3 listopada 2013

[Opowiadanie] Level 0 - Rozdział 1

Tytuł: Level 0
Autorka: Kanako
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 1/?
Gatunek: psychologiczny, sci-fi, kryminał
Tematyka: fantastyka postapokaliptyczna, paranormalne zdolności
Para: nie zdecydowałam
Ograniczenie wiekowe: 16+
Jest rok 2222 r. W skutek licznych trzęsień ziemi, dochodzi do wielu awarii elektrowni atomowych i wybucha pandemia, zmuszająca kraje do konfliktów zbrojnych i wyścigów technologicznych, w wyniku których, Japonia zostaje podzielony na dwie strefy. Po nadaniu surowych praw, w okolicach strefy drugiej ulokowano militarne wojsko, które ma na zadanie sprawować pieczę nad nowym podgatunkiem ludzki — esperami. Dyskryminacja nie przypada do gustu pewnej anonimowej organizacji, która pod kryptonimem „Level 0”, postanawia ujawnić swoje zamiary.



Rozdział 1
O tym, co nie zostało powiedziane


Zacisnęła mocno zęby na filtrze, przyglądając mu się uważnie spod wachlarza gęstych rzęs. Dłuższe spojrzenie zatrzymała na pamiątce po poparzeniu, ciągnącej się od ramienia aż po łokieć. Zmrużyła oczy i wypuściła dym ustami. Gdy zlustrowała, że jego usta drgnęły lekko ku górze, wyhodowała na czole pojedynczą zmarszczkę.
  Co ci strzeliło do głowy, aby go tu przyprowadzać, co? — wysyczała przez zęby, zaciskając usta w wąską linię.
— Nie wiem. Zrobiłem to bez konkretnego powodu — wyznał po chwili mężczyzna, przymykając na chwilę oczy, gdy skaner fal mózgowych nadal szperał mu w najciemniejszych  zakamarkach umysły. Zacisnął dłonie mocno na obiciu krzesła, sprawiając że aż knykcie mu pobielały. — Intuicja — wytłumaczył pokrętnie.
— Intuicja — powtórzyła bezbarwnie kobieta, rozsypując popiół z papierosa na wyszorowaną do białości podłogę. — Ace, do diaska, to nie jest wytłumaczenie! — żachnęła się. — Nie ufam mu — dodała dobitnie, jakby to przesądzało o całej sprawie. Przez ciało Ace’a przeszedł jeden elektrowstrząs, a potem drugi.
— Dobrze. Rozumiem to, ale nie musisz wyładowywać na mnie swojej złości — zdenerwował się, czując nieprzyjemny, zimny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Odłączył się od zasilenia, zdejmując z głowy kask, przyłączony kilkoma cienkim przewodami do systemu operacyjnego Yukari. 
Spojrzał na nią, chcąc dodać „przecież ty nikomu nie ufasz”, ale powstrzymał się szybko i odruchowo wstał. Drżała, jakby w konkluzjach. Na pierwszy rzut oka wyglądała tak, jakby przez jej ciało przechodziły symetrycznie drgawki — jedna po drugiej, jedna po drugiej i tak w kółko, ale dopiero po chwili zrozumiał, że tym razem nie straciła nad sobą kontroli.
— Ace — westchnęła cicho — od systemu też nie powinieneś się odłączać — podjęła po chwili. — Ile ty w ogóle masz lat, aby zachowywać się jak niedoświadczonym smarkacz, co? — zapytał, patrząc na niego z wyrzutem.
— Przesadzasz — przewrócił oczyma i uśmiechnął się do niej delikatnie, aby odpuściła. Przecież robił to zawsze, był uzależniony od adrenaliny, a z góry zaplanowane i przestudiowane zadania wcale nie sprawiały, że czuł się dobrze. Na pewno o tym wiedziała. Musiała o tym wiedzieć.
— Ace, kurwa, skup się! — warknęła, wypuszczając z dłoni papierosa. Pokonała szybko dystans, który ich dzielił i mocno złapała go za nagie ramiona, wbijając mu paznokcie do skóry. — Nie mam ochoty na żarty i gówno mnie obchodzi, czy to rozumiesz, czy nie rozumiesz! — krzyczała, zmuszając go do kontaktu wzrokowego. Ace przełknął ślinę, wiedząc w jej oczach prawdziwą furię, którą poczęstowała go w życiu tylko jeden i jeden raz.
— Uspokój się — powiedział spokojnie, opuszkiem placów, dotykając szarego znamienia wielkości pięści niemowlaka, który okalał jej prawy policzek.
 — Nastawiamy wszyscy karki i nawet nie mamy pewności, czy się obudzi, ba, jeśli nawet się obudzi, nie mogę zagwarantować, czy nadal będzie tą samą osobą, którą tak dobrze znaliśmy — szepnął cicho, przegryzając wargę. Ace objął ją delikatnie i poklepał pocieszycielko po ramieniu. Wzdrygnęła się, czując jego dotyk, ale nie odsunęła się, przywierając do rozgrzanego ciała bruneta.
Ace wiedział, że coś co skutecznie musiało ją wyprowadzić z równowagi. Dawno Nojiko Leonhardt była osobą opanowaną, a jej szeroko pojęty spokój chodził w parze z trzeźwym myśleniem. Teraz była nie do poznania – nie rozstawała się za papierosem, piła dużo kawy, była małomówna i niechętna na jakiekolwiek rozmowy. Zawsze było czuć od niej specyficzny dystans do życia oraz nutę pogardy do otaczającą ją świata. „Pozorny zawsze ubezpieczony” mawiała, a Ace przyznawał jej niechętnie rację. Ale dziś przeszła samą siebie — emanowała taką niepoprawną niechęcią do świata, że Portgasowi zakręciło się w głowie.
— Jesteś rozpalona — zauważył, mierząc jej prowizorycznie temperaturę, przykładając dłoń do czoła. — Masz gorączkę — zaniepokoił się. Założył zabłąkane kosmyki za ucho, zanurzając twarz w jej miękkich włosach. Lubił ich zapach. Pachniała zawsze tak samo — miodem, latem i pomarańczami.
— Widziałam ją wczoraj — szepnęła cichutko, wtulając się w jego czarny podkoszulek. Zaszlochała, czując zbierające się łzy pod powiekami. — Wołałam ją, ale nie zareagowała. Nie miałam — pociągnęła żałośnie nosem  — dostępu do jej myśli — dokończyła. — Miałam związane ręce — dodała po chwili, gdy przełknęła powolutku gorzki smak porażki.
— Wszystko będzie dobrze, będzie dobrze… — powtarzał jak mantrę, myśląc swoje. Nie miał pojęcia, że siostra Nojiko aż tak bardzo się wkręciła, że nawet została zaopatrzona w kontroler, to jednocześnie go niepokoiło i ciekawiło, nie potrafił zdefiniować swoich uczuć. Ale skoro tak daleko zabrnęła może nie być…
— …nie ma już dla nie ratunku. To chcesz powiedzieć, prawda?
Usłyszał cichy głos Noijko jakby znikąd. Zmarszczył brwi, odsuwając ją od siebie na bezpieczną odległość.
— Ty to powiedziałaś — odparł po chwili namysłu. Nie lubił, gdy naruszyła jego prywatności i wdzierała się do jego myśli. Były jego prywatną sprawą.
— Ale ty tak pomyślałeś — skarciła go. — I żeby było jasne, nie, nie czytałam ci w myślach. Po prostu to wiem. Stałeś się strasznie spięty. Zawsze się spinasz, gdy myślisz o czymś nieprzyjemnym.
Ace przez dłuższą chwile nic nie mówił. Wypuścił mocno powietrze z płuc, analizując każde jej słowo powoli.
— Masz rację — przyznał po chwili, bo wiedział, że nie ma sensu ją okłamywać. — Pomyślałem tak.
— Ale to nie ma teraz najmniejszego znaczenia — podjęła Nojiko, dbając o to, ażeby ton jej głos był spokojny i opanowany. — Chcę ci tylko powiedzieć, że do niego też nie mam dostępu. Gdy próbuję zobaczyć, co ma głowie, czuję tylko pustkę i zagubienie, po chwili zaczyna mi dokuczać silny ból głowy i samoistnie zrywam połączenie, nie mogąc go wytrzymać.
Przytaknął. — Wiem, co masz na myśli. Też o tym myślałem, ale nie znalazłem żadnego znamienia. Nic, kompletnie nic. 
— Nic — powtórzyła. — Myślisz o czymś konkretnym?
— Jest esperem. Nie mam żadnych wątpliwości.
— W takim razie…
— Jeszcze się nie domyśliłaś? — zapytał, rzucając jej rozbawione spojrzenie.
— Nie, nie domyśliłam. Nie interesuje mnie intuicja. Dla mnie liczą się suche fakty — rzuciła z niechęcią.
— Jego zdolność polega na absorpcji mocy — wyjaśnił krótko.
— Coś podobnego — mruknęła niechętnie.
— Dokładnie — przytaknął energicznie Ace. — A tak swoją drogę, gdzie podziewa się Wataya? — zapytał, zręcznie zmieniając temat. Wiedział, że rozmowa o takim charakterze źle wpływała na stan emocjonalny Nojiko. Nie chciał do końca popsuć jej humoru, który nie należał do najprzyjemniejszych.
Wzruszyła w odpowiedzi bezradnie ramionami.
— Nie mam pojęcia — wyznała po chwili. Ace zauważywszy na jej twarzy specyficzny grymas, wzdrygnął się odrobinę. — Wyszedł przed dziesiątą i nie powiedział kiedy wróci — dokończyła po chwili, kompilując w myślach informacje.
— Aha — skomentował krótko numer trzy.
— Wiesz gdzie może być? — zapytała, obserwując go uważnie. Przeszywała go na wskroś spojrzeniem, niczym rentgen. Ace miał czasem wrażanie, że była w stanie policzyć wszystkie piegi na jego policzkach i nosie, a potem zajrzeć w głąb jego duszy. Czasem żałował, że nie mógł ją powstrzymać, a czasem wręcz przeciwnie — lubił myśleć, że jest osoba, która chociaż po części jest w stanie go zrozumieć.
— Nie wiem, ale się domyślam — powiedział szczerze. 
— I nie możesz mi powiedzieć, tak? — zapytała, zapalając kolejnego papierosa.
— Przykro mi, nie mogę.

*

— Mamy dziś bardzo ładny dzień, prawda? — zapytała, nie czekając na odpowiedź. — Musisz się w końcu obudzić — zaproponowała.
 Rozejrzała się po pomieszczeniu. Pokój śmierdział specyficznie środkami sterylizacji. Zignorowała ten zapach. Jej spojrzenie dużej zatrzymało się na sprzętach medycznych, których nazw nie potrafiła wymienić, ale wiedziała, że tętno i praca serca były stabilne. Uśmiechnęła się delikatnie, podchodząc do łóżka „pacjenta”, który od dobrych kilku godzin był pogrążony w spokojnym, głębokim śnie. Pochyliła się nad nim, opuszkiem placów dotykając chłodnego policzka.
„A to ci dopiero”, pomyślała, dostrzegając, że skóra mężczyzna była jeszcze bladsza od jej, ba, miała niezdrowy, trupioblady kolor. Była niemalże przezroczysta i mogła bez żadnych przeszkód dostrzec cienkie, sine żyły, pompujące krew do komory.
— Numer dwa powiedziała, że jak tak dalej pójdzie, wydobrzejesz w oka mgnieniu — mówiła, nakreślając palcem kontury jego nosa, tak delikatnie, jakby się bała, że zaburzy strukturę jego ciała. Rzuciła ukradkowe spojrzenie na bandaż szczelnie zakrywający jego prawe ramię.
Była bardzo ciekawa, dlaczego akurat ten mężczyzna wzbudził ciekawość Asa, ale o nic nie pytała. Aż czuć było od „kręconej brewki” — bo tak nazwała go w myślach — aurę tajemniczości, która otaczała go z każdej strony, dlatego nie chciała psuć sobie tego wrażenia.
Rozchyliła delikatnie wargi, pochylając się nad jego czołem. Musnęła do delikatnie wargami, chcąc przekazać mu odrobinę ciepła. Był irracjonalnie zimny. „Jak trup w kostnicy”, przemknęło jej przez myśli, ale natychmiast się za to skarciła. Nie! Zdecydowanie był żywy i musiał odzyskać tylko przytomność.
Zaczęła nucić cicho pod nosem piosenkę, która jako pierwsza przyszła jej na myśli. Ale gdy w oczach stanęły niekontrolowanie łzy, natychmiast przestała, wpatrując się tylko w finezyjnie zakręconą brewkę z delikatnym półuśmiechem, błąkającym się na delikatnych, zgrabnych ustach.
Żałowała, że nie posłuchała Nojiko i puściła gardę. Mężczyzna popchnął ją z całej siły na ścianę, zaciskając pięć lodowatych palców wokół jej drobnej szyi. Zachłysnęła się powietrzem, dusząc się powoli, gdy mężczyzna szczelnie zakrył jej dopływ powietrza. Dysząc ciężko, udało jej się wyciągnąć w jego stronę szyję. W niebieskim oku czaiła się nuta szaleństwa. Palce zacisnął jeszcze bardziej. Nie wyglądał na silnego, wręcz przeciwnie, miała nieodparte wrażenie, że za chwilę osunie się na nogach i na powrót zemdleje.
— Nie ruszaj się — rozkazał.
Wzdrygnęła się. Miała wrażenie, że takie zachowanie dla mężczyzny było chlebem powszednim.
— Gdzie ja jestem? — zapytał. Sapał tak mocno, że gdyby nie leżał jeszcze przed chwilą na łóżku, pomyślałaby, że przebiegł maraton.
— Puść — wychrypiała, zaciskając drobne ręce na kościstej dłoni. Zluźnił trochę uścisk.
— Gdzie jestem? — powtórzył, ale odpowiedzi się nie doczekał, potraktowany przez paralizator.
Ucisk zelżał. Jasnowłosy mężczyzna upadł, tracąc kontrolę nad swoim ciałem. Natomiast dziewczyna odetchnął z ulgą, łapiąc łapczywie powietrze do płuc. Asekurowała się ścianą, aby nie upaść. Nie spodziewała się, że pierwszy raz od paru godzin mężczyzna wskrzesi z siebie tyle energii. Była nieostrożna, naprawdę nieostrożna.
— Nic ci nie jest, księżniczko? — zagadnął As, kładąc metr osiemdziesiąt z kawałkiem z powrotem na łóżku.
— Nic mi nie jest — zapewniła, przykładając palce do szyi. Nie wiedziała dlaczego nie mogła się teleportować, ale miała przez chwilę wrażenie, że cała życiowa energia z niej uleciała, zostawiając po sobie tylko uczucie nieprzeniknionej pustki.
— Teraz ja go popilnuję — zaproponował. — Mogłabyś porozmawiać z numer dwa? Jest w naprawdę złym humorze — poprosił, wiedząc, że delikatna osobowość numeru pięć działa cuda w obliczu Nojiko wyprowadzonej z równowagi.
— W bardzo złym? — zapytała.
— Naprawdę bardzo złym — przytaknął As.
— Zajmę się tym.
— Liczę na ciebie — powiedział, uśmiechając się delikatnie.
Nie rozumiała wielu rzeczy, ale nie chciała o nic pytać. Wiedziała, że jeszcze przyjdzie na to czas. Wyszła z pomieszczania, zostawiając za sobą nieprzyjemne wspomnienie.

*

— Gdzie ja jestem? — wyszeptał cicho, zmęczonym głosem, wypartym ze wszystkich emocji. Zakaszlał cicho, odwracając twarz w przeciwną stronę.
Powietrze było nasączone najróżniejszymi zapachami - pachniało krwią, sterylizacją i ogniem, choć równie dobrze mógł to być zwykły wybryk jego wyobraźni. Słyszał jedynie swój przyspieszony oddech i krople deszczu uderzające o szyby, choć nie mógł wykluczyć, że był to po prostu niedokręcony kran.
Zamrugał parę razy oczami, aby przystosować swoje oczy do światła. Nie miał bladego pojęcia co się stało i gdzie jest. Czy nie powinien być martwy? Sanji Noir nie wierzył w życie po życiu, nie wierzył także w Niebo, więc niemałym zaskoczeniem było to, jak się obudził. Był pewny, że umiera – pot, smród stęchlizn i przeszywający wszystkie komórki ból był na to wystarczającym dowodem. Nie wspominając już o tym, jak bardzo okropnie czuł się, gdy na swojej drodze spotkał mężczyznę, który natychmiast skojarzył mu się z projektem „Level 0”. Może tak naprawdę trafił do najgłębszych czeluści Piekła?
Sanji dawał sobie sprawę, że impas trwał za długo, a nie miał zamiaru bezradnie leżeć i zastanawiać się nad wszystkimi najmniejszymi szczegółami. W tej sytuacji każda sekunda była cenna. Zacisnął zęby i znów uchylił powieki. 
— Masz nie lada odwagę, żeby podrywać księżniczkę — powiedział nieoczekiwanie baryton.
Sanji nie wiedział, co powiedzieć. Milczał przez chwilę, analizując sytuację. Podniósł się na łokciach, przypominając sobie delikatne, kobiece kontury i długie, związane w kitę włosy. W jego żyłach nadal szalały narkotyki, a więc przyswajanie sobie faktów szło mu nadzwyczaj opornie. Czuł się trochę skołowany. 
— Vivi Nefertari — powiedział nagle, ale miał wrażenie, że z jego ust nie wydobył się żadnej dźwięk. To było bardzo dziwne uczucie. Rozglądnął się po pomieszczeniu, zdając sobie sprawę, że oprócz niego, nie było tam nikogo.
— Czy ja mówię niewyraźnie? — zapytał mężczyzna. Jego głos był miękki i mało charakterystyczny, ale Noir pomyślał, że już kiedyś go słyszał.
— Nie — zaprzeczył.
— Pewnie zadajesz sobie pytanie gdzie jesteś, prawda, Sanji Noir? — kontynuował, a Sanji miał wrażenie, że była to rutyna — zawsze tak witali nowych gości i nie mógł na to nic poradzić. A jedynie czekać aż te dziwaczne przesłuchanie się skończy. 
— Tak — przytaknął, dochodząc do luźnego wniosku, że lakoniczne wypowiedzi będą najlepszym wyjściem z sytuacji.
— Jesteś w siedzibie „Incognito”, Sanji Noir — wyjaśnił krótko i na temat. W jego głosie tliła się nuta nieskrywanej dumy i pasji. Sanji nie potrafił jej zweryfikować.
— Ach — powiedział za nim zdążył ugryźć się w wargę i poczuł, że proces jego serca nagle przyśpieszył.  Zaklął w myślach, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Nie był aż tak źle, jak mu się wydawało.
Mężczyzna zaśmiał się krótko.
— Wczoraj zostałeś wyciągnięty spod gruzów laboratorium — ciągnął dalej, a Sanji pomyślał nagle, że to bardzo irytujące, że nie mógł stanąć ze swoim rozmówcą twarzą w twarz. Miał wrażenie, że jest blisko, na wyciągnięcie ręki, ale gdy się rozglądał, widział tylko pusty, standardowy pokój, którego na pęczki w szpitalach. — Pamiętasz co tam robiłeś?
— Chyba tak — odpowiedział Sanji niepewnie. — Zaoferowali mi badania za przystępną cenę. Nie miałam nic do stracenia — powiedział, wzruszając ramionami. W rzeczy samej! Wczoraj przez dwunastą, został zaczepiony przez poważnego mężczyzna w cylindrze, a tak się szczęśliwie złożyło, że potrzebował gotówki na samochód, bo stary odmówił mu posłuszeństwa.
— Te badania miały coś wspólnego z twoimi zdolnościami? — zapytał mężczyzna.
— Nie wiem. Miałem się wstawić w wyznaczonym terminie. Badania nie doszły do skutku — odpowiedział Sanji, bo naprawdę nie wiedział. — Usłyszałem wielkie „bum”, a potem było już po wszystkim.
— I miałeś ze sobą pistolet, tak? — Sanji nie wiedział do czego zmierza to przesłuchanie, ale czuł się dość niekomfortowo. Miał wrażenie, że nic nie ukryje się przed „Incognito”.
— Tak — przytaknął. — Colt M3911 — zarecytował, aby potwierdzić swoje zeznania. — Pistolet dawał mi poczucie bezpieczeństwa, co prawda nikłe, ale zawsze jakieś. W szkole średniej  nauczyłem się dla zabawy podstaw karate, a więc nie byłem aż taki bezbronny.
Cisza, która zapadła stała się dla Noira uciążliwa. Miał wrażenie, że jego oddech był nienaturalnie głośny. Nie miał bladego pojęcia, czego mógłby się spodziewać, ale na wszelki wypadek miał się na baczności. Nasłuchiwał, przypominając sobie szczegółowo techniki, których tajniki zgłębił w szkole średniej.
— Łał — wymsknęło się Sanjiemu.
Obok siedział mężczyzna, na którego natknął się w laboratorium. Wyglądał całkiem inaczej niż ostatnio, ale Sanji nie miał wątpliwości, że to on. Posiadał czarne włosy sięgające do karku, czarne oczy, które nie spuszczały z Noira spojrzenia, i masę piegów, rozsypanych na twarzy.
— Przestawiłem się wczoraj jako numer trzy, ale w rzeczywistości nazywam się  Ace Portgas — przedstawił się. — Ale możesz mówić mi po prostu Ace, Sanji Noir.
— Ty też mów do mnie po prostu Sanji — poprosił ostrożnie Noir, kodując w głowie Ace’a Portgasa. W duchu przyznał, że to naprawdę dziwne imię. — Nie jesteś Japończykiem, prawda? — zapytał luźno, chcąc zacząć normalną rozmowę. Miał twarde rysy twarzy i mocno uwydatnione kości policzkowe. Wcale nie wyglądał na Japończyka.
— Nie, nie jestem Japończykiem — zaprzeczył Ace. — Ale etniczność nie jest ważna — dodał pośpiesznie, tonem nie znoszącym sprzeciwu. Sanji wiedział, że na tym skończyła się rozmowa o narodowości i zbeształ się w myślach, że dobrał taki niefortunny temat. Najwyraźniej Ace poczuł się z jakiegoś powodu dotknięty.
— Mogę o coś zapytać?
— Pytaj śmiało — zachęcił go Ace i uśmiechnął się, puszczając w nie pamięć
— Vivi  Nefertari jest waszą zakładniczką? — zaciekawił się, bo nie dawało mu to spokoju.
— Nie, nikt nie jest naszym zakładnikiem — zaprzeczył Ace, wzruszając ramionami.
— Ja też? — zapytał Sanji. Nie dowierzał. W końcu Vivi Nefertari zyskała status „zaginionej”, gdy dwa lata temu nie wróciła z konferencji prasowej, a jej ochroniarzy znaleziono brutalnie pobitych. O ile dobrze pamiętał, jeden został nawet kaleką do końca życie.
— Tak, myślę, że ty też. Możesz odjeść w każdej chwili, ale nie zapomnij, że mi coś obiecałeś — odparł luźno Ace jakby traktował o pogodzie i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
  Obiecałem? — zapytał Sanji niepewnie, bo nie przypominał sobie, żeby cokolwiek obiecywał. Ale nie mógł zaprzeczyć, że wcale tak nie było. Wczorajszy wieczór był okryty mgłą zapomnienia, której nie potrafił się sprzeciwić.
— Tak, obiecałeś, że przyłączyć się dobrowolnie do naszej organizacji — przypomniał mu cierpko Ace.  
— Mam jakieś inne wyjście? — zapytał Noir.
— Obawiam się, że nie. — Zachichotał Portgas, poruszając sugestywnie brwią.
— I tak nie mam dokąd pójść, więc mogę zostać — powiedział po chwili Sanji.
— Świetnie. Witaj na „Level 0”
— „Level 0”?
— Każdy esper o nim słyszał.
— Wiem co to jest Level 0 — zapewnił Noir. — Ale nie sądziłem, że tak szybko się zacznie.
— On już się zaczął.
Ace zaśmiał się serdecznie.
„Ach, tak”, pomyślał Sanji i poczuł ochotę na papierosa.

*

Naiwna, ktoś mógłby powiedzieć. Marzycielka, idealistka, chora fanatyczka szczęścia, ale żaden z tych epitetów nie był w stanie sprecyzować prawdziwego charakteru Vivi Neferi. Czasem aż nazbyt dobrze potrafiła ukryć to, że nie propaguje przemoc, ale za wszelką cenę usiłuje zamieścić się na pikach, cholernych kartach do gry, które ukazały się być płachtą na buka, mitologiczną puszką Pandory dla schorowanego ekosystemu, który zapomniał swoich początku, a końca wcale nie zna.
Nojiko uśmiechnęła się, przypatrując się z uwagę drobnej osóbce, obdarzonej przez naturę jasnoniebieskimi włosami, sięgającymi aż do pasa, teraz rozpuszczonym i wyglądającym tak, jakby potrzebowały konsultacji z fryzjerem. Niebieskie oczy jak zwykle błyszczały iskrami nadziei na lepszy świt. Usta ciągle wykrzywione w delikatnym uśmiechu, rozjaśniały wszystko dookoła, sprawiając, że innym także udzielało się to poczucie humoru, lekko nagięte przez rzeczywistość.
Spokojny, miły dla ucha, uspakajający, z dozą wyrozumiałości i czułości głos sprawił, że telepatka oddała papierosa popielniczce.
Kłamstwo! To wszystko kłamstwo.
Nawet ślepiec by się domyśleć, że Vivi Neferi przywdziewa dwie twarze, które jednak nie sposób odróżnić, gdy roztacza wokół siebie ten aż do bólu pożądany spokój. Każdy mówi „napij się, melisy, ochłoniesz trochę”, Nojiko wolał spijać smak jej ust, aby uspokoić skołatane nerwy i zapomnieć. Tak! Przede wszystkim zapomnieć o dniu, który zostawił na nerwach telepatki prawdziwe piętno.
Może jednak powinna poświęcić mu jeszcze trochę uwagi i powiedzieć prawdę?
„A do diabła z nimi wszystkimi”, mruknęła w myślach, czując pod palcami delikatnie drżące ciało i spokojny, usypiający i rytmiczny oddech na karku.
Jutro też jest dzień.

6 komentarzy:

  1. Nadchodzi mistrz konstruktywnych komentarzy:
    Kanuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuś kochanie to tak bardzo Twoje, tak charakterystyczne, że widzę w tym kawałek każdej z Twoich prac, taki mały kiełkujący. I raduje się dusz ma, bo wg jesteś jeszcze bardziej epicka w tym co robisz i idz płodzić jeszcze, ale nie zapominaj o biednym paradoksie.
    Wysyłam pokłady motywacji. Pisz! Pisz! Pisz! *odprawia szamański taniec*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wplątanie do opowiadanie Nojiko, świetny pomysł, chyba bardzo lubisz tą osobę, co nie? ^^
    Ace pocieszający Nojiko :3 Kurcze ta parka jest taka nie wykonalna, a jednocześnie taka zajebista *.*

    Wataya? o.O

    Sanji zaatakował dziewczynę? Trochę to dziwne, ale uznam, że "nuta szaleństwa" jest dobrym wyjaśnieniem :D

    Wow NojikoxVivi? :O To rzadkość xD Powodzenia :D

    Bardzo ładny rozdział, wciąż nie kapuję, ale staram się wszystko powoli łapać xD
    Ładnie opisany, jest trochę błędów literowych, ale nie dużo więc nie ma czym się martwić :D


    [[Ja chyba wiem skąd znam hasło esper! Oglądałam takie anime o nastolatkach z super mocami xD Osoba na 5 poziomie była najlepsza a osoba na 1szym najgorsza, osoby bez poziomu były bez mocy.
    Nie widziałam tego anime do końca, bo wydawało mi się zbyt "dla dziewczyn" jak na moje gusta ^^]]

    Ps. co znaczy, albo skąd się wzięło nazwisko Sanjiego? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz na mysli Zettai Karen Children, prawda? A ja osobiście polecam Zettai Karen Children: The Unlimited - Hyoubu Kyousuke, uwiodła mnie fabuła tego anime, bo za tym Kyousuke i Andy to był taki niedobrany/dobrany pairing, że jest w siódmym niebie XD

      Noir z francuskiego to czarny. ;)

      Usuń
    2. Szczerze? Nie mam pojęcia czy to to :D Patrząc na necie, to tak, to może być to xD
      Mówisz? Tak też myślałam, że jakby był facet w anime to by było ciekawsze xD

      Dziękuję :*

      Usuń
  3. Kurcze, ile zagadek do rozwikłania. Jestem ciekawa jak to się dalej potoczy:D
    Wielki plus za wprowadzenie nowych postaci. Kurcze, ostatnio to mamy z tym jakiś ogrom Wszyscy. Całe One piece nam bierze udział w opowiadaniach xD
    Super:)
    Sanji ma ciekawą moc, przyznaję. Moją piętą achillesową jest np to, że nie potrafię wymyślać dla czegoś nazw i myślę nad tym latam xD Podoba mi się ten cały "Level O" i inne takie.
    No właśnie dołączam do Emy: Wataya? xD
    Będzie jakieś łączenie w pary dziewczyny? :) Jestem ciekawa.
    Vanilia

    OdpowiedzUsuń
  4. No i biorę się drugi raz za komentowanie tego zacnego rozdziału. Przez moją głupotę wcześniejszy komentarz został usunięty xD Inteligentnie. W każdym bądź razie pierwszy rozdział był o wiele bardziej przekonujący i zachęcający niż prolog :D Od pierwszego akapitu aż do ostatniego umiałaś zaciekawić, ale w sumie to nie nowość :) Czytało się bardzo przyjemnie i lekko ;)

    Scena początkowa bardzo tajemnicza. Bardzo mi się podobała. Ciekawie charakteryzujesz postać Nojiko. W OP jest raczej taką pozytywną osobą, taką można rzec nawet nieprzewidywalną i żywiołową. U Ciebie jest taka inna :) W sumie bardzo zaciekawiłaś mnie teraz jej postacią i jestem niezmiernie ciekawa, jak ona się rozwinie w tym wszystkim, bo wychodzi na to, że będzie się często pojawiała. W końcu wychodzi na to, że jest jakby mózgiem całej operacji. Podobała mi się jej rozmowa z Ace’m. Odniosłam wrażenie, że mają się ku sobie, ale końcówka tej notki naprawdę mnie mile zaskoczyła :D Jestem ciekawa co Ace kombinuje z tym Watayą :D Na pewno coś kombinują i coś czuję, że Nojiko zachwycona tym nie będzie xD

    Scena z Vivi i Sanji mi się podobała nawet bardzo. Najbardziej w pamięci utkwił mi opis Sanjiego :) Zrobiłaś to w naprawdę ciekawy sposób. Ogólnie Vivi wydaje się być taką lepszą postacią w Twoim opowiadaniu niż w OP. Nie wiem dokładniej, jak to wyrazić. Po prostu ma taki ostrzejszy charakterek, taki bardziej nakreślony, co naprawdę mi się bardzo podoba :D Chociaż to późniejsze zachowanie Sanjiego strasznie mi się nie podoba. Nie wyobrażam sobie, żeby Sanji zaatakował kiedykolwiek jakąkolwiek kobietę, bez względu na to w jakim stanie by się znajdował. Tutaj taki minus. Cieszę się, że go Ace obezwładnił.

    No i kolejna dziwna rozmowa. Jestem ciekawa o co chodziło Sanjiemu z tą kwestią pochodzenia. Przecież w sumie to nic złego. No, ale znając życie to pewnie nawet taki mały szczegół ma swoje zastosowanie ;) Czyli wychodzi na to, że Sanji został jakoś wrobiony do tego „Level 0”, czymkolwiek by to nie było :D Zapowiada się ciekawie :D No i super im moce wszystkim dałaś. Podoba mi się. I nazwisko Sanjiego z francuskiego *.* Pięknie. Nazwisko Nojiko kojarzy mi się Annie z Shingeki no Kyoujin xD

    No i ostatnia scena <3 No i jest pairing yuri <3 Jestem zachwycona, zwłaszcza, że nigdy bym nie wpadła, żeby łączyć Nojiko z Vivi :D Ale tutaj pasuje i wyszło cudownie *.* Jestem ciekawa, co Nojiko chce im powiedzieć.

    Zapowiada się naprawdę bardzo ciekawe opowiadanie :) Lecę dalej ogarniać ;)

    OdpowiedzUsuń