13 grudnia 2012

[Opowiadanie] Nie chcę płakać w samotności - Rozdział 1

Tytuł: Nie chcę płakać w samotności
Autorka: Ayo3
Korekta: ema670
Liczba rozdziałów: 1/3
Gatunek: shounen-ai, dramat
Para: ZoroxSanji (KidxLaw, NamixVivi, AcexBonney, UsoppxKaya, LuffyxLily)
Ograniczenie wiekowe: --
Piosenka przewodnia: KAT-TUN - RESCUE
Uwagi: wulgaryzmy
Nie jestem dobra w streszczaniu, więc sobie to daruję i napiszę trochę o opowiadaniu. W sumie jest ono tak trochę o niczym, taka krótka historia przeniesiona do realnego świata. Pierwszy rozdział uważam za taki sobie, jednak, że to moje "początki", to mimo tego postanowiłam to tutaj umieścić. Jak teraz patrzę na fabułę, to uznaję, że naoglądałam się dużo japońskich dram ^^ Mam nadzieję, że się chociaż trochę spodoba :) Acha, przed przeczytaniem polecam przesłuchać piosenki przewodniej ;) Przy kolejnym rozdziale postaram się o klip z tłumaczeniem ^^


Nie chcę płakać w samotności.
Pomóż mi. Poszukaj mojego światła.
Proszę, zabierz mnie do domu.





M
imo iż panował już mrok, na ulicach Tokio nie dało się tego w ogóle odczuć. Lampy oraz neony uderzały po oczach z każdej strony, gdzie tylko się spojrzało. Dochodziła jedenasta w nocy, a na ulicach wciąż można było dostrzec tłumy przechodniów. Młodzież przychodziła zabawić się do nocnych klubów, samotne panie chodziły do najróżniejszych host klubów, salarymani, po dniu ciężkiej pracy, szukali ukojenia w alkoholu bądź kobietach. Tak było codziennie, wszyscy zdążyli już do tego przywyknąć.
            Zielonowłosy mężczyzna szedł szybkim krokiem, omijając wszystkich wokół siebie i nie zwracając uwagi na to, co dzieje się naokoło. Miał na sobie czarną, elegancką i ciepłą kurtkę, jeansy, ciemne trapery, a przez szyję przewiązany szalik. Wieczory były już strasznie chłodne. Włożył ręce do kieszeni i przyspieszył kroku. Chłopak jak najszybciej chciał się znaleźć w mieszkaniu i wtulić się w ukochaną osobę. Brakowało mu ciepła jego partnera.
Tak, partnera. Ten związek nie był normalny, a w każdym bądź razie nie dla społeczeństwa. Jednak w nosie mieli to, że może on napawać niektórych niechęcią. Odkąd pamiętali, zawsze byli zdani wyłącznie na siebie. Zoro wychował się w sierocińcu, gdzie nauczył się odpowiedzialności i dbania o to, co się w życiu ma. Sanjiego natomiast wychował pewien stary kucharz, który umarł, gdy chłopak zaczynał liceum. To był właśnie ten okres, w którym się poznali. Nie chodzili do tych samych klas, jednak los chciał połączyć ich drogi i spotkali się na jednym z przyjęć organizowanych u znajomego. Na początku nie przepadali za sobą, albo raczej, ogromna bariera nie pozwalała im na bliższe poznanie się. Jednak nie trwało to długo.
Pod koniec pierwszej klasy liceum przekonali się, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń. Obydwaj zaczęli czuć do siebie miłość i narastające pożądanie, które z dnia na dzień stawało się jeszcze bardziej mocniejsze i trwalsze. Bali się jednak do tego przyznać. Bali się tego, że przyjaciele się od nich odwrócą, gdy się dowiedzą jakie są ich preferencje seksualne. Nie chcieli tego. Trwanie w bólu jednak nic nie dało. Gdy tracili już wszelkie nadzieje i powoli odwracali się od siebie, nadeszła dla nich pomoc z najmniej oczekiwanego przez nich źródła. Ich znajomi dobrze wiedzieli co się dzieje w ich głowach i spowodowali, że Roronoa i Kuro w końcu zaakceptowali swoją miłość.
Ostatni rok w szkole był dla nich najprzyjemniejszym okresem w życiu. Razem snuli plany, marzyli, odrabiali lekcje i uczyli się. Wtedy rozpoczęli swoje wspólne życie seksualne. Kochali się. Ich życie w końcu zaczęło nabierać pełnię barw, których brakowało przez te ostatnie lata. Oprócz nauki, w wolnych chwilach, szukali również pracy, zatrudniając się w sklepach czy barach, albo pracując jako dostawcy. Razem pracowali na to, żeby po szkole zacząć nowy start i wynająć mieszkanie.
Udało im się to. Wynajmowali przestronne mieszkanko, niedaleko centrum wielkiej metropolii. Mieli do swojej dyspozycji kuchnię, łazienkę i dwa pokoje, które w zupełności im wystarczyły. Czynsz, o dziwo takiego rozmieszczenia, nie był wcale wysoki. Sanji zaraz po szkole zaczął studiować gastronomię oraz pracować w restauracji, a Zoro zatrudnił się u jakiegoś prywaciarza i rozwoził, od popołudnia do wieczora, rozmaite rzeczy po całym mieście. Zielonowłosy nie miał zbyt dobrej orientacji w terenie, jednak udawało mu się dostarczać wszystkie przesyłki na umówiony termin. Oczywiście błądził przy tym i to nie raz, ale później w miarę szybko odnajdywał właściwą drogę. Godziny pracy były dla niego niekorzystne, ale nie chciał jej zmieniać, ponieważ zarobki były jak na taki fach bardzo dobre. Jego pracodawca najwyraźniej bardzo go lubił.
Chłopak skręcił w ciemny zaułek i ruszył w stronę dużego budynku. Podniósł głowę do góry, by sprawdzić, czy w mieszkaniu świeci się światło. Panowała jednak ciemność. Westchnął ciężko. To właśnie były te negatywne strony jego pracy. Zawsze, gdy wracał do domu, jego ukochany już spał, nie pozwalając mu się nim nacieszyć. Zoro nie chciał go budzić, wiedział, że Sanji miał o wiele więcej na głowie niż on i że musiał wypoczywać. Jednak brakowało mu tej bliskości, która oddalała się coraz bardziej.
Wszedł na klatkę schodową i zaczął wspinać się schodami w górę. Mieszkali na drugim piętrze. Wyjął klucze i po omacku zaczął szukać zamka. Wreszcie rozległ się cichy, metaliczny dźwięk i Zoro wszedł do środka. Włączył światło, zamknął drzwi, rozebrał się i wszedł do małej kuchni. Rozejrzał się po krystalicznie czystym pomieszczeniu i uśmiechnął się do siebie. Na blacie mebli kuchennych czekała na niego kolacja. Zrobił sobie szybko ciepłej herbaty i wziął się za jedzenie.
Sanji bez wątpienia był skarbem, którego nigdy w życiu nie chciałby stracić. Był silny, codziennie dawał z siebie wszystko i nigdy o nim nie zapominał. Zoro kochał w nim wszystko. Nawet jego przesadny pedantyzm, przestał już tak irytować zielonowłosego, jak to było na początku ich znajomości. Oprócz tego, blondwłosy umiał świetnie gotować i miał predyspozycję na naprawdę bardzo dobrego kucharza. To on przeważnie utrzymywał porządek i ład w ich skromnym mieszkanku. Był niezastąpiony, z czego Roronoa zdawał sobie świetnie sprawę. Chłopak cieszył się, że swoje życie spędzi u boku kogoś tak wyjątkowego. Od razu robiło mu się cieplej na sercu.
Po zjedzeniu pysznego posiłku, Zoro ruszył w kierunku łazienki. Po pracy zawsze brał ukajającą kąpiel, która go porządnie orzeźwiała. Strumyki wody powoli spływały po jego dobrze zbudowanym ciele. Kto jak kto, ale on był naprawdę przystojnym mężczyzną, który mógłby skraść serce i to nie jednej osobie. Czasem to było strasznie kłopotliwe, a zwłaszcza, kiedy spodobał się jakiejś kobiecie. Nienawidził tych namolnych istot, dla których wygląd był o wiele ważniejszy niż uczucia. Przerażało go to i cieszył się, że nie będzie musiał do końca życia cierpieć u boku jednej z nich. To by było nie do zniesienia.
Wyszedł spod prysznica, wytarł się, ubrał i poszedł do pokoju. Nie zaświecił światła, by nie obudzić śpiącego Sanjiego. Po chwili jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności na tyle, by mógł zobaczyć zarys swojego kochanka. Blondyn spał na skraju łóżka i był owinięty kołdrą tylko do pasa. Jego klatka piersiowa to unosiła się, to zaraz z powrotem opadała na swoje pierwotne miejsce. Zoro ułożył się delikatnie obok niego. Nagle poczuł, że Sanji drgnął.
- Witaj w domu. – Usłyszał rozespany głos i szybko obrócił głowę w stronę, jeszcze przed chwilą, śpiącego chłopaka. – Jak tam w pracy? Wszystko w porządku? Zjadłeś kolację?
- O mnie się nie martw – odpowiedział Zoro z uśmiechem, przybliżając twarz do ust chłopaka. – Myślałem, że śpisz. Pewnie miałeś ciężki dzień.
Kuro nic nie odpowiedział, bo usta Roronoy namiętnie wpiły się w jego. Zoro wepchnął do nich język i powoli nim poruszał. Po chwili zaczął pieścić kark chłopaka, powodując, że ten zaczął głośniej oddychać. Zielonowłosy dobrze wiedział, że to podnieca jego partnera, więc nie przerywał zjeżdżając coraz niżej. Doszedł do klatki piersiowej i począł wodzić językiem po jego stwardniałych sutkach. Sanji jęknął z rozkoszy, jednak chwilę później, lekko odepchnął od siebie zdziwionego chłopaka.
- Przepraszam cię Zoro, ale jutro mam ważne kolokwium i muszę być wypoczęty – powiedział spokojnie, słysząc jęk rozczarowania u swojego partnera. Nie chciał tego, ale nie miał wyboru. Nie chciał zawalić tych studiów, bo od tego zależała jego przyszłość. Wiedział, że Zoro to rozumie.
Zielonowłosy podniósł się i opadł po drugiej stronie łóżka. Nie ukrywał rozczarowania. Miał wielką nadzieję, że dzisiaj znowu poczuje to ciepło, które biło od jego chłopaka. Nie widywali się całe dnie, nawet w weekendy był z tym problem. Obydwoje zdawali sobie z tego sprawę, że nie pociągną tak długo, jednak bali się cokolwiek z tym zrobić. Mówi się, że są ważniejsze rzeczy od pieniędzy, jednak to one niestety rządzą w czasach, w którym przyszło im żyć. Sami zapracowali na to, żeby razem mieszkać i za żadne skarby świata nie chcieli tego stracić, mimo iż wymagało to wielu poświęceń.
Zoro po chwili poczuł jak Sanji wtula się w jego klatkę piersiową. Wiedział, że chłopak chce go w jakiś sposób udobruchać i uspokoić. Nie miał do niego o nic pretensji i nie chciał go w żaden sposób ograniczać. Przejechał ręką po jego blond włosach i uśmiechnął się. Przytulił go swoim silnym ramieniem. Sanji poczuł się bezpiecznie i szybko zasnął. Roronoa jeszcze rozmyślając przez chwilę, gładził jego delikatne włosy. Po krótkim czasie i on zamknął oczy i oddał się we władanie Morfeusza.

Dźwięk budzika rozległ się po pokoju, w którym panował półmrok. Ręka blondwłosego mężczyzny powędrowała do hałaśliwego urządzenia i go uciszyła, po czym opadła na jego czoło. Leżał chwilę nie ruszając się z miejsca. Strasznie mu się nie chciało wstawać, czuł zmęczenie i wielką ochotę, żeby wszystko zignorować i zasnąć ponownie. Wstał jednak powoli i usiadł na łóżku. Miał na sobie tylko niebieskie bokserki. Westchnął cicho i popatrzył tęsknie w stronę poduszki oraz mężczyzny z zielonymi włosami.
Uśmiechnął się do siebie. Jego partner spał jak zabity. Zawsze tak było, a zwłaszcza po imprezach bądź dniu pełnym ruchu. Nieraz miał problemy, aby go rano obudzić, żeby nie przespał całego dnia. Popatrzył na jego usta, z których wylewała się stróżka śliny. Przysunął się troszkę, lekko zniżył twarz i pocałował zielonowłosego. Jego widok każdego ranka dodawał mu więcej sił, aby przetrwać kolejny dzień. Przejechał pieszczotliwie ręką po zielonych włosach chłopaka. W Tokio, gdzie żyli, nikt nie zwracał uwagi na ten kolor. Nic dziwnego, w końcu tutaj było to codziennością i zdarzały się barwy, które jeszcze bardziej rzucały się w oczy. Blondyn wiedział jednak, że to nie farba spowodowała taki, a nie inny kolor. Mężczyzna już się taki po prostu urodził. To była jego wada genetyczna. Obydwaj mieli jakąś. Westchnął cicho, wziął świeże ubranie z szafki i ruszył w kierunku łazienki.
Popatrzył do lustra na swoje zaspane odbicie. Jego włosy były w strasznym nieładzie i odsłaniały dość nietypowe brwi, które były pozakręcane w prawą stronę. Nienawidził ich ułożenia. Strasznie go denerwowały i powodowały, że miał przez nie kompleksy. Szybko się ogolił, zostawiając na brodzie prawie niewidoczny zarost, wymył zęby i ruszył w stronę prysznica. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał na brodzik, który do czystego nie należał. Domyślił się, że Zoro zapomniał spłukać po sobie, gdy brał wieczorem prysznic. Westchnął, jeszcze raz uśmiechając się radośnie. Gdy posprzątał, wszedł do kabiny i znów poczuł się odświeżony i całkowicie rozbudzony. Nie było nic bardziej pobudzającego niż poranny prysznic.
Ubrał pospiesznie eleganckie, ciemne jeansy i niebieską koszulę. Zawiązał pod szyją krawat, szybko wysuszył włosy i ułożył grzywkę, aby przysłaniała mu lewe oko. Teraz było idealnie. Wyszedł z łazienki, zmierzając do kuchni. Oparł się chwilę o ladę, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Wepchnął sobie jednego do ust i podpalił. Zaciągnął się lekko i ruszył w kierunku kuchennych mebli. Wyciągnął z lodówki składniki i zaczął sprawnie robić śniadanie dla dwóch osób. Dobrze wiedział, że jego kochanek nie ma ani za grosz talentu do gotowania. Nie przeszkadzało mu to absolutnie. W końcu to on poświęca swoje życie tej przydatnej w codziennym dniu sztuce. Nie mógł pozwolić, aby jego partner przez cały dzień był głodny. Po prostu nie zniósłby tej myśli. Gdy przygotowywał śniadanie, na jego twarzy gościł pogodny uśmiech. Sprawiało mu to bez wątpienia straszną przyjemność. W głębi serca cieszył się, że będzie już tak przez całe życie. Nareszcie odnalazł oazę, w której chciałby spędzić wszystkie swoje lata. Miłość i ciepło czuł teraz na każdym kroku. Bardzo się cieszył, że spotkał osobę o którą musi się troszczyć i która dawała mu tyle szczęścia. To była najlepsza rzecz jaka go w życiu spotkała.
Zerknął na zegarek. Było już strasznie późno. Zjadł pospiesznie swoją porcję, wsadził drugie śniadanie do torby i szybko się ubrał. Na dworze było jeszcze bardziej chłodno niż dzień wcześniej. Opatulił się szczelnie szalikiem i ruszył w kierunku swojej uczelni. W myślach powtarzał sobie cały materiał, który był potrzebny do zdania dzisiejszego kolokwium. Nie denerwował się zbytnio, ponieważ wszystko miał w małym palcu. Czego jak czego, ale swojej wiedzy na temat gotowania, i wszystkiego co było z nią powiązane, był absolutnie pewny. To była zasługa człowieka, który wychowywał go odkąd pamiętał.
Sanji nie miał rodziców, zginęli w wypadku samochodowym, gdy był jeszcze niemowlęciem. Z opowieści wiedział, że on również był pasażerem, jednak jakimś cudem udało mu się przeżyć, bez najmniejszego zadrapania. Stało się to przed jedną z tradycyjnych restauracji w Tokio. Świadkiem wypadku był pewien stary kucharz, który prowadził ją razem z żoną. To właśnie oni go przygarnęli do siebie dając schronienie. Kochał ich bardzo i traktował bardziej jak dziadków niż rodziców. Gdy miał osiem lat, jego przybrana babcia umarła na raka. Na początku jego dziadek, Zeff, nie umiał przyjąć tego do wiadomości i popadł w alkoholizm. Chłopak starał się jak mógł, aby go pocieszyć i wesprzeć. W końcu poprosił starego kucharza, aby nauczył go sztuki gotowania. Tak też się stało. W ich życiu znowu nastała harmonia, jednak nie na długo. Gdy Sanji zaczynał szkołę średnią, Zeff umarł. Chłopak podłamał się. Na domiar złego ich dom oraz restauracja zostały zabrane przez komornika z powodu niespłaconych długów.
Blondyn kompletnie nie wiedział, gdzie się podziać. Opieka społeczna jakoś niespecjalnie zajęła się jego przypadkiem, najnormalniej w świecie go ignorując. Przybity i pozbawiony chęci do życia, zamieszkał w internacie. Poznał wielu wspaniałych przyjaciół, którzy w jakimś stopniu podnosili go na duchu. Jednak to na dłuższą metę nie wystarczało i coraz bardziej się załamywał. Żeby odreagować, pewnego dnia, zgodził się przyjść na imprezę zorganizowaną przez przyjaciela. Tam właśnie spotkał osobę, która przewróciła jego życiem o trzysta sześćdziesiąt stopni. Tą osobą był nie kto inny, jak Roronoa Zoro.
Na początku wcale nie było kolorowo, jednak z biegiem czasu pojawiły się głębsze uczucia. Dla Sanjiego zaświeciło się światełko w tunelu, które dostrzegł, i do którego chciał dojść. Poczuł, że nie jest sam, że jest ktoś, kto dodaje mu ogromnej otuchy i wsparcia, którego bardzo mu wtedy brakowało. Po raz pierwszy się zakochał i wiedział, że to jest miłość nierozerwalna, która przetrwa najbardziej niebezpieczną burzę. Zatracił się w niej, powodując by przeniknęła całe jego serce i duszę. Wszystko zmieniło się na lepsze, a na jego twarzy z dnia na dzień pojawiał się coraz pewniejszy i jaśniejszy uśmiech, którego nikt nie mógł powstrzymać. Znalazł się człowiek, który pozwolił mu popatrzyć na świat pełen kolorowych barw, całkowicie pozbawiony przygnębiającej czerni i szarości. Wiedział, że ma gdzie wrócić, i że zawsze ktoś będzie na niego czekał, obdarzając czułością i troską.
Blondyn ziewnął, czekając na przejściu dla pieszych, które było niesamowicie zaludnione osobami, w pośpiechu zmierzającymi do miejsca swojej pracy, bądź szkoły. Sanji rozglądnął się od niechcenia po ludziach, którzy byli w zasięgu jego wzroku. W końcu zauważył znajomą twarz dziewczyny, która w pośpiechu jadła onigiri. Enstomach Lily studiowała ten sam kierunek co on, byli przyjaciółmi już od liceum. Bardziej kochała jeść niż gotować, ale zawsze uważała, że aby dobrze pojeść trzeba sobie najpierw umieć ugotować. Miała bardzo dużo zwariowanych pomysłów i była sympatyczną osobą, która w razie potrzeby umiała pomóc. Jej chłopakiem był Money D. Luffy, kolejny znajomy z liceum, który tak samo jak ona, kochał jeść. Tworzyli razem bardzo uroczy duet, który rozbawiał towarzystwo na każdym przyjęciu. Luffy podjął się studium wychowania fizycznego, co wszyscy przyjęli z lekkim zdziwieniem, jako, że chłopak miał coś w rodzaju ADHD i do osób inteligentnych nie należał. Powodzi mu się jednak, więc wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Witaj, Lily-chan! – zagadnął blondwłosy chłopak, podchodząc do dziewczyny i klepiąc ją delikatnie w ramię. – Widzę, że jak zawsze nie miałaś czasu, aby dokończyć śniadanie w domu – uśmiechnął się i wskazał palcem na ostatni kęs kulki ryżowej.
- Och, Sanji-kun, cześć! Ale mnie wystraszyłeś! – Przywitała się i kurczowo chwyciła w miejscu, gdzie znajduje się serce. – Proszę cię, nie tak znienacka. Jak tam, wykuty na kolokwium? Pewnie tak – zachichotała, a światło zmieniło się na zielone, co pozwoliło im w końcu przejść przez pasy. Uczelnia była już tuż za rogiem.
- Hahaha, a tobie pewnie, jak zwykle, się nie chciało do notatek zerknąć – zaśmiał się chłopak.
- Nie widzę w tym nic śmiesznego. – Dziewczyna udawała oburzenie. – Dobrze wiesz, że są ważniejsze rzeczy niż nauka – uśmiechnęła się chytrze. – A właśnie, skoro już jesteśmy przy tym temacie. Jak ci się układa z Zoro? Dawno nie widziałam was razem, co mnie trochę zdziwiło. Kiedy ostatnio uprawialiście seks? – Tak, dziewczyna była niezwykle szczera, co momentami było strasznie dobijające.
Sanji zamyślił się przez chwilę. To co mówiła Lily miało sens. Od dawna nigdzie razem nie wychodzili, pogrążeni pracą oraz w wypadku blondyna również i studiami. Kiedyś codziennie można ich było spotkać na spacerze w ich ulubionym parku, czy choćby na zakupach, albo w restauracjach rozmaitego typu. Odkąd Sanji podjął się pracy, spędzali ze sobą coraz mniej czasu, widząc się praktycznie wieczorami i to jeszcze nie zawsze. A seks? O tym, to już w ogóle nie było mowy. Chłopak zerknął na dziewczynę, która uważnie mu się przyglądała.
- Dobrze nam się układa – zawahał się przez chwilę, a Lily nadal nie spuszczała z niego swojego czujnego spojrzenia. – Trochę zaniedbaliśmy nasze relacje od momentu, w którym zacząłem pracować w restauracji – powiedział zrezygnowany. – Nie mam pojęcia, kiedy ostatnio współżyliśmy ze sobą. Na pewno minęło sporo czasu. – Jego dobry nastrój ulotnił się tak szybko, jak się pojawił. Zmierzali właśnie korytarzem do sali wykładowej.
- To nieciekawie – odparła dziewczyna i poklepała współczująco Sanjiego po plecach. – Może zrób sobie dzień wolnego? Jutro jest sobota, więc będziesz mógł spać do woli, a dzisiaj zrób Zoro niespodziankę.
Chłopak usiadł i ponownie zaczął rozmyślać. To wcale nie był taki głupi pomysł. Ostatnio pociągnął nadgodziny, więc był pewien, że jakby poszedł do szefa i poprosił o dzień wolnego, ten bez wątpienia by się zgodził. To byłaby wspaniała odskocznia od wszystkich obowiązków. Ponownie się rozpogodził. Popatrzył na Lily, która widząc jego reakcję, uśmiechnęła się szeroko. Nie żałował, że jej o tym wszystkim powiedział. Ona zawsze umiała bardzo dobrze doradzić i podnieść na duchu.
- Tak zrobię – wyszczerzył się, pokazując olśniewająco białe zęby i zamienił się w słuch, bo właśnie w tamtym momencie profesor zaczął swój wykład.
Czas na uczelni mijał szybko i ciekawie, w każdym bądź razie według Sanjiego. Podczas godzinnej przerwy zszedł razem z Lily na parter. Było tam ogromne pomieszczenie z ławkami i stołami. Zawsze podczas przerw tam chodzili, aby spotkać się ze znajomymi, którzy studiowali inne kierunki, żeby choć trochę porozmawiać. Jednak, gdy weszli nikogo jeszcze nie było. Rozsiedli się przy jednym ze stołów i zaczęli przeglądać notatki w których były informacje potrzebne do zdania kolokwium, które miało być po przerwie. Dziewczyna od czasu do czasu zadawała chłopakowi pytania z rzeczy, których nie rozumiała, a on odpowiadał szczegółowo i w jak najprostszy sposób.
Dziesięć minut później przyszła dwójka ich przyjaciół. Usopp, który studiował malarstwo, wyszczerzył się na widok blondyna i uścisnął mu radośnie dłoń. Sanji wstał, ukłonił się przed blondwłosą dziewczyną, która zachichotała i również usiadła na ławce. Kaya, dziewczyna Usoppa i studentka medycyny, od razu zaczęła rozmowę z Lily. Usoppa i Kayę, Sanji również znał ze szkoły średniej. Długonosy był jego najlepszym przyjacielem, a Kaya chodziła do żeńskiego liceum, ale często się widywali. Zoro również bardzo ich lubił. Byli to ludzie serdeczni, którzy w razie potrzeby umieli wyciągnąć pomocną dłoń.
- Ej, stary, organizujemy dzisiaj imprezę – zagadnął długonosy chłopak. – Przyjdź razem z Zoro. Będzie fajnie. Lily, ty oczywiście też przyjdź z Luffy’m. Trochę rozrywki nikomu nie zaszkodzi.
- I tak miałem wziąć dzisiaj wolne, więc po drodze do domu skoczę do Zoro i się go zapytam, czy nie dałby rady wcześniej skończyć roboty – odpowiedział Sanji, któremu ten pomysł bardzo się spodobał. Dawno nie brali udziału w żadnej imprezie. – Pewnie, że przyjdziemy.
- To świetnie! – krzyknął radośnie Usopp. – Dziewczyny, was również zapraszam – zwrócił się do dwóch piękności, które właśnie się do nich przyłączyły.
- A pewnie, że będziemy – uśmiechnęła się rudowłosa dziewczyna, puszczając do Sanjiego oczko na przywitanie. Chłopak ponownie wstał i przywitał się z przyjaciółkami.
Nami była dziewczyną, o której względy Sanji starał się już w gimnazjum. Bardzo mu się podobała i przez jakiś czas traktowała go jak swojego sługę, co w tamtych czasach w ogóle mu nie przeszkadzało. Zanim poznał Zoro, kochał kobiety. Może miłość to za dużo powiedziane, był po prostu zafascynowany tymi istotami, a Nami była najpiękniejszą dziewczyną w szkole. Miała wtedy strasznie podły i władczy charakter, przez co przysporzyła sobie wiele wrogów, ale i sługusów, którzy robili wszystko na jej zawołanie. Była malowaną lalą, która wszystkim wokoło lubiła rozkazywać, a jak działo się coś wbrew jej myśli wpadała we wściekłość.
Jej nastawienie do świata zmieniło się w liceum, kiedy poznała Vivi. Panna Nefertari była nieśmiałą osobą, którą Nami obrała sobie na cel do znęcania się. Jednak jej nienawiść zmieniła się w miłość i starała się inaczej zbliżyć do dziewczyny. Vivi była jedyną osobą, która umiała powstrzymać jej wybuchowy temperament. Rudowłosa dziewczyna stała się o wiele łagodniejsza i zaczęła szanować otaczających ją ludzi. Zyskała również prawdziwych przyjaciół, których nigdy wcześniej nie miała. Przestała się o wszystko rzucać, co wszystkim, a zwłaszcza jej, wyszło na dobre.
Pochłonięci rozmową nie zauważyli, jak czas im szybko zleciał. Sanji i Lily ruszyli w stronę sali, w której mieli napisać kolokwium. Chłopak uznał, że było banalnie proste i szybko skończył, jednak nie podniósł się z miejsca. Wiedział, że dziewczyna będzie miała problem z niektórymi zagadnieniami, więc postanowił jej pomóc, tak jak to zwykle bywało. Gdy obydwoje mieli już na wszystko udzielone odpowiedzi odnieśli kartki wykładowcy i pożegnali się uprzejmie, kierując w stronę wyjścia.
- To do wieczora! – krzyknęła na pożegnanie Lily i zniknęła w tłumie ludzi. Sanji pomachał jej na pożegnanie i w znakomitym nastroju ruszył w kierunku swojego miejsca pracy.
Nie trwało to długo. Restauracja, w której pracował mieściła się całkiem niedaleko uczelni. Wszedł pewnie do środka, przywitał się z innymi pracownikami i ruszył w stronę gabinetu szefa. Zapukał dwa razy i wszedł. Za biurkiem siedział dość rosły mężczyzna, uzupełniający jakieś papiery. Gdy blondyn był już w środku oderwał się od czynności, którą wykonywał i na niego spojrzał. Miał miły wyraz twarzy i trochę zamglone, zmęczone oczy. Panz Fry był jednym z najlepszych kucharzy w Tokio. Blondyn miał go za wzór, który w przyszłości chciał przewyższyć.
- Och, witaj Sanji – przywitał się, wskazując na puste krzesło przed nim. – Co cię do mnie sprowadza?
- Dzień dobry! – Chłopak ukłonił się i wszedł głębiej do pomieszczenia. – Chciałem pana prosić o wolne dzisiejszego dnia.
- Oczywiście, nie ma problemu. – Kucharz uśmiechnął się, patrząc na trochę zmieszanego blondyna. – Nie pokazuj mi się tutaj do poniedziałku. Kto jak kto, ale ty zasłużyłeś na porządny wypoczynek.
Sanji cały rozpromieniony opuścił restaurację. Cały weekend będzie miał Zoro dla siebie. To była najwspanialsza wiadomość tego dnia. Nie mógł się już doczekać reakcji ukochanego na tę wiadomość. Był pewien, że również bardzo się ucieszy. Teraz musiał go szybko o tym poinformować i powiedzieć o imprezie, na którą obiecał, że przyjdą. Miejsce pracy Zoro znajdowało się już trochę dalej, więc nie śpiesząc się, szedł powoli spacerkiem. Rozglądał się dookoła, widząc roześmiane pary robiące zakupy na zbliżające się święta. Sam nie miał jeszcze pomysłu na prezent dla partnera, ale wiedział, że wpadnie mu na pewno coś do głowy. Po drodze wszedł do supermarketu, aby kupić trochę jedzenia, bo ich lodówka już powoli świeciła pustkami. Był pewien, że nic nie zepsuje mu dzisiaj nastroju, jednak nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się mylił.
Gdy wszedł w ulicę, gdzie mieściło się miejsce pracy Zoro, zobaczył coś, co go zszokowało. Cała radość i plany jakie trzymał w sercu przez te parę minut, zniknęły w jednej sekundzie. Stał i patrzył jak osoba, którą kochał z całego serca, stoi przy motorze i całuje się z różowowłosą lolitką, która mocno go obejmowała. Nie mógł ruszyć się z miejsca. Cały świat zapadł się, a on widział tylko całującą się parę. Z jego oczu zaczęły spadać słone krople łez. Otarł je szybko ręką i puścił się biegiem. Nie wiedział gdzie iść, co robić, co myśleć i co czuć. Wypełniła go pustka, która była nie do zniesienia.
Sanji biegł ile sił w nogach. Nie wiedział co robić. Był kompletnie zagubiony. Jeszcze nigdy w życiu, nie czuł takiej przerażającej pustki. Nie widział sensu dalszego życia. Przed oczami ciągle widniał mu obraz ukochanego, całującego się namiętnie z jakąś nieznaną mu, różowowłosą nastolatką. Był przekonany, że Zoro nie czuje pociągu do kobiet. Teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo się mylił. To bolało niemiłosiernie. Był pewny, że Roronoa go kocha i rozumie, że każdym gestem, nawet tym najmniejszym, daje mu do zrozumienia, iż  nigdy nie zostawi go samego na pastwę losu. Był w ogromnym błędzie, żyjąc gównianymi złudzeniami. Został zdradzony przez osobę, która dawała sens jego marnemu życiu.
Nie mógł powstrzymać łez. Ta cała sytuacja go przerastała. Chciał biec i nigdy się nie zatrzymywać, zapaść pod ziemię, zniknąć. Filar, który podtrzymywał go psychicznie od czasu śmierci jego dziadka rozpadł się na milion malusieńkich kawałków. Nie miał już domu, oazy spokoju, miejsca, do którego mógłby wrócić, i w którym czułby bezpieczeństwo i szczęście. Wszystko przepadło w jednej chwili. Był teraz jeden, sam, w tym przerażającym, dużym mieście, na tym przerażającym, ogromnym świecie, który od tej pory miał przynosić tylko cierpienie. Nie chciał takiego życia.
Nagle prze jego głowę przeszła myśl, która wypełniła jego powątpiewające serce nadzieją. A jeśli to nieprawda? A jeśli to wszystko było wytworem jego wyobraźni? W końcu Zoro był do niego odwrócony tyłem. Ta dziewczyna przecież mogła tylko coś do niego szeptać. Nie było wyraźnie widać, aby się całowali. Zwolnił trochę, uspokajając się. Teraz, jak wszystko sobie przemyślał, był pewny, że nawet jeśli był to pocałunek, to musiał być ku temu jakiś powód. Odetchnął z ulgą. Jak mógł pomyśleć o czymś tak absurdalnym. Postanowił, że po powrocie do domu, gdy wróci Zoro, wyjaśni sobie tę całą dziwną sytuację.
Ruszył już spokojnie przed siebie. Teraz miał tylko i wyłącznie wyrzuty sumienia, że w ogóle mógł pomyśleć o tym, że Roronoa go zdradza. On przecież nie był tego typu osobą i na pewno, nie zrobiłby mu takiego świństwa. Idąc i rozmyślając, nie zauważył grupki stojących i groźnie wyglądających mężczyzn, zmierzających w jego kierunku. Nie zwracając uwagi na to, co się wokół niego dzieje, wpadł niechcący na jednego, który szedł przodem.
- Och, bardzo przepraszam, zamyśliłem się i nie zauważyłem pana – powiedział szybko i skinął głową. Zamierzał już odejść, ale ów mężczyzna zatrzymał go, mocno ściskając jego ramię.
- Gdzie się tak śpieszysz, gnoju, co? Myślisz, że wystarczą mi twoje zasrane przeprosiny. Gówno mnie one obchodzą!

W ciemnym i pustym mieszkaniu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Była jedenasta w nocy. Roronoa Zoro wszedł do pomieszczenia najciszej jak umiał. Zaczął się rozbierać, lecz nagle zauważył coś niepokojącego. Na wieszaku w przedpokoju nie było kurtki Sanjiego, a pod nim jego butów. Pierwsza myśl jaka przemknęła przez głowę młodego mężczyzny, to taka, że Kuro pod wpływem zmęczenia wszedł w zimowych ubraniach do środka. Jednak szybko pozbył się tej myśli, bo dobrze wiedział, że blondyn nawet pod wpływem alkoholu zawsze odkładał swoje rzeczy tam, gdzie było ich miejsce.
Zoro pośpiesznie ściągnął buty i z nadzieją wszedł do ich sypialni, która również świeciła pustkami. Niepokój z minuty na minutę się powiększał. Wszedł do pokoju dziennego i usiadł na kanapie. Wiedział, że gdyby jego kochanek musiał dłużej zostać w pracy, to by do niego zadzwonił, albo przynajmniej wysłał wiadomość. Przez głowę przeszła mu dość nieprzyjemna myśl, że coś musiało się stać. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej czarny telefon marki DoCoMo. Od razy znalazł numer Sanjiego, który zawsze miał gdzieś na wierzchu. Po krótkim czasie odezwał się przesłodzony, kobiecy głos: „Abonament jest chwilowo niedostępny. Spróbuj ponownie”.
- Jasna cholera! – zaklął pod nosem. Kompletnie nie wiedział co ma robić. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji, odkąd poznał Sanjiego. Blondyn był przecież zawsze bardzo punktualny i zawsze informował o późniejszych powrotach do domu.
Zielonowłosy chłopak z desperacją zaczął szukać numerów do przyjaciół. Był pewny, że może oni coś wiedzą.
- Halo! Cześć stary! – Usłyszał głos Usoppa, a w tle jakąś piosenkę śpiewaną przez zespół j-popowy. – Ileż można na was czekać? Impreza się nam rozkręciła. Kiedy będziecie?
- Jaka impreza? – Zapytał zdezorientowany Zoro. – Z resztą, nie ważnie. Usopp, wiesz może, gdzie jest Sanji?
- Co? To on jeszcze nie wrócił? – krzyknął Usopp, a muzyka natychmiast ucichła. Jego głos nie był już wesoły jak przed chwilą. Wyraźnie było słychać zaniepokojenie. – Przecież zaraz po zajęciach poszedł do restauracji, poprosić o dzień wolnego. Miał potem iść do ciebie.
- Pierwsze słyszę – powiedział już całkowicie zdenerwowany Roronoa. – W każdym bądź razie, dzięki za informację.
Szybko się rozłączył, nie dając Usoppowi nic powiedzieć. Nagle go olśniło. Zrozpaczony przykrył rękoma twarz. Był przekonany, że mu się wtedy wydawało, iż widział Sanjiego nieopodal swojego miejsca pracy. Teraz wszystko zaczęło mu się układać w jedną spójną całość. Blondyn musiał widzieć, jak ta suka Perona, wykorzystała jego nieuwagę i go pocałowała. Zawsze jej nienawidził, ale starał się być dla niej miły, ze względu na to, że była córką jego pracodawcy, Dracule Mihawka. Dziewczyna od samego początku starała się przykuć na siebie jego uwagę, a on dawał jej do zrozumienia, że nie jest nią zainteresowany. Nie zdziwiłby się, gdyby się okazało, że zrobiła to z premedytacją widząc Sanjiego. Kuro jej nie znał co prawda, ale Zoro dobrze wiedział, że różowowłosa wręcz maniakalnie zbierała na jego temat informacje. Nie przejmował się tym za bardzo, bo w końcu była tylko głupią nastolatką, zabawiającą się ludźmi jak zabawkami. Zdał sobie sprawę, że ignorowanie tego było błędem, który teraz mógł go drogo kosztować. Przeklinał sam siebie, że w ogóle dopuścił, aby taka sytuacja miała miejsce.
Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że Sanji wiele przeszedł w życiu i był o wiele słabszy psychicznie od niego. Wiedział również, że był dla niego największym wsparciem i podporą, która dawała blondynowi chęci do dalszego życia. Wytłumaczenie tego wszystkiego było jasne. Zoro bał się, że chłopak mógł sobie coś zrobić. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Był wściekły na siebie, mocno zdenerwowany i wystraszony. Miał ochotę coś rozwalić, aby odreagować. Świetnie zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił i nie miał zamiaru w żaden sposób siebie usprawiedliwiać. Teraz musiał zrobić tylko jedno. Odnaleźć Sanjiego za wszelką cenę.
Jego uwagę przykuła, leżąca na meblach kuchennych, paczka papierosów, która bez wątpienia należała do jego partnera. Szybko po nią sięgnął i wsadził sobie jednego do ust. Nienawidził tego świństwa, którym codziennie truł się Sanji. Dużo razy mu powtarzał, żeby z tym skończył, jednak wiedział, że było to dla niego trudne. Nałóg to nałóg. Blondyn zawsze powtarzał, że go to uspokaja, więc Zoro miał nadzieję, że i jego choć minimalnie uspokoi. Ubrał się pospiesznie, zamknął mieszkanie i ruszył przed siebie. Po chwili znowu wyciągnął telefon i wykręcił numer. Długo zajęło zanim ktoś podniósł słuchawkę.
- Cześć Ace, tutaj Zoro – zaczął zielonowłosy, jednak przerwał mu kobiecy głos.
- Zwariowałeś Glonie, żeby dzwonić o tak późnej porze? Jest noc do cholery, normalni obywatele tego zasranego kraju o tej porze śpią.
- Och, Bonney, przepraszam – powiedział natychmiast, wyraźnie trochę zmieszany. – Chciałem tylko zapytać, czy jest może u was Sanji?
- Sanji? U nas? – zdziwiła się kobieta. – Przecież on mieszka z tobą, debilu.
- Wiem, że ze mną, przeklęta babo, ale nie wrócił jeszcze do domu – warknął zdenerwowany chłopak. Ta kobieta zawsze wyprowadzała go z równowagi. – Nie ważne. Życzę udanej nocy. Dobranoc!
Ponownie się rozłączył, nie dając swojemu rozmówcy nic powiedzieć. Nie miał ochoty rozmawiać z tą pokręconą osobą. Teraz świetnie sobie zdawał sprawę, że jest debilem, kretynem i ostatnim, skończonym matołem. Nikt nie musiał mu tego mówić. Zaczął rozglądać się dookoła. Sanji mógł być teraz wszędzie. Nie miał pojęcia gdzie go najpierw szukać. Modlił się w duchu, aby nic mu się nie stało. Miał ochotę krzyczeć i postawić całą ogromną metropolię na nogi. Ta niewiedza i cholerne poczucie winy doprowadzały go do szaleństwa.
Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Puścił się biegiem w stronę jednej z wąskich uliczek. Biegł cały czas nie zwalniając. To była jego ostatnia deska ratunku, której miał zamiar się uporczywie trzymać. Minęło trochę czasu, zanim cały zdyszany wpadł na ciemną klatkę schodową. Zaczął jak najszybciej i najciszej przemierzać schody. Na trzecim piętrze odetchnął, nabrał powietrza i zapukał do drzwi, które były zaraz przed nim. Czekał.
- Kurwa, kogo o tej porze niesie. – Usłyszał całkowicie rozbudzony głos swojego najlepszego przyjaciela, a po chwili w drzwiach stanął wkurzony, czerwonowłosy chłopak, zaledwie z prześcieradłem ledwo okrywającym jego biodra. – Och, Zoro! Stary, co cię tutaj przywiało o tak późnej porze?
Eustass Kid był bez wątpienia osobą, której Zoro ufał bezgranicznie, zaraz po Sanjim oczywiście. Znali się odkąd pamiętali. Razem wychowywali się w domu dziecka. Byli dobrymi kumplami i świetnie się rozumieli. W gimnazjum ich relacje trochę się pogorszyły z racji tego, że z Kida robił się coraz większy chuligan. Był nawet szefem szkolnego gangu, który nieraz stał za większymi rozróbami w ich dzielnicy. Kto jak kto, ale czerwonowłosy znał wszystkich przestępców w mieście, a w każdym razie tych ważniejszych. Zoro nie mógł z nim w tamtych czasach znaleźć wspólnego języka.
W liceum chłopak wylądował w szpitalu i tam poznał młodego lekarza. W ostateczności ta dwójka związała się ze sobą, a Kid znowu stał się osobą, na której można było polegać. Trafalgar Law, bo tak miał na imię ów lekarz, był jedynym spadkobiercą ogromnego szpitala, który słynął z samych gwiazd medycyny. Sam mężczyzna już w młodym wieku zaliczał się do tego grona. Mimo iż wydawało się, że obydwoje są jak woda i ogień, to świetnie im się razem żyło.
- Przepraszam, Kid, widzę, że wam przeszkodziłem – powiedział Zoro, patrząc przepraszająco na chłopaka.
- To nic, nie przejmuj się. Co się stało? – zapytał czerwonowłosy, uważnie przyglądając się przyjacielowi. – Wyglądasz, jakby ktoś umarł. Właź do środka.
Roronoa posłusznie wszedł do środka. Eustass zaprowadził go to kuchni, gdzie kazał usiąść.
- Sanji zniknął. – Zoro opowiedział szybko co wydarzyło się tego dnia. Nie było czasu na wgłębianie się w szczegóły. – Dlatego właśnie przyszedłem prosić o pomoc. Czuję, że stało się coś złego. Chciałem się zapytać, czy Law nie mógłby sprawdzić, czy nie ma go przypadkiem w szpitalu. Przepraszam, że was nękam tak po nocy, ale tylko to rozwiązanie przyszło mi do głowy.
- Jasne, nie ma sprawy. – Z drzwi po prawej stronie wyszedł czarnowłosy, trochę starszy od nich mężczyzna. – Jak będę coś wiedział, to natychmiast zadzwonię. A ty, – tutaj zwrócił się do chłopaka ledwo owiniętego prześcieradłem – wziąłbyś coś na siebie włożył. Nie wszyscy muszą oglądać twoje sterczące klejnoty.
- Zazdrosny? – Kid wyszczerzył usta w podłym uśmiechu. Takie chamskie dogadywanie było u nich na porządku dziennym.
- Jak ja mogłem pozwolić na to, żeby taki debil nade mną dominował – odgryzł się i pocałował swojego partnera. – Przeziębisz się, matole.
Mężczyzna ubrał się pospiesznie i wyszedł. Kid poprosił Zoro, aby chwilkę zaczekał. Poszedł doprowadzić się do normalnego stanu, a gdy wrócił, razem poszli przeszukiwać ciemne ulice. Co jakiś czas spoglądał na zielonowłosego, który był coraz bardziej podłamany. Wiedział, że ta sytuacja go przerasta. Nic nie mógł jednak na to poradzić. Zazwyczaj umiał poprawić humor swojemu najlepszemu kumplowi, lecz teraz coś mu mówiło, że to nie ma sensu. Mógł jedynie w milczeniu iść obok niego i patrzeć jak coraz bardziej cierpi. Sam nie mógł się nawet postawić w jego sytuacji. W ogóle sobie tego nie wyobrażał.
Zoro szedł w milczeniu, rozglądając się na wszystkie strony. Modlił się w duchu, by najgorszy scenariusz, który siedział w jego głowie się nie spełnił. Nie zniósłby utraty Sanjiego. Kochał go ponad własne życie, a myśl, że mogło mu się coś stać ściskała jego serce. Chciał go znaleźć, przytulić, wytłumaczyć. Chciał znowu poczuć go blisko siebie. Nie zdziwiłby się jednak, gdyby chłopak nie chciał go znać. Odczułby wtedy jeszcze większy ból i zapewne nigdy by sobie tego nie wybaczył.
Błądzili w milczeniu po uliczkach Tokio, które świeciły pustkami. Robiło się coraz zimniej. Powoli zbliżała się druga w nocy. Nagle spokojną ciszę przerwał dźwięk telefonu Zoro. Trzęsącymi się dłońmi wyciągnął go z kieszeni, a jego oczom ukazał się napis „Trafalgar Law”. Wziął głęboki oddech i odebrał. Zamarł słuchając głosu przyjaciela.
- Zoro, Sanji jest w opłakanym stanie. Trafił na blok operacyjny. Jak najszybciej przyjdź do szpitala.

Ciąg dalszy nastąpi…

21 komentarzy:

  1. Jejku biedny Sanji, dlaczego krzywdzicie Sanjiego T.T (nie żebym miała o to pretensje - jeju...jestem sadystką o.O)
    Strasznie mi się podoba;P
    Zresztą ty to wiesz ;P Bo piszesz naprawdę dobre opowiadanka :)
    Fajny pomysł z wrzuceniem do fica, różnych pairingów. Pojawił się nawet Kid i Law, których widuje rzadko ^^ Co mnie oczywiście cieszy :)

    Nie, że nie lubię Perony, ale założę się, że to ona była taką wredną sukę i nasłała kogoś na Sanjiego...
    Kocham to :D
    Naprawdę jestem zachwycona opowiadankiem. CHCĘ WIĘCEJ!!!

    Ahhh, ponieważ to ja robiłam korektę, to wszystkie błędy zarówno stylistyczne, interpunkcyjne jak i ortograficzne zwalajcie na mnie :D
    A co do Ayo, to chwalcie ją, za to wyśmienite opowiadanko, bo naprawdę warto ^^ (A spróbujcie nie *morderczy wzrok*) ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to nie tak, że znęcamy się tylko nad Sanjim, bo jakby nie patrzeć Zoro również cierpi ;)

      Nie, aż taką suką Perona nie będzie :)

      Usuń
    2. Ach, i wielkie dzięki za komentarz :*

      Usuń
    3. No tak miłość ja usprawiedliwia ;D
      No fakt. Zoruś też wiele cierpi... Jestem ciekawa, który z nich ma wytrzymalszą psychikę, bo według mnie Sanji ;D

      Nie ma problemu ;D To ja dziękuje za opko:*

      Usuń
  2. tak bardzo wredne ;__:
    Jak można takie coś Sanjiemu zrobić no ! I jeszcze tak Peronę oczerniać xD
    Opowiadanie jest tak długie że jak zobaczyłam ile tego jest to sobie najpierw herbatę przed czytaniem zrobiłam , oj warto było czytać *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat postać Perony pasowała tam jak ulał :D

      Usuń
  3. xD Haha xD Czytałam to opowiadanie jeszcze przed korektą, zdaje się o 2 w nocy robiąc projekt z urbanistyki. Wtedy spodobało mi się, a teraz będąc w gorszym stanie zmęczenia również mi się podoba :) Ciekawie napisane- lubię taki sposób pisania i też to sprawiło że chciałam je doczytać do końca :P
    Fajnie że zmieniłaś kierunek studiów Usoppa xD Bo poprzednio jak czytałam, to się lekko zdziwiłam xD Z resztą Sanji jako student chodzący ubrany w koszulę i krawat- taki obrazka to nawet ja na swoim kierunku nie widziałam(choć u mnie bywają różne przypadki xP) Dla mnie to było zabawne, bo takich studentów to się jedynie widuje na rozpoczęcie roku akademickiego na 1. roku xD Ale dobra, wiem- Sanji to Sanji i tego nie chciałaś zmieniać xD
    Piosenka- jak mi napisałaś że jakąś wybrałaś przewodnią, to coś mu mówiło że to będzie ta piosenka xD Tylko wolałam o nią nie pytać aby mieć niespodziankę później xD
    A art- już Ci pisałam- jest fajny :D Jak ogarnę te programy co sobie pobrałam, to po odpowiednim czasie nauki może też kiedyś taki stworze xD
    Jako Fan Serwis dodam- prace and tapetką rozpoczynam jutro(bo dzisiaj muszę odespać cały ten tydzień xD) xD Przyda mi się trochę kreatywności xD
    Do pisania! A teraz idę spać xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo mi pomogłaś z tym Usoppem :D Wielkie dzięki :* Art jest śliczny i chyba nigdy się nim nie przestanę zachwycać :D Nie spodziewałam się, że skomentujesz ;) Dziękuję :*

      Usuń
  4. Jeden błąd mi się rzucił w oczy, chociaż jestem padnięta i ledwo ogarniam, gdzie w swojej wypowiedzi postawić przecinek a gdzie nie. Moja szkoła to istna rzeźnia przed świętami... To taka drobna literóweczka - mianowicie, orzeczenie Lily "A ty, Sanji, pewno jesteś WYKŁUTY". Wykuty. Wszędzie ta szkoła T.T
    Początek był dosyć melancholijny, i czułam się jak w telenoweli XD. Bardzo spodobał mi się poboczny wątek VivixNami. Wiesz, chętnie bym poczytała o tym, jak Nami się zmieniała pod wpływem niebieskowłosej... Może napiszesz taki cykl opowiadanek? Ten jeden rozdzialik to taka kopalnia pomysłów ^.^ I swoją drogą niezła telenowela, ale podoba mi się. Tak. Bardzo mi się podoba.
    Biedny Sanji, że też musiał oberwać :<. W sumie szkoda, że Zoro nie poleciał go ratować do oprawcy, ale jeszcze by się zgubił XD

    Czekam na kolejny part. Bardzo ładne opowiadanko :*!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że czułaś się jak w telenoweli :D To znaczy, że odebrałaś to prawidłowo, bo właśnie miałam taki zamiar, żeby wyglądało to trochę jak telenowela. Tak, Emiś już poprosiła o Kida i Lawa, ja chcę Zoro i Sanjiego, więc myślę, że napiszę opowiadania o ich życiu licealnym, ale nie skupią się one tylko na dwóch postaciach ;) No i oczywiście para NamixVivi wchodzi w grę :) Już mam nawet pewien pomysł, jakby to było :) Ale to kiedyś, bo najpierw trzeba skończyć to ;)

      Mogę napisać tylko tyle, że w następnym rozdziale będzie na pewno bijatyka (w końcu nie bez potrzeby Kid był kiedyś chuliganem), a co będzie z Sanjim? Czy w ogóle z tego wyjdzie? Przekonacie się w drugim rozdziale :D

      Pięknie dziękuję za komentarz :*

      Usuń
    2. Uwah! Zostawiłam taki błąd!! Jak mogłam zostawić taki błąd!! *bije się po głowię*
      Z góry przepraszam!


      No to widzę, że z tego Ci powstanie, naprawdę długa historia ;D To może być naprawdę dobre!! ^^


      Ejj! nie strasz mnie, że Sanjiemu coś się stanie T.T
      *czarny scenariusz to jej specjalność*
      Mam nadzieję, że nie :P
      Ja liczę, że Zoro im wszystkim łby pourywa *:D wyszczerz*

      Powodzonka ;P

      Usuń
    3. Nie no, łbów może nie pourywa, ale weźmie parę osób i zrobi taki młyn, że masakra ^^ Już mam wszystko obmyślone :D

      A tego to tylko trzy rozdziały będą, tak jak planowałam. A sequel nie wiem ile będzie miał, zależy co mi do głowy przyjdzie ^^ Jeśli macie co do niego jakieś specjalne życzenia to walcie :D

      Usuń
    4. Ty już wiesz, że chcę KidxLaw/LawxKid ^^

      Usuń
    5. Ale to chyba jest KidxLaw (z tego co pamiętam ^^)

      Usuń
    6. Spokojnie Emiś, będzie :D Napiszę jak się poznali i ich pierwsze zbliżenie ^^ Oczywiście z perspektywy Kida, bo wiesz, że Lawa nienawidzę ;)

      A specjalnie dla Ciebie myślę jeszcze nad tym, żeby napisać co oni robili przed przyjściem Zoro :D Ale to na samym szarym końcu :D

      Usuń
    7. Specjalnie dla mnie? Jak miło ^^
      Z chęcią bym to przeczytała ^^
      Jakaś faza na KidLawa mnie chyba wzięła xD
      No cóż :D Ja ostatnio mam fazę na wszystko ;P
      Jak wpadnie mi jeszcze coś do głowy, to Ci jeszcze coś podsunę ;P

      Usuń
  5. Jestem, cieszy się, ne? ;)

    Bardzo spodobał mi się misz-masz. Było tyle różności, że aż chce sie powiedzieć dla każdego coś dobrego, nie? Czasem się śmieje, że tworzysz nam nową "Modę na sukces" z uniwersum One Piece, ale jak to bywa, większość "Modów" jest lepsza od oryginału... XD

    Bardzo mi się spodobał opis otoczenia Sanjiego. Był taki prawdziwy... Studia, mnóstwo znajomych, wiele perypetii, w tle rozterki... Cieszę się, że prowadziłaś w postać Lily, która stała się takim akumulatorkiem powieści, czymś co zdecydowanie nie zdarza się codziennie, ne? Wyglądała na bardzo zaufaną przyjaciółkę. ;) Niech ganbaruje z Luffy'm ;P

    Kolejny związek, na którego zwróciłam swoją uwagę (tym razem nie obeszło się bez zmarszczenie brwi) to Kid i Law, bo ile tego pierwszego darzę sympatią, ten drugi to tak ścierka do kurzu razy dwa, ale jakoś tak... pariring mi nie zawadza.

    Dlaczego zrobiłaś takie krzywdy Sanjiemu... Nie dość, że złamane serducho, to jeszcze pobicie? No weź się ogarnij (A Perona niech idzie zamiatać szatnie w piekle, ot co!)! Mam nadzieję, że nie skrzywdzić kuka baaardzo. I jakoś uda im się go odratować...

    Czekam na ciąg dalszy.XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Kid x Law. Uwielbiam ten paring! Szkoda, że to jedyne opowiadanie jakie znalazłam po polsku z nimi. ;<
    Powodzenia w pisaniu.
    Lizzy

    OdpowiedzUsuń
  7. No się zabrałam w końcu bo nie wiem jak to ominęłam:)
    Trochę cukrów ale potem powiało grozą... Mimo że przeczytałam Special i wiem co będzie to i tak napięcie na końcu było bardzo dobre:) Wiele paringów które są super wplecione^^ Trochę powtórzeń:) Całość ogólnie mi się podobała i na pewno zabiorę się za kolejne!:) Piękna jest tutaj ich miłość. Taka bezgraniczna. To jak Sanji nawet jeśli widział pocałunek i zaufał Zoro- trzeba bardzo kochać i ufać:)
    Perona dobrze dobrana do sytuacji;D Law i Kid i ma papa się uśmiecha. Ta para jedną z mych ulubionych.
    Buziaki
    Vanilia^^

    OdpowiedzUsuń
  8. kilka razy pada kuro zamiast sanji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ Sanji w tym opowiadaniu ma Kuro na nazwisko xD

      Usuń