Korekta: Kanako
Liczba rozdziałów: 2/2
Gatunek: yaoi, thriller, akcja
Para: SmokerxAce; poboczne: AcexSanji, NamixLuffy, ZoroxSanji
Ograniczenie wiekowe: 18+
Coraz częściej wybuchające pożary na obrzeżach miasta sprawiają, iż losy młodego ochotnika straży pożarnej Ace'a i komendanta policji Smokera prowadzącego sprawę, zetkną się na jednym z wypalonych pól. Ace interesuje się sprawą bardziej, niż jakikolwiek inny nastolatek, lecz Smokera nurtuje coś innego - dlaczego tak młody chłopak wstąpił do straży? Kto stoi za tajemniczymi pożarami i jaki ma z tym związek przeszłość Portgasa D. Ace'a? Zapraszam do czytania.
— Komendancie
Smoker — szepnął cicho Ace, oblizując prowokacyjnie wargi. — Czy pan się o mnie
bał?
Smoker na
moment zamarł, a jego serce zwolniło. Co ten smarkacz kombinuje?
Ace zbliżył się
do niego i wyciągnął mu cygaro z ust, odrzucając je za siebie. Idiota, przecież
dopiero co wyszedł z jednego pożaru, a teraz wywołuje drugi?
Komendantowi
wcale nie chodziło o tlące się cygaro, leżące gdzieś na mokrej trawie.
Portgas dotknął
delikatnie białych włosów mężczyzny, lecz ten jedynie drgnął i cofnął się o
parę kroków. Chłopak nie odpuszczał. Nikt ich nie widział, wszyscy byli
pochłonięci walką z płomieniami. Cóż, on też w tej chwili się z nimi zmagał.
Nie czuł jeszcze nigdy ciepła, które przyprawiało o aż taką przyjemność.
Dzikość. Skok adrenaliny. A Ace uwielbiał adrenalinę. Po części dlatego też
wstąpił do straży.
— Przestań —
warknął cicho Smoker, nie patrząc mu w oczy. Czarnowłosy jedynie uśmiechnął się
lekko. Opór jeszcze bardziej podsycał ten szalejący w nim ogień. Nie dość, że
był starszy, to jeszcze próbował trzymać się zasad moralnych… Uch. — Proszę,
przestań — powtórzył jeszcze raz, tym razem ciszej.
Ace nigdy nie
słuchał się starszych.
Gdy usta
czarnowłosego zetknęły się z wargami Smokera, komendant nie zareagował. Jego
wargi były chłodne i mocno zaciśnięte, przypominając swą fakturą marmur – kiedy
więc tylko lekko się rozwarły, chłopak nie wytrzymał. Językiem wślizgnął się do
wnętrza policjanta. Mężczyzna otulił dłońmi policzki młodszego, wkładając w
pocałunek coraz więcej pasji. Zapomniał, że gdzieś tam z tyłu jest Tashigi i
jego niedorobiona jednostka, że każdy może ich zobaczyć. Nastolatka i starego
faceta, którzy w tej chwili całują się, i każde ma ochotę na coraz więcej; że
Smoker, gdyby mógł, pociągnąłby go w tę wysoką trawę i… Pogłębił pocałunek,
pochłaniając gorąco ciemnowłosego z pożądaniem. Tak bardzo chciałby dotrzeć do
źródła tego, co wywołuje tak wielki ogień w tym chłopaku.
Ace odsunął się
i spojrzał z tryumfalnym uśmiechem na białowłosego. Komendant nie powiedział
nic. Wciąż obaj drżeli, oddychając ciężko. Portgas zachwiał się jak pijany,
otumaniony hormonami i emocjami, i zerknął w stronę strażaków. Smoker skinął
głową i czarnowłosy pobiegł do swoich kompanów, w parę chwil chwytając i
rozwijając kolejnego węża. W jednej chwili otrząsnął się i rozejrzał. Nikt ich
nie zobaczył. Westchnął z ulgą i ruszył ku Tashigi, zawzięcie notującej coś w
zeszycie. Część jego podwładnych rozproszyła się, by przeszukiwać teren wokół,
lecz zapewne jak zwykle nie uda im się nikogo wytropić ani znaleźć żadnych
śladów. Czasami czuł irracjonalny żal, że nie umie być w dwudziestu miejscach
na raz.
Grubo koło
trzeciej nad ranem zostały ugaszone ostatnie iskry. Ace i reszta strażaków byli
wyczerpani, tak samo podwładni Smokera, którzy spali na trawie, pochrapując w
najlepsze. Komendant znowu znalazł jeden niewypał, dokładnie taki sam jak
wcześniej. Ten dzieciak, który to wszystko podpala, nawet nie kombinuje
ulepszania swoich bomb zapłonowych. Jakie ma motywy? Gdyby każda kolejna
podpałka była lepsza, większa, policjant byłby w stanie zrozumieć tego psychola
chociaż trochę. Przecież on nie może robić tego dla samych pożarów. Zaprósza
ogień, by się na niego gapić? W sumie, miał już z takimi psychopatami do
czynienia.
Zerknął na
Tashigi, która jak zawsze roznosiła wodę strażakom. Ci, co mieli jeszcze siłę,
zajmowali się zwijaniem węży, a ratownik medyczny opatrywał ich poparzenia. Sam
dym potrafił porządnie zaszkodzić skórze, tym bardziej buchający z tak
wielkiego źródła. Komendant ujrzał zmierzającego w jego kierunku Ace’a i
poczuł, jak serce mu przyśpiesza. Najrozsądniej byłoby udać, że do niczego nie
doszło i ignorować tego dzieciaka, ale nie mógł. Za cholerę nie umiał udawać
obojętności.
— Przyjdę jutro
do ciebie — szepnął Ace, mijając białowłosego mężczyznę w drodze do drugiego
wozu strażackiego. Policjant drgnął, kiedy nastolatek lekko otarł się o jego
ramię. Zostawił za sobą smugę zapachów: pożaru, pożądania i pragnień. Smoker
oddałby wszystko, by utonąć w tej woni.
Przełknął ślinę
i wsiadł do radiowozu. I tak nie uda im się już niczego odnaleźć.
*
Ace wślizgnął
się cicho do domu, by nie obudzić śpiącego brata. Był wyczerpany. W oczach
wciąż czuł piekący dym, ale w końcu sam tego chciał, prawda? Ku pamięci tak
bliskiej i ważnej dla niego osoby. Cieszył się, że to już sobota i nie będzie
musiał zawracać sobie głowy lekcjami. Wstąpienie do straży wiązało się z
naprawdę dużymi wyrzeczeniami. Fakt, mógłby tam siedzieć tylko dwie godziny
dziennie, ale on chciał się poświęcać. Chciał przelać płomień swego życia w
coś, co może ratować innych.
Wszedł pod
prysznic, zmywając ze skóry sadzę i zapach dymu. Ciepła woda otulała go ze
wszystkich stron, kojąc zmęczone mięśnie i kołaczące serce. Poniosło go… wtedy.
Strach w oczach Smokera wyzwolił w nim tak ogromną falę emocji, której w
dodatku nie mógł powstrzymać, w jednej chwili. Uwielbiał emocje, impulsy i
adrenalinę. Na pewno nie uważał się za człowieka rozważnego, bo kiedy działa
się impulsywnie, wszystkie doznania są mocniejsze. Bardziej wyraziste. Dlaczego
jego życie miałoby być zwykłą, szarą papką?
Ślinka
napłynęła mu do ust, gdy przypomniał sobie pocałunek. Krew natychmiast uderzyła
mu do głowy na wspomnienie dotyku warg Smokera. Jego opór… podniecał go.
Wewnętrzne ciepło zaczęło spływać między nogi Ace’a. Uśmiechnął się lekko. Na
razie jest za bardzo zmęczony.
Gdy wreszcie
wszedł do łóżka, już świtało. Za parę godzin obudzi się jego nierozgarnięty
brat, błagając o niekończące się porcje jedzenia (i jemu porządnie burczało w
brzuchu, ale nie będzie objadał się przed snem). Za parę godzin dowie się, kim
jest tak naprawdę dla siwowłosego komendanta.
Nigdy bym
nie pomyślał, że… ja i starszy facet…
*
Smoker siedział
przy biurku, patrząc na kserokopię mapy regionu Tokio, w obrębie którego
wybuchały pożary. Zaczęły się one jakieś dwa miesiące temu. Miał niegasnące
przeczucie, że jest w to zamieszany ten cholerny, piegowaty smarkacz. Zerknął
na zegar. Dochodziła piętnasta. Niedługo część policjantów wybędzie na przerwę
obiadową, a on zostanie tu jak stary dziadek, zasypany papierzyskami. Wciąż
pamiętał o tym, co powiedział Ace, lecz nie sądził, by przyszedł prędko. Był
naprawdę porządnie wyczerpany po wczorajszej akcji.
Chwycił marker
i zerknął na piętrzący się na biurku stos protokołów. Pierwsze podpalenie.
Odszukał miejsce na mapie i postawił ciemną kropkę. Drugie. Od początku
działania tego psychopaty wybuchło w sumie dwanaście pożarów, sześć w ostatnim
miesiącu, w nieregularnych odstępach czasowych. Pasuje do ucznia, który nie
zawsze ma czas po lekcjach albo problemy z wymykaniem się z domu. Gdy na mapie
pojawił się dwanaście zaznaczonych miejsc, Smoker zamarł. To niemożliwe.
Czyli…? Ace…?
Połączone ze
sobą punkty tworzyły na mapie wielką literę „A”. Nie była jednak ona kompletna
– pozostawał trzynasty punkt, jako zwieńczenie „litery”. Zerknął na daty
pożarów raz jeszcze. Wszystko się zgadza. Najniżej po lewej – pierwszy atak. Po
prawej – drugi. Nie były w regularnych odstępach, ale chronologia pasowała.
Mimo to, czy
Ace byłby na tyle durny, by podpisywać się pod czymś takim? Czy
byłby na tyle bezczelny, by potem całować go, ba, spojrzeć mu w oczy? Wiedział,
z kim ma do czynienia. Smoker nie był przeciętnym policjantem.
Ciężką od myśli
ciszę przerwało pukanie do drzwi.
— Wejść —
warknął komendant, nie spuszczając oczu z mapy. To nie mógł być Ace.
— Dzień dobry —
usłyszał młody, męski głos i serce zabiło mu mocniej. Natychmiast poderwał się
z miejsca i zatrzasnął drzwi.
— Co im
powiedziałeś? — Przyparł Ace’a do drzwi, przytrzymując dłonią ramię chłopaka.
Czarnowłosy uśmiechnął się lekko. Otumaniał go oddech mężczyzny, rozbijający
się o jego własny; o jego usta i twarz.
— Żem z rodziny
— wyszczerzył się szeroko. Smoker parsknął i odszedł do swojego biurka,
chowając mapę. Zawahał się. A może trzeba zagrać z nim w otwarte karty?
— Ja… Chcę
wiedzieć. — Portgas przełknął ślinę i podrapał się po głowie. –Czy… Podobał ci
się wczorajszy…
— Tak —
odpowiedział bez zawahania komendant, patrząc prosto w ciemne oczy chłopaka.
Ace ruszył pewnie w kierunku biurka i bez namysłu zwalił wszystkie leżące na
nim papiery. Oparł się o blat rękoma i przyciągnął do siebie za krawat
policjanta. Ich usta ponownie się złączyły. Portgas niemal słyszał w uszach
dźwięk syreny strażackiej. Poczuł gorąco rozlewające się po ciele, kiedy Smoker
objął jego twarz dłońmi, tak jak wtedy, w tak czułym i jednocześnie płomiennym
geście. Zaczął pieścić jego wargi językiem, podziwiając ich fakturę, wpełzając
leniwie do środka i drażniąc się. Powoli sięgnął do guzików niebieskiej,
policyjnej koszuli, rozpinając jeden po drugim. Mężczyzna miał naprawdę
umięśnione ciało i perfekcyjnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Wyraźnie odcinał
się na tle zwykłe grubych komendantów. Był silny i potężny.
— Ty chyba nie
chcesz… Teraz…? — zdążył wyszeptać Smoker, kiedy chłopak popchnął go na podłogę
tak, że obaj zniknęli całkowicie zakryci przez biurko. Ace jedynie uśmiechnął
się w odpowiedzi. Komendant tego nie chciał, miał tyle pytań do niego, sprawa
wciąż czekała do rozwiązanie…
W sumie, teraz
to nie było ważne. Czuł na sobie młode ciało, dociskające się do niego z pasją
i pożądaniem. Niemal zdarł koszulkę z ciała ciemnowłosego, ciesząc dłuższą
chwilę oczy widokiem mięśni i klatki piersiowej Ace’a. Poczuł, jak tamten
zaczyna gmerać niebezpiecznie blisko paska od spodni i zacisnął zęby. Szybki
był. Erekcja dawała się we znaki niemal od samego początku, odkąd tylko zapach
chłopaka rozszedł się po tym pokoju. Pozwolił, by dobrał mu się do rozporka,
przerywając pocałunki. Chciał go. Płonął wewnątrz i chciał przelać ten ogień w
jego ciało. Chciał skosztować jego ognia.
— Mmm… —
zamruczał cicho, kiedy poczuł ciepłe dłonie na swoim penisie. To było złe i
niegrzeczne. Robił to w pracy. Z dzieciakiem. Czy powinien czuć się jak
pedofil? Ależ on go do niczego nie zmusza. Nie zmusza go, by dotykał jego
penisa w ten sposób. By… ach… by go oblizywał z tak perwersyjnym wyrazem
twarzy. Nie zmusza go, by brał go do ust i pochłaniał niemal w całości, ssąc
namiętnie główkę. Nic… mu… ach… nie nakazał…
Ale on lubił
wydawać rozkazy.
— Wstań —
zakomenderował i Ace wstał posłusznie, nie spuszczając wzroku z rozpalonej
twarzy mężczyzny. Popchnął go delikatnie na biurko, zmuszając do siedzenia na
blacie. Rozszerzył nogi chłopaka, pieszcząc dłońmi delikatną skórę na jego
udach. Ace odchylił głowę i przymknął oczy, a ciemne włosy spływały mu miękką
falą na barki. Jęknął cicho, kiedy mężczyzna pierwszy raz otarł się o jego
wejście. Cały się naprężył, czując to dziwne uczucie przenikające każdy staw.
Rozluźnił pośladki i pozwolił, by tamten wsunął się w niego jednym, pewnym
ruchem. Ciepło Smokera wypełniło go od środka, przyprawiając o falę ekstazy.
Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czuł.
Przy pierwszych
ruchach nie czuł niemal nic, jedynie niekomfortowe rozpychanie wewnątrz, lecz
im dłużej to trwało, tym bardziej wiedział już, o co chodzi. Zacisnął mięśnie
na członku Smokera, pozwalając, by ocierał się o nie intensywniej i wygiął się
do tyłu. Białowłosy oparł głowę na ramieniu Ace’a, masując jednocześnie jego
pośladki i ssąc szyję. Na pewno będzie miał malinki. Ciemnowłosy otarł się
nosem o czoło mężczyzny i chwilę później ten znów go całował, wlewając w niego
swoje pożądanie i pragnienia. Portgas uniósł się nieco na biurku. To było
niemal… magiczne. Nie było żadnej gwałtowności w ich ruchach, jedynie szalejące
wokół płomienie, płynność. Chciał ugasić ten pożar, chociaż jednocześnie
pragnął, by trwał jak najdłużej. Smoker otaczał go z każdej strony. Czuł jego
ciepło na ustach i wewnątrz siebie. Oddech komendanta przyprawiał chłopaka o
gęsią skórkę na szyi. Portgas jęknął, kiedy poczuł wilgotny język na swoim
sutku. Ktoś mógł ich usłyszeć, ale nie dbał o to. Drzwi były otwarte.
Adrenalina tylko dodawała przyjemności.
— Jeszcze —
szepnął prosto w ucho Smokera, prowokując go. Poczuł coraz mocniejsze pchnięcia
i jeszcze więcej przyjemności. Ace zaczął wić się na biurku. To było wspaniałe.
Intensywne. Sam fakt, że trzymały go tak męskie i silne ramiona… tak stanowcze
ruchy…
Tego było za
wiele. Chłopak wygiął się do tyłu, zaciskając oczy, czując, jak zaczyna
wypełniać go ogień Smokera. Mężczyzna opadł zdyszany na ramiona chłopaka,
przymykając powieki i szepcąc gorączkowo jego imię niczym mantrę. Był…
spełniony. Obaj byli. Popatrzył z lekkim uśmiechem na wymęczonego białowłosego
i dotknął jego policzka.
Za drzwiami
rozległy się trzaski. Ace i Smoker natychmiast poderwali się i zaczęli ubierać
naprędce, zgarniając przy okazji zrzucone przez chłopaka papiery. Komendant
klął pod nosem, że miał wszystko poukładane datami albo alfabetycznie. Kiedy do
pokoju weszła Tashigi, ujrzała względny porządek i Portgasa siedzącego w
wyprostowanej pozycji na krześle przy biurku Smokera. Była nieco zaskoczona
obecnością chłopaka, lecz nie skomentowała tego ani słowem. Tak samo jak
niedopiętej koszuli swojego szefa i rozpiętego rozporka ciemnowłosego.
— Przyniosłam
papiery, o które pan prosił — powiedziała, odkładając dokumenty, i wyszła. Ace
odetchnął z ulgą i popatrzył szczęśliwy na Smokera, lecz ten miał srogą minę.
— Żeby mi to
był ostatni raz — mruknął komendant. Chłopak wyszczerzył się jeszcze bardziej.
— Mam też inny problem. Chcę ci zadać parę pytań, także potraktuj to teraz
poważnie i na moment zapomnij, co się tutaj przed chwilą działo.
— Dobrze.
Słucham.
— Kiedy wstąpiłeś
do straży?
— Dwa miesiące
temu.
Mężczyzna
drgnął. Czas pokrywał się idealnie z rozpoczęciem działań podpalacza, ale to
nonsens, żeby Ace podpalał łąki i chwilę później biegł to gasić.
— Dlaczego?
Ciemnowłosy
utkwił wzrok w podłodze. Widać było, że myśli, co odpowiedzieć. Napięcie w
sercu białowłosego zaczęło coraz bardziej narastać.
— Mój wujek i
jednocześnie… największy autorytet w moim życiu… zginął w pożarze. Słyszał pan
o śmierci Edwarda Newgate’a?
Smoker skinął
głową. Sam się zajmował tą sprawą. Paskudny przypadek, wybuchła instalacja
gazowa. Kiedy straż dotarła na miejsce, było już za późno, by uratować tego
mężczyznę.
— Nie chcę, by
kogokolwiek z moich bliskich też zabrał ogień. Chcę umieć ich przed tym
ratować. Ogień jest piękny, fakt, ale jest równie niszczycielski. W sumie to
krąg życia – niszczy, by dawać miejsce nowemu. Ale strata zawsze boli.
Wciąż nie
patrzył mu w oczy, jednak po chwili podniósł głowę i wyprostował się na
krześle. Na jego twarz wypłynął ten znajomy, łobuzerski uśmieszek.
— No, a poza
tym jestem uzależniony od adrenaliny i lubię czuć się jak bohater.
Smoker nie mógł
powstrzymać lekkiego uśmiechu. Nabrał już całkowitej pewności, że to nie Ace
jest sprawcą tych pożarów, jednak… ta litera…
— Miałeś
dziewczynę, którą ostatnio rzuciłeś lub wplątałeś się w jakiś przelotny romans?
— zapytał rzeczowym tonem komendant, lecz Portgas zesztywniał i zmarszczył
brew. Białowłosy zatrzymał się w pół kroku, sięgając po mapę.
— Nie będę o
tym mówił — odparł krótko.
— Wiesz, bo
bardzo mnie ciekawi, któż inny wpadłby na ten pomysł – położył przed chłopakiem
mapę z niedokończoną literą „A”. Chłopak wytrzeszczył oczy. Smoker w jednej
chwili zdał sobie sprawę, że piegus może coś wiedzieć.
— Wiesz, ile
jest osób, których imię zaczyna się na literę „A”? — warknął, jednocześnie
uważnie studiując wzrokiem mapę. Dwanaście punktów i brakujący, trzynasty… Tak.
Byli ze sobą trzynaście dni. To w ogóle nie był dobry pomysł, sam nie wiedział,
jak to się stało, ale… on nie byłby do tego zdolny. Zerknął mimowolnie
na kalendarz. Pierwszy pożar wydarzył się tego samego dnia, kiedy rozpoczął się
ich związek, a jutro… jutro będzie piętnasty. Wtedy… wszystko się skończyło. W
sumie nie wszystko, bo nie umie o nim całkiem zapomnieć, ale już nigdy nie
będzie jego. Teraz nawet go nie potrzebował.
— Ace. — Smoker
podszedł do chłopaka i popatrzył mu prosto w oczy. Portgas przełknął ślinę.
— Jutro… Będzie
kolejny pożar.
*
Noce są
cudowne, zwłaszcza te letnie. Maszerował dziarsko przez trawy, tupiąc masywnymi
butami. Dzisiaj musiał się pośpieszyć. W nocy miało padać, a deszcz zniszczyłby
jego piękne dzieło w kilka okrutnych chwil. Trawy były rozkosznie suche, w sam
raz, by mógł dzisiaj wywołać największy ogień, jaki tylko będzie w stanie.
Rozłożył ładunki zapalne w czterech miejscach oddalonych od siebie o taką samą
odległość i dołożył piąty, który łączył się lontami z pozostałymi. Zapalił
środkowy i odsunął się parę kroków do tyłu, by móc podziwiać to, co dzisiaj
stworzy.
Początkowo były
to tylko maleńkie iskierki, uśmiechające się i migające łobuzersko do niego.
Kojarzyły mu się z nim. Tylko on był w stanie przywołać na twarz tak
szelmowski uśmieszek. Iskierki wzniosły się do góry i rozbiegły w pięciu
kierunkach, pędząc do źródła zapłonu. Ścigały się, która pierwsza będzie na
miejscu i rozbudzi swoją większą siostrzyczkę. Wyścig skończył się remisem. W
jednej chwili pięć ładunków wybuchło, tworząc okrąg ognia na ziemi. Patrzył na
to jak oczarowany. Płomienie zaczęły rosnąć, podsycane szeptami wiatru i
odbierając swoją ofiarę od matki ziemi. Rozkoszował się ciepłem, chłonął całym
ciałem potęgę pożaru, coraz bardziej rosnącą w siłę…
Niemożliwe.
Syreny strażackie? Nie daliby rady przyjechać tak wcześnie!
Odwrócił się na
pięcie i chciał uciec, lecz za plecami stało około pięciu policjantów, każdy z
celował w jego plecy pistoletem.
— Ręce do góry.
Jesteś zatrzymany.
*
Ace wypadł z
wozu strażackiego w kierunku radiowozu. Zobaczył go, siedzącego na tylnim
siedzeniu. Nie wiedząc, co robić, żeby się nie zdradzić, pomógł kolegom z
jednostki wyładować sprzęt. Widok Smokera rozproszył go jeszcze bardziej. Na
szczęście, zaczął siąpić lekki deszcz i płomienie chociaż się już nie
rozprzestrzeniały. Podszedł do policjantów wraz z dwoma innymi kolegami,
również zaciekawionymi, kto stał za tymi wszystkimi pożarami.
— Chcesz z nim
pogadać? — spytał cicho Smoker. Ace skinął głową. Policjanci zajęli czymś
resztę jednostki strażackiej, a Portgas przemknął się chyłkiem do samochodu.
Prędko wpakował się na tylne siedzenie i zatrzasnął drzwi. Sanji patrzył na
niego swymi błękitnymi oczyma, drżącymi lekko z przerażenia.
— Dlaczego? —
szepnął czarnowłosy. Blondyn uśmiechnął się lekko.
— Nie chciałem,
żebyś… tak szybko o mnie zapomniał — odparł, uciekając spojrzeniem w bok.
— Zgłupiałeś?
Możesz trafić za kratki, debilu!
— Nie mogłem
znieść, że… nie możemy być razem, bo wszystkie siły wkładasz w straż.
— I dlatego
związałeś się z Zoro?
Zapadła cisza.
— Ten związek
był porażką — powiedział cicho Sanji. — Ale czasami… dwoje ludzi czuje, że
muszą ze sobą być, ale za nic nie mogą.
— Sanji. To po
prostu porażka, a nie tragiczna miłość
zesłana z niebios.
Niebieskie
tęczówki znów zadrżały.
— Zrozum — szepnął
Ace i wysiadł z samochodu. Miał nadzieję, że jego przyjaciela nie czeka
więzienie i uda mu się wyjść za kaucją. Miał bogatego ojca, właściciela
najlepszych restauracji w Japonii. Musi mu się udać. Postara się też, żeby nic
nie rozniosło się po szkole.
Nigdy nie
przypuszczał, że ktokolwiek zrobiłby coś takiego… dla niego. Sanji chciał
zwrócić na siebie jego uwagę w ten sposób. Ace’owi też ciężko było pogodzić się
z końcem tamtego związku, ale…
— W porządku? —
Smoker stał ze spuszczoną głową, udając, że czyta notatki Tashigi. Portgas
poprawił hełm na głowie i nasunął na twarz ochronną szybkę. Jego kompani
czekają.
— Tak. Wszystko
w porządku — odparł i rzucił się w wir akcji strażackich, mając nadzieję, iż
uda mu się chociaż na chwilę zapomnieć o tym, co zrobił jego były chłopak.
Niektóre
związki, choć płomienne i namiętne, są skazane na porażkę: po prostu tak jest
im pisane i już. Tak samo wyglądały relacje pomiędzy nimi.
Lecz nie czas o
tym myśleć. Zerknął na Smokera wydzierającego się na swój oddział i uśmiechnął
się lekko, kierując strumień wody prosto w pożogę.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o tym, co wydarzyło się w przeszłości między Sanjim a Acem, czekajcie cierpliwie na dodatek do opowiadania ^^.
Było super.
OdpowiedzUsuńO matkooooooo. Dodatek, dodatek!
No, byłam w szoku jak się okazało, kto jest podpalaczem :D Ale w sumie pasuje, bo San-chan w serii również ma dużo motywów z ogniem. Bardzo dobrze przemyślane :D AceSan wymiata i chcę ten special :D
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki to szkoda mi Sanjiego :( Chciałabym go przytulić. Mam nadzieję, że nie trafi za kratki. Jestem bardzo ciekawa co się później z nim stało, ale tego pewnie się nie dowiem, a szkoda.
Ace znalazł sobie nowy obiekt uczuć, Smokera xD W sumie to nie wiem, co o nich napisać. Jakby nie patrzeć, to opowiadanko z góry było poświęcone im. Wspólne ich sceny były dobrze opisane.
To teraz zacieram łapki i czekam na AceSanowy special :D Happyendu nie będzie, ale przynajmniej wyjaśni nam to ich relacje :)
A mogłabyś napisać mi chociaż na gg, co się potem z Sanjim stało? :)
awwww.~
OdpowiedzUsuńSanji podpalczem, fajnie że to on nim był.
Co do SmoAceowych scenek nie ma co narzekać bo było bardzo miło.
Jaram się tym opowiadaniem XD
Jaram się ficzkiem jak ruska dziwka *_*
OdpowiedzUsuńJak przestanę i się ogarnem dam znać i skomciam :D
Kocham to opko <3
kocham to opko ♥
Usuń*jara siem* ☻
Przyszłam i udaję, że myślem i, że napiszem coś konstruktywnego, więc się nie śmiej, Sarin~!
Zostawił za sobą smugę zapachów: pożaru, pożądania i pragnień.
Loffciam to zdanie~! ♥
No, a poza tym jestem uzależniony od adrenaliny i lubię czuć się jak bohater.
Cuuuuuudo~!!!!! To było takie do bólu w stylu Ace'a, że aż myślałam, że się za szczęścia popłaczem XD
Opis seksu był boski. Taki mrrrrrrrrrrrrr~! Luzacki. XD
Chcem więcej Ace'a w twoich ficzkach ^_^
Ale to już uzgodniliśmy XD
*idzie się jarać w samotności* ♥♥♥♥
... i nie muszę ci mówić, że kochaaaaam to opcio, ne? XDDDD
Kana, Ty napalona fanko xD
UsuńJa piórkuje...niesamowite!!!!!! Nie mogłam oderwać oczu, najbardziej mnie zaskoczyło kto się okazał podpalaczem..Rany.. Plus jeszcze te opisy miziania...nyaa uwielbiam takie ficzki. Jak zawsze spisałaś się na medal!!!
OdpowiedzUsuń