15 lipca 2013

[Opowiadanie] Nie chcę płakać w samotności - Rozdział 3

Tytuł: Nie chcę płakać w samotności
Autorka: Ayo3
Korekta: ema670 
Liczba rozdziałów: 3/3
Gatunek: shounen-ai, dramat, romans
Para: ZoroxSanji (KidxLaw, NamixVivi, AcexBonney, UsoppxKaya, LuffyxLily)
Ograniczenie wiekowe: 14+
Piosenka przewodnia: KAT-TUN - RESCUE
Uwagi: wulgaryzmy
No i nareszcie ostatni rozdział, który jak zwykle pojawił się z opóźnieniem. Dedykuję go Pauli, która czekała na niego z niecierpliwością, przypominając mi na gg bym pisała :D Tak więc jest ^^ Przypominam, że do tego opowiadanka powstanie jeszcze special oraz osobna historia życia bohaterów w liceum. Jednak zanim do tego przejdę, zaprezentuję Wam inne opowiadanko. Pairing to ZoroxMerman!Sanji. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ^^ Życzę miłego czytania!

Nie chcę płakać w samotności.
Pomóż mi. Poszukaj mojego światła.
Proszę, zabierz mnie do domu.





   C
hodził od jednej strony korytarza do drugiej. Kompletnie nie mógł znaleźć sobie miejsca. Denerwował się strasznie i w żaden sposób nie mógł tego powstrzymać. Ogromne szczęście mieszało się ze strachem, który z minuty na minutę przybierał na sile. Drzwi do sali Sanjiego były zamknięte, a jemu kazali czekać cierpliwie na korytarzu. Co chwilę zerkając na zegarek, uznał, że czas specjalnie robi mu na złość, strasznie mozolnie poruszając się do przodu. Chciał już wejść do tego cholernego pokoju i upewnić się, że wszystko jest w porządku. Czekanie doprowadzało go do szaleństwa i miał ochotę na czymś się wyładować, ale robienie demolki w szpitalu nie było najlepszym pomysłem. Miał nadzieję, że nie będzie to długo trwało i już za parę minut będzie mógł się znowu cieszyć bliskością ukochanego. Tak bardzo mu tego brakowało. Samotność powoli go wykańczała.
            Gdy drzwi się otworzyły i na korytarz wszedł Law razem z dwoma pielęgniarkami i jakimś nieznanym mu blondynem, Zoro natychmiast do niego podbiegł. Na informacje, że Sanji się obudził, zielonowłosemu spadł kamień z serca. Jak najszybciej chciał się z nim przywitać i przytulić go mocno, jednak Trafalgar go zatrzymał, zapraszając najpierw do swojego gabinetu, aby omówić parę rzeczy dotyczących Sanjiego. Roronoa ponownie się wystraszył, jednak ruszył za lekarzem, a razem z nimi ów nieznajomy mężczyzna. Zielonowłosy zastanawiał się, o co może chodzić, mając znowu czarne scenariusze w głowie. Mimo iż nie wierzył w Boga, modlił się w duchu, aby blondynowi nic nie było. Usiadł naprzeciwko biurka i wbił zaniepokojone spojrzenie w przyjaciela.
            - Przebudzenie odbyło się bez większych problemów – powiedział Law, jak zwykle swoim spokojnym, pozbawionym większych uczuć tonem, jednak jego twarz wyglądała poważnie. – Kuro ma chwilowe zaniki pamięci, więc musisz się liczyć z tym, że nie wszystko pamięta, a wszystkie wydarzenia z jego życia będą do niego wracać i bardzo możliwe, że będzie przeżywał je jeszcze raz. Gdy go przebudziliśmy nie był w stanie wyksztusić słowa, ale już cię uprzedzałem, że może mieć problemy z mówieniem.
            Zoro słuchał tego z najwyższą uwagą. Chciał, żeby Law jak najszybciej skończył ten swój wykład. Dobrze pamiętał, co lekarz mówił mu tej nocy, gdy Sanji został przywieziony do szpitala i myślał o tym niemal każdego dnia. Nie przeszkadzało mu to, że blondyn początkowo może mieć problemy z odzyskaniem dawnej sprawności. Jedyna rzecz jaka się dla niego liczyła, to dać mu wsparcie i pomoc, aby mógł powoli z tego wyjść. Tylko to miało znaczenie, reszta była wręcz nieważna. Był przygotowany również na to, że jego ukochany może go nie pamiętać na początku.
            - Najważniejszą kwestią będzie jego stan psychiczny – kontynuował Trafalgar. – To nie było lekkie uderzenie w głowę czy kopnięcie, ale pobicie i to dość brutalne. Nie wykluczam możliwości, że Kuro będzie bał się jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Rozumiesz, co mam na myśli? Teraz jest otumaniony, ale gdy powoli zacznie z tego wychodzić może cię od siebie odpychać. Chcę, żebyś był na to przygotowany i to zaakceptował, bo jeśli będzie czuł twoje zawahanie to jego stan umysłowy może się pogorszyć. Dlatego też poprosiłem o pomoc psychologa. To jest Basil Hawkins.
            Zoro w szoku popatrzył na blondyna, który im towarzyszył. Teraz mógł przyjrzeć się mu dokładniej. Jedno mógł stwierdzić na pewno, facet nie wyglądał normalnie. Nawet pokwapiłby się na stwierdzenie, że to właśnie temu gościowi trzeba psychologa. Basil miał długie, lekko falowane blond włosy, nad brwiami dość rzucające się w oczy pionowe tatuaże, a jego wzrok był taki zamglony, jakby jego właściciel był właśnie w swoim wymyślonym świecie. Roronoa nie był do końca pewny, co do tej osoby, jednak wolał posłuchać Lawa, bo wiedział, że ten wie co robi. Zielonowłosy wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny, a ten uścisnął ją, wbijając swoje rozmarzone spojrzenie w Zoro.
            - Nie ma na nim cienia śmierci – powiedział trochę nawiedzonym tonem, co spowodowało, że Zoro aż podskoczył. – Postaram się wyleczyć jego stan umysłu.
            Roronoa pokiwał tylko niepewnie głową. Nie był zachwycony faktem, że Sanji będzie pod opieką jakiegoś stukniętego faceta, ale skoro miało to pomóc Kuro, to nie było innego wyboru. Trochę zaniepokoiła go myśl, że nie będzie mógł przytulić blondyna tak jak kiedyś. Musiał przyznać, że bał się tego. Nie wiedział ile wytrzyma, jeśli faktycznie będą musieli żyć w takiej separacji. Przyrzekł jednak sobie, że zrobi wszystko, aby ukochany wrócił do siebie i nadal był tym uśmiechniętym Sanjim, którego widział jeszcze parę dni temu. Jeśli nawet będzie trzeba, to jeszcze raz rozkocha go w sobie.
            - Czy mogę już do niego iść? – zapytał zniecierpliwiony. – Czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć? – zapytał wstając. Widząc, że Trafalgar pokiwał przecząco głową, opuścił pomieszczenie. Jednak pech go nie opuszczał nawet w tak trudnym momencie.  Znowu wylądował nie wiadomo gdzie, a naokoło niego po korytarzu chodzili starcy, podtrzymujący się laskami lub jakimiś innymi rzeczami. – Kurwa mać! – zaklął pod nosem i wrócił się z powrotem.
            Nienawidził tego szpitala. Zawsze będzie mu się kojarzyć z bólem, nieznośnym wyczekiwaniem i tym, jak źle wszystko mogło się skończyć. Odetchnął z ulgą, gdy po paru minutach znalazł właściwe drzwi. Zatrzymał się przy nich. Nie miał pojęcia jak reagować, jak tam wejść. Jeszcze niedawno myślał, że wejdzie tak po prostu i się z nim przywita, jednak nie było to takie łatwe, a zwłaszcza, że tyle sprzecznych emocji mieszało się w nim naraz. Stał tak jeszcze przez moment, po czym wszedł do środka.
            Sanji leżał na łóżku. Jedyną zmianą było to, że miał pod głowę podłożoną większą poduszkę. Zoro podszedł dalej. Na pierwszy rzut oka myślał, że blondyn śpi, jednak ten patrzył się w sufit. Zielonowłosy nie wytrzymał już tego dłużej i podszedł do niego, przytulając go tak, aby nic mu nie uszkodzić. Czuł jak po policzkach spływają mu słone łzy. Tak się bardzo ucieszył na widok tych niebieskich oczu, za którymi tak bardzo tęsknił.
            - Sanji… – wyszeptał mu do ucha drżącym głosem. Czuł, że chłopak drży. – Już jestem. Wszystko będzie dobrze – powiedział i poczuł jak blondyn unosi dłoń aby go objąć, jednak ta upadła bezsilnie z powrotem na łóżko.
            Zoro popatrzył na twarz ukochanego. On również płakał, otwierając usta aby coś powiedzieć, jednak zamiast słów, wydobywało się z nich ciche charczenie. Kuro nie musiał nic mówić. Roronoa dobrze wiedział, że Sanji go rozpoznał. Tak bardzo się cieszył, że mu nic nie jest, że się przebudził. Pocałował go delikatnie w czoło i palec przybliżył do jego ust, które momentalnie przestały się poruszać. Tak bardzo chciał go wziąć z tego szpitala do domu. Chciał z nim być cały czas, jednak dobrze wiedział, że to nie moment aby zachowywać się egoistycznie. Blondyn wyglądał na zagubionego, przestraszonego i zmęczonego. Zielonowłosy jeszcze raz go pocałował, tym razem w usta.
            - Będzie wszystko dobrze, kochanie – powiedział spokojnie. Nie chciał by Sanji czymkolwiek się teraz zadręczał. – Będę przy tobie cały czas, nigdzie nie odejdę. Proszę, zamknij oczy i się prześpij. Obiecuję, że jak wstaniesz będzie o wiele lepiej.
            Patrzył w te niebieskie oczy i aż serce go bolało, że to właśnie on musi leżeć w takim stanie. Przejechał dłonią po jego powiekach, aby się zamknęły. Usiadł na krześle i widział jak dłoń Sanjiego czegoś szuka. Bez zastanowienia chwycił za nią i pocałował. Gładził ją delikatnie. Chciał aby zasnął i chociaż przez chwilę o wszystkim zapomniał. Teraz zaczął sobie tak naprawdę zdawać sprawę w jakiej sytuacji obydwoje się znaleźli. Przez ostatnie dni miał w głowie tylko nadzieję, że ukochany się obudzi, a co będzie potem kompletnie go nie interesowało. To co usłyszał od Lawa sprawiło, że zaczął się bać. Nie wiedział czy da radę to wszystko udźwignąć, czy będzie w stanie wszystko przetrzymać i pomóc. Uświadomił sobie jaką jest słabą osobą. Skarcił siebie w myślach za te chwile zwątpienia.
Ścisnął mocniej jego rękę i spojrzał na twarz. Wyglądało na to, że Sanji zasnął. Patrzył na piękną twarz kochanka i mimowolnie się uśmiechnął. Nawet w takiej sytuacji jego osoba lśniła niesłychanym światłem, które tak bardzo przyciągało serce Roronoy. Co by się nie działo, Zoro wiedział, że go nie zostawi, zwłaszcza, że był pewny iż chłopak będzie go potrzebował. Tak bardzo go kochał i chciał być z nim do końca życia. Nie wyobrażał sobie nikogo innego z kim mógłby dzielić najwspanialsze i najsmutniejsze momenty. Blondyn był jego codzienną motywacją i chęcią do dalszej egzystencji. Czuł, że z nikim innym nie mógłby się tak dobrze porozumieć i uzupełnić.
Pochylił się nad nim i musnął w policzek. Odgarnął blond włosy z jego twarzy. Tak bardzo za nim tęsknił i cieszył, że w końcu do niego wrócił. Ułożył delikatnie jego dłoń na pościeli i wstał. Musiał napić się kawy, żeby trochę uspokoić skołatane nerwy. Uśmiechnął się jeszcze raz do śpiącego chłopaka.
- Za chwilkę przyjdę – powiedział i wyszedł na korytarz. Szpital budził się powoli do życia, a pacjenci, odwiedzający ich znajomi i członkowie rodziny wylali się na korytarze. Zoro usiadł na pierwszym lepszym krześle przy sali i schował głowę w dłoniach. W głowie cały czas miał niebieskie oczy, które wypełniał ból. Tak bardzo chciał pomóc blondynowi, a okazuje się, że swoją osobą jeszcze bardziej pogorszył sytuację.
- Ten stan nie będzie trwał wiecznie – usłyszał znajomy głos i szybko odwrócił głowę w miejsce skąd dochodził. Zaraz koło niego ni stąd, ni zowąd pojawił się ów mężczyzna, którego poznał dzisiaj w gabinecie Lawa. Popatrzył na niego zdziwiony. Hawkins miał w rękach karty i przewracał je powoli, przyglądając się każdej z nich osobno. – Całkowitą pamięć odzyska zapewne do trzech dni. Nie ma gwarancji, czy będzie funkcjonował umysłowo tak jak przed wypadkiem. Prawda jest taka, że wszystko zależy od ciebie. Jeśli dobrze wszystko rozegrasz jest możliwość, że pewien supeł w jego psychice się rozwiąże. Dobrze się nad tym zastanów i znajdź odpowiednie rozwiązanie.
Zoro chciał już otworzyć usta, jednak mężczyzna wstał i zniknął mu z oczu, wtapiając się w tłum ludzi przechodzący korytarzem. Siedział jak osłupiały i raz po raz rozważał słowa psychologa. I bez tych słów wiedział, że musi zrobić wszystko, aby ukochany poczuł się tak jak dawniej. Czy mógł zrobić coś więcej? Bezradność doprowadzała go do szału, jednak postanowił być silny. Nie dla siebie, a dla niego. W końcu miał na świecie tylko jego, który rozjaśnił parę lat temu jego szarą egzystencję. Ruszył szybko do automatu, wypił kawę, która w jakiś sposób go trochę uspokoiła i wrócił do sali, gdzie Sanji nadal spał.

***

Sanji przez kolejne parę dni przypominał sobie fakty z życia. Najboleśniej przeżywał na nowo utratę babki i dziadka. Wybuchał niekontrolowanym płaczem, który trwał nawet godzinami. Dokładnie po trzech dniach ataki histerii i rozpaczy ustępowały. Mowa jeszcze nie wracała, więc zamiast mówiąc, Kuro odpisywał w zakupionym przez Zoro zeszycie. Roronoa zauważył, że ukochany zaczął go unikać. Nie tylko dotyku, jak to dobrze przewidział Law, ale również i rozmowy. Zielonowłosy nie mógł się z tym pogodzić i najzwyczajniej w świecie przestał się kontrolować. Chodził podenerwowany i wkurzony, co kucharz odbierał bardzo dokładnie. Nie wiedział, co mówić, jak się zachowywać.
Zaobserwował, że było tak tylko z nim. Gdy przychodziły do niego Lily albo Nami bez jakichkolwiek problemów dawał się im pocałować w policzek i nawet uśmiechał się radośnie, gdy do niego mówiły. Zoro starał się jak mógł, by wszystko zapewnić kochankowi, jednak to nie zmieniało nic. Jego zły stan umysłu trwał nadal. Nawet nie wracał już do domu na noc, tylko włóczył się po mieście, zastanawiając się, co dalej. Wszelka nadzieja na lepsze jutro zaczęła się ulatniać. Nie mógł dotrzeć w żaden sposób do Sanjiego, co bolało go najbardziej. W głowie cały czas miał słowa Hawkinsa, które wypowiedział w dniu, w którym chłopak się przebudził. Chciał go o to wypytać, jednak gdy tylko próbował jakoś z nim porozmawiać, sięgnąć po radę, ten ulatniał się.
Radowała go tylko jedna, jedyna rzecz: Kuro odzyskiwał siły, całe opuchnięcia zniknęły z jego ciała. Pozostały tylko nogi. Zmiażdżenie okazało się na tyle poważne, że kucharz nie mógł przez jakiś czas poruszać palcami. Gdy w końcu czucie wróciło musiał wprawić nogę w ruch, co z kolei miały umożliwić mu ćwiczenia i wizyty rehabilitacyjne. Jednak wszystko szło w dobrym kierunku. Nawet złamana kość w nodze powoli, ale skutecznie się leczyła. To dodawało otuchy zielonowłosemu. Przynajmniej fizycznie będzie sprawny tak jak kiedyś. Mowa również wracała. Mówił cicho i wolno, ale dało się go zrozumieć.
Półtorej tygodnia po przebudzeniu, Zoro postanowił porozmawiać z ukochanym. Od Kida dowiedział się, że Law chce za dwa tygodnie wypisać go ze szpitala. Pewnego dnia, jak zwykle, przyszedł do szpitala z bukiecikiem kwiatów oraz owocami. Przywitał się radośnie z ukochanym, który bez entuzjazmu odwzajemnił to powitanie i usiadł przy nim na krześle. Niebieskie oko błyszczało, ale nie patrzyło się w niego. Po prostu było utkwione gdzieś w ścianie.
- Sanji… - zaczął niepewnie, zerkając nerwowo na blondyna. Wciągnął głośno powietrze i kontynuował. – Za dwa tygodnie, najprawdopodobniej, zostaniesz wypisany ze szpitala. Chciałem się ciebie zapytać, czy nie potrzebujesz czegoś? Ostatnio nasze relacje są dosyć napięte. Czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć? Wiesz, że przede mną nie musisz nic ukrywać.
Zamilkł i patrzył na kochanka, który o dziwo obrócił się w jego stronę i pierwszy raz od jakiegoś czasu spojrzał mu głęboko w oczy. Zoro widział w tych pięknych oczach niepewność i strach, mieszające się z bólem. Miał ochotę pogładzić jego blady policzek, jednak kucharz momentalnie odsunął się z zasięgu jego dotyku, jakby uciekał przed jakąś trucizną. Roronoa poczuł bolesny ucisk w sercu.
- Wiesz, myślę, że będzie lepiej, jak nie wrócę do domu – odpowiedział cicho i sucho Sanji, w ogóle nie okazując żadnych emocji. – Zatrzymam się u Usoppa, póki nie znajdę jakiegoś małego mieszkania. Nie będę Ci już zawadzał.
Zoro patrzył na blondyna w szoku. Nie dopuszczał do siebie nigdy takiej możliwości. Siedział osłupiały, powoli tracąc wszelkie siły i jakąkolwiek chęć do życia. Serce pękało mu na milion kawałków, słysząc słowa, których gdzieś głęboko bał się najbardziej. Poczuł jak do oczu napływają mu łzy. Przecież to nie mogło się tak skończyć. Przecież mieli być ze sobą do końca życia. Nie wytrzymywał tej sytuacji i powoli wychodził z siebie. Czuł jak narasta w nim nieokiełznana złość i furia. Czuł, że przestaje się już kontrolować. To było ponad jego wytrzymałość.
- Co ty pierdolisz? – zapytał wstając. Nie panował już nad sobą. Widział w oczach kucharza strach, ale on wcale nie sprawiał, że czuł się lepiej. – Chcesz to tak po prostu wszystko spieprzyć? Czy jesteś świadom tego, co robisz?
Blondyn patrzył przerażony na reakcję kochanka. Jednak szybko wrócił do swojej maski, która nie okazywała żadnych, nawet najmniejszych emocji. Usiadł na łóżku i ponownie spojrzał na twarz zielonowłosego. Nie chciał go krzywdzić, ale czuł, że musi coś zrobić. To wszystko dla jego dobra.
- Nie kocham cię – powiedział ponownie tym samym bezbarwnym głosem, ale w tamtym momencie przerwał kontakt wzrokowy. – Po prostu daj mi spokój, zniknij z mojego życia. Znajdź sobie bardziej odpowiednią osobę.
To już było za wiele. Zielonowłosy nic nie odpowiedział tylko wybiegł z sali. Chciał opuścić jak najszybciej szpital. To co usłyszał załamało go już kompletnie. Nie kontrolował łez ani jakichkolwiek odruchów. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, zaczął walić w pierwsze lepsze pojemniki na śmieci, aby trochę wyładować emocje. Nie mógł w to uwierzyć. Pierwszy raz w życiu czuł się jak kompletny śmieć. Chciał wyć. Czuł na sobie spojrzenia przechodzących ludzi, którzy jeszcze bardziej pogarszali jego stan. Chciał zniknąć, ulotnić się, rozpłynąć. Właśnie jego życie się skończyło. Skończył się jego powód aby egzystować na tym beznadziejnym i szarym świecie. Ruszył przed siebie nie wiedząc gdzie, nie wiedząc po co. Po prostu szedł, wiedząc, że już nie ma lepszego jutra, że wszystko zniknęło. To był koniec.

***

Leżał bezwiednie na łóżku, mając przed sobą nadal obraz Roronoy Zoro, człowieka, którego kochał ponad życie. Minęło już parę dni od tamtego zdarzenia. Zielonowłosy nie pokazywał się, rozpłynął się. Nikt nie widział go już przez parę dni. Z oczu blondyna spływały na poduszkę słone łzy. Nie chciał tak go ranić. Nie chciał pozwolić by tak cierpiał. Jednak w głębi duszy wiedział bardzo dobrze, że tak będzie lepiej. Chciał, żeby założył normalną rodzinę, żeby miał żonę, dzieci. Wiele razy miał tego typu wątpliwości, jednak teraz one narastały. Był pewien, że nie jest godny niszczyć mu życia.
Wtedy, gdy zobaczył go z tą różowowłosą dziewczyną, poczuł jaki ten związek jest kruchy i niczym nie poparty. Zdał sobie sprawę, że Roronoa tak naprawdę nigdy do niego nie należał i, że zasługuje na kogoś, z kim będzie naprawdę szczęśliwy. Świadomość, że nie będą mogli być razem bolała ogromnie, jednak blondyn chciał tylko jednego, żeby Zoro był szczęśliwy. Nie wiedział, co teraz z nim się stanie, w sumie mało go to obchodziło. Nie widział już sensu dalszego życia, bo nim był właśnie jego kochanek. Postanowił po prostu się poddać, bo wiedział, że nie miał najmniejszych szans z jakąkolwiek kobietą. Kto jak kto, ale Zoro zasługiwał na kogoś odpowiedniejszego.
Mimo iż to wiedział, iż tego właśnie chciał, to wszystko tak bardzo bolało. Pamiętał dobrze ich pierwsze spotkanie, moment, w którym po raz pierwszy wyznali swoje uczucia, chwile wahania, gdy myśleli, że wszyscy się od nich odwrócą, potem chwile, które spędzili w prawdziwym szczęściu, wspólnie się wspierając, żyjąc. Teraz to wszystko wydawało się takie odległe. Kuro dobrze wiedział, że nigdy tego nie zapomni. Tej dobroci i miłości, której mógł zaznać tylko od tej jednej wyjątkowej osoby. Tak bardzo go kochał.
Uderzył mocno ręką w krawędź łóżka i schował twarz w poduszce. Brakowało mu go. Ty zielonych włosów, ciemnych oczu, pogodnego przywitania. To wszystko go przerastało. Zatracał się, nie mogąc sobie z tym wszystkim poradzić. Tak bardzo był uzależniony od jego osoby, że sam już nie wiedział, co robić. Żałował z całego serca tych słów, które wypowiedział przed paroma dniami. Chciał go zobaczyć, chociaż przez małą chwilkę. Bał się, że ukochany mógł sobie coś zrobić.
Nagle poczuł jakiś ruch i zamarł, powstrzymując szloch. Jakieś kroki powoli zbliżały się w jego stronę. W jego sercu zalęgło się ziarenko nadziei. Szybko otarł łzy i obrócił się w tamtą stronę. Napotkał jednak wielkie rozczarowanie. Nad nim stała rudowłosa dziewczyna. Nie wyglądała dobrze, była przestraszona. Zobaczył, że za nią stoją Lily i Vivi. Sanji zamarł. Czyżby się coś stało z Zoro? Patrzył kolejno na dziewczyny, wyczekując jakiejkolwiek wypowiedzi. 
- Co się stało? – zapytał drżącym głosem, kiedy odpowiedź ze strony przyjaciółek nie nadchodziła. One popatrzyły po sobie i rozsiadły się naprzeciwko niego. Sanji czuł się bardzo dziwnie. – Czy coś się stało Zoro?
- Właśnie chciałyśmy cię zapytać, czy wiesz, co się z nim dzieje? – powiedziała spokojnie Nami, przypatrując się twarzy przyjaciela z największą uwagą. Od razu zaobserwowała, że jest w marnym stanie, nie mówiąc już o tym, że miał bardzo podpuchnięte oczy. – Nikt nie widział go już przez parę dni. Nie mamy pojęcia gdzie może być. Kid i Ace nadal szukają, ale nie mogą go znaleźć. Czy coś się wydarzyło między wami?
Blondyn spuścił wzrok. Nie chciał się wszystkim zwierzać z ich prywatnych spraw, ale dobrze wiedział, że i tak wszyscy są już w to wmieszani. Opowiedział im o sytuacji jaka miała miejsce niedawno i o swoich obawach. Nic nie ukrył. Jeśli to miało w jakiś sposób pomóc, to wolał nie zostawiać tego w tajemnicy. Zwracał się bezpośrednio do Nami, której ufał najbardziej.
- Jacy wy jesteście głupi – powiedziała rudowłosa z niedowierzaniem. Nie mogła w to uwierzyć, że Sanji może być aż tak bardzo bezmyślny. – On cię nie zdradził – powiedziała stanowczo. – Rozmawiałam z tą smarkulą. To ona do niego podeszła niespodziewanie i go pocałowała. Też się na niego o to wściekałam, ale nie miałam racji. Zoro naprawdę nie zrobił nic złego. Sanji, on cię kocha. Gdybyś go widział, jak leżałeś nieprzytomny. Robił wszystko, co mógł byś tylko się obudził. Przychodził codziennie z nowym bukietem kwiatów, mówił do ciebie, był przy tobie cały czas. Gdy się obudziłeś, starał się jakoś pomóc. Widzieliśmy jak nie pozwalasz mu do siebie podejść, jak go odrzucasz, jednak się nie poddawał.
Sanjiego zamurowało kompletnie. Gdy tylko doszły do niego wszystkie te informacje, wstał, chwycił za kule i ruszył do wyjścia. Słyszał protesty dziewczyn, jednak je ignorował. Chciał go odnaleźć, chciał powiedzieć, jak mu jest cholernie przykro, chciał go przeprosić i poprosić o wybaczenie. Teraz dopiero doszło do niego jak bardzo go skrzywdził. Chciał przy nim być, po prostu go do siebie przytulić, powiedzieć, jak bardzo go kocha, jak mu na nim zależy. Wydostał się z sali, jednak nie zrobił ani jednego kroku dalej, bo zaraz przy wejściu stanęli Kid, Law i Usopp, skutecznie torując mu drogę do przejścia.
- Nigdzie nie idziesz. – Usłyszał stanowczy głos Lawa, który, razem z Kidem, zmierzał w ich kierunku. – Masz leżeć w łóżku i wypoczywać.
- Ale… - Chciał protestować, jednak gdy uwidział Usoppa patrzącego na niego stanowczym wzrokiem, zrezygnował.
- Sanji, jesteście takimi kretynami – powiedziała Nami, uśmiechając się lekko i kładąc mu rękę na ramieniu. – Co my z wami mamy? – westchnęła. – Przecież już od samego początku waszej znajomości było jasne, że jesteście dla siebie stworzeni. Dobrze o tym obydwoje wiecie. No już! Wracaj z powrotem do sali.
Blondyn posłusznie wrócił z powrotem na swoje miejsce. Czuł się o wiele lepiej, widząc swoich przyjaciół. Powoli wracała do niego radość z życia, mimo iż opanował go strach o kochanka. Wyczuwał jednak, że nic mu nie jest. Między nimi był pewien rodzaj empatii. Sanji zawsze wiedział, jeśli zielonowłosemu przytrafiło się coś złego. Tak było już od ich znajomości w liceum. Po prostu i tym razem czuł, że nic mu nie jest. Usiadł na krawędzi łóżka i spoglądał na gromadzących się przyjaciół. Wiedział dobrze, że można na nich liczyć.
- Więc co robimy? – zapytał zniecierpliwiony Ace. – Szukaliśmy już niemal wszędzie i nigdzie nie ma po nim śladu.
- Nie marudź, tylko słuchaj – fuknęła Nami i spod płaszcza wyjęła mapę Tokio. – Nie ma sensu szukać daleko. Moim zdaniem po prostu zaszył się w jakiejś spelunie i chleje do nieprzytomności. – Rozłożyła mapę i zaczęła wskazywać rejony, w których powinni szukać. – Najlepiej, jeśli podzielimy się na grupki. Wystarczą trzy grupy w tym jedna zostaje tutaj, by temu zaś coś inteligentnego do głowy nie wparowało. – Wskazała ręką na Sanjiego, który lekko się zmieszał.
- Ja muszę zostać, bo mam dyżur – powiedział stanowczo Law, któremu i tak nie pasowało gonienie po nocy. Nie chciał zszargać sobie reputacji. Kid, który stał zaraz przy nim, wywrócił oczami. Tego właśnie się spodziewał, ale w sumie nawet i dobrze.
- Hmm… - zamyśliła się na chwilę Nami. – Więc tak, Law, Lily i Kaya zostają. Ja biorę ze sobą Vivi, Kida i Usoppa. Tobie Ace zostawiam Bonney i Luffy’ego. Myślę, że taki układ jest dobry.
Wszyscy zgodzili się z ustalonym przez rudowłosą układem i ruszyli na miasto. Sanji został w pokoju w towarzystwie Lily. Żałował tego, co powiedział, ale wierzył, że wszystko da się jeszcze naprawić. Był wdzięczny przyjaciołom za to, co dla nich robią. Aby zbić nerwy zaczął rozmawiać z panną Enstomach o studiach, jednak i na tym nie mógł się skupić.
- Spokojnie, Sanji – powiedziała łagodnie, lekko go obejmując. – Wszystko będzie dobrze.

***

- Jescze jedynego poproszem… – Zielonowłosy mężczyzna, uchlany prawie do nieprzytomności, wrzasnął w kierunku baru. Sam nie wiedział, ile już wypił, ile dni to trwało, czy nawet, która jest godzina. Nie chciał nic wiedzieć i nic czuć. Jedyną rzeczą na jaką miał ochotę był alkohol. – A dzienkujem – wycharczał niewyraźnie, kiedy kelnerka postawiła przed nim kolejną butelkę najmocniejszego, procentowego napoju, jakim dysponował ten mały, śmierdzący bar.
Pił i pił, ale ulgi nie czuł. Nawet trochę. Za to żal i bezsilność coraz bardziej go pochłaniały. Nie miał za złe kochankowi. Dobrze wiedział, że sam spieprzył i doprowadził ich do takiego stanu w jakim się znaleźli. Miał tylko nadzieję, że Sanji będzie szczęśliwy, że sobie ułoży z kimś życie na nowo. W końcu był niesamowitym mężczyzną, pracowitym, przystojnym, zaradnym. Nic mu nie brakowało. Był po prostu ideałem, na którego Zoro ani trochę nie zasługiwał.
Bez żadnego większego celu, bez wartości i marzeń gnił w smrodzie, zastanawiając się, jakby to było, gdyby wszystko potoczyło się trochę inaczej. Próbował zapomnieć. Przez te parę dni próbował naprawdę wymazać wszystko ze swojej pamięci. Ale gówno to zdziałało. Próbował zaczepić jakieś laski, ale szybko tracił zainteresowanie. Po prostu nie mógł i nie umiał żyć z nikim innym niż on, ten, który przewrócił jego świat do góry nogami, pokazując świat w pełni kolorów. Nie mógł pozbyć się jego radośnie uśmiechniętej twarzy ze swojej pamięci. To było niewykonalne. Jedynej rzeczy, której tak naprawdę kochał był właśnie ten chłopak, którego poznał na jednej ze szczeniackich imprez.
Nie kocham cię odbijało się głośno w jego głowie. Nie pojmował tego. Przecież jeszcze niedawno byli szczęśliwi będąc razem. Teraz wszystkie fundamenty tego, co razem zbudowali, zaczęły odpadać, kruszyć się, znikać. Świat zrobił się taki cholernie szary i przygnębiający, taki beznadziejny. Czy tak właśnie wyglądała rzeczywistość? Teraz zrobiłby wszystko by mieć go tuż obok siebie, by słuchać jego niezwykłego głosu, by czuć jego przyjemny oddech, by po prostu z nim być. Teraz zdawało się to nierealne i wręcz pozbawione jakiegokolwiek sensu. W momencie wypowiedzenia przez Sanjiego tych trzech słów, jego świat zniknął pogrążając się w chaosie. A najgorsza była ta pieprzona bezradność i poczucie, że jest się tylko słabym człowiekiem.
Już ponownie sięgnął butelką do ust, gdy nagle poczuł ostry i przeszywający ból na karku. Oniemiały obrócił się i zobaczył osobę, której nienawidził całym swoim sercem. Rudowłosa dziewczyna kipiała ze wściekłości, a on machnął na nią ręką, dając znać, żeby sobie poszła i dała mu święty spokój. Kogo jak kogo, ale jej to na pewno nie miał zamiaru teraz słuchać.
- Czego kcesz, gowniana wiedźmo? – zapytał tym samym pijackim głosem i upił w końcu łyka z butelki. – Nie potrzebuje twoich moralów i szczerze, to mam je głemboko w dupie. Idź panoszyć się gdziendziej.
- Wstawaj, palancie, wychodzimy! – powiedziała rozwścieczona. Miała ochotę go zabić i to dosłownie. Tak bardzo ją irytował tym swoim dziecinnym zachowaniem, że gdyby nie było w lokalu żadnych ludzi, to z pewnością by to zrobiła. – Mamy sobie do pogadania.
            Roronoa nie kontaktował i nie zrozumiał ani słowa, wypowiedzianego przez Nami. Poczuł szarpnięcie i zorientował się, że zostaje na siłę wywleczony z baru. Nie miał siły się sprzeciwiać, a nawet był ciekaw trochę, czego oni wszyscy od niego chcą. Przecież mogli zostawić go w spokoju i byłoby wszystko spoko. Wiedział, że jest gdzieś prowadzony, ale nie miał zielonego pojęcia gdzie. Pierwszy raz od wielu dni poczuł świeże powietrze, które kojąco rozchodziło się po jego mózgu. Zerknął w bok na rudowłosą, która właśnie gdzieś dzwoniła nadal z wściekłością wymalowaną na twarzy.
            Nie miał pojęcia ile trwał ten cały marsz. W sumie gówno go to obchodziło, bo to gdzie będzie się znajdował jakoś nie miało dla niego większego znaczenia. Widział wszystko rozmazane, jak przez jakąś mgłę. Czuł chłód, ale w końcu była zima, więc nie było się czego dziwić. Nagle i znienacka poczuł, że ląduje w lodowatej wodzie. Zaczął ruszać się i wrzeszczeć jak opętany, a trzeźwość umysłu wracała, gdy czuł, jakby miliony ostrych igieł wbijały mu się w ciało. Zaczął się krztusić.
            - Kurwa, co jest grane? – wrzeszczał, dziko wymachując rękami. – Pojebało was, ludzie? Niech mi ktoś pomoże wydostać się z tej pieprzonej zamrażalki. – Widział już dobrze trzy sylwetki znajdujące się na lądzie. Popatrzył błagalnie na swojego czerwonowłosego przyjaciela, który po paru minutach się zlitował i wyciągnął go z lodowatego jeziora. Zielonowłosy upadł na trawę wijąc się z zimna.
            - Posłuchaj mnie, kretynie! – krzyknęła Nami. – Za dwa dni Sanji wychodzi ze szpitala, a u was w mieszkaniu panuje taki syf, że nawet w chlewie świnie mają czyściej. Zamiast chlać, ruszyłbyś dupsko i to wszystko ogarnął.
            - Nie mam po co tego robić! – wrzasnął wkurzony Roronoa, a w sercu znowu czuł ukłucie. – Powiedział, że nie wraca do domu. Wprost odparł, że nie jestem mu już potrzebny i nic do mnie nie czuje, rozumiesz? To koniec, więc dajcie mi święty spokój!
            - Jesteś gównianym idiotą! – Nami zaczęła okładać pięściami Zoro, a Kid próbował ją od niego oddalić. – On cię kocha. Powiedział to, ponieważ myślał, że faktycznie łączy cię coś z tą różową szmatą, rozumiesz? Martwi się właśnie o ciebie, a ty zalewasz się w trupa jak jakiś ograniczony gówniarz. Naprawdę powinieneś chodź trochę ruszyć tą swoją glonową mózgownicą.
            Zoro zamarł w bezruchu. Więc wszystko to, co mówił kucharz było po prostu zwykłym kłamstwem. Czuł jak coś w nim zaczyna się odblokowywać. Wstał natychmiast i otrzepał się z śniegu. Nami miała rację, zachowywał się jak kompletny idiota. Podszedł do dziewczyny i zmieszany zaczął drapać się po głowie. Nie wiedział co powiedzieć, nic inteligentnego nie przychodziło mu do głowy. Marzył o jednym, by chodź przez małą chwilę zobaczyć ukochanego. Tak dawno się nie widzieli.
            - Proszę, zaprowadź mnie do szpitala – poprosił dziewczynę, na której ustach wykwit szeroki uśmiech. – Chcę go jak najszybciej zobaczyć.
            - Teraz gadasz do rzeczy – powiedziała Nami i w czwórkę ruszyli w stronę szpitala. Wbiegł tam sam, bo reszta się ulotniła. Wiedział, że nie będzie mógł długo tam być, bo jechało od niego alkoholem, a na dodatek był cały mokry i niesamowicie zimny. Pierwszy raz doszedł do sali Sanjiego bez zgubienia się po drodze. Wszedł szybko do pomieszczenia.
            W pokoju był tylko blondyn, opierający się o krawędź łóżka. Gdy tylko Zoro tam wszedł, spojrzał na niego ze szczerą ulgą i tym spojrzeniem, które zielonowłosy tak kochał. Roronoa nie podszedł do kochanka, żeby nie narazić go na odór i zimno. Patrzyli na siebie w ciszy, a na ich twarzach malowała się ulga oraz pierwszy raz od kilku dni szczere uśmiechy. Czuli, jakby w końcu wszystko wracało do normy, jakby znowu między nimi uformowała się niewidzialna więź, która miała nieustannie trwać przez kolejne lata.
            - Chciałem cię zobaczyć – powiedział zielonowłosy bez obaw patrząc w te niebieskie oczy, które tak kochał. – Pojutrze przyjeżdżam po ciebie i zabieram cię do naszego domu – powiedział stanowczo lecz łagodnie. – Tak bardzo chciałbym cię przytulić, ale nie jestem teraz w najlepszym stanie – dodał, szeroko się wyszczerzając. – Jeden dzień zajmie mi ogarnięcie siebie, więc jutro się nie zobaczymy.
            Nie mogąc się powstrzymać, podszedł do ukochanego i pocałował go w policzek. Chciał więcej, jednak wiedział, że na chwilę obecną to musi wystarczyć. Jeszcze raz uśmiechnął się do kochanka, pożegnał się z nim i wyszedł. Znowu był przepełniony radością i widział lepsze jutro. W ich życiu nastał kolejny rozdział, przez który mieli przebrnąć razem.

***

            Przez cały kolejny dzień sprzątał mieszkanie. Miał cholernego kaca, ale radość z powrotu ukochanego była o wiele silniejsza. Nawet nie wiedział kiedy tak bardzo zaniedbał ich mieszkanie. Cały jego stan utwierdzał go w przekonaniu, że bez Sanjiego zginąłby marnie pośród pleśni i sterty śmieci. Teraz naprawdę zaczął doceniać jego pedantyzm. Chciał, żeby było czysto, jak wróci do domu. W końcu miał jeszcze odpoczywać. Przed nimi weekend, a potem powrót do obowiązków. Zoro przypomniał sobie, że od poniedziałku zaczyna w końcu pracę w sklepie motorniczym naprzeciwko restauracji, w której pracował Sanji. Teraz będą mogli widywać się jeszcze częściej.
            Gdy w końcu skończył sprzątać i wszystko się błyszczało, położył się na kanapie i zasnął. Chciał być wypoczęty i w pełni sił, gdy jutro pójdzie po Kuro do szpitala. Już nie mógł się tego doczekać. Zamknął oczy i zasnął. Po kilku godzinach, gdy zadzwonił budzik, ogarnął kanapę i poszedł się wykąpać oraz ogolić. Musiał przyznać, że z zarostem wyglądał jak dziad. Po drodze do szpitala kupił wielki bukiet czerwonych róż. Dzisiaj był wyjątkowy dzień i nie miał zamiaru się hamować. Czuł się niesamowicie. Gdy wszedł do sali ukochanego zobaczył, że ten już na niego czeka.
            Podszedł do niego bez słowa, wręczył mu kwiaty i namiętnie pocałował w usta. Sanji już się nie opierał, nawet nie drżał. Był taki jak dawniej. Zoro nie mógł przestać go całować, tak bardzo był spragniony jego bliskości. Poczuł jak kucharz go obejmuje i wziął go na ręce. Blondyn dla niego zawsze był lekki jak piórko. Kucharz trzymał w ręku kwiaty i laskę ortopedyczną, a zielonowłosy chwycił za małą torbę podróżną i wyszli do szpitala. Zoro specjalnie zadzwonił po taksówkę, aby podwiozła ich pod samo mieszkanie, do którego również wprowadził ukochanego na rękach. Położył go na kanapie i usiadł zaraz obok. Zielonowłosy specjalnie nie zapalił światła. Na małym stoliku i półkach były poukładane świeczki, które dodawały pomieszczeniu niesamowitego nastroju. Czerwony bukiet róż spoczął w przygotowanym wazonie. Położył go na kanapie i usiadł zaraz obok.
            - Przepraszam za to wszystko przez co musiałeś przechodzić – powiedział zielonowłosy z poważną miną. – Chcę, żebyś wiedział to ode mnie, że oprócz ciebie nie ma na świecie osoby, która by była tak bardzo ważna.
            Sanji patrzył z uwagą na kochanka. Nie chciał mu przerywać. Czuł, że dla Zoro to jest bardzo ważna chwila i pogładził go delikatnie po policzku, dając tym samym znak, że wszystko rozumie i że czuje to samo. Nagle Zoro zrobił coś, czego blondyn w ogóle się nie spodziewał. Chwycił go za prawą dłoń i uklęknął przy nim, wkładając coś na palec serdeczny. Był to złoty pierścionek przypominający obrączkę. Sanji poczuł, że łzy szczęścia napływają mu do oczu. Spostrzegł, że Zoro ma identyczny.
            - To tylko symbol, jednak chcę, abyś zawsze wiedział, spoglądając na niego, że moje serce należy do ciebie – powiedział, patrząc w piękne spojrzenie kochanka. – Bez względu na wszystko, co by się między nami nie działo, wiedz, że zawsze jestem po twojej stronie. Kocham cię, Sanji i jedno wiem na pewno, resztę życia chcę spędzić u twego boku. Chcę się z tobą śmiać i smucić, przeżywać wzloty i upadki. Tylko przy tobie jestem sobą.
            Blondyn oniemiał i kompletnie nie wiedział co powiedzieć. Z jego oczu spływały na policzki łzy szczęścia. To był najwspanialszy dzień w jego życiu. Pokiwał głową i objął mocno ukochanego, który odwzajemnił uścisk. Nawet gdyby zagubił się w ciemnym labiryncie, wiedział, że zawsze odnajdzie swoje światło, które doprowadzi go do celu. Tym światłem był Roronoa Zoro, który rozświetlił jego życie tysiącami barw. Kochali się i to było dla nich najważniejsze. Teraz jedyne co mógł z siebie wykrzesać było jedno zdanie, które na tle ostatnich wydarzeń było dla niego niezwykle oczywiste.
            - Nie chcę płakać w samotności.

KONIEC!

13 komentarzy:

  1. No wreszcie i nareszcie moja wyczekiwana romantyczna historia jest w całości skończona ^^ Warto było czekać tyle i marudzić ci nad uchem byś pisała^^ Oczarowana jestem takie opowiadania zawsze zostawiają we mnie refleksje i taką lekka nadzieję, że może jednak na świecie istnieje takie zjawisko jak miłość, trwałe, niezłomne, niczym nie spętane wolne i nie zależne mogące pokonać wszystkie przeszkody a nie tylko zimne suche przyzwyczajenie. Napisałaś niezwykle poruszające love story i za to już należą Ci się podziękowania, za przekazywanie tych uczuć do świata by w codzienności nie zapomnieć też o takich aspektach ;) I Dziękuję za dedykacje .. no nie wiem co napisać więcej bo jestem po prostu zaszczycona (to chyba dobre słowo xD) i nie mam bladego pojęcia czym sobie na nie zasłużyłam ale no dziękuje … ^^ Dobra po swoim nieco rozbudowanym wstępie teraz przyszła pora na część właściwa tak że Uwaga zaczynam swoje rozterki w które mnie porwałaś tym fikiem^^

    Stresujący się Zoro o ukochaną osobę jest taki kochany *.*

    Hawkins jako psycholog genialnie dobrana postać , on jest stworzony do tej roli , ma odpowiedni współczynnik psychiczności przeznaczony aby być szpitalnym psychologiem ^^ Za ten dobór masz mój głęboki podziw ^^

    Musze to opowiadanie zaliczyć do grona tych w których naprawdę szkoda zrobiło mi się postaci, rzadko mi się to zdarza przez swój pogląd ale tutaj to co przytrafiło się Sanjiemu, to jak się obudził, i dochodził do siebie sprawiło, że naprawdę zrobiło mi się przykro i żal pełne uznanie, że udało ci się wyzwolić we mnie taki pokłady współczucia. Naprawdę to takie smutne a jak do czytałam do tego momentu, że wszystko od nowa przezywał i wybuchał nie kontrolowanym płaczem, który trwał godzinami , za nie mogłam i musiałam szybko lecieć dalej z tekstem, żeby po prostu się nie poryczeć i nie wpaść w mentalny dołek i zacząć niebezpiecznie to kontemplować … powtórzę się to było tak przesiąknięte smutkiem, że do teraz źle się ma mój umysł kiedy to wspominam, tragedie zwykłych ludzi są najbardziej dotkliwe.

    No po przykrych rzeczach wreszcie mam to co odzwierciedliłaś tak, że nie mogłam oderwać oczu i to chyba moja ulubiona część . Odrzucony Zoro, robił wszystko by być z blondynem , by naprawić jakoś to wszystko, martwił się denerwował i nie odstępował go na krok a on go odpycha , tak po prostu jak by cała ich przeszłość nic nie znaczyła. Użył najbardziej dosadnych słów tak, żeby nie było żadnych wątpliwości, nie pozostawił żadnej nadziei porostu go odtrącił, myśląc że tak będzie lepiej ( No cholera niby dla kogo xD) Dobrze Nami im przygadała strasznymi Idiotami są xD A myślenie Sanjiego znów sprawiło, że musiałam szybciej czytać bo po prostu nie dotrwała bym z tym ładunkiem emocjonalnym do końca i utonęła bym we własnych łzach. Właśnie to mają do siebie romantyki mimo że doskonale wiem jak to jest z miłością to potrafią być niesamowitym wyciskaczem łez ;)

    Odnalezienie zielonowłosego w barze zachlanego w trzy dupy o to też moja ulubiona część *.* Oczywiście moja wyobraźnia podsuwała mi najprzeróżniejsze podejrzane scenariusze co mogło się z nim stać ^^ ale wyszło ci naprawdę fajnie i tak Zorowato *.*

    No i wszystko się wyjaśnia, wracają do normy wszystko pięknie ładnie i już myślałam, że niczym mnie nie zaskoczysz a tu takie coś! No zabrakło mi słów i słowo romantyzm i urok chwili nie oddają w ogóle magii tego zdarzenia *.* Zauroczyła mnie ta chwila naprawdę przepiękne zakończenie a ostatnie zdanie jest podsumowaniem i uwieńczeniem całej historii , zaklętym sensem wszystkich trzech rozdziałów i przesłaniem zasianym w tym opowiadaniu na końcu uwydatnionym tak wyraziście by dogłębnie podkreślić jego znaczenie .Słowem idealny koniec *.*

    Odczuwam lekka nostalgie, że to już koniec ale nie mogę się doczekać tych specjałów i mam nadzieje że zagonisz wenę do roboty i nie będzie trzeba długo na nie czekać ^^

    Świetna Robota! nie mam nic więcej od dodania *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu~ Paul, jestem pod wrażeniem twojego słowotoku. Aż zastanawiam się, jak to możliwe, że tak szybko wyszło XD

      Usuń
  2. To opowiadanie było wspaniałe i wiem że jak wrócę do domu to przeczytam od nowa wszystkie rozdziały bo to opowiadanie mocno mnie poruszyło. Kiedy Sanji powiedział że nie kocha już Zoro to moje serce się rozpadło na milon kawałków lecz znów wróciło na swoje miejsce gdzie się pogodzili wtedy czułam że wszystko jest na swoim miejscu. Dziękuje ci Ayo za tak wspaniale opowiadanie
    Cloud- Abarai

    OdpowiedzUsuń
  3. No siema! :D

    Koniec "Nie chcę płakać w samotności", a mi jest tego tak smutno, że o boże. Serio, wcale nie jestem złośliwa i nie stosuję ukrytej ironii. Chciałam się dowiedzieć, co tak naprawdę łączy Smokera i Ace'a bo to nie daje mi pełnoprawnego spokoju. :(

    To było wszystkie takie do bólu dramatyczne, że aż naprawdę zajebiste. Nie spodziewałam się, że Sanji tak hardcorowo podejdzie do sprawy i skreśli wszystko jednym "nie kocham cię". Chyba jestem nie czułym draniem, ale nie było mi zal Zoro. Ani trochę nie czułem smutku czy coś, zaś było mi naprawdę żal Sanjiego. Jezu~! Oni musieli naprawdę nieźle go sprać, że zapomniał o swojej przeszłości, a bez przeszłości i teraźniejszości nie ma przyszłości, czy jakoś tak.

    Kidałka mnie rozjebał na łopatki, gdy zrzucił Zoro do jeziora. Wiesz, ja chyba jestem naprawdę ułomna, ale wlepiłabym tu element takie... komediowy, że niby Zoro się nie wynurza czy coś, że Kidałka już się szykuje na podróż po glona, aż tu nagle "Kurwa..." i tak dalej. Znaczy tak jak było wyżej ^^

    Ostatnie zdanie to zdecydowanie najlepsze podsumowanie tego ficzka.

    Czekam na syrenkę-Sanjiego i nastoletnie perypetie bohaterów.

    Pozdrówka! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww.~
    Lubię jak Sanji jest taką.. mendą, serio. 'nie kocham Cię' i koniec,o. Tak podobało mi się to i powinnam się smucić po tym ale jakoś tak, uśmiechnęłam się jak się chwilowo rozstali xD
    W sumie to dobry dramat jest zawsze lepszy od takiej mdłej miłości której dzięki bogu nie było bo szczerze mówiąc bałam się że tak będzie gdy kucharzyk się obudzi.
    I się nie rozczarowałam. <3
    czego życzyć więcej jak nie weny, pani kapitan ? :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdy w końcu skończył sprzątać i wszystko się błyszczało, położył się na kanapie i zasnął. Chciał być wypoczęty i w pełni sił, gdy jutro pójdzie po Kuro do szpitala. Już nie mógł się tego doczekać. Zamknął oczy i zasnął.

    Położył go na kanapie i usiadł zaraz obok. Zielonowłosy specjalnie nie zapalił światła. Na małym stoliku i półkach były poukładane świeczki, które dodawały pomieszczeniu niesamowitego nastroju. Czerwony bukiet róż spoczął w przygotowanym wazonie. Położył go na kanapie i usiadł zaraz obok.

    Sanji poczuł, że łzy szczęścia napływają mu do oczu. Spostrzegł, że Zoro ma identyczny.
    [...]
    Blondyn oniemiał i kompletnie nie wiedział co powiedzieć. Z jego oczu spływały na policzki łzy szczęścia.

    Powtórzenia. Wybacz, wiem, że się czepiam, ale... boli :<.
    Naprawdę przepraszam. Widziałam tego więcej, ale byłam tak pochłonięta opowiadaniem, że chciałam czytać więcej. Gratuluję!! Wyszło genialnie! xD Aż się wzruszyłam ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ałć! Faktycznie razi :D Gome, nie czytałam tego drugi raz :)

      Usuń
    2. Auch... przepraszam!

      Usuń
  6. Cudowne opowiadanie, mało takich. Naprawdę podobało mi się.

    OdpowiedzUsuń
  7. mogłabym się czepiać błędów, bo jestem zboczona, ale po co.
    Ostatnia część - zdecydowanie najlepsza. Pełna opisów emocji i przeżyć. Najbardziej chyba jednak rozwaliła mnie Nami z tekstem "ta różowa szmata" XD.
    Cieszę się, że Sanji z tego wyszedł i się ogarnął, oraz że dziewczyny uświadomiły mu, jak to naprawdę było. Biedny Zoro z tym swoim alkoholizmem... A tak btw, to czy powinnaś używać w tym opowiadaniu określenia "szermierz"?
    W tym rozdzialiku nieco mało Ace'a, ale czekam na dodatki z niecierpliwością ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nie powinnam, ale mogło się przyczaić niechcący ^^

      Usuń
  8. Pieguuuuuuuuu melduje się na bieżąco *dyskretnie zerka na datę* noooo prawie na bieżąco.
    Ayuś nie wiem czy bardziej wolę w Twoim wykonaniu seksy, czy cukry. No dobra, wiem, bom zboczona, ale tak obiektywnie patrząc.
    Wypowiem się tutaj na temat tych trzech rozdziałów, bom ja mało wylewny człowiek, a tak wyjdzie komentarz przynajmniej znośny ^^
    Czasem aż cukier mnie zniewalał i oplatał, bo jak robiłaś im te rozstania i chwile niepewności, to miałam wrażenie, ze cierpiałaś bardziej od nich, ale to chyba kwestia tego, ze trochę poznałam Twój charakter, więc nie wiem do końca czy moja opinia ma chociaż zalążki bycia obiektywną.
    Czasem (mimo, że opisy bardzo mi się podobają) miałam wrażenie, ze brakuje z dwóch, trzech zdań by wyjaśnić lub pociągnąć myśl, bo czułam leki niedosyt.
    Tak samo na koniec, bym nie pogardziła drobnym zakończeniem, bardziej rozwiniętym i (o dziwo) wcale nie mówię o seksach.

    Mega podobali mi sie przyjaciele, już nawet wszystkich ogarniam, bo sobie przeskoczyłam do odcinków z Lawem i Kidem (owwww jeeee ich tez poproszę tę scenę jak ich Zoro z łóżka wyrywa, opisać mi tu raz-dwa)

    I tak, dodatek świąteczny podobał mi się najbardziej, chociaż jak już wspomniałam zakończenie było dla mnie, aż "za" bo Zoro mi się jawi jako taki delikatny w stosunku do Sanjiego, ale nieco toporny i niekoniecznie myślący tymi względami, ze to mu sprawi radość. Ale jako, ze żaden ze mnie fan Zoro to nie rozkładałam jego psychiki na czynniki pierwsze. Nie to żebym robiła tak z Sanjim czy Acem *dyskretnie chowa popisane wykresy, notatki i rysunki* tam o nich nic nie ma, nic, a nic.

    Także ten, chyba miałam walnąć podsumowanie, ale mi uciekło razem z mózgiem, więc pewnie go już więcej nie zobacz, zatem: do roboty!

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłam bardzo ciekawa tego jak Sanji się zachowa po przebudzeniu. Było mi bardzo szkoda Zoro, który próbował jakoś do naszego blondynka dotrzeć. Ciężka sprawa. Postać psychologa była… ciekawa xD Muszę przyznać. W sensie takim że dodała trochę takiego surrealizmu. Bo wszystko w Twoim opowiadaniu jest takie bliskie rzeczywistości a on był taki inny. Nie dziwię się skoro Law go wytrzasnął ;D Chociaż ta postać wywołała u mnie konsternację, ale i tak było fajnie:) Podoba mi się wprowadzanie przez Ciebie tylu postaci.
    Później reakcja Zoro na słowa blondyna mnie szczerze zawiodła… W sensie takim, że nie podjął dalszej dyskusji i zgodził się właściwie z Sanjim. Tak jak blondyn wtedy gdy widział go z Peroną pomyślał, że to na pewno pomyłka i zielonowłosy nigdy by mu czegoś takiego nie zrobił, tak teraz Zoro nie zastanowił się dlaczego tak Sanji postąpił. Nie wykazał się takim bezgranicznym zaufaniem. Ale usprawiedliwieniem jest taka pierwsza reakcja:) Człowiek nie zawsze wie co zrobić albo co powiedzieć. W każdym razie miałam burzę emocji i to mi się podobało^^
    Jak Sanji może myśleć że jest nieodpowiedni dla Zoro?! Ja tam pobiegnę i mu powiem co myślę!:D Z drugiej strony rezygnacja z osoby którą się kocha najbardziej na świecie wymaga wielkiego poświęcenia. Mimo, że miał powody, to jednak nie zdał sobie sprawy, że właśnie uzyskał odwrotny efekt do zamierzonego. Szkoda mi było Zoro ale tylko trochę bo za łatwo to zaakceptował i się poddał ;D
    To nieporozumienie mnie zabiło! Zoro powinien mu na wstępie powiedzieć o Peronie! A nie tak xD! Zgadzam się z Nami: głuptasy!
    Rozkazująca Rudowłosa bardzo dobrze oddana ;D przecież nasza nawigator ma taki właśnie charakterek.
    „- Posłuchaj mnie, kretynie! – krzyknęła Nami. – Za dwa dni Sanji wychodzi ze szpitala, a u was w mieszkaniu panuje taki syf, że nawet w chlewie świnie mają czyściej. Zamiast chlać, ruszyłbyś dupsko i to wszystko ogarnął.”- moje ulubione słowa padające z jej ust ;D
    Ich konfrontacja i wylądowanie w wodzie było przednie.
    Końcówka samym słodkim cukrem i karmelem^^ Fajnie to uwieńczyłaś tymi pierścionkami. Brakowało mi trochę więcej reakcji chłopaków jak się spotkali po tym nieporozumieniu i gdy Sanji był odbierany ze szpitala. Ale nie przejmuj się, niepotrzebnie w ogóle się czepiam:* Ogólnie bardzo chętnie przeczytałam. Ten Special szczególnie mnie zachęcił^^ Fajne uzupełnienie historii!
    Po nowszych opowiadaniach widać że się rozwijasz:) Tutaj widać początki twórczości. Ale to tez mi się podobało, przede wszystkim za pomysły. Dużo fajnych postaci, historia również ciekawa i słodka oczywiście pomijając cały wypadek, który był zresztą sednem całości. Miłość chłopaków oddałaś świetnie^^
    Mimo, że do takich wrażliwych charakterów Sanjiego i Zoro trudno mi czasem się przyzwyczaić, to i tak mi się podobało:) Takie opowiadanko o ich bezgranicznej miłości i takim zakończeniu tez warto zaliczyć ;D
    Dzięki za lekturę;)
    Vanilia^^

    OdpowiedzUsuń