14 listopada 2014

[Opowiadanie] Promyk - Rozdział 4

Tytuł: Promyk
Autorka: Paulaa
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: 4/?
Gatunek: yaoi, dramat
Para: SanjixZoro
Ograniczenie wiekowe: 14+




- Poczekaj! – Jednak chłopak nie czekał, tylko wepchnął Sanjiemu pudełko zapałek i odbiegł od niego. – Słyszysz? Czekaj! - To było takie niemożliwe,  a oddalająca się sylwetka wcale nie urealniała tego.
- Sanji, co się dzieje? – Ace patrzył na niego, jak na obcego człowieka. Takie przejęcie u blondyna nie wróżyło najlepiej.
- Spotkamy się w domu! – Niewiele myśląc puścił się pędem za chłopakiem, zostawiając piegowatego w całkowitej konsternacji. Pustka żyła w jego głowie od momentu unoszenia głowy przez Zoro. Jak prędko jego myśli zaczęły określać go po imieniu. Ta chwila zadziałała jak jedno z ważniejszych zdarzeń w jego życiu. O co chodziło z tym chłopakiem, że nie mógł go zostawić? – Muszę go dogonić. – Nie musiał. On chciał i teraz już z dwóch powodów. Dlaczego on ucieka?
- Kuina, złap się mocno. – Dziewczynka przeczulona na takie sytuacje zagregowała instynktownie, z całych sił chwytając brata.
Pudełko nie ułatwiało biegu, a wręcz skutecznie go utrudniało. Musiał pilnować by zawartość nie wypadła i trzymać dziewczynkę. Po co on ich goni? Przecież ma te cholerne zapałki! Jakiego musiał mieć pecha, by trafić właśnie na niego. Pech, los jak drastycznie różnie można odbierać sytuacje w której się jest. Jak szalony biegł, z trudem omijając ludzi, stragany i wszelkie przeszkody jakie się pojawiały na drodze. Jakby goniło ich samo piekło,  albo jakby ucieczkę mieli we krwi. Od góry nałożone „wiej”, bo inaczej nie będziesz mógł walczyć. Nogi pognały go między jakieś wąskie uliczki, gdzie rozstawienie rąk graniczyło z cudem. Były ciemne i śmierdzące, jakby tutaj ukryta była zgnilizna tego na pozór pięknego miejsca.
- Chyba go zgubiliśmy. – Zoro postawił dziewczynkę na ziemi, łapiąc zachłannie oddech. Wyczerpanie niszczy ciało minuta po minucie. Zakamarek był obskurny do bólu, ale na tę chwilę robił za azyl, a przynajmniej tak oszukiwali umysł.
- Przy okazji – wtrąciła złośliwie. Lubiła tego nieznajomego blondyna. Lubiła, mimo że nie znała, to czuła, że można mu zaufać. - Dlaczego przed nim uciekasz? – Mała wydała się być poirytowana zachowaniem brata. Czasami miała wrażenie, że to on jest tym młodszym.
- Człowiek o wyglądzie anioła. – Stabilizował zdania i oddech. – Co gorszego może być? – W jego odpowiedzi było ulokowane ich niezbyt przyjemne wspólne wspomnienie i dziewczynka nie zadała więcej żadnego pytania, ale i nie zmieniła nastawienia. Może dlatego, że była młodsza. Umysł inaczej jej funkcjonował niż Zoro i wspomnienie nie było tak wyraźne.
Czas, chwila, dwie. Nie pojawił się, a nie wiadomo ile mogą tu tkwić. Muszą pracować, a wskazówki lecą.
- Chodźmy. Musimy uporać się z tym. – Potrząsnął pudełkiem. To co musiał zrobić, by ją ochronić. Rzeczy z jakimi przyjdzie mu się zmierzyć i tak nie mogą być gorsze od tego co znają. Dziewczynka kiwnęła głową. Byli pozapinani pod szyje z czapkami mocno zaciśniętymi na głowach. By tylko ukryć siebie. By tylko nikt ich nie rozpoznał. By tylko byli jednymi z tłumu. Ludźmi ze spuszczonymi głowami. Nikim i wszystkimi. Co niestety po incydencie Zoro było już ledwie możliwe. Dlatego dalej. Do przodu. Muszą gnać, by kiedyś… By kiedyś móc w pewien szczególny wieczór poczuć zapach pieczonych ciast i smażonej ryby. Jak nie możliwe do spełnienia by to nie było, musiał mieć coś, czego mógł się chwycić.
Ostatni oddech. Wziął ją za rękę, chcąc iść.
- Wybierasz się gdzieś? – To już nie był przypadek. Przewidział w którą stronę będą biec, a raczej oszacował prawdopodobieństwo i trafił, co nie było trudne, zwarzywszy, że nie są stąd. Ciasnota uliczki uniemożliwiała po prostu zostawienie tego natręta, a za nimi był koniec drogi. Zoro się wściekł.
- Czego od nas chcesz? – Położył pudło na ziemi. – Czego? – To był jawny wybuch bezsilnej złości. Jak jemu udało się ich dogonić? Przecież widział, że znika w tłumie. Tyle lat, a on wciąż słaby.
            - Wiesz w ogóle, z kim wchodzisz w interesy? – Po pomoc do takiego człowieka nie przychodzili szczęśliwi ludzie. Sanji wiedział już na pewno, że mają poważne problemy. – Wiesz w ogóle, o co im chodzi? – Blondyn nie musiał mieć tak przekonującego tonu, by obudzić powątpiewanie w Zoro. On wiedział w co się pcha, ale plany miał inne niż ten facet. Dla niego kontakt z takimi ludźmi nie był niczym strasznym. To znaczy był, ale prowadził do czegoś. Wszystko ma swój sens i powód.
- Po co się mieszasz? Nie jesteśmy ci nic dłużni! – Zielonowłosy uregulował rachunek i widział w oczach drugiego, że dla niego to też jasne.
- Kochasz ją, prawda? – Wskazał na jego siostrę. Ich wymiana zdań była solidnie wzburzona.
- A co ci do tego? – Mierzyli się spojrzeniami coraz gniewniej. – Nic o nas nie wiesz, więc się odwal! – Pchnął go na tyle, ile pozwalała gniotąca przestrzeń, ale kucharz nawet tego nie poczuł z tego samego względu.
- Zoro, przestań! – Kuina miała dość. Wiedziała jak to się skończy. Jej klątwa. Widzieć więcej niż inni.
- Jeśli nie sprzedasz wszystkiego, on zabierze całą kasę, a z wami zrobi co zechce. Nie dacie rady uciec. W całym mieście ma swoich. Nikt nie wie jak wyglądają wszyscy jego ludzie. – Blondyn zaciskał pięści. Zależało mu na obcych ludziach. A wszystko przez co?
- Posłuchaj! - Jedno oko… Tylko jedno oko było mu widać. Myśli zielonowłosego buntowały się przeciwko wypowiadanym słowom, gdyż widział w tym błękicie szczerość. Ale szczerość, której nie mógł zaakceptować. - Odwal się od nas! – wykrzyczał mu w twarz.
Spotkał ich drugi raz. Spotkał między tyloma ludźmi. Trafił właśnie na niego. Ponownie. Bo chciał mu coś oddać? Nie, los nigdy nie jest tak łaskawy. Już prędzej będzie wierzył, że ma cos zrobić. I zrobi, chociażby miał mu wtłuc to do tego tępego łba. Odbił go od siebie, przytwierdzając do przeciwległej ściany, na co granatowowłosa krzyknęła nerwowo.
– Przestań bawić się w bohatera i jak ktoś wyciąga do ciebie rękę, to nie odrzucaj jej! – Mocno dociskał go rękami, patrząc w tlącą się furie w chłopaku.
- Spierdalaj! – wywrzeszczał mu.
”Nie ufaj nikomu! Walcz! Biegnij i chroń Kuine!”, to były ostatnie słowa człowieka, który nauczył go wszystkiego i które stały się jego życiem. Ich życiem. I wiedział, co musi, a czego nie. Odbijali się jak piłeczki, przekrzykując. I nawet ich oddechy walczyły. Sanji nie rozumiał szarpiąc się z chłopakiem, dlaczego nie jest w stanie przyjąć pomocy. Przecież to naturalny ludzki odruch, więc czemu on, do ciężkiej cholery, idzie zaparte narażając siebie i ją. Nie wytrzymał i uderzył go w twarz, by się uspokoił. A może by oboje się uspokoili? Zrobił coś na co nigdy sobie nie pozwalał. A teraz przy obcych ludziach porwał się na coś, jakby to było dla niego nic. Jakby już to kiedyś robił. Czapka Zoro jakby grała w przepięknym dramacie wolno opadając na ziemie, płynnie ukazując swoje zdolności, a raczej zdolności wiatru, który podwiewał jak chciał, ukazując fantazyjnie zmierzwione zielone włosy. Z wargi puściła się krew, płynąca żwawym nurtem. Ciepła substancja na takim mrozie nie okazała się wcale zła, a wręcz przeciwnie. Zoro czuł jak rozgrzewa jego twarz. Jak to zdarzenie pali. Upokorzenie, wstyd... To już znał. Tutaj raczej było pokazane jak siła fizyczna potrafi stonować sytuację. ale czy tak ma być? Nastała cisza, którą przerwał jedynie cichy szloch dziecka, które siedziało na ziemi i płakało. Nie błagała, by puścił jej brata, jakby jej zbyt potężnie rozbudowana podświadomość zgadzała się z Sanjim, jednak łzy wsiąkające w ziemie mówiły, jak bardzo chce by ich zostawił.
- Nie becz, głupia. – Zoro nie spojrzał na niego, przecierając krew rękawem. Sanji cofnął się, widząc, że ten nie kontratakuje. Poczuł jak odmienny to wszystko przyniosło skutek, ale zielonowłosy wciąż się nie ruszył, karząc mu patrzeć na to, co zrobił.
- Ja… Nie… – Co chciał powiedzieć? Jak bardzo można chcieć pomóc i jednocześnie znaleźć się na przegranej pozycji? Kuina w momencie przykleiła się do Zoro, jak siostra po wielu latach mogąca znów trzymać się nogawki brata. Ile w życiu wycierpieli, że ich reakcje są tak desperackie.
- Nie pomagaj nikomu, jeśli nie jesteś pewny, że udźwigniesz ten ciężar. – Zoro wziął małą na ręce i objął patrząc na blondyna. – Nie płacz już  – powtórzył.
– Nie cierpię cię, głupku! – Spazmatycznie mu odszczekała, musząc być silną.
- Przepraszam – wycedził z poczuciem winy Sanji. Zapędził się, ale przynajmniej teraz rozmawiali, a nie wrzeszczeli.  Ale jak dużą cenę zapłacił? On mu już nie zaufa. - Nie zmuszę cię, byś chciał mi wierzyć, ale pozwól chociaż, że pomogę wam sprzedać te zapałki.  – Jak bardzo się teraz narażał oferując taką pomoc. Ale ta krew… Ten policzek i to zero obrony w tych hardych oczach. To wyglądało dla niego tak, jakby Zoro nadstawiał drugi, a przecież widział, że ten człowiek jest walką. A tu nic. Kompletnie. Przyjęcie.
- Chcesz się narażać tym ludziom? – Zoro się zaśmiał, a krew znów się puściła, brudząc dziewczynce kurtkę. Blondyn sięgnął do kieszeni spodni, wyciągając z nich chustkę.
- Nie znam cię, ani ty nie znasz mnie. – Zbliżył się do niego, łapiąc krew w biel kawałka tworzywa. Zoro w jednym momencie wstrzymał oddech, a zmysły zaczęły wyraźnie odbierać blondyna. – Skoro już trafiłem na was, to nie mam zamiaru tego zmieniać. – Niechcący palcami dotykał jego twarzy, starając się zatamować krwawienie. Zoro patrzył się z nie zrumienieniem większym z każda minutą.
- Nie. - Nie zgodzi się na to nigdy. Sanji pachniał mieszanką kuchennych oparów i papierosów, a chłód palców był zimniejszy od jego policzków. Jakie to było niespotykane. Spojrzenie przypominające uderzające fale i głos tak przyjemny, jaki nie powinien być. Byli tak blisko, teraz ze spokojem patrząc na siebie.
- Idę z wami. – Uśmiechnął się do niego, nie zważając na słowa Zoro. – Pójdę, nawet jeśli nie będziesz chciał i będziesz uciekał. Pójdę, by ci udowodnić, głupi glonie… – Zaśmiał się, unosząc oczy do góry. – Że na świecie są dwie strony.

3 komentarze:

  1. wspaniały rozdział =) nic tylko czekać na następny i jestem ciekawa jak to wszystko się rozkręci =) mam pytanko bo nie wiem czy zapomniałam czy umknęło mi ile lat ma Zoro i Sanji? bo z tego co pamiętam to Kuina 9

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne czudeńko~!
    Takie słodkie, fajna akcja się toczy.
    Z niecierpliwością wyczekuję ciągu dalszego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 Bardzo dobrze Sanji zrobił. Już się nie mogę doczekać zacieśnienia ich relacji, ale martwię się o Zoro i Kuinę... Mam nadzieję że ten straszny człowiek nie będzie sprawiał problemów ale mam złe przeczucia:(

    OdpowiedzUsuń