31 grudnia 2014

[Opowiadanie] Jeszcze Rok!


Tytuł: Jeszcze Rok!
Autorzy: ema670
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 1
Gatunek: przyjaźń
Relacja: Chopper+Słomiani
Ograniczenie wiekowe: --
Akcja dzieje się w trakcie Time Skipu. Każdy Słomek przypomina sobie o urodzinach pewnego reniferka ;)
Starałam się wczuć w każdą postać, ale nie jest to takie proste ;/

Brook był zapędzany do roboty od samego rana, odkąd gang długorękich zaopiekował się nim, był w lepszej formie, oczywiście to nie ich sprawka, tylko samego samozaparcia szkieletu. Za to ta trójka świetnie robiła za jego menagerów i ustalała mu koncerty. Teraz gdy już wyszedł na scenę, a tłum skandował jego pseudonim miał zagrać jedną z nowych piosenek, ale w jego głowie była tylko jedna myśl: Dziś jego 24 koncert.
            Chopper-san, dzisiaj są Twoje urodziny, prawda? Ja właśnie stoję tutaj na scenie i mam zagrać kolejną pieśń płynącą prosto z serca, mimo że nie mam serca. Yohohohoho!
Zachichotał do mikrofonu, na co tłum zrobił się jeszcze głośniejszy.
            - Droga publiczności. – Krzyknął do mikrofonu. – Pozwólcie, że najpierw zagram coś dla mojego drogiego przyjaciela. – Zawołał z powagą. Gdy tylko parę strun brzęknęło tłum wiedział cóż to za melodia.
            Wszystkiego najlepszego, Chopper-san.
~0~
Zimno, wiatr, ogółem pizga. Ale co to dla cyborga, każdy dzień wyglądał dla niego od roku praktycznie tak samo. Sięgając po nowy arkusz papieru, spojrzał na kalendarz. Kartki z poprzednich dni, wciąż wisiały błagając o zmianę tego czasu. Złapał za kilka i zerwał by data się zgadzała. Zerwał i przyjrzał się dacie. Cyfra 24 nie dawała mu spokoju. Znał ją zbyt dobrze. Ale czy tylko wigilia miała mieć dzisiaj miejsce?
            Ach, więc to dzisiaj. Ciekawe co robi ten mały futrzak. Na jaką wyspę trafił, mam nadzieję, że nie pożarły go jakieś dzikusy.
            Spojrzał mimowolnie na sufit i spojrzał małego przyjaciela. Łzy zaczęły lecieć jak opętane, a jego wielka dłoń bez skóry wcierała je bezskutecznie.
            To takie wzruszające.
            -Wszystkiego najlepszego, bro! – Krzyknął.
~0~
Fufufufu. Robin po raz kolejny czytała książkę siedząc w kajucie na statku rebeliantów. Te przygody były niezwykłe, ale wciąż tęskniła za wariacjami młodego Monkeya i całej zgrai Słomkowych. Zatrzymując się na dwudziestej czwartej stronie odłożyła książkę i sięgnęła po zawsze towarzyszącą jej filiżankę kawy. Spojrzała w niej na swoje odbicie.
            Ciekawe czy Chopper żyje, mam nadzieję, że nie wykrwawił się na śmierć po ataku rekinów.
            Popatrzyła na drzwi słysząc dziwny szum, zignorowała go i upiła łuk kawy. Tafla ciemnego płynu zaburzyła się, a ona już wiedziała, że Chopper nie umarłby tak łatwo. Jego wizerunek pojawił się w filiżance, a Robin uśmiechnęła się do siebie.
            Wszystkiego najlepszego, Chopper-san.
~0~
Sanji właśnie zapierdalałam przez całą wyspę, bo w tym momencie uciekanie totalnie nie pasowało do jego obecnej sytuacji. Jeszcze nigdy nie był w większym gównie, niż to, które teraz go dopadło. Pieprzeni Okama, już czuł, że ten rok będzie jego najgorszym wspomnieniem życia. Sukienka? Jeszcze czego, nigdy się tak łatwo nie podda! Biegł niczym szalony przez całą wyspę, dopóki nie zrobiło się ciemno to był dwudziesty czwarty dzień gdy dali mu trochę luzu. Czasami są takie dni, gdzie było mu dane odpocząć, a ten właśnie padł dzisiaj. Położył się właśnie na jakiejś trawie, opierając głowę na swoich rękach i popatrzył w niebo. Serce kołatało mu jak zwariowane, ale przestał o tym myśleć.
            Pewnie dzisiaj robiłbym tonę zarcia dla Luffego. Przepyszne smakołyki dla moich dam i psie żarcie, dla tych darmozjadów. Oczywiście nie zapomniałbym o przepysznym torcie, który bym upiekł specjalnie dostosowując jego smak pod gust smaku tego małego rogacza. Jestem pewien, że by go polubił.
 Uśmiechnął się do siebie.
Wszystkiego najlepszego, Futrzaku.
~0~
Usopp siedział u boku swojego mentora, i przyglądał się małemu jelonkowi, który w porównaniu do tych wszystkich dziwnych stworzeń nie miał prawa tutaj istnieć. Jednak zwierzątko patrzyło się na niego błagalnie i właśnie wcinało jego dwudziestą czwartą jagodę, którą zerwał co prawda dla siebie, ale myślał o czymś zupełnie innym, a zwierzę przypomniało mu o małym rogaczu na ich statku.
            Hej Chopper, wiesz, że jestem teraz królem całej wysypy. Nic mnie nie przeraża. Sam jedyny uratowałem tego człowieka przede mną, teraz jestem potężnym wojownikiem i nawet walczyłem z olbrzymami, przysięgam Ci! Ale to nie były normalne olbrzymy. Ich skóra była pokryta łuskami, a z ich ust wydobywał się ogień, gdybyś tylko…
Z oka poleciała mu maleńka łezka tęsknotu.
            Wszystkiego najlepszego, Chopper!.
~0~
- Co Ty robisz bałwanie! Już dwudziesty czwarty raz Ci mówię, żebyś przestał mnie pouczać.
-Ale młoda damo, sama chciałaś byśmy Cię nauczali…
-Zamknij się! Nie mam teraz na to ochoty! – Nami trzasnęła drzwiami i usiadła na swoim łóżku. Otworzyła gazetę, w której był tylko mały artykuł poświęcony ich załodze. Powoli coraz mniej ludzi o nich pamiętało. Ale nic dziwnego słuch o nich zaginął. Nikt nie wiedział, gdzie są ani co robią. Nawet oni sami.
Właśnie, co robi teraz Chopper? Pewnie jest przerażony. On zawsze był takie bezbronny i kochany. A może właśnie się uczy o lekarstwach, może tak jak ja trafił na odpowiednią wyspę? Mam nadzieję.
Położyła   gazetę na klatce piersiowej i spojrzała przed siebie. Uśmiech sam cisnął się na ustach.
Hah, na pewno nic mu nie jest. Pewnie siedzi gdzieś teraz i rozmawia z dziwnymi zwierzętami. Chopper to potrafi.
Zamknęła oczy.
Wszystkiego najlepszego, Chopper!
~0~
            Pot spływał z czoła, ciało odmawiało posłuszeństwa, kolejne przysiady już były tylko katorgą, a oddech był coraz trudniejszy, ale nie poddawał się, a ćwiczył dalej. Perona ciągle krzyczała coś o dwudziestym czwartym grudnia, ale za cholere nie wiedział o czym ona gada. Zoro raczej był skupiony na swoim zadaniu, a nie na myśleniu o datach i godzinie. Chciał pokonać Mihawka. Taki miał cel i na tym będzie się skupiał. Przynajmniej tak miało być, dopóki nie usiadł wykończony na ziemi. Gdy poddał się medytacji. Liczby walnęły w niego jak z bicza.
            No tak 24 grudnia! Ten potwór ma urodziny. Pewnie stara się teraz by nikt nie brał go za potwora, ale walczy z jakimiś gadami. Kto go wie. Każdy z nas trafił gdzie indziej.
            Uśmiechnął się.
            Chopper, a może tak zaakceptować bycie potworem?
            Heh, wszystkiego najlepszego, potworze.
~0~
            Shishishishishishi! Luffy leżał na puchatym śniegu i patrzył się na ogromnego niedźwiedzia, który właśnie uznał go za dobrą przekąskę, niestety niedźwiedź chyba nie do końca zdawał sobie sprawę w co się pakuje i po paru minutach on sam był przekąską, dla tego jebniętego gumiaka. Śnieg padał niczym oszalały, a jeszcze wczoraj była jesień.
Luffy patrzył jak płatki spadają na różowe kwiatki nieopodal wielkiego drzewa. Dwadzieścia cztery kwiatki same poddały się miłości matki zimy i przytuliły się do śniegu tworząc piękną mieszankę różowo-białego pyłu. Luffy od razu mógł wspomnieć ten dzień gdy młody renifer żegnał się ze swoim domem. Wielkie drzewo Sakury na wyspie Drum było czymś co chciałby się zobaczyć ponownie.
            Shishishi. Co u Ciebie Chopper?! Nie uwierzysz, jak tu jest odjazdowo. Mnóstwo żarcia a płatki sakury widzę co najmniej co miesiąc. Musiałbyś to zobaczyć! Wiesz co myślę? Że pewnie teraz zajmujesz się jakimś ogromnym, żółtym pisklakiem, który woła tylko o żarcie. Shishishi
            Zaśmiał się i gestykulował do własnych myśli by pokazać jak ogromny by musiał być tn kurczak. Uśmiechnął się do znikających pod puchem różowych kwiatków.
            Wszystkiego najlepszego Choppy! Już za rok wyprawimy taką imprezę, że król mórz będzie za mały na nas wszystkich!

~0~
            Haha, dzisiaj jest piękny dzień. Słońce świeci. Tubylcy i ptaki się pogodziły, ja mogę uczyć się o nowych lekarstwach i sposobach leczenia.
 Chopper bujał się na stołku i patrzył na swój nowy wyrób. A im dłużej patrzył tym więcej rozmyślał.
Hihi, ciekawe co robi reszta załogi? Pewnie Nami krzyczy na jakiegoś bezbronnego staruszka. Zoro ćwiczy jak zawsze ignorując zalecenia lekarza. Sanji pewnie gotuje dla pięknych pań. Hihihi.
Przypomniał sobie dziwne zjawisko pojawiania się serc u blondyna.
 Brook gra na swoich skrzypcach. Franky pewnie buduje jakąś odjazdową maszynę, a Usopp na pewno pokonuje ogromne potwory.
Zaświeciły mu się oczy. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy tą ekipę. I posłucha opowieści wielkiego kapitana Usoppa!
Robin jak zawsze czyta książkę. Pewnie czyta tak jak ja! Wielkie tomy ogromnych ilości książek! A Luffy pewnie zżera tony mięsa!
- Och zjadłbym taki kawał mięcha! – Krzyknął.
Został rok i wszystkich zobaczę na shabondy.
Popatrzył na listek pływający w szklance koło ziół. Jego nosek sam się poruszył a oczy zrobiły się wilgotne od łez.
Wszystkiego najlepszego, Chopper!
Zabrzmiało ze wszystkich stron. Był pewny, że to słyszał więc rozejrzał się tylko. Nikogo.
Brook, Franky, Robin, Sanji, Usopp, Nami, Zoro, Luffy!
Młody renifer popłakał się. To na pewno był ich głos.

            Dziękuję Wam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz