Autorka: Paulaa
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: 5/?
Gatunek: yaoi, dramat
Para: SanjixZoro
Ograniczenie wiekowe: 14+
Raz na jakiś
czas tak delikatnie muśnie cię pewna doza pragnienia, by dać się ukoić w czyiś
słowach, ale to tylko tak wysoce sporadyczne przypadki, że kiedy tętno zaczyna
przyspieszać z nadzieją na zmianę, już się tego nie dostrzega.
Był dorosły.
Znał życie.
Zoro przestał
patrzeć na niego, a spojrzeniem odpłyną w przestrzeń, jakby musiał coś
powiedzieć. Jakby zapanował nad nim nieznośny obowiązek koniecznej
odpowiedzi. Blondyn wciąż dbał, by krew
ustąpiła, mimo że zgubione spojrzenie humanitarnie dało do zrozumienia by
przestał, A Kuina mocniej zaplotła ręce na jego szyi.
- Nie oczekuj
wdzięczności, ani noszenia na rękach, a tym bardziej podziękowań. Idziesz, bo
tak zdecydowałeś, my nie mamy nic do ciebie, ani ty do nas. Jak coś się stanie
nieprzewidzianego… – A wiedział, że się stanie. – Nic mnie nie obchodzi, co się
z tobą stanie. – Na to ostatnie słowo
oczy jego zwróciły się ponownie na niego. – Nie pomogę ci. – Czuł jak słodki
chłód opuszcza jego rzeżącą się ranę, która od tej chwili piekła naprzemiennie,
zadowalając się małymi językami płomieni, które teraz namiętnie zadowalały się
rozcięciem.
Poznane
sentymenty nie maja prawa zaistnieć. Nie mają prawa rozpalać serca, nie mają
prawa leczyć zranień, a najbardziej nie mają prawa zapalać nadziei. A jak coś
nie istnieje, nie można temu ulec. Gdyby wybory zaczęłyby się zacierać, gdyby
pozwolił temu facetowi zaistnieć, nie byłby w stanie nic zrobić. Nie byłby w
stanie jej ochronić. Przegrałby sam ze sobą.
Niesie dobro i
największe obciążenie.
Jego dłoń nie
chciała rozstania, ale musiał zacisnąć zakrwawioną chustkę, która zaczęła już
niszczyć się w procesie przesiąknięcia.
– Czyli
wszystko ustalone. – Tak lubił jasne
sytuacje. Nawet te, które jasno pokazywały w jakie gówno się pakuje. W całej
jego postawie widział, że on nie żartuje. Czuł chłód i ziąb słów i klasykę
umierającej dłoni, która została odtrącona. Wciąż żałował swojego czynu, ale
nie dążył do odkupienia. To by było już za mało. Zamarzył o zburzeniu barykad.
Odprowadził
wzrokiem ranę, która wylewnie już nie pokazywała, jak należy pamiętać o ciele
ludzkim i jak łatwo je skrzywdzić, jednak w zamian powitała twarz Zoro
opuchlizna, powolnie zaczynająca prosperować na jego skórze, otaczając
zasychające czerwone miejsce ciemnym sińcem, jak farba pragnąca przeżyć
intensywne doznanie z płótnem. Miał ciemną karnacje. Teraz to zobaczył i bolało
poczucie rozchodzącego się fundamentu, któremu nie dane było odpowiednio
wyschnąć.
- Ale następnym
razem się przyłóż – westchnął zielonowłosy, zniżając się do ziemi i stawiając
na nogach siostrę, która starała się nie okazać jak bardzo chce się zbuntować i
wsłuchiwać w rytm przebiegający przez ciało Zoro.
Wyciągnął swoją
rękę, sięgając po czapkę, która samotnie przypominała piękne zasępienie tej otulonej
cienką warstwą śniegu ziemi. Trzepnął nią odruchowo, by zagubione niewinne
płatki miały szansę na ucieczkę. By powietrze znów stało się ich domem i
pozwalało cieszyć się wolnością. Skojarzenie jakiego chłopak nie był w stanie
się wyzbyć za każdym razem, gdy scena się gdzieś przemykała przez jego życie.
Nasunął ją na głowę pokornie, znając swoje miejsce i ukrywając zieleń nadziei
pod jej cieniem.
Sanji nic nie
odpowiedział. To znaczy chciał. Nawet otworzył usta, ale nic z nich nie wyszło.
Widząc jak ta żywa zieleń znika, a huk wyrządzonej krzywdy i trzask niezdarnej
pomocy zbyt mocno zderzały się na skrzyżowaniu jego myśli z rejestrowanym
widokiem. Zmieszanie i żal. Jednak nie podda się im. Zaryzykuje. Przepraszam
przestało całkowicie wchodzić w grę. To nie było godne, by używać tak ważnego
słowa, jeśli w nim gości zamęt i zamiast czuć to słowo po prosto jest mu żal.
Weźmie za wszystko odpowiedzialność. Już wziął. Jak dobrze, że krew przestała
lecieć. Mokra chusteczka wsunęła się w kieszeń płaszcza i opadła na jej dno.
Zoro wstał, a
dziewczynka splatała z nim dłoń, tak cicho i spokojnie, a ich palce zdawały się
opowiadać sobie w swojej bliskości historię tęsknoty i niepoznania.
Ruszyli w
stronę ulic i szumu. We trójkę. Pierwszy krok ponoć jest kluczowy.
- Cieszę się,
że z nami idziesz, Sanji. – Głos Kuiny napuchnięty od poruszeń dotarł do uszu
blondyna. Prawidłowo te słowa powinny przynieść pokrzepienie, rozwiać to, co
skryte pod piaskiem na plaży, to co morze zapragnęło schować wspomagane falami,
aż nie będzie w stanie rozprawić się z tym należycie. Jednak teraz litery tych
słów brzmiały, jak szeptane między wierszami rymy, układane mozolnie bez
potwierdzenia o słuszności. Ciche wołanie. Zamknięta wiadomość. Tajemne
błaganie.
Nie zostawiaj nas.
Bez gestów i
popierania. Sam sekret zatuszowanej prośby.
Pomóż nam.
Ignorancja
nigdy nie zagości w jego sercu. Zwłaszcza słysząc coś takiego.
piękny rozdział aż przyjemnie się czytało =) to co się dzieje wciąga mnie coraz bardziej a czuję że będzie jeszcze lepiej =)
OdpowiedzUsuń