Autorka: Paulaa
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: 6/?
Gatunek: yaoi, dramat
Para: SanjixZoro
Ograniczenie wiekowe: 14+
Wyszli z
klatkowatej alejki, w której poczucie znajdowania się w klitce zatrzaskującej
się było stanowczo zbyt nieznośne. Oni szli przed nim. On za nimi. Zaczął się
zastanawiać, jak się wytłumaczy przed Ace’m i resztą. Miał zaraz wrócić. Cóż,
wolność interpretacji w tej kwestii jest wysoce wskazana. Brunet zrozumie, a
przynajmniej taką miał nadzieję. A reszta będzie musiała. Najwyżej zagrozi im
jedzeniem mrożonek w wigilie. Też niezłe rozwiązanie. Tak, bo Zeff by mu dał.
Niemal czuł jak pamiątki po ciężkim wychowaniu ojca się reaktywują.
Zoro się
zatrzymał. Odkładając pudło, schylił do siostry. Blondyn bezgłośnie się im przyglądał
z lekkim niezrozumieniem, które po chwili minęło jak tylko zobaczył na czym
skupiają się dłonie chłopaka. Skrupulatnie chował niesporne granatowe kosmyki
Kuiny pod przestrzeń znajdującą się pod nakryciem głowy. Zdawały się być tak
beztroskie, zupełnie nie baczące na to, na co mogą narazić swoją niewielką
właścicielkę. Egoizm ich popchnął do chęci oglądania świata, a przecież nie mogą.
Narażają ją w ten sposób na zawzięte niebezpieczeństwo. Ale on był przy niej.
Wsuwał skrzętnie kosmyki jej ciemnych włosów, dotykając palcami jej skóry,
wyrażając w ten sposób swoją troskę, a ona się wreszcie uśmiechnęła. Zoro
poskromił ostatnią, niesforną, pojedynczą, nitkowatą zgubę i mocno nasunął
czapkę, przejeżdżając po jej zimnym policzku.
Sanji nie mógł
oderwać wzroku. Był jedynakiem. Małe gesty sprawiające radość tylko dlatego, że
robi je ta jedna osoba. Mama mu umarła jak miał trzy lata, a ojciec zatracił
się w pracy. Blondyn nie znał tej więzi rodzinnej, on miał coś innego - przyjaciół.
Zoro otulił ją
spojrzeniem, dotykając zimnej ziemi, przesiąkniętej mrozem. Dłoń zadrżała,
przypominając sobie, jak bestialsko zielonowłosy potraktował swoje ciało i uświadamiając
mu co znaczy zimno. Jak bardzo byli wykończeni. Tak bardzo się potrzebowali.
Kawałek, gdzie śnieg się roztopił. Dziś trzeba zrobić krok na przód. Rozdrapał
lodowaty grunt i ujął garstkę grudek w rękę, rozcierając między palcami.
- Co on robi?
– Blondyn sam do siebie wymamrotał, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, ale
niesłyszalnie, jak przyszło na wypowiadane myśli
Usmolił jej
policzki, zabawnie zgniatając. Dokonywał na nich malunku godnego moczenia pióra
w kałamarzu i tworzenia malowniczego kleksa. Czerwień jej skóry zamieniła się w
szarość odzienia. Dopieszczał to dzieło, dbając o najdrobniejszy szczegół,
jakby od tego zależało czyjeś życie i na dobrą sprawę tak było. Jak wybitny
artysta i na zakończenie nie pozbawił odpowiedniego wydania. Dziewczynka nie
zdążyła zareagować.
- Jesteś
śliczna. – Namiastka drażnienia się ze
sobą. Kuina udała wielkie zbulwersowanie, ale ono nie było w stanie ukryć tych
wesołych promyczków, skaczących w jej ciemnych oczach.
- Braciszku,
tobie też przyda się drobne upiększenie. –
Również dotknęła powierzchni. Wiedziała, że to dodatkowe bezpieczeństwo.
Kamuflaż żebraków zmaltretowanych życiem, obskurnych do bólu, walających się po
ziemi. Myślał o najdrobniejszych detalach. Odbiła na twarzy Zoro z całej siły swoje
dwie piąstki z dziką satysfakcją parskając śmiechem, patrząc na jego
zaskoczenie połączone grymasem bólu, jaki zatamował. I to jak traci równowagę i
przewraca się na ziemię, lądując tyłkiem na mokrym dole. Co prawda ratował się
różnymi podejrzanymi ruchami rąk, by tylko to się nie zdarzyło, ale jednak jego
siedzenie już poznawało podłożę.
- Nie daruję ci
tego. – Zoro się zaśmiał, mimo iż Kuina podrażniła jego ranę. On się zaśmiał, a
Sanji prawie przewrócił się z wrażenia. Ten arogancki chłopak, który wyglądał
na wyzbytego z takich zachowań, zaśmiał się! I to jak. Piękniejszego uśmiechu
blondyn nigdy nie widział. Był jak odradzająca się trawa po zimie. W tej
sytuacji było to mało fortunne porównanie, ale ten uśmiech był piękny… Pokazywał
Sanjiemu, że warto, bo mistrz maski właśnie popełnił błąd.
Zoro odruchowo
sypnął w nią śniegiem, a ona się na niego rzuciła, wtulając w ciało i dając się
przykryć z nim drobinkami śniegu. Obydwoje się teraz śmiali, a płatki, jakby
zdawały sobie z tego sprawę. Opadały wolniej i wolniej. Sanji chciał zapamiętać
ten obrazek na zawsze.
Kuina była
wciąż dzieckiem., które miało pecha, ale miała też wielkie szczęście. Wszystko
co Zoro mógł jej dać, to chwila. Kucharz to sobie uświadomił. Zielonowłosy
podarował jej w tym momencie chwilę zapomnienia. Normalność, zabawę i uśmiech.
Ukradł dla niej beztroskość naciągając czas. Zoro był wspaniałym bratem. Sanji
nawet nie zauważył, że też zaczął się uśmiechać. Dopiero gdy usłyszał jego głos
to spostrzegł.
- A co z tobą,
uparta brwio?
Śmiechy
ucichły, oddalając się spokojnie, jak przystało na to, co ich łączyło. Obydwoje
potrzebowali tej chwili. Zoro mógł walczyć z ich życiem, ale wszystko miało
swój koniec. Rodzeństwo zamilkło, jakby żegnało się z jedną z piękniejszych
wspólnych chwil i podnieśli w ciszy, jakby walczyli, by nie stworzyć na swoich
policzkach przebiegu mokrej chwili. Zielonowłosy stanął naprzeciw niego,
widząc, że coś kotłuje się pod tą blond czupryną. Sanji już miał otworzyć usta,
by się odszczekać, ale w tym momencie to pytanie uderzyło go jak piorun,
rozprawiający się z drzewem w leśnym zagajniku. Kurwa. Przeklnął w myślach i
zaczął nerwowo rozglądać.
Myślał o tym,
ale gdy patrzył na nich, jak łatwo zapomnieć o czymś, o czym myślało się
dosłownie sekundę temu. Ich dialogi były specyficzne, jakby wybierali na co
muszą sobie odpowiadać, a na co nie. Sanji podszedł do pierwszego lepszego
straganu, położył pieniądze i porwał czapkę od razu nakładając je na złote
włosy. Brat z siostrą wymienili spojrzenia i znów ich usta się uniosły. Kucharz
nie bardzo wiedział jak to odebrać, ale widział, że chce by oni częściej to
robili. By Zoro częściej się uśmiechał i wtedy stało się coś niespodziewanego.
Dziewczynka pociągła go za rękaw, by zniżył się do jej poziomu i tak samo
postąpił Zoro, który przy okazji ściągnął mu tę czapkę. Teraz czas zaczął
płynąć inaczej. Kuina uniosła włosy blondyna, a jej brat założył je za ucho.
Czuł jak Sanji się miesza. Zgadywał, że to o tą za długą grzywkę chodzi, ale
nie miał pojęcia, że się myli. Dla kucharza ta bliskość była niepojęta. Ponad
wyobrażenie. Gdy Zoro zamaskowywał jego włosy, serce przyspieszyło. Nawet miał wrażenie, że ten to słyszy, ale na
szczęście to było niemożliwe. Intensywność jego nie chcącego dotyku była tak
dziwna. To było przecież wariactwo. Czemu jego dotyk jest tak przez niego przyjmowany?
Absurd. A może nie… Nie! On jest taki młody…
Skończył i
nasunął kaptur na jego głowę. Zrobił miejsce Kuinie, która teraz bawiła się w
artystkę maskując śmieszną brew chłopaka. Jej małe rączki go łaskotały.
Żałował, że to nie Zoro… Czy on naprawdę o tym pomyślał? Jest idiotą, a zmysły
go zwodzą. Tak zaczął tłumaczyć błędną reakcję swojego zachowania wewnętrznego.
- Skończyłam.
– Blondyn otworzył oczy, patrząc jak ona znów się cieszy. Mógł też coś dać. Na
chwilę zapomnieli o tym, po co to robią. Na chwilę wszystko znikło, a on poczuł
się ich częścią. To nie było dobre. To było błędem. Ale na to było już za późno.
- Tylko nic sobie nie myśl, brwio. – Zoro
patrzył na ludzi, podnosząc karton. – Każdy dba o siebie. –
Słowa Zoro
zaprzeczały czynom. Jak miał to odbierać w takim razie? Miał taką zachciankę? A
może chciał ukraść dla niej dodatkową chwilę? Ale nie było to ważne, bo
przyniosło coś, czego Sanji na pewno nigdy nie zapomni. Podzielili się
zapałkami rozrywając karton tak, by oboje mili w czym je trzymać i wraz z
dźwiękiem śpiewanych kolęd przez jakiś dzieciaków, wplątali się w tłum. Blondyn
przypomniał sobie o chęci palenia, która ulotniła się z niego podczas tego
zamieszania. Odruchowo sięgnął do kieszeni. Kolczyk. Miał go oddać.
Rozglądnął się.
Zoro z Kuiną już z kimś rozmawiali. To musi poczekać w takim razie. Poczuł w
tym momencie lęk, który póki był blisko nich nie dawał tak drastycznie o sobie
znać. Co jeśli coś się stanie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz