4 listopada 2013

[Opowiadanie] Za zasłoną kwiatów wiśni - Rozdział 2

Tytuł: Za zasłoną kwiatów wiśni
Autorka: Ayo3
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 2/?
Gatunek: yaoi, dramat, romans
Para: ZoroxSanji (oraz inne)
Ograniczenie wiekowe: 18+
Piosenka przewodnia: Rin' - Tenka
Po burzliwych i szokujących wydarzeniach we Wschodnim Królestwie, Ashi Sanji zostaje adoptowany przez Akagamiego Shanksa. Wychowując się na dworze spotyka na swojej drodze osobę, która wzbudziła w nim niezwykłe zainteresowanie. Czy nastroje panujące w całej Wschodniej Kainie będą sprzyjać tej dwójce? Zapraszam serdecznie na drugi rozdział Za zasłoną kwiatów wiśni.
Kropla za kroplą
Spływają z moich okien
Witraże zimy


            Księżyc oświetlał piękny ogród, pobłyskując swoim blaskiem nad małym jeziorkiem. Noc była cicha i spokojna, biorąca w swoje objęcia zmęczenie i wszelkie problemy. Czarnowłosa kobieta spojrzała raz jeszcze na ten krajobraz i zwróciła swój wzrok na postać leżącą w futonie. Uśmiechnęła się szeroko. Gdy spał wyglądał tak niewinnie i jeszcze piękniej niż za dnia, o ile było to możliwe. Jego głowa położona na takamakurze lśniła nowym blaskiem. Robin była zdziwiona, że wieczorna wizyta Gina obeszła się bez żadnych uszczerbków na zdrowiu fryzjera. Starała sobie wmówić, że to tylko dlatego, iż Sanji był zmęczony, jednak dobrze wiedziała, że w sercu panicza rozkwitło nowe uczucie. Miała tylko nadzieję, że blondyn postawi na zdrowy rozsądek, a nie to, czym one go kierowały.
            Pokłoniła się przed śpiącym obliczem i opuściła pokój. Targały nią pogłębiające się obawy. Pamiętała, że gdy Saeko-dono pierwszy raz spotkała księcia Akagamiego było identycznie. Jej złe przeczucia zawsze się sprawdzały. Chcąc się uspokoić chociaż trochę, postanowiła przejść się po zamku. Od czasu do czasu, zagadana przez strażników, ucinała z nimi małą pogawędkę poczym szła dalej zamyślona. Słyszała jakieś pogłoski, że Takanome Zoro woli chłopców od dziewcząt, jednak nigdy nie były one poparte. W końcu złośliwców było dużo, a prawda nie zawsze prawdą. Jednak mało obchodziły ją uczucia zielonowłosego arystokraty. Bardziej bała się tego, jak całą prawdę przyjmie jej wychowanek. Wiedziała, że nie był słaby, ani tym bardziej bezbronny, jednak mimo wszystko nie dało się ukryć, że biła od niego delikatność. Wychowanie się jako dama dworu, przyswojenie etykiety i wszystkich zasad musiało go naprawdę wiele kosztować, nie mówiąc o upokorzeniach jakie temu towarzyszyły. Robin miała nadzieję, że właśnie to zahartowało wrażliwą stronę blondyna, która jutro nie będzie miała jak dojść do głosu. Gdyby tylko mogła, opowiedziałaby mu całą prawdę, jednak niestety i ją ograniczały pewne przysięgi, których musiała dotrzymać. W końcu nawet kobiety w tym świecie zdominowanym przez mężczyzn mają honor i własne zasady, mimo iż w świetle publicznym było to wręcz hańbiące.
            Rozmyślając, nie spostrzegła nawet, że znalazła się w części wartowni w której nie powinna stawiać swojej nogi. Gdy tylko zwróciła uwagę na otoczenie, od razu zaczęła kierować się w stronę z której przyszła. Jednak ciekawość była silniejsza, a męskie szepty w pobliskim pomieszczeniu tak przyciągające. Aby zaspokoić swoją ciekawość podeszła do drzwi tak cicho, że żadna deska pod jej stopami nie uroniła odgłosu. Przybliżyła ucho do fusumy i znieruchomiała. W pokoju znajdowali się Akagami Shanks oraz Takanome Mihawk.
            - Widziałeś go? – zapytał najwyraźniej podekscytowany władca. Robin nie widziała jego twarzy, ale łatwo mogła wyobrazić sobie wielki uśmiech, który teraz ją ozdabiał. Kobieta już dobrze wiedziała o kim rozmawiają. – Czyż nie wygląda jak ona? Jest niemalże identyczny.
            - Owszem, urodę odziedziczył po matce – odparł już z mniejszym entuzjazmem czarnowłosy. – Niemniej on już jest przegrany i w sumie ma szczęście, że żyje. Nie rozumiem, co w związku z nim planujesz. Nie uważasz, że ukrywanie go na dworze jako kobietę to lekka przesada? Chyba nie zamierzasz narażać go aż tak bardzo, że wystawisz go tuż pod nosem rodu, który zabił jego matkę.
            Nastała chwilowa cisza. Czarnowłosa słyszała kroki swojego pana, przechadzającego się tam i z powrotem. Czuła jak atmosfera robi się gęstsza. Teraz już wiedziała, że jej złe przeczucia nie wzięły się znikąd. Miała teraz przed oczami obraz tego, co może się dziać w następnych tygodniach. Po plecach przeszły jej ciarki. Nie uważała się za słabą czy tchórzliwą, po prostu martwiła się o blond chłopaka, który nieświadom swojego losu, spał bezpiecznie, chroniony zamkowymi murami. Pytanie jednak brzmiało na jak długo tak pozostanie. Odrzuciła chwilowe obawy na bok, bo ponownie dobiegły do jej uszu głosy.
            - Właśnie to zamierzam – powiedział czerwonowłosy, a kobieta wstrzymała oddech. – Nie ma sensu go dalej ukrywać. Poza tym obydwoje mamy w tym swój interes, tak samo on jak i ja. Nie robię tego po to, by zesłać go na śmierć. Nie tak brzmiała moja obietnica do Saeko. Chcę tylko wyrównać porachunki. To w końcu nic złego, prawda?
            - Pakujesz się w niezłe bagno, z którego może nie być wyjścia – odpowiedział spokojnie jego towarzysz, jednak słychać było, że stanowczość Shanksa trochę nim wstrząsnęła. – Szczerze, to nie obchodzi mnie ten chłopak. Ratowanie czegoś co już dawno upadło jest szczytem głupoty. Saeko-dono zginęła, ten mały powinien podzielić jej los. Zauważ, że nie sprowadzisz tylko na siebie nieszczęścia, ale i na rody, które są z tobą w sojuszu. Nie wiem czego oczekujesz ode mnie. Nie mam zamiaru mieszać się w twoje prywatne sprawy. Zastanawia mnie jednak jedna rzecz. Czemu nakazałeś chłopakowi towarzyszyć mojemu jedynemu synowi? Kolejny podstęp?
            - Och, więc wiesz o tym? – zapytał czerwonowłosy, udając zdziwienie. Dobrze zdawał sobie sprawę, że wieści roznoszą się z prędkością światła, nawet z tak „zaufanego” grona, jakie przebywa w sali audiencyjnej. – Chyba będę musiał zrobić pewne zmiany w składzie urzędników.
            - Ależ nie musisz – odrzekł niezwykle spokojnie Takanome. – Nie mam szpiegów na twoich terenach. Można powiedzieć, że ci ufam. Twoja małżonka rozmawiała z moją i tak jakoś wyszło. Chociaż w sumie teraz zastanawiam się, czy paru szpiegów by się tutaj nie przydało. Wygląda na to, że coś knujesz i nie jestem tym zbytnio zachwycony. Wracając jednak do tematu, po co ci mój syn w tej rozgrywce?
            - Widziałeś jak na siebie patrzą? – zapytał Shanks, a w jego głosie dało się wyczuć radość, mimo iż ogólna barwa była raczej obojętna. – W twoim synu ujrzałem siebie sprzed kilkudziesięciu lat, gdy po raz pierwszy uwidziałem Saeko. Szczerze, to nie mam pojęcia co dalej, czy wszystko wyjdzie tak, jak to zaplanuję. Wiesz dobrze, jakim najważniejszym celem będzie to całe spotkanie za tydzień. To już nie tylko tradycja ale coś więcej. Już mam pewien obraz w głowie jak to się skończy.
            - Czyli chcesz powiedzieć, że mój syn w tej rozgrywce nie ma szans? – zapytał ze spokojem Mihawk. Kobieta wyczuła, że on również przepowiada swojemu synowi klęskę. – Na arenie zostanie twój syn oraz chłopak z rodu Kira. Ja nie będę naciskał, chociaż nie pozwolę Zoro na poddanie się. To nie przystoi wojownikowi. Jednak nie chcę być wmieszany w te sprawy. Rozważ to jeszcze. Wojna niekoniecznie może być dobrym posunięcie.
            - Tak, tak – odparł na wpół obojętnie władca. Nico wiedziała, że cokolwiek by się nie działo i tak ród Takanome stanie po stronie Akagamich. Karty historii zawsze o tym przypominały, bez względu na konsekwencje. Odetchnęła trochę z ulgą, ale i tak przed oczami miała najczarniejsze scenariusze, które w tym przypadku przerażały nawet i ją.
            Nie słyszała dalszej rozmowy, oddaliła się. Zresztą nie było już czego słuchać, oprócz sprośnych dowcipów i odbijających się od siebie naczyń po sake. Ruszyła w stronę kobiecych kwater, aby postać trochę na warcie. Teraz mogło się przydarzyć już wszystko. I tak nie zasnęłaby od natłoku  myśli, które układały się w jej głowie w spójną całość. Zerknęła jeszcze raz, aby popatrzeć na tę tak dobrze jej znaną twarz. Uśmiechnęła się do siebie.
            - Saeko-dono, możesz być spokojna – powiedziała w stronę błyszczącego księżyca. – Nie pozwolę mu zginąć.

***

            Słońce świeciło wysoko, ozłacając piękny ogród swoim blaskiem. Pogoda jak najbardziej sprzyjała oglądaniu tego oszałamiającego zjawiska, jakim było podziwianie kwiatów kwitnących wiśni, których nigdy nie było za wiele. Rozłożone, jedwabne narzuty kusiły aby na nich usiąść i rozkoszować się tym, co dała natura. Dzieci biegały wesoło, zanosząc się głośnym śmiechem. Mężczyźni rozmawiali w swoim gronie, pogrywając w go, a kobiety podejmowały się wyzwaniom z literatury i malarstwa. Spokój i harmonia biły z każdej strony, mimo iż brały udział w tym wszystkim dwa całkiem odmienne klany.
            W jasnym, z lekkimi różowymi elementami, furisode szedł Sanji. Trzymając kremową parasolkę w ręce, rozglądał się dookoła, chcąc znaleźć w miarę odległe miejsce. Jak zawsze czuł na sobie różnego rodzaju spojrzenia, jednak ignorował je umiejętnie. Był przejęty czymś całkiem innym. Albo raczej kimś. Na dodatek ten ktoś wzbudzał w nim uczucia, jakich jeszcze nigdy nie doświadczył. Mimo wątpliwości jakie nim targały od wczorajszego wieczora, chciał skorzystać z danej mu szansy i potowarzyszyć temu człowiekowi. W Takanome Zoro było na pewno coś, co sprawiało, że blondyn chciał się dowiedzieć o nim jak najwięcej. To nie była do końca zwykła ciekawość. Czuł, że drugi raz taka okazja się nie powtórzy.
            Usłyszał wołanie i odwrócił się w stronę Robin, która wskazywała na oddalone i puste miejsce. Sanji uradowany ruszył w jej stronę. Usiedli razem na jedwabiu. Chłopak przypatrzył się teraz uważniej kobiecie, która nie wyglądała zbyt dobrze. Nie zauważył tego wcześniej, ale na jej twarzy było widoczne zmęczenie. Jednak mimo tego uśmiechała się i jak zwykle dawała mu celne rady, co do zbliżającego się spotkania. Blondyn po raz pierwszy odegnał od siebie myśli o zielonowłosym wojowniku. Interesował go powód, dla którego czarnowłosa zrezygnowała ze snu. Pierwszy raz widział by miało to miejsce. Owszem, zawsze znikała wieczorami na parę godzin by poplotkować, jednak po powrocie szła spać.
            - Coś się stało dzisiejszej nocy, Robin-chan? – zapytał w końcu już zniecierpliwiony ciszą, która ich owładnęła. – Wyglądasz, jakbyś nie zmrużyła nawet oka.
            - Nic nie umknie twojej uwadze, Sanji-dono – zaszczebiotała radośnie, spoglądając na panicza, który teraz wlepiał w nią wzrok z niezwykłą intensywnością. Wiedziała, że byle co go nie usatysfakcjonuje. – Chciałam zebrać informacje na temat Takanome Zoro i trochę się powłóczyłam po zamku. Jednak niestety, nic konkretnego nie udało mi się dowiedzieć. Ludzie Takanome są niezwykle lojalni, nikt nie chciał puścić nawet pary z ust. O dość późnej porze zawitałam do kwater dla służby, jednak potem uznałam, że nie chce mi się spać. Wróciłam więc by pooglądać nocne niebo.
            Chłopak kiwnął tylko głową na znak zrozumienia. Miał niejasne wrażenie, że jednak coś przed nim ukrywa. Nie chciał naciskać, bo wiedział, że to nic nie zmieni, a jakby było to coś naprawdę istotnego to wiedziałby już o tym. Zastanawiał się czy jej nie odprawić, jednak dobrze wiedział, że jeśli to zrobi nie będzie miał jak porozumieć się z Zoro. Westchnął ciężko. Nie chciał jej tak wykorzystywać, bo dobrze wiedział, że robi dla niego już o wiele więcej niż powinna robić zwykła służąca. W sumie dla blondyna była kimś więcej. Śmiało mógł nazwać ją swoją przyjaciółką. Zdawał sobie również sprawę z tego, że kobieta i tak go nie posłucha, nawet, jeśli zacząłby nalegać. Znał ją bardzo dobrze. Z bólem serca przyznał, że nie ma innego wyboru, jak zostawić to tak, jak jest.
            - Nie widać ich – powiedział po paru minutach, chcąc zagadać do towarzyszki. Bał się, że Robin może jest chora. Uznał, że ona w ogóle o siebie nie dba. Obiecał sobie, że po tym tygodniu zmusi ją do jakiegoś dłuższego odpoczynku.
            - Co rano, aż do południa, Kuina-dono oraz Zoro-dono ćwiczą ze sobą szermierkę – odparła czarnowłosa, patrząc na zniecierpliwionego chłopaka. Teraz już była całkiem pewna, że między tą dwójką zaiskrzyło coś więcej niż zwykłe zainteresowanie. – Wspominałam ci, panie, że jedyną osobą, którą Zoro-dono nie jest w stanie pokonać jest jego starsza siostra. Obydwoje z dnia na dzień stają się coraz silniejsi. Kuina-dono nie może być następczynią swojego ojca, ponieważ jest kobietą, dlatego jej brat stara się przewyższyć ją w sile, aby dumnie stawić czoła władzy. Jestem pewna, że zauważyłeś, że ta dziewczyna nie czuje się zbyt pewnie w otoczeniu dam dworu. Ma naprawdę chłopięcy charakter, co z pewnością w jej mniemaniu jest dobrą cechą. Jednak właśnie za ten brak uległości, nie wyszła jeszcze za mąż i najprawdopodobniej będzie służyła swojemu rodu do samego końca jako córka swojego ojca. Innymi słowy są rywalizującym rodzeństwem z indywidualnym postrzeganiem niektórych spraw.
            Sanji słuchał tego z niezwykłym przejęciem. Przypomniał sobie o trzech katanach przypiętych do pasa szermierza. Chciałby uwidzieć te trzy ostrza w pojedynku. Miał ogromną ochotę aby iść obejrzeć trening rywalizującego rodzeństwa. Dla niego była to absolutna nowość. Nigdy wcześniej nie pozwalano mu z nikim tak ważnym się zobaczyć, a co dopiero porozmawiać. Wziął to naprawdę za ogromną szansę, która być może nigdy się nie powtórzy. Był niezwykle przejęty, a ta nowo poznana wiedza to potęgowała. Czuł nawet wypieki na twarzy z ekscytacji.
            Jednak wszystko nagle prysło, gdy spojrzał w twarz swojej towarzyszki. Nie wyrażała ona nic. Ani szczęścia, ani smutku. Była obojętna. Tak nagle przypomniał sobie wszystko czego się nauczył i skarcił sam siebie. Nie może być taki naiwny i dać się zwieść chwilowym zafascynowaniom. Nawet jeśli ma na sobie furisode i piękne uczesanie, to nigdy nie będzie kobietą. Złudna nadzieja sprawi jeszcze więcej smutku niż brak akceptacji. Spuścił wzrok i patrzył się tępo w poruszaną przez lekki wietrzyk trawę. Był jak właśnie ona. Poruszana do przodu, jednak stojąca w tym samym miejscu. Był zwykłym psem, czekającym z uniżeniem na rozkaz swojego pana.
            Poczuł jak Robin pada na twarz. Popatrzył w górę i zobaczył osobę, na którą jeszcze przed chwilą czekał z niecierpliwością. Zielonowłosy lekko się pokłonił, na co blondyn zareagował identycznie. Z ust Robin wyszło powitanie, na co Takanome Zoro popatrzył zdziwiony, nie do końca wiedząc o co chodzi. Sanji patrząc na jego minę w tamtym momencie chciał się roześmiać, ale powstrzymał się, skrywając połowę twarzy za wachlarzem. Powróciło do niego przekonanie, że to spotkanie wcale nie musi być takim złym rozwiązaniem. W końcu to będzie tylko ten jedyny raz.
            - Moja pani jest zbyt nieśmiała i nigdy nie odzywa się w obecności mężczyzn ani osób, których nie zna – wytłumaczyła pośpiesznie czarnowłosa, również się prostując i uśmiechając przyjaźnie. – Sako-dono przeprasza, że nie może się z panem porozumiewać osobiście. – Sanji pokłonił się, potwierdzając słowa Robin.
            - Nic nie szkodzi – powiedział trochę zmieszany. Widać było po nim, że nie spodziewał się obecności trzeciej osoby. Może wrodzona ostrożność nie pozwalała mu swobodnie rozmawiać przy świadkach. Sanji znowu czuł na sobie jego uważny wzrok. – Zmieniła pani uczesanie, Sako-dono – powiedział w końcu, a na jago twarzy wykwitł szczery i radosny uśmiech. Blondyn był zaskoczony, że ktokolwiek to dostrzegł i teraz był jeszcze bardziej zakłopotany niż przed chwilą zielonowłosy. Ogarnął szybko swoje myśli i przytaknął. – Wyglądasz o wiele jaśniej i piękniej niż wczoraj.
            Niebieskooki musiał przyznać, że osoba siedząca obok niego umiała prawić komplementy. Słyszał to samo od Gina czy Robin, jednak usłyszenie tego z ust kogoś obcego było czymś niesamowitym. Na dodatek od mężczyzny. Wrażliwość jaką nabył przez lata pobytu na dworze Akagami dała o sobie znać i na jego policzkach wykwitły rumieńce. Siedzieli cicho, podziwiając kwiaty wiśni i ciesząc się ze swojego towarzystwa, mimo iż praktycznie w ogóle się nie znali. Blondyn nie dbał jednak o to. Czuł się przy tym człowieku naprawdę dobrze, mimo iż onieśmielał go swoim urokiem. Był moment, gdzie dokładnie z bliska mógł przyjrzeć się jego twarzy. Trójkątne brwi niezwykle do niego pasowały, dodając powagi. Wzrok orzechowych oczu był twardy, stanowczy, jednak, gdy zwracał się na jego osobę zmieniał się na radosny. Zgrabny nos i pięknie rozchylone usta, sprawiały, że Sanjiemu robiło się gorąco. Trudno było nawet jego opisać samymi słowami.
            Pomimo iż siedzieli w milczeniu niemal parę godzin, od czasu do czasu spoglądając na siebie z ukosa i wymieniając uśmiechy, czuli jak między nimi tworzy się niewidzialna więź. Sanji chciał dać coś z siebie. Umilić gościowi wspólnie spędzane chwile. Nachylił się do Robin i poprosił ją, aby przyniosła koto. Uznał, że muzyka posłuży im jako chwila relaksu, a skoro nie był w stanie mówić, to przynajmniej w taki sposób przekaże swoje uczucia. Zanim jednak zaczął grać chciał popytać się o parę rzeczy, które niezmiernie go interesowały. Wyszeptał do ucha Robin swoje życzenia, aby przekazała je Zoro.
            - Moja pani jest niezmiernie ciekawa twojego stylu walki, panie – powiedziała uprzejmie, pochylając głowę. – Nie umknęło jej uwadze, że szanowny pan nosi przy sobie trzy miecze. Sako-dono pyta uprzejmie czy wszystkie one służą w boju czy jeden jest na pokaz?
            - Walczę wszystkimi trzema, pani – zwrócił się bezpośrednio do Sanjiemu, któremu ponownie oczy zaszkliły się z ekscytacji. – Jedną katanę zawsze przytrzymuję w ustach. Wydaje mi się, że będzie wkrótce możliwość, abym mógł to przed panią zademonstrować, Sako-dono.
            Blondyn nie mógł powstrzymać wielkiego uśmiechu na ustach. Po raz pierwszy w życiu spotkał na swojej drodze człowieka dla niego tak bardzo życzliwego. Skinął głową, dziękując za odpowiedź. Miał tylko nadzieję, że będzie mu dane zobaczyć chociaż mały fragment walki zielonowłosego szermierza. Tak bardzo tego pragnął, odkąd zobaczył te trzy katany. Uznał, że w boju musi robić jeszcze bardziej piorunujące wrażenie. Nie czekając na nic, chwycił za rękaw jego ciemnego kimona, a wzrokiem wskazał na koto, które stało tuż przed nimi.
            - Byłbym wdzięczny, gdyby pani mi coś zagrała – powiedział, ponownie się uśmiechając i zmieniając kierunek siedzenia. Teraz siedział naprzeciwko niego i czekał.
            Sanji pośpiesznie przygotował instrument po czym zaczął grać. Melodia była przyjemna, optymistyczna, żywa, chwilami spokojna i romantyczna. Uderzał w struny, skupiając całą swoją uwagę na muzyce, która tworzyła się spod jego szczupłych palców. Chciał przekazać część siebie najlepiej jak to możliwe. Przez to jego życzeniem było aby osoba do której była ona kierowana zapamiętała ją głęboko w sercu. Zależało mu, aby Takanome Zoro o nim nie zapomniał, nawet jeśli miałoby być to ich ostatnie spotkanie. Zakończył wesołym dźwiękiem, winszującym nadzieję. Spojrzał na swojego towarzysza w którego oczach dostrzegł zachwyt. Z radością w sercu przyjął kolejne komplementy.
            Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas. Sanji chciał się dowiedzieć czegoś o morzu. Ród Takanome zamieszkiwał ziemie należące pod Zachodnie Królestwo, gdzie podobnie jak w innych oprócz Środkowego, gdzie władał ród Akagami, był nieograniczony dostęp do morza. Blondyn urywając się czasem nocą z pałacu słyszał różne historie. Jedna z nich była właśnie o jeziorze, które swoim ogromem panowało nad tymi małymi. Wtedy to zrozumiał, że światem nie rządzą tylko odpowiedni do tego ludzie, ale i wszystkie otaczające zjawiska. Przysiągł sobie, że kiedyś za wszelką cenę zobaczy morze i był pewny, że ono zachwyci go swoim pięknem oraz niezrównaną władzą nad wszystkim co żyje.
            Słuchając poszczególnych opowieści Zoro, zdawał sobie sprawę, że coraz bardziej otwierają się na siebie. Milczenie które wcześniej ich ogarnęło przyczyniło się w większej mierze ku temu. Zauważył nawet, że Robin przestała puszczać mu wymowne spojrzenia, gdy chciał znaleźć z arystokratą chociaż mały kontakt wzrokowy. Wiedział, że kobieta tego nie zaakceptowała, ale widziała jego szczęście i starała się by zachował je jeszcze chwilę. Sam Sanji zapragnął być sam na sam ze swoim nowym przyjacielem, którego darzył nawet większymi uczuciami. Wiedział jednak, że czarnowłosa dobrowolnie go nie opuści. Poprosił więc ją by odniosła koto z powrotem do jego pokoju. Nie była zachwycona, ale nie mogła odmówić, by nie urazić blondyna na oczach członka innego rodu.
            Gdy Robin odeszła, Sanji natychmiast się poderwał. Uśmiechnął się do zaskoczonego Zoro, który złapał aluzję wspólnego spaceru i również podniósł się z ziemi. Szli w ciszy, tak jak obydwoje lubili najbardziej. Nie potrzebne im były słowa by zrozumieć magię chwili w jakiej się znaleźli. Blondyn był z siebie dumny. To był pierwszy raz, kiedy szedł z kimś innym i nie było przy nim jego opiekunki. Od czasu do czasu Zoro chwalił walory ogrodu. W końcu doszli do miejsca w którym Sanji tak bardzo chciał się z nim znaleźć.
            Nad głowami rozkwitała im największa i najpiękniejsza wiśnia jaka rosła w ogrodzie. Zatrzymali się, patrząc sobie w oczy. Niebieskooki tyle razy słyszał romantyczne historie, jednak uważał, że opisywały one wyłącznie brednie, które niepotrzebnie mieszały w sercu człowieka. Teraz było inaczej. Czuł się jak główny bohater sztuki romantycznej. Przed nim rosła masywna sylwetka mężczyzny, do którego czuł to wyjątkowe uczucie. Wydawałoby się to głupie i bezsensu, jednak w tym momencie dla nich takie nie było. Widział swoje odbicie w ciemnych oczach ukochanego. Jeszcze nigdy nie czuł się taki szczęśliwy.
            Na wyciągniętą rękę zielonowłosego opadł kwiat. Duży, nasycony niesamowitą barwą. Nie zastanawiając się zbyt długo, wepchnął ją w jedno z kanzashi Sanjiego. Nie wycofał ręki, a przez ciało blondyna przeszły przyjemne dreszcze. Przybliżyli się do siebie bliżej. To był ułamek sekundy, gdy ich usta połączyły się w pełnym namiętności pocałunku. Niebieskooki płonął, dając się ponieść niezwykłej przyjemności. Odkąd dzisiaj przyglądał się tym niesamowitym ustom to chciał je skosztować. Smakowały wyśmienicie.
            Skoro tak bardzo mi się to podoba i tego pragnąłem, to czemu z moich oczu lecą łzy? Czuł szczęście, jednak one nie przestawały spływać, przepłukując biały jak śnieg makijaż. Nie chciał przerywać, jednak Takanome Zoro widząc, co się dzieje, popatrzył na niego zaskoczony. Blondyn nie mógł znieść tego przeszywającego spojrzenia. Skłonił się i oddalił najszybciej jak tylko mógł, pozwalając by kwiat w jego włosach poderwał się pod wpływem wiatru i odleciał nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Łzy nadal płynęły.
            Po raz pierwszy w życiu zapragnął być kobietą. Po raz pierwszy w życiu poczuł ciężar, który był nie do zniesienia. Po raz pierwszy w życiu nie wiedział co ma robić. Jego dotychczasowe problemy były niczym w porównaniu do pustki jaką czuł w sercu. Teraz doszło do niego o czym mówiła Robin. Motyl w uwięzi nie ma szans na rozprostowanie skrzydeł.

9 komentarzy:

  1. Łał... Ale rozdział:-)
    Strasznie mi się podobają przydomki i zwroty. Utrzymują klimat i akcje w tamtych czasach. Brawo!
    Robin i taka fajna funkcja!
    Do tego widać jej zapędy szpiegowskie:-)
    Sanji kobieta! No jestem w siódmym niebie. W tamtych czasach wiele było chyba takich akcji. Takie rzeczy czytałam np w Eonie Lordzie Smocze oko. Bardzo fajny motyw. Przypadł mi do gustu. Zwłaszcza że odpowiedni na tamte czasy.
    Ciekawa jestem co wyniknie z tą wojną. Teraz to taka cisza przed burza.
    Zoro synem Mihawka i bratem Kuiny! Ach ach:-D fajne połączenie!
    Budowanie całego klimatu wokół i przestrzeni wychodzi Ci świetnie.
    Porównanie do źdźbła trawy- mistrzawskie! Normalnie medal pisarski. Bardzo mi się podobało.
    Rozmowa o mieczach i się rozpływam... Świetne było to spotkanie:-)
    Jak Sanji grał to poczułam się naprawdę jakbym tam była. I te sakury...
    Chęć zobaczenia morza przez Blondyna. Taka one pieceowa^^
    Cisza między kochankami w ogrodzie jakże wymowna...
    Pocałunek!!! Taki romantyczny! Biedny Sanji... Niech go Zoro goni! XD
    Naprawdę czekam na dalszą część z niecierpliwością!:-D
    Vanilia

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde! Mogłam się domyśleć, że Mihaś tez wie o płci Sanjiego! No proszę to było miłe zaskoczenie.

    Shanks jako swatka! xD To takie w jego stylu xD

    Jak to Zoro przegra w rozrywce, Sanji jest w niebezpieczeństwie? Eee nie ma szans! Oni są zbyt silni!

    Spotkanie tej dwójki *.* O ludzie, Zoro prawiący komplementy, od samego początku myślałam, że jednemu z nich się wymsknie i albo Zoro powiem coś na zasadzie "wiem, że jesteś mężczyzną", albo Sanji się machnie i w końcu coś powie, szkoda, że się myliłam...

    Kurde końcówka była tak smutna ;( I ta przenośnia motylka, straszne... Biedny Sanji :(

    Co do całości, wyśmienita, nie wyłapałam błędów, ale to może być dlatego, że się wciągnęłam. Czytało się lekko i zdecydowanie to właśnie Twoja broszka!
    Romantycznie i średniowiecznie! Piękne :*

    Ps. Co to za gra "go"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Go to jest gra planszowa :) W googlach sobie poczytaj :* W którymś ze starych openingów OP Zoro i Robin grali właśnie w go :)

      Usuń
    2. Aha!!! Już wiem! Zoro przegrywał xD i Wielki pies się na nich patrzył jak grali :D
      Nie ma to jak przyrównać coś do OP, zaraz mi się skojarzy co to :D żeby nauka mi tak dobrze szła xD

      DZIĘKUJĘ :**

      Usuń
  3. Ech... rozpływam się... Normalnie czuję w pokoju ten zapach kwiatów wiśni... Znów stworzyłaś tak cudowny klimat... Jestem zauroczona!

    I znów zapędy szpiegowskie Robin dają o sobie znać. nie wiem czemu, ale mam takie dziwne obawy, że wkrótce to ją wpędzi w kłopoty...
    Zaraz... Mihawk wie?! No tak, tego akurat można było się spodziewać... Tyle, że on wygląda mi na takiego, co mu wszystko dynda i powiewa. Jak tzreba będzie ruszyć na wojnę to ruszy, wyrżnie wrogów a potem wróci na herbatkę... Tylko dziwi mnie trochę, że tak łatwo pozwolił na spotkanie Zoro i Sanjiego. Chyba w jego interesie, a co za tym idzie, rodu, Zoro raczej powinien stronić od chłopców... Dobra, przepraszam, znów nadinterpretuję! :(. Wybacz!

    A tutaj to się pogubiłam! Co to za turniej?! Czemu niby Zoro ma przegrać?! I o co chodzi z tą wojną! I znów Shanks przypomina mi wredną żmiję... Coś się nie mogę przekonać do tego faceta w Twoim opowiadaniu...

    Ich wspólne spotkanie... Nie! To była wprost przecudowne!! To porozumiewanie się bez słów, te rozterki blondyna... i jeszcze Zoro prawiący komplementy! Umarłam! Z zachwytu oczywiście! Wiedziałam, że Ty sprawisz, że Zoro jednak będzie kulturalnym księciem! Normalnie wiedziałam!!
    Potem jeszcze to jak blondyn grał... Ech... brak mi słów, jestem porażona magią tej sceny! Dziewczyno! Jak Ty cudownie opisujesz takie rzeczy! Nic tylko pozazdrościć!

    Sanji to też jednak taka troche wredna menda. Wiedział jak sie pozbyc Robin (i chwała mu za to ;)).

    Pocałunek! To było więcej niż mogłabym marzyć. Tylko szkoda, że Sanji uciekł :(. Zgadzam sie z Vanilią! Niech Zoro go goni! Niech go porwie w ramiona i caluje do utraty tchu! Ech... marzenia, wiem.

    Końcówka wprowadziła mnie w mroczny nastrój. Ostatnie zdanie normalnie wycisnęło łzy z oczu. Jest tak piękne i smutne zarazem... Zresztą tak jak cały rozdział. I jak na razie całość opowiadania. Pod podszewką tego wpaniałego klimatu i tajemnic wyczuwam morze smutku... Prosze, niech Sanjiemu w końcu przydarzy się coś dobrego!! I prosze nie każ czekać zbyt długo na nastepny rozdział!!

    Pięknie! A teraz ide chlipać dalej :(.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozpływam się lecz i serce mi pęka jak czytam to piękne opowiadanie, biedny Sanji mam ochotę go przytulić i pocieszyć go =) fabuła trafiła prosto w moje serce <3 a teraz powiem tak mam ochotę udusić Shanksa pierwszy raz w życiu xD Czekam z niecierpliwością na trzeci rozdział bo już mnie zera ciekawość xD
    Cloud- Abarai

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za słodka rozkosz czytać taką historie*.* Wciąga, porywa i z każdym zdaniem chcę się go więcej ;)

    Robin i jej szpiegowska natura bardzo fajnie tu wypada ;) Jak i cała jej postać, a w relacji z Sanjim to już w ogóle mam dla niej szczególne uczucia ;)

    Rozmowa Shanksa z Mihawkiem obudziła we mnie najprzeróżniejsze emocje, na początku nie wiedziałam co o tym myśleć ale jak zagłębiłam się w niej bardziej, wzbudziła lepsze odczucia ;)

    Bardzo podobał mi się Shanks porównujący Zoro do siebie. Poruszyło mnie to. W końcu historia lubi się powtarzać ;)

    Turniej! Czyli coś na co wyczekuję z zapartym tchem ^^ Na razie za bardzo nie łapie o co może w nim chodzi, ale mam swoje przypuszczenia ;) i nie mogę się go do czekać, to wiem na pewno! ;)

    Blondyn zaintrygowany stylem walki Zoro, rozpływam się przy takich kawałkach *.*
    Element muzyczny poruszył mnie najbardziej. To strzał w dziesiątkę bez dwóch zdań. Przez muzykę można tyle rzeczy okazać, że słowa nie są w cale potrzebne. Daje więcej niż zwykłe naturalne gesty i płynie prosto z serca, jest nie wymuszona i taka niezależna w swojej sile. Sięga dużo dalej, a jej przekaz jest zawsze niesamowicie wyrazisty i docierający do najdalszych odmętów serca i duszy. A najpiękniejsze jest to, że nie trzeba zawsze jej rozumieć wystarczy, że pozwoli jej się płynąc i podda jej dźwiękom *.* Dobra ... poleciałam trochę chyba ... wybacz!

    Sanji zainteresowany morzem… cudownie wyszło ci to jego pragnienie i super, że je zawarłaś ;)

    Tak… milczenie potrafi być takie szalenie wymowne i potrafi tak wiele… Świetnie zbudowałaś nastrój dzięki temu i coś urzekającego czego jeszcze nie potrafię precyzyjnie nazwać ale z całą pewnością czyni twoje opowiadanie magicznym ;)

    Brawo dla Sanjiego za użycie jakże przebiegłego podstępu ^^

    Końcówka i pocałunek cudowna! Taka piękna ale i wzruszająco smutna. Ten rozmazujący się makijaż pod wpływem łez, i ten kwiat odlatujący i to pragnienie blondyna i ta wiśnia i … jestem do głębi przeszyta tą sceną … stworzyłaś coś cudownego!

    „Motyl w uwięzi nie ma szans na rozprostowanie skrzydeł.” *.*

    Mam cicha nadzieję, że zlitujesz się nad nami czytającymi i dodasz wcześniej kolejną część *.*
    W każdym razie Dziękuję za napisanie takiego opowiadania! ;)
    Paulaa

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja pierdzielę, poruszasz me zapyziałe, czarne serducho. Kto by pomyślał, że taki z Zoro romantyk. Biedny Sanji *chlipie*
    Zdecydowanie za szybko się czyta, bo chciałabym zaznać kolejnych rozdziałów.
    A kwiat wiśni odlatujący na wietrze wyraził więcej niż cała reszta. I mi kurczę smutno teraz. Jesteś złą kobietą.


    Jedną katanę zawsze przytrzymuję w ustach. Wydaje mi się, że będzie wkrótce możliwość, abym mógł ci to przed panią zademonstrować - ogrom mego zboczenia mnie przytłacza

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyta się gładko i szybko. Opowiadanie jest powiedziałabym subtelne, uczucia Sanjiego odczuwamy bardzo delikatnie bez pośpiechu. W dodatku słowa są bardzo obrazowe, dosłownie widzę co napisałaś. Och świat, w którym żyje Sanji wydaje się być okrutny i lekko chaotyczny. W tym huraganie drepcze sobie blondynek, przebierany za kobietę, nie mający nic do powiedzenia. Gdy myśli, że mógłby być szczęśliwy, nagle mocno styka się z rzeczywistością. Scena spotkania Sanjiego z Zorem po prostu cudowna, przeurocza i ach i och. :)

    Gdybym czytała coś podobnego ale w formie papierkowej (książka) prawdopodobnie co chwila bym przerywała by przycisnąć do piersi, westchnąć, zamyślić się i znów powrócić do przyjemnej lektury. Niestety ale w tej sytuacji przytulanie laptopa byłoby komiczne. :D

    ~Kamigami

    OdpowiedzUsuń