Autorka: Sarinea
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ZoroxSanji
Ograniczenie wiekowe: 18+
Czym jest dla was deszczowy wieczór? Okazją na drzemkę, wyciszenie się... A jak spędził go Sanji, szef kuchni jednej z najlepszych restauracji w Japonii, za sprawką niezwykłego gościa? AU (osadzone w realiach dzisiejszego świata).
W pewien deszczowy wieczór
Nie lubię dedykacji w sumie, bo jeszcze ktoś poczuje się pominięty.
Poza tym... Tak, wreszcie napisałam jakąś "scenę"!
Za wszelakie błędy/powtórzenia przepraszam.
Tokio to wspaniałe japońskie
miasto. Zawsze tętni życiem, czy to dniem, czy to nocą. Ulice non stop
zatłoczone są ludźmi, tymi zapracowanymi lub nie, uczniami wracającymi ze
szkoły, kolorowo włosymi Japonkami
zakochanymi w anime i mangach. Nie brakuje tu najrozmaitszych restauracji i
sklepów.
Jedna restauracja w regionie Kanto
cieszyła się szczególnym powodzeniem. Początkowo niewielki budyneczek
pomalowany na morski błękit rozrósł się do rozmiarów wielkiego pawilonu,
podobnie jak jego ranga, która miała już pięć gwiazdek. W tak krótkim czasie
„All Blue” stało się restauracją znaną na całej wyspie za sprawką niezwykłego
szefa kuchni imieniem Sanji. Mimo swej ekskluzywności, w restauracji za
niewielką sumę mógł najeść się też biedniejszy człowiek.
Sanji był mężczyzną o specyficznym
typie urody – był wysoki, szczupły, miał dłuższe blond włosy, falujące łagodnie
na karku. Pozornie nie kryło się w tym nic niezwykłego, lecz tej specjalnej charakterystyki
nadawała Sanjiemu zakręcona brew, często obiekt żartów jego współpracowników i
podwładnych. Nie było dnia, w którym nie doprowadzaliby go do szewskiej pasji,
mimo to i tak kochał swoją robotę.
Ten dzień zaczął się jak każdy
inny, dzisiaj jednak od rana z nieba siąpił deszcz. W restauracji unosił się
więc nie tylko zapach smakowitych potraw, ale też mokrych kurtek i klientów. W
kuchni panowała nieco senna atmosfera, co nie przeszkadzało Sanjiemu w
regularnym opieprzaniu pracowników. W najmniejszym nawet stopniu.
-Cholera! – Ryknął, zaglądając do
wielkiego gara. Kuchcik podskoczył i spojrzał przerażony na szefa. –Co to ma
być?
-No… Curry – wyjąkał młody
kucharzyna, drżąc. Sanji westchnął w myślach i już chciał ulitować się nad
dzieciakiem, gdy przypomniał sobie świętej pamięci Zeffa, który nauczył go
dosłownie wszystkiego.
-Curry, powiadasz – zamieszał w
saganku. –To nawet nie pachnie jak curry. Przeanalizuj przepis jeszcze raz i
zobacz, czy aby na pewno wszystko dodałeś, gapo.
Sam Sanji uwielbiał gotowanie. Tak
samo jak kobiety i papierosy, ale mniejsza. To było coś, w czym zawsze czuł się
mocny, najlepszy. Dawało mu to ukojenie takie samo, jakie czują pisarze podczas
stworzenia idealnego dzieła czy malarza, spod którego pędzla wychodziły arcydzieła.
Gotowanie było magią, sztuką, którą niestety nie każdy mógł pojąć.
Dzień minął jak zawsze i gdy czas
pracy Sanjiego dobiegł końca, z ulgą wyszedł on do toalety by zapalić papierosa
marki King Diamond. Opieprzanie innych było męczące, ale niezbędne, by doszli
oni do perfekcji w czasie przygotowywania dań dla klientów, a zwłaszcza
pięknych pań. Sanji nie narzekał na brak zainteresowania, często wychodził z
kuchni, by zagadnąć czekających na jedzenie lub pytał o opinie na temat
restauracji. Kobiety uwielbiały z nim rozmawiać i zawsze były pełne podziwu
jego umiejętności. Ach, kobiety były niemal tak cudowne, jak nikotyna.
Uzależniające. Po wypaleniu papierosa wrócił jeszcze na chwilę do kuchni, by
pożegnać się z załogą i z uśmiechem wsiadł do samochodu. W domu rzucił się z
jękiem na łóżko, słuchając, jak deszcz bębni o dach domu i snując plany na
jutrzejszy, wolny dzień. Może pojedzie na zakupy, a potem zaprosi do siebie tę
śliczną, rudowłosą Jewel, która wpadała ostatnio do „All Blue” aż nazbyt
często, jak na zwykłą klientkę? Jewel przypominała mu jego licealną miłość,
śliczną i szaloną Nami, za którą biegał przez niemal całą szkołę średnią. Ach,
te lata zdziczenia… W liceum miał całkiem fajną i zgraną paczkę, która niestety
rozpadła się, kiedy każdy ruszył w swoją stronę, spełniać własne marzenia lub
wyjeżdżając na studia. Dziwna tęsknota zatliła się w jego sercu, lecz wszystko
musi kiedyś przeminąć. Tym bardziej, że nie narzekał na swoje obecne życie. Był
młody, miał powodzenie i wymarzoną pracę. Jak na jego wiek było to naprawdę
dużym osiągnięciem.
Rozmyślania Sanjiego przerwał
dzwonek do drzwi. Zerknął na zegarek i zdziwił się. Kogóż to niesie o tej
porze? Przecież nikogo nie zapraszał, w dodatku był zmęczony po pracy. Podniósł
się, przy okazji ściągając elegancką marynarkę i ciskając ją na łóżko. Uchylił
ostrożnie drzwi.
Na schodach stał postawny,
zielonowłosy mężczyzna z trzema kolczykami w lewym uchu. Jego kurtka była cała
mokra, podobnie jak włosy w tym szalonym kolorze. Sanji zmarszczył brwi na widok
torby podróżnej, którą obcy ściskał w dłoni.
-Przepraszam, kim pan jest? –
Warknął, mając ochotę zatrzasnąć drzwi. Jakiś akwizytor? Ale w sumie o tej
porze żaden taki nie powinien się przypałętać. –Nic nie kupuję.
-Aż tak mnie nienawidziłeś, że
nawet nie pamiętasz, jak się nazywam, Pieprzona Brewko? – Zielonowłosy
uśmiechnął się zaczepnie. Sanji przez chwilę miał wrażenie, jakby cofnął się w
czasie. Otworzył szeroko oczy, czując jeszcze większą chęć, by zatrzasnąć drzwi
i ignorować dalsze dzwonki.
-Roronoa Zoro – wycedził przez
zęby. Tak, teraz już pamiętał. Nie znosili się całe liceum, a wspólny czas
spędzali na docinaniu sobie, kłótniach lub bójkach. Chociaż… Nie znosili to
raczej zbyt mocne słowo, bo mimo wszystko jakieś nici przyjaźni między nimi były.
-Dobry wieczór. Mogę wejść? –
Zapytał pseudo uprzejmie Zoro, a Sanji, tak jak w liceum, zaczął mieć coraz
większą ochotę by mu przyfasolić. Nie było jednak grzecznie trzymać gościa pod
drzwiami przez długi czas, więc pozwolił zielonowłosemu wejść do mieszkania.
Zastanawiał się, co też przywiodło tutaj tego kolesia po tylu latach ciszy,
lecz uznał, że więcej dowie się podczas spokojnej rozmowy przy herbacie. Zoro
zostawił torbę w przedpokoju, a blondyn poprowadził go do kuchni. Gdy znaleźli
się w pomieszczeniu, Roronoa wybałuszył oczy, jakby przytłoczony
ekskluzywnością ziejącą z każdego kąta i każdej, pojedynczej szafeczki kuchni.
-Coś do picia? Jesteś głodny? –
Wróg wrogiem, lecz Sanji nie mógł nigdy znieść widoku głodnego człowieka. Jego
godność nie pozwalała na zostawienie takiej osoby samej sobie.
-Wody, jeśli już – mruknął Zoro,
rozglądając się po kuchni z nieco skołowaną miną. Blondynowi chciało się śmiać.
No, z tępym wyrazem twarzy Zoro wyglądał zupełnie, jak te dziesięć lat temu na
lekcjach! Sanji zaparzył sobie herbaty i przysiadł na krześle, wpatrując się w
zielonowłosego sączącego wodę.
-Po coś tu przylazł, cholerny
glonie? – Zapalił papierosa, z ulgą wdychając dym w płuca. Ów glon zmarszczył
brwi i popatrzył na niego groźnie. Po chwili jednak wyraz jego twarzy dziwnie
złagodniał.
-Ja… Chciałem cię prosić o… Pomoc
– wydusił wreszcie Roronoa, na co Sanji uniósł brew. No tak, po tylu latach na
pewno nie przyszedłby do niego na jakieś bezsensowne pitu pitu.
-Zobaczę, co da się zrobić. Mów –
odrzekł, odgarniając z twarzy pasmo grzywki. Zielonowłosy na chwilę się
zawahał, lecz w końcu zdołał wykrztusić z siebie słowa, które wprawiły blondyna
w niepokój.
-Jakiś czas temu wyrzucili mnie z
roboty za notorycznie spóźnianie się – podrapał się po głowie i wbił wzrok w
pustą butelkę, którą ściskał w dłoni. –Nie moja wina, że umieścili budynek
pracy na jakimś zadupiu i nigdy nie mogłem znaleźć drogi… Co cię tak śmieszy?!
-Nic a nic się nie zmieniłeś –
roześmiał się szczerze Sanji, co Roronoa skwitował zmarszczeniem brwi i
nadąsaną miną. –Sorki, mów.
-Straciłem pracę. Pieniądze
zaczęły mi się kończyć szybciej, niż sądziłem, w dodatku coraz bardziej się
zadłużałem. W końcu przestałem spłacać rachunki za mieszkanie i z bloku również
mnie wywalili. Nie miałem do kogo pójść, ale… Zobaczyłem reklamę restauracji i
przypomniałeś mi się ty. I wtedy pomyślałem…
No nie. Tego było za wiele. Sanji
zapalił kolejnego papierosa, krzywiąc się, odkąd spadł na niego domysł, do
czego zmierza Zoro. Nie. Wykluczone. Nigdy w życiu.
-Czy mógłbym u ciebie zamieszkać
na jakiś czas?
-Nie – odpowiedział natychmiast
Sanji, wstając z krzesła i odkładając filiżankę do zlewu. Zoro miał naprawdę
niezły tupet! Przychodzić, ot tak, z prośbą, żeby przyjąć go pod swój dach.
Nienormalny, popieprzony glon. Cud, że w ogóle trafił do tego miejsca.
-Okej. W takim razie coś wymyślę –
żadnego wyzywania czy kąśliwości w jego słowach. Blondyn zerknął w stronę
zielonowłosego, który podniósł się od stołu, odstawiając butelkę. –Dzięki za
wodę. Już mnie tu nie ma.
Usłyszał szelest kurtki w
przedpokoju i natychmiast ruszyło go sumienie. On nie miał do kogo iść. Lał
deszcz i było chłodno… Nie miał najmniejszej ochoty tego robić, lecz przełknął
ślinę i wyszedł do Zoro, opatulającego się nakryciem. Gdy zielonowłosy schylił
się po torbę, Sanji natychmiast zatrzymał jego rękę kopniakiem.
-Ej! – Warknął Roronoa, patrząc z
groźnym błyskiem w oczach na Sanjiego.
-Zostaw to, popierzeńcu. Jakbyś
jeszcze nie zrozumiał, to nigdzie nie idziesz. Pozwolę ci zostać na noc, ale tylko
ten jeden raz – wycedził, odwieszając kurtkę na wieszak. Zoro patrzył na niego
tępo, na co Sanji miał ochotę jedynie palnąć sobie w łeb.
-Kogo nazywasz popieprzeńcem, ty
zmutowana brewko?! – Krzyknął, rzucając się na blondyna. Chwilę później potoczyli się razem po podłodze.
-Ty gówniana algo, moja koszula! –
Jęknął Sanji, za co oberwał jeszcze dwa ciosy, nim zdążył wymknąć się Zoro.
–Nie zapominaj, że mogę wyrzucić cię w każdej chwili, więc uważaj sobie! –
Dźgnął go palcem w tors, otrzepując sobie ubrania. Łypnął na zielonowłosego i
pociągnął w głąb domu.
-Tam jest łazienka – wskazał na
białe drzwi. –Będziesz spał na kanapie w salonie. Zaraz będę robił sobie późną,
lekką kolację. Też masz na coś ochotę?
Roronoa niepewnie postawił torbę
przy kanapie i rozpiął bluzę, którą miał na sobie. Oczom blondyna ukazała się
umięśniona, męska klata opięta przez czarny materiał podkoszulka. Przełknął
ślinę i natychmiast odwrócił wzrok. Już w liceum Zoro był naprawdę umięśniony,
ale teraz… Sanji otrząsnął się przerażony i pomyślał o ślicznej, rudowłosej
Jewel. Nie, nie będzie myślał o starym koledze w taki sposób! Co się z nim dzieje?!
Zielonowłosy załadował się na
kanapę i złapał pilota, rozkładając ręce na oparciu sofy. Blondyn prychnął pod
nosem.
-Zdam się na twoje zdolności –
mruknął, wpatrując się w ekran. –Aha, masz jakieś sake?
Nic a nic się nie zmienił,
pomyślał ponownie tego wieczoru Sanji, kiwnął głową i ruszył do kuchni.
Przygotowanie posiłku nie zajęło wiele czasu, więc wkrótce Zoro siedział
naprzeciw niego i pałaszował kolację, od czasu do czasu ziewając. O dziwo,
rozmowa między nimi całkiem się kleiła, choć nie obyło się bez sporadycznie
rzucanych wyzwisk. Zoro dojrzał, z całą pewnością…
-No i co się gapisz, głupi kuku?
Beeek - …albo i nie.
Po zjedzeniu kolacji Sanji
natychmiast poszedł do sypialni i ściągnął z siebie ciuchy, przewiązując
ręcznik na biodrach. Zoro siedział przed
telewizorem i żłopał sake, oglądając zawody w szermierce. Kompletnie nie
wiedział, jak się zachowywać. Olewać go, zagadywać? Jest gościem, ale z drugiej
strony też starym kolegą. Uch, dobra, pójdzie na żywioł i nie będzie niczego
planować. Jest we własnym domu, nie musi nikogo udawać. Skierował się do
łazienki, na chwilę zatrzymując się w salonie.
-Mam nadzieję, że masz jakąś piżamę?
Radzę ci wykąpać się przed snem, bo rano nie zawsze jest ciepła woda.
Zoro odwrócił głowę i jego oczy
błysnęły dziwnym blaskiem. Sanji poczuł się niemal speszony, gdy zielonowłosy
przesunął wzrok po bladym ciele, zatrzymując się na dłużej mniej więcej w pasie
zakrytym ręcznikiem.
-Mam – odpowiedział wreszcie i
wrócił do oglądania telewizji. Blondyn wszedł do łazienki, zrzucił ręcznik i z
ulgą wszedł pod strumień gorącej wody. Prysznic zawsze go uspokajał. To, jak on
się na niego spojrzał… To było dziwne. W dodatku zaczęło przyprawiać Sanjiego o
ucisk między nogami. Zerknął w dół i ujrzał swojego penisa, wyraźnie proszącego
się o coś więcej niż głaskanie. Zacisnął zęby i starał się uspokoić, lecz jego
myśli wciąż rozpraszał Zoro. Jak apetycznie wyglądało ciało zielonowłosego pod
tą bluzą… Sanji, uspokój się! Jak
mógł tak myśleć o innym facecie…?!
Woda pozwoliła blondynowi nieco
uspokoić serce i obrazy przewijające się w myślach. Nie wiedział, dlaczego tak
reagował. Ten zielonowłosy po prostu przyszedł i… To było takie beznadziejne!
Tak, nawet przy Jewel jego serce tak nie szalało. Poczuł wielką chęć, by
dotykać ciała Zoro, by poczuć jego ciepło, którego nigdy w sumie od Roronoy nie
otrzymał. Poczuć smak jego ust…
Rozmarzony wyszedł z łazienki i
natychmiast ujrzał, że Zoro stoi do niego tyłem bez ubrań i zakłada spodnie od
piżamy. O szlag!... Wycofał się po cichu i ukradkiem patrzył na poruszające się
mięśnie drugiego mężczyzny. Pośladki miał naprawdę kształtne. Pożądanie zaczęło
wręcz palić blondyna, tym razem dwa razy mocniej. Zacisnął zęby i pięścią
próbował zakryć twardość rysującą się pod ręcznikiem. Gdy Roronoa znów rozsiadł
się na kanapie, wyszedł z łazienki, głośno trzaskając drzwiami. Sanji chyłkiem
przemknął pod ścianą do swojej sypialni, odwracając się tak, by drugi nie mógł
dojrzeć tego, na czym kucharz trzymał swoją dłoń.
-Sanji – zawołał nagle Zoro.
Blondyn zamarł. –Mógłbyś podejść, bo nie ogarniam do końca tego pilota?
-Hmm? – Niemal jęknął w
odpowiedzi, ale podszedł do kanapy. Usiadł obok zielonowłosego i chwycił
pilota. Co za tępy glon!... Zaczął
tłumaczyć Roronorze funkcje poszczególnych klawiszy, gdy nagle poczuł ciepłą
dłoń na swoim udzie. Drgnął. Gdy spojrzał w oczy Zoro, domyślił się, że
mężczyzna wcale nie potrzebował pomocy przy pilocie. W oczach marimo błyszczał
ogień, jakiego jeszcze nigdy u nikogo w życiu nie widział.
-Czy mogę ci się odwdzięczyć za nocleg? – Szepnął
zielonowłosy, przybliżając usta do szyi Sanjiego. Kucharz zabrał dłoń ze swojej
męskości, wiedząc, iż dalsze ukrywanie nie ma sensu. Poddał się napierającemu
ciału Zoro. Gorący oddech owionął szyję blondyna, przyprawiając go o dreszcze.
Poczuł, jak ciepły i wilgotny język kreśli szlaczki na delikatnym obszarze od
uszu do gardła. Nie mógł powstrzymać dyszenia i jęków, a jego ciało mimowolnie
falowało pod ciepłym ciałem Roronoy. Zielonowłosy jednym ruchem rozwiązał
węzełek ręcznika i pewnie chwycił za twardego penisa Sanjiego. Przez chwilę
jeździł po nim opuszkami palców, badając kształt i fakturę, pieszcząc palcem
każdą napiętą żyłkę, by następnie kręcić kółka wokół główki, co doprowadzało
kucharza do szaleństwa. Nie wytrzymał i wpił się ustami w wargi Zoro. Całował
mężczyznę gorąco i zachłannie, jednocześnie łapiąc jego dłoń i naprowadzając ją
na twardy trzon penisa. Roronoa od razu uległ ruchom blondyna, oddając
pocałunki tak samo żarliwie. Serce Sanjiego wariowało, nie wspomniwszy nawet o
penisie, pulsującym oczekująco w ręce zielonowłosego. Ponownie zacisnął mocno
palce na trzonie i zaczął poruszać skórką w górę w i w dół, najpierw powoli, by
za chwilę znów przyśpieszyć. Kucharz wygiął się, a z jego ust pomiędzy
pocałunkami zaczęły dobywać się jęki. Język Zoro zjechał niżej, przesuwając się
po szczęce, by liznąć delikatnie naprężony, blady sutek. Sanjiego ogarniała
prawdziwa ekstaza, pragnął więcej…
-Wydaje mi się, że pan Roronoa
Zoro będzie mógł zostać na dłużej w moim mieszkaniu – jęknął, gdy Zoro zacisnął
zęby na jego sutku. Uwielbiał go, w tym momencie mógł pozwolić mu na wszystko,
dopóki jego dłoń poruszała się prędko na twardym penisie. Sanji wił się i
jęczał, oddychając ciężko. Było mu tak cudownie. Druga ręka Roronoy zaczęła
bawić się jądrami, na co zareagował jeszcze mocniejszymi spazmami. Nagle Zoro
przestał. Wstał i zsunął swoje spodnie od piżamy do kolan, ukazując naprężoną
męskość i idealnie okrągłe jądra. Uklęknął przy kanapie i rozsunął szeroko nogi
blondyna. Kucharz czekał zniecierpliwiony, jednocześnie pożerając wzrokiem
widok ciała jego marimo. Krzyknął głośno, gdy gorące i wilgotne usta
zielonowłosego zacisnęły się na główce penisa, podczas gdy lewa dłoń ściskała mocno
trzon. Zoro objął ustami całą główkę, a następnie pozwolił, by męskość
zanurzyła się głębiej między jego wargami. Gdy wargi Roronoy dotknęły nasady
trzonu, Sanji jęknął i zadrżał, jednocześnie kładąc rękę na głowie drugiego
mężczyzny i dociskając ją do siebie. Prawa ręka Zoro zaczęła się dziwnie
poruszać. Penis blondyna napęczniał jeszcze bardziej, gdy ujrzał, jak
zielonowłosy masturbuje się, jednocześnie robiąc dobrze drugiemu. Dodatkowy
bodziec przyprawił go o mocniejsze doznania.
-Ach! – Wykrzyknął, gdy mężczyzna
zaczął mu obciągać; ręka Zoro przyśpieszyła na widok Sanjiego poruszającego
biodrami do góry i do dołu, by czuć jeszcze więcej. Rozkosz zaczęła zalewać
całe ciało i umysł, a jednocześnie ta zwierzęca chęć spełnienia kazała mu
poruszać biodrami coraz szybciej i dociskać mocniej głowę drugiego mężczyzny. Sanji
czuł, że się zbliża. Tego było już za wiele – jego penis w gorących ustach
masturbującego się Roronoy… -Ach…! Aa…! Zoro…!
Poczuł falę ekstazy obejmującą nie
tylko ciało, ale i umysł. Pociemniało mu pod powiekami, a między udami poczuł
silne skurcze rozkoszy. Czuł, że tryska w usta swojego marimo, który nadal
pieścił ustami penisa, spijając chciwie każdą kropelkę białego płynu. Sanji
wciąż dyszał i trząsł się, gdy zielonowłosy wypuścił wiotką już męskość
spomiędzy warg, zlizując ostatnią kropelkę spermy. Ręka Zoro jednak wciąż się
poruszała. Blondyn patrzył chciwie na męską dłoń ściskającą tak potężnego
penisa i przesuwającą się po nim szybkimi ruchami w górę i w dół. Zoro usiadł
okrakiem na Sanjim, rozwierając jedną ręką jego usta. Kucharz czekał
niecierpliwie na koniec, widział, jak zielonowłosy coraz bardziej drży i się
napina…
Wreszcie wystrzelił prosto w
rozwarte wargi Sanjiego, dysząc głośno. Biały płyn spłynął z warg blondyna na
szyję i prawy sutek. Przełknął spermę i oblizał usta, by po chwili poczuć na
nich gorący język Zoro. Pocałunki już nie były tak zachłanne jak wcześniej,
teraz zielonowłosy robił to delikatnie, powoli i namiętnie. Obaj przytulili się
mocno do siebie i opatulili szczelnie kocem. Sanjiemu oczy zaczęły się kleić i
w duchu ucieszył się, że jutro ma wolne. Bo to mu… Nie, im… Daje cały dzień na…
-Perwersyjne marimo – zamruczał
nagle. -Dobranoc.
Przez głowę kucharza przewinęło
się milion myśli, począwszy od tej, gdy zobaczył dzisiaj Zoro. Uśmiechnął się
lekko do siebie. No i kto powiedział, że deszczowe wieczory muszą być nudne i
szare…?
Sarin! Nienawidzę Cię! Do jasnej cholery! Dlaczego? Dlaczego ty dziewczyno nie piszesz więcej takich scen!
OdpowiedzUsuńAle się podekscytowałam... Wow...świetne...genialne! (taa... to wszystko co umiem wydusić xD)
... Mogłam się domyślić, że Ty potrafisz dobrze pisać ("te sceny", bo o innych to już wiedziałam^^), a to opowiadanko nie tylko mnie w tym utwierdziło... Strasznie zazdroszczę Ci zasobu słownictwa... Niby takie normalnie, a jednak... Ohh... *Wzdycha* Brak mi słów...
Naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyłaś!!!
Ahh tak... Wiesz, że piszesz drugą część tego opowiadania?? ;P
Powiem tylko tyle - zawstydzacie mnie. Tak samo jak to opowiadanie XD
UsuńNie piszę takich scenek, bo miałabym przypał, gdyby wyczaił je mój chłopak albo czytająca znajoma rozniosła po szkole, co też ja wyprawiam. Ciężko mi się przemóc, ale jakoś jak pisałam to... To był impuls. BARDZO PERWERSYJNY impuls. MUSIAŁAM :D.
W sumie opowiadanie na koniec się urywa, więc c.d pewno powstanie z kiedy :)
Tak bardzo chcę więcej .__.
OdpowiedzUsuńUważam że scena była za krótka ( sama nie pisze dłuższych ) dałabyś się nacieszyć pojękującym Sanjim, ale nie... lepiej trzymać nas, czytelniczki w napięciu~
Oczywiście oczekuję jak Ema więcej, druga część jest tutaj potrzebna i to niezwłocznie!
Bardzo ładnie wszystko zostało opisane i miło się czytało, nie brakuje Ci słów co widać w moim ulubionym fragmencie . >D
Hmm, scena faktycznie była krótka, ale postanowiłam, żeby nie robili na początku od razu wszystkiego. I tak było zbyt perwersyjnie. Jejku, ja nawet nie mogę tego czytać bez rumieńców xDD.
UsuńTak na serio, to przeczytałam już wczoraj, ale mój leń zwyciężył, więc gome, że nie napisałam komentarza od razu :)
OdpowiedzUsuńNa wstępie od razu mówię, że chcę kontynuację :D Po prostu chcę wiedzieć jak im się będzie razem układało w mieszkanku Sanjiego :) W sumie nie zawsze jest różowo. No i to byłby dobry pretekst do przedstawienia nam jakiejś większej sceny łóżkowej ;)
Ja się muszę pochwalić :D Czytałam początek tego opowiadanka już jakiś czas temu i zdania nie zmieniłam :D Jest świetne ^^ Trzymało w napięciu, a na końcu to już było BUM ;) Podobały mi się charakterki bohaterów. Niby się zgadzały z oryginałem, a tak naprawdę było w nich coś świeżego, nowego ^^ Pogratulować jedynie!
To więc co dziewczyny? Czekamy na kontynuację, nie? ;)
No jasne! :D
UsuńSanji i Zoro? Tam nie ma prawa być różowo, co najwyżej zielono XD. Kontynuacja będzie, bo gdy kończyłam shota miałam wrażenie, iż czegoś mu brakuje... Tak, brakuje drugiej części. xD
UsuńStarałam się trochę bardziej "urealnić" charaktery postaci. Wiecie, taki Zoro kojarzy mi się w realiach z chłopem, który wraca z roboty i żłopie piwo przed telewizorem [xD], zaś Sanjiego w garniaku wyobraziłam sobie jako jakiegoś prezesa [no i z jego umiejętnościami w dzisiejszym świecie doszedłby naprawdę daleko].
Cieszę się, że się Wam spodobało. :) Strasznie się obawiałam reakcji na scenkę, ale chyba nie było aż tak źle XD!
Źle!? *wtrąca się w wypowiedzi xD*
UsuńChyba żartujesz, wręcz przeciwnie! ;P
Ja bym to tak ładnie określiła: "mrrr" ^^
Tak, takie zachowania w realu do nich pasują :D I to bardzo :) Ja tam chętnie z Zoro wieczorami bym się napiła ;P A o scenkę nie masz się co martwić, bo wyszła bardzo dobrze :D Już się nie mogę doczekać co natworzysz w drugim rozdziale ;)
UsuńA jeśli boisz się tak publicznie publikować erotyczne, to możesz na forum wrzucać ;) Tam Twoi znajomi ich nie znajdą, a my będziemy się mogły nacieszyć :D
Piękno to było, no!! Zwłaszcza Sanji pod prysznicem i jego mały książce drylujący tylko w sobie znanym kierunku, hihi... Ale Zoro zrobił to specjalnie, prawda? :D Znaczy zastanawiam się czy uruchomił się w nim syndrom "nie mam kasy to muszę kogoś uwieść" czy "kurwa, kocham tego kuka!". Jak myślisz, Sarin-chaaaaaan?! XD
OdpowiedzUsuńŁadnie ci wyszedł opis tego obciągania, no! No i faktycznie perwersyjne to marimo...
Kchem wiecej!
Uwielbiam czytać twoje opowiadania XD
OdpowiedzUsuńTajemnicza pani A
Ach ach:D ME GUSTA! xD
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze opisane wszystkie sceny erotyczne. Wręcz bardzo realnie;D
Coś dla mnie, oj tak xD
Vanilia