9 stycznia 2015

[Relacja] B-X'massCon 5 - Przybieżeli do Krakowa piraci...



Na to wielkie wydarzenie nasza załoga czekała od sierpnia, czyli od zakończenie pamiętnego B6, kiedy to zalane łzami i glutami z nosa żegnałyśmy się i przysięgałyśmy sobie, że zobaczymy się w listopadzie na B-X'massie. Los był dla nas okrutny i z przyczyn od nas niezależnych termin spotkania został przesunięty na 20 grudnia. Choć ta zmiana niektórym pokrzyżowała plany, to i tak nasza piracka gromadka w sporym składzie zrobiła najazd na Kraków!

Ale od początku!

Ann, niestrudzony i doświadczony konwentowicz (cicho, wmawiam sobie!), wraz z Em już dzień wcześniej wyruszyły w kierunku Krakowa. Tam zostałyśmy powitane przez naszą niezastąpioną Panią Kapitan we własnej osobie, która wraz z Kanako uraczyła nas wspaniałym noclegiem i popychaniem pierdół do późnego wieczora. Noc minęła nam szybko i w godzinach BARDZO wczesno-porannych wyruszyłyśmy podbijać Kraków. Po drodze zgarnęłyśmy naszą kochaną Froggy i w tak zacnym składzie ruszyłyśmy dalej! Podróż minęła nam miło i szybko. Nawet pomogłyśmy jakiejś zabłąkanej męskiej duszy odnaleźć właściwą drogę na zjazd mangozjebów! Nieważne, że ów młodzian został zmuszony do przejścia drogą samej śmierci! (czyt. Ścieżką Ann i Chuj!) I tak oto nastał piękny, sobotni poranek, a pod pewną zwykłą, krakowską szkołą pojawiły się pierwsze oznaki debilizmu, czyli my. Pogoda była niemal wiosenna (czyt. piździło jak diabli) to też nasze zahartowane, pirackie organizmy bez problemu zniosły kilkugodzinne oczekiwanie na schodach! (czyt. dupy nam poodmarzały).
Oczywiście nie obyło się bez przepychanek, bo kolejka spora, ale w tym miejscu muszę pogratulować firmie ochroniarskiej, która pilnowała porządku. Zacny Pan Ochroniarz przy pomocy swojej godności osobistej (czyt. rozdarł się jak stare prześcieradło) bez większych problemów wprowadził jako taki ład wśród oczekujących na wejście konwentowiczów. Kolejka została podzielona na dwie części, dzięki czemu gdy „wrota do niebios” zostały otwarte, akredytacja poszła całkiem sprawnie. Gdy wreszcie nasza wesoła gromadka weszła spokojnie na teren konwentu (czyt. wpadłyśmy jak Sanji do damskiej łaźni), niezwłocznie udałyśmy się do naszego ulubionego korytarza, by tam urządzić sobie schludne obozowisko. Oczywiście czystość została zachowana zaledwie przez chwile, a potem i tak powstał „Burdelnik”, ale cóż...
Nieco później dołączyły do nas Mon i Vivi, a następnie Paulaa. Gdy byłyśmy już w komplecie, każda z nas, bez wyjątku, zabrała się za „tworzenie cospleyów”. Jednym szło lepiej, a drugim gorzej (bo Ann to niemota i nie umie malować ludziów), ale koniec końców udało nam się uzyskać taki efekt! 
Silna, żeńska grupa pod wezwaniem One Piece'a w składzie:

 Ayo jako Sanji, 

Kanako jako Ace, 

Froggy jako Law, 

Mon jako Crocodile, 

Vivi jako Vivi, 

Paulaa jako Zoro, 

Ema jako Sabo, 

Oraz ja jako Luffy.
Gdy tylko cosplaye były gotowe, cała załoga rozpierzchła się po straganach w celu przepierdzielenia kasiury. Stoiska były całkiem spoko, choć jak dla mnie sporym ciosem był brak ludzi z Yatta.pl, ale przecież nie można mieć wszystkiego.
Podczas gorączki zakupów bez problemu wyczuć można było magię świąt! Nawet dostałam ciasteczko od takich miłych dziewczyn! I to taaakie dobre! Gdy już udało nam się nieco uszczuplić nasze zasoby pieniężne, nadszedł czas na odwiedzanie paneli! I oczywiście jak na naszą grupę przystało nie byłyśmy praktycznie nigdzie. xD Większość soboty spędziłyśmy szlajając się z kąta w kąt, okazjonalnie urządzając piesze wycieczki na zewnątrz, w celu zapalenia wyrobów tytoniowych, tudzież odmrożenia tyłka, czy jak w moim przypadku stóp. Podczas owych wypraw dane nam było zobaczyć wiele zacnych przebierańców z przeróżnych serii, w tym m.in. piękną Peronę, oraz mojego świetnego, świątecznego Luffy-klona! 
Oczywiście głupi ma zawsze szczęście, tak więc pośród tłumów wyłapała nas niejaka Natalia, przemiła dziewczyna, która z czystości swego serduszka zaproponowała naszej grupie zrobienie mini-sesji zdjęciowej! Jeszcze raz w imieniu całej ekipy serdecznie ją pozdrawiam i dziękuję! Oto kilka fotek jej autorstwa!
Niestety, jak już wspomniałam, grudniowa aura średnio zachęcała do przebywania na zewnątrz, to też po zakończeniu fotowania, szybciutko uciekłyśmy do szkoły, gdzie ponownie rozpierzchłyśmy się w różnych kierunkach. Zjednoczył nas dopiero występ coslayerów! I w tym miejscu ponownie chylę słomiany kapelusz w kierunku ochrony. Wpuszczanie na salę było świetnie zorganizowane i zamiast zezwolić wszystkim naraz na wpychanie się na chama do sali, wpuszczano nas grupami. Naprawdę wielki szacun, bo dzięki temu obyło się bez ofiar i niepotrzebnych przepychanek. Występy ruszyły w miarę planowo i były całkiem ciekawe. Chociaż żaden OP przebieraniec na scenie się nie pojawił, to zawitał tam ktoś, kto zapewne się zgubił...
Po cosplayu nasza grupa wróciła w okolice Centrum Wszechświata (czyt. materac Ayo), gdzie część z nas postanowiła odpocząć. Ja, Em, Paulaa i Kana wyskoczyłyśmy tylko do Lewiatana posiać małą rozpierduchę i raz dwa zdobyłyśmy żywność i tabletki na mój umierający głos! Po powrocie zaczęłyśmy przygotowania do Mroźnego Balu! Wierzcie mi, wyczarowanie „stroju wieczorowego” wcale nie jest takie łatwe! Na szczęście nam się to jako tako udało i we trójkę, wraz z Em i Paulą, potruchtałyśmy na bal. Reszta dziewczyn zamęczona moim ciągłym gadaniem, postanowiła sobie odpuścić i zwyczajnie w spokoju popilnować naszego obozu. Jeśli chodzi o bal to było świetnie! Przez blisko dwie godziny tańcowałyśmy jak szalone. Próbowałyśmy walcować i twistować i tangować! Szło nam chyba nie najgorzej, bo stratowałyśmy zaledwie parę osób. Bardzo fajnym elementem zabawy była Belgijka. Naprawdę coś fajnego, gdy tyle obcych ludzi potrafi się zmobilizować i odtańczyć szalony, wspólny taniec! Warto również wspomnieć o malutkim FlashMobie, gdy wszyscy uczestnicy balu, jak jeden mąż zamarli, niczym lodowe figury! Mam nadzieję, że B-Team postanowi powtórzyć tą atrakcję na następnych konwentach, bo zabawa serio była rewelacyjna!
Niestety, to co dobre bardzo szybko się kończy, więc skończył się także i bal. Gdy tańce ustały, organizatorzy rozdali nam pyszne andruty, które użyłyśmy w formie opłatków i złożyłyśmy sobie świąteczne życzenia! Później rozdawano również barszcz czerwony z uszkami, ale Ann nie lubi, więc uciekła. Zdyszane i spocone wróciłyśmy do obozu by chwile odsapnąć, a następnie nasza trójka razem z Mon i Vivi ruszyła poszukać czegoś ciekawego do roboty. W ten sposób trafiłyśmy do sali UltraStar! Niestety udało nam się zdążyć na ostatnie pięć piosenek, ale to nie przeszkodziło nam w wydarciu się za wszystkie czasy! Koledzy okupujący mikrofony byli przemili i widząc wesołą One Piece'ową gromadkę, nie tylko zaprosili nas do wspólnej zabawy, ale także wybrali dla nas piosenki z naszej ulubionej serii! W ten sposób mój głos odszedł totalnie, ale zwycięstwo skutecznie osłodziło mi tą stratę! Gdy zostałyśmy wygnane z karaoke poszlajałyśmy się jeszcze trochę, potem ponownie wróciłyśmy do obozu na tradycyjne „nocne popychanie pierdół” i zanudziłyśmy biedne Mon i Vivi, które zwiały przed nami do snu. Silna grupa pod wezwaniem idiotyzmu (tj. ja, Em i Paula) zrobiłyśmy nocną rozpierduchę na stołówce (kolejny pozytywny akcent- całonocna stołówka) i z samiutkiego rana pognałyśmy (czyt. powlekłyśmy się resztkami sił) na konkurs rysunkowy. Sam konkurs miał fajną formę, bo kto by wpadł na to żeby kazać rysować ludziom „kamień w pelerynie”. Niestety, zarówno talent Em jak i mój św. Mikołaj kopiący dziecko w twarz zostały niedocenione i figę wygrałyśmy. Ale było fajnie.

Słoneczko już dawno wstało (a przynajmniej tak mi się wydaje, bo chmur było od cholery) gdy wróciłyśmy styrane nocnymi wrażeniami do reszty wyspanej i rześkiej załogi. Poszwędałyśmy się jeszcze trochę, po czym nadszedł czas na zwijanie naszego syfu. Gdy Burdelnik został ogarnięty, zebrałyśmy się na załogowe składanie życzeń świątecznych! Oczywiście nie obyło się bez śmiechu, łez i kilku wspólnych fotek.
Czas niestety nie jest łaskawy i nim się obejrzałyśmy trzeba było opuszczać szkołę. Naturalnie resztę dnia spędziłyśmy w Galerii Krakowskiej opychając brzuchy i gadając bez końca. No dobra, z końcem, bo powoli nasza wesoła gromadka zaczęła się rozjeżdżać przy akompaniamencie mojego charczenia i ogólnych szlochów. W końcu nadszedł też czas na mnie! To też zawinęłam Em pod pachę i ruszyłyśmy swoim pociągiem w kierunku domu, marząc już tylko o następnym, wspólnym konwencie i odrobinie snu!

Co mogę powiedzieć o B-X'massie? To był naprawdę świetny konwent, ale myślę że największy wpływ na moją pozytywną ocenę miało naprawdę doborowe towarzystwo! Dziękuję Wam dziewczyny i do zobaczenia na następnym konwencie!
PS. Cóż, relacja tak bardzo w stylu Ann, pełna pierdół i napisana prawie miesiąc po konwencie... xD

Autor: Ann
Zdjęcia: Natalia Roma, Konwent Południowe
Korekta: Ayo3

4 komentarze:

  1. Ann, leniwa z Ciebie guma, tyle czasu, ale lepiej później niż wcale. W nagrodę może następnym razem też przywiozę dla Ciebie kabanosy.
    Cudowne wspomnienia z konwentu powracają.
    Nie mogę przeboleć, że przespałam bal, jednak zabawa i tak była świetna. Na pewno dużo znaczyło super towarzystwo, przy którym czułam się swobodnie.
    Burdelik. ♥
    No, i oczywiście macanie cycków musi być. ♥
    Mam nadzieje, że zobaczymy się znowu wszystkie (a nawet w większej liczbie) w maju. Czekam z niecierpliwością na kolejny konwent.
    Dziękuję za wspólnie spędzony czas i piękne wspomnienia, dziewczyny. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ann, ta relacja była cudowna :D
    A mówiłaś, że nie umiesz, kłamca!

    Boże dobrze mi to wspomnień :D
    byłam pewna, że użyjesz w tej relacji okreslenia emahoshi, ale jak widzę dałaś mi tę ulgę i to pominęłaś xD

    Już tęsknię *^*
    Fajnie by było się spotkać całą ekipą! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha xD Uśmiełam się z Twoich wstawek;D
    Super, że udało Wam się dorwać to samo miejsce na Burdelik i balu też zazdroszczę T^T Wszystkie byłyście piękne w tych cosplay'ach, zachwycam się dalej! Nie rozumiem czemu Mikołaj, który kopał dziecko nie został doceniony :( Pięknie Annuś, super, że dobrze się bawiłyście:)

    OdpowiedzUsuń