Tytuł: Ćma
Autorka: Piegowata
Korekta: Vanilia
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: zhounen-ai
Para: ShanksxAce
Ograniczenia wiekowe: 16+
Są takie chwile, gdy Pieg ogarnia dupę i coś skrobnie,
a na pewno jedną z nich są urodziny żony.
Więc jeszcze raz: wszystkiego najlepszego, gejozy, dużo
sportówek i mechy, Ace w snach (i męża
czasem też), zajebistego konwentu i by statkiem mocno nie bujało :*
Ciemność
niosła za sobą odgłos głuchych kroków, zdradziecko ujawniając jego
obecność. Uniósł wyżej broń, tym samym dodając sobie otuchy . Chociaż
strzelając na oślep miał nikłą szansę na trafienie przeciwnika. Szczególnie tak
zwinnego. Cichy śmiech zagłuszył jego mimowolne westchnięcie. Błysnęła
staromodna, oliwna lampa, oświetlając ciemny zaułek i wydobywając z
czerni piegi rozsypane po dziecięcej twarzy. Oczy miał skryte pod rondlem
kapelusza, ale Shanks był pewien, że błyska w nich rozbawienie. Zęby obnażył
w uśmiechu. Drapieżnie. Z wyższością.
Akagami
zmarszczył brwi, widząc jak osoba, której szukał tyle lat, siedzi nonszalancko
na stercie skrzynek i wyczekująco patrzy na jego poczynania.
Nie mógł nic
na to poradzić ze bardziej niż jego rozbrajający uśmiech interesował a go gra
światła, w krótkim sztylecie, którym się bawił chłopak, żłobiąc znaki w jednej
z popękanych desek.
-Chce mnie
pan skuć? Panie detektywie? – Uniósł głowę, spoglądając na swojego przeciwnika,
wykrzywiając usta w półuśmiechu. W głębi jego oczu Shanks dostrzegł
czającą się czujność. Wiedział, że ta jego dziecięca postawa może być zgubna.
Przez lata podążał za nim. Cały czas w tyle. Krok za nim. Wciąż
niedościgniony.
Portgas
czekał na odpowiedz, świdrując go wzrokiem. Przekrzywił głowę, pozwalając, by
powieki w połowie skryły jego czekoladowe oczy, niemalże czarne, nadając wygląd
wygłodniałego tygrysa.
-Nie będę
się opierał. – Wbił nóż w drewno i posłusznie wyciągnął dłonie w jego stronę. –
Chce ci dać równe szanse.
-Lekceważysz
mnie? – Oczy Akagamiego błysnęły chłodno. – Jesteś pewien, że możesz sobie na
to pozwolić?
Piegowaty
oblizał wargi, mimowolnie zerkając w stronę odbezpieczonej broni, skierowanej w
swoją pierś. Delikatnie uniósł brwi, dając tym samym wyraz bezgranicznego
zdziwienia.
-Na pewno
chcesz to tak zakończyć? – Jęknął z rozczarowaniem. – Myślałem, że dobrze się
razem bawiliśmy.
-Zginęli
ludzie…
Machnął
ręką, ucinając jego dalszą wypowiedz.
- Przypadek.
Przypadki się zdarzają. Ofiary są niezbędne. – Starał się powstrzymywać
uśmiech, cisnący się na usta. – Dla dobra wyższych celów.
-Przypadkiem
wysadziłeś też bank główny… - Przerwał, zdziwiony jego nagłym wybuchem śmiechu.
Portgas złapał się krawędzi skrzynki i chichocząc donośnie, pomachał nogami
niczym małe dziecko. Teraz Shanksowi jeszcze bardzie przypominał niedojrzałego
bachora i zastanawiał się, jak wiele lat musiał spędzić na zabijaniu, by takim
się stać. Ile krwi musiało zostać przelane, by doprowadzić go do takiego stanu.
-Moja
legenda jest coraz zabawniejsza. – Wydyszał, ocierając łzy. – Nie było mnie
wtedy w kraju. Byłem na Karaibach. Ale ciiiiii… nikomu nie mów. - Zniżył
głos do konspiracyjnego szeptu.
-Karaiby? Po
co? – Shanks był niebezpiecznie pewny odpowiedzi.
-Oh, no
wiesz… pomyślałem, że zrobię sobie wakacje. Patrząc jak się męczysz, ściągając
Słomianych Złodziei. Więc… - wykorzystał konsternację rozmówcy, by
zmienić temat. – Co powiesz na zawieszenie broni? – Dla potwierdzenia swoich
słów wyciągnął ostrze i rzucił pod nogi zaskoczonego mężczyzny. – Tymczasowo.
Później zrobisz ze mną co chcesz.
-Później? –
Shanksowi ponownie przebiegło przez myśl pytanie, dlaczego akurat teraz
Piegowaty postanowił doprowadzić do ich konfrontacji.
Ace ze
zwinnością kota zeskoczył na ziemię i unosząc ręce do góry, zbliżył się do
swojego prześladowcy.
-Mmmmm….
Później. – Nachylił się w jego stronę i nie bacząc na lufę boleśnie wbijającą
się w żebra, złączył ich usta razem. – Później. – Powtórzył . nie potrafi
przenosić wyrazów
Akagami
cofnął się o krok i zlustrował go wzrokiem. Lata policyjnej służby nauczyły go
ostrożności i nieulegania tymczasowym zachciankom. Zwłaszcza jeśli
jedną z nich była osoba z uśmiechem psychopaty, mogąca wybić pół miasta.
-Nie szukaj
pułapki, jestem bezbronny.
Czerwnowłosy
schował pistolet do kabury, wciąż uważnie wpatrując się w chłopaka. Piegowatemu
najwyraźniej to wystarczyło, bo uśmiechnął się triumfalnie i oparł o szorstką
ścianę kamienicy, będąc pewnym swojego dzisiejszego zwycięstwa.
Irytujący
dźwięk telefonu, sprawił, ze Shanks ostatni raz zaciągnąwszy się papierosem,
wyrzucił niedopałek przez okno swojej wysłużonej toyoty.
Zaczynało
padać i ciężkie krople rozbijały się na szybie, skutecznie odcinając ich
od reszty świata.
-Akagami .–
Rzucił do słuchawki.
-Gdzie ty do
cholery jesteś? – Szorstki, lekko przytłumiony głos rozbrzmiał w jego uchu. –
Udało ci się złapać dzieciaka?
Zwolna
zerknął na nagą, okrytą czarnym płaszczem postać, skuloną na tylnym siedzeniu
samochodu. Oddychał spokojnie, miarowo, co chwile marszcząc nos, gdy jeden z
ciemnych kosmyków łaskotał go w twarz.
Shanks
uśmiechnął się półgębkiem. 0-1 dla Pana,
Portgas.
-Nie.
Uciekł. – Rozłączył się, nim szef miał okazję wygłosić kazanie na temat jego
nieudolności.
Awki <3
OdpowiedzUsuńKocham. *_*
Genialne =) czytałam to z uśmiechem =) dziękuje za tak cudownego one-shot =)
OdpowiedzUsuń