Autorka: Paulaa
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: 7/?
Gatunek: yaoi, dramat
Para: SanjixZoro
Ograniczenie wiekowe: 14+
Jeśli on
wpadnie, pociągnie ich za sobą. Nawet nie tylko ich, na tym ucierpi też jego
ojciec. Restauracja. Wszyscy, co tam pracują. Każdy pracownik będzie miał
problemy. Shanks tak samo. Blondyn nerwowo zagryzł wargę. Wszystko popłynie.
Trafi to szlag. Zwyczajnie dobiorą im się do dupy, jeśli wmiesza się w
podziemie. Jeśli ci ludzie zorientują się kim jest, szanse na wygrzebanie się z
tego będą tak samo bujne, jak wypalony las. Stawia na szali wszystko, co jego
rodzina i przyjaciele budowali od tylu lat. Dla ludzi, których nie zna. Brawo,
Sanji, osiągnąłeś właśnie nowy poziom głupoty. Jednak on nie był w stanie tak
myśleć. Kiedy patrzył na nich, coś niepojętego i pozbawionego ciężkich kajdan
świata utwierdzało go w słuszności.
Widział, jak
rozmowy rodzeństwa nie powodzą się. Nikt z własnej inicjatywy też do nich nie
podchodził. Prawda była taka, że nie tylko Sanji miał podejście negatywne do
„dziewczynek z zapałkami”. W rzeczywistości każdy mieszkaniec się ich obawiał,
bo wiedział, kto sprawuje piecze nad nimi i jak niebezpieczni są. Nikt z
własnej woli raczej nie robi z nimi interesów, nie chcąc przykładać ręki do
krzywdy tych dzieciaków. Oczywiście wyjątki są. Jak na przykład on sam
zdesperowany bez ognia, ale to sporadyczne razy. Dlatego wiedział, że są skazani
na porażkę. Dlatego ten facet stawiał takie, a nie inne wymogi. Dlatego musi im
pomóc.
Godziny
mijały. Jemu też nie szło najlepiej. Wciąż tyle obłąkanych pudełek tłukło się
po poszarpanym kartonie, złośliwie ukazując swoją wyższość. W jednej chwili zobaczył,
jak Kuina się potyka i przewraca. Chciał podbiec, ale wiedział, że musi dalej
próbować.
Zoro otrzepał
kolana dziewczynki, zahaczając palcem o rozdarcie przez które susem przemknęło
się zimno. Dziewczynka zadrżała. Wieczór nieubłaganie się zbliżał, a z nim
chłód jaki napastował ich ostatniej nocy. Jej ciało przyjęło to z przerażeniem,
mimo iż ona tego nie okazała. Była zawsze dzielna. Aż za bardzo. Zignorowała to
pokazując, by podeszli do kolejnej osoby, jednak Zoro nie mógł. Byli zmęczeni.
Po prostu byli zmęczeni. Ta tułaczka ich wykańczała, a teraz jeszcze dochodziła
niemoc. To wszystko zaczynało nieść rysę na planie Zoro, a nawet poważnie go
zaburzać, bo jeśli nie sprzedadzą tych pieprzonych zapałek, to są skazani na
tego człowieka. Sanji o tym wiedział. O to mu chodziło. Są przegrani.
Niezależnie od wszystkiego.
Zielonowłosy
nie zareagował na wściekłe spojrzenie siostry i wziął ją na plecy. Sam odczuwał
wszystko, a co dopiero ona. Mała istotka, która musiała już myśleć jak dorosły
człowiek. Trwać w tym świecie, gdzie z każdej strony może przyjść atak.
Widział jak mu
ciężko. Musieli mieć kawałek historii za sobą. I to historii raczej mało
przyziemnej, patrząc na ich stan. Prośba o odpoczynek i ciepły posiłek
emanowała z wolna z nich, a ból kolejnej odmowy czynił z nich tych ludzi.
Patrzył, jak w Zoro zaczyna wrzeć gniew i jak rodzi się agresja. Stawał się
taki jak oni. Dodatkowo jego teorie poparła opadająca głowa dziewczynki, która
zasnęła momentalnie na jego plecach. Ich tu nie powinno być. Nie tak. Ten
chłopak… Widać było, że jest cholernie dumny, a takie upodlanie nie jest w jego
naturze, lecz mimo to niemal zaczynał błagać tych ludzi. To nie było
sprawiedliwe. Były święta, ale w tym miejscu było wiadomo, że wspomaganie ludzi
sprzedających zapałki to tak, jakby wspieranie diabła.
Musi coś
zrobić.
Musi.
Musi…
Podszedł do
dwóch dziewczyn, które z początkowym lękiem zaakceptowały fakt, że obca osoba
się do nich zbliża, szepcząc sobie za pewno jakieś nieciekawe zdania na ucho.
Zakręty jakie należy wykorzystać, by osiągnąć cel i zatuszować to, co ze sobą
niesie. Nie należy podchodzić do każdego, trzeba wybrać. Sanji wziął się w
garść i po kilku chwilach udało się. Sam nie miał pojęcia jak do końca
umorusany od zdeptanej ziemi był w stanie namówić te dziewczyny do tego, ale
grut, że się udało. Ważne, że pomysł zadziałał. Cóż, odpowiednio ukształtowany
przekaz jak widać może zdziałać cuda, a jeszcze odpowiednio zapakowany. Z
resztą zawsze miał dobre relacje z kobietami, więc pora było to wykorzystać, nie
ważne jak kiepsko by go to nie przedstawiało. Z resztą i tak nikt go nie
rozpoznał. Ludzi ubranych w takie płaszcze i zaciśniętymi do bólu daszkami jest
masa, jak przystało na terytorium z gnijąca podszewką.
Kolejne
kobiety i znów mu się udało. Wybierał tylko je. Następne tak samo dały się
przekonać. I dalsze tak samo postąpiły. Był ciekaw tylko czy robią to z dobroci
serca, w co raczej wątpił, czy ich życia są tak nudne, że potrzeba bliższej
odległości z kimś obcym nie z tej sfery tak bardzo w nich wrzała. Czy może po
prostu miał szczęście. „Nie istotne”, pomyślał, sprzedając ostatnie splecione z
przekleństwem pudełko wyniosłej damie o wyjątkowo mało kuszącej urodzie. Wsadził
pieniądze do kieszeni, czując jak zalewa go fala. Dobry plusk radości.
- Zoro! –
krzyknął, chcąc jak najszybciej powiedzieć chłopakowi, że jest dobrze. No i
gdzieś w cieniu liczył, że i jemu się udało, ale nawet jeśli nie, to już nie
ważne, bo ma sposób. Dadzą rade. Uda się. Nie będą zależni. Uśmiech jaki
rozanielił jego twarz sprawił, że nic w tym momencie się nie liczyło. Bo do
cholery, udało się! Jak niesamowicie szybko jego priorytety dokonały
przewartościowania. Jednak nigdzie ich nie widział. Nie mógł ich znaleźć w
tłumie. Zrobił lekko niekontrolowany krok i poczuł coś przy swojej głowie.
- Wybierasz
się gdzieś? – Głos zjadliwie kąśliwy, pewny, i jakby swoim tonem zapraszał na
egzekucję.
Sanji zamarł.
Nie miał jak odwrócić głowy. Takie rzeczy były tu codziennością, ale nie
wystraszył się. Stał, starając się rozwiązać swoje myśli. Nie skończy z
rozstrzeloną głową, nie teraz. Nie tu i nie tak. Miał nadzieję, że Zoro nie
kłamał i uciekli.
- Kim jesteś?
– Przycisnął mocniej broń do jego głowy. Mężczyzna był wprawiony w tej
dziedzinie, to dało się wyczuć. Takie rzeczy na odległość uderzają, nawet jeśli
nie widzi się swojego kata. – Jak nie odpowiesz, to rozwalę ci łeb. – Oni nigdy
nie żartowali, a śmierć na ulicy w takim okresie była wręcz obowiązkiem.
Specyfika skrzywionego życia.
Nic nie
odpowiedział. Nie miał się jak bronić w tłumie przyzwyczajonym do przelewania
krwi. Nie mógł narażać niewinnych. Ta kula była dla niego. Jeśli ktoś inny by
oberwał… Śmiech dzieci przystrajających choinki i matek przywołujących ich do
porządku. Każdy ma marzenia. Kogoś kogo kocha. Kogoś, kto na niego czeka. Nie
może tak ryzykować. Wszystko to było na widoku jego oczu. Jeśli się uchyli, linia
strzału jasno pokazywała inne życie. Pora wziąć odpowiedzialność.
Uśmiechnął się,
a facet zaakceptował poddanie z płynnym ruchem.
Cóż, ciekawe, jakie to uczucie, kiedy kula
przeszywa ci czaszkę na wylot.
Oby byli już daleko.
W takiej
chwili jego myśli przewijają się przy kimś, kogo nic nie obchodzi.
Jest żałosny.
Klik
naładowania broni.
Cieszę się, że ich spotkałem.
Och God...
OdpowiedzUsuńSanji! Don't die!!
Super rozdzialik, czekam na ciąg dalszy, bo cholernie dobre zakończenie tego epizodu ;)
Naprawdę jestem pod sporym wrażeniem. Postacie ukazałaś idealnie. Zoro jest genialny, oddany perfekcyjnie w każdym calu. Jego miłość do siostry i wzajemnie, jest piękna. Sanji też gorzej nie wyszedł. Bardzo, ale to bardzo czekam na dalszą część. Mam nadzieję, że tego nie zostawisz^^
OdpowiedzUsuńWoah, przeczytałam w końcu 6 i 7 rozdział i jestem pod coraz większym wrażeniem Twojego opowiadania!
OdpowiedzUsuńScena jak dobierają sobie "kamuflaż" jest cudowna i przyjemnie ją się czytało takie odchylenie od tego wszystkiego co złe wokoło.
I teraz zafundowałaś nam napięcie. Jestem strasznie ciekawa co się stanie :O