18 września 2016

[Opowiadanie] Kochające nieznajome

Tytuł: Kochające nieznajome
Autorka: Fryne Wilde
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yuri, gender bender
Para: fem!Lawxfem!Sanji
Ograniczenie wiekowe: 18+

Zawsze kochałam piękne rzeczy,  nade wszystko uwielbiałam sycić swe oczy widokiem pięknych ludzi, zaś wyjątkowym obiektem moich nietypowych obserwacji były kobiety. Wśród wielu z nich, najczęściej przyłapywałam się na wpatrywaniu w drobne blondyneczki, przez dłuższy czas nie wiedząc czemu akurat to je obrałam sobie za cel. Dopiero później uświadomiłam sobie, że odnajdywałam w nich wszystko to, czego zawsze mi brakowało. Wydawały mi się lekkie niczym motyle, przypominały delikatne obłoki na ogromnie błękitu, a bijąca od nich delikatność kojarzyła mi się z miękkim jedwabiem, pieszczącym swoją gładkością moją skórę. Drżałam za każdym razem, gdy o tym wszystkim myślałam. Zrozumiałam, że są one dla mnie nie tyle uosobieniem kobiecości, a dziewczęcości. Gdy tylko patrzyłam na nie, ich wyraźny obraz zacierał się z moimi wypełnionymi gorzką słodyczą fantazjami, a wtedy ubrane w białe letnie sukienki z rozwianymi jasnymi włosami, wpatrywały się w niebo jakiś tęsknym wzrokiem, skupiały moje myśli wokół dzieł Moneta.  
Wydawały mi się zawsze takie uległe, nie posiadające w sobie stanowczości, która drzemała we mnie i nie potrzeba było wiele trudu, by ją rozbudzić. Pociągała mnie, a wręcz fascynowała (bo to jest odpowiedniejsze słowo, określające mój stosunek do nich), ich łagodność i gracja. Każdy z wykonywanych przez nie ruchów praktycznie zawsze cechowała pewna wyniosłość, jednak były one nieprzypadkowe, zwinne i lekkie, kiedy to moje wydawały mi się jakoś dziwnie ociężałe, jak jakby ktoś doczepił do nich ołowiane krążki.
Pragnęłam zobaczyć, jedynie przez chwilę poczuć jak to jest, gdy ten majestatyczny spokój, niebiańska łagodność, oblewa ciało, a wszyscy patrzą na mnie w ten sposób, w jaki ja postrzegam te delikatne istoty. Niekiedy zazdrościłam im tego, ponieważ sama nie potrafiłam odnaleźć w sobie tej dziewczęcości. Wśród nich wszystkich, tych idealnych blondyneczek znalazła się również ta najdoskonalsza, której obraz za każdym razem nawiedza moje myśli w wolnej chwili.
 Jej gładka twarzyczka niekiedy wykrzywiała się do swego odbicia, jakby zniesmaczona czymś, jednak częściej to promienny uśmiech, zawierający w sobie nutę figlarności, czy to zadziorności, nachodził na jej bladziutkie oblicze. Nieraz zdarzało się, że jej lazurowe oczy przybierały nostalgiczny wyraz, mgła zamyślenia przysłaniała ich żywy kolor, tak iż bardziej przypominały barwę zachmurzonego jesiennego nieba przed wielką ulewą, natomiast ona sama wtedy w jakiś niewyjaśniony dla mnie sposób, nieruchomiała.
W takiej chwili moje myśli skupiały się wokół wyobrażenia posągu niżby istoty ludzkiej. Wydawało mi się, że stoi przede mną pomnik wykonany z marmuru, niezwykle dopieszczony przez zręczne dłonie artysty minionej epoki, który chciał za pomocą swego talentu oddać cześć pięknej Wenus. Kiedy patrzyłam na jej oczy, wypatrujące czegoś z oddali, nachodziła mnie smutna myśl, nie dająca mi spokoju. W tym momencie zdawałam sobie sprawę, że choć jest tak drastycznie blisko mnie, nie mam sposobu, by ją dosięgnąć. Moje dłonie nie były w stanie wystarczająco pochwycić ją, zapanować nad ciałem, sercem, rozumem, czy też zmysłami. To ona panowała nade mną, wzięła we władanie nawet moje myśli, które skupiały się głównie na niej i na jej pięknie. Dopiero, gdy ponownie ożywała, przestawała być jedynie zimnym kawałkiem marmuru, potrafiłam odrzucić moje przygnębiające refleksje. Wtedy właśnie jej ruchy stawały się szybkie, nieprzemyślane, ale posiadające w sobie grację, typową raczej dla dziewiętnastowiecznych dam, niż współczesnych kobiet.
W jednej chwili chwytała za szczotę i próbowała ułożyć swoje niesforne kosmyki o kolorze jasnego blondu. Największy problem zawsze czyniła jej grzywka opadająca na prawe oko. Grymas na drobną chwilę nachodził jej na twarz, lecz później szybkim spojrzeniem szukała pianki, którą po nałożeniu na delikatne dłonie wsmarowywała we włosy, a zaraz zakręcała je w mały, niepozorny różowy wałek. Zręczna dłoń chwytała za pędzelek, po czym dopasowany do jej karnacji puder nakładała zwinnymi ruchami na smukłą twarzyczkę, podkreślając swoje delikatne rysy. Nigdy również nie zapominała o  subtelnym zaróżowieniu policzków, dodającym jej niewinnego uroku, który po chwili starała się jednak odegnać, podkreślając oczy ciemnymi kreskami. Później zastanawiała się zawsze nad doborem odpowiednich cieni, aż w końcu decydowała się na drobną mieszankę. Zazwyczaj wybierała kolory wchodzące w czerń, fiolet, którymi zdobiła pędzelkiem krawędzie górnej powieki, a następnie nakłada perłowy odcień by pokryć resztę aż do momentu zetknięcia się z ciemną barwą.  Minęły sekundy, a jej dłonie szybko znalazły ustawiony na toaletce tusz. Wtedy właśnie przyciemniała rzęsy i wydłuża je, a one po tym zabiegu wyglądały jak po użyciu zalotki. I jeszcze tylko chwytała w swoje zwinne paluszki czerwoną szminkę, po czym podkreślała nią śliczne, wydatne usta, dodając w ten sposób jakieś poetyckiej wulgarności. Teraz, gdy była już gotowa, odwracała głowę w moją stronę, uśmiechając się zalotnie, figlarnie, a ja tylko odwzajemniałam ten gest, w duszy wzdychając  nad pięknem mojej bogini. 
***
Na wszechogromny błękit nieba wstępowały delikatnie różane barwy, przeplatane z żywą pomarańczą. Zanim bezkresny granat pochłonie świat, zanim zapalą się nocne latarnie, będące jedynym źródłem światła, kiedy księżyc zasłonią chmury, gwiazdy widoczne nie będą, starsi mieszkańcy Paryża wracają do domu, by zaznać zasłużonego odpoczynku, młodsi, których duch jest porywisty i niespokojny jak podmuch wiatru, próbują znaleźć swoje miejsce w tym ogromnym mieście, gdzie choć trochę ich fantazję zostaną zaspokojone. Szukają zawsze wytrwale, lecz koniec podróży wcale nie często zadowala ich wystarczająco, szczególnie tych początkujących pielgrzymów, nie mających pojęcia, którędy podążać. Jednak ci wędrujący już od kilku lat, stali bywalcy różnych paryskich pubów, znali doskonale swoje miasto, a ich nogi często zaprowadzały ich do „Kabaretu”.
To było właśnie jedno z tych miejsc cieszących się sławą niepewną, a szczególnym obiektem zainteresowania stało się ono dla młodzików, jednak i starszych, spragnionych doznań również można było spotkać tutaj. Niespokojnie dusze, które przeniosły się z małych, wiejskich miasteczek do wielkiego Paryża, poznając jego ciemniejszą stronę, zapomnianej przez typowych mieszkańców, zanurzały się w nowym świecie, chcąc jak najszybciej oderwać się od przytłaczającej ich dotychczas rzeczywistości, łaknęli wszystkiego, co było obce, abstrakcyjne, a przede wszystkim zakazane.
Drugą grupą, należącą do szanowanej klienteli, stanowili niespełnieni artyści o szalonym duchu, swą obecnością kuszących tych pozbawionych talentu łączenia słów w sposób niezwykły, potrafiących za pomocą pędzla otworzyć ludzkie oczy na zupełnie inny świat lub też głosem chwytającym za serce pozbawić woli, pozostawiając ich w słodkim upojeniu. To oni stanowili największą atrakcje dla bogatych młodzików, którzy pod wpływem silnego uczucia, starali się uchylić niebo podziwianym przez nich geniuszom, dopóki ich talent rozkwitał, chcąc stać się kimś ważnym w ich życiu, kimś na podobieństwo muzy. Wyrwani z małego świata o ostrych, narzucanych przez rodzinne tradycje regułach, gdy tylko przybywali tutaj budziło się w nich wrażenie wolności, ale także czegoś na podobieństwo wyrzutów sumienia. Ukrywali przed rodzicami upodobania do przebywania w podobnych miejscach, pogrążając się w kłamstwach, przepełnieni poczuciem winy kreowali w wyobraźni najbliższych ich wyidealizowany obraz Paryża – harmonijnego i bez skazy. 
Lawko jednak nie należała do żadnej z tych grup, była kimś ponad nimi. Przychodziła tylko po to, by móc zaspokoić swoją ciekawość, poobserwować ludzi, zrozumieć ich zachowania. Od kiedy tylko sięga pamięcią z jakiś nietypowym uwielbieniem śledziła złotymi tęczówkami ruchy innych ludzi, pragnąc dowiedzieć się co za nimi się kryje. Wbrew nakazom rodziny nie rozpoczęła studiów medycznych, a z przyjemnością kroczyła obraną przez siebie ścieżką psychologii. Analizy, które przeprowadzała sprawiały jej dziecinną radość. Mimo swej szczerości taiła przed wszystkimi fakt, iż najprzyjemniej wparuje się w kobiety. Zawsze ją zaskakiwały, nieprzewidywalne w przeciwieństwie do mężczyzn, których spotykała na swej drodze, lecz nie potrafiła okazać im zainteresowania.
W pewnym momencie nastąpił w jej życiu kryzys. Zwykłe mieszkanki Paryża przestały jej wystarczać, a koleżanki ze studiów nie zaspokajały ciekawości jej niespokojnego ducha. Postanowiła wtedy skierować swój wzrok dalej, dotrzeć do miejsc, których jej znajome unikały. Przypominały przedwojenne, dekadenckie spelunki, jednak to w nich odnalazła to czego szukała. Dzięki tym ludziom otworzyła swoje oczy na zupełnie inny świat.
Gdy weszła do środka, uderzył ją słodki, stanowczo zbyt słodki,  wręcz duszący zapach mieszanki różnych perfum. Unosił się on w powietrzu i brutalnie atakował jej nozdrza. Tak działo się za każdym razem. Poczuła się przez niego owładnięta, przez chwilę była nawet bliska omdlenia, jednak zaraz okazało się, iż jest w stanie przyzwyczaić się do tego specyficznego zaduchu. Praktyka czyni mistrza, pomyślała z ironicznym uśmieszkiem. Zaraz dobiegły do niej inne zapachy - dymu papierosowego i potu ludzkich ciał, lecz nie tych starych pomarszczonych, a co dopiero rozkwitających, kształtujących swą dojrzałą powłokę. Postępując jeszcze parę kroków, weszła do sali i przekonała się, że jej wyczulony zmysł węchu nie omylił się i tym razem.
 Blisko dwadzieścia młodych kobiet i mężczyzn zgromadzonych w tej niewielkiej sali dało się unieść duchowi dobrej zabawy i witalności, charakterystycznej dla ich wieku. Przedstawicielek płci pięknej było niewiele mniej niż połowa, jednak to na niej wolała zawiesić oko. Były niczym te cudowne, nieskazitelne bohaterki obrazów z wielu epok, słodkie, a przy tym wyzywające, przechodzące ekstazę lub pokutujące. Niektóre z nich uśmiechały się zalotnie, trzepocząc tymi swoimi wymalowanymi rzęsami, niektóre zaś z pozostającym nie do odgadnięcia wyrazem twarzy, przyglądały się całemu towarzystwu, lakonicznie odpowiadając na pytania mężczyzn, nie reagując na ich komplementy. Żyły w przekonaniu, iż to właśnie ten chłód i opanowanie sprawi, że ci biedni głupcy będą lgnąć do nich niczym pszczoły do mionu, a raczej ćmy do światła. Będą jak muchy, które nie zauważą sieci pajęczej i  wpadną w pułapkę, a następnie z przyjemnością dadzą  się pożreć. 
Z tego niezwykłego tłumu młodych ludzi, niespodziewanie wyłoniła się drobna blondyneczka, za którą powędrowało spojrzenie złotych tęczówek. Zbliża się, a jej zgrabna kobieca sylwetka o kształcie klepsydry stawała się wyraźniejsza z każdym krokiem postąpionym  w stronę obserwatorki. Kołysała biodrami, kusząc swym wdziękiem, a fioletowa suknia, którą miała na sobie podkreślała nie za duże, nie za małe, piersi blondyneczki. Zauważyła, że nie założyła stanika, a jej drobne sutki stoją dumnie. Zatrzymała się, nieruchomiejąc, lecz nie minęła chwila, a już została otoczona przez młodzieńców, uśmiechających się do niej życzliwie. Niewątpliwie zwracała na siebie uwagę mężczyzn, zgromadzonych wokół niej, hołdujących pożądliwym wzrokiem jej młodość i urodę. Jednak to nie był jedyny powód zainteresowania, jakie wzbudzała.
Na długich, smukłych nogach miała czarne obcasy, którymi energicznie uderzała w podłogę, jakby wybijała swój własny rytm, ale on nie dochodził do uszu właścicielki złotych oczu, niedyskretnie śledzących ruchy nieznajomej piękności. Mleczna, gładziutka skóra bez żadnej, nawet najmniejszej skazy, sprawiała, że z pewnością mogłaby upodobnić się do posągu z marmuru, tego najdoskonalszego, którego wykonać mogły jedynie wyszkolone w swej dziedzinie ręce greckiego rzeźbiarza Praksytelesa.
Gdy mówiła jej gestykulacja stawała się jeszcze żywsza, natomiast zaciekawienie rozmową i zaangażowanie w nią, można było odczytać z błysku w oczach  o kolorze lazuru. Swoboda oraz prostota promieniały od niej, jednak po dłuższej chwili wpatrywania się w nią, Lawko dostrzegła, iż ta kobieta jest bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać po pierwszym wrażeniu. Jej uśmiech, którym obdarowywała swych zalotników, a także głośny, melodyjny śmiech, wpadający niekiedy w ucho, mieszający się hałasem sali, również niewątpliwie należały do cech wyróżniających tę tajemniczą osóbkę.
Zauważyła, że w końcu młody chłopak o całkiem przyjemnej aparycji wyciągnął do niej dłoń i szczerząc się głupkowato poprosił do tańca. Blondyneczka uniosła dumnie głowę, tak jakby zaraz miała odmówić śmiałkowi, który zdobył się na odwagę, czy może raczej postąpił wyjątkowo bezczelnie wobec tej niezwykłej osóbki, jednak jej przeczucia okazały się błędne. Ku zdziwieniu obserwatorki porcelanowa piękność skina delikatnie swą główką, po czym chwyta jego dłoń, a słodki uśmieszek gości na jej twarzy.
Jej ruchy cechowała pewna teatralność, zachowywała się prędzej niczym aktorka mająca za zadanie jak najdoskonalsze odegranie przeznaczonej jej roli. Niewiele miała w sobie z prostolinijnej młodej dziewczyny, czerpiącej radość z tańca. Była niczym królowa nie dająca narzucić sobie woli partnera, próbującemu zapanować nad jej dzikimi ruchami. Czuła, że pragnie hołdów, nie tyle co spełniania próśb, a wręcz wykonywania rozkazów, nawet bez chwili zawahania. Emanowała od niej niewyjaśniona siła, pozwalająca owinąć sobie głupkowatego chłopaczka wokół palca, zamykając jego myśli w jej świecie. W pewnym momencie lazur w oczach słodkiej blondyneczki  rozjaśniał, tak jakby rozpalony płomieniem, płynącym z jej wnętrza. Z przyjemnością obserwowała jak jej smukła sylwetka, wiruje w rytm żywej muzyki, a długie nogi z gracją kroczyły po parkiecie. Teraz dopiero do uszu Lawko wyraźnie docierał stukot czarnych obcasów, uderzających w podłogę.
Przeżyła nawet chwilę zaskoczenia, gdy to w niespodziewanym momencie, w niezarejestrowany przez złote tęczówki sposób, te dwa ciała zbliżyły się do siebie, a drobna porcelanowa dłoń dotknęła jego twarzy. Gdy długie palce pieściły z wyczuwalną delikatnością jego policzek, na jej twarzy zakwitł rozkoszny malinowy rumieniec. Patrzyła swym niebezpiecznym spojrzeniem w jego oczy, a jej oblicze przybrało wyraz nieziemski!  Rozmarzony wzrok, różany kolor, zalewający porcelanową skórę, ciało, jakby znowu zastygłe w bezruchu, a także jasne włosy, które teraz w nieładzie ułożone, opadające na jej twarzyczkę – to wszystko sprawiało, że oblicze tancerki odchodziło w niepamięć, a zastąpiło ją wyobrażenie kochanki. Rozpalona żarem,  zatracona w tej chwili, wydawało się, że wystarczy jedna iskra, a cały ogień tkwiący w niej, wybuchnie i zawładnie wszystkim co napotka na swojej drodze.
Nagle stało się coś niespodziewanego. Lazur oczu spochmurniał, jakby przykryty ciemnymi chmurami smutku, lecz zaraz powrócił ich żywy blask. Nie były już łagodne niczym uśpione morze, także wyzbyły się swojej zefirowej figlarności, a nabrały burzliwego wyrazu. Z wrogością odpowiadały na zrażone spojrzenie chłopaka, który prawdopodobnie poczuł się nieswojo, skinął głową i odszedł czym prędzej. Blondyneczka jedynie skrzywiła się na początku, a następnie rozejrzała się po sali. W pewnym momencie przenikliwe lazurowe spojrzenie spotkało się ze złotymi tęczówkami, które zdradziły zaraz zażenowanie, gdy tamta odkryła, iż bacznie ją obserwowały przez dłuższy czas. Czuła, że przeniknęła ona przez jej ciało,  wtargnęła do miejsca duszy i przebadała ją całą. Uśmieszek, który pojawił się na twarzy blondyneczki tylko utwierdził Lawko w przekonaniu, że się nie myli. Oparła tylko o ścianę, zaciskając palce na kieliszku z winem i pijąc trunek drobnymi łykami, przyglądała się jak dziewczyna idzie w jej kierunku płynnym krokiem.
- Obserwowałaś mnie – stwierdziła, usadawiając się przy ścianie tuż obok Lawko, a jej głos zabrzmiał w uszach rozmówczyni melodyjnie, tak jak się tego spodziewała. – Nie traktuj tego jako oskarżenie – mówiła dalej, lecz Lawko milczała. – To mi schlebia – dodała, a jej smukłe palce dotknęły nagiego ramienia Lawko, a ta czując przyjemne łaskotanie w końcu spojrzała w stronę rozkosznej kusicielki.
- Jesteś wyjątkowo zuchwała – powiedziała, lecz głos jej nie brzmiał jak nagana, a bardziej serdecznie, ze szczypną prowokacji i uszczypliwości.
- Cała ja – odparła z uśmiechem, po czym obie zamilkły.
- Czym uraził cię tamten chłopak? – rzuciła pytanie Lawko, kiedy jej ciekawość zagórowała nad dobrym taktem.
- Ach, to. Naprawdę wyglądałam na urażoną? – powiedziała jakby zaskoczona, lecz nie znalazła powodu dla którego nie miała uwierzyć swej rozmówczyni. – Powiedzmy, że mężczyźni tacy jak on nie potrafią zaakceptować prawdy i znieść porażki – rzekła, po czym poprawiła zręcznie włosy, opadające jej na twarzyczkę.
- Kontynuuj, jestem niemiernie ciekawa – zachęcała ją Lawko, a złośliwy uśmieszek na jej twarzy wcale nie zniechęcił blondyneczki, a może nawet sprawił, że zainteresowała się nieznajomą bardziej.
- Każdy mężczyzna próbuje powłoką przypominać księcia, jednak wszyscy wewnątrz trzymają w sobie bestię, która zostaje uwolniona, gdy ktoś zrani ich dumę – wytłumaczyła szybko. – Ten chłopiec był uroczy, prawda? A z tym głupkowatym uśmiechem wyglądał na niedoświadczonego i nieśmiałego. Wydawałoby się, że jest z niego  cudowny kwiatuszek – zaśmiała się serdecznie. – Ale zapewne widziałaś, jak bardzo jego oblicze zmieniło się, zanim zawstydzony uciekł z parkietu, prawda? Zaproponował mi wspólny wieczór, lecz ja odrzekłam, że nie jestem zainteresowana. Wtedy zaskoczony spytał: „dlaczego?”. Odpowiedziałam mu, że nie sypiam z mężczyznami, nie interesuję się nimi w żaden sposób – zatrzymała się tutaj na chwilę, ale nie wyczytując najmniejszej oznaki obawy ze strony Lawko, mówiła dalej: – na początku pomyślał zapewne, że robię sobie z niego żarty, jednak po chwili zrozumiał, że jestem poważna. Poczuł się zraniony, odrzucony, potraktowany w sposób w jaki, według niego, żaden mężczyzna potraktowany być nie powinien. Myślał, że się przestraszę jego złowrogiego wzroku! Też coś! I to miałoby mnie zaboleć? Głupota, głupota! – gdy tak mówiła zbliżyła się znacząco do Lawko, tak, że w jednej chwili mogłaby objąć ją ramieniem.
- Skoro nie sypiasz z mężczyznami to dlaczego zgodziłaś się z nim zatańczyć, robiąc mu nadzieje? – rzuciła pytanie w stronę blondyneczki, jednak ona nie wydawała się ani trochę zrażona nim.
- A czy to grzech? Każdy człowiek, a co dopiero kobieta, uwielbia być w centrum uwagi, z natury jesteśmy egocentryczni. Lubię być otoczona ludźmi, kocham komplementy, sycę swoją duszę ich pochlebstwami wypływającymi z ust, a tym bardziej szczerszymi spojrzeniami. Czy uważasz to za narcystyczne? – zapytała, lecz Lawko nie natychmiast dała jej odpowiedź.
  - Nie – odrzekła po chwili namysłu. – Powiedziałabym nawet, że to bardzo ludzkie, jeśli spojrzy się na to w ten sam sposób, w jaki ty patrzysz.
- Wydaje mi się, że się dogadamy – zaśmiała się, serdecznie obejmując ją ramieniem. – To jak? Pozwolisz sobie postawić drinka?
- To nie dziwne, kiedy kobieta drugiej kobiecie chce stawiać drinki? – rzuciła z przekąsem Lawko.
- Jeśli jednej osobie druga się spodoba, to normalną rzeczą jest, że chce ją uwieść, prawda? Potraktuj to jako formę uwodzenia – odpowiedziała, choć Lawko dobrze wiedziała, że blondyneczka zdaje sobie sprawę, iż Lawko już wpadła w zastawione przez nią sidła.
- Po takiej deklaracji nie wypada mi odmówić – zamruczała radośnie, dotykając dłonią jej ramienia, którym ją obejmowała. – Przyznaj się, chcesz mnie upić.
- Jednym drinkiem? – spytała zaskoczona.
- Już teraz wiem, że na jednym się nie skończy – odpowiedziała, a blondyneczka wybuchła głośnym śmiechem, po czym ujęła zgrabnie dłoń Lawko i pociągnęła ją w stronę baru.

***

Radosny, pijacki śmiech, należący do dwóch młodych kobiet, rozniósł się po kamienicy, gdy te wchodziły po schodach, trzymając się wzajemnie za ramiona, próbując z trudem zachować równowagę. Lawko szła zadowolona, z rozmarzonym uśmiechem, prowadzona przez swoją poznaną zaledwie kilka godzin temu blondyneczkę, która gdy w końcu trafiła na odpowiednie piętro, zaczęła szukać w torebce kluczy od domu.  Po nie tak długim czasie znalazła je, jednak chwilę potrwało zanim udało jej się otworzyć drzwi. Lawko starała się pomóc jej, trzymając ją za dłoń i naprowadzając do zamka. Męczyły się jeszcze chwilę, lecz gdy w końcu udało im się otworzyć drzwi, energicznie, wręcz z rozmachem weszły do środka. Blondyneczka rzuciła swoje czarne obcasy w kąt, a za jej śladem zaraz poszedł jej gość, wybuchając na nowo głośnym śmiechem.
- Mężczyźni to prawdziwi głupcy! Pytają: dlaczego nie chcesz sypiać z mężczyznami? To ogromna wada według nich. Skoro seks z mężczyzną wydaje im się taki wspaniały, to czemu go nie praktykują, a raczej brzydzą się takim typem relacji? – rzuciła oskarżycielskim tonem w przestrzeń, po odrzuciła głowę w tył i zakręciła się wokół siebie trzy razy. – Jestem dziś tak szczęśliwa, mam ochotę się śmiać!
- Któż ci broni? – zapytała uszczypliwie Lawko i miała jeszcze coś powiedzieć, lecz malinowe usta blondyneczki wbiły się w jej wargi, powstrzymując ją od tego.
Jej pocałunki były zaborcze, dzikie i namiętne. Nie panowała nad sobą w żaden sposób i zdradzała się z tym bardzo łatwo przed Lawko, jednak i ona zatracając się w tej rozkosznej słodyczy, pozwalała pożądaniu przejąć kontrolę nad sobą. Spokój już dawno uleciał z ich ciał, pierwsze dotknięcia, te przypadkowe, jak również te zamierzone, okazywały się nieprzewidzianą pieszczotą. Zręczne dłonie kobiece dawały posmak delikatności, w przeciwieństwie do szorstkich, dużych dłoni mężczyzny, obdarowujących pozornie poczuciem bezpieczeństwa, naprawdę odbierające pewność i swobodę ruchu. Ciepłe wargi przelewały swój żar na usta Lawko, były pełne słodyczy, łagodzącej gorzki smak trunku, którym syciły się do niedawna. Zaborczość pocałunku mimo, że wciąż lekko odczuwalna, nikła powoli, zastępując ją drobnymi muśnięciami.
- Nigdy nie sądziłam, że pójdę z obcą kobietą do jej domu, nie znając nawet jej imienia – zaśmiała się Lawko, gdy przerwały pocałunki, a jedynie ich dłonie krążyły wzajemnie po rozpalonych ciałach.
- Możesz nazywać mnie „Sanjiko” – zamruczała do jej ucha.
- To twoje prawdziwe imię? – zapytała szeptem.
- Dla ciebie będzie prawdziwe – odpowiedziała wymijająco.
Lawko szybko pojęła, że Sanjiko (skoro tak miała ją nazywać) w przeciwieństwie do niej, nie czuje się obco w tej sytuacji. Zasada jednej nocy była jej więcej niż znana – przyjemne spędzenie czasu z drugą osobą, ale bez zobowiązań, skarg, wyrzutów, to coś czego pragnęła. Czy było w tym coś złego? Nie krzywdziło nikogo, więc dlaczego miałyby nie oddać się pijackim zamroczeniom, słodkim nocnym igraszkom, poczuciu, że jest ktoś blisko, otaczając nas swym ciepłem? W końcu rozkoszne złudzenie niekiedy potrafi uratować dwie samotne dusze od ostatecznego odcięcia się od świata i rozbudzić na chwilę wiosnę w stęsknionych sercach.
Nie zauważyła nawet, kiedy razem z Sanjiko dotarły do sypialni, a co dopiero znalazły się na łóżku. Dała sobą całkowicie kierować, lecz nie pozostawała w żaden sposób bierna. Oddawała płomienne pocałunki z namiętnością równą tej, jaką otrzymywała, dłonie zręcznie krążyły po ciele, a zaraz zaczęły pozbywać się zbędnych ubrań. Sanjiko z niesłychaną szybkością zdjęła z Lawko jej czarną suknię, w ten sposób, że tej przemknęło przez myśl, czy przypadkiem jej rozkoszna kochaneczka, nie uszkodziła części garderoby, lecz, gdy tylko ich usta odnalazły się ponownie, zupełnie o tym zapomniała. Było w tym coś niesamowitego, odprężającego, tak jakby wszystko wokół zniknęło w jednej chwili, poczuła coś na kształt szaleńczego wyzwolenia z krępujących ją więzów przyziemności. Jedwabny dotyk porcelanowych paluszków, głębokie pocałunki, bijące żarem i odczuwalna bliskość działały na nią porywająco, budząc uśpioną do tej pory namiętność. 
Sanjiko na chwilę odchyliła się od Lawko, zrzucając z siebie sukienkę, po czym wbiła się z dzikością w słodkie usta kochanki, a zaraz przekierowała się na szyję, którą zaczęła pieścić językiem, pogryzając skórę, zaś jej zręczne dłonie pozbywały się krępującego piersi stanika. Gdy już nic nie stało na przeszkodzie, ześlizgnęła się do różowiutkich sutków Lawko, pozostawiając na jej skórze mokry ślad. Lizała je, wijąc wokół nich drobne kółeczka, biorąc je w zęby i przegryzając, lecz z wyczuciem, tak by drobny ból  nie zamykał drogi przyjemności, a otwierał nowe ścieżki, nieznanych wcześniej dla jej kochaneczki doznań.
Cichy jęk wyrwał się z otwartych ust Lawko, kiedy to zwinny języczek Sanjiko zaczął krążyć w okolicy pępka. I choć było jej przyjemnie spragniona była pocałunku, chciała o niego poprosić, lecz nic nie powiedziała, a jedynie ujęła swoimi dłońmi twarz kochanki i przyciągnęła ją ponownie ku sobie. Sanjiko jednak obdarowała ją tylko jednym muśnięciem, po czym obsunęła się i czułym uśmiechem, pomachała jej palcem.
- Nie, nie, nie – szepnęła, po czym pomogła pozbyć się Lawko zbędnej bielizny. – Będzie ci dobrze, uwierz mi. Już nigdy z żadnym mężczyzną, ani z żadną kobietą nie zakosztujesz takiej kuchni, jaką ja ci dzisiaj zaserwuję – dodała cicho, pochylając się nad kobiecością kochanki, która już od jakiegoś czasu była mokra z podniecenia.
Lawko przymknęła oczy, a jękom pozwalała wydostać się i roznosić szumnie po pokoju. Przyjemność na początku drobna, ale dosadna, sprawiała, że poprzednie pieszczoty odchodziły w zapomnienie. Zwinne ruchy języka sprawiały jej rozkosz. Kręciła się, przechylając lekko na boki, niekiedy odwracając głowę w różne strony. Pierwszy raz nie była w stanie zapanować nad własnym ciałem, oddała się całkowicie pod władze tego niebezpiecznego uczucia, tej niezwykłej kobiecie, która obdarowała ją tą drobną słodyczą. W pewnym momencie poczuła, jak język Sanjiko zwalnia na chwilę, przestaje zajmować się łechtaczką, a zagłębia się w jej maleńką szparkę, pieszcząc ją całą od środka, szukając najwrażliwszego punktu. Pozwalała sobie tam na wyjątkowo dynamiczny taniec, sprawiając, że oddech Lawko gwałtownie przyspieszył.  Jej głośniejszy jęk trafił do uszu Sanjiko. Odnalazła właściwie miejsce. Pieszcząc je dobitnie swoim języczkiem, sprawiała, że ciało kochanki zaczęło drżeć, nogi zdrętwiały, a po chwili wygięła się w łuk. Doszła z głośnym jękiem, po czym zmęczona upadła ponownie na łóżko. Sanjiko zadowolona z efektu pochyliła się nad nią i ucałowała ją w czoło z czułością, po czym położyła się  na niej, kładąc głowę na piersiach Lawko i wsłuchując się w przyspieszone bicie jej serca, które było nikogo jak tylko jej zasługą.  
- Byłaś kiedyś z kobietą albo z mężczyzną? – rzuciła niespodziewanie pytaniem Sanjiko.
- A czy wyglądałam ci na cnotkę niewydymkę? Mam już dwadzieścia cztery lata – odpowiedziała z przekąsem, czując, że jej oddech już się unormował.
- Dobra, ale przyznaj, że byłam do tej pory najlepsza – upierała się.
- Przyznaję – odpowiedziała, po czym obie wybuchły głośnym śmiechem.
Sanjiko nagle poderwała się z łóżka, po  czym podeszła do szafki i wyciągnęła z niej duże pudło. Szukała w nim czegoś przez dłuższą chwilę, ale gdy w końcu odnalazła zgubę, jej oczy rozbłysły jak u dziecka na widok nowej zabawki. Niekiedy potrafi być bardzo prostolinijna, pomyślała Lawko, sięgając po otwartą butelkę wina, stojącą na półce obok łóżka. Wzięła duży łyk i dalej obserwowała poczynania swojej kochaneczki. Z przyjemnością patrzyła na jej obnażone ciało, bladziuteńkie, smukłe, ale o pięknych kobiecych okrągłościach w okolicy ud. Nie dane było jej przyglądać się długo jednemu miejscu, gdyż Sanjiko energicznie poruszała się, dalej szukając czegoś uparcie. Gdy w końcu zatrzymała się, Lawko odkryła, iż jej pełna życia kochaneczka znalazła to za czym tyle czasu biegała. Uśmiechnęła się nawet, kiedy odkryła, że poszukiwanym przedmiotem okazał się stary gramofon.
- Staroć, ale z sentymentu go nie mogę wyrzucić. Pamiątka po dziadku – wytłumaczyła Sanjiko. – Zresztą, ciągle całkiem nieźle działa – dodała, po czym zaraz z gramofonu dobiegł zdarty głos Bruce’a Springsteena. Najwidoczniej płyta też nie należała do ostatnich nabytków.

Hey little girl is your daddy home.
Did he go away and leave you all alone.
I got a bad desire.
I'm on fire.         

Śpiewał Springsteen, a Sanjiko śpiewała z nim, tańcząc przy tym i zapraszając do siebie leżącą i wciąż obserwującą ją Lawko. 

Tell me now baby is he good to you
Can he do to you the things that I do
I can take you higher
I'm on fire

 Lawko uległa prośbie kochanki i dołączyła do niej w tańcu. Dwie rusałki – zaśmiała się w myślach, dając się objąć w tańcu przez Sanjiko. Czuła jak zagłębia twarz w jej czarne włosy, które zaraz subtelnie odgarnia, by móc musnąć jej szyję, przejechać do skórze nosem, wywołując przyjemne łaskotanie.  Kołysały się w rytm muzyki, jednak to Sanjiko nad wszystkim panowała. Odwróciła Lawko w swoją stronę i uśmiechając się do niej, obróciła ją dwa razy, po czym znów chwyciła w objęcia, jakby stęskniona za bezpośrednim dotykiem. Znowu ich radosny śmiech zmieszał się z muzyką. 

Sometimes it's like someone took a knife baby
Edgy and dull and cut a six-inch valley
Through the middle of my skull

Lawko widząc, że włosy Sanjiko znowu opadły jej na twarz, zbliżyła dłoń i poprawiła je, lecz nie zabrała swych palców od razu, a przejechała nimi po zaróżowiałym od gorąca policzku. Nie minęła chwila, a ponownie do siebie przyległy, łącząc usta w pocałunku. Były one gorące, jednak przepełnione tym razem nie tylko dziką lubieżnością, a jakąś fantazją, szczyptą czułości i dozą romantyczności, do niedawna zupełnie obce Lawko. 

At night I wake up with the sheets soaking wet
And a freight train running through the
Middle of my head
Only you can cool my desire
I'm on fire

Nie przerywając pocałunku skierowały się na łóżko, opadając na nie razem. Oczy miały zamknięte, ich ruchy kierowane na ślepo jakimś dziwnym sposobem odnajdywały z dziecinną łatwością czułe miejsca, w których pieszczota stawała się jeszcze wyraźniejszą. Słodko-słony zapach spoconych, owładniętych pożądaniem ciał unosił się w sypialni z każdą chwilą bardziej oddziałując na zajęte jedynie sobą kochaneczki.
W pewnym momencie Sanjiko przerwała pocałunek, a Lawko fuknęła niezadowolona i ponownie chciała zaznać rozkoszy jej ust, lecz ta pokręciła tylko głową i położyła się na plecach, zaś Lawko kazała odwrócić się do niej. Kierowana czymś na wzór zaufania wykonywała jej polecenia. Odwróciła się do niej, tak, że nachylała się nad kobiecością Sanjiko i rozłożyła nogi. Nie musiała długo czekać, by zwinny języczek Sanjiko odnalazł jej czułe miejsca ponownie. Zamruczała zadowolona, lecz nie pozostając dłużna, zaczęła pieścić łechtaczkę kochanki. W pewnym momencie obie zaczęły poruszać rytmicznie biodrami, najpierw wolno, później szybciej. Każda z nich była już mokra z podniecenia, a ich ciała zaczęły drżeć rozkosznie.
Lawko poczuła palce Sanjiko delikatnie wchodzące w jej wnętrze. Ciche westchnięcie wydostało się z półotwartych ust, a w środku doświadczyła z początku łaskotanie, lecz z czasem ruchy palców były dokładniejsze i dawały przyjemność zupełnie inną niż obdarowana została wcześniej. Chcąc choć trochę odwdzięczyć się za nią, pieściła Sanjiko z delikatnością, później wykonywała szybsze ruchy języczkiem. Przestrzeń została wypełniona słodkimi jękami, a one nie przejmując się niczym ani nikim, trwały w rozkosznej chwili, którą chciałyby zachować taką już na zawsze. Wiedziały, że były już na skaju przepaści i tylko jeden krok dzielił je od ostatecznego zagłębienia się w największej przyjemności, słodkim spełnieniu. Ich oddechy gwałtownie przyspieszyły, ciałami ich zawładnął całkowicie duch lubieżności i pożądania. Czuły się ze sobą jednością, a kiedy to spełnienie spłynęło na nie w końcu, każda z nich szczęśliwa opadła na łóżko.
Leżały tak przez chwilę, lecz Lawko zaraz położyła się tuż obok Sanjiko, a głowy odwróciły w swoje strony i śmiać się zaczęły znowu głośno, ich melodyjne głosy rozniosły się po pokoju, tworząc spójną całość. Nachyliły się i wymieniły ze sobą drobne muśnięcia. Wyrażały one coś na kształt subtelnego podziękowania.
Nie minęło dużo czasu, a Sanjiko wstała i podeszła do swojej torebki, po czym zaczęło szukać w niej czegoś zawzięcie. Lawko na początku zdezorientowana przyglądała jej się, lecz zaraz przyszło zrozumienie, kiedy to jej kochaneczka wyjęła paczkę papierosów i odpaliła sobie jednego camela. Usiadła na fotelu i zaciągnęła się nim. Nałóg dał o sobie znać, pomyślała szczerze rozbawiona.
- Dawno się tak nie bawiłam – stwierdziła Sanjiko, zakładając nogę na nogę. – Musisz przyznać, że ty również. 
Jej zadziorność w pewien sposób rozbawiła Lawko, jednak z drugiej strony poczuła gniew. Gdy figlarność niewinna przechodziła w bezczelność nie ciężko było wyzbyć się błogiego uwielbienia, na które miejsce wielkim krokiem wstąpiła chęć odpłacenia się podobną złośliwością. Lawko przez chwilę przyglądała się jak Sanjiko zaciąga się papierosem, wyglądającej przy tym jakby smakowała się nektarem bogów, cudowną ambrozją, a nie mentolowym camelem. Na usta wstąpił jej złośliwy uśmieszek. Podeszła do niej i wyrywając Sanjiko z zamyślenia, wyjęła jej papieros z ust, po czym sama skosztowała najpierw malinowych warg, a następnie z wyrazem satysfakcji raczyła się smakiem mentolowego camela.
- Wydaje mi się, że ty się często tak bawisz – odpowiedziała złośliwie.
-To pocieszenie po stracie – wytłumaczyła się Sanjiko.
- Stracie? – zapytała Lawko, patrząc na nią zdziwiona, a jednocześnie czując, że poruszyły niewygodny temat, mimo, iż wyraz twarzy jej słodkiej kochaneczki nie zmienił się.
- Była w moim życiu pewna ważna osoba, na której widok nogi traciły czucie, serca biło nieregularnym rytmem, a dusza cieszyła się z każdej chwili z nią spędzonej – opowiedziała rozmarzonym głosem, tak jakby wspomnienia owiły ją, zamykając przez drobny moment w przeszłości.
- I co się z nią stało? - spytała w końcu Lawko, nie mogąc powstrzymać swej ciekawości, którą podżegała w niej jej rozmówczyni.
- Umarła - odpowiedziała Sanjiko, a wraz z tym jednym słowem zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał dopiero melodyjny głosik. - Czas, jednak leczy rany. Całkowicie  zanurzyłam się w mitycznej Lecie, pochłonęła ona moje ciało, dając ukojenie, zsyłając na oczy sen, przysłaniając je mgłą zapomnienia. Już nie czuję tego bólu, nie pamiętam nic, co wcześniej dręczyło mnie to w koszmarach, to na jawie - rzekła poetycko, wedle swego dziwnego zwyczaju ubarwiania, a mówiła to z takim dobrodusznym uśmiechem, że serce Lawko pulsowało teraz boleśnie, jednak uczucie to przeminęło, a zastąpiło je zdziwienie, kiedy to Sanjiko wybuchła głośnym, szczerym śmiechem. Minęła dopiero chwila, aż się uspokoiła, ocierając drobne łezki w kącikach oczu.
- Och, wybacz mi, wybacz! Twój skruszony wzrok był taki komiczny. To był żart, zwykły żart - wyjaśniła, a Lawko poczuła, że rozpalił się w niej ogień wściekłości. Rzuciła w jej stronę spojrzenie rozjarzonej lwicy, gotowej do ataku, urażonej, ale także zdezorientowanej.
- Wiem, ten żart był niesmaczny. Ona nie umarła, po prostu mnie zostawiła - odrzekła, a zaraz sięgnęła po butelkę z winę, która stała nieopodal niej i wzięła z niej duży wył wytrawnego trunku.
Wzrok Lawko trochę złagodniał, lecz Sanjiko nadal widziała w nim urazę. Oderwała usta od butelki, po czym westchnęła ciężko, a jej głos zabrzmiał tak jakby należał do zupełnie innej istoty.
- Historia nie jest skomplikowana – zaczęła spokojnie, po czym z równym opanowaniem stwierdziła –  W naszym życiu pojawił się mężczyzna, który zwyczajnie w świecie mi ją odebrał. To śmieszne, jednak nie potrafię być na niego zła, ani tym bardziej na nią. Miał w sobie coś urzekającego, mimo, że nie był zbyt inteligentny. Ba! Przypominał mi najprawdziwszą małpę! Uwierz mi, można by się pomylić! – parsknęła wesoło, lecz zaraz spoważniała. Lawko była zdumiona, jak szybko emocje malujące się na jej twarzy ulegają zmianą. – Jednak posiadał moc zjednywania sobie ludzi i myślę, że to zdecydowało ostatecznie. Rzuciła mnie, rzuciła wszystko i wyruszyła z nim zdobywać ten ogromny świat, a ja do tej pory nie mogę życzyć im, by ten ogromny świat ich pochłonął. To tak jak budować dom przez kilka lat z planem zamieszkania w nim i, gdy już jest prawie gotowy, przerwać budowę, by zrobić coś szalonego, spełniać dziecięce marzenie!
W tym momencie Lawko wydawało się, że głos Sanjiko zadrżał, lecz nic nie powiedziała. Wyczuła, że jej rozmówczyni wpadła w swego rodzaju trans.
-  On jest strasznie lekkomyślny, a ona nie ma zupełnie orientacji przestrzennej.  Tworzą wprost niezwykłą parę, nie uważasz? To zabawne, pomyśleć, że tacy ludzie przemierzają świat. A w jakim celu? By czuć się wolnymi! Jakby w dzisiejszych czasach dało się osiągnąć pełną wolność! – krzyknęła, a nawet uderzyła się w kolano, a jej śmiech wypełnił przestrzeń. – Dlaczego nie każesz mi przestać wygadywać te brednie, co? To takie okrutne, moja droga, wyjątkowo okrutne. Zapewne cię to bawi. Musisz przyznać, że to bardzo zabawne widzieć mnie w takiej sytuacji! – wybuchła, niespodziewanie, a była w tym momencie niebezpieczna jak burza, rzucała wściekłość w stronę świata.
Nie odpowiedziała, lecz zbliżyła się do niej i jakby z czcią dotknęła drobnymi palcami jej ust. Gest ten miał w sobie tyle czułości, że Sanjiko, jakby oduczona jej, znieruchomiała, nie mogąc wydobyć z półotwartych ust już żadnego dźwięku. Zamknęła oczy i poczuła na swoich wargach poznane już dzisiejszej nocy ciepło ust Lawko. Łzy wstrzymywane zbyt długo, wypłynęły w końcu i spłynęły po jej policzkach, wyrażając głęboki żal, który katował ją aż do tej chwili. Z jej gardła wydobył się głośny jęk, kiedy to poczuła muskające policzki usta Lawko. Nic nie mówiła, tylko gładziła z delikatnością twarz Sanjiko, obsypując pocałunkami miejsca mokre od łez.
Tym razem, gdy ich usta połączyły się, Lawko wyczuła od niej ogromny smutek. Pocałunki, które wymieniały przepełnione były niewyjaśnionym bólem, czymś w rodzaju czarnej melancholii, tak jakby serce jej owite zostało cierniami, wbijającymi się w nie okrutnie, mogącymi zranić mocniej lub mniej w każdym momencie. Przelewała przez nie swoją tęsknotę i gorycz, a Lawko przyjmowała je do siebie, sprawiając, że początkowo ocean niezrozumienia zmieniał się w drobną kałużę. Pragnęła jej w każdym wcieleniu – kiedy była szalona i namiętna, romantyczna i zadziorna, a także w tej chwili, kiedy rozpacz i nostalgia zamykały ją w ciasnych więzach. Chciała jej całej.
Pieściły się wzajemnie, nie przerywając w żaden sposób pocałunku. Ślady łez nadal były widoczne na twarzy Sanjiko, jednak przysłonił je wyraz przyjemności, malujący się na jej bladym obliczu. Powoli na twarze ich wstępowały kolory - najpierw delikatny róż, później ostrzejsza czerwień, aż w końcu zdominował je śliczny odcień bordowy. Także oddechy ich znowu przyspieszyły, a serca złączyły się we wspólnym rytmie. Dotykały się z wyszukaną delikatnością, wiedziały, że ich pieszczot nikt już nigdy im nie zastąpi. Nie znajdą drugiej osoby będącej w stanie pobudzić ciało, rozgrzać je do tego stopnia, jak działo się to w tej chwili. Pocałunki, drobne i większe pieszczoty sprawiły, że zmęczone opadły na łóżko, lecz nie od razu poczuły zmęczenie. Leżały, przytulone do siebie w ciszy, którą jako pierwsza przerwała Sanjiko.
- Niekiedy zdaje mi się, że jestem jedynie błaznem, który przez noszenie wyszukanych szat nie dość, że udaje króla, to jeszcze nabiera na swój żart wszystkich otaczających go, wzdychających z zachwytem. Gdy zobaczą we mnie błazna, odchodzą z zawodem, rozczarowaniem i czymś na podobieństwo niesmaku – powiedziała z jakiś niewyjaśnionym smutkiem Sanjiko, a Lawko pogładziła jej porcelanową dłoń.
- Mogłabym tu z tobą zostać – rzekła po chwili ciszy Lawko, a na twarzy Sanjiko przez kilka sekund zagościł uśmiech, rozbudzony czymś na podobieństwo może nadziei, lecz równie szybko, jak się pojawił zniknął.
- Nie możesz – szepnęła.
- Ależ mogę i chcę! Pozwól mi zostać przy tobie – upierała się z dziecinną stanowczością, która nie była jej obca, jednak od wielu lat ukrywała przed innymi tę nieznośną wadę.
- Nie możesz, bo już rano opuszczam Paryż – odpowiedziała.
Zaraz potem obie zamilkły okryte smutkiem, przytuliły się do siebie i zasnęły.

***

 Siedziały, jedząc śniadanie przygotowane przez Sanjiko. Proste w wykonaniu naleśniki z wiśniowymi konfiturami okazały się najlepszym sposobem na osłodzenie poranka, a gorąco kawa działa pobudzająco, wyrywając je z sennego odrętwienia. Lawko uważnie obserwowała swoją kochaneczkę, która z zamyślonymi oczyma patrzyła się w okno, jednak kierowała swój wzrok dalej niżby mogłoby się wydawać. Obiektem jej zainteresowania nie były stare kamienice, mimo, iż bardzo piękne, będące idealnym przykładem neoklasycystycznych budynków, nie cieszył ją widok rozkwitniętym nie tak dawno temu drzew, nawet pojawiający się znikąd ludzie znikający, zastępowani kolejnymi, nie byli niczym wyjątkowym. Wpatrywała się w bezkresny błękit, trwając w stanie letargicznym, pozostała odcięta od świata. Nagle poruszyła się.
- Wstań! Wstań! – krzyknęła ruszając się z krzesła, tak, że prawie upadło ono na ziemie.
Sanjiko po chwili znalazła się przy Lawko, złapała ją za rękę i ignorując jej zdziwione spojrzenie, podniosła ją z krzesła. Chciała pytań, lecz nie zdążyła, gdyż Sanjiko, pociągnęła ją za sobą na koniec pokoju, ustawiła pod ścianą, szepnęła, by została tam na chwilę, a sama odwróciła się, a następnie równie energicznie poszła w na drugą stronę pomieszczenia.
- Wierzysz w przeznaczenie? – spytała Sanjiko, nie wyjaśniając swojego wcześniejszego zachowania.
- Powiedzmy, że wierzę – odpowiedziała wciąż zmieszana Lawko.
- Dobrze, to słuchaj mnie uważnie – powiedziała, a Lawko popatrzyła na nią koncertując swoje myśli wokół jej słów. – Zaraz do tego pokoju wpadnie słońce. Zamkniemy oczy, nic nie będziemy mówić i po prostu pójdziemy. Jeśli uda się nam zatrzymać w środku i dotknąć, zanim będzie jasno, to oznacza, że jesteśmy sobie przeznaczone – mówiła z ogromnym uśmiechem, silnie wierząc w potęgę wypowiedzianych słów, a było w tym tyle szczerości, że Lawko również poddawała się tej nadziei.
Zamknęła oczy i w milczeniu zaczęła iść, nie wsłuchiwała się w odgłosy kroków Sanjiko, wiedząc, że i ona postępuje w podobny sposób. Szła wolno, stąpając delikatnie i lekko po ziemi jak nigdy do tej pory. Miała wrażenie, że nie kieruje ona swym ciałem, a raczej duchem, lepiej wiedzącym którędy kroczyć powinna. Uśmiechnęła się, czując, iż spotkanie jest już blisko. Zaraz poczuje jedwabisty dotyk palców swojej ukochanej, potem skosztuje słodyczy ciepłych warg, a których zostawiła chyba tysiące pocałunków, a następnie weźmie w objęcia rozgrzane ciało, podobnie jak jej stęsknione za pieszczotą drugiego. Tak blisko, myślała i wyciągnęła dłoń, lecz nie dane jej zrobić tego, czego pragnęła, gdyż spotkała się nie z mięciutką skórą Sanjiko, pieszczoną czułymi muśnięciami ubiegłej nocy, a zimnym kawałkiem ściany.
Otworzyła oczy i z rozczarowaniem wpatrywała się przed siebie. Dopiero po chwili odwróciła się. Do pomieszczenia wpadły słoneczne promiennie, rozświetlając je, usuwając resztki mroku, które jeszcze niedawno zalewały pokój. Na drugim końcu stała Sanjiko z równie smutną miną, ale zawierającą w sobie coś na podobieństwo urazu, wyrzutu do niesprawiedliwej fortuny. Wyprostowała się, a następnie wymusiła na sobie uśmiech, Lawko odpowiedziała tym samym.
- Chyba pora się ubrać – stwierdziła Sanjiko, a Lawko kiwnęła głową na znak zgody. - Wyjdziemy razem – dodała, po czym obie udały się do sypialni, gdzie leżały na ziemi pogniecione ubrania Lawko.
***

Dwie kobiety wyszły ze starej kamienicy, trzymając się za ręce. Jedna z nich była brunetką, o włosach ściętych na bob i skórze ziemistej, ubrana w pogniecioną czarną sukienkę, druga zaś stanowiąca jej całkowite przeciwieństwo blondyneczka o kosmykach sięgających do ramion, układających się w sprężyste loczki, wyrazistych czerwonych ustach, widocznych z daleka, mająca na sobie jedynie zwiewną białą sukieneczkę i mniej starannie zarzucony cienki sweterek. Stały przez chwilę, patrząc w przeciwnych kierunkach i jedyną rzeczą (jak mogłoby się wydawać) łączącą je był silny uścisk dwóch drobnych dłoni, z których żadna nie chciała puścić drugiej. W końcu ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, a na twarzach pojawiły się jakieś na wpół smutne, na wpół rozmarzone uśmiechy, których znaczenia zwykły przechodzień odgadnąć by nie mógł. Po chwili każda z nich ponownie odwróciła swój wzrok, zaraz potem zaczęły iść w przeciwnych kierunkach. Uścisk został przerwany, a żadna z nich już nie spojrzała za siebie.
***

Bezkresny błękit unosił się nad nią. Zdało się, że tylko jej bystre oko jest w stanie dostrzec nieśmiało nakładające się odcienie granatu, czy to fioletu na jasność niebieskości. Gdzieniegdzie wciąż pozostawały rozmyte obłoki, będące pamiątką po wczorajszych deszczowych chmurach. Teraz promienie słońca nie hamowane już przez nic, spływały na ziemie, zatrzymując się i obdarowując swym ciepłem przechodniów.
Lawko niezdecydowana  przełączała kolejne piosenki, nie mogąc znaleźć tej, której wysłuchać zdołałaby do końca. Czuła na swojej twarzy, budzącą się wiosnę, wyrywającą ją ze świata smutnych zimnych wieczorów, spędzanych niekiedy samotnie, mając za towarzysza jedynie kubek gorącej herbaty. Teraz do jej nozdrzy docierał świeży zapach zielonej trawy, delikatny wietrzyk muskał jej twarz, będąc bardzo przyjemnym aż do momentu, kiedy to stawał się mocniejszy i nieznośnie porywał jej kosmyki, tak, że nachodziły jej na twarz. Wtedy odgarniała włosy za uszy, wystawiała swoją twarz w stronę słońca, przymykała oczy, a uśmiech samoistnie kwitł  na jej twarzy. Wtedy zdawało się jej, że ma niezmierną ochotę powiedzieć „jestem szczęśliwa”. 

Hey little girl is your daddy home.
Did he go away and leave you all alone.

Zabrzmiały w jej uszach pierwsze słowa piosenki, a ona zatrzymała się jakby ktoś rzucił na nią urok, a cudowne wspomnienia nocy sprzed dwóch lat zaczęły do niej powracać. Emocje niczym ogromna fala zalały jej wnętrze, były w nich: radość i smutek, miłość i nienawiść, zrozumienie i dezorientacja, wszelkie sprzeczności łączyły się w niej w jedną całość i przejęły nad nią kontrolę. Czuła, że ani duszą, ani ciałem nie należy do tego świata.
Z tego roztargnienia dopiero wyrwało ją szturchnięcie. Oczy wyzbyły się zamyślenia, złote tęczówki, chwilę temu okryte mgłą, odzyskały swój żywy blask, a ciało i dusza powróciły na ziemię. Lawko odwróciła się w stronę osoby, z którą się zderzyła, a usta same już układały się w słowo „przepraszam”, jednak nie wydał się z nich żaden dźwięk. Jej zdziwiony wzrok spotkał się z lazurowym spojrzeniem, a zaraz dostrzegła figlarny, zalotny uśmieszek. Odpowiedziała na niego w ten sam sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz