2 listopada 2013

[Opowiadanie] Za zasłoną kwiatów wiśni - Rozdział 1

Tytuł: Za zasłoną kwiatów wiśni
Autorka: Ayo3
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 1/?
Gatunek: yaoi, dramat, romans
Para: ZoroxSanji (oraz inne)
Ograniczenie wiekowe: 18+
Piosenka przewodnia: Rin' - Tenka
Pora na pierwszy rozdział. Jak na mnie to naprawdę bardzo szybko. Przepraszam za wszelakie błędy w rozdziale, ale znalazłam jeszcze korekty. Mija parę lat od upadku rodu Ashi. Piętnastoletni Sanji żyje na dworze rodu Akagami. Jak mu się wiedzie? Zapraszam do czytania.
Dotknij mojej twarzy
Gdy jaskółki przecinać będą
Czerwone niebo

            - Sanji-dono, Sanji-dono!
            Słyszał coraz to głośniejsze kobiece nawoływanie. Świadomość wracała, jednak niekoniecznie chciało mu się otworzyć powieki, zwłaszcza, że sen był taki piękny, a po przebudzeniu cała magia gasła, dając dojść do słowa szarej rzeczywistości i powtarzającej się z dnia na dzień monotonni. Przywarł mocniej do poduszki, chcąc dać znać kobiecie, że nie zamierza wstawać, choćby nie wiadomo co. Wstawanie skoro świt nie odpowiadało nawet jemu.
            - Sako-dono!
        Och tak, ta kobieta z pewnością wiedziała, jak skutecznie wyprowadzić go z równowagi. Wstał natychmiast oburzony i rzucił jej mordercze spojrzenie, na co czarnowłosa zaśmiała się tylko i posłała mu przyjazny uśmiech. Pewne metody zawsze będą działać nawet na nie wiadomo jak upartą osobę, którą na pewno był Akagami Sanji.
            - Mówiłem ci, że masz tak do mnie nie mówić, Robin-chan – powiedział z udawaną wściekłością. Tak naprawdę nigdy nie podniósł na nią głosu. Czuł do niej respekt, nawet jeśli była tylko i wyłącznie jego służącą. Poza tym szanował każdą kobietę, bo bez nich byłoby naprawdę krucho i chyba jako jedyny mężczyzna zdawał sobie z tego sprawę. Przeciągnął się, ziewając. Prawdą było, że ona jedyna traktowała go normalnie. – Coś za wcześniej ta pobudka, nie uważasz?
            - Shanks-dono wzywa cię do siebie – odrzekła spokojnie, podchodząc do chłopaka i pomagając mu włożyć ozdobne kimono z motywem kwiatów śliwy. – Najwyraźniej to coś ważnego, bo był niezwykle przejęty.
            Sanji westchnął. Tak, tego tylko mu brakowało. Czuł w kościach, że jego przybrany ojciec coś szykuje. Nienawidził jego, ani tych wszystkich głupich rzeczy, które wymyślał. Nieraz miał ochotę podejść i wbić mu igłę, którą zawsze przy sobie nosił na wszelki wypadek. Wiedział, że ten dzień będzie beznadziejny. Już czuł na sobie jego zimne spojrzenie i aż mu ciarki przeszły po plecach. Gdyby nie to, że miał względem niego ogromny dług wdzięczności, to już dawno rechotałby nad jego zwłokami. Przeklinał arystokratów i w tym siebie, bo do nich należał. Czasami chciał być po prostu zwykłym chłopem i nie nosić tych ciężkich strojów oraz nie podawać się za kogoś, kim nie był na pewno. Nawet jeśli tak myślał, to nie zmaże tego, że jest własnością rodu Akagami. W końcu musi się z tym pogodzić.
            - Zaraz powinien  przyjść Gin-san, aby cię uczesać – powiedziała Robin, wiążąc pas obi tak mocno, że chłopakowi przez chwilę zabrakło tchu. – Życzysz sobie czegoś do jedzenia? Ostatnimi czasy jesz coraz mniej.
            - Nic mi nie będzie – odparł blondyn, podchodząc zgrabnymi kroczkami do lustra i spoglądając na swoją twarz. Nico Robin czym prędzej podeszła do niego, po czym zaczęła nakładać na jego oblicze grubą warstwę makijażu, sprawiając, że jego już blada twarz, stawała się bielusieńka. – Udawanie damy dworu i córki jej szlachetnej mości mnie niedługo wykończy – wyszeptał do swojego odbicia. Jego twarz z męskiej przeobrażała się powoli w damską, sprawiając, że entuzjazm ulatniał się z niego za każdym ruchem pędzla. Gdyby nie jego silna wola przetrwania już dawno skróciłby sobie życie, uwalniając się od tych wszystkich upokorzeń.
            - A nie sądzisz, że to niesamowite? – zapytała kobieta, tym razem malując jego usta na czerwono. – Zniewalasz wszystkich zarówno jako mężczyzna i jako kobieta. To niesłychane by jakikolwiek człowiek miał taką niezwykłą urodę, twardą, a jednocześnie delikatną. Wystarczy zauważyć z jakim pożądaniem  patrzą na ciebie wszyscy mężczyźni.
            - Zabiłbym każdego, kto by coś insynuował albo zbliżył się do mnie zbyt blisko – rzekł spokojnie, przywołując na twarz swoją codzienną maskę obojętności. – Nie obchodzi mnie to, co o mnie myślą. I tak umrę bez jakiegokolwiek szczęścia.
            - A już myślałam, że to ja jestem od czarnych scenariuszy, Sanji-dono – zaśmiała się czarnowłosa, przeczesując lekko jego miękkie włosy. – Jednak coś mi się wydaje, że dzisiejsze spotkania mogą mieć wpływ na twoją przyszłość.
            Chłopak obrócił się szybko, aby spojrzeć w jej twarz. To były kolejne z zalet czarnowłosej kobiety. Była lojalna, inteligentna i zawsze wiedziała więcej od pozostałych ludzi w zamku. Nawet na dworze wszystkie informacje ważne lub mniej ważne trafiały najpierw do niej. Gdyby dowiedział się o tym ktoś z rodu, to na pewno zostałaby osądzona o zdradę jako szpieg. Sam Sanji nie mógł na to pozwolić. Była jego jedyną przyjaciółką w tym całym bałaganie. Na dodatek jej dobre rady nigdy nie wpakowały go w kłopoty. To ona nauczyła go walki sztyletem, tanto oraz umiejętności zabicia człowieka igłą. Gdyby nie ona byłby zwykłą damą na posyłki, na dodatek nie umiejącą się obronić.
            - Wiesz coś o tym? – zapytał zaciekawiony, patrząc w jej czarne oczy owiane tajemnicą. Coś mu się wydawało, że Robin dobrze wie, co będzie się tutaj działo przez następne tygodnie.
            - Sanji-dono, wymagasz ode mnie naprawdę za dużo – zaszczebiotała dobrodusznie, patrząc na niego swoim matczynym wzrokiem. Chłopak już wiedział, że usłyszy od niej coś ciekawego. – Ośmielam się twierdzić, że wiesz co ma mieć tutaj miejsce za tydzień, nie mylę się? – Sanji kiwnął przytakująco głową, odwracając się w stronę lustra i czekając na kontynuację. – Tak więc dzisiaj przyjeżdża do zamku Takanome-dono wraz ze swoją szanowną małżonką oraz synem i córką. Akagami-dono pragnie cię poprosić abyś przyjrzał się ich synowi. Uważa, że jest bardzo interesujący i chce poznać twoją opinię na jego temat.
            - Nieprawdopodobne – zdziwił się blondyn, wybałuszając oczy. – Przecież szanowny pan nigdy nie pozwalał mi przebywać blisko sali audiencyjnej, kiedy była wizyta kogoś z innego rodu. Skąd ta nagła zmiana? Czyżby wielcy panowie mieli sobie urządzić grę polityczną, stawiając między innymi mnie na swojej szachownicy? Nie uważasz, że taka zmiana jest naprawdę bardzo dziwna?
            Kobieta milczała. Wiedziała dobrze, że chłopak pomimo zabójczej urody był niezwykle bystry i gdyby powiedziała więcej mogłoby to wszystkim zaszkodzić. Zamilkła więc, czując na sobie jego wymowne spojrzenie. Nieprzyjemna cisza nie trwała jednak zbyt długo. Do pomieszczenia wkroczył ciemnoskóry mężczyzna, padając na matę by oddać pokłon. Sanji przewrócił oczami, wiedząc co zaraz nastąpi.
            - Witaj, Sako-dono – przywitał się, okazując szacunek, lecz blondyn wiedział dobrze, że na jego twarzy widnieje szeroki uśmiech. Miał ochotę wstać i go kopnąć, ale powstrzymał się.
            - Uwielbiam to słyszeć z samego rana – zakpił chłopak, posyłając jednak w stronę fryzjera przyjazny uśmiech. – Nie wygłupiaj się i wstawaj. Tylko proszę, bez złych wieści.
            - Widzę, że się już domyślasz, Sanji-dono – powiedział mężczyzna, uśmiechając się szeroko. Niebieskooki zauważył, że jego twarz jest jeszcze bardziej zmęczona, a oczy podkrążone niż zaledwie wczorajszego wieczora. W sumie się nie dziwił. Gin był najlepszym fryzjerem w mieście. – Wieczorem nałożymy wosk.
            Sanji jęknął cicho. To była dopiero tortura. Nakładanie wosku było tak strasznie bolesne, że bronił się od tego rękami i nogami. Jednak tak już musiało być, a w każdym razie uznał, że to go hartowało przed bólem. Przyjął jednak z wielką ulgą to, że będzie mógł je w końcu wymyć. W nocy aż go skręcało, gdy czuł ten nieprzyjemny odór włosów niemytych przez ponad dwa tygodnie. Wzdrygnął się na samą myśl.
            Gdy tylko poczuł ręce Gina w swoich włosach, poczuł się zrelaksowany. To dawało ukojenie, mimo iż wady z pewnością przerastały zalety kunsztownych fryzur. Wspólnymi siłami wybrali kanzashi pasujące do jasnego kimona. Robin przytaknęła na ich wybór, uznając, że srebrne z białymi kwiatami śliwy będą wyglądać doskonale. Gdy godzinne układanie fryzury dobiegło końca, blondyn wstał, aby Robin i Gin nanieśli ostatnie poprawki.
            - Wyglądasz zdumiewająco pięknie – powiedział zszokowany fryzjer, widokiem panicza, który wyglądał teraz jak najlepszej jakości porcelanowa lalka. – Tylko szkoda, że twój głos nie pasuje do obrazka, Sako-dono – zakpił, a zaraz w jego stronę poleciał wachlarz, uderzając go prosto w czoło.
            - Świetny rzut, wasza dostojność. – Tym razem zakpiła Robin, chichocząc z miny czarnowłosego, który masował sobie obolałe czoło. – Jak na piętnastolatka masz naprawdę niebywały refleks.
            - Dobra, chodźmy już – zniecierpliwił się Sanji. Chciał już mieć to za sobą, by móc wyjść z sali audiencyjnej i oddychnąć świeżym powietrzem. Już czuł na sobie wzrok pana rodu i aż ciarki przeszły po jego odsłoniętym karku. Miał tylko nadzieję, że przekazanie tej jakże ważnej informacji nie potrwa długo. – Po tym wszystkim odwiedzimy pawilon herbaciany.
            Robin kiwnęła porozumiewawczo głową i wyszła zaraz za swoim paniczem, który z gracją mknął przed sobą. Czuła jednak, jak chłopak się denerwuje. Prawdą było, że naprawdę bardzo rzadko się zdarzało by rozmawiał z przedstawicielami rodu bezpośrednio. Przeważnie to właśnie ona przynosiła mu nowiny czy polecenia, które chcąc czy nie chcąc musiał spełnić. W sumie sam się temu nie dziwił, bo za każdym razem, gdy spotykał kogoś z rodu czuł na sobie nienawistne i pełne wzgardy spojrzenia. Przytłaczała go ta atmosfera, jednak plusem tego wszystkiego było to, że miał dużo czasu do namysłu w większości spraw, które go obowiązywały albo i nie. Oczywiście nie zmieniało faktu, że czuł się obcy w miejscu w którym przyszło mu zamieszkać i się wychować.
            - Szanowna siostro. – Usłyszał za sobą jeden ze znienawidzonych głosów i od razu się obrócił, składając głęboki pokłon wyszczerzonemu brunetowi z piegami na nosie, który notabene był następcą rodu Akagami.
            - Ace-dono – przywitała księcia Robin, padając na kolana tuż przed swoim panem. – Cóż za zaszczyt nas spotkał z samego rana – rzekła, jednak chłopak nawet na nią nie spojrzał, kpiąco przyglądając się blondynowi, który nadal w lekkim ukłonie, zasłaniał twarz z przyzwyczajenia czerwonym wachlarzem ze złotymi motywami.
            - Jako kurtyzana miałabyś niezwykłe powodzenie, szanowna siostro – powiedział ironicznie, podchodząc bliżej do Sanjiego, który nie odstąpił ani na krok, bacznie się przysłuchując. – Chociaż z drugiej strony wątpię by ktokolwiek był usatysfakcjonowany niemą rozkoszą – zachichotał, a w tym czasie Sanji rzucił do Nico porozumiewawcze spojrzenie.
            - Z tego powodu moja pani jest bardzo wdzięczna, że została częścią rodu Akagami i dziękuje za słuszne spostrzeżenie – powiedziawszy to, nie odrywała głowy od tatami, a blondyn ukłonił się ponownie.
            Młody Akagami prychnął coś niezrozumiałego pod nosem i ominął ich, idąc w tę samą stronę, gdzie i oni zmierzają. Niebieskooki wstał, a przez jego twarz przemknął grymas wściekłości, który szybko zmienił się w zwykłą obojętność. Miał już dość poniżania i głupich uwag ze strony swojego „starszego brata”. Cieszył się jednak, że nie zna on całej tajemnicy. Tylko trzy osoby miały pojęcie o jego prawdziwej płci i funkcji jaką by sprawował, gdyby ród Ashi nie upadł. Uspokoił się szybko i ruszyli przed siebie.
            Robin jak i Sanji uniżenie padli na kolana, gdy rozsunęła się tobusuma, ukazując wnętrze skromnej sali audiencyjnej. Na papierowych ściankach nie było nic oprócz pobłyskujących malowideł, przedstawiających zmieniające się pory roku. Oprócz rodziny władcy, w pomieszczeniu znajdowali się również urzędnicy, którzy teraz skupiali całą swoją uwagę na przybyłą dwójkę. Blondyn odważył się spojrzeć zza rzęs na siedzącego po środku, w głównej części Akagamiego Shanksa oraz jego drugą małżonkę Makino. Skupił swój wzrok przez chwilę na kobiecie, która sprawiała wrażenie, jakby w ogóle ich nie dostrzegała. Jej wzrok był odległy, jakby błądziła w innym świecie. Na jej ustach jednak widać było szczery uśmiech, który Sanji naprawdę rzadko widywał. Po chwili zauważył, że przybrana matka trzyma pieszczotliwie rękę w okolicy brzucha.
            - Akagami-dono – odezwała się szybko Robin z przywitaniem, jednak i tym razem nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Mężczyźni, jak to zwykle bywało, patrzyli z pożądaniem na osobę klęczącą tuż obok niej. Chociaż nie wszyscy. Shanks nawet nie spojrzał na Sako, co czarnowłosa zdążyła zaobserwować.
            - Moją wolą jest, byś uczestniczyła w wieczornym przyjęciu – wypalił od razu władca, najwyraźniej też chcąc mieć to za sobą. – Pragnę byś przyglądnęła się uważnie Takanome Zoro. Jutro odbędzie się oglądanie kwiatów wiśni i pragnę byś towarzyszyła temu młodemu człowiekowi. To wszystko, możesz odejść.
            Nie czekając na odpowiedź, odprawił go z kwitkiem, tym samym suchym głosem, którym zazwyczaj się do niego zwracał. Chłopak i służąca jeszcze raz nisko złożyli pokłon i wycofali się z pomieszczenia. Blondyn przyjął to z ogromną ulgą, bo to napięcie było nie do zniesienia. A taką miał nadzieję na spędzenie dnia na łonie natury. W głowie jednak szumiało mu mnóstwo pytań, których na pewno nie omieszka zadać swojej przyjaciółce. Gdy w końcu znaleźli się poza murami, Sanji postanowił się odezwać.
            - Widziałaś? – zapytał, uśmiechając się promiennie. – W końcu im się udało.
            - Nie wiem czy jest się z czego cieszyć, Sanji-dono – powiedziała poważnie kobieta. – Idąc za przeczuciami jestem skłonna stwierdzić, że aktualny stan rzeczy nie sprzyja narodzinom tego dziecka.
            - Czyli jednak się coś szykuje – mruknął do siebie i zamilkł na chwilę, najwyraźniej nad czymś myśląc. – Podczas dzisiejszej uczty będzie trzeba się dobrze rozglądać. Opowiesz mi coś o rodzie Takanome oraz o następcy rodu, któremu mam się przyjrzeć?
            - Ród Takanome znany jest z dobrze wyszkolonych szermierzy. Ich jednostki militarne pod tym względem są wyszkolone najlepiej. Dzisiaj przybędą Takanome Mihawk, aktualna głowa rodu, wraz ze swoją szanowną małżonką Monet oraz dwójką dzieci, starszą córką Kuiną oraz młodszym synem Zoro, który, jak słusznie zauważyłeś panie, jest dziedzicem. Takanome Zoro jest niezwykle silnym młodzieńcem, małomównym i opanowanym, jednak ma jedną stanowczą i dość śmieszną wadę jak na wojownika. Brak mu orientacji w terenie. Jednak pomijając ten fakt w boju jest niezastąpiony. Jedyną osobą, która przewyższa go w szermierce jest jego starsza siostra. Myślę, że przypadniecie sobie do gustu – skończyła kobieta lekkim uśmiechem.
            - Twierdzisz, że od dziewcząt bardziej kręcą mnie chłopcy? – zapytał zdziwiony, jednak nie miał zamiaru się rozzłościć. – Miłość to miłość. Moje serce jednak skupione jest na czymś całkiem innym. Jednak nie zaprzeczam, wychodzi na to, że jest interesującym człowiekiem. A na dodatek obydwoje mało się odzywamy.
            - Nie trać czujności, Sanji-dono – powiedziała szorstko Robin, patrząc trochę ze strachem na swojego pana. – Nawet najmniejszy zły ruch może sprawić, że zawisną nad tobą czarne chmury. Naprawdę niewiele brakuje.
            - Masz mnie za głupca? Nie po to przez te wszystkie lata wpajałem sobie etykietę i zasady by teraz tak po prostu zesłać to na zmarnowanie – rzekł, jednak wzrok kobiety nie dawał mu spokoju. – Obiecuję, że w nic się nie wmieszam i będę ostrożny. Teraz chodźmy już do tego pawilonu. Jestem niezmiernie ciekawy tego wieczornego spotkania.
            Godziny jednak nie litowały się ani trochę, płynąc wolno. Gdy nadszedł czas na przyjęcie, Sanji i Robin wślizgnęli się do sali bocznym wyjściem i usiedli nieopodal nadal nieobecnej Makino, która tym razem rzuciła w ich stronę dziwne spojrzenie. Blondyn to zignorował całkowicie, zasłaniając usta wachlarzem i wyczekując przybyszy. Do pomieszczenia w końcu weszli przedstawiciele rodu Takanome, a wraz z nimi straż, aby nadać temu spotkaniu uroczystego charakteru. Przywitania wyglądały inaczej niż miało to miejsce rano. Czuć było przyjazną atmosferę. Sanji dowiedział się z poszeptywań dam dworu, że Shanks i Mihawk są bliskimi przyjaciółmi, co pomogło mu zrozumieć aktualną sytuację.
            Nie uszło jego uwadze, że przy przedstawieniu członków rodziny Takanome Mihawk ani razu nie spojrzał w jego stronę, ignorując go, jakby był powietrzem. Jego małżonka natomiast posłała w jego stronę tajemniczy uśmiech, na co blondyn skinął głową. Mieli niesamowitą barwę oczu. Ich córka nie wyglądała na zachwyconą, że musi towarzyszyć swoim rodzicom w tym spotkaniu. Wyglądała, jakby życie dworskie strasznie ją nudziło. Sanji od razu zauważył, że nie jest ona typową córką arystokraty. Na jej pogardliwe spojrzenie również skinął głową. Najbardziej zdziwiło go jednak spojrzenie zielonowłosego mężczyzny, który patrzył na niego z zainteresowaniem. Nie tym dzikim, wulgarnym, którym przeważnie obarczano jego osobę. Musiał przyznać, że trochę go to speszyło i odwrócił wzrok, aby nie zostać przewierconym na wylot przez parę orzechowych oczu. Czuł, jakby jego wzrok przenikał całe jego wnętrze, mając dostęp do największych tajemnic.
            Przez kolejne parę godzin czuł na sobie jego spojrzenie, a czasem odważył się nawet spojrzeć w jego stronę. Zauważył, że przy pasie mężczyzny umieszczone są trzy katany, co go zainteresowało, bo jeszcze nigdy nie spotkał się z czymś podobnym. Jakaś dziwna moc pchała go do tego, aby bliżej go poznać. Miał nadzieję, że okoliczności pozwolą im jutro do wspólnej konwersacji. Coś czuł, że wśród scenerii rozkwitających pąków wiśni, trudno mu się będzie skupić na rozmowie. Zerknął na Robin, która spojrzała na niego srogo i pokiwała głową. No tak, nawet jeśli by chciał i tak nie może podjąć żadnych poważnych kroków. Ciężkie kimono, kunsztowna fryzura i ostry makijaż stanowczo mu na to zabraniał. Westchnął ciężko. Mimo tego z jego umysłu nadal nie schodził obrazek przedstawiający Takanome Zoro.

8 komentarzy:

  1. Łaaaał... Świetnie :O
    Ja chcę dalej. Ta atmosfera, ten sposób opisywania. Ta tajemniczość. Kurde jakie to jest piękne *.*

    Nie zdziwię się, jak się okaże, że Zoro się domyślił, że jego przyszła partnerka [bo czuję, że to o to chodzi xD] to mężczyzna!
    To jest naprawdę ciekawe. Chcę więcej. Mało mi!!!

    Ayuś, pisz dalej bo ja chcę! Piszesz to zajebiście! *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajnie. Ciekawe czy zoro wie o płci sanjiego. I też się ucieszylam że chyba pierwszy raz spotkałam w opowiadaniach gina którego bardzo lubię. Fajnie że jest tu ace. Ale rozwalilo mnie że mihawk jest z monet. Może chodzi o to że monet też ma zielone włosy jak zoro więc lepsza chyba ona niż keimi choć szkoda bo keimi jest kawai

    OdpowiedzUsuń
  3. BOSKIE!!!! To jest cudowne, to opowiadanie dosłownie mnie wciągnęło. Wspaniała fabuła, cudowny rozwój akcji i to pierwsze spotkanie Zoro i naszego kochanego blondyna <3 miodzio. Pisz szybko następny rozdział xD
    Cloud- Abarai

    OdpowiedzUsuń
  4. „Szanował każdą kobietę, bo bez nich byłoby naprawdę krucho i chyba jako jedyny mężczyzna zdawał sobie z tego sprawę.” - Świetne podkreślenie natury Sanjiego ^^ i w ogóle fajnie, że wkręciłaś w opowiadanie Robin i jej szpiegowską naturę :)

    „to nie zmaże tego, że jest własnością rodu Akagami.” - Przykuło to określenie moją uwagę i jakoś nie chce odpuścić ^^

    Sanji zmuszony do przebierania się za kobietę oczarowało mnie do wszelkich granic a sposób w jaki go przedstawiłaś i opisałaś sprawił, że czułam ten urok blondyna i całkowicie poddałam się jego wpływowi ^^ I zgadzam się całkowicie uroda blondyna jest całkowitym fenomenem dla mnie bo i jako facet i tu oczywiście bardziej ale i kobieta mi się podoba *.* Rewaluacyjny pomysł wykonanie i wszystko co to otacza ^^ I ten wyczuwalny smutek w nim tak delikatny a zarazem tak przeszywający. Takie ciche cierpienie *.*

    „Nie obchodzi mnie to, co o mnie myślą. I tak umrę bez jakiegokolwiek szczęścia.” – Uwaga moja słabość do cytatów się uaktywniła! Zauroczyłam się w tym zdaniu i tak cholernie prawdziwe*.*

    Sanji, laleczka z porcelany *.* Ach widzę to nad wyraz dokładnie i nad wyraz jestem tym ujęta *.*

    Ród Takanome uwielbiam szaleje wszystko na raz *.* Są tam wszystkie postacie, które lubię i uwielbiam *.* Łał, jej i zaparło mi dech *.*Ale Mihawk z Monet musze przyznać, że nie typowa kombinacja ale interesująca ^^ Twoja pomysłowość tu czaruję nie wątpliwie :)

    Kuina Świetnie ją opisałaś *.* I fajnie, że nie uśmierciłaś chociaż u Ciebie mogę nacieszyć się jej postacią ^^ A co najbardziej mi się podoba, że zachowałaś jej charakter. Jestem bezgranicznie zauroczona ^^

    „Orzechowe oczy ‘’*.* Pierwszy ZoSanowy moment piękny! Spojrzenia w końcu tak dużo zdradzają *.* Sanjiego przykuły trzy katany ach jak ja dobrze go rozumiem *.*
    Na końcu troszkę przygniotła mnie belka smutku w związku z blondynem i tym jak musi, żyć ale wierzę, że Zoro szybko się domyśli prawdy i Sanji nie będzie się musiał przy nim kryć ^^

    Fantastycznie oddajesz nam urok kraju kwitnącej wiśni i sprawiasz, że jeszcze bardziej jest on dla mnie pociągający ^^ Czuję, że ta historia będzie poruszająco-wzruszająca i chcę kontynuacje i mam nadzieje że będzie mieć dużo rozdziałów ^^

    CUDOWNA ROBOTA! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. no no no. ~
    wciągające nie powiem, dawno nie czytałam nic związanego z takim klimatem Japonii <3
    cytując Emi 'Mało mi!'
    czekam na dalsze rozdziały bo jestem ciekawa początkowym relacji między Sanjim a Zoro.
    życzę użo weny kapitanie :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początku przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale... zapomniałam zrobić to wcześniej :(. Przepraszam!

    To jest naprawdę klimatyczne! Pięknie kreujesz opisy, człowiek ma wrażenie, że jak wyjrzy przez okno to zobaczy samuraja na koniu, albo gejszę w kimonie ;). Brawa za taki realizm :).

    No i oczywiście sam pomysł... Sanji jako kobieta... Tak, blondaskowi to pasuje, z jego delikatną uroda może robić za cudowną córkę roku. Chociaż nie dziwię się, że mu to za bardzo nie pasuje. Swoją drogą to cały rozdział emanował taki smutkiem bijącym z Sanjiego... Nosz! Na samo wspomnienie zaczyna mnie kręcić w nosie!

    Ace zdaje się być tu postacią zgoła negatywną. Za ten komentarz to miałam ochotę go tak trzepnąć, że by się w stawie z koi utopił (jeśli takowy się tam znajduje ;)).

    Shanks też nie budzi we mnie cieplejszych uczuć. Coś mi nie gra w tym człowieku... Nie wiem czemu, ale od razu nasunęło mi się skojarzenie z wężem... Chyba nadinterpretuję.

    Za to bardzo, ale to bardzo podoba mi się rola Robin. Ona idealnie tu pasuje. Tak cudownie zajmuje się Sanjim i jeszcze go szkoli. Cud, miód, malina :D.
    A do tego jej szpiegowska natura... Naprawdę cudownie to wplotłaś! Nic dodac ni ująć. Odpowiednia kobieta na odpowiednim miejscu.

    Zoro jako młody książe i następca tronu... Jakoś sobie nie wyobrażam, żeby zielonowłosy potrafił się zachować zgodnie z etykietą, ale... Wiem, że Ty sprawisz, że będzie uroczym księciem :D.

    Podsumowując rozdział wspaniały, potrafisz utrzymać klimat (tak powtarzam się, ale to jak dla mnie jeden z głównych atutów tego opowiadania). W dodatku ten smutek, tajemnice, wspaniałe opisy i jeszcze romans w tle... To sprawia, że już pokochałam to opko :).

    Wspaniałe!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem jak ja to zrobiłam, że ominęłam ten rozdział xD
    No, w każdym razie drugi też mi się fajnie czytało xD
    No, przynajmniej ogarnęłam lepiej sytuacje:)
    Super, że nie każesz nam czekać:D
    Vanilia

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdyby nie to, że miał względem niego ogromny dług wdzięczności, to już dawno rechotałby nad jego zwłokami. - ty kochany, mały psycholu *ociera łezkę wzruszenia*

    *popierdziela czytać dalej*

    OdpowiedzUsuń