15 listopada 2014

[Opowiadanie] Promyk - Rozdział 5

Tytuł: Promyk
Autorka: Paulaa
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: 5/?
Gatunek: yaoi, dramat
Para: SanjixZoro
Ograniczenie wiekowe: 14+


Raz na jakiś czas tak delikatnie muśnie cię pewna doza pragnienia, by dać się ukoić w czyiś słowach, ale to tylko tak wysoce sporadyczne przypadki, że kiedy tętno zaczyna przyspieszać z nadzieją na zmianę, już się tego nie dostrzega.
Był dorosły. Znał życie.
Zoro przestał patrzeć na niego, a spojrzeniem odpłyną w przestrzeń, jakby musiał coś powiedzieć. Jakby zapanował nad nim nieznośny obowiązek koniecznej odpowiedzi.  Blondyn wciąż dbał, by krew ustąpiła, mimo że zgubione spojrzenie humanitarnie dało do zrozumienia by przestał, A Kuina mocniej zaplotła ręce na jego szyi.
- Nie oczekuj wdzięczności, ani noszenia na rękach, a tym bardziej podziękowań. Idziesz, bo tak zdecydowałeś, my nie mamy nic do ciebie, ani ty do nas. Jak coś się stanie nieprzewidzianego… – A wiedział, że się stanie. – Nic mnie nie obchodzi, co się z tobą stanie.  – Na to ostatnie słowo oczy jego zwróciły się ponownie na niego. – Nie pomogę ci. – Czuł jak słodki chłód opuszcza jego rzeżącą się ranę, która od tej chwili piekła naprzemiennie, zadowalając się małymi językami płomieni, które teraz namiętnie zadowalały się rozcięciem.
Poznane sentymenty nie maja prawa zaistnieć. Nie mają prawa rozpalać serca, nie mają prawa leczyć zranień, a najbardziej nie mają prawa zapalać nadziei. A jak coś nie istnieje, nie można temu ulec. Gdyby wybory zaczęłyby się zacierać, gdyby pozwolił temu facetowi zaistnieć, nie byłby w stanie nic zrobić. Nie byłby w stanie jej ochronić. Przegrałby sam ze sobą.
Niesie dobro i największe obciążenie.
Jego dłoń nie chciała rozstania, ale musiał zacisnąć zakrwawioną chustkę, która zaczęła już niszczyć się w procesie przesiąknięcia. 
– Czyli wszystko ustalone. –  Tak lubił jasne sytuacje. Nawet te, które jasno pokazywały w jakie gówno się pakuje. W całej jego postawie widział, że on nie żartuje. Czuł chłód i ziąb słów i klasykę umierającej dłoni, która została odtrącona. Wciąż żałował swojego czynu, ale nie dążył do odkupienia. To by było już za mało. Zamarzył o zburzeniu barykad.
Odprowadził wzrokiem ranę, która wylewnie już nie pokazywała, jak należy pamiętać o ciele ludzkim i jak łatwo je skrzywdzić, jednak w zamian powitała twarz Zoro opuchlizna, powolnie zaczynająca prosperować na jego skórze, otaczając zasychające czerwone miejsce ciemnym sińcem, jak farba pragnąca przeżyć intensywne doznanie z płótnem. Miał ciemną karnacje. Teraz to zobaczył i bolało poczucie rozchodzącego się fundamentu, któremu nie dane było odpowiednio wyschnąć.
- Ale następnym razem się przyłóż – westchnął zielonowłosy, zniżając się do ziemi i stawiając na nogach siostrę, która starała się nie okazać jak bardzo chce się zbuntować i wsłuchiwać w rytm przebiegający przez ciało Zoro.
Wyciągnął swoją rękę, sięgając po czapkę, która samotnie przypominała piękne zasępienie tej otulonej cienką warstwą śniegu ziemi. Trzepnął nią odruchowo, by zagubione niewinne płatki miały szansę na ucieczkę. By powietrze znów stało się ich domem i pozwalało cieszyć się wolnością. Skojarzenie jakiego chłopak nie był w stanie się wyzbyć za każdym razem, gdy scena się gdzieś przemykała przez jego życie. Nasunął ją na głowę pokornie, znając swoje miejsce i ukrywając zieleń nadziei pod jej cieniem.
Sanji nic nie odpowiedział. To znaczy chciał. Nawet otworzył usta, ale nic z nich nie wyszło. Widząc jak ta żywa zieleń znika, a huk wyrządzonej krzywdy i trzask niezdarnej pomocy zbyt mocno zderzały się na skrzyżowaniu jego myśli z rejestrowanym widokiem. Zmieszanie i żal. Jednak nie podda się im. Zaryzykuje. Przepraszam przestało całkowicie wchodzić w grę. To nie było godne, by używać tak ważnego słowa, jeśli w nim gości zamęt i zamiast czuć to słowo po prosto jest mu żal. Weźmie za wszystko odpowiedzialność. Już wziął. Jak dobrze, że krew przestała lecieć. Mokra chusteczka wsunęła się w kieszeń płaszcza i opadła na jej dno.
Zoro wstał, a dziewczynka splatała z nim dłoń, tak cicho i spokojnie, a ich palce zdawały się opowiadać sobie w swojej bliskości historię tęsknoty i niepoznania.
Ruszyli w stronę ulic i szumu. We trójkę. Pierwszy krok ponoć jest kluczowy.
- Cieszę się, że z nami idziesz, Sanji. – Głos Kuiny napuchnięty od poruszeń dotarł do uszu blondyna. Prawidłowo te słowa powinny przynieść pokrzepienie, rozwiać to, co skryte pod piaskiem na plaży, to co morze zapragnęło schować wspomagane falami, aż nie będzie w stanie rozprawić się z tym należycie. Jednak teraz litery tych słów brzmiały, jak szeptane między wierszami rymy, układane mozolnie bez potwierdzenia o słuszności. Ciche wołanie. Zamknięta wiadomość. Tajemne błaganie.
Nie zostawiaj nas.
Bez gestów i popierania. Sam sekret zatuszowanej prośby.
Pomóż nam.
Ignorancja nigdy nie zagości w jego sercu. Zwłaszcza słysząc coś takiego.

1 komentarz:

  1. piękny rozdział aż przyjemnie się czytało =) to co się dzieje wciąga mnie coraz bardziej a czuję że będzie jeszcze lepiej =)

    OdpowiedzUsuń