17 listopada 2014

[Opowiadanie] Promyk - Rozdział 7

Tytuł: Promyk
Autorka: Paulaa
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: 7/?
Gatunek: yaoi, dramat
Para: SanjixZoro
Ograniczenie wiekowe: 14+


Jeśli on wpadnie, pociągnie ich za sobą. Nawet nie tylko ich, na tym ucierpi też jego ojciec. Restauracja. Wszyscy, co tam pracują. Każdy pracownik będzie miał problemy. Shanks tak samo. Blondyn nerwowo zagryzł wargę. Wszystko popłynie. Trafi to szlag. Zwyczajnie dobiorą im się do dupy, jeśli wmiesza się w podziemie. Jeśli ci ludzie zorientują się kim jest, szanse na wygrzebanie się z tego będą tak samo bujne, jak wypalony las. Stawia na szali wszystko, co jego rodzina i przyjaciele budowali od tylu lat. Dla ludzi, których nie zna. Brawo, Sanji, osiągnąłeś właśnie nowy poziom głupoty. Jednak on nie był w stanie tak myśleć. Kiedy patrzył na nich, coś niepojętego i pozbawionego ciężkich kajdan świata utwierdzało go w słuszności.
Widział, jak rozmowy rodzeństwa nie powodzą się. Nikt z własnej inicjatywy też do nich nie podchodził. Prawda była taka, że nie tylko Sanji miał podejście negatywne do „dziewczynek z zapałkami”. W rzeczywistości każdy mieszkaniec się ich obawiał, bo wiedział, kto sprawuje piecze nad nimi i jak niebezpieczni są. Nikt z własnej woli raczej nie robi z nimi interesów, nie chcąc przykładać ręki do krzywdy tych dzieciaków. Oczywiście wyjątki są. Jak na przykład on sam zdesperowany bez ognia, ale to sporadyczne razy. Dlatego wiedział, że są skazani na porażkę. Dlatego ten facet stawiał takie, a nie inne wymogi. Dlatego musi im pomóc.
Godziny mijały. Jemu też nie szło najlepiej. Wciąż tyle obłąkanych pudełek tłukło się po poszarpanym kartonie, złośliwie ukazując swoją wyższość. W jednej chwili zobaczył, jak Kuina się potyka i przewraca. Chciał podbiec, ale wiedział, że musi dalej próbować.
Zoro otrzepał kolana dziewczynki, zahaczając palcem o rozdarcie przez które susem przemknęło się zimno. Dziewczynka zadrżała. Wieczór nieubłaganie się zbliżał, a z nim chłód jaki napastował ich ostatniej nocy. Jej ciało przyjęło to z przerażeniem, mimo iż ona tego nie okazała. Była zawsze dzielna. Aż za bardzo. Zignorowała to pokazując, by podeszli do kolejnej osoby, jednak Zoro nie mógł. Byli zmęczeni. Po prostu byli zmęczeni. Ta tułaczka ich wykańczała, a teraz jeszcze dochodziła niemoc. To wszystko zaczynało nieść rysę na planie Zoro, a nawet poważnie go zaburzać, bo jeśli nie sprzedadzą tych pieprzonych zapałek, to są skazani na tego człowieka. Sanji o tym wiedział. O to mu chodziło. Są przegrani. Niezależnie od wszystkiego.
Zielonowłosy nie zareagował na wściekłe spojrzenie siostry i wziął ją na plecy. Sam odczuwał wszystko, a co dopiero ona. Mała istotka, która musiała już myśleć jak dorosły człowiek. Trwać w tym świecie, gdzie z każdej strony może przyjść atak.
Widział jak mu ciężko. Musieli mieć kawałek historii za sobą. I to historii raczej mało przyziemnej, patrząc na ich stan. Prośba o odpoczynek i ciepły posiłek emanowała z wolna z nich, a ból kolejnej odmowy czynił z nich tych ludzi. Patrzył, jak w Zoro zaczyna wrzeć gniew i jak rodzi się agresja. Stawał się taki jak oni. Dodatkowo jego teorie poparła opadająca głowa dziewczynki, która zasnęła momentalnie na jego plecach. Ich tu nie powinno być. Nie tak. Ten chłopak… Widać było, że jest cholernie dumny, a takie upodlanie nie jest w jego naturze, lecz mimo to niemal zaczynał błagać tych ludzi. To nie było sprawiedliwe. Były święta, ale w tym miejscu było wiadomo, że wspomaganie ludzi sprzedających zapałki to tak, jakby wspieranie diabła.
Musi coś zrobić.
Musi.
Musi…
Podszedł do dwóch dziewczyn, które z początkowym lękiem zaakceptowały fakt, że obca osoba się do nich zbliża, szepcząc sobie za pewno jakieś nieciekawe zdania na ucho. Zakręty jakie należy wykorzystać, by osiągnąć cel i zatuszować to, co ze sobą niesie. Nie należy podchodzić do każdego, trzeba wybrać. Sanji wziął się w garść i po kilku chwilach udało się. Sam nie miał pojęcia jak do końca umorusany od zdeptanej ziemi był w stanie namówić te dziewczyny do tego, ale grut, że się udało. Ważne, że pomysł zadziałał. Cóż, odpowiednio ukształtowany przekaz jak widać może zdziałać cuda, a jeszcze odpowiednio zapakowany. Z resztą zawsze miał dobre relacje z kobietami, więc pora było to wykorzystać, nie ważne jak kiepsko by go to nie przedstawiało. Z resztą i tak nikt go nie rozpoznał. Ludzi ubranych w takie płaszcze i zaciśniętymi do bólu daszkami jest masa, jak przystało na terytorium z gnijąca podszewką.
Kolejne kobiety i znów mu się udało. Wybierał tylko je. Następne tak samo dały się przekonać. I dalsze tak samo postąpiły. Był ciekaw tylko czy robią to z dobroci serca, w co raczej wątpił, czy ich życia są tak nudne, że potrzeba bliższej odległości z kimś obcym nie z tej sfery tak bardzo w nich wrzała. Czy może po prostu miał szczęście. „Nie istotne”, pomyślał, sprzedając ostatnie splecione z przekleństwem pudełko wyniosłej damie o wyjątkowo mało kuszącej urodzie. Wsadził pieniądze do kieszeni, czując jak zalewa go fala. Dobry plusk radości.
- Zoro! – krzyknął, chcąc jak najszybciej powiedzieć chłopakowi, że jest dobrze. No i gdzieś w cieniu liczył, że i jemu się udało, ale nawet jeśli nie, to już nie ważne, bo ma sposób. Dadzą rade. Uda się. Nie będą zależni. Uśmiech jaki rozanielił jego twarz sprawił, że nic w tym momencie się nie liczyło. Bo do cholery, udało się! Jak niesamowicie szybko jego priorytety dokonały przewartościowania. Jednak nigdzie ich nie widział. Nie mógł ich znaleźć w tłumie. Zrobił lekko niekontrolowany krok i poczuł coś przy swojej głowie.
- Wybierasz się gdzieś? – Głos zjadliwie kąśliwy, pewny, i jakby swoim tonem zapraszał na egzekucję.
Sanji zamarł. Nie miał jak odwrócić głowy. Takie rzeczy były tu codziennością, ale nie wystraszył się. Stał, starając się rozwiązać swoje myśli. Nie skończy z rozstrzeloną głową, nie teraz. Nie tu i nie tak. Miał nadzieję, że Zoro nie kłamał i uciekli.
- Kim jesteś? – Przycisnął mocniej broń do jego głowy. Mężczyzna był wprawiony w tej dziedzinie, to dało się wyczuć. Takie rzeczy na odległość uderzają, nawet jeśli nie widzi się swojego kata. – Jak nie odpowiesz, to rozwalę ci łeb. – Oni nigdy nie żartowali, a śmierć na ulicy w takim okresie była wręcz obowiązkiem. Specyfika skrzywionego życia.
Nic nie odpowiedział. Nie miał się jak bronić w tłumie przyzwyczajonym do przelewania krwi. Nie mógł narażać niewinnych. Ta kula była dla niego. Jeśli ktoś inny by oberwał… Śmiech dzieci przystrajających choinki i matek przywołujących ich do porządku. Każdy ma marzenia. Kogoś kogo kocha. Kogoś, kto na niego czeka. Nie może tak ryzykować. Wszystko to było na widoku jego oczu. Jeśli się uchyli, linia strzału jasno pokazywała inne życie. Pora wziąć odpowiedzialność.
Uśmiechnął się, a facet zaakceptował poddanie z płynnym ruchem.
Cóż, ciekawe, jakie to uczucie, kiedy kula przeszywa ci czaszkę na wylot.
Oby byli już daleko.
W takiej chwili jego myśli przewijają się przy kimś, kogo nic nie obchodzi.
Jest żałosny.
Klik naładowania broni.
Cieszę się, że ich spotkałem.

3 komentarze:

  1. Och God...
    Sanji! Don't die!!
    Super rozdzialik, czekam na ciąg dalszy, bo cholernie dobre zakończenie tego epizodu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę jestem pod sporym wrażeniem. Postacie ukazałaś idealnie. Zoro jest genialny, oddany perfekcyjnie w każdym calu. Jego miłość do siostry i wzajemnie, jest piękna. Sanji też gorzej nie wyszedł. Bardzo, ale to bardzo czekam na dalszą część. Mam nadzieję, że tego nie zostawisz^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Woah, przeczytałam w końcu 6 i 7 rozdział i jestem pod coraz większym wrażeniem Twojego opowiadania!

    Scena jak dobierają sobie "kamuflaż" jest cudowna i przyjemnie ją się czytało takie odchylenie od tego wszystkiego co złe wokoło.

    I teraz zafundowałaś nam napięcie. Jestem strasznie ciekawa co się stanie :O

    OdpowiedzUsuń