Od Kapitan Ayo: Hahaha, no co? Musiałam jakoś zacząć ^^ Kochani, mam dzisiaj dla Was opowiadanko napisane przez Yumi :) Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się, żebym je tutaj umieściła :* I mam oczywiście nadzieję, że nie na tym jednym się skończy ;) I jeszcze taka mała rzecz.... Jutro, albo we wtorek, pojawi się kolejny doujin pod tytułem Seishun Tone Dial z ZoSankiem, a najpóźniej pod koniec tygodnie Erotic World. Życzę wszystkim przyjemnej zabawy przy czytaniu opowiadanka ^^
Uwaga! (11.12.2012) Niestety, doujiny przechodzą na następny tydzień.
Uwaga! (11.12.2012) Niestety, doujiny przechodzą na następny tydzień.
Tytuł: Zoro, co mi kupiłeś na święta?
Autorka: Yumi
Korekta: Ayo3
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ZoroxLuffy
Ograniczenie wiekowe: 18+
Uwagi: akcja dzieje się mniej więcej po arcu Skypiea
O czym jest opowiadanie?
O tym jak nie należy stroić Going Merry, jak sprzątnąć śnieg
z pokładu oraz jakie prezenty kupuje szermierz swojemu kapitanowi.
Więc zapraszam do czytania moich pierwszych One Piecowych
wypocin, mam nadzieję, że się spodobają. Za niezgodności z kanonem przepraszam.
Śnieg, te cudowne, białe płatki
spadały z nieba w niesamowitym tempie, przykrywając tym samym pokład Going
Merry, co załodze Słomianego Kapelusza, a raczej jego kapitanowi i strzelcowi
nie przeszkadzało w ogóle. Biegali wokoło masztu rzucając się śnieżkami oraz
śmiejąc się przy tym głośno. Jedna z lecących kulek trafiła w okno kuchni
Sanjiego, inna w Nami, która trzęsąc się w zimowym płaszczu sprawdzała kurs
którym płynęli .
- Luffy, uważaj co robisz!
Jeszcze zranisz Nami-san!
- Luffy, Usopp! Zamiast
zachowywać się jak dzieci, odśnieżylibyście pokład!
- Luffy, przeziębisz się.
Ciepła czapka ląduje na głowie
czarnowłosego, zamiast przewiewnego, słomianego kapelusza, który podarował
chłopcu Shanks. Przechyla się lekko w bok by przyjrzeć się swojemu
szermierzowi, który tylko pokręcił głową i zabrał poprzednie nakrycie głowy,
które należało do Kapitana, ze sobą. Gumiak tylko poklepał swoją czapkę w
okolicach uszu by przycisnąć ją do siebie, a następnie Usopp podał mu jedną z łopat
by mogli odgarnąć daną część statku. Po kilku chwilach wielkie zaspy latały po
całej długości statku. Kolejna z zabaw piratów w której tym razem ucierpiał
biedny Chopper, którego trzeba było odkopać.
***
- Chłopcy... i Robin.
Zaczyna nawigatorka podczas ich
wspólnej kolacji, przeżuwając tosta z serem, który przyrządził ich kucharz.
- Nie dopłyniemy do Świąt Bożego
Narodzenia na żadną z wysp, więc raczej spędzimy je na statku.
Chwila ciszy. Wybuch radości ze
strony Luffy'ego nastąpił kilka sekund później. W ślad za nim poszli Usopp oraz
Chopper. Delikatny uśmiech Robin pieczętuje wszystko. Święta w przyjacielskim
gronie, a raczej rodzinnym. Słomiani byli dla siebie jak jedna, wielka i dosyć
nieprzewidywalna w działaniach rodzina.
- Święta, święta na statku,
shishishi ~!
- Nami-san, Robin-chan! Co sobie
życzycie, żeby podać na stole podczas kolacji wigilijnej?
- Chodź Chopper, pomożesz mi
znaleźć w składziku jakieś ozdoby.
Każdy cieszy się jak może,
jedynie szermierz znika cicho, cichutko, jakby go tam w ogóle nie było. Jedynie
młody kapitan zauważa zieloną burzę włosów, która umyka z jadalni.
- Jak zimno.
Wieczorny powiew otulił nagle
Luffy'ego, gdy ten wychylił się z pomieszczenia w którym unosił się jeszcze
posmak kolacji.
- Dopiero teraz zauważyłeś?!
Spostrzegawczość nigdy nie była
mocną stroną Słomianego.
***
Odgłosy chrupiącego śniegu z tyłu
pokładu nie były niczym zwyczajnym, to Zoro tylko ćwiczy przed snem. Każdy miał
swój codzienny rytuał, jak Nami musiała przejść się po statku każdego ranka,
jak Luffy musiał zjeść chrupiące mięsko przed godziną dziewiątą czy jak Sanji
musiał wypalić dwie paczki papierosów każdego dnia, tak Zoro hartował swe
ciało, a Monkey lubił patrzeć na to. Sprawiało mu przyjemność doglądanie załogi,
doglądanie Zoro. Zielone kosmyki skrył pod bandaną, którą zazwyczaj miał na
ramieniu, a jednym mieczem wymachiwał w rytm stawianych kroków, jak taniec.
Roronoa tańczył każdego wieczoru samotnie, tylko ze swymi katanami. Nie wolno
mu przeszkadzać, ale w końcu to Monkey D. Luffy, przyszły Król Piratów, który
zdobędzie One Piece. Jednak Król jest wyrozumiały dla swego przyjaciela,
pozwala mu trenować nie wydając z siebie żadnego słowa. Zdradziło go
najzwyklejsze ziewnięcie, był niezwykle śpiący, a to taki odruch, ziewnął bo
musiał.
-Tak Luffy?
Przerwał trening, specjalnie dla
niego, oparł się zgrabnie o miecz utrzymując na nim cały swój ciężar ciała, dwa
pozostałe dźwięcznie lądują w pochwach.
- Powinieneś się położyć Zoro,
jest późno, ja dzisiaj posiedzę na warcie.
Cały Monkey D.Luffy, załoga
ważniejsza od niego samego.
- Nie martw się o mnie, jeszcze
trochę potrenuję.
- To rozkaz, Roronoa.
Gumiak stojący z poważną miną,
wspierający swe dłonie na drobnych biodrach nie wyglądał obecnie jak kapitan
Załogi Słomianego Kapelusza lecz jak małe, rozkapryszone dziecię, któremu na
nos co chwilę spadały płatki śniegu, a on ruchem głowy je strzepywał, lecz one
jak magnes co chwilę zatrzymywały się na rozczochranych włosach chłopca.
- Tak jest, Kapitanie.
Rozgrzana po treningu dłoń jednym
ruchem strzepuje uparty śnieżek z głowy Luffy'ego, gładząc go tym samym po niej.
Delikatny gest, który Zoro nie byłby w stanie ukazać innej osobie .
Chrup.
Śnieg pod wpływem ruchu znowu się
odezwał pod ich stopami .
- Zoro, zostań ze mną dzisiaj w
bocianim gnieździe.
Uradowana twarz młodszego
chłopaka na którą szermierz miał okazję popatrzeć wprost promieniała radością,
a małe dłonie ujęły jedną z rąk Roronoy.
- Jeszcze chwilę temu miałem iść
spać.
Śmiech zielonowłosego toczy się
echem po największym morzu na ziemi.
***
- Zoro, Zoro patrz !
Palec Luffy'ego wskazuje niebo,
rozgwieżdżone niebo, które rozwijało się nad ich głowami. Jedynie części ciał
młodych mężczyzn były widoczne spod koca, który Nami zostawiała dla każdego kto
miał nocną wartę. Jak się okazało tej nocy, nawet dwoje ludzi jest w stanie się
pod nim zmieścić.
- Zoro, a tam jest Wielki Wóz!
Czerwonowłosy pirat nauczył go
rozpoznawać niektóre konstelacje, które widniały na nieboskłonie, a brunet był
dumny ze swojej wiedzy.
- Zoro, śpisz?
Obraca swoje chude ciało przodem
do szermierza, uważnie lustruje pozycję w której się on znajduje. Przybliża
swoją twarz sprawdzając czy aby na pewno on oddycha. Wyczuł po kilku chwilach
powiew ciepłego oddechu wydobywający się z ust zielonowłosego. Przymrużone
powieki zadrżały.
- Coś się stało?
Pyta zaspanym tonem głosu,
przecierając oczy. Jedyne co dostrzegały to wydęte policzki Luffy'ego .
- Już cię nie lubię.
Odwraca się plecami do starszego
obrażony, jednak nie trwa to długo. Wytrenowane ramiona od razu pragną oddać mu
swoje ciepło, w sumie to nie tylko ramiona. Roronoa był taki ciepły, gorący,
nie pasował do tego chłodnego klimatu. Koc którym ich okrył tylko potęgował
stężenie ciepła obu ciał.
- Sam kazałeś mi spać.
- Tak?
Zoro tylko cicho westchnął.
Jakiś ruch.
To tylko Luffy się kręci by
wygodniej ułożyć sobie głowę na torsie swojego szermierza.
- Zoro.
Po raz kolejny wypowiada zaspanym
tonem głosu imię pierwszego nakamy.
- A co mi kupiłeś na święta?
- Na pewno nie mięso.
Odpowiada kładąc jedną rękę na
biodrze gumiaka.
- Sanji na pewno mi kupił.
Wzbudzanie zazdrości u byłego Łowcy
Piratów wychodziło mu prawie tak dobrze, jak jedzenie wielkiej ilości mięsa. Ciche
cmoknięcie w szyję. Tyle otrzymał jedynie Słomiany.
- Śpij głupku.
Te słowa ucinają rozmowę, jak i
czujność obojga piratów.
***
- Luffy, Zoro! Gdzie jesteście?!
Rozlega się na całym statku krzyk
nawigatorki. Jednak nie dostaje ona żadnej odpowiedzi.
- Oi, debile ~! Martwicie
Nami-saaan!
Dalej cisza, jakby wyparowali we
dwoje ze statku, lecz z bocianiego gniazda rozlega się ciche mruknięcie młodego
kapitana. Tylko jedna osoba była zdolna je usłyszeć.
- Zoro, powinniśmy zejść.
W odpowiedzi Roronoa odrobinę
mocniej chwyta go w pasie.
- Cicho bądź, tak jest dobrze .
Tylko kilka sekund ciszy.
Słychać odgłos naciąganej liny.
- Dowiem się co wy tu wyprawiacie?!
***
W kuchni gdzie od rana Sanji
przygotowywał wykwintne potrawy, a zapach ryb roznosił się przez otwarte
okienko, gumiak i Zoro siedzieli właśnie w owym pomieszczeniu trzymając przy
twarzach woreczki z lodem, które podał im Chopper. Niestety, Nami nie okazała
się taka wyrozumiała gdy usłyszała 'my tylko spaliśmy' i obydwoje mieli
podpuchnięte policzki, a mimo to, gdy tylko nie patrzeli na krzątaninie
kucharza, odwracali się do siebie, ukazując sobie nawzajem szerokie uśmiechy.
- Powinniście pomóc reszcie
przyozdobić statek.
Zarządził nagle blondyn, miętoląc
w ustach papierosa i wskazał palcem na drzwi z pomieszczenia. Zgodnie z
poleceniem wyszli odkładając wcześniej woreczki na stolik.
- Usopp, Merry na pewno nie
dostanie kataru.
Woła Robin przyglądając się jak
strzelec oplata szyję Wędrującej Radości ogromnym, czerwonym łańcuchem który
raczej powinien znaleźć się na choince, lekarz lepił ogromnego bałwana a Nami
od dobrych kilku minut próbowała umieścić gwiazdkę na choince, którą przyniósł
Usopp z ładowni.
- Luffy, weź daj to na górę, ja
zobaczę co gotuje Sanji!
Rzuciła mu ozdobę do rąk,
gwiazdka miała na jednym z czubków wszyty drobny, słomiany kapelusik. Ramiona
kapitana już się wydłużały, gdy nagle dwie, silne dłonie uniosły go do góry na
tyle wysoko by mógł umieścić ozdobę.
- I jak? Jest dobrze?
Zapytał wskazując palcem na
szczyt choinki. Zielonowłosy tylko kiwnął głową na 'tak', opuszczając
Słomianego w dół, który miał wyraźny grymas twarzy gdy ten go puścił.
- Zoro, gdzie jest mój kapelusz =?
Zapytał tak nagle, jakby go
olśniło. Faktycznie, wczoraj Roronoa zabrał mu jego najcenniejszy prezent,
który otrzymał od Shanksa i nigdy się z nim nie rozstawał. Pozwolił sobie pobyć
bez niego kilka godzin, gdyż wiedział, że w rękach szermierza nic a nic mu nie
grozi. Lecz zapytał, czuł się odrobinę nagi bez tego złotego nakrycia głowy.
- Bezpieczny w kajucie,
bezpieczny.
Powtórzył. Jemu trzeba było
powtórzyć, żeby dotarło, żeby nie musiał się martwić.
- Usopp ~!
***
- Ja tylko chciałem żeby była
ładna i wyjątkowa tego dnia.
Mokre ubranie strzelca wisiało
pod pokładem, próbując wyschnąć po bliskim spotkaniu zimną wodą. Kolejne
przeżycie na tym statku. Jednak poświęcenie długonosego się opłacało, Merry
wyglądała świątecznie lecz z klasą. Na samym środku choinka, średnia, a pod nią
kilka prezentów, które lekko zaprószył śnieg. Na szyi statku kolorowy łańcuch,
lampki nad drzwiami poszczególnych kajut, a obok lewej burty Chopper ulepił
bałwana w starej czapce niewiadomego pochodzenia.
- Kolacja gotowa!
Zawołał kucharz otwierając
szeroko drzwi z których wylał się zapach potraw, które stały na okrytym obrusem
stołem. Siedem miejsc było nienagannie zastawione, a na środku stały wszelakiej
maści ryby, mięso, ziemniaki, warzywa, dwie zupy, które jeszcze bulgotały gdyż
kucharz dopiero co zdjął je z piecyka. Każdy zajął swoje miejsce, po lewej
stronie stołu Nami oraz Robin, po prawej Sanji i Usopp wraz z Chopperem, a po
przeciwnych stronach Luffy z Zoro. Po krótkim podziękowaniu dla blondyna
zaczęła się uczta, kapitan naturalnie miał tak obładowany talerz, że ledwo na
nim zmieściły się dania, które na nie nałożył, strzelec obierał ze skóry swoją
rybę, dziewczęta zajadały sałatkę warzywną, Sanji skubał polędwicę, Chopper
brał do ust kolejnego, małego ziemniaka. Jedynie Zoro tylko bezsensownie
grzebał łyżką w zupie, od czasu do czasu biorąc na łyżkę trochę gęstego płynu,
który naturalnie był najlepszą zupą jaką mógł tylko zajadać i bardzo mu
smakowała lecz jadł jakoś tak bez przekonania.
- Luffy, zaraz zjesz stół.
Powiedziała rudowłosa machając
nożykiem, gdy Monkey pochłaniał dziewiątą rybę i czwarte żeberko.
- Wfcafe se ne.
Wymamrotał ścierając dłonią
cieknący sos z kącika ust.
- Robin-chwaaan! Powinnaś
skosztować zupy krewetkowej!
Podsunął kobiecie pod sam nos,
która z ledwością wymęczyła swoją sałatkę. Można powiedzieć, że kobieca część
załogi jadła przez tydzień tyle, ile Luffy w kilkanaście minut.
- Wfaśne Lonin !
Mugiwara miał usta zapchane
ziemniaczkami i uśmiechał się w ten swój dziecinny sposób, ale to Luffy, więc
śmiech rozległ się po sali. Jedynie Sanji go upomniał, że przy damach nie mówi
się z pełnymi ustami. I Zoro. Zoro. Przez całą ucztę prawie nic nie zjadł, ale
to Roronoa, więc zapewne ma tylko gorszy dzień albo coś. Ale żeby w wigilię?
***
- Prezenty ~!
Chopper oraz Usopp z Luffym na
czele rzucili się do kolorowych paczek, które Nami wraz z Robin ułożyły przed
samą kolacją pod choinką. Każdy miał sobie wybrać osobę której kupi prezent.
Nami trzymała drogie perfumy w dłoniach, Robin również. Sanji zapas papierosów,
Chopper nowy plecak na wyprawy, gdyż stary był już w opłakanym stanie, Usopp
zestaw probówek.
- Zapomniałem dać mój prezent.
Oschły ton, tylko tyle dostali od
szermierza zanim zniknął po drugiej stronie statku, w swojej kajucie.
- Czekaj Zoro ~!
Wiedział, tak doskonale wiedział,
że kapitan za nim wyruszy. Mieli kupić coś dla siebie nawzajem, jednak zamiast
tego oboje stali w pomieszczeniu z łóżkiem, stolikiem, regałem na książki,
szafą oraz z drzwiami do prysznica. Z tą różnicą, że Luffy miał rumieńce od...
zimna?
- Zoro.
Malutkie dłonie spoczęły na
ramieniu zielonowłosego.
- Przepraszam, że nic ci nie
kupiłem na święta...
-Zoro… ale… Z…
Wskazujący palec szermierza
spoczął na wargach jego kapitana, lecz one dalej się poruszały, zrobiły sobie
tylko krótką przerwę.
- Bo Nami nie chciała mi nic dać
i powiedziała, że nie kupię za to nic poza mięsem a naprawdę chciałem ci coś
kupić.
Cierpliwie wysłuchał słów
chłopaka, lecz gdy ten zrobił jakby przerwę nie pozwolił mu na więcej słów.
Pocałunek, który Zoro złożył na
ustach Luffy'ego był najdelikatniejszym gestem jaki był w stanie wykonać
szermierz. Chłodne usta gumiaka poruszyły się lekko, niemo. Jakby chciał mu
powiedzieć 'tak' tym gestem. Ramiona Zoro najzwyczajniej w świecie przyciągnęły
do siebie przyszłego Króla Piratów, sprawiając, że mogli się dotykać swymi
klatkami piersiowymi, czuć ruchy swoich ciał. To czarnowłosy uchylił wargi w
geście uległości, a Roronoa z chęcią przyjął owe zaproszenie. Języki na przemian
po chwili znały już swoje zarysy, które poznały w powolnym tańcu. Ślina z ich
ust łączyła się w cienką linię, po czym rozłączała spływając na brodę któregoś
z piratów. I tak cykl się powtarzał, westchnięcie, wzięcie oddechu, ponowny
pocałunek, za każdym razem głębszy i bardziej namiętny, czulszy. A w między
czasie szelesty rzucanych ubrań w kąt. Kamizelka Luffy’ego gdzieś w kącie,
katany Zoro przesunięte na bok, jak reszta jego ubrań, szorty kapitana zawisły
na krześle przy biurku, jedynie w samej bieliźnie Monkey znalazł się pod
zielonowłosym, zarzucił mu ramiona na szyję.
- Zoro, Zoro, Zoro. ~
Szept, który wyrywał się z krtani
młodszego, doprowadzał wręcz Roronoe do szaleństwa.
- Zoro, daj mi... Zoro.
Koniec, to było jak impuls,
dłonie same uniosły biodra chłopaka do góry, zęby zacisnęły się na sutku kapitana,
bielizna wręcz została zszarpana z ciała bruneta. Za to pazury gumiaka kreśliły
mozaiki na plecach zielonowłosego, czerwone zarysy były widoczne już po chwili
na plecach, ramionach, brzuchu. Niewinne pieszczoty, które doprowadzały Zoro do
obłędu, bo to Luffy był ich wykonawcą. Roronoa trzymał jednym ramieniem biodra
chłopaka a palcami drugiej dłoni zmusił bruneta do otwarcia swych rozgrzanych
warg, a jeszcze kilka minut temu były wręcz zimne dzięki temperaturze na
dworze. Palec wskazujący i środkowy zanurzyły się w ustach Luffy'ego, tak, że
po chwili ociekały śliną. Ta ślina również spływała po kącikach ust młodszego,
którą szermierz mimowolnych ruchem zebrał własnym językiem. Mokre palce wsunął
po chwili we wnętrze swojego kochanka, bo w tym momencie Luffy nim był. Młodym
kochankiem Roronoy Zoro, który po tym jednym geście jęknął odchylając swoją
głowę do tyłu.
Przez chwilę patrzyli na siebie,
prosto w tęczówki, krótka myśl obojgu przebiegła przez myśl; 'Usłyszeli'. To kapitan
przywrócił do porządku swojego kamrata całując go krótko w usta i na dodatek
wierzgnął własnymi biodrami. Ku zdziwieniu Zoro, okazało się, że Luffy
dosłownie ma całe ciało z gumy. Palce szermierza okazały się jednak niezwykle giętkie
i dostarczały niezwykłej przyjemności posiadaczowi słomianego kapelusza, co
potwierdzały krótkie i co kilka chwil wyrywające się westchnienia. W prawo, w
lewo, w górę oraz dół. Przyzwyczajał go do nowego uczucia, chciał by poczuł się
komfortowo w tej sytuacji.
- Bawisz się ze mną.
Wydyszał, jakby był na skraju.
Policzki Luffy’ego płonęły wręcz czerwienią, gdyby je przyłożyć do kamizelki,
którą na co dzień nosił, ten odcień byłby identyczny. Kilka kropel potu, a
ciało na tyle rozgrzane, że sutki, które szermierz zmoczył kilka chwil temu własnym
językiem były już suche.
- Zaboli.
Tylko tyle powiedział nim zdjął
ze swych bioder bokserki, wargi przytkał do warg chłopca by zagłuszył krzyk,
który wydobył się z pomiędzy ust kapitana, reszta nie mogłaby ich usłyszeć.
Zielonowłosy miał dużego członka, który ledwo mieścił się we wnętrzu Luffy’ego,
niezgrabne ruchy bioder młodszego tylko przekonały Zoro w tym, że Słomiany
nigdy nikogo nie miał. I to go cholernie ucieszyło. Objął go ramionami w pasie
i nadał im spokojny rytm. Penis Roronoy dotykał czuły punkt u bruneta, a ten
jakby instynktownie wiedział, kiedy się poruszyć, kiedy ruszyć biodrami, a
kiedy językiem który muskał podniebienie szermierza. Oddechy, podniecenie,
zapach seksu mieszał się w powietrzu, tylko cud sprawił, że jeszcze nikt tu nie
wpadł.
Zoro nagle przycisnął go mocno do
siebie, poczuł jak okręgi kapitana zaciskają się na jego penisie, Monkey by u
granic, zresztą nie tylko on. Ta niezdarność Słomianego przyprawiała go o stan
najwyższego podniecenia, te stęknięcia i pojękiwania tak nierówne jak stawały
się ruchy bioder, nieokiełzane i dzikie, jednocześnie jakby takie tempo było
tylko im przeznaczone. Krew, spływała strumykami z pleców szermierza, chłopiec
wręcz wbił mu pazury w plecy zostawiając tam znaki po sobie do końca życia.
Jedyne rany, które nie będą dla niego hańbą .
Jeszcze kilka jęków, szarpnięć.
Doszli jakby jednocześnie, lecz kapitan trochę wcześniej, dosłownie kilka
westchnięć przed Zoro. Ich ciała oblepione zastygłą śliną, krwią, nasieniem,
które ściekało po udach bruneta oraz podbrzusza zielonowłosego, do tego zapach
pożądania, który jednak troszkę opadł .
To gumiak pierwszy się odezwał, a
raczej mruknął coś niezrozumiale.
- Zoro, jeść , myć , jeść ,
przytul , spać , jeść. ~
***
Tak oto półprzytomny Luffy wraz z
Roronoą moczyli się pod prysznicem, a raczej Słomiak siedział na kolanach
starszego i pozwalał mu się dokładnie obmywać, nawet tak mu nie zawadzał
bąbelek który utworzył się z mydła i osiadł na jego nosie.
- Potem się położymy, a rano coś
się wymyśli.
- Ale jestem głodny.
Cały Monkey D. Luffy. Oparł się
plecami o namydlone ciało starszego przymykając całkowicie oczy.
- Nie zaśnij mi tutaj.
Za późno, chrapiący pirat nawet
nie zareagował na ostatniego całusa tego kończącego się dnia.
***
- Ale naprawdę, kapitan zasłabł
to z nim zostałem ~!
Na wpół zaspany chłopiec tylko
kiwnął głową i przetarł oczy kierując kroki do kuchni, nie zważając na
buntownicze okrzyki Nami.
- Sanji jeeeść~!
Pachnący boczek wylądował przed
samym nosem głodnego przyszłego Króla Piratów.
- Zoro, kłamiesz.
- Nie.
- Marimo kłamiesz.
Tak, oto nawet Sanji musiał się
wtrącić, w końcu to zawsze nawigatorka miała rację, zawsze. A jak nie miała to
i tak miała, w przekonaniu kucharza.
- Cicho kuk.
Ledwo co Roronoa usiadł na swoim
miejscu, syknął chwytając się za plecy, lecz zaraz zabrał dłoń. Monkey tylko
wbił widelec w boczek, a jednak nie trafił i teraz kolejna dziura w stole
widniała dzięki któremuś ze Słomianych.
- Bolą cię plecy?
Chopper wyłonił się zza drugiej
strony stołu.
- Nie, naprawdę.
- Tylko zobaczę.
- Zobacz to.
- Właśnie głupi Marimo, słuchaj
Nami-swaaan ~!
I tak Zoro był zmuszony podnieść
koszulkę pod którą widniała 'cudowna' mozaika mocno czerwonych kresek, kółek oraz
innych znaków geometrycznych.
- Zoro co cię podrapało?!
Luffy ponownie wbił widelec nie
tam gdzie miał, teraz ucierpiała druga część stołu.
- Nieważne.
Mruknęła tylko cicho Nami.
- Posyp to solą, to się nauczy,
że jak z kimś się bawi to trzeba z umiarem.
No więc tak ^^ Strasznie długo mi zeszło czytanie, ponieważ tak trochę głupio mi się czytało, a to pewnie dlatego, że od jakiegoś czasu mam ZoSanową fazę. Jednak muszę przyznać, że bardzo mi się podobało :) Twój styl pisania jest inny, ale dzięki temu wydawało mi się, że czytam jakiś scenariusz, który potem ma być wykorzystany do stworzenia doujina ^^ I od razu przyszły mi na myśli doujiny autorstwa niejakiej ROYAL GARDEN ;) Na reszcie trafiło się nam coś świątecznego :D Luffy to już był totalnie słodki w tym opowiadanku, normalnie taki do schrupania i to nic dodać nic ująć. Totalna słodycz. Jeszcze jak żem sobie wyobraziła jego święcące oczka wpatrzone w Zoro to już koniec. Ty kłamczucho ;) A mówiłaś, że nie będzie tego co najlepsze ;P A tutaj proszę :D Całkiem niezła scenka Ci wyszła ^^ To wbijanie pazurków Luffy'ego i robienie "mozaiki" na jego plecach podobało mi się :D Walnięta jestem, ale na to się już nic nie da poradzić :D Mimo iż jakoś specjalnie nie przepadam za ZoLu, to mnie jakoś w minimalnym stopniu przekonałaś do tego pairingu ;) Czekam na kolejne opowiadanka Twojego autorstwa :D
OdpowiedzUsuńNo ładnie, ładnie :D Jaka nam konkurencja tutaj rozkwita ^^
OdpowiedzUsuńTo może tak, bardzo interesująca historia ;D
Lubię pairing z Luffim i Zoro (ale długo będzie trzeba zanim totalnie się przełamię do 'seksualnego uke Luffiego' ;D
Podobaja mi się Twoje opisy ;D troche trzeba myśleć gdy się czyta, co oczywiście wgl nie jest wadą ;D To mi się nawet podoba ;D
Oczywiście przyłączę się do Ayo ;D też mi się podoba drapanina na plecach ;D
Szkoda mi trochę Zoro, który najwyraźniej dostanie niezłą dawkę bólu od "wyrozumiałej inaczej" nawigatorki. Chopper proszę nie syp tej soli xD (A już myślałam, że to tylko ja lubię się znęcać nad postaciami ^^)
Naprawdę to mi się podobało :D Proszę o więcej ;D
Ja Wam dam konkurencję ;P Emiś, grabisz sobie już drugi dzień pod rząd :P
UsuńNo co :D Konkurencja jest fajna :D
UsuńI lubię tą konkurencję :D szczególnie jeśli pojawia się na tym blogu :P
Ja uwielbiam czytać opowiadanka innych ;P
Może nie powinnam mówić konkurencja, a blogowe towarzystwo :D (o nawet fajnie to brzmi :D)
Tylko mnie nie wyrzucaj za burtę xD
Masz szczęście, że inaczej to ujęłaś ;P
Usuńcieszę się że wam się spodobało drapanie po plecach xD
OdpowiedzUsuńI oczywiście żeby zachęcić do czytania mojego ukochanego paringu ( jestem fanką ukesiowego Gumiaka .///////. ) mam coś dla was na nowy rok.. Ayo wie co , i nakazuje Ci milczeć 8D
Serio, wiem? :D Gome, mam straszną sklerozę. No, ale przynajmniej masz potwierdzenie, że będę milczała ;)
UsuńWreszcie przeczytałam. Dziwnie było czytać o innym pairingu niż ZoSan, ale wyszło Ci świetnie ^^ Bardzo dobrze ukazałaś postać Luffy'ego, zupełnie jak w mandze :). Co nie zmienia faktu, że wciąż wydaje mi się aseksualny >.> XD Jestem ciekawa, co też nam zgotujesz na Nowy Rok ;>.
OdpowiedzUsuńTeraz mniej milsza część - wyłapałam błędy, składnię, interpunkcję, ale nie chcę mi się ich wywlekać. Zawsze możesz komuś podesłać opowiadanie, nawet mnie, żeby sprawdził i dopiero wtedy opublikować, bo wiem, że samemu u siebie ciężko błędy zobaczyć :D.
A i dziekuję za komentarze pod moimi opowiadaniami na ff.net :D! Cieszę się, że się tutaj znalazłaś :*
Sorki, najwyraźniej nie nadaję się na korektę. Gome za zostawienie tych wszystkich błędów.
UsuńNie wiem, czy warto się przejmować moim komentarzem, bo pisałam go ledwie przytomna i mogłam coś pochrzanić. Jak przeczytam drugi raz to wtedy dam znać XD
UsuńHm, jedyne, co teraz widzę, to czasem brak przecinków :)
OdpowiedzUsuńnie lubię się bawić w przecinki, kropeczki i tak dalej , naprawdę przepraszam . Przy opowiadaniu za które się zabieram, postaram się nad tym popracować :3
Usuńtak, to będzie ZoLu <3
Aczkolwiek miło mi się czyta Twoje ZoSan Sarin *-*
Dziękuję za opinię i na cóż.. zabieram się do pracy :3
dobre ciekawe :)
OdpowiedzUsuń