Liczba rozdziałów: 1/?
Gatunek: yaoi
Para: ZoroxAce
Ograniczenie wiekowe: 18+
Piosenka przewodnia: Jason Walker - Echo
Od jakiegoś czasu ja i Kana bawimy się w RolePlay'a, ponieważ nasze opko robi się już dość spore, postanowiłyśmy opublikować jego pierwszy rozdział. Kana jest naszym gorącym Ace'em, a ja ślicznym Marimo. Mam nadzieje, że nie zawiedziemy waszych oczekiwań.
(Kana świetnie się wczuwa w Ace'a! Serio!
A moja urocza pałka świetnie wczuwa się w uroczego glona xD ~Kana )
Zoro jest w więzieniu. Jego powalone więzienne dni zakłóca pewien młody mężczyzna.
Rozdział 1
Więzień i psychiatra.
Zoro patrzył na swoje ręce, pokryte krwią. Właśnie siedział w celi, jego współlokator – wysoki i gburowaty dziad, leżał obok skąpany we własnej krwi.
(Kana świetnie się wczuwa w Ace'a! Serio!
A moja urocza pałka świetnie wczuwa się w uroczego glona xD ~Kana )
Zoro jest w więzieniu. Jego powalone więzienne dni zakłóca pewien młody mężczyzna.
Rozdział 1
Więzień i psychiatra.
Zoro patrzył na swoje ręce, pokryte krwią. Właśnie siedział w celi, jego współlokator – wysoki i gburowaty dziad, leżał obok skąpany we własnej krwi.
— Co za typ,
żeby się do mnie przystawiać. — Roronoa splunął na niego. Facet został pokonany
z łatwością. Poza celą rozchodził się charakterystyczny dźwięk, wycie alarmu
odbijało się od ścian więzienia. Po chwili przed kratami stanęło kilku
strażników.
— Spóźniliśmy
się...
— Już zdążył
go zlać...co jest nie tak z tym gościem?
Dwóch strażników
weszło do celi. Zoro wstał i ze spokojem wysunął dłonie by skuli mu ręce.
— Roronoa,
znowu narobiłeś kłopotów.
— Nie dawajcie
mi takich ścierw do tej cholernej klatki, to nie będę robił więcej kłopotów —
odpowiedział spokojnie. Strażnik krzyczał na niego jeszcze o czymś, ale
postanowił to zignorować. Wyprowadzili go z celi. Po więzieniu roznosiły się
krzyki innych więźniów.
„Co, znowu on?”,
„To ten cały Roronoa!”, „Znowu kogoś zabił?”, „Do izolatki z nim!” i wiele,
wiele więcej. niektórzy go podziwiali, niektórzy się bali, a niektórzy nim
gardzili, ale każdy, kto był już trochę w więzieniu, wiedział, że z nim lepiej
nie zadzierać.
— Na jak długo
tym razem? — spytał jednego z znajomych mu strażników.
— Nie idziesz
do izolatki — odpowiedział jeden z nich.
— Jak to? — Omal
nie krzyknął. — To gdzie mnie prowadzicie? — Zaczął się szarpać.
— Spokojnie
Roronoa, uspokój się! — Lekko spanikowany ochroniarz, złapał go za ręce, aby
powstrzymać jego temperament.
— Idziesz do
psychiatry — powiadomił go drugi ze spokojem.
— C-co!?
— Idziesz do
psychiatry. Po prostu twierdzimy, ze powinieneś z nim pogadać.
— Macie mnie
za świra? — spytał, uspokajając się. — No cóż, i tak mnie nie obchodzi, co o
mnie myślicie. W każdym bądź razie nie pogadam z nim.
— To się
dopiero okaże — odparł z wrednym uśmiechem bardziej opanowany klawisz. Po
chwili stanęli przed jakimiś nieznanymi do tej pory Roronorze drzwiami.
— To tu. Właź
do środka. — Jeden z ochroniarzy otworzył drzwi.
Ace bazgrał
coś na kartce papieru, raz po raz przecierając oczy. Był na posterunku cały
dzień i bolały go że zmęczenia Zdawał sobie sprawę jak wielu ludzi odradzało mu
tę pracę. On nigdy nie narzekał. Polubił to miejsce, swój obskurny gabinet i
rozmowy z więźniami.
Podniósł
głowę, gdy drzwi się otworzyły i uśmiechnął się delikatnie.
— Rozkłuć go —
polecił, a widząc miny strażników, dodał: — Po prostu to zróbcie i zmykajcie.
Nie lubił
rozmawiać ze skutym agresorem i ze strażnikami, którzy dyszeli mu w kark.
Panowie niechętnie wykonali jego polecenie, a w między czasie Portgas wstał.
— Usiąść —
zaoferował, gdy został sam na sam z Zoro. Sam zajął miejsce na biurku tuż przed
wskazanym krzesłem.
Roronoa
popatrzył na gościa przed sobą. Wyglądał na kogoś w podobnym wieku. Oparł się o
ścianę, skrzyżował nogi i założył ręce.
— Postoję. — odpowiedział
buntowniczo.
Ace westchnął
ciężko. Czytał jego akta. Zamordował dwie osoby, wszczynał bójki. Jednym słowem
- zły charakter.
— Nalegam. To
może trochę potrwać — podsunął i wstał, bezlitośnie i mocno kopiąc go w piszczel.
Zapał mocno Roronoę za dwie dłonie i zmusił go do zajęcia miejsca.
— A, tak już
lepiej.
— Agh, co do
cholery!? Jak śmiesz! — Zoro wrzasną. Mężczyzna był naprawdę silny, silniejszy
od innych spotkanych w tym więzieniu osób. — Kim ty właściwie jesteś?
— Mów mi Ace,
kotku - przedstawił się krótko, uśmiechając się delikatnie. — Widzisz, chcę się
z tobą zaprzyjaźnić. Wiesz, wystarczy jeden mój podpis i wyjdziesz na
warunkowym. Chciałbyś się stąd wyrwać?
Otworzył
szufladę, wyjął paczkę papierosów i zapalił.
— Heh. Jakoś
nie wierzę by mnie stąd wypuścili, nawet gdyby jakiś pieprzony psychiatra dał
im jakieś papiery. Po za tym... nie
widzę potrzeby wydostania się z tego miejsca. Czas płynie tak samo tutaj jak i
tam. Czyż nie? — Zoro odrzekł w monotonnym tonie. Popatrzył przez chwilę na
okno w pomieszczeniu. Był słoneczny dzień. Promienie przebijały się przez
kotary do środka. Patrzył jak facet zapala papierosa i zaciąga się nim.
— Dobra
słuchaj... — założył ręce na krzyż — … napisz co masz tam napisać, a ja będę
spadał. — Wstał i podszedł w kierunku drzwi.
— Czyli mogę
wypisać ci skierowanie do psychiatryka, prawda? Nie przeszkodzi ci nawet, jeśli
będą faszerować cię prochami uspokajającymi do chwili aż zwariujesz, zapomnisz
jak się nazywasz i jak wygląda twarz twojego romansu, gdy go zabijałeś, tak? —
zaciekawił się. Miał podstawy, aby zawinąć Zoro w biały kaftan bezpieczeństwa i
zamknąć u czubków z najwyższej półki. Atakował ludzi, czasem nawet strażników,
bez powodu – albo przez agresją, która narodziła się w jego podświadomości,
albo braku innego konkretniejszego zajęcia, ot czystej nudy. Jednemu
współwięźniowi wydłubał oko. Musiał przyznać, że słowa "pieprzony
psychiatra" naprawdę uraziły jego dumę. Ale skoro sam nie chciał pomocy,
czemu miałby pomóc tonącemu?
— Więc?
Papierosa? — Wyciągnął w jego stronę paczkę fajek. — Wiesz, tam czas już wcale
nie płynie tak samo jak tu, czy tam... Płynie odrobinkę wolniej, gdy jesteś
przykuty do łóżka, nie możesz wstać, a jedyną osobą do której możesz gębę
otworzyć to twój cień ewentualnie gość, który wbija kolejną igłę do ramienia —
kusił dalej. Wiedział jak to wyglądało. Miał praktyki „u czubków”.
— Heh. — Zoro
fuknął. — Wolałbym piwo. — odchrząknął na pytanie faceta. — A jeśli chodzi o
psychiatryk, nie obchodzi mnie czy mnie tak wyślesz, czy nie. Nie złamałbym się
tak łatwo. Po za tym, jak sam powiedziałeś, jestem wystarczająco pierdolnięty
by tam trafić. — Nie przestraszył się wypowiedzi Ace'a nie takie rzeczy widział
i nie o takich rzeczach słyszał. Wkłuwanie igieł i te sprawy, to żadna nowość.
A co do towarzystwa, to i tak nie był zbyt rozmowny. Roronoa wstał. Popatrzył
na bruneta. — To ja będę leciał. — Zrobił parę kroków w kierunku drzwi.
Ace westchnął
cicho i zagasił papierosa w popielniczce. Schował paczkę do szuflady.
— Nie mam
monopolowego pod ręką — odpowiedział tylko, zastanawiając się jak powinien
teraz z Roronoą rozmawiać. Musiał przyznać, że był twardym zawodnikiem, ale
zaczął mu się podobać ten cały upór i zawziętość wiezienia. Czyżby pogłoski
były prawdziwe? Czyżby naprawdę nie czuł skruchy ani chęci poprawy?
— Naprawdę nie
interesuję cię co się z tobą stanie? — zapytał, unosząc brew. — Jak dla mnie
masz nie tylko predyspozycje do bycia świrem, a także do normalnej egzystencji.
Dlatego przyprowadzili cię do mnie, a nie do izolatki. Zastanów się nad tym.
Odwrócił się
do niego plecami, aby otworzyć okno i puścić trochę powietrza.
— Nie obchodzi
mnie co się stanie, co będzie, to będzie. — Odwrócił się do bruneta. — Dlaczego
jesteś taki nachalny? Mówiłem Ci, że nie chcę z Tobą gadać. — Zielonowłosy
chrząknął. —Wolałbym posiedzieć w spokoju, w ciemnej izolatce.
Ace
zachichotał.
— Podobasz mi
się, Zoro, czy to nie oczywiste? — Odkąd pracował w tym więzieniu, nie widział
jeszcze takiego specjalnego przypadku buntu i niezdyscyplinowania. Nihilizm
egzystencjalny był chyba dobrym określeniem na postawę Zoro, Portgas za punkt
honoru obrał sobie, aby postawić go na nogi, bo mieli ze sobą coś, co ich
łączyło. Czuł z nim emocjonalną więź.
— Nie, to nie
jest oczywiste — warknął. — Chce już stąd iść, wypuścisz mnie w końcu? -
Podszedł do drzwi i wskazał na nie kciukiem. Jego brew unosiła się, domagając
się odpowiedzi.
— Oczywiście,
droga wolna. Nikt cię nie trzyma, śpiąca królewno — odparł na wpół żartobliwie,
na wpół ironicznie. — Wyprowadzić — powiedział nieco głośniej, wiedział, że
strażnicy na pewno są za drzwiami i tylko czekają, aby go zabrać i zamknąć w
wilgotnej izolatce.
— Wiesz, Zoro,
podobnie jak ty, kiedyś także zabiłem człowieka — dodał pół szeptem, wprost do
jego ucha, z lekkim uśmiechem na ustach, w momencie gdy strażnicy więzienni
weszli do gabinetu i przykuli Roronoe z powrotem w ciężkie kajdany. — Tym razem
odpuście mu izolatki. Nad współwięźniem pomyślę.
— Że co!? —
Zoro powiedział dość cicho. Kiedy strażnicy go przykuli szybko się zamknął, po
co miał nadużywać słów. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy się dowiedział, że
wraca do celi. Zastanawiało go tylko, czy sprzątnęli już krew, czy znowu będą
mu kazali siedzieć w zakrwawionej celi przez tydzień.
Ochroniarze popchnęli
go do środka.
— Ręce. — Usłyszał.
Wystawił dłonie przez dziurę w kratach. Odpięli mu kajdanki.
— Masz
szczęście, Roronoa. — Jeden z ochroniarzy zaśmiał się. — Już jutro będziesz
miał nowego chłopaka. — Zaśmiał się jeszcze głośniej, a do niego dołączył
drugi.
Roronoa
przełożył rękę przez kratę i pociągnął ochroniarza za koszulkę. Ten uderzył
głowa o stalowe pręty.
— Aż tak cię
to śmieszy! To może pośmiejemy się razem. — Uśmiechnął się złośliwie.
Ochroniarz ze strachem w oczach zaczął się wyrywać. Roronoa znowu uśmiechnął
się wrednie. A po chwili rozluźnił pięść i puścił faceta. Ten stanął nieco
dalej od celi.
— Uważaj
Roronoa, następnym razem trafisz do izolatki na miesiąc o wodzie i chlebie!
Wtedy zobaczymy jaki jesteś twardy! — Zielonowłosy zignorował to i podszedł do
łóżka. Zapach krwi unosił się w powietrzu. Zaczynał już się do tego
przyzwyczajać. Chociaż czerwona plama na podłodze raczej nie będzie zachęcała
Koniec!
Jak się podobało? Mi bardzo :D Ciekawie się zaczyna co nie? Co będzie dalej? Zobaczycie jak nam się zachce wrzucić drugi rozdział :P ... Taa jak nam się zachce xD
Więcej pierdół nie pamiętamy. Za wszystkie błędy nie przepraszamy i nie postanawiamy się poprawić.
Bajo! :D
Jak dla mnie możecie już kontynuację wrzucać, bo wiem, że macie już sporo tego ;) A co do opowiadanka, to bardzo mi się podoba. Pomysł i wykonanie na piątkę z plusem :D Zoro to niezły uparciuch i agresorek ;) Ace w sumie wcale lepszy nie jest. Tak szczerze to nie pamiętam co było dalej. Mam strasznie krótką pamięć, więc bardzo proszę o kolejny rozdzialik :*
OdpowiedzUsuńOkej :D
UsuńDziękuję :*
jasne, że agresor :D Takiego go lubię :D
A Kana świetnie się wczuwa w Ace'a nie to co mój OOC!Zoro xD
Będzie! :D (Wszystkie opóźnienia to moja specjalność :*)
Głupoty gadasz, jak zwykle ;P
UsuńTak, też Cię kocham :*
Usuń