9 grudnia 2012

[Opowiadanie] Zoro, a co mi kupiłeś na święta?

Od Kapitan Ayo: Hahaha, no co? Musiałam jakoś zacząć ^^ Kochani, mam dzisiaj dla Was opowiadanko napisane przez Yumi :) Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się, żebym je tutaj umieściła :* I mam oczywiście nadzieję, że nie na tym jednym się skończy ;) I jeszcze taka mała rzecz.... Jutro, albo we wtorek, pojawi się kolejny doujin pod tytułem Seishun Tone Dial z ZoSankiem, a najpóźniej pod koniec tygodnie Erotic World. Życzę wszystkim przyjemnej zabawy przy czytaniu opowiadanka ^^
Uwaga! (11.12.2012) Niestety, doujiny przechodzą na następny tydzień.

Tytuł: Zoro, co mi kupiłeś na święta?
Autorka: Yumi
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ZoroxLuffy
Ograniczenie wiekowe: 18+
Uwagi: akcja dzieje się mniej więcej po arcu Skypiea
O czym jest opowiadanie?
O tym jak nie należy stroić Going Merry, jak sprzątnąć śnieg z pokładu oraz jakie prezenty kupuje szermierz swojemu kapitanowi.
Więc zapraszam do czytania moich pierwszych One Piecowych wypocin, mam nadzieję, że się spodobają. Za niezgodności z kanonem przepraszam. 



Śnieg, te cudowne, białe płatki spadały z nieba w niesamowitym tempie, przykrywając tym samym pokład Going Merry, co załodze Słomianego Kapelusza, a raczej jego kapitanowi i strzelcowi nie przeszkadzało w ogóle. Biegali wokoło masztu rzucając się śnieżkami oraz śmiejąc się przy tym głośno. Jedna z lecących kulek trafiła w okno kuchni Sanjiego, inna w Nami, która trzęsąc się w zimowym płaszczu sprawdzała kurs którym płynęli .
- Luffy, uważaj co robisz! Jeszcze zranisz Nami-san!
- Luffy, Usopp! Zamiast zachowywać się jak dzieci, odśnieżylibyście pokład!
- Luffy, przeziębisz się.
Ciepła czapka ląduje na głowie czarnowłosego, zamiast przewiewnego, słomianego kapelusza, który podarował chłopcu Shanks. Przechyla się lekko w bok by przyjrzeć się swojemu szermierzowi, który tylko pokręcił głową i zabrał poprzednie nakrycie głowy, które należało do Kapitana, ze sobą. Gumiak tylko poklepał swoją czapkę w okolicach uszu by przycisnąć ją do siebie, a następnie Usopp podał mu jedną z łopat by mogli odgarnąć daną część statku. Po kilku chwilach wielkie zaspy latały po całej długości statku. Kolejna z zabaw piratów w której tym razem ucierpiał biedny Chopper, którego trzeba było odkopać.

***

- Chłopcy... i Robin.
Zaczyna nawigatorka podczas ich wspólnej kolacji, przeżuwając tosta z serem, który przyrządził ich kucharz.
- Nie dopłyniemy do Świąt Bożego Narodzenia na żadną z wysp, więc raczej spędzimy je na statku.
Chwila ciszy. Wybuch radości ze strony Luffy'ego nastąpił kilka sekund później. W ślad za nim poszli Usopp oraz Chopper. Delikatny uśmiech Robin pieczętuje wszystko. Święta w przyjacielskim gronie, a raczej rodzinnym. Słomiani byli dla siebie jak jedna, wielka i dosyć nieprzewidywalna w działaniach rodzina.
- Święta, święta na statku, shishishi ~!
- Nami-san, Robin-chan! Co sobie życzycie, żeby podać na stole podczas kolacji wigilijnej?
- Chodź Chopper, pomożesz mi znaleźć w składziku jakieś ozdoby.
Każdy cieszy się jak może, jedynie szermierz znika cicho, cichutko, jakby go tam w ogóle nie było. Jedynie młody kapitan zauważa zieloną burzę włosów, która umyka z jadalni.
- Jak zimno.
Wieczorny powiew otulił nagle Luffy'ego, gdy ten wychylił się z pomieszczenia w którym unosił się jeszcze posmak kolacji.
- Dopiero teraz zauważyłeś?!
Spostrzegawczość nigdy nie była mocną stroną Słomianego.

***

Odgłosy chrupiącego śniegu z tyłu pokładu nie były niczym zwyczajnym, to Zoro tylko ćwiczy przed snem. Każdy miał swój codzienny rytuał, jak Nami musiała przejść się po statku każdego ranka, jak Luffy musiał zjeść chrupiące mięsko przed godziną dziewiątą czy jak Sanji musiał wypalić dwie paczki papierosów każdego dnia, tak Zoro hartował swe ciało, a Monkey lubił patrzeć na to. Sprawiało mu przyjemność doglądanie załogi, doglądanie Zoro. Zielone kosmyki skrył pod bandaną, którą zazwyczaj miał na ramieniu, a jednym mieczem wymachiwał w rytm stawianych kroków, jak taniec. Roronoa tańczył każdego wieczoru samotnie, tylko ze swymi katanami. Nie wolno mu przeszkadzać, ale w końcu to Monkey D. Luffy, przyszły Król Piratów, który zdobędzie One Piece. Jednak Król jest wyrozumiały dla swego przyjaciela, pozwala mu trenować nie wydając z siebie żadnego słowa. Zdradziło go najzwyklejsze ziewnięcie, był niezwykle śpiący, a to taki odruch, ziewnął bo musiał.
-Tak Luffy?
Przerwał trening, specjalnie dla niego, oparł się zgrabnie o miecz utrzymując na nim cały swój ciężar ciała, dwa pozostałe dźwięcznie lądują w pochwach.
- Powinieneś się położyć Zoro, jest późno, ja dzisiaj posiedzę na warcie.
Cały Monkey D.Luffy, załoga ważniejsza od niego samego.
- Nie martw się o mnie, jeszcze trochę potrenuję.
- To rozkaz, Roronoa.
Gumiak stojący z poważną miną, wspierający swe dłonie na drobnych biodrach nie wyglądał obecnie jak kapitan Załogi Słomianego Kapelusza lecz jak małe, rozkapryszone dziecię, któremu na nos co chwilę spadały płatki śniegu, a on ruchem głowy je strzepywał, lecz one jak magnes co chwilę zatrzymywały się na rozczochranych włosach chłopca.
- Tak jest, Kapitanie.
Rozgrzana po treningu dłoń jednym ruchem strzepuje uparty śnieżek z głowy Luffy'ego, gładząc go tym samym po niej. Delikatny gest, który Zoro nie byłby w stanie ukazać innej osobie .
Chrup.
Śnieg pod wpływem ruchu znowu się odezwał pod ich stopami .
- Zoro, zostań ze mną dzisiaj w bocianim gnieździe.
Uradowana twarz młodszego chłopaka na którą szermierz miał okazję popatrzeć wprost promieniała radością, a małe dłonie ujęły jedną z rąk Roronoy.
- Jeszcze chwilę temu miałem iść spać.
Śmiech zielonowłosego toczy się echem po największym morzu na ziemi.

***

- Zoro, Zoro patrz !
Palec Luffy'ego wskazuje niebo, rozgwieżdżone niebo, które rozwijało się nad ich głowami. Jedynie części ciał młodych mężczyzn były widoczne spod koca, który Nami zostawiała dla każdego kto miał nocną wartę. Jak się okazało tej nocy, nawet dwoje ludzi jest w stanie się pod nim zmieścić.
- Zoro, a tam jest Wielki Wóz!
Czerwonowłosy pirat nauczył go rozpoznawać niektóre konstelacje, które widniały na nieboskłonie, a brunet był dumny ze swojej wiedzy.
- Zoro, śpisz?
Obraca swoje chude ciało przodem do szermierza, uważnie lustruje pozycję w której się on znajduje. Przybliża swoją twarz sprawdzając czy aby na pewno on oddycha. Wyczuł po kilku chwilach powiew ciepłego oddechu wydobywający się z ust zielonowłosego. Przymrużone powieki zadrżały.
- Coś się stało?
Pyta zaspanym tonem głosu, przecierając oczy. Jedyne co dostrzegały to wydęte policzki Luffy'ego .
- Już cię nie lubię.
Odwraca się plecami do starszego obrażony, jednak nie trwa to długo. Wytrenowane ramiona od razu pragną oddać mu swoje ciepło, w sumie to nie tylko ramiona. Roronoa był taki ciepły, gorący, nie pasował do tego chłodnego klimatu. Koc którym ich okrył tylko potęgował stężenie ciepła obu ciał.
- Sam kazałeś mi spać.
- Tak?
Zoro tylko cicho westchnął.
Jakiś ruch.
To tylko Luffy się kręci by wygodniej ułożyć sobie głowę na torsie swojego szermierza.
- Zoro.
Po raz kolejny wypowiada zaspanym tonem głosu imię pierwszego nakamy.
- A co mi kupiłeś na święta?
- Na pewno nie mięso.
Odpowiada kładąc jedną rękę na biodrze gumiaka.
- Sanji na pewno mi kupił.
Wzbudzanie zazdrości u byłego Łowcy Piratów wychodziło mu prawie tak dobrze, jak jedzenie wielkiej ilości mięsa. Ciche cmoknięcie w szyję. Tyle otrzymał jedynie Słomiany.
- Śpij głupku.
Te słowa ucinają rozmowę, jak i czujność obojga piratów.

***

- Luffy, Zoro! Gdzie jesteście?!
Rozlega się na całym statku krzyk nawigatorki. Jednak nie dostaje ona żadnej odpowiedzi.
- Oi, debile ~! Martwicie Nami-saaan!
Dalej cisza, jakby wyparowali we dwoje ze statku, lecz z bocianiego gniazda rozlega się ciche mruknięcie młodego kapitana. Tylko jedna osoba była zdolna je usłyszeć.
- Zoro, powinniśmy zejść.
W odpowiedzi Roronoa odrobinę mocniej chwyta go w pasie.
- Cicho bądź, tak jest dobrze .
Tylko kilka sekund ciszy.
Słychać odgłos naciąganej liny.
- Dowiem się co wy tu wyprawiacie?!

***

W kuchni gdzie od rana Sanji przygotowywał wykwintne potrawy, a zapach ryb roznosił się przez otwarte okienko, gumiak i Zoro siedzieli właśnie w owym pomieszczeniu trzymając przy twarzach woreczki z lodem, które podał im Chopper. Niestety, Nami nie okazała się taka wyrozumiała gdy usłyszała 'my tylko spaliśmy' i obydwoje mieli podpuchnięte policzki, a mimo to, gdy tylko nie patrzeli na krzątaninie kucharza, odwracali się do siebie, ukazując sobie nawzajem szerokie uśmiechy.
- Powinniście pomóc reszcie przyozdobić statek.
Zarządził nagle blondyn, miętoląc w ustach papierosa i wskazał palcem na drzwi z pomieszczenia. Zgodnie z poleceniem wyszli odkładając wcześniej woreczki na stolik.
- Usopp, Merry na pewno nie dostanie kataru.
Woła Robin przyglądając się jak strzelec oplata szyję Wędrującej Radości ogromnym, czerwonym łańcuchem który raczej powinien znaleźć się na choince, lekarz lepił ogromnego bałwana a Nami od dobrych kilku minut próbowała umieścić gwiazdkę na choince, którą przyniósł Usopp z ładowni.
- Luffy, weź daj to na górę, ja zobaczę co gotuje Sanji!
Rzuciła mu ozdobę do rąk, gwiazdka miała na jednym z czubków wszyty drobny, słomiany kapelusik. Ramiona kapitana już się wydłużały, gdy nagle dwie, silne dłonie uniosły go do góry na tyle wysoko by mógł umieścić ozdobę.
- I jak? Jest dobrze?
Zapytał wskazując palcem na szczyt choinki. Zielonowłosy tylko kiwnął głową na 'tak', opuszczając Słomianego w dół, który miał wyraźny grymas twarzy gdy ten go puścił.
- Zoro, gdzie jest mój kapelusz =?
Zapytał tak nagle, jakby go olśniło. Faktycznie, wczoraj Roronoa zabrał mu jego najcenniejszy prezent, który otrzymał od Shanksa i nigdy się z nim nie rozstawał. Pozwolił sobie pobyć bez niego kilka godzin, gdyż wiedział, że w rękach szermierza nic a nic mu nie grozi. Lecz zapytał, czuł się odrobinę nagi bez tego złotego nakrycia głowy.
- Bezpieczny w kajucie, bezpieczny.
Powtórzył. Jemu trzeba było powtórzyć, żeby dotarło, żeby nie musiał się martwić.
- Usopp ~!

***

- Ja tylko chciałem żeby była ładna i wyjątkowa tego dnia.
Mokre ubranie strzelca wisiało pod pokładem, próbując wyschnąć po bliskim spotkaniu zimną wodą. Kolejne przeżycie na tym statku. Jednak poświęcenie długonosego się opłacało, Merry wyglądała świątecznie lecz z klasą. Na samym środku choinka, średnia, a pod nią kilka prezentów, które lekko zaprószył śnieg. Na szyi statku kolorowy łańcuch, lampki nad drzwiami poszczególnych kajut, a obok lewej burty Chopper ulepił bałwana w starej czapce niewiadomego pochodzenia.
- Kolacja gotowa!
Zawołał kucharz otwierając szeroko drzwi z których wylał się zapach potraw, które stały na okrytym obrusem stołem. Siedem miejsc było nienagannie zastawione, a na środku stały wszelakiej maści ryby, mięso, ziemniaki, warzywa, dwie zupy, które jeszcze bulgotały gdyż kucharz dopiero co zdjął je z piecyka. Każdy zajął swoje miejsce, po lewej stronie stołu Nami oraz Robin, po prawej Sanji i Usopp wraz z Chopperem, a po przeciwnych stronach Luffy z Zoro. Po krótkim podziękowaniu dla blondyna zaczęła się uczta, kapitan naturalnie miał tak obładowany talerz, że ledwo na nim zmieściły się dania, które na nie nałożył, strzelec obierał ze skóry swoją rybę, dziewczęta zajadały sałatkę warzywną, Sanji skubał polędwicę, Chopper brał do ust kolejnego, małego ziemniaka. Jedynie Zoro tylko bezsensownie grzebał łyżką w zupie, od czasu do czasu biorąc na łyżkę trochę gęstego płynu, który naturalnie był najlepszą zupą jaką mógł tylko zajadać i bardzo mu smakowała lecz jadł jakoś tak bez przekonania.
- Luffy, zaraz zjesz stół.
Powiedziała rudowłosa machając nożykiem, gdy Monkey pochłaniał dziewiątą rybę i czwarte żeberko.
- Wfcafe se ne.
Wymamrotał ścierając dłonią cieknący sos z kącika ust.
- Robin-chwaaan! Powinnaś skosztować zupy krewetkowej!
Podsunął kobiecie pod sam nos, która z ledwością wymęczyła swoją sałatkę. Można powiedzieć, że kobieca część załogi jadła przez tydzień tyle, ile Luffy w kilkanaście minut.
- Wfaśne Lonin !
Mugiwara miał usta zapchane ziemniaczkami i uśmiechał się w ten swój dziecinny sposób, ale to Luffy, więc śmiech rozległ się po sali. Jedynie Sanji go upomniał, że przy damach nie mówi się z pełnymi ustami. I Zoro. Zoro. Przez całą ucztę prawie nic nie zjadł, ale to Roronoa, więc zapewne ma tylko gorszy dzień albo coś. Ale żeby w wigilię?

***

- Prezenty ~!
Chopper oraz Usopp z Luffym na czele rzucili się do kolorowych paczek, które Nami wraz z Robin ułożyły przed samą kolacją pod choinką. Każdy miał sobie wybrać osobę której kupi prezent. Nami trzymała drogie perfumy w dłoniach, Robin również. Sanji zapas papierosów, Chopper nowy plecak na wyprawy, gdyż stary był już w opłakanym stanie, Usopp zestaw probówek.
- Zapomniałem dać mój prezent.
Oschły ton, tylko tyle dostali od szermierza zanim zniknął po drugiej stronie statku, w swojej kajucie.
- Czekaj Zoro ~!
Wiedział, tak doskonale wiedział, że kapitan za nim wyruszy. Mieli kupić coś dla siebie nawzajem, jednak zamiast tego oboje stali w pomieszczeniu z łóżkiem, stolikiem, regałem na książki, szafą oraz z drzwiami do prysznica. Z tą różnicą, że Luffy miał rumieńce od... zimna?
- Zoro.
Malutkie dłonie spoczęły na ramieniu zielonowłosego.
- Przepraszam, że nic ci nie kupiłem na święta...
-Zoro… ale… Z…
Wskazujący palec szermierza spoczął na wargach jego kapitana, lecz one dalej się poruszały, zrobiły sobie tylko krótką przerwę.
- Bo Nami nie chciała mi nic dać i powiedziała, że nie kupię za to nic poza mięsem a naprawdę chciałem ci coś kupić.
Cierpliwie wysłuchał słów chłopaka, lecz gdy ten zrobił jakby przerwę nie pozwolił mu na więcej słów.
Pocałunek, który Zoro złożył na ustach Luffy'ego był najdelikatniejszym gestem jaki był w stanie wykonać szermierz. Chłodne usta gumiaka poruszyły się lekko, niemo. Jakby chciał mu powiedzieć 'tak' tym gestem. Ramiona Zoro najzwyczajniej w świecie przyciągnęły do siebie przyszłego Króla Piratów, sprawiając, że mogli się dotykać swymi klatkami piersiowymi, czuć ruchy swoich ciał. To czarnowłosy uchylił wargi w geście uległości, a Roronoa z chęcią przyjął owe zaproszenie. Języki na przemian po chwili znały już swoje zarysy, które poznały w powolnym tańcu. Ślina z ich ust łączyła się w cienką linię, po czym rozłączała spływając na brodę któregoś z piratów. I tak cykl się powtarzał, westchnięcie, wzięcie oddechu, ponowny pocałunek, za każdym razem głębszy i bardziej namiętny, czulszy. A w między czasie szelesty rzucanych ubrań w kąt. Kamizelka Luffy’ego gdzieś w kącie, katany Zoro przesunięte na bok, jak reszta jego ubrań, szorty kapitana zawisły na krześle przy biurku, jedynie w samej bieliźnie Monkey znalazł się pod zielonowłosym, zarzucił mu ramiona na szyję.
- Zoro, Zoro, Zoro. ~
Szept, który wyrywał się z krtani młodszego, doprowadzał wręcz Roronoe do szaleństwa.
- Zoro, daj mi... Zoro.
Koniec, to było jak impuls, dłonie same uniosły biodra chłopaka do góry, zęby zacisnęły się na sutku kapitana, bielizna wręcz została zszarpana z ciała bruneta. Za to pazury gumiaka kreśliły mozaiki na plecach zielonowłosego, czerwone zarysy były widoczne już po chwili na plecach, ramionach, brzuchu. Niewinne pieszczoty, które doprowadzały Zoro do obłędu, bo to Luffy był ich wykonawcą. Roronoa trzymał jednym ramieniem biodra chłopaka a palcami drugiej dłoni zmusił bruneta do otwarcia swych rozgrzanych warg, a jeszcze kilka minut temu były wręcz zimne dzięki temperaturze na dworze. Palec wskazujący i środkowy zanurzyły się w ustach Luffy'ego, tak, że po chwili ociekały śliną. Ta ślina również spływała po kącikach ust młodszego, którą szermierz mimowolnych ruchem zebrał własnym językiem. Mokre palce wsunął po chwili we wnętrze swojego kochanka, bo w tym momencie Luffy nim był. Młodym kochankiem Roronoy Zoro, który po tym jednym geście jęknął odchylając swoją głowę do tyłu.
Przez chwilę patrzyli na siebie, prosto w tęczówki, krótka myśl obojgu przebiegła przez myśl; 'Usłyszeli'. To kapitan przywrócił do porządku swojego kamrata całując go krótko w usta i na dodatek wierzgnął własnymi biodrami. Ku zdziwieniu Zoro, okazało się, że Luffy dosłownie ma całe ciało z gumy. Palce szermierza okazały się jednak niezwykle giętkie i dostarczały niezwykłej przyjemności posiadaczowi słomianego kapelusza, co potwierdzały krótkie i co kilka chwil wyrywające się westchnienia. W prawo, w lewo, w górę oraz dół. Przyzwyczajał go do nowego uczucia, chciał by poczuł się komfortowo w tej sytuacji.
- Bawisz się ze mną.
Wydyszał, jakby był na skraju. Policzki Luffy’ego płonęły wręcz czerwienią, gdyby je przyłożyć do kamizelki, którą na co dzień nosił, ten odcień byłby identyczny. Kilka kropel potu, a ciało na tyle rozgrzane, że sutki, które szermierz zmoczył kilka chwil temu własnym językiem były już suche.
- Zaboli.
Tylko tyle powiedział nim zdjął ze swych bioder bokserki, wargi przytkał do warg chłopca by zagłuszył krzyk, który wydobył się z pomiędzy ust kapitana, reszta nie mogłaby ich usłyszeć. Zielonowłosy miał dużego członka, który ledwo mieścił się we wnętrzu Luffy’ego, niezgrabne ruchy bioder młodszego tylko przekonały Zoro w tym, że Słomiany nigdy nikogo nie miał. I to go cholernie ucieszyło. Objął go ramionami w pasie i nadał im spokojny rytm. Penis Roronoy dotykał czuły punkt u bruneta, a ten jakby instynktownie wiedział, kiedy się poruszyć, kiedy ruszyć biodrami, a kiedy językiem który muskał podniebienie szermierza. Oddechy, podniecenie, zapach seksu mieszał się w powietrzu, tylko cud sprawił, że jeszcze nikt tu nie wpadł.
Zoro nagle przycisnął go mocno do siebie, poczuł jak okręgi kapitana zaciskają się na jego penisie, Monkey by u granic, zresztą nie tylko on. Ta niezdarność Słomianego przyprawiała go o stan najwyższego podniecenia, te stęknięcia i pojękiwania tak nierówne jak stawały się ruchy bioder, nieokiełzane i dzikie, jednocześnie jakby takie tempo było tylko im przeznaczone. Krew, spływała strumykami z pleców szermierza, chłopiec wręcz wbił mu pazury w plecy zostawiając tam znaki po sobie do końca życia. Jedyne rany, które nie będą dla niego hańbą .
Jeszcze kilka jęków, szarpnięć. Doszli jakby jednocześnie, lecz kapitan trochę wcześniej, dosłownie kilka westchnięć przed Zoro. Ich ciała oblepione zastygłą śliną, krwią, nasieniem, które ściekało po udach bruneta oraz podbrzusza zielonowłosego, do tego zapach pożądania, który jednak troszkę opadł .
To gumiak pierwszy się odezwał, a raczej mruknął coś niezrozumiale.
- Zoro, jeść , myć , jeść , przytul , spać , jeść. ~

***

Tak oto półprzytomny Luffy wraz z Roronoą moczyli się pod prysznicem, a raczej Słomiak siedział na kolanach starszego i pozwalał mu się dokładnie obmywać, nawet tak mu nie zawadzał bąbelek który utworzył się z mydła i osiadł na jego nosie.
- Potem się położymy, a rano coś się wymyśli.
- Ale jestem głodny.
Cały Monkey D. Luffy. Oparł się plecami o namydlone ciało starszego przymykając całkowicie oczy.
- Nie zaśnij mi tutaj.
Za późno, chrapiący pirat nawet nie zareagował na ostatniego całusa tego kończącego się dnia.

***

- Ale naprawdę, kapitan zasłabł to z nim zostałem ~!
Na wpół zaspany chłopiec tylko kiwnął głową i przetarł oczy kierując kroki do kuchni, nie zważając na buntownicze okrzyki Nami.
- Sanji jeeeść~!
Pachnący boczek wylądował przed samym nosem głodnego przyszłego Króla Piratów.
- Zoro, kłamiesz.
- Nie.
- Marimo kłamiesz.
Tak, oto nawet Sanji musiał się wtrącić, w końcu to zawsze nawigatorka miała rację, zawsze. A jak nie miała to i tak miała, w przekonaniu kucharza.
- Cicho kuk.
Ledwo co Roronoa usiadł na swoim miejscu, syknął chwytając się za plecy, lecz zaraz zabrał dłoń. Monkey tylko wbił widelec w boczek, a jednak nie trafił i teraz kolejna dziura w stole widniała dzięki któremuś ze Słomianych.
- Bolą cię plecy?
Chopper wyłonił się zza drugiej strony stołu.
- Nie, naprawdę.
- Tylko zobaczę.
- Zobacz to.
- Właśnie głupi Marimo, słuchaj Nami-swaaan ~!
I tak Zoro był zmuszony podnieść koszulkę pod którą widniała 'cudowna' mozaika mocno czerwonych kresek, kółek oraz innych znaków geometrycznych.
- Zoro co cię podrapało?!
Luffy ponownie wbił widelec nie tam gdzie miał, teraz ucierpiała druga część stołu.
- Nieważne.
Mruknęła tylko cicho Nami.
- Posyp to solą, to się nauczy, że jak z kimś się bawi to trzeba z umiarem.

13 komentarzy:

  1. No więc tak ^^ Strasznie długo mi zeszło czytanie, ponieważ tak trochę głupio mi się czytało, a to pewnie dlatego, że od jakiegoś czasu mam ZoSanową fazę. Jednak muszę przyznać, że bardzo mi się podobało :) Twój styl pisania jest inny, ale dzięki temu wydawało mi się, że czytam jakiś scenariusz, który potem ma być wykorzystany do stworzenia doujina ^^ I od razu przyszły mi na myśli doujiny autorstwa niejakiej ROYAL GARDEN ;) Na reszcie trafiło się nam coś świątecznego :D Luffy to już był totalnie słodki w tym opowiadanku, normalnie taki do schrupania i to nic dodać nic ująć. Totalna słodycz. Jeszcze jak żem sobie wyobraziła jego święcące oczka wpatrzone w Zoro to już koniec. Ty kłamczucho ;) A mówiłaś, że nie będzie tego co najlepsze ;P A tutaj proszę :D Całkiem niezła scenka Ci wyszła ^^ To wbijanie pazurków Luffy'ego i robienie "mozaiki" na jego plecach podobało mi się :D Walnięta jestem, ale na to się już nic nie da poradzić :D Mimo iż jakoś specjalnie nie przepadam za ZoLu, to mnie jakoś w minimalnym stopniu przekonałaś do tego pairingu ;) Czekam na kolejne opowiadanka Twojego autorstwa :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No ładnie, ładnie :D Jaka nam konkurencja tutaj rozkwita ^^

    To może tak, bardzo interesująca historia ;D
    Lubię pairing z Luffim i Zoro (ale długo będzie trzeba zanim totalnie się przełamię do 'seksualnego uke Luffiego' ;D
    Podobaja mi się Twoje opisy ;D troche trzeba myśleć gdy się czyta, co oczywiście wgl nie jest wadą ;D To mi się nawet podoba ;D
    Oczywiście przyłączę się do Ayo ;D też mi się podoba drapanina na plecach ;D
    Szkoda mi trochę Zoro, który najwyraźniej dostanie niezłą dawkę bólu od "wyrozumiałej inaczej" nawigatorki. Chopper proszę nie syp tej soli xD (A już myślałam, że to tylko ja lubię się znęcać nad postaciami ^^)
    Naprawdę to mi się podobało :D Proszę o więcej ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Wam dam konkurencję ;P Emiś, grabisz sobie już drugi dzień pod rząd :P

      Usuń
    2. No co :D Konkurencja jest fajna :D
      I lubię tą konkurencję :D szczególnie jeśli pojawia się na tym blogu :P
      Ja uwielbiam czytać opowiadanka innych ;P

      Może nie powinnam mówić konkurencja, a blogowe towarzystwo :D (o nawet fajnie to brzmi :D)
      Tylko mnie nie wyrzucaj za burtę xD

      Usuń
    3. Masz szczęście, że inaczej to ujęłaś ;P

      Usuń
  3. cieszę się że wam się spodobało drapanie po plecach xD
    I oczywiście żeby zachęcić do czytania mojego ukochanego paringu ( jestem fanką ukesiowego Gumiaka .///////. ) mam coś dla was na nowy rok.. Ayo wie co , i nakazuje Ci milczeć 8D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio, wiem? :D Gome, mam straszną sklerozę. No, ale przynajmniej masz potwierdzenie, że będę milczała ;)

      Usuń
  4. Wreszcie przeczytałam. Dziwnie było czytać o innym pairingu niż ZoSan, ale wyszło Ci świetnie ^^ Bardzo dobrze ukazałaś postać Luffy'ego, zupełnie jak w mandze :). Co nie zmienia faktu, że wciąż wydaje mi się aseksualny >.> XD Jestem ciekawa, co też nam zgotujesz na Nowy Rok ;>.
    Teraz mniej milsza część - wyłapałam błędy, składnię, interpunkcję, ale nie chcę mi się ich wywlekać. Zawsze możesz komuś podesłać opowiadanie, nawet mnie, żeby sprawdził i dopiero wtedy opublikować, bo wiem, że samemu u siebie ciężko błędy zobaczyć :D.
    A i dziekuję za komentarze pod moimi opowiadaniami na ff.net :D! Cieszę się, że się tutaj znalazłaś :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki, najwyraźniej nie nadaję się na korektę. Gome za zostawienie tych wszystkich błędów.

      Usuń
    2. Nie wiem, czy warto się przejmować moim komentarzem, bo pisałam go ledwie przytomna i mogłam coś pochrzanić. Jak przeczytam drugi raz to wtedy dam znać XD

      Usuń
  5. Hm, jedyne, co teraz widzę, to czasem brak przecinków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie lubię się bawić w przecinki, kropeczki i tak dalej , naprawdę przepraszam . Przy opowiadaniu za które się zabieram, postaram się nad tym popracować :3
      tak, to będzie ZoLu <3
      Aczkolwiek miło mi się czyta Twoje ZoSan Sarin *-*
      Dziękuję za opinię i na cóż.. zabieram się do pracy :3

      Usuń
  6. dobre ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń