Autorka: Piegowata
Korekta: Kanako
Liczba rozdziałów: 1/?
Gatunek: yaoi
Para: AcexSanji
Ograniczenaie wiekowe: 18+
Wbrew
pragnieniom postanawiają się rozstać, by każdy kształtował swoją własną
przyszłość. Gdy ponownie się spotykają, muszą pokonać powstały dystans i
sprzeczność ich ról, jakie wyznaczyło im społeczeństwo.
Piegusek pragnie ostrzec, że dawno nie konsultowała się ze swoimi rodzinnym psychiatrą i odłożyła psychotropy.
Sanji stał jak zaczarowany, spoglądając na nie
więcej niż pięcioletnią dziewczynkę w niegdyś białej sukience, która teraz była
obficie nasiąknięta jej własną krwią. Wśród drobnych, czarnych loczków,
upiętych na czubku głowy, sterczały roztrzaskane kości czaszki. Dziewczynka
zaciskała drobne palce na pluszowym misiu, którego głowa chwiała się na boki za
każdym razem, gdy właścicielka zwierzaka podskakiwała w rytm muzyki.
— Niezwykle
żywiołowa jak na umarlaka, co? — Prezes firmy, z którą udało im się nawiązać
współpracę zeszłej wiosny, przeszedł obok niego, chichocząc pod nosem i złapał
swoją wnuczkę za rękę, rycząc przy tym niczym stado dogorywających nosorożców.
Odszedł z siekiera dyndającą mu w plecach.
— Rozkoszne —
rzucił cierpko kelner, podając Sanjiemu lampkę szampana.
— Co tu
robisz? - zapytał blondyn, spod przymrużonych powiek rejestrując że piegowaty
wdział na siebie jeden ze smokingów, w którzy krążyli po sali, kelnerzy. —
Myślałem, że zabójstwa to całkiem intratny biznes i nie musisz dorabiać.
— Bawi mnie
wasza beztroska, gdybym teraz odstrzelił przynajmniej połowę z was, mógłbym
ustawić się do końca życia.
—
Pokrzepiające. Ale dużo by ci go nie zostało, każdy z tych ludzi ma więcej
ochroniarzy, niż państwo wojsk — zapewnił go, mocząc usta w złocistym płynie,
przy okazji stukając wampirzymi kłami w szkło.
— A gdzie są
twoi? — zainteresował się Portgas.
— Postanowili
zabawić się w kelnerów.
— Wejdź za
pięć minut do toalety na końcu korytarza — mruknął półgębkiem, zmieniając temat i
serwując kolejną lampkę trunku mocno zaczerwienionemu mężczyźnie, którego Sanji
pamiętał jak przez mgłę z bożonarodzeniowej imprezy.
— Nie możesz
poczekać z tym aż wrócimy do domu. — Uśmiechnął się pod nosem.
— Sanji — jego
imię zostało wypowiedziane karcąco — mówię poważnie. Ten wilkołak... ten
wilkołak z porożem, pewnie nigdy wcześniej go nie widziałeś. — Blondyn
niechętnie przyznał mu rację. — Za to ja znam go za dobrze. Oprócz mnie jeszcze
ośmioro ludzi dostało na ciebie zlecenie. Nie możesz zachowywać się
lekkomyślnie.
Blondyn poczuł
się jak skarcony dzieciak i westchnął zrezygnowany, wbijając wzrok w plecy
Ace'a, który teraz zręcznie wymijając tańczące pary, wymknął się z
pomieszczenia.
*
Serce biło mu
jak szalone, gdy wchodził do sterylnie czystej łazienki, a jego kroki odbijały
się od białych płytek i wracały ze zdwojoną głośnością. Starał się wyjść, nie
będąc zauważonym przez zwierzo-podobne-coś, ale nie był pewien na ile udało mu
się tego dokonać.
Krzyknął. A
właściwie próbował, bo czyjaś dłoń przesłoniła mu usta i wciągnęła do
najbliższej kabiny.
— Ciii —
uspokoił go Ace. Sanji przytaknął i piegowaty odjął dłoń od jego ust. — Posłuchaj
mnie. Niedługo na dole będzie czekał mój brat. Zawiezie cię w bezpieczne
miejsce. Ja zajmę się tym zwierzakiem i przyjadę do was. — Jego gorące wargi
znalazły się tuż koło ucha Sanjiego, a kilka blond włosów połaskotało go w nos.
Ucałował smukłą szyję i przygarnął mężczyznę do siebie. – Przepraszam, że do
tego doszło.
— Nie
przypominam sobie byś rozsyłał moje zdjęcia do wszystkich, którzy potrafią
przeładować broń i proponował im wyższe kieszonkowe niż dotychczas — mruknął
Sanji, czując, że mimo całej sytuacji, czyje się niesamowicie spokojny. Zatopił
palce w czarnych, lekko kręconych włosach i odchylił głowę kochanka, by wpić
się w jego wargi. Jeden ze sztucznych, plastikowych kłów Draculi rozciął
piegowatemu wargę i Sanji zlizał kroplę krwi.
— Wyjmij to —
westchnął Ace, pakując mu dwa palce do ust i odczepiając tandetny rekwizyt. —
Nie mogę zrozumieć co was bawi w tych wszystkich balach i przyjęciach.
— Kto
powiedział, ze nas to bawi — uciął krótko, ponownie przywierając do jego ust.
Ace wślizgnął
ręce pod kostium imitujący barokowy strój Hrabiego Palownika i przycisnął
blondyna do zimnych płytek, zwinnie rozpinając mu spodnie. Sanji jęknął cicho
czując dłoń na swoim nabrzmiałym członku. Wiedział, że muszą się śpieszyć,
dlatego pośpiesznie poradził sobie z paskiem ace’owych spodni. Zagryzł zęby na
jego ramieniu, oplatając go nogami w pasie.
Portgas
zacisnął mocno dłonie na jego pośladkach i, nie mogąc sobie pozwolić na
pieszczoty, opuścił kochanka na swojego członka. Ucisk na jego ramieniu się
wzmocnił, ale Sanji poruszał się razem z nim, co chwile dusząc głośniejsze
jęki.
— Ace —
wydyszał, z przymkniętymi powiekami. — Ace — powtórzył — kocham cię.
Piegowaty
zamarł na moment, po czym złączył ich wargi razem i zaczął się gwałtownie
poruszać, nie przejmując się tym, ze każdy może ich usłyszeć.
Blondyn
spojrzał na zębaty, wojskowy nóż.
— Na wypadek,
gdybyś nie był w stanie mnie uratować? — mruknął Sanji, doprowadzając włosy do
porządku.
— Nie, zawsze
cię uratuję. Przed kimś. To na wypadek, gdybyś musiał się ratować przede mną –
powiedział Ace, mocniej zaciskając palce kochanka na rękojeści. Po czym
wyszedł, a plastikowe drzwiczki trzasnęły głucho.
*
Ace miał
rację. Nie trudno było go znaleźć. Opierał się o drzwiczki czarnej toyoty.
Czerwona kamizelka i słomkowy kapelusz sprawiały, ze wyróżniał się bardziej niż
przysłowiowy terrorysta w przedszkolu. Mężczyzna wyszczerzył zęby w szerokim
uśmiechu i Sanji wyzbył się jakichkolwiek wątpliwości, ze to brat Ace'a. Skinął
mu głową i wślizgnął się na siedzenie pasażera.
Sanji patrzył
kątem oka jak chłopak, nucąc pod nosem, odjeżdża spod hotelowego parkingu.
Złapał się na tym, ze sam się uśmiecha. Najwyraźniej ten człowiek zbyt dobrze
znał Portgasa, by się o niego martwić.
— Ace nie
wspominał, ze ma brata — odezwał się, by przerwać ciszę panująca w samochodzie.
— Nie mówi o
sobie dużo — stwierdził mężczyzna, a Sanji miał wrażenie, że przez jego pogodną
twarz przebiegł cień. Ale mogło to być jedynie wyobrażeniem, gdyż uśmiechnął
się jeszcze szerzej, wyciągając rękę. — Nie przedstawiłem się, jestem Monkey D.
Luffy.
-San...
Sanji
zamrugał, gdy uśmiechnięta twarz zniknęła, zmieniając się w wykrzywioną marę o
czarnych, fantasmagorycznych oczach.
Ogarnęła go
ciemność.
*
Obudził się,
czując że wykręcone ręce są mocno związane z oparciem krzesła, na którym został
posadzony. Nadgarstki piekły go od szorstkiej liny. Rozejrzał się po niemalże
pustym magazynie. Niedaleko stał jedynie mały koślawy stołek, na którym
siedział brat Ace'a, Luffy. Tak miał na imię?
Po jego
ujmującym uśmiechu pozostało jedynie wspomnienie. Patrzył chłodno, szczęki
zacisnął jakby nie chcąc powiedzieć za dużo. Sanji zrozumiał, że Portgas ma
najwyraźniej problemy ze zrozumieniem rodziny.
Monkey
westchnął i zeskoczył lekko ze stołka, wyciągając wojskowy nóż, idealną kopię
tego, który spoczywał w wewnętrznej kieszeni marynarki Sanjiego. Czuł teraz,
jak ciąży mu na piersi.
— Przepraszam —
powiedział z całą swoją prostotą – nie chcę cię krzywdzić. Ale dopóki żyjesz,
Ace nie wyjdzie z tego cało. Jest świetny, ale nie poradzi sobie sam z naszą
ósemką.
— Naszą? —
parsknął Sanji. — Więc ty też?
— Oczywiście.
Tak jak Ace. To mój jedyny brat, muszę go chronić. Mam nadzieję, ze rozumiesz.
— Przepraszający ton głosu dodatkowo drażnił Sanjiego.
— Nie rozumiem
— przyznał, mimo że stal już spoczywała na jego gardle, z niezwykłą łatwością przecinając
naskórek i sprawiając, że pierwsze szkarłatne krople spłynęły po szyi i
obojczyku. — myślisz, że ci to wybaczy?
Chłopak
przekrzywił głowę, jakby nie docierał do niego sens dopiero co wypowiedzianych
słów.
— Przecież
jesteśmy rodziną. — Sanjiego uderzyła prostota tego człowieka, ale zamilkł,
czując, że ucisk na jego gardle się zwiększa.
Drgnął słysząc
huk wystrzału, a po chwili jego oko zostało zalane szkarłatem. Czekał na ból,
który nie nadszedł. Ciepłe krople opadły na jego policzek i spłynęły krwawym
deszczem. Głuchy odgłos upadającego ciała, kazał uświadomić mu, że to nie on
był celem. Patrzył jak słomkowy kapelusz upada obok jego stóp. Twarz zastygła w
wyrazie dziecinnej radości, stała się blada i jedynie mała dziurka po naboju,
znajdująca się idealnie pośrodku czoła, kontrastowała swą czernią z ogólną
jasnością. Nawet ciche kroki nie były w stanie sprawić, by oderwał wzrok od
swojego niedawnego oprawcy.
Ace podszedł
do ciała leżącego na podłodze i ukląkł, zamykając mu powieki.
— Przykro mi, że
do tego doszło, Luffy. Nigdy nie sądziłem, że każesz mi wybierać. To był twój
błąd. — Pogładził go po policzku i wstał, zerkając na Sanjiego.
— Wszystko w
porządku? — szepnął, a jego głos nabrał
nowej, łagodnej nuty, której Sanji nigdy wcześniej nie doświadczył. —
przepraszam, że to się tak potoczyło. Ufałem Luffy’emu bardziej niż sobie. — Wytarł
rękawem krew z jego policzka i zajrzał w oczy, oczekując odpowiedzi.
— Tak. — Tylko
tyle zdołał z siebie wydusić, bo gula w gardle wydobywała z niego niezrozumiałe
charczenie.
Nóż, wyrwany
przez Portgasa z zaciśniętych, martwych palców, szybko poradził sobie z węzłami
pętającymi ręce.
Mimo słabych protestów, blondyn został wzięty na ręce. Zamknął oczy, aby
pozbyć się obrazu wciąż stojącego mu przed oczami i pozwolił sobie na
odpłynięcie w krainę zapomnienia. Zasypiając, zarejestrował jeszcze gorące
wargi na swoi czole i uspokajające słowa, które w tamtym momencie nie miały
żadnego znaczenia.
Ace to czysty chodzący seks i ta troska, taka prawdziwa. Przeciwieństwie do Luffy'ego wierzę bardzo mocno, że Ace sobie poradzi z tymi wszystkim psychicznymi mordercami i będzie happy end i tyle miłości <3
OdpowiedzUsuńSwoją drogą podobała mi się postawa Słomkowego, jakoś tak mnie wzruszyła. Taki pseudo heroiczny bohater. :D Dajże mi już ciąg dalszy, a nie pitol :D
A teraz powiem, że zajebiście początek mi się podobał. Gdybyś mi nie jebła spoilera przed czytaniem to bym pomyślała, że Sanji znalazł się w centrum jakiejś masakry. Cała akcja na balu była ach! Sanji w tych sztucznych kłach to musiał wyglądać ZBÓJCZO. Podłożyłabym się, gdybym spotkała takiego wampirka.
OdpowiedzUsuńSeksyyyyyy!!!! Taki szybki namiętny w kiblu... ach, te ostre ząbki! Następnym razem proszę dłużej!;D
To z Luffym mnie zaskoczyłaś, ale z drugiej strony fajnie wyszło. Mam nadzieję, że coś jeszcze wspomnisz o jego śmierci w następnym rozdziale:) Sanji będzie miał nieźle narąbane we łbie po tym wszystkim. Ale Ace go ugłaska prawda? I dalej skesy xD !
Właśnie, pisaj i nie pitol. (Ale zwracam honory, Pieg pisała do późnej nocy i dziś jeszcze a komp jej tnie się jak skurwysyn. Więc i tak dobrze, że coś mamy.)