Tytuł: Nie chcę płakać w samotności
Autorka: Ayo3
Korekta: ema670
Liczba rozdziałów: 3/3
Gatunek: shounen-ai, dramat, romans
Para: ZoroxSanji (KidxLaw, NamixVivi, AcexBonney, UsoppxKaya, LuffyxLily)
Ograniczenie wiekowe: 14+
Piosenka przewodnia: KAT-TUN - RESCUE
Uwagi: wulgaryzmy
Autorka: Ayo3
Korekta: ema670
Liczba rozdziałów: 3/3
Gatunek: shounen-ai, dramat, romans
Para: ZoroxSanji (KidxLaw, NamixVivi, AcexBonney, UsoppxKaya, LuffyxLily)
Ograniczenie wiekowe: 14+
Piosenka przewodnia: KAT-TUN - RESCUE
Uwagi: wulgaryzmy
No i nareszcie ostatni rozdział, który jak zwykle pojawił się z opóźnieniem. Dedykuję go Pauli, która czekała na niego z niecierpliwością, przypominając mi na gg bym pisała :D Tak więc jest ^^ Przypominam, że do tego opowiadanka powstanie jeszcze special oraz osobna historia życia bohaterów w liceum. Jednak zanim do tego przejdę, zaprezentuję Wam inne opowiadanko. Pairing to ZoroxMerman!Sanji. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ^^ Życzę miłego czytania!
Nie chcę płakać w samotności.
Pomóż mi. Poszukaj mojego światła.
Proszę, zabierz mnie do domu.
Pomóż mi. Poszukaj mojego światła.
Proszę, zabierz mnie do domu.
hodził od jednej strony korytarza
do drugiej. Kompletnie nie mógł znaleźć sobie miejsca. Denerwował się strasznie
i w żaden sposób nie mógł tego powstrzymać. Ogromne szczęście mieszało się ze
strachem, który z minuty na minutę przybierał na sile. Drzwi do sali Sanjiego
były zamknięte, a jemu kazali czekać cierpliwie na korytarzu. Co chwilę
zerkając na zegarek, uznał, że czas specjalnie robi mu na złość, strasznie
mozolnie poruszając się do przodu. Chciał już wejść do tego cholernego pokoju i
upewnić się, że wszystko jest w porządku. Czekanie doprowadzało go do
szaleństwa i miał ochotę na czymś się wyładować, ale robienie demolki w
szpitalu nie było najlepszym pomysłem. Miał nadzieję, że nie będzie to długo
trwało i już za parę minut będzie mógł się znowu cieszyć bliskością ukochanego.
Tak bardzo mu tego brakowało. Samotność powoli go wykańczała.
Gdy
drzwi się otworzyły i na korytarz wszedł Law razem z dwoma pielęgniarkami i
jakimś nieznanym mu blondynem, Zoro natychmiast do niego podbiegł. Na informacje,
że Sanji się obudził, zielonowłosemu spadł kamień z serca. Jak najszybciej
chciał się z nim przywitać i przytulić go mocno, jednak Trafalgar go zatrzymał,
zapraszając najpierw do swojego gabinetu, aby omówić parę rzeczy dotyczących
Sanjiego. Roronoa ponownie się wystraszył, jednak ruszył za lekarzem, a razem z
nimi ów nieznajomy mężczyzna. Zielonowłosy zastanawiał się, o co może chodzić,
mając znowu czarne scenariusze w głowie. Mimo iż nie wierzył w Boga, modlił się
w duchu, aby blondynowi nic nie było. Usiadł naprzeciwko biurka i wbił
zaniepokojone spojrzenie w przyjaciela.
-
Przebudzenie odbyło się bez większych problemów – powiedział Law, jak zwykle
swoim spokojnym, pozbawionym większych uczuć tonem, jednak jego twarz wyglądała
poważnie. – Kuro ma chwilowe zaniki pamięci, więc musisz się liczyć z tym, że
nie wszystko pamięta, a wszystkie wydarzenia z jego życia będą do niego wracać
i bardzo możliwe, że będzie przeżywał je jeszcze raz. Gdy go przebudziliśmy nie
był w stanie wyksztusić słowa, ale już cię uprzedzałem, że może mieć problemy z
mówieniem.
Zoro
słuchał tego z najwyższą uwagą. Chciał, żeby Law jak najszybciej skończył ten
swój wykład. Dobrze pamiętał, co lekarz mówił mu tej nocy, gdy Sanji został
przywieziony do szpitala i myślał o tym niemal każdego dnia. Nie przeszkadzało
mu to, że blondyn początkowo może mieć problemy z odzyskaniem dawnej
sprawności. Jedyna rzecz jaka się dla niego liczyła, to dać mu wsparcie i
pomoc, aby mógł powoli z tego wyjść. Tylko to miało znaczenie, reszta była
wręcz nieważna. Był przygotowany również na to, że jego ukochany może go nie
pamiętać na początku.
-
Najważniejszą kwestią będzie jego stan psychiczny – kontynuował Trafalgar. – To
nie było lekkie uderzenie w głowę czy kopnięcie, ale pobicie i to dość
brutalne. Nie wykluczam możliwości, że Kuro będzie bał się jakiegokolwiek
kontaktu fizycznego. Rozumiesz, co mam na myśli? Teraz jest otumaniony, ale gdy
powoli zacznie z tego wychodzić może cię od siebie odpychać. Chcę, żebyś był na
to przygotowany i to zaakceptował, bo jeśli będzie czuł twoje zawahanie to jego
stan umysłowy może się pogorszyć. Dlatego też poprosiłem o pomoc psychologa. To
jest Basil Hawkins.
Zoro
w szoku popatrzył na blondyna, który im towarzyszył. Teraz mógł przyjrzeć się
mu dokładniej. Jedno mógł stwierdzić na pewno, facet nie wyglądał normalnie.
Nawet pokwapiłby się na stwierdzenie, że to właśnie temu gościowi trzeba
psychologa. Basil miał długie, lekko falowane blond włosy, nad brwiami dość
rzucające się w oczy pionowe tatuaże, a jego wzrok był taki zamglony, jakby jego
właściciel był właśnie w swoim wymyślonym świecie. Roronoa nie był do końca
pewny, co do tej osoby, jednak wolał posłuchać Lawa, bo wiedział, że ten wie co
robi. Zielonowłosy wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny, a ten uścisnął ją, wbijając
swoje rozmarzone spojrzenie w Zoro.
-
Nie ma na nim cienia śmierci – powiedział trochę nawiedzonym tonem, co
spowodowało, że Zoro aż podskoczył. – Postaram się wyleczyć jego stan umysłu.
Roronoa
pokiwał tylko niepewnie głową. Nie był zachwycony faktem, że Sanji będzie pod
opieką jakiegoś stukniętego faceta, ale skoro miało to pomóc Kuro, to nie było
innego wyboru. Trochę zaniepokoiła go myśl, że nie będzie mógł przytulić
blondyna tak jak kiedyś. Musiał przyznać, że bał się tego. Nie wiedział ile wytrzyma,
jeśli faktycznie będą musieli żyć w takiej separacji. Przyrzekł jednak sobie,
że zrobi wszystko, aby ukochany wrócił do siebie i nadal był tym uśmiechniętym
Sanjim, którego widział jeszcze parę dni temu. Jeśli nawet będzie trzeba, to
jeszcze raz rozkocha go w sobie.
-
Czy mogę już do niego iść? – zapytał zniecierpliwiony. – Czy jest jeszcze coś,
o czym powinienem wiedzieć? – zapytał wstając. Widząc, że Trafalgar pokiwał
przecząco głową, opuścił pomieszczenie. Jednak pech go nie opuszczał nawet w tak
trudnym momencie. Znowu wylądował nie
wiadomo gdzie, a naokoło niego po korytarzu chodzili starcy, podtrzymujący się
laskami lub jakimiś innymi rzeczami. – Kurwa mać! – zaklął pod nosem i wrócił
się z powrotem.
Nienawidził
tego szpitala. Zawsze będzie mu się kojarzyć z bólem, nieznośnym wyczekiwaniem
i tym, jak źle wszystko mogło się skończyć. Odetchnął z ulgą, gdy po paru
minutach znalazł właściwe drzwi. Zatrzymał się przy nich. Nie miał pojęcia jak
reagować, jak tam wejść. Jeszcze niedawno myślał, że wejdzie tak po prostu i
się z nim przywita, jednak nie było to takie łatwe, a zwłaszcza, że tyle
sprzecznych emocji mieszało się w nim naraz. Stał tak jeszcze przez moment, po
czym wszedł do środka.
Sanji
leżał na łóżku. Jedyną zmianą było to, że miał pod głowę podłożoną większą
poduszkę. Zoro podszedł dalej. Na pierwszy rzut oka myślał, że blondyn śpi,
jednak ten patrzył się w sufit. Zielonowłosy nie wytrzymał już tego dłużej i
podszedł do niego, przytulając go tak, aby nic mu nie uszkodzić. Czuł jak po policzkach
spływają mu słone łzy. Tak się bardzo ucieszył na widok tych niebieskich oczu,
za którymi tak bardzo tęsknił.
-
Sanji… – wyszeptał mu do ucha drżącym głosem. Czuł, że chłopak drży. – Już
jestem. Wszystko będzie dobrze – powiedział i poczuł jak blondyn unosi dłoń aby
go objąć, jednak ta upadła bezsilnie z powrotem na łóżko.
Zoro
popatrzył na twarz ukochanego. On również płakał, otwierając usta aby coś
powiedzieć, jednak zamiast słów, wydobywało się z nich ciche charczenie. Kuro
nie musiał nic mówić. Roronoa dobrze wiedział, że Sanji go rozpoznał. Tak
bardzo się cieszył, że mu nic nie jest, że się przebudził. Pocałował go
delikatnie w czoło i palec przybliżył do jego ust, które momentalnie przestały
się poruszać. Tak bardzo chciał go wziąć z tego szpitala do domu. Chciał z nim
być cały czas, jednak dobrze wiedział, że to nie moment aby zachowywać się
egoistycznie. Blondyn wyglądał na zagubionego, przestraszonego i zmęczonego.
Zielonowłosy jeszcze raz go pocałował, tym razem w usta.
-
Będzie wszystko dobrze, kochanie – powiedział spokojnie. Nie chciał by Sanji
czymkolwiek się teraz zadręczał. – Będę przy tobie cały czas, nigdzie nie
odejdę. Proszę, zamknij oczy i się prześpij. Obiecuję, że jak wstaniesz będzie
o wiele lepiej.
Patrzył
w te niebieskie oczy i aż serce go bolało, że to właśnie on musi leżeć w takim
stanie. Przejechał dłonią po jego powiekach, aby się zamknęły. Usiadł na
krześle i widział jak dłoń Sanjiego czegoś szuka. Bez zastanowienia chwycił za
nią i pocałował. Gładził ją delikatnie. Chciał aby zasnął i chociaż przez
chwilę o wszystkim zapomniał. Teraz zaczął sobie tak naprawdę zdawać sprawę w
jakiej sytuacji obydwoje się znaleźli. Przez ostatnie dni miał w głowie tylko
nadzieję, że ukochany się obudzi, a co będzie potem kompletnie go nie
interesowało. To co usłyszał od Lawa sprawiło, że zaczął się bać. Nie wiedział
czy da radę to wszystko udźwignąć, czy będzie w stanie wszystko przetrzymać i
pomóc. Uświadomił sobie jaką jest słabą osobą. Skarcił siebie w myślach za te
chwile zwątpienia.
Ścisnął
mocniej jego rękę i spojrzał na twarz. Wyglądało na to, że Sanji zasnął.
Patrzył na piękną twarz kochanka i mimowolnie się uśmiechnął. Nawet w takiej
sytuacji jego osoba lśniła niesłychanym światłem, które tak bardzo przyciągało
serce Roronoy. Co by się nie działo, Zoro wiedział, że go nie zostawi,
zwłaszcza, że był pewny iż chłopak będzie go potrzebował. Tak bardzo go kochał
i chciał być z nim do końca życia. Nie wyobrażał sobie nikogo innego z kim
mógłby dzielić najwspanialsze i najsmutniejsze momenty. Blondyn był jego
codzienną motywacją i chęcią do dalszej egzystencji. Czuł, że z nikim innym nie
mógłby się tak dobrze porozumieć i uzupełnić.
Pochylił się
nad nim i musnął w policzek. Odgarnął blond włosy z jego twarzy. Tak bardzo za
nim tęsknił i cieszył, że w końcu do niego wrócił. Ułożył delikatnie jego dłoń
na pościeli i wstał. Musiał napić się kawy, żeby trochę uspokoić skołatane
nerwy. Uśmiechnął się jeszcze raz do śpiącego chłopaka.
- Za chwilkę
przyjdę – powiedział i wyszedł na korytarz. Szpital budził się powoli do życia,
a pacjenci, odwiedzający ich znajomi i członkowie rodziny wylali się na
korytarze. Zoro usiadł na pierwszym lepszym krześle przy sali i schował głowę w
dłoniach. W głowie cały czas miał niebieskie oczy, które wypełniał ból. Tak
bardzo chciał pomóc blondynowi, a okazuje się, że swoją osobą jeszcze bardziej pogorszył
sytuację.
- Ten stan nie
będzie trwał wiecznie – usłyszał znajomy głos i szybko odwrócił głowę w miejsce
skąd dochodził. Zaraz koło niego ni stąd, ni zowąd pojawił się ów mężczyzna,
którego poznał dzisiaj w gabinecie Lawa. Popatrzył na niego zdziwiony. Hawkins
miał w rękach karty i przewracał je powoli, przyglądając się każdej z nich
osobno. – Całkowitą pamięć odzyska zapewne do trzech dni. Nie ma gwarancji, czy
będzie funkcjonował umysłowo tak jak przed wypadkiem. Prawda jest taka, że
wszystko zależy od ciebie. Jeśli dobrze wszystko rozegrasz jest możliwość, że
pewien supeł w jego psychice się rozwiąże. Dobrze się nad tym zastanów i znajdź
odpowiednie rozwiązanie.
Zoro chciał
już otworzyć usta, jednak mężczyzna wstał i zniknął mu z oczu, wtapiając się w
tłum ludzi przechodzący korytarzem. Siedział jak osłupiały i raz po raz
rozważał słowa psychologa. I bez tych słów wiedział, że musi zrobić wszystko,
aby ukochany poczuł się tak jak dawniej. Czy mógł zrobić coś więcej? Bezradność
doprowadzała go do szału, jednak postanowił być silny. Nie dla siebie, a dla
niego. W końcu miał na świecie tylko jego, który rozjaśnił parę lat temu jego
szarą egzystencję. Ruszył szybko do automatu, wypił kawę, która w jakiś sposób
go trochę uspokoiła i wrócił do sali, gdzie Sanji nadal spał.
***
Sanji przez
kolejne parę dni przypominał sobie fakty z życia. Najboleśniej przeżywał na
nowo utratę babki i dziadka. Wybuchał niekontrolowanym płaczem, który trwał
nawet godzinami. Dokładnie po trzech dniach ataki histerii i rozpaczy
ustępowały. Mowa jeszcze nie wracała, więc zamiast mówiąc, Kuro odpisywał w
zakupionym przez Zoro zeszycie. Roronoa zauważył, że ukochany zaczął go unikać.
Nie tylko dotyku, jak to dobrze przewidział Law, ale również i rozmowy.
Zielonowłosy nie mógł się z tym pogodzić i najzwyczajniej w świecie przestał
się kontrolować. Chodził podenerwowany i wkurzony, co kucharz odbierał bardzo
dokładnie. Nie wiedział, co mówić, jak się zachowywać.
Zaobserwował,
że było tak tylko z nim. Gdy przychodziły do niego Lily albo Nami bez
jakichkolwiek problemów dawał się im pocałować w policzek i nawet uśmiechał się
radośnie, gdy do niego mówiły. Zoro starał się jak mógł, by wszystko zapewnić
kochankowi, jednak to nie zmieniało nic. Jego zły stan umysłu trwał nadal.
Nawet nie wracał już do domu na noc, tylko włóczył się po mieście,
zastanawiając się, co dalej. Wszelka nadzieja na lepsze jutro zaczęła się
ulatniać. Nie mógł dotrzeć w żaden sposób do Sanjiego, co bolało go
najbardziej. W głowie cały czas miał słowa Hawkinsa, które wypowiedział w dniu,
w którym chłopak się przebudził. Chciał go o to wypytać, jednak gdy tylko
próbował jakoś z nim porozmawiać, sięgnąć po radę, ten ulatniał się.
Radowała go
tylko jedna, jedyna rzecz: Kuro odzyskiwał siły, całe opuchnięcia zniknęły z
jego ciała. Pozostały tylko nogi. Zmiażdżenie okazało się na tyle poważne, że
kucharz nie mógł przez jakiś czas poruszać palcami. Gdy w końcu czucie wróciło
musiał wprawić nogę w ruch, co z kolei miały umożliwić mu ćwiczenia i wizyty
rehabilitacyjne. Jednak wszystko szło w dobrym kierunku. Nawet złamana kość w
nodze powoli, ale skutecznie się leczyła. To dodawało otuchy zielonowłosemu.
Przynajmniej fizycznie będzie sprawny tak jak kiedyś. Mowa również wracała.
Mówił cicho i wolno, ale dało się go zrozumieć.
Półtorej
tygodnia po przebudzeniu, Zoro postanowił porozmawiać z ukochanym. Od Kida
dowiedział się, że Law chce za dwa tygodnie wypisać go ze szpitala. Pewnego
dnia, jak zwykle, przyszedł do szpitala z bukiecikiem kwiatów oraz owocami.
Przywitał się radośnie z ukochanym, który bez entuzjazmu odwzajemnił to
powitanie i usiadł przy nim na krześle. Niebieskie oko błyszczało, ale nie
patrzyło się w niego. Po prostu było utkwione gdzieś w ścianie.
- Sanji… -
zaczął niepewnie, zerkając nerwowo na blondyna. Wciągnął głośno powietrze i
kontynuował. – Za dwa tygodnie, najprawdopodobniej, zostaniesz wypisany ze
szpitala. Chciałem się ciebie zapytać, czy nie potrzebujesz czegoś? Ostatnio
nasze relacje są dosyć napięte. Czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć?
Wiesz, że przede mną nie musisz nic ukrywać.
Zamilkł i
patrzył na kochanka, który o dziwo obrócił się w jego stronę i pierwszy raz od
jakiegoś czasu spojrzał mu głęboko w oczy. Zoro widział w tych pięknych oczach
niepewność i strach, mieszające się z bólem. Miał ochotę pogładzić jego blady
policzek, jednak kucharz momentalnie odsunął się z zasięgu jego dotyku, jakby
uciekał przed jakąś trucizną. Roronoa poczuł bolesny ucisk w sercu.
- Wiesz,
myślę, że będzie lepiej, jak nie wrócę do domu – odpowiedział cicho i sucho
Sanji, w ogóle nie okazując żadnych emocji. – Zatrzymam się u Usoppa, póki nie
znajdę jakiegoś małego mieszkania. Nie będę Ci już zawadzał.
Zoro patrzył
na blondyna w szoku. Nie dopuszczał do siebie nigdy takiej możliwości. Siedział
osłupiały, powoli tracąc wszelkie siły i jakąkolwiek chęć do życia. Serce
pękało mu na milion kawałków, słysząc słowa, których gdzieś głęboko bał się
najbardziej. Poczuł jak do oczu napływają mu łzy. Przecież to nie mogło się tak
skończyć. Przecież mieli być ze sobą do końca życia. Nie wytrzymywał tej
sytuacji i powoli wychodził z siebie. Czuł jak narasta w nim nieokiełznana
złość i furia. Czuł, że przestaje się już kontrolować. To było ponad jego
wytrzymałość.
- Co ty
pierdolisz? – zapytał wstając. Nie panował już nad sobą. Widział w oczach
kucharza strach, ale on wcale nie sprawiał, że czuł się lepiej. – Chcesz to tak
po prostu wszystko spieprzyć? Czy jesteś świadom tego, co robisz?
Blondyn
patrzył przerażony na reakcję kochanka. Jednak szybko wrócił do swojej maski,
która nie okazywała żadnych, nawet najmniejszych emocji. Usiadł na łóżku i
ponownie spojrzał na twarz zielonowłosego. Nie chciał go krzywdzić, ale czuł,
że musi coś zrobić. To wszystko dla jego dobra.
- Nie kocham
cię – powiedział ponownie tym samym bezbarwnym głosem, ale w tamtym momencie
przerwał kontakt wzrokowy. – Po prostu daj mi spokój, zniknij z mojego życia.
Znajdź sobie bardziej odpowiednią osobę.
To już było za
wiele. Zielonowłosy nic nie odpowiedział tylko wybiegł z sali. Chciał opuścić
jak najszybciej szpital. To co usłyszał załamało go już kompletnie. Nie
kontrolował łez ani jakichkolwiek odruchów. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz,
zaczął walić w pierwsze lepsze pojemniki na śmieci, aby trochę wyładować
emocje. Nie mógł w to uwierzyć. Pierwszy raz w życiu czuł się jak kompletny
śmieć. Chciał wyć. Czuł na sobie spojrzenia przechodzących ludzi, którzy
jeszcze bardziej pogarszali jego stan. Chciał zniknąć, ulotnić się, rozpłynąć.
Właśnie jego życie się skończyło. Skończył się jego powód aby egzystować na tym
beznadziejnym i szarym świecie. Ruszył przed siebie nie wiedząc gdzie, nie
wiedząc po co. Po prostu szedł, wiedząc, że już nie ma lepszego jutra, że
wszystko zniknęło. To był koniec.
***
Leżał
bezwiednie na łóżku, mając przed sobą nadal obraz Roronoy Zoro, człowieka,
którego kochał ponad życie. Minęło już parę dni od tamtego zdarzenia.
Zielonowłosy nie pokazywał się, rozpłynął się. Nikt nie widział go już przez parę
dni. Z oczu blondyna spływały na poduszkę słone łzy. Nie chciał tak go ranić.
Nie chciał pozwolić by tak cierpiał. Jednak w głębi duszy wiedział bardzo
dobrze, że tak będzie lepiej. Chciał, żeby założył normalną rodzinę, żeby miał
żonę, dzieci. Wiele razy miał tego typu wątpliwości, jednak teraz one
narastały. Był pewien, że nie jest godny niszczyć mu życia.
Wtedy, gdy
zobaczył go z tą różowowłosą dziewczyną, poczuł jaki ten związek jest kruchy i
niczym nie poparty. Zdał sobie sprawę, że Roronoa tak naprawdę nigdy do niego
nie należał i, że zasługuje na kogoś, z kim będzie naprawdę szczęśliwy.
Świadomość, że nie będą mogli być razem bolała ogromnie, jednak blondyn chciał
tylko jednego, żeby Zoro był szczęśliwy. Nie wiedział, co teraz z nim się
stanie, w sumie mało go to obchodziło. Nie widział już sensu dalszego życia, bo
nim był właśnie jego kochanek. Postanowił po prostu się poddać, bo wiedział, że
nie miał najmniejszych szans z jakąkolwiek kobietą. Kto jak kto, ale Zoro
zasługiwał na kogoś odpowiedniejszego.
Mimo iż to
wiedział, iż tego właśnie chciał, to wszystko tak bardzo bolało. Pamiętał
dobrze ich pierwsze spotkanie, moment, w którym po raz pierwszy wyznali swoje
uczucia, chwile wahania, gdy myśleli, że wszyscy się od nich odwrócą, potem
chwile, które spędzili w prawdziwym szczęściu, wspólnie się wspierając, żyjąc.
Teraz to wszystko wydawało się takie odległe. Kuro dobrze wiedział, że nigdy
tego nie zapomni. Tej dobroci i miłości, której mógł zaznać tylko od tej jednej
wyjątkowej osoby. Tak bardzo go kochał.
Uderzył mocno
ręką w krawędź łóżka i schował twarz w poduszce. Brakowało mu go. Ty zielonych
włosów, ciemnych oczu, pogodnego przywitania. To wszystko go przerastało.
Zatracał się, nie mogąc sobie z tym wszystkim poradzić. Tak bardzo był
uzależniony od jego osoby, że sam już nie wiedział, co robić. Żałował z całego
serca tych słów, które wypowiedział przed paroma dniami. Chciał go zobaczyć,
chociaż przez małą chwilkę. Bał się, że ukochany mógł sobie coś zrobić.
Nagle poczuł
jakiś ruch i zamarł, powstrzymując szloch. Jakieś kroki powoli zbliżały się w
jego stronę. W jego sercu zalęgło się ziarenko nadziei. Szybko otarł łzy i obrócił
się w tamtą stronę. Napotkał jednak wielkie rozczarowanie. Nad nim stała
rudowłosa dziewczyna. Nie wyglądała dobrze, była przestraszona. Zobaczył, że za
nią stoją Lily i Vivi. Sanji zamarł. Czyżby się coś stało z Zoro? Patrzył
kolejno na dziewczyny, wyczekując jakiejkolwiek wypowiedzi.
- Co się
stało? – zapytał drżącym głosem, kiedy odpowiedź ze strony przyjaciółek nie
nadchodziła. One popatrzyły po sobie i rozsiadły się naprzeciwko niego. Sanji
czuł się bardzo dziwnie. – Czy coś się stało Zoro?
- Właśnie
chciałyśmy cię zapytać, czy wiesz, co się z nim dzieje? – powiedziała spokojnie
Nami, przypatrując się twarzy przyjaciela z największą uwagą. Od razu
zaobserwowała, że jest w marnym stanie, nie mówiąc już o tym, że miał bardzo
podpuchnięte oczy. – Nikt nie widział go już przez parę dni. Nie mamy pojęcia
gdzie może być. Kid i Ace nadal szukają, ale nie mogą go znaleźć. Czy coś się
wydarzyło między wami?
Blondyn
spuścił wzrok. Nie chciał się wszystkim zwierzać z ich prywatnych spraw, ale
dobrze wiedział, że i tak wszyscy są już w to wmieszani. Opowiedział im o
sytuacji jaka miała miejsce niedawno i o swoich obawach. Nic nie ukrył. Jeśli
to miało w jakiś sposób pomóc, to wolał nie zostawiać tego w tajemnicy. Zwracał
się bezpośrednio do Nami, której ufał najbardziej.
- Jacy wy
jesteście głupi – powiedziała rudowłosa z niedowierzaniem. Nie mogła w to
uwierzyć, że Sanji może być aż tak bardzo bezmyślny. – On cię nie zdradził –
powiedziała stanowczo. – Rozmawiałam z tą smarkulą. To ona do niego podeszła niespodziewanie
i go pocałowała. Też się na niego o to wściekałam, ale nie miałam racji. Zoro
naprawdę nie zrobił nic złego. Sanji, on cię kocha. Gdybyś go widział, jak
leżałeś nieprzytomny. Robił wszystko, co mógł byś tylko się obudził.
Przychodził codziennie z nowym bukietem kwiatów, mówił do ciebie, był przy
tobie cały czas. Gdy się obudziłeś, starał się jakoś pomóc. Widzieliśmy jak nie
pozwalasz mu do siebie podejść, jak go odrzucasz, jednak się nie poddawał.
Sanjiego
zamurowało kompletnie. Gdy tylko doszły do niego wszystkie te informacje,
wstał, chwycił za kule i ruszył do wyjścia. Słyszał protesty dziewczyn, jednak
je ignorował. Chciał go odnaleźć, chciał powiedzieć, jak mu jest cholernie
przykro, chciał go przeprosić i poprosić o wybaczenie. Teraz dopiero doszło do
niego jak bardzo go skrzywdził. Chciał przy nim być, po prostu go do siebie
przytulić, powiedzieć, jak bardzo go kocha, jak mu na nim zależy. Wydostał się
z sali, jednak nie zrobił ani jednego kroku dalej, bo zaraz przy wejściu
stanęli Kid, Law i Usopp, skutecznie torując mu drogę do przejścia.
- Nigdzie nie
idziesz. – Usłyszał stanowczy głos Lawa, który, razem z Kidem, zmierzał w ich
kierunku. – Masz leżeć w łóżku i wypoczywać.
- Ale… - Chciał
protestować, jednak gdy uwidział Usoppa patrzącego na niego stanowczym
wzrokiem, zrezygnował.
- Sanji,
jesteście takimi kretynami – powiedziała Nami, uśmiechając się lekko i kładąc
mu rękę na ramieniu. – Co my z wami mamy? – westchnęła. – Przecież już od
samego początku waszej znajomości było jasne, że jesteście dla siebie
stworzeni. Dobrze o tym obydwoje wiecie. No już! Wracaj z powrotem do sali.
Blondyn
posłusznie wrócił z powrotem na swoje miejsce. Czuł się o wiele lepiej, widząc
swoich przyjaciół. Powoli wracała do niego radość z życia, mimo iż opanował go
strach o kochanka. Wyczuwał jednak, że nic mu nie jest. Między nimi był pewien
rodzaj empatii. Sanji zawsze wiedział, jeśli zielonowłosemu przytrafiło się coś
złego. Tak było już od ich znajomości w liceum. Po prostu i tym razem czuł, że
nic mu nie jest. Usiadł na krawędzi łóżka i spoglądał na gromadzących się
przyjaciół. Wiedział dobrze, że można na nich liczyć.
- Więc co
robimy? – zapytał zniecierpliwiony Ace. – Szukaliśmy już niemal wszędzie i
nigdzie nie ma po nim śladu.
- Nie marudź,
tylko słuchaj – fuknęła Nami i spod płaszcza wyjęła mapę Tokio. – Nie ma sensu
szukać daleko. Moim zdaniem po prostu zaszył się w jakiejś spelunie i chleje do
nieprzytomności. – Rozłożyła mapę i zaczęła wskazywać rejony, w których powinni
szukać. – Najlepiej, jeśli podzielimy się na grupki. Wystarczą trzy grupy w tym
jedna zostaje tutaj, by temu zaś coś inteligentnego do głowy nie wparowało. –
Wskazała ręką na Sanjiego, który lekko się zmieszał.
- Ja muszę
zostać, bo mam dyżur – powiedział stanowczo Law, któremu i tak nie pasowało
gonienie po nocy. Nie chciał zszargać sobie reputacji. Kid, który stał zaraz
przy nim, wywrócił oczami. Tego właśnie się spodziewał, ale w sumie nawet i
dobrze.
- Hmm… -
zamyśliła się na chwilę Nami. – Więc tak, Law, Lily i Kaya zostają. Ja biorę ze
sobą Vivi, Kida i Usoppa. Tobie Ace zostawiam Bonney i Luffy’ego. Myślę, że
taki układ jest dobry.
Wszyscy
zgodzili się z ustalonym przez rudowłosą układem i ruszyli na miasto. Sanji
został w pokoju w towarzystwie Lily. Żałował tego, co powiedział, ale wierzył,
że wszystko da się jeszcze naprawić. Był wdzięczny przyjaciołom za to, co dla
nich robią. Aby zbić nerwy zaczął rozmawiać z panną Enstomach o studiach,
jednak i na tym nie mógł się skupić.
- Spokojnie,
Sanji – powiedziała łagodnie, lekko go obejmując. – Wszystko będzie dobrze.
***
- Jescze
jedynego poproszem… – Zielonowłosy mężczyzna, uchlany prawie do
nieprzytomności, wrzasnął w kierunku baru. Sam nie wiedział, ile już wypił, ile
dni to trwało, czy nawet, która jest godzina. Nie chciał nic wiedzieć i nic
czuć. Jedyną rzeczą na jaką miał ochotę był alkohol. – A dzienkujem –
wycharczał niewyraźnie, kiedy kelnerka postawiła przed nim kolejną butelkę
najmocniejszego, procentowego napoju, jakim dysponował ten mały, śmierdzący
bar.
Pił i pił, ale
ulgi nie czuł. Nawet trochę. Za to żal i bezsilność coraz bardziej go
pochłaniały. Nie miał za złe kochankowi. Dobrze wiedział, że sam spieprzył i
doprowadził ich do takiego stanu w jakim się znaleźli. Miał tylko nadzieję, że
Sanji będzie szczęśliwy, że sobie ułoży z kimś życie na nowo. W końcu był
niesamowitym mężczyzną, pracowitym, przystojnym, zaradnym. Nic mu nie
brakowało. Był po prostu ideałem, na którego Zoro ani trochę nie zasługiwał.
Bez żadnego
większego celu, bez wartości i marzeń gnił w smrodzie, zastanawiając się, jakby
to było, gdyby wszystko potoczyło się trochę inaczej. Próbował zapomnieć. Przez
te parę dni próbował naprawdę wymazać wszystko ze swojej pamięci. Ale gówno to
zdziałało. Próbował zaczepić jakieś laski, ale szybko tracił zainteresowanie.
Po prostu nie mógł i nie umiał żyć z nikim innym niż on, ten, który przewrócił
jego świat do góry nogami, pokazując świat w pełni kolorów. Nie mógł pozbyć się
jego radośnie uśmiechniętej twarzy ze swojej pamięci. To było niewykonalne.
Jedynej rzeczy, której tak naprawdę kochał był właśnie ten chłopak, którego
poznał na jednej ze szczeniackich imprez.
Nie kocham cię odbijało się głośno w
jego głowie. Nie pojmował tego. Przecież jeszcze niedawno byli szczęśliwi będąc
razem. Teraz wszystkie fundamenty tego, co razem zbudowali, zaczęły odpadać,
kruszyć się, znikać. Świat zrobił się taki cholernie szary i przygnębiający,
taki beznadziejny. Czy tak właśnie wyglądała rzeczywistość? Teraz zrobiłby
wszystko by mieć go tuż obok siebie, by słuchać jego niezwykłego głosu, by czuć
jego przyjemny oddech, by po prostu z nim być. Teraz zdawało się to nierealne i
wręcz pozbawione jakiegokolwiek sensu. W momencie wypowiedzenia przez Sanjiego
tych trzech słów, jego świat zniknął pogrążając się w chaosie. A najgorsza była
ta pieprzona bezradność i poczucie, że jest się tylko słabym człowiekiem.
Już ponownie
sięgnął butelką do ust, gdy nagle poczuł ostry i przeszywający ból na karku.
Oniemiały obrócił się i zobaczył osobę, której nienawidził całym swoim sercem.
Rudowłosa dziewczyna kipiała ze wściekłości, a on machnął na nią ręką, dając
znać, żeby sobie poszła i dała mu święty spokój. Kogo jak kogo, ale jej to na
pewno nie miał zamiaru teraz słuchać.
- Czego kcesz,
gowniana wiedźmo? – zapytał tym samym pijackim głosem i upił w końcu łyka z
butelki. – Nie potrzebuje twoich moralów i szczerze, to mam je głemboko w
dupie. Idź panoszyć się gdziendziej.
- Wstawaj,
palancie, wychodzimy! – powiedziała rozwścieczona. Miała ochotę go zabić i to
dosłownie. Tak bardzo ją irytował tym swoim dziecinnym zachowaniem, że gdyby
nie było w lokalu żadnych ludzi, to z pewnością by to zrobiła. – Mamy sobie do
pogadania.
Roronoa
nie kontaktował i nie zrozumiał ani słowa, wypowiedzianego przez Nami. Poczuł
szarpnięcie i zorientował się, że zostaje na siłę wywleczony z baru. Nie miał
siły się sprzeciwiać, a nawet był ciekaw trochę, czego oni wszyscy od niego
chcą. Przecież mogli zostawić go w spokoju i byłoby wszystko spoko. Wiedział,
że jest gdzieś prowadzony, ale nie miał zielonego pojęcia gdzie. Pierwszy raz od
wielu dni poczuł świeże powietrze, które kojąco rozchodziło się po jego mózgu.
Zerknął w bok na rudowłosą, która właśnie gdzieś dzwoniła nadal z wściekłością
wymalowaną na twarzy.
Nie
miał pojęcia ile trwał ten cały marsz. W sumie gówno go to obchodziło, bo to
gdzie będzie się znajdował jakoś nie miało dla niego większego znaczenia.
Widział wszystko rozmazane, jak przez jakąś mgłę. Czuł chłód, ale w końcu była
zima, więc nie było się czego dziwić. Nagle i znienacka poczuł, że ląduje w lodowatej
wodzie. Zaczął ruszać się i wrzeszczeć jak opętany, a trzeźwość umysłu wracała,
gdy czuł, jakby miliony ostrych igieł wbijały mu się w ciało. Zaczął się
krztusić.
-
Kurwa, co jest grane? – wrzeszczał, dziko wymachując rękami. – Pojebało was,
ludzie? Niech mi ktoś pomoże wydostać się z tej pieprzonej zamrażalki. –
Widział już dobrze trzy sylwetki znajdujące się na lądzie. Popatrzył błagalnie
na swojego czerwonowłosego przyjaciela, który po paru minutach się zlitował i
wyciągnął go z lodowatego jeziora. Zielonowłosy upadł na trawę wijąc się z
zimna.
-
Posłuchaj mnie, kretynie! – krzyknęła Nami. – Za dwa dni Sanji wychodzi ze
szpitala, a u was w mieszkaniu panuje taki syf, że nawet w chlewie świnie mają
czyściej. Zamiast chlać, ruszyłbyś dupsko i to wszystko ogarnął.
-
Nie mam po co tego robić! – wrzasnął wkurzony Roronoa, a w sercu znowu czuł
ukłucie. – Powiedział, że nie wraca do domu. Wprost odparł, że nie jestem mu
już potrzebny i nic do mnie nie czuje, rozumiesz? To koniec, więc dajcie mi
święty spokój!
-
Jesteś gównianym idiotą! – Nami zaczęła okładać pięściami Zoro, a Kid próbował
ją od niego oddalić. – On cię kocha. Powiedział to, ponieważ myślał, że
faktycznie łączy cię coś z tą różową szmatą, rozumiesz? Martwi się właśnie o
ciebie, a ty zalewasz się w trupa jak jakiś ograniczony gówniarz. Naprawdę
powinieneś chodź trochę ruszyć tą swoją glonową mózgownicą.
Zoro
zamarł w bezruchu. Więc wszystko to, co mówił kucharz było po prostu zwykłym
kłamstwem. Czuł jak coś w nim zaczyna się odblokowywać. Wstał natychmiast i
otrzepał się z śniegu. Nami miała rację, zachowywał się jak kompletny idiota. Podszedł
do dziewczyny i zmieszany zaczął drapać się po głowie. Nie wiedział co
powiedzieć, nic inteligentnego nie przychodziło mu do głowy. Marzył o jednym,
by chodź przez małą chwilę zobaczyć ukochanego. Tak dawno się nie widzieli.
-
Proszę, zaprowadź mnie do szpitala – poprosił dziewczynę, na której ustach
wykwit szeroki uśmiech. – Chcę go jak najszybciej zobaczyć.
-
Teraz gadasz do rzeczy – powiedziała Nami i w czwórkę ruszyli w stronę
szpitala. Wbiegł tam sam, bo reszta się ulotniła. Wiedział, że nie będzie mógł
długo tam być, bo jechało od niego alkoholem, a na dodatek był cały mokry i
niesamowicie zimny. Pierwszy raz doszedł do sali Sanjiego bez zgubienia się po
drodze. Wszedł szybko do pomieszczenia.
W
pokoju był tylko blondyn, opierający się o krawędź łóżka. Gdy tylko Zoro tam
wszedł, spojrzał na niego ze szczerą ulgą i tym spojrzeniem, które zielonowłosy
tak kochał. Roronoa nie podszedł do kochanka, żeby nie narazić go na odór i
zimno. Patrzyli na siebie w ciszy, a na ich twarzach malowała się ulga oraz
pierwszy raz od kilku dni szczere uśmiechy. Czuli, jakby w końcu wszystko
wracało do normy, jakby znowu między nimi uformowała się niewidzialna więź,
która miała nieustannie trwać przez kolejne lata.
-
Chciałem cię zobaczyć – powiedział zielonowłosy bez obaw patrząc w te
niebieskie oczy, które tak kochał. – Pojutrze przyjeżdżam po ciebie i zabieram
cię do naszego domu – powiedział stanowczo lecz łagodnie. – Tak bardzo
chciałbym cię przytulić, ale nie jestem teraz w najlepszym stanie – dodał,
szeroko się wyszczerzając. – Jeden dzień zajmie mi ogarnięcie siebie, więc
jutro się nie zobaczymy.
Nie
mogąc się powstrzymać, podszedł do ukochanego i pocałował go w policzek. Chciał
więcej, jednak wiedział, że na chwilę obecną to musi wystarczyć. Jeszcze raz
uśmiechnął się do kochanka, pożegnał się z nim i wyszedł. Znowu był
przepełniony radością i widział lepsze jutro. W ich życiu nastał kolejny
rozdział, przez który mieli przebrnąć razem.
***
Przez
cały kolejny dzień sprzątał mieszkanie. Miał cholernego kaca, ale radość z
powrotu ukochanego była o wiele silniejsza. Nawet nie wiedział kiedy tak bardzo
zaniedbał ich mieszkanie. Cały jego stan utwierdzał go w przekonaniu, że bez
Sanjiego zginąłby marnie pośród pleśni i sterty śmieci. Teraz naprawdę zaczął
doceniać jego pedantyzm. Chciał, żeby było czysto, jak wróci do domu. W końcu
miał jeszcze odpoczywać. Przed nimi weekend, a potem powrót do obowiązków. Zoro
przypomniał sobie, że od poniedziałku zaczyna w końcu pracę w sklepie
motorniczym naprzeciwko restauracji, w której pracował Sanji. Teraz będą mogli
widywać się jeszcze częściej.
Gdy
w końcu skończył sprzątać i wszystko się błyszczało, położył się na kanapie i
zasnął. Chciał być wypoczęty i w pełni sił, gdy jutro pójdzie po Kuro do
szpitala. Już nie mógł się tego doczekać. Zamknął oczy i zasnął. Po kilku
godzinach, gdy zadzwonił budzik, ogarnął kanapę i poszedł się wykąpać oraz
ogolić. Musiał przyznać, że z zarostem wyglądał jak dziad. Po drodze do
szpitala kupił wielki bukiet czerwonych róż. Dzisiaj był wyjątkowy dzień i nie
miał zamiaru się hamować. Czuł się niesamowicie. Gdy wszedł do sali ukochanego
zobaczył, że ten już na niego czeka.
Podszedł
do niego bez słowa, wręczył mu kwiaty i namiętnie pocałował w usta. Sanji już
się nie opierał, nawet nie drżał. Był taki jak dawniej. Zoro nie mógł przestać
go całować, tak bardzo był spragniony jego bliskości. Poczuł jak kucharz go
obejmuje i wziął go na ręce. Blondyn dla niego zawsze był lekki jak piórko.
Kucharz trzymał w ręku kwiaty i laskę ortopedyczną, a zielonowłosy chwycił za
małą torbę podróżną i wyszli do szpitala. Zoro specjalnie zadzwonił po
taksówkę, aby podwiozła ich pod samo mieszkanie, do którego również wprowadził
ukochanego na rękach. Położył go na kanapie i usiadł zaraz obok. Zielonowłosy
specjalnie nie zapalił światła. Na małym stoliku i półkach były poukładane
świeczki, które dodawały pomieszczeniu niesamowitego nastroju. Czerwony bukiet
róż spoczął w przygotowanym wazonie. Położył go na kanapie i usiadł zaraz obok.
-
Przepraszam za to wszystko przez co musiałeś przechodzić – powiedział zielonowłosy
z poważną miną. – Chcę, żebyś wiedział to ode mnie, że oprócz ciebie nie ma na
świecie osoby, która by była tak bardzo ważna.
Sanji
patrzył z uwagą na kochanka. Nie chciał mu przerywać. Czuł, że dla Zoro to jest
bardzo ważna chwila i pogładził go delikatnie po policzku, dając tym samym
znak, że wszystko rozumie i że czuje to samo. Nagle Zoro zrobił coś, czego
blondyn w ogóle się nie spodziewał. Chwycił go za prawą dłoń i uklęknął przy
nim, wkładając coś na palec serdeczny. Był to złoty pierścionek przypominający
obrączkę. Sanji poczuł, że łzy szczęścia napływają mu do oczu. Spostrzegł, że
Zoro ma identyczny.
-
To tylko symbol, jednak chcę, abyś zawsze wiedział, spoglądając na niego, że
moje serce należy do ciebie – powiedział, patrząc w piękne spojrzenie kochanka.
– Bez względu na wszystko, co by się między nami nie działo, wiedz, że zawsze
jestem po twojej stronie. Kocham cię, Sanji i jedno wiem na pewno, resztę życia
chcę spędzić u twego boku. Chcę się z tobą śmiać i smucić, przeżywać wzloty i
upadki. Tylko przy tobie jestem sobą.
Blondyn
oniemiał i kompletnie nie wiedział co powiedzieć. Z jego oczu spływały na
policzki łzy szczęścia. To był najwspanialszy dzień w jego życiu. Pokiwał głową
i objął mocno ukochanego, który odwzajemnił uścisk. Nawet gdyby zagubił się w
ciemnym labiryncie, wiedział, że zawsze odnajdzie swoje światło, które
doprowadzi go do celu. Tym światłem był Roronoa Zoro, który rozświetlił jego
życie tysiącami barw. Kochali się i to było dla nich najważniejsze. Teraz
jedyne co mógł z siebie wykrzesać było jedno zdanie, które na tle ostatnich
wydarzeń było dla niego niezwykle oczywiste.
-
Nie chcę płakać w samotności.
KONIEC!
|
No wreszcie i nareszcie moja wyczekiwana romantyczna historia jest w całości skończona ^^ Warto było czekać tyle i marudzić ci nad uchem byś pisała^^ Oczarowana jestem takie opowiadania zawsze zostawiają we mnie refleksje i taką lekka nadzieję, że może jednak na świecie istnieje takie zjawisko jak miłość, trwałe, niezłomne, niczym nie spętane wolne i nie zależne mogące pokonać wszystkie przeszkody a nie tylko zimne suche przyzwyczajenie. Napisałaś niezwykle poruszające love story i za to już należą Ci się podziękowania, za przekazywanie tych uczuć do świata by w codzienności nie zapomnieć też o takich aspektach ;) I Dziękuję za dedykacje .. no nie wiem co napisać więcej bo jestem po prostu zaszczycona (to chyba dobre słowo xD) i nie mam bladego pojęcia czym sobie na nie zasłużyłam ale no dziękuje … ^^ Dobra po swoim nieco rozbudowanym wstępie teraz przyszła pora na część właściwa tak że Uwaga zaczynam swoje rozterki w które mnie porwałaś tym fikiem^^
OdpowiedzUsuńStresujący się Zoro o ukochaną osobę jest taki kochany *.*
Hawkins jako psycholog genialnie dobrana postać , on jest stworzony do tej roli , ma odpowiedni współczynnik psychiczności przeznaczony aby być szpitalnym psychologiem ^^ Za ten dobór masz mój głęboki podziw ^^
Musze to opowiadanie zaliczyć do grona tych w których naprawdę szkoda zrobiło mi się postaci, rzadko mi się to zdarza przez swój pogląd ale tutaj to co przytrafiło się Sanjiemu, to jak się obudził, i dochodził do siebie sprawiło, że naprawdę zrobiło mi się przykro i żal pełne uznanie, że udało ci się wyzwolić we mnie taki pokłady współczucia. Naprawdę to takie smutne a jak do czytałam do tego momentu, że wszystko od nowa przezywał i wybuchał nie kontrolowanym płaczem, który trwał godzinami , za nie mogłam i musiałam szybko lecieć dalej z tekstem, żeby po prostu się nie poryczeć i nie wpaść w mentalny dołek i zacząć niebezpiecznie to kontemplować … powtórzę się to było tak przesiąknięte smutkiem, że do teraz źle się ma mój umysł kiedy to wspominam, tragedie zwykłych ludzi są najbardziej dotkliwe.
No po przykrych rzeczach wreszcie mam to co odzwierciedliłaś tak, że nie mogłam oderwać oczu i to chyba moja ulubiona część . Odrzucony Zoro, robił wszystko by być z blondynem , by naprawić jakoś to wszystko, martwił się denerwował i nie odstępował go na krok a on go odpycha , tak po prostu jak by cała ich przeszłość nic nie znaczyła. Użył najbardziej dosadnych słów tak, żeby nie było żadnych wątpliwości, nie pozostawił żadnej nadziei porostu go odtrącił, myśląc że tak będzie lepiej ( No cholera niby dla kogo xD) Dobrze Nami im przygadała strasznymi Idiotami są xD A myślenie Sanjiego znów sprawiło, że musiałam szybciej czytać bo po prostu nie dotrwała bym z tym ładunkiem emocjonalnym do końca i utonęła bym we własnych łzach. Właśnie to mają do siebie romantyki mimo że doskonale wiem jak to jest z miłością to potrafią być niesamowitym wyciskaczem łez ;)
Odnalezienie zielonowłosego w barze zachlanego w trzy dupy o to też moja ulubiona część *.* Oczywiście moja wyobraźnia podsuwała mi najprzeróżniejsze podejrzane scenariusze co mogło się z nim stać ^^ ale wyszło ci naprawdę fajnie i tak Zorowato *.*
No i wszystko się wyjaśnia, wracają do normy wszystko pięknie ładnie i już myślałam, że niczym mnie nie zaskoczysz a tu takie coś! No zabrakło mi słów i słowo romantyzm i urok chwili nie oddają w ogóle magii tego zdarzenia *.* Zauroczyła mnie ta chwila naprawdę przepiękne zakończenie a ostatnie zdanie jest podsumowaniem i uwieńczeniem całej historii , zaklętym sensem wszystkich trzech rozdziałów i przesłaniem zasianym w tym opowiadaniu na końcu uwydatnionym tak wyraziście by dogłębnie podkreślić jego znaczenie .Słowem idealny koniec *.*
Odczuwam lekka nostalgie, że to już koniec ale nie mogę się doczekać tych specjałów i mam nadzieje że zagonisz wenę do roboty i nie będzie trzeba długo na nie czekać ^^
Świetna Robota! nie mam nic więcej od dodania *.*
Jezu~ Paul, jestem pod wrażeniem twojego słowotoku. Aż zastanawiam się, jak to możliwe, że tak szybko wyszło XD
UsuńTo opowiadanie było wspaniałe i wiem że jak wrócę do domu to przeczytam od nowa wszystkie rozdziały bo to opowiadanie mocno mnie poruszyło. Kiedy Sanji powiedział że nie kocha już Zoro to moje serce się rozpadło na milon kawałków lecz znów wróciło na swoje miejsce gdzie się pogodzili wtedy czułam że wszystko jest na swoim miejscu. Dziękuje ci Ayo za tak wspaniale opowiadanie
OdpowiedzUsuńCloud- Abarai
No siema! :D
OdpowiedzUsuńKoniec "Nie chcę płakać w samotności", a mi jest tego tak smutno, że o boże. Serio, wcale nie jestem złośliwa i nie stosuję ukrytej ironii. Chciałam się dowiedzieć, co tak naprawdę łączy Smokera i Ace'a bo to nie daje mi pełnoprawnego spokoju. :(
To było wszystkie takie do bólu dramatyczne, że aż naprawdę zajebiste. Nie spodziewałam się, że Sanji tak hardcorowo podejdzie do sprawy i skreśli wszystko jednym "nie kocham cię". Chyba jestem nie czułym draniem, ale nie było mi zal Zoro. Ani trochę nie czułem smutku czy coś, zaś było mi naprawdę żal Sanjiego. Jezu~! Oni musieli naprawdę nieźle go sprać, że zapomniał o swojej przeszłości, a bez przeszłości i teraźniejszości nie ma przyszłości, czy jakoś tak.
Kidałka mnie rozjebał na łopatki, gdy zrzucił Zoro do jeziora. Wiesz, ja chyba jestem naprawdę ułomna, ale wlepiłabym tu element takie... komediowy, że niby Zoro się nie wynurza czy coś, że Kidałka już się szykuje na podróż po glona, aż tu nagle "Kurwa..." i tak dalej. Znaczy tak jak było wyżej ^^
Ostatnie zdanie to zdecydowanie najlepsze podsumowanie tego ficzka.
Czekam na syrenkę-Sanjiego i nastoletnie perypetie bohaterów.
Pozdrówka! XD
Awww.~
OdpowiedzUsuńLubię jak Sanji jest taką.. mendą, serio. 'nie kocham Cię' i koniec,o. Tak podobało mi się to i powinnam się smucić po tym ale jakoś tak, uśmiechnęłam się jak się chwilowo rozstali xD
W sumie to dobry dramat jest zawsze lepszy od takiej mdłej miłości której dzięki bogu nie było bo szczerze mówiąc bałam się że tak będzie gdy kucharzyk się obudzi.
I się nie rozczarowałam. <3
czego życzyć więcej jak nie weny, pani kapitan ? :3
Gdy w końcu skończył sprzątać i wszystko się błyszczało, położył się na kanapie i zasnął. Chciał być wypoczęty i w pełni sił, gdy jutro pójdzie po Kuro do szpitala. Już nie mógł się tego doczekać. Zamknął oczy i zasnął.
OdpowiedzUsuńPołożył go na kanapie i usiadł zaraz obok. Zielonowłosy specjalnie nie zapalił światła. Na małym stoliku i półkach były poukładane świeczki, które dodawały pomieszczeniu niesamowitego nastroju. Czerwony bukiet róż spoczął w przygotowanym wazonie. Położył go na kanapie i usiadł zaraz obok.
Sanji poczuł, że łzy szczęścia napływają mu do oczu. Spostrzegł, że Zoro ma identyczny.
[...]
Blondyn oniemiał i kompletnie nie wiedział co powiedzieć. Z jego oczu spływały na policzki łzy szczęścia.
Powtórzenia. Wybacz, wiem, że się czepiam, ale... boli :<.
Naprawdę przepraszam. Widziałam tego więcej, ale byłam tak pochłonięta opowiadaniem, że chciałam czytać więcej. Gratuluję!! Wyszło genialnie! xD Aż się wzruszyłam ;c
Ałć! Faktycznie razi :D Gome, nie czytałam tego drugi raz :)
UsuńAuch... przepraszam!
UsuńCudowne opowiadanie, mało takich. Naprawdę podobało mi się.
OdpowiedzUsuńmogłabym się czepiać błędów, bo jestem zboczona, ale po co.
OdpowiedzUsuńOstatnia część - zdecydowanie najlepsza. Pełna opisów emocji i przeżyć. Najbardziej chyba jednak rozwaliła mnie Nami z tekstem "ta różowa szmata" XD.
Cieszę się, że Sanji z tego wyszedł i się ogarnął, oraz że dziewczyny uświadomiły mu, jak to naprawdę było. Biedny Zoro z tym swoim alkoholizmem... A tak btw, to czy powinnaś używać w tym opowiadaniu określenia "szermierz"?
W tym rozdzialiku nieco mało Ace'a, ale czekam na dodatki z niecierpliwością ^^.
No, nie powinnam, ale mogło się przyczaić niechcący ^^
UsuńPieguuuuuuuuu melduje się na bieżąco *dyskretnie zerka na datę* noooo prawie na bieżąco.
OdpowiedzUsuńAyuś nie wiem czy bardziej wolę w Twoim wykonaniu seksy, czy cukry. No dobra, wiem, bom zboczona, ale tak obiektywnie patrząc.
Wypowiem się tutaj na temat tych trzech rozdziałów, bom ja mało wylewny człowiek, a tak wyjdzie komentarz przynajmniej znośny ^^
Czasem aż cukier mnie zniewalał i oplatał, bo jak robiłaś im te rozstania i chwile niepewności, to miałam wrażenie, ze cierpiałaś bardziej od nich, ale to chyba kwestia tego, ze trochę poznałam Twój charakter, więc nie wiem do końca czy moja opinia ma chociaż zalążki bycia obiektywną.
Czasem (mimo, że opisy bardzo mi się podobają) miałam wrażenie, ze brakuje z dwóch, trzech zdań by wyjaśnić lub pociągnąć myśl, bo czułam leki niedosyt.
Tak samo na koniec, bym nie pogardziła drobnym zakończeniem, bardziej rozwiniętym i (o dziwo) wcale nie mówię o seksach.
Mega podobali mi sie przyjaciele, już nawet wszystkich ogarniam, bo sobie przeskoczyłam do odcinków z Lawem i Kidem (owwww jeeee ich tez poproszę tę scenę jak ich Zoro z łóżka wyrywa, opisać mi tu raz-dwa)
I tak, dodatek świąteczny podobał mi się najbardziej, chociaż jak już wspomniałam zakończenie było dla mnie, aż "za" bo Zoro mi się jawi jako taki delikatny w stosunku do Sanjiego, ale nieco toporny i niekoniecznie myślący tymi względami, ze to mu sprawi radość. Ale jako, ze żaden ze mnie fan Zoro to nie rozkładałam jego psychiki na czynniki pierwsze. Nie to żebym robiła tak z Sanjim czy Acem *dyskretnie chowa popisane wykresy, notatki i rysunki* tam o nich nic nie ma, nic, a nic.
Także ten, chyba miałam walnąć podsumowanie, ale mi uciekło razem z mózgiem, więc pewnie go już więcej nie zobacz, zatem: do roboty!
Byłam bardzo ciekawa tego jak Sanji się zachowa po przebudzeniu. Było mi bardzo szkoda Zoro, który próbował jakoś do naszego blondynka dotrzeć. Ciężka sprawa. Postać psychologa była… ciekawa xD Muszę przyznać. W sensie takim że dodała trochę takiego surrealizmu. Bo wszystko w Twoim opowiadaniu jest takie bliskie rzeczywistości a on był taki inny. Nie dziwię się skoro Law go wytrzasnął ;D Chociaż ta postać wywołała u mnie konsternację, ale i tak było fajnie:) Podoba mi się wprowadzanie przez Ciebie tylu postaci.
OdpowiedzUsuńPóźniej reakcja Zoro na słowa blondyna mnie szczerze zawiodła… W sensie takim, że nie podjął dalszej dyskusji i zgodził się właściwie z Sanjim. Tak jak blondyn wtedy gdy widział go z Peroną pomyślał, że to na pewno pomyłka i zielonowłosy nigdy by mu czegoś takiego nie zrobił, tak teraz Zoro nie zastanowił się dlaczego tak Sanji postąpił. Nie wykazał się takim bezgranicznym zaufaniem. Ale usprawiedliwieniem jest taka pierwsza reakcja:) Człowiek nie zawsze wie co zrobić albo co powiedzieć. W każdym razie miałam burzę emocji i to mi się podobało^^
Jak Sanji może myśleć że jest nieodpowiedni dla Zoro?! Ja tam pobiegnę i mu powiem co myślę!:D Z drugiej strony rezygnacja z osoby którą się kocha najbardziej na świecie wymaga wielkiego poświęcenia. Mimo, że miał powody, to jednak nie zdał sobie sprawy, że właśnie uzyskał odwrotny efekt do zamierzonego. Szkoda mi było Zoro ale tylko trochę bo za łatwo to zaakceptował i się poddał ;D
To nieporozumienie mnie zabiło! Zoro powinien mu na wstępie powiedzieć o Peronie! A nie tak xD! Zgadzam się z Nami: głuptasy!
Rozkazująca Rudowłosa bardzo dobrze oddana ;D przecież nasza nawigator ma taki właśnie charakterek.
„- Posłuchaj mnie, kretynie! – krzyknęła Nami. – Za dwa dni Sanji wychodzi ze szpitala, a u was w mieszkaniu panuje taki syf, że nawet w chlewie świnie mają czyściej. Zamiast chlać, ruszyłbyś dupsko i to wszystko ogarnął.”- moje ulubione słowa padające z jej ust ;D
Ich konfrontacja i wylądowanie w wodzie było przednie.
Końcówka samym słodkim cukrem i karmelem^^ Fajnie to uwieńczyłaś tymi pierścionkami. Brakowało mi trochę więcej reakcji chłopaków jak się spotkali po tym nieporozumieniu i gdy Sanji był odbierany ze szpitala. Ale nie przejmuj się, niepotrzebnie w ogóle się czepiam:* Ogólnie bardzo chętnie przeczytałam. Ten Special szczególnie mnie zachęcił^^ Fajne uzupełnienie historii!
Po nowszych opowiadaniach widać że się rozwijasz:) Tutaj widać początki twórczości. Ale to tez mi się podobało, przede wszystkim za pomysły. Dużo fajnych postaci, historia również ciekawa i słodka oczywiście pomijając cały wypadek, który był zresztą sednem całości. Miłość chłopaków oddałaś świetnie^^
Mimo, że do takich wrażliwych charakterów Sanjiego i Zoro trudno mi czasem się przyzwyczaić, to i tak mi się podobało:) Takie opowiadanko o ich bezgranicznej miłości i takim zakończeniu tez warto zaliczyć ;D
Dzięki za lekturę;)
Vanilia^^