7 kwietnia 2013

[Opowiadanie] Anybody Out There? Rozdział 2 (ZoAce)

Tytuł: Anybody Out There?
Autorzy: Kanako i ema670
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 2/?
Gatunek: yaoi
Para: ZoroxAce
Ograniczenie wiekowe: 18+
Piosenka przewodnia: Jason Walker - Echo
Tak, wrzucamy Wam, kolejną część naszej zabawy. 2 rozdział "Anybody Out There"
Jak już wspominałam w pierwszym rozdziale Kana jest naszym ślicznym psychiatrą, Ace'em, a ja zamkniętym w sobie wieźniem, Marimo. Mam nadzieje, że nie zawiedziemy waszych oczekiwań.
Drugi rozdział historii miłosnej o młodym psychiatrze i buntowniczym więźniu.


Rozdział 2
Odcięty od świata.

Ace nie został psychiatrą, aby pomagać ludziom, a dlatego żeby się wykręcić z własnych wyrzutów sumienia, które czuł nawet nie z powodu popełnianej zbrodni. Minął dzień od wizyty Zoro. Na same wspomnienie na jego ustach pojawiał się uśmiech.
Zarzucił na siebie kitel i ruszył przed siebie. Zbył strażników, którzy odradzali mu wejście do samego serca więzienia "czułymi" słówkami i wszedł tam jakby nigdy nic, ignorując oszczerstwa więźniów, którzy nie szczędzili wulgarnych epitetów. Szukał jego celi.

Roronoa właśnie robił pompki w celi, jedyna rzecz, na którą mu jeszcze pozwalano. Od wczoraj nie pozwalano mu nawet wyjść na dwór. Jakoś specjalnie się nie przejął i tak miał siedzieć w izolatce. Usłyszał hałas wśród więźniów. Zignorował go, pewnie znowu jakaś bójka, chociaż to rzadkość, że to nie on był jej przyczyną.
W celi Zoro nie było jeszcze nowego współlokatora. Może to i lepiej, miał przynajmniej spokój. Facet miał się pojawić dopiero wieczorem, podobno siedzi za handel narkotyków. Zielonowłosego jakoś to specjalnie nie obchodziło. Miał tylko nadzieję, że nie będą sobie wchodzić w drogę.

Ace pokazał parę razy środkowy palec, gdy jacyś więźniowie podzieli się swoimi fantazjami erotycznymi z nim w roli głównej, ale na zaczepki nie powiedział nic. Wiedzieli o nim dość sporo, dla wielu był wrogiem numer jeden.
Gdy doszedł do celu swojej podróży, uśmiechnął się delikatnie. Szarpnął za kraty, aby poinformować o swojej obecności.
— Akukuk! — przywitał się ładnie. — Zaprosisz? Mam coś dla ciebie.

— Hę? — Zoro uniósł głowę, gdy ktoś przerwał mu ćwiczenia.
— Znowu ty!? — Wstał. I podszedł do krat. Przekręcił głową na boki, a jego kark strzelił dwa razy z powodu długiego nieporuszenia nim. — Czego chcesz? — Złapał za kraty.

— Spędzić czas z kimś w miarę na poziomie. Należy mi się chyba, nie? — zagadnął. W ramach potwierdzenia swoich wcześniejszych słów, odchylił lewą cześć kitla, aby pokazać Zoro swoją przepustkę w postaci puszki piwa.

— Och. to ja rozumiem! — Zoro uśmiechnął się łapczywie. — Teraz to mogę z tobą gadać, ale z jedną puszką to sobie długo ze mną nie porozmawiasz. Jest tylko jeden problem, to nie ja decyduje, czy tu wejdziesz. — Popatrzył na niego ze zdziwieniem. — Jesteś głupi?

— Jak będziesz się ładnie zachowywać, to może zostaniesz więcej — odparł spokojnie. Nie bał się go. Nie czuł strachu. Wiedział, że Zoro nie był przeciętnym więźniem. Wyciągnął telefon z kieszeni. Czekał przez chwilę aż w końcu ktoś odebrał.
— Otwórz mi cele dwudziestą.
— Nie mogę. Nie mam pozwolenia.
— Tylko na góra dziesięć minut. Chyba chcecie zagłuszyć rozlew krwi, ne?
— Dziesięć minut.
Kraty się otworzył. Ace wszedł do środka i się rozłączył, a gdy zamknięto go razem z Zoro, uśmiechnął się delikatnie. Cieszył się jak diabli, że akurat jego dłużnik pełnił dzisiejszą wartę.

Roronoa usiadł na pryczy i wyciągnął dłoń w stronę Ace'a.
— Dawaj!

Portgas rozglądał się wyraźnie zaciekawiony po celi.
— Jejku, jeszcze nigdy nie patrzyłem na to z takiej perspektywy — zachwycił się jak małe dziecko, nie omieszkał wystawić język w stronę gościa, który wykonywał w jego stronę obsceniczne gesty. — Morderca! — krzyknął ten sam więzień, a reszta mu zawtórowała. Zapomnienia na chwilę o obiecanej puszcze dla Zoro.

— Oi! — Zoro krzyknął podenerwowany. — Dawaj piwo! — Machnął ręka na psychiatrę. — Jeśli nie masz zamiaru mi go dać, to spadaj! Albo przyłączysz się do tego, co zostawił tą czerwoną plamę! — Roronoa wrzasnął, wciąż czekając na jego ukochane piwo, za którym już tak strasznie tęsknił.

— Oi, wybacz, kotek. — Oparł się wygodnie plecami o kraty, aby więźniowie nie zauważyli, co się wyczynia w środku. Dał mu piwo. — Zdrówko.
Nie bal się Zoro. Jego groźby nie robiły na nim żadnego znaczenia. Nie chciał tylko wyjść na tego, co nie spełnia warunków umowy. W końcu zaufanie to podstawa.
— Współczuję życia pod jednym dachem z taką hołotą.

— Przywykłem — odrzekł otwierając puszkę. Wziął łyka — Aaach, cudowne. Tak dawno tego nie piłem! — Westchnął. Oparł się o ścianę. — To... O czym chcesz gadać? - Roronoa znowu popił piwo. Wiedział, że skoro to powiedział to słowa musi dotrzymać i pogada z tym przeklętym psychiatrą.

- Oi tam. Czuję w kościach, że wielu przyjemnych rzeczy nie robiłeś — odparł. Zoro pewnie czuł się tu swobodnie, o wiele bardziej niż w jego gabinecie. — Czym się zdradziłeś? - zaciekawił się, puszczając mimo uszu kolejne oszczerstwa pod jego adresem. Jeden ze strażników krzyknął, aby się natychmiast uciszyli.

— Kogo zabiłeś? — Zoro spytał, ignorując pytanie Portgasa. Były rzeczy, o których nie chciał gadać. Patrzył na lekarza z zainteresowaniem. Facet wyglądał na normalnego, ale jego aura, była jakaś...”dziwna”?

Ace zaśmiał się.
— Ja jestem tym od zadawania pytań, wiesz — podsunął. — Zabawmy się w grę. Co ty na to? Odpowiedź za odpowiedź, czy jakoś tak.
Czyżby nawet Zoro targało sumienie? Ładnie wymigał się od odpowiedzi.

— Chcesz grać? To odpowiedz na moje pytanie. — Zoro odrzekł, znowu biorąc łyka piwa.
— Jeśli się nie pośpieszysz, to wypije całe piwo, zanim zdążysz na nie odpowiedzieć i tyle będzie z naszej rozmowy. — Patrzył na puszkę, zaczął mieszać w niej piwo, jakby to było najciekawsze zajęcie, na jakie było go wstać w szarej, brudnej celi.

— Hola hola, nie tak szybko. Nie mówiłem, że to jedyne, co mam ci do zaoferowania —  odparł Ace z grzecznym uśmiechem. — Pisali o tym w brukowcu. Pamiętasz? O morderstwie starej i obrzydliwie bogatej właścicielce domu pogrzebowego?

— T-To Twoja sprawka? Czytałem coś o tym. — Kolejny łyk piwa. — Czy tam nie mówili o jakimś podpaleniu przez psychopatę? — spytał zastanawiając się nad artykułem, o którym mowa.

— Podpalenie było później — uśmiechnął się zadziornie. — Ale dosyć o mnie. Pomówmy o tobie, dobrze? Pamiętaj, odpowiedź za odpowiedź. — podsunął. Raport policji był niejasny. Grafomania, przeszło mu przez myśl, gdy to czytał.

— Heh, niezbyt się wysiliłeś z odpowiedziom, ale niech Ci będzie. Jakie masz pytanie? - odrzekł. Portgas zaczął być interesującym rozmówcą, tym bardziej, że przyniósł mu piwo, niestety puszka była już prawie pusta. Jego dłoń poruszała się, chlupocząc płynem wewnątrz puszki.

— Czym się zdradziłeś? — powtórzył pytanie, siadając na górnej pryczy. Motyw był prosty, tak mu się wydawało. Złamanie przysięgi. Zazdrość. Złość.

— Hmm, powiedzmy, że miałem swoje powody by kogoś zabić. — Zoro odparł z niechęcią. — Masz jeszcze? — Podniósł już pustą puszkę. —A i możesz usiąść oni i tak już wiedzą, że masz piwo. — Zielonowłosy powiedział spokojnie, patrząc na sale poza kratami. Jakiś gość z naprzeciwka właśnie pokazywał im swoje cztery litery, a inny ciągle wrzeszczał w ich kierunku. Roronorze powoli zaczęły doskwierać te krzyki. Ale jak na razie je ignorował.

Pomachał mężczyźnie, który demonstrował im tyłek.
— Oni naprawdę nas nienawidzą — stwierdził. — Nie pytam o powody. Chcę wiedzieć jak to się stało, że siedzisz.
Rzucił w niego puszkę. Wiedział, że złapie.
— Każda zbrodnia kiedyś wychodzi na jaw — podsunął.

Roronoa z łatwością złapał puszkę. Pociągnął za 'kluczyk' i otworzył, słysząc po raz kolejny przyjemny syk. Tym razem wziął głębszy łyk, bo Ace i tak musiał zaraz wychodzić, no chyba, że znowu coś skombinuje z wartownikiem.
- Aaach, jeśku pytasz jak dałem się złapać, to nie zdziw się, ale sam się tu wpakowałem — powiedział cicho, zasłonił oczy dłonią. - Heh, kto by pomyślał, że tak łatwo się poddam. — Uśmiechnął się, jednak uśmiech był pusty, smutny, pozbawiony jakiejkolwiek radości.
— Widzisz... Świat nie jest taki prosty jak mi się kiedyś wydawało.

— Ruszyły ci wyrzuty sumienie, tak? — Zaciekawił się. — Pij szybciej. Nie wiem, czy uda mi się dalej go szantażować, kotek. A muszę zabrać dowody naszej zbrodni.
Zoro zaczął go coraz bardziej fascynować. Uśmiechnął się do niego uroczo. Nawet on zauważył, ze targały więźnia emocje rozdarcia. Lubił czuć ludzki smutek i ból. Miał wrażenie, że wtedy naprawdę żyje.

— Żadne wyrzuty. Wyrzuty sumienia są dla słabych ludzi! — Roronoa odchrząknął. Oczywiście duma nie pozwalała mu się przyznać. Każdy normalny człowiek powinien rozmawiać o niektórych sprawach, a on zawsze zatrzymywał wszystko w sobie.
— Nie popędzaj mnie. — Roronoa przechylił puszkę i wypił już całą zawartość. Trochę poleciało mu z kącików ust, więc przedramieniem wytarł je. — Łap — rzucił pustą, zgniecioną puszkę w stronę psychiatry. — Możesz już iść.

— Trzymaj — włożył mu do zaciśniętej pięści gumę do żucia i uśmiechnął się, ocierając się ramieniem o jego ramię. — Jeśli będziesz grzecznym chłopcem w moim gabinecie zostaniesz następnym razem coś naprawdę dobrego.

— Co dostanę? — Zoro popatrzył na niego zdziwiony. Odsunął się lekko, dotknięcie Ace'a nie sprawiło mu żadnej przyjemności. Żaden dotyk nie sprawiał mu przyjemności.
Nie okazał niezadowolenia. Po chwili przy celi pojawił się strażnik.
— Panie Portgas — odezwał się.
Zoro zaczął przeżuwać gumę, jak gdyby nigdy nic i czekał aż jego gość sobie pójdzie.

— Jakie masz życzenie? Dużo procentów — odparł wyrwane z kontekstu zdania, których sens mógł zrozumieć tylko Zoro. Po chwili znalazł się po drugiej stronie. — Nie rozrabiaj.
Z premedytacją przydzielił Zoro ledwie pełnoletniego dzieciaka. Taki nie powinien sprawiać żadnych problemów.

— Może być. — Rorornoa uśmiechnął się. — Heh, nie mam zamiaru rozrabiać. — Widział jak Ace zaczyna się oddalać. Gdyby chciał, to pewnie już dawno uciekłby z tego pierdla, ale po co? Tam, na zewnątrz nie było nic, co wzbudzałoby jego zainteresowanie, a ucieczka naruszała jego wewnętrzną dumę.
Parę może paręnaście minut po odejściu psychiatry, strażnik znowu pojawił się przed jego celą. Koło niego stał młody chłopak, który omal nie zsikał się w portki na widok zielonowłosego.
— Masz dzisiaj niezły ruch. Roronoa — odezwał się strażnik otwierając kratę. Klawisz miał czarne włosy i sympatyczny wyraz twarzy. Zielonowłosy nic do niego nie miał, więc zawsze potrafili wymienić ze sobą parę zdań. Zoro robił wszystko, żeby nie nabroić na jego zmianie.
— Hah, żebyś wiedział, już dawno moje skromne progi się tak często nie otwierały. — Zoro popatrzył w jego stronę. Strażnik otworzył celę i pchnął chłopaka do środka. Ten stanął wystraszony przy ścianie, ściskając swoje rzeczy. Jakby zaraz miał uciec przed Roronoą. Strażnik odszedł kawałek od celi, ale potem zawrócił i chwycił za jeden z prętów.
— Nie zrób mu krzywdy, to dobry dzieciak — powiedział ze zmartwionym głosem.  Zielonowłosy uśmiechnął się do niego wrednie. Miał ochotę jeszcze trochę nastraszyć chłopaka.
— Nie czuję potrzeby bym miał ciebie słuchać.
— Haha! — strażnik zaśmiał się. — Masz rację!.
— Oczywiście. — Chłopak omal nie zemdlał ze strachu. Zoro rozłożył się na łóżku. Widząc, że dzieciak dalej stoi przy ścianie, popatrzył na niego.
— Oi. — „Nowy” zadrżał, gdy usłyszał jego głos. — Nie bój się. Nic ci nie zrobię.
Współwięzień dalej się go bał, ale po upływie godziny (może dwóch) uspokoił się, nawet nabrał odwagi, aby wejść na jedną z prycz.
Reszty już nie pamięta, musiał zasnąć.




Koniec!


I jak? Mi się podoba xD (podejrzewam, że Kanie też xD) Fajna zabawa, polecamy! No to teraz pozostało Wam czekać na trzeci rozdział :P Więcej pierdół nie pamiętamy. Za wszystkie błędy nie przepraszamy i nie postanawiamy się poprawić.
Bajo! :D

1 komentarz:

  1. Aż dziwię się, że jeszcze nie skomentowałam :) Akcja w celi mi się podobała. Ace i Zoro przynajmniej już jako tako ze sobą rozmawiają. Fajnie ich charakteryzujecie. Jestem ciekawa co będzie dalej :D Dawno nie było kolejnej części, więc mam nadzieję, że coś wrzucicie :)

    OdpowiedzUsuń