Autorka: Paulaa
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: 4/?
Gatunek: yaoi, dramat
Para: SanjixZoro
Ograniczenie wiekowe: 14+
- Poczekaj! – Jednak
chłopak nie czekał, tylko wepchnął Sanjiemu pudełko zapałek i odbiegł od niego.
– Słyszysz? Czekaj! - To było takie niemożliwe,
a oddalająca się sylwetka wcale nie urealniała tego.
- Sanji, co
się dzieje? – Ace patrzył na niego, jak na obcego człowieka. Takie przejęcie u
blondyna nie wróżyło najlepiej.
- Spotkamy się
w domu! – Niewiele myśląc puścił się pędem za chłopakiem, zostawiając
piegowatego w całkowitej konsternacji. Pustka żyła w jego głowie od momentu
unoszenia głowy przez Zoro. Jak prędko jego myśli zaczęły określać go po
imieniu. Ta chwila zadziałała jak jedno z ważniejszych zdarzeń w jego życiu. O
co chodziło z tym chłopakiem, że nie mógł go zostawić? – Muszę go dogonić. – Nie
musiał. On chciał i teraz już z dwóch powodów. Dlaczego on ucieka?
- Kuina, złap
się mocno. – Dziewczynka przeczulona na takie sytuacje zagregowała
instynktownie, z całych sił chwytając brata.
Pudełko nie ułatwiało
biegu, a wręcz skutecznie go utrudniało. Musiał pilnować by zawartość nie
wypadła i trzymać dziewczynkę. Po co on ich goni? Przecież ma te cholerne
zapałki! Jakiego musiał mieć pecha, by trafić właśnie na niego. Pech, los jak
drastycznie różnie można odbierać sytuacje w której się jest. Jak szalony
biegł, z trudem omijając ludzi, stragany i wszelkie przeszkody jakie się
pojawiały na drodze. Jakby goniło ich samo piekło, albo jakby ucieczkę mieli we krwi. Od góry
nałożone „wiej”, bo inaczej nie będziesz mógł walczyć. Nogi pognały go między
jakieś wąskie uliczki, gdzie rozstawienie rąk graniczyło z cudem. Były ciemne i
śmierdzące, jakby tutaj ukryta była zgnilizna tego na pozór pięknego miejsca.
- Chyba go
zgubiliśmy. – Zoro postawił dziewczynkę na ziemi, łapiąc zachłannie oddech.
Wyczerpanie niszczy ciało minuta po minucie. Zakamarek był obskurny do bólu,
ale na tę chwilę robił za azyl, a przynajmniej tak oszukiwali umysł.
- Przy okazji
– wtrąciła złośliwie. Lubiła tego nieznajomego blondyna. Lubiła, mimo że nie
znała, to czuła, że można mu zaufać. - Dlaczego przed nim uciekasz? – Mała
wydała się być poirytowana zachowaniem brata. Czasami miała wrażenie, że to on
jest tym młodszym.
- Człowiek o
wyglądzie anioła. – Stabilizował zdania i oddech. – Co gorszego może być? – W
jego odpowiedzi było ulokowane ich niezbyt przyjemne wspólne wspomnienie i
dziewczynka nie zadała więcej żadnego pytania, ale i nie zmieniła nastawienia.
Może dlatego, że była młodsza. Umysł inaczej jej funkcjonował niż Zoro i
wspomnienie nie było tak wyraźne.
Czas, chwila,
dwie. Nie pojawił się, a nie wiadomo ile mogą tu tkwić. Muszą pracować, a
wskazówki lecą.
- Chodźmy. Musimy
uporać się z tym. – Potrząsnął pudełkiem. To co musiał zrobić, by ją ochronić.
Rzeczy z jakimi przyjdzie mu się zmierzyć i tak nie mogą być gorsze od tego co
znają. Dziewczynka kiwnęła głową. Byli pozapinani pod szyje z czapkami mocno
zaciśniętymi na głowach. By tylko ukryć siebie. By tylko nikt ich nie
rozpoznał. By tylko byli jednymi z tłumu. Ludźmi ze spuszczonymi głowami. Nikim
i wszystkimi. Co niestety po incydencie Zoro było już ledwie możliwe. Dlatego
dalej. Do przodu. Muszą gnać, by kiedyś… By kiedyś móc w pewien szczególny
wieczór poczuć zapach pieczonych ciast i smażonej ryby. Jak nie możliwe do
spełnienia by to nie było, musiał mieć coś, czego mógł się chwycić.
Ostatni
oddech. Wziął ją za rękę, chcąc iść.
- Wybierasz
się gdzieś? – To już nie był przypadek. Przewidział w którą stronę będą biec, a
raczej oszacował prawdopodobieństwo i trafił, co nie było trudne, zwarzywszy,
że nie są stąd. Ciasnota uliczki uniemożliwiała po prostu zostawienie tego
natręta, a za nimi był koniec drogi. Zoro się wściekł.
- Czego od nas
chcesz? – Położył pudło na ziemi. – Czego? – To był jawny wybuch bezsilnej
złości. Jak jemu udało się ich dogonić? Przecież widział, że znika w tłumie.
Tyle lat, a on wciąż słaby.
-
Wiesz w ogóle, z kim wchodzisz w interesy? – Po pomoc do takiego człowieka nie
przychodzili szczęśliwi ludzie. Sanji wiedział już na pewno, że mają poważne
problemy. – Wiesz w ogóle, o co im chodzi? – Blondyn nie musiał mieć tak
przekonującego tonu, by obudzić powątpiewanie w Zoro. On wiedział w co się pcha,
ale plany miał inne niż ten facet. Dla niego kontakt z takimi ludźmi nie był
niczym strasznym. To znaczy był, ale prowadził do czegoś. Wszystko ma swój sens
i powód.
- Po co się
mieszasz? Nie jesteśmy ci nic dłużni! – Zielonowłosy uregulował rachunek i
widział w oczach drugiego, że dla niego to też jasne.
- Kochasz ją,
prawda? – Wskazał na jego siostrę. Ich wymiana zdań była solidnie wzburzona.
- A co ci do
tego? – Mierzyli się spojrzeniami coraz gniewniej. – Nic o nas nie wiesz, więc się
odwal! – Pchnął go na tyle, ile pozwalała gniotąca przestrzeń, ale kucharz
nawet tego nie poczuł z tego samego względu.
- Zoro,
przestań! – Kuina miała dość. Wiedziała jak to się skończy. Jej klątwa. Widzieć
więcej niż inni.
- Jeśli nie
sprzedasz wszystkiego, on zabierze całą kasę, a z wami zrobi co zechce. Nie
dacie rady uciec. W całym mieście ma swoich. Nikt nie wie jak wyglądają wszyscy
jego ludzie. – Blondyn zaciskał pięści. Zależało mu na obcych ludziach. A
wszystko przez co?
- Posłuchaj! -
Jedno oko… Tylko jedno oko było mu widać. Myśli zielonowłosego buntowały się
przeciwko wypowiadanym słowom, gdyż widział w tym błękicie szczerość. Ale
szczerość, której nie mógł zaakceptować. - Odwal się od nas! – wykrzyczał mu w
twarz.
Spotkał ich
drugi raz. Spotkał między tyloma ludźmi. Trafił właśnie na niego. Ponownie. Bo
chciał mu coś oddać? Nie, los nigdy nie jest tak łaskawy. Już prędzej będzie
wierzył, że ma cos zrobić. I zrobi, chociażby miał mu wtłuc to do tego tępego
łba. Odbił go od siebie, przytwierdzając do przeciwległej ściany, na co granatowowłosa
krzyknęła nerwowo.
– Przestań
bawić się w bohatera i jak ktoś wyciąga do ciebie rękę, to nie odrzucaj jej! – Mocno
dociskał go rękami, patrząc w tlącą się furie w chłopaku.
- Spierdalaj!
– wywrzeszczał mu.
”Nie ufaj
nikomu! Walcz! Biegnij i chroń Kuine!”, to były ostatnie słowa człowieka, który
nauczył go wszystkiego i które stały się jego życiem. Ich życiem. I wiedział,
co musi, a czego nie. Odbijali się jak piłeczki, przekrzykując. I nawet ich
oddechy walczyły. Sanji nie rozumiał szarpiąc się z chłopakiem, dlaczego nie
jest w stanie przyjąć pomocy. Przecież to naturalny ludzki odruch, więc czemu
on, do ciężkiej cholery, idzie zaparte narażając siebie i ją. Nie wytrzymał i
uderzył go w twarz, by się uspokoił. A może by oboje się uspokoili? Zrobił coś
na co nigdy sobie nie pozwalał. A teraz przy obcych ludziach porwał się na coś,
jakby to było dla niego nic. Jakby już to kiedyś robił. Czapka Zoro jakby grała
w przepięknym dramacie wolno opadając na ziemie, płynnie ukazując swoje
zdolności, a raczej zdolności wiatru, który podwiewał jak chciał, ukazując
fantazyjnie zmierzwione zielone włosy. Z wargi puściła się krew, płynąca żwawym
nurtem. Ciepła substancja na takim mrozie nie okazała się wcale zła, a wręcz
przeciwnie. Zoro czuł jak rozgrzewa jego twarz. Jak to zdarzenie pali.
Upokorzenie, wstyd... To już znał. Tutaj raczej było pokazane jak siła fizyczna
potrafi stonować sytuację. ale czy tak ma być? Nastała cisza, którą przerwał
jedynie cichy szloch dziecka, które siedziało na ziemi i płakało. Nie błagała,
by puścił jej brata, jakby jej zbyt potężnie rozbudowana podświadomość zgadzała
się z Sanjim, jednak łzy wsiąkające w ziemie mówiły, jak bardzo chce by ich
zostawił.
- Nie becz,
głupia. – Zoro nie spojrzał na niego, przecierając krew rękawem. Sanji cofnął
się, widząc, że ten nie kontratakuje. Poczuł jak odmienny to wszystko
przyniosło skutek, ale zielonowłosy wciąż się nie ruszył, karząc mu patrzeć na
to, co zrobił.
- Ja… Nie… – Co
chciał powiedzieć? Jak bardzo można chcieć pomóc i jednocześnie znaleźć się na
przegranej pozycji? Kuina w momencie przykleiła się do Zoro, jak siostra po
wielu latach mogąca znów trzymać się nogawki brata. Ile w życiu wycierpieli, że
ich reakcje są tak desperackie.
- Nie pomagaj nikomu,
jeśli nie jesteś pewny, że udźwigniesz ten ciężar. – Zoro wziął małą na ręce i
objął patrząc na blondyna. – Nie płacz już
– powtórzył.
– Nie cierpię
cię, głupku! – Spazmatycznie mu odszczekała, musząc być silną.
- Przepraszam
– wycedził z poczuciem winy Sanji. Zapędził się, ale przynajmniej teraz
rozmawiali, a nie wrzeszczeli. Ale jak
dużą cenę zapłacił? On mu już nie zaufa. - Nie zmuszę cię, byś chciał mi wierzyć,
ale pozwól chociaż, że pomogę wam sprzedać te zapałki. – Jak bardzo się teraz narażał oferując taką
pomoc. Ale ta krew… Ten policzek i to zero obrony w tych hardych oczach. To wyglądało
dla niego tak, jakby Zoro nadstawiał drugi, a przecież widział, że ten człowiek
jest walką. A tu nic. Kompletnie. Przyjęcie.
- Chcesz się
narażać tym ludziom? – Zoro się zaśmiał, a krew znów się puściła, brudząc
dziewczynce kurtkę. Blondyn sięgnął do kieszeni spodni, wyciągając z nich
chustkę.
- Nie znam cię,
ani ty nie znasz mnie. – Zbliżył się do niego, łapiąc krew w biel kawałka
tworzywa. Zoro w jednym momencie wstrzymał oddech, a zmysły zaczęły wyraźnie
odbierać blondyna. – Skoro już trafiłem na was, to nie mam zamiaru tego
zmieniać. – Niechcący palcami dotykał jego twarzy, starając się zatamować
krwawienie. Zoro patrzył się z nie zrumienieniem większym z każda minutą.
- Nie. - Nie
zgodzi się na to nigdy. Sanji pachniał mieszanką kuchennych oparów i papierosów,
a chłód palców był zimniejszy od jego policzków. Jakie to było niespotykane.
Spojrzenie przypominające uderzające fale i głos tak przyjemny, jaki nie
powinien być. Byli tak blisko, teraz ze spokojem patrząc na siebie.
- Idę z wami.
– Uśmiechnął się do niego, nie zważając na słowa Zoro. – Pójdę, nawet jeśli nie
będziesz chciał i będziesz uciekał. Pójdę, by ci udowodnić, głupi glonie… – Zaśmiał
się, unosząc oczy do góry. – Że na świecie są dwie strony.
wspaniały rozdział =) nic tylko czekać na następny i jestem ciekawa jak to wszystko się rozkręci =) mam pytanko bo nie wiem czy zapomniałam czy umknęło mi ile lat ma Zoro i Sanji? bo z tego co pamiętam to Kuina 9
OdpowiedzUsuńKolejne czudeńko~!
OdpowiedzUsuńTakie słodkie, fajna akcja się toczy.
Z niecierpliwością wyczekuję ciągu dalszego :)
<3 Bardzo dobrze Sanji zrobił. Już się nie mogę doczekać zacieśnienia ich relacji, ale martwię się o Zoro i Kuinę... Mam nadzieję że ten straszny człowiek nie będzie sprawiał problemów ale mam złe przeczucia:(
OdpowiedzUsuń