powstrzymywałem jego szaleńcze
ataki. Kiedy tylko znalazłem okazję, zacząłem trząść jego ramionami by się
uspokoił. Kilka razy walnął głową w ziemię. To nadzwyczajne, że wciąż mogłem
bić się z duchem i, nawet więcej, mogłem sprawić mu ból. Na szczęście nim
doznał poważniejszych obrażeń uspokoił się. Ja z resztą też, czułem, że będę
miał siniaka na prawym boku. – Już? Uspokoiłeś się?
- Tch. –
fuknął na mnie. Jego ciało rozluźniło się, a zamiast na mnie, popatrzył w bok i zagryzł
wargi.
- Teraz
odpowiesz mi na pytania? – Mam nadzieję, że teraz do niego dotrę. Zszedłem z
niego i wystawiłem rękę. – To jak? – Zielonowłosy złapał za moją dłoń, a ja go
podciągnąłem. Oczywiście nie odpowiedział, ten facet zachowywał się jakby miał
igły na języku. – To jak? – Spytałem ponownie, nieco poirytowany.
- No dobra. –
Wymamrotał.
Podczas
spaceru (o ile tak można nazwać przechadzkę z duchem po mrocznym cmentarzu) było dosyć drętwo, zanim zaczął mówić minęło
dobre 15 minut, a ja starałem się nie naciskać, w końcu dość długo czekałem, aż
w ogóle zacznie się odzywać. Co chwilę macałem swoje dłonie, nie wiem, czy z nerwów
czy z niecierpliwości, bo ile można łazić po cmentarzu. Skręciłem w prawo
oczywiście musiałem go zawołać, gdyż błąkający z jakiegoś powodu poszedł w
przeciwnym kierunku.
Nareszcie
wyszliśmy! Zrobiło się dość cicho, w tej ulicy o tej godzinie praktycznie
nikogo nie ma, czasami przewijały się dzieciaki, które chciały iść „okradać”
domy z cukierków.
Oczywiście,
patrzyłem na niego z niecierpliwością. Widząc mój wzrok westchnął głośno i
wyglądało to tak, jakby próbował uformować słowa. Jego dłoń lądowała na głowie,
a nogi zaczęły mu się plątać.
-No… - W końcu
zaczął mówić! – No to… - Ale strasznie się wahał. Udawałem, że jestem cierpliwy
i słuchałem. Dzisiaj jest Halloween, dzień w którym duchy są nadzwyczaj
widoczne i wkurzające, dlatego szybko zdzieliłem wzrokiem błąkającego, który
próbował do nas podlecieć. Niech spada, zajmuję się inną sprawą. No mów…
Popatrzyłem na niego błagająco. – To było jak miałem 19 lat…
- No tyle to
już wiem! – Szybko połknąłem swoje słowa. Już się zacząłem bać czy przypadkiem nie
zmieni zdania i znowu nie zamilknie, ale nie, na szczęście popatrzył tylko na
mnie krzywo i kontynuował.
- Ona była
moją przyjaciółką. W sumie to moim wybawcą, nie spodziewałem się, że taka
dziewczynka może mi pomóc na ulicy. Heh, myliłem się, była świetna! Miała
niesamowitą odwagę, odnajdywała się w każdej sytuacji. Była silna i pewna
siebie. Takiej kobiety to pewnie nigdzie nie spotkasz. Nawet nie masz pojęcia
jaką frajdę oboje mieliśmy kiedy błąkaliśmy się po nocach po miastach,
straszyliśmy ludzi, uciekaliśmy z podwórek. Było cudownie, tylko… - Westchnął
głośno. – Wiesz, każdy pozytyw ma też negatywne strony… - Ściszył ton głosu i
zwolnił chód. – Nie tak, że jakoś specjalnie się ich baliśmy, ale na niektórych
terenach bywało niebezpiecznie i jakiś pieprzony los chciał, żebyśmy trafili na
jeden z najgorszych gangów. Na początku nawet ich nie poznałem, dopóki nie
wyszli do nas z kijami i nie grozili. Oboje byliśmy twardzi, mogliśmy ich
pokonać, walczyliśmy, już nawet wygrywaliśmy, ale… - przerwał. – Ale…
zrobiłem błąd. Jeden, nieznaczący błędny
ruch, jedno złe machnięcie ręką i… - Zagryzł usta. – i sytuacja się odwróciła,
nawet nie wiem kiedy mnie położyli, przygnietli swoim ciałem do ziemi i
przytrzymali głowę… - Znowu zamknął usta. Wziął głęboki i przerywany oddech,
jakby płuca odmawiały mu posłuszeństwa. Powiedział już za dużo? Ale wciąż nie
wiedziałem wszystkiego.
- Zoro,
powiedz mi… - Powiedziałem cicho oczekując kontynuacji.
- To wszystko,
znasz resztę. – Wiedziałem, że skłamie, to było słychać, zbyt szybko zmienił
ton głosu, zbyt luźno to powiedział.
- Powiedz mi.
– Naciskałem. Wciąż nie wiem tego co chciałem. – No powiedz. – W złości
złapałem go za kołnierz. – Co się tam wydarzyło?
- Powiedziałem
Ci wszystko! – Warknął na mnie.
- Kłamiesz! –
Nie dałem za wygraną. Nawet olałem dwójkę dzieciaków, którzy właśnie się mi
przyglądali, pierdolić to, był halloween. Właśnie poczułem, że w tej chwili
Zoro jest po za swoją gardą. Zacząłem wchodzić mu w myśli, czułem, że mogę to
zrobić. I widziałem to, te sceny, tę walkę i … Kurwa.
- Mówiłem Ci,
żebyś tego nie robił! – Szarpnął mną i rzucił na ziemię. Nie zdążyłem zobaczyć.
– Tak Ci dobrze kiedy wchodzisz w czyjeś myśli? Tak bardzo chcesz wiedzieć
wszystko?! – Zauważyłem, że zaczyna znikać, uciekał ode mnie.
- O nie! –
Szybko wstałem i złapałem go za ramie. – nigdzie nie pójdziesz! – Przytrzymałem
go. Widziałem jak robi się coraz bardziej przezroczysty, ale nie mógł mi uciec.
Trzymając go nie miał prawa nawet na chwilę zniknąć. Niestety marimo był uparty
koniecznie chciał mi zwiać, więc szarpnął się i zaczął „migać” jak oszalały.
Kurde, ten facet miał za dużo siły!
- Puszczaj mnie!
– Wrzasnął na mnie. Wyrwał swoją rękę, ale zanim zdążył uciec, znowu go
złapałem.
-
Powiedziałem, nigdzie nie pójdziesz!
- Dlaczego nie
dasz mi spokoju?!
- Bo chcę CI
pomóc! – Moje oczy zmieniły się w talerze satelitarne, gdy uświadomiłem sobie
co właśnie powiedziałem. – Yyy… - Zająknąłem się. To była prawda, chciałem MU
pomóc. To było straszne. Nagle się uspokoiliśmy, Zoro również przestał się
wiercić. Popatrzył na mnie przez chwilę, a później wyrwał swoją dłoń.
- Nie obchodzi
mnie to. – Powiedział cicho, unikając mojego wzroku. To właśnie wtedy mi
uciekł.
- Kurwa! – Zakląłem
najgłośniej jak umiałem - A byłem tak blisko.
Załamany
wróciłem do domu. Na dworze było bardzo ciemno, a że Halloween najlepiej
rozwijał się w nocy było jeszcze gorzej niż za dnia. Duszno to mało
powiedziane, czułem się jakbym się topił w tej całej duchocie. No ale nic,
postanowiłem pomóc sobie wiatrakiem, który na szczęście idealnie mi chłodził
zarówno ciało jak i mózg. Byłem zmęczony, rozmowa z glonem mnie wykończyła. I
wciąż nie umiałem odczytać co przede mną ukrywał.
Najpierw
szybki prysznic, a później w kimę. Naprawdę nie miałem ochoty zajmować się
niczym innym jak tylko iść spać. Prysznic trochę mnie orzeźwił, woda była nieco
chłodna, więc dobrze mi zrobił. Zanim ostatecznie zasnąłem postanowiłem, że
porozmawiam jeszcze raz z tą młodą.
boskie rozdział, coraz bardziej to opowiadanie mnie wciąga i wiem jedno CHCĘ WIĘCEJ!! Kobieto ten pomysł jest genialny i szok na koniec że C.D.N. ja się pytam kiedy to nastąpiło xD opowiadanie wciągające i cudnie się czyta. Dziękuję =)
OdpowiedzUsuńJa również dziękuję :*
Usuńpostaram się w przyszłym miesiącu zamieścić 3 rozdział ;)