8 stycznia 2013

[Opowiadanie] W pewien deszczowy wieczór

Tytuł: W pewien deszczowy wieczór
Autorka: Sarinea
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ZoroxSanji
Ograniczenie wiekowe: 18+
Czym jest dla was deszczowy wieczór? Okazją na drzemkę, wyciszenie się... A jak spędził go Sanji, szef kuchni jednej z najlepszych restauracji w Japonii, za sprawką niezwykłego gościa? AU (osadzone w realiach dzisiejszego świata).

W pewien deszczowy wieczór

Nie lubię dedykacji w sumie, bo jeszcze ktoś poczuje się pominięty.
Poza tym... Tak, wreszcie napisałam jakąś "scenę"!
Za wszelakie błędy/powtórzenia przepraszam.

Tokio to wspaniałe japońskie miasto. Zawsze tętni życiem, czy to dniem, czy to nocą. Ulice non stop zatłoczone są ludźmi, tymi zapracowanymi lub nie, uczniami wracającymi ze szkoły, kolorowo włosymi  Japonkami zakochanymi w anime i mangach. Nie brakuje tu najrozmaitszych restauracji i sklepów.
Jedna restauracja w regionie Kanto cieszyła się szczególnym powodzeniem. Początkowo niewielki budyneczek pomalowany na morski błękit rozrósł się do rozmiarów wielkiego pawilonu, podobnie jak jego ranga, która miała już pięć gwiazdek. W tak krótkim czasie „All Blue” stało się restauracją znaną na całej wyspie za sprawką niezwykłego szefa kuchni imieniem Sanji. Mimo swej ekskluzywności, w restauracji za niewielką sumę mógł najeść się też biedniejszy człowiek.
Sanji był mężczyzną o specyficznym typie urody – był wysoki, szczupły, miał dłuższe blond włosy, falujące łagodnie na karku. Pozornie nie kryło się w tym nic niezwykłego, lecz tej specjalnej charakterystyki nadawała Sanjiemu zakręcona brew, często obiekt żartów jego współpracowników i podwładnych. Nie było dnia, w którym nie doprowadzaliby go do szewskiej pasji, mimo to i tak kochał swoją robotę.
Ten dzień zaczął się jak każdy inny, dzisiaj jednak od rana z nieba siąpił deszcz. W restauracji unosił się więc nie tylko zapach smakowitych potraw, ale też mokrych kurtek i klientów. W kuchni panowała nieco senna atmosfera, co nie przeszkadzało Sanjiemu w regularnym opieprzaniu pracowników. W najmniejszym nawet stopniu.
-Cholera! – Ryknął, zaglądając do wielkiego gara. Kuchcik podskoczył i spojrzał przerażony na szefa. –Co to ma być?
-No… Curry – wyjąkał młody kucharzyna, drżąc. Sanji westchnął w myślach i już chciał ulitować się nad dzieciakiem, gdy przypomniał sobie świętej pamięci Zeffa, który nauczył go dosłownie wszystkiego.
-Curry, powiadasz – zamieszał w saganku. –To nawet nie pachnie jak curry. Przeanalizuj przepis jeszcze raz i zobacz, czy aby na pewno wszystko dodałeś, gapo.
Sam Sanji uwielbiał gotowanie. Tak samo jak kobiety i papierosy, ale mniejsza. To było coś, w czym zawsze czuł się mocny, najlepszy. Dawało mu to ukojenie takie samo, jakie czują pisarze podczas stworzenia idealnego dzieła czy malarza, spod którego pędzla wychodziły arcydzieła. Gotowanie było magią, sztuką, którą niestety nie każdy mógł pojąć.
Dzień minął jak zawsze i gdy czas pracy Sanjiego dobiegł końca, z ulgą wyszedł on do toalety by zapalić papierosa marki King Diamond. Opieprzanie innych było męczące, ale niezbędne, by doszli oni do perfekcji w czasie przygotowywania dań dla klientów, a zwłaszcza pięknych pań. Sanji nie narzekał na brak zainteresowania, często wychodził z kuchni, by zagadnąć czekających na jedzenie lub pytał o opinie na temat restauracji. Kobiety uwielbiały z nim rozmawiać i zawsze były pełne podziwu jego umiejętności. Ach, kobiety były niemal tak cudowne, jak nikotyna. Uzależniające. Po wypaleniu papierosa wrócił jeszcze na chwilę do kuchni, by pożegnać się z załogą i z uśmiechem wsiadł do samochodu. W domu rzucił się z jękiem na łóżko, słuchając, jak deszcz bębni o dach domu i snując plany na jutrzejszy, wolny dzień. Może pojedzie na zakupy, a potem zaprosi do siebie tę śliczną, rudowłosą Jewel, która wpadała ostatnio do „All Blue” aż nazbyt często, jak na zwykłą klientkę? Jewel przypominała mu jego licealną miłość, śliczną i szaloną Nami, za którą biegał przez niemal całą szkołę średnią. Ach, te lata zdziczenia… W liceum miał całkiem fajną i zgraną paczkę, która niestety rozpadła się, kiedy każdy ruszył w swoją stronę, spełniać własne marzenia lub wyjeżdżając na studia. Dziwna tęsknota zatliła się w jego sercu, lecz wszystko musi kiedyś przeminąć. Tym bardziej, że nie narzekał na swoje obecne życie. Był młody, miał powodzenie i wymarzoną pracę. Jak na jego wiek było to naprawdę dużym osiągnięciem.
Rozmyślania Sanjiego przerwał dzwonek do drzwi. Zerknął na zegarek i zdziwił się. Kogóż to niesie o tej porze? Przecież nikogo nie zapraszał, w dodatku był zmęczony po pracy. Podniósł się, przy okazji ściągając elegancką marynarkę i ciskając ją na łóżko. Uchylił ostrożnie drzwi.
Na schodach stał postawny, zielonowłosy mężczyzna z trzema kolczykami w lewym uchu. Jego kurtka była cała mokra, podobnie jak włosy w tym szalonym kolorze. Sanji zmarszczył brwi na widok torby podróżnej, którą obcy ściskał w dłoni.
-Przepraszam, kim pan jest? – Warknął, mając ochotę zatrzasnąć drzwi. Jakiś akwizytor? Ale w sumie o tej porze żaden taki nie powinien się przypałętać. –Nic nie kupuję.
-Aż tak mnie nienawidziłeś, że nawet nie pamiętasz, jak się nazywam, Pieprzona Brewko? – Zielonowłosy uśmiechnął się zaczepnie. Sanji przez chwilę miał wrażenie, jakby cofnął się w czasie. Otworzył szeroko oczy, czując jeszcze większą chęć, by zatrzasnąć drzwi i ignorować dalsze dzwonki.
-Roronoa Zoro – wycedził przez zęby. Tak, teraz już pamiętał. Nie znosili się całe liceum, a wspólny czas spędzali na docinaniu sobie, kłótniach lub bójkach. Chociaż… Nie znosili to raczej zbyt mocne słowo, bo mimo wszystko jakieś nici przyjaźni między nimi były.
-Dobry wieczór. Mogę wejść? – Zapytał pseudo uprzejmie Zoro, a Sanji, tak jak w liceum, zaczął mieć coraz większą ochotę by mu przyfasolić. Nie było jednak grzecznie trzymać gościa pod drzwiami przez długi czas, więc pozwolił zielonowłosemu wejść do mieszkania. Zastanawiał się, co też przywiodło tutaj tego kolesia po tylu latach ciszy, lecz uznał, że więcej dowie się podczas spokojnej rozmowy przy herbacie. Zoro zostawił torbę w przedpokoju, a blondyn poprowadził go do kuchni. Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, Roronoa wybałuszył oczy, jakby przytłoczony ekskluzywnością ziejącą z każdego kąta i każdej, pojedynczej szafeczki kuchni.
-Coś do picia? Jesteś głodny? – Wróg wrogiem, lecz Sanji nie mógł nigdy znieść widoku głodnego człowieka. Jego godność nie pozwalała na zostawienie takiej osoby samej sobie.
-Wody, jeśli już – mruknął Zoro, rozglądając się po kuchni z nieco skołowaną miną. Blondynowi chciało się śmiać. No, z tępym wyrazem twarzy Zoro wyglądał zupełnie, jak te dziesięć lat temu na lekcjach! Sanji zaparzył sobie herbaty i przysiadł na krześle, wpatrując się w zielonowłosego sączącego wodę.
-Po coś tu przylazł, cholerny glonie? – Zapalił papierosa, z ulgą wdychając dym w płuca. Ów glon zmarszczył brwi i popatrzył na niego groźnie. Po chwili jednak wyraz jego twarzy dziwnie złagodniał.
-Ja… Chciałem cię prosić o… Pomoc – wydusił wreszcie Roronoa, na co Sanji uniósł brew. No tak, po tylu latach na pewno nie przyszedłby do niego na jakieś bezsensowne pitu pitu.
-Zobaczę, co da się zrobić. Mów – odrzekł, odgarniając z twarzy pasmo grzywki. Zielonowłosy na chwilę się zawahał, lecz w końcu zdołał wykrztusić z siebie słowa, które wprawiły blondyna w niepokój.
-Jakiś czas temu wyrzucili mnie z roboty za notorycznie spóźnianie się – podrapał się po głowie i wbił wzrok w pustą butelkę, którą ściskał w dłoni. –Nie moja wina, że umieścili budynek pracy na jakimś zadupiu i nigdy nie mogłem znaleźć drogi… Co cię tak śmieszy?!
-Nic a nic się nie zmieniłeś – roześmiał się szczerze Sanji, co Roronoa skwitował zmarszczeniem brwi i nadąsaną miną. –Sorki, mów.
-Straciłem pracę. Pieniądze zaczęły mi się kończyć szybciej, niż sądziłem, w dodatku coraz bardziej się zadłużałem. W końcu przestałem spłacać rachunki za mieszkanie i z bloku również mnie wywalili. Nie miałem do kogo pójść, ale… Zobaczyłem reklamę restauracji i przypomniałeś mi się ty. I wtedy pomyślałem…
No nie. Tego było za wiele. Sanji zapalił kolejnego papierosa, krzywiąc się, odkąd spadł na niego domysł, do czego zmierza Zoro. Nie. Wykluczone. Nigdy w życiu.
-Czy mógłbym u ciebie zamieszkać na jakiś czas?
-Nie – odpowiedział natychmiast Sanji, wstając z krzesła i odkładając filiżankę do zlewu. Zoro miał naprawdę niezły tupet! Przychodzić, ot tak, z prośbą, żeby przyjąć go pod swój dach. Nienormalny, popieprzony glon. Cud, że w ogóle trafił do tego miejsca.
-Okej. W takim razie coś wymyślę – żadnego wyzywania czy kąśliwości w jego słowach. Blondyn zerknął w stronę zielonowłosego, który podniósł się od stołu, odstawiając butelkę. –Dzięki za wodę. Już mnie tu nie ma.
Usłyszał szelest kurtki w przedpokoju i natychmiast ruszyło go sumienie. On nie miał do kogo iść. Lał deszcz i było chłodno… Nie miał najmniejszej ochoty tego robić, lecz przełknął ślinę i wyszedł do Zoro, opatulającego się nakryciem. Gdy zielonowłosy schylił się po torbę, Sanji natychmiast zatrzymał jego rękę kopniakiem.
-Ej! – Warknął Roronoa, patrząc z groźnym błyskiem w oczach na Sanjiego.
-Zostaw to, popierzeńcu. Jakbyś jeszcze nie zrozumiał, to nigdzie nie idziesz. Pozwolę ci zostać na noc, ale tylko ten jeden raz – wycedził, odwieszając kurtkę na wieszak. Zoro patrzył na niego tępo, na co Sanji miał ochotę jedynie palnąć sobie w łeb.
-Kogo nazywasz popieprzeńcem, ty zmutowana brewko?! – Krzyknął, rzucając się na blondyna. Chwilę później  potoczyli się razem po podłodze.
-Ty gówniana algo, moja koszula! – Jęknął Sanji, za co oberwał jeszcze dwa ciosy, nim zdążył wymknąć się Zoro. –Nie zapominaj, że mogę wyrzucić cię w każdej chwili, więc uważaj sobie! – Dźgnął go palcem w tors, otrzepując sobie ubrania. Łypnął na zielonowłosego i pociągnął w głąb domu.
-Tam jest łazienka – wskazał na białe drzwi. –Będziesz spał na kanapie w salonie. Zaraz będę robił sobie późną, lekką kolację. Też masz na coś ochotę?
Roronoa niepewnie postawił torbę przy kanapie i rozpiął bluzę, którą miał na sobie. Oczom blondyna ukazała się umięśniona, męska klata opięta przez czarny materiał podkoszulka. Przełknął ślinę i natychmiast odwrócił wzrok. Już w liceum Zoro był naprawdę umięśniony, ale teraz… Sanji otrząsnął się przerażony i pomyślał o ślicznej, rudowłosej Jewel. Nie, nie będzie myślał o starym koledze w taki sposób! Co się z nim dzieje?!
Zielonowłosy załadował się na kanapę i złapał pilota, rozkładając ręce na oparciu sofy. Blondyn prychnął pod nosem.
-Zdam się na twoje zdolności – mruknął, wpatrując się w ekran. –Aha, masz jakieś sake?
Nic a nic się nie zmienił, pomyślał ponownie tego wieczoru Sanji, kiwnął głową i ruszył do kuchni. Przygotowanie posiłku nie zajęło wiele czasu, więc wkrótce Zoro siedział naprzeciw niego i pałaszował kolację, od czasu do czasu ziewając. O dziwo, rozmowa między nimi całkiem się kleiła, choć nie obyło się bez sporadycznie rzucanych wyzwisk. Zoro dojrzał, z całą pewnością…
-No i co się gapisz, głupi kuku? Beeek - …albo i nie.
Po zjedzeniu kolacji Sanji natychmiast poszedł do sypialni i ściągnął z siebie ciuchy, przewiązując ręcznik na  biodrach. Zoro siedział przed telewizorem i żłopał sake, oglądając zawody w szermierce. Kompletnie nie wiedział, jak się zachowywać. Olewać go, zagadywać? Jest gościem, ale z drugiej strony też starym kolegą. Uch, dobra, pójdzie na żywioł i nie będzie niczego planować. Jest we własnym domu, nie musi nikogo udawać. Skierował się do łazienki, na chwilę zatrzymując się w salonie.
-Mam nadzieję, że masz jakąś piżamę? Radzę ci wykąpać się przed snem, bo rano nie zawsze jest ciepła woda.
Zoro odwrócił głowę i jego oczy błysnęły dziwnym blaskiem. Sanji poczuł się niemal speszony, gdy zielonowłosy przesunął wzrok po bladym ciele, zatrzymując się na dłużej mniej więcej w pasie zakrytym ręcznikiem.
-Mam – odpowiedział wreszcie i wrócił do oglądania telewizji. Blondyn wszedł do łazienki, zrzucił ręcznik i z ulgą wszedł pod strumień gorącej wody. Prysznic zawsze go uspokajał. To, jak on się na niego spojrzał… To było dziwne. W dodatku zaczęło przyprawiać Sanjiego o ucisk między nogami. Zerknął w dół i ujrzał swojego penisa, wyraźnie proszącego się o coś więcej niż głaskanie. Zacisnął zęby i starał się uspokoić, lecz jego myśli wciąż rozpraszał Zoro. Jak apetycznie wyglądało ciało zielonowłosego pod tą bluzą… Sanji, uspokój się! Jak mógł tak myśleć o innym facecie…?!
Woda pozwoliła blondynowi nieco uspokoić serce i obrazy przewijające się w myślach. Nie wiedział, dlaczego tak reagował. Ten zielonowłosy po prostu przyszedł i… To było takie beznadziejne! Tak, nawet przy Jewel jego serce tak nie szalało. Poczuł wielką chęć, by dotykać ciała Zoro, by poczuć jego ciepło, którego nigdy w sumie od Roronoy nie otrzymał. Poczuć smak jego ust…
Rozmarzony wyszedł z łazienki i natychmiast ujrzał, że Zoro stoi do niego tyłem bez ubrań i zakłada spodnie od piżamy. O szlag!... Wycofał się po cichu i ukradkiem patrzył na poruszające się mięśnie drugiego mężczyzny. Pośladki miał naprawdę kształtne. Pożądanie zaczęło wręcz palić blondyna, tym razem dwa razy mocniej. Zacisnął zęby i pięścią próbował zakryć twardość rysującą się pod ręcznikiem. Gdy Roronoa znów rozsiadł się na kanapie, wyszedł z łazienki, głośno trzaskając drzwiami. Sanji chyłkiem przemknął pod ścianą do swojej sypialni, odwracając się tak, by drugi nie mógł dojrzeć tego, na czym kucharz trzymał swoją dłoń.
-Sanji – zawołał nagle Zoro. Blondyn zamarł. –Mógłbyś podejść, bo nie ogarniam do końca tego pilota?
-Hmm? – Niemal jęknął w odpowiedzi, ale podszedł do kanapy. Usiadł obok zielonowłosego i chwycił pilota. Co za tępy glon!... Zaczął tłumaczyć Roronorze funkcje poszczególnych klawiszy, gdy nagle poczuł ciepłą dłoń na swoim udzie. Drgnął. Gdy spojrzał w oczy Zoro, domyślił się, że mężczyzna wcale nie potrzebował pomocy przy pilocie. W oczach marimo błyszczał ogień, jakiego jeszcze nigdy u nikogo w życiu nie widział.
-Czy mogę ci się odwdzięczyć za nocleg? – Szepnął zielonowłosy, przybliżając usta do szyi Sanjiego. Kucharz zabrał dłoń ze swojej męskości, wiedząc, iż dalsze ukrywanie nie ma sensu. Poddał się napierającemu ciału Zoro. Gorący oddech owionął szyję blondyna, przyprawiając go o dreszcze. Poczuł, jak ciepły i wilgotny język kreśli szlaczki na delikatnym obszarze od uszu do gardła. Nie mógł powstrzymać dyszenia i jęków, a jego ciało mimowolnie falowało pod ciepłym ciałem Roronoy. Zielonowłosy jednym ruchem rozwiązał węzełek ręcznika i pewnie chwycił za twardego penisa Sanjiego. Przez chwilę jeździł po nim opuszkami palców, badając kształt i fakturę, pieszcząc palcem każdą napiętą żyłkę, by następnie kręcić kółka wokół główki, co doprowadzało kucharza do szaleństwa. Nie wytrzymał i wpił się ustami w wargi Zoro. Całował mężczyznę gorąco i zachłannie, jednocześnie łapiąc jego dłoń i naprowadzając ją na twardy trzon penisa. Roronoa od razu uległ ruchom blondyna, oddając pocałunki tak samo żarliwie. Serce Sanjiego wariowało, nie wspomniwszy nawet o penisie, pulsującym oczekująco w ręce zielonowłosego. Ponownie zacisnął mocno palce na trzonie i zaczął poruszać skórką w górę w i w dół, najpierw powoli, by za chwilę znów przyśpieszyć. Kucharz wygiął się, a z jego ust pomiędzy pocałunkami zaczęły dobywać się jęki. Język Zoro zjechał niżej, przesuwając się po szczęce, by liznąć delikatnie naprężony, blady sutek. Sanjiego ogarniała prawdziwa ekstaza, pragnął więcej…
-Wydaje mi się, że pan Roronoa Zoro będzie mógł zostać na dłużej w moim mieszkaniu – jęknął, gdy Zoro zacisnął zęby na jego sutku. Uwielbiał go, w tym momencie mógł pozwolić mu na wszystko, dopóki jego dłoń poruszała się prędko na twardym penisie. Sanji wił się i jęczał, oddychając ciężko. Było mu tak cudownie. Druga ręka Roronoy zaczęła bawić się jądrami, na co zareagował jeszcze mocniejszymi spazmami. Nagle Zoro przestał. Wstał i zsunął swoje spodnie od piżamy do kolan, ukazując naprężoną męskość i idealnie okrągłe jądra. Uklęknął przy kanapie i rozsunął szeroko nogi blondyna. Kucharz czekał zniecierpliwiony, jednocześnie pożerając wzrokiem widok ciała jego marimo. Krzyknął głośno, gdy gorące i wilgotne usta zielonowłosego zacisnęły się na główce penisa, podczas gdy lewa dłoń ściskała mocno trzon. Zoro objął ustami całą główkę, a następnie pozwolił, by męskość zanurzyła się głębiej między jego wargami. Gdy wargi Roronoy dotknęły nasady trzonu, Sanji jęknął i zadrżał, jednocześnie kładąc rękę na głowie drugiego mężczyzny i dociskając ją do siebie. Prawa ręka Zoro zaczęła się dziwnie poruszać. Penis blondyna napęczniał jeszcze bardziej, gdy ujrzał, jak zielonowłosy masturbuje się, jednocześnie robiąc dobrze drugiemu. Dodatkowy bodziec przyprawił go o mocniejsze doznania.
-Ach! – Wykrzyknął, gdy mężczyzna zaczął mu obciągać; ręka Zoro przyśpieszyła na widok Sanjiego poruszającego biodrami do góry i do dołu, by czuć jeszcze więcej. Rozkosz zaczęła zalewać całe ciało i umysł, a jednocześnie ta zwierzęca chęć spełnienia kazała mu poruszać biodrami coraz szybciej i dociskać mocniej głowę drugiego mężczyzny. Sanji czuł, że się zbliża. Tego było już za wiele – jego penis w gorących ustach masturbującego się Roronoy… -Ach…! Aa…! Zoro…!
Poczuł falę ekstazy obejmującą nie tylko ciało, ale i umysł. Pociemniało mu pod powiekami, a między udami poczuł silne skurcze rozkoszy. Czuł, że tryska w usta swojego marimo, który nadal pieścił ustami penisa, spijając chciwie każdą kropelkę białego płynu. Sanji wciąż dyszał i trząsł się, gdy zielonowłosy wypuścił wiotką już męskość spomiędzy warg, zlizując ostatnią kropelkę spermy. Ręka Zoro jednak wciąż się poruszała. Blondyn patrzył chciwie na męską dłoń ściskającą tak potężnego penisa i przesuwającą się po nim szybkimi ruchami w górę i w dół. Zoro usiadł okrakiem na Sanjim, rozwierając jedną ręką jego usta. Kucharz czekał niecierpliwie na koniec, widział, jak zielonowłosy coraz bardziej drży i się napina…
Wreszcie wystrzelił prosto w rozwarte wargi Sanjiego, dysząc głośno. Biały płyn spłynął z warg blondyna na szyję i prawy sutek. Przełknął spermę i oblizał usta, by po chwili poczuć na nich gorący język Zoro. Pocałunki już nie były tak zachłanne jak wcześniej, teraz zielonowłosy robił to delikatnie, powoli i namiętnie. Obaj przytulili się mocno do siebie i opatulili szczelnie kocem. Sanjiemu oczy zaczęły się kleić i w duchu ucieszył się, że jutro ma wolne. Bo to mu… Nie, im… Daje cały dzień na…
-Perwersyjne marimo – zamruczał nagle. -Dobranoc.
Przez głowę kucharza przewinęło się milion myśli, począwszy od tej, gdy zobaczył dzisiaj Zoro. Uśmiechnął się lekko do siebie. No i kto powiedział, że deszczowe wieczory muszą być nudne i szare…?

12 komentarzy:

  1. Sarin! Nienawidzę Cię! Do jasnej cholery! Dlaczego? Dlaczego ty dziewczyno nie piszesz więcej takich scen!
    Ale się podekscytowałam... Wow...świetne...genialne! (taa... to wszystko co umiem wydusić xD)

    ... Mogłam się domyślić, że Ty potrafisz dobrze pisać ("te sceny", bo o innych to już wiedziałam^^), a to opowiadanko nie tylko mnie w tym utwierdziło... Strasznie zazdroszczę Ci zasobu słownictwa... Niby takie normalnie, a jednak... Ohh... *Wzdycha* Brak mi słów...
    Naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyłaś!!!

    Ahh tak... Wiesz, że piszesz drugą część tego opowiadania?? ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tylko tyle - zawstydzacie mnie. Tak samo jak to opowiadanie XD
      Nie piszę takich scenek, bo miałabym przypał, gdyby wyczaił je mój chłopak albo czytająca znajoma rozniosła po szkole, co też ja wyprawiam. Ciężko mi się przemóc, ale jakoś jak pisałam to... To był impuls. BARDZO PERWERSYJNY impuls. MUSIAŁAM :D.

      W sumie opowiadanie na koniec się urywa, więc c.d pewno powstanie z kiedy :)

      Usuń
  2. Tak bardzo chcę więcej .__.
    Uważam że scena była za krótka ( sama nie pisze dłuższych ) dałabyś się nacieszyć pojękującym Sanjim, ale nie... lepiej trzymać nas, czytelniczki w napięciu~
    Oczywiście oczekuję jak Ema więcej, druga część jest tutaj potrzebna i to niezwłocznie!

    Bardzo ładnie wszystko zostało opisane i miło się czytało, nie brakuje Ci słów co widać w moim ulubionym fragmencie . >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, scena faktycznie była krótka, ale postanowiłam, żeby nie robili na początku od razu wszystkiego. I tak było zbyt perwersyjnie. Jejku, ja nawet nie mogę tego czytać bez rumieńców xDD.

      Usuń
  3. Tak na serio, to przeczytałam już wczoraj, ale mój leń zwyciężył, więc gome, że nie napisałam komentarza od razu :)
    Na wstępie od razu mówię, że chcę kontynuację :D Po prostu chcę wiedzieć jak im się będzie razem układało w mieszkanku Sanjiego :) W sumie nie zawsze jest różowo. No i to byłby dobry pretekst do przedstawienia nam jakiejś większej sceny łóżkowej ;)
    Ja się muszę pochwalić :D Czytałam początek tego opowiadanka już jakiś czas temu i zdania nie zmieniłam :D Jest świetne ^^ Trzymało w napięciu, a na końcu to już było BUM ;) Podobały mi się charakterki bohaterów. Niby się zgadzały z oryginałem, a tak naprawdę było w nich coś świeżego, nowego ^^ Pogratulować jedynie!
    To więc co dziewczyny? Czekamy na kontynuację, nie? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sanji i Zoro? Tam nie ma prawa być różowo, co najwyżej zielono XD. Kontynuacja będzie, bo gdy kończyłam shota miałam wrażenie, iż czegoś mu brakuje... Tak, brakuje drugiej części. xD
      Starałam się trochę bardziej "urealnić" charaktery postaci. Wiecie, taki Zoro kojarzy mi się w realiach z chłopem, który wraca z roboty i żłopie piwo przed telewizorem [xD], zaś Sanjiego w garniaku wyobraziłam sobie jako jakiegoś prezesa [no i z jego umiejętnościami w dzisiejszym świecie doszedłby naprawdę daleko].
      Cieszę się, że się Wam spodobało. :) Strasznie się obawiałam reakcji na scenkę, ale chyba nie było aż tak źle XD!

      Usuń
    2. Źle!? *wtrąca się w wypowiedzi xD*
      Chyba żartujesz, wręcz przeciwnie! ;P
      Ja bym to tak ładnie określiła: "mrrr" ^^

      Usuń
    3. Tak, takie zachowania w realu do nich pasują :D I to bardzo :) Ja tam chętnie z Zoro wieczorami bym się napiła ;P A o scenkę nie masz się co martwić, bo wyszła bardzo dobrze :D Już się nie mogę doczekać co natworzysz w drugim rozdziale ;)
      A jeśli boisz się tak publicznie publikować erotyczne, to możesz na forum wrzucać ;) Tam Twoi znajomi ich nie znajdą, a my będziemy się mogły nacieszyć :D

      Usuń
  4. Piękno to było, no!! Zwłaszcza Sanji pod prysznicem i jego mały książce drylujący tylko w sobie znanym kierunku, hihi... Ale Zoro zrobił to specjalnie, prawda? :D Znaczy zastanawiam się czy uruchomił się w nim syndrom "nie mam kasy to muszę kogoś uwieść" czy "kurwa, kocham tego kuka!". Jak myślisz, Sarin-chaaaaaan?! XD
    Ładnie ci wyszedł opis tego obciągania, no! No i faktycznie perwersyjne to marimo...

    Kchem wiecej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam czytać twoje opowiadania XD
    Tajemnicza pani A

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach ach:D ME GUSTA! xD
    Bardzo dobrze opisane wszystkie sceny erotyczne. Wręcz bardzo realnie;D
    Coś dla mnie, oj tak xD
    Vanilia

    OdpowiedzUsuń