3 czerwca 2014

[Opowiadanie] Rozkład - Rozdział 2

Tytuł: Rozkład
Autorka: Piegowata
Korekta:  Kanako
Liczba rozdziałów: 1/?
Gatunek: yaoi
Para: AcexSanji
Ograniczenaie wiekowe: 18+
Wbrew pragnieniom postanawiają się rozstać, by każdy kształtował swoją własną przyszłość. Gdy ponownie się spotykają, muszą pokonać powstały dystans i  sprzeczność ich ról, jakie wyznaczyło im społeczeństwo.
Piegusek pragnie ostrzec, że dawno nie konsultowała się ze swoimi rodzinnym psychiatrą i odłożyła psychotropy. 

 Sanji stał jak zaczarowany, spoglądając na nie więcej niż pięcioletnią dziewczynkę w niegdyś białej sukience, która teraz była obficie nasiąknięta jej własną krwią. Wśród drobnych, czarnych loczków, upiętych na czubku głowy, sterczały roztrzaskane kości czaszki. Dziewczynka zaciskała drobne palce na pluszowym misiu, którego głowa chwiała się na boki za każdym razem, gdy właścicielka zwierzaka podskakiwała w rytm muzyki.
— Niezwykle żywiołowa jak na umarlaka, co? — Prezes firmy, z którą udało im się nawiązać współpracę zeszłej wiosny, przeszedł obok niego, chichocząc pod nosem i złapał swoją wnuczkę za rękę, rycząc przy tym niczym stado dogorywających nosorożców. Odszedł z siekiera dyndającą mu w plecach.
— Rozkoszne — rzucił cierpko kelner, podając Sanjiemu lampkę szampana.
— Co tu robisz? - zapytał blondyn, spod przymrużonych powiek rejestrując że piegowaty wdział na siebie jeden ze smokingów, w którzy krążyli po sali, kelnerzy. — Myślałem, że zabójstwa to całkiem intratny biznes i nie musisz dorabiać.
— Bawi mnie wasza beztroska, gdybym teraz odstrzelił przynajmniej połowę z was, mógłbym ustawić się do końca życia.
— Pokrzepiające. Ale dużo by ci go nie zostało, każdy z tych ludzi ma więcej ochroniarzy, niż państwo wojsk — zapewnił go, mocząc usta w złocistym płynie, przy okazji stukając wampirzymi kłami w szkło.
— A gdzie są twoi? — zainteresował się Portgas.
— Postanowili zabawić się w kelnerów.
— Wejdź za pięć minut do toalety na końcu korytarza — mruknął półgębkiem, zmieniając temat i serwując kolejną lampkę trunku mocno zaczerwienionemu mężczyźnie, którego Sanji pamiętał jak przez mgłę z bożonarodzeniowej imprezy.
— Nie możesz poczekać z tym aż wrócimy do domu. — Uśmiechnął się pod nosem.
— Sanji — jego imię zostało wypowiedziane karcąco — mówię poważnie. Ten wilkołak... ten wilkołak z porożem, pewnie nigdy wcześniej go nie widziałeś. — Blondyn niechętnie przyznał mu rację. — Za to ja znam go za dobrze. Oprócz mnie jeszcze ośmioro ludzi dostało na ciebie zlecenie. Nie możesz zachowywać się lekkomyślnie.
Blondyn poczuł się jak skarcony dzieciak i westchnął zrezygnowany, wbijając wzrok w plecy Ace'a, który teraz zręcznie wymijając tańczące pary, wymknął się z pomieszczenia.

*

Serce biło mu jak szalone, gdy wchodził do sterylnie czystej łazienki, a jego kroki odbijały się od białych płytek i wracały ze zdwojoną głośnością. Starał się wyjść, nie będąc zauważonym przez zwierzo-podobne-coś, ale nie był pewien na ile udało mu się tego dokonać.
Krzyknął. A właściwie próbował, bo czyjaś dłoń przesłoniła mu usta i wciągnęła do najbliższej kabiny.
— Ciii — uspokoił go Ace. Sanji przytaknął i piegowaty odjął dłoń od jego ust. — Posłuchaj mnie. Niedługo na dole będzie czekał mój brat. Zawiezie cię w bezpieczne miejsce. Ja zajmę się tym zwierzakiem i przyjadę do was. — Jego gorące wargi znalazły się tuż koło ucha Sanjiego, a kilka blond włosów połaskotało go w nos. Ucałował smukłą szyję i przygarnął mężczyznę do siebie. – Przepraszam, że do tego doszło.
— Nie przypominam sobie byś rozsyłał moje zdjęcia do wszystkich, którzy potrafią przeładować broń i proponował im wyższe kieszonkowe niż dotychczas — mruknął Sanji, czując, że mimo całej sytuacji, czyje się niesamowicie spokojny. Zatopił palce w czarnych, lekko kręconych włosach i odchylił głowę kochanka, by wpić się w jego wargi. Jeden ze sztucznych, plastikowych kłów Draculi rozciął piegowatemu wargę i Sanji zlizał kroplę krwi.
— Wyjmij to — westchnął Ace, pakując mu dwa palce do ust i odczepiając tandetny rekwizyt. — Nie mogę zrozumieć co was bawi w tych wszystkich balach i przyjęciach.
— Kto powiedział, ze nas to bawi — uciął krótko, ponownie przywierając do jego ust.
Ace wślizgnął ręce pod kostium imitujący barokowy strój Hrabiego Palownika i przycisnął blondyna do zimnych płytek, zwinnie rozpinając mu spodnie. Sanji jęknął cicho czując dłoń na swoim nabrzmiałym członku. Wiedział, że muszą się śpieszyć, dlatego pośpiesznie poradził sobie z paskiem ace’owych spodni. Zagryzł zęby na jego ramieniu, oplatając go nogami w pasie.
Portgas zacisnął mocno dłonie na jego pośladkach i, nie mogąc sobie pozwolić na pieszczoty, opuścił kochanka na swojego członka. Ucisk na jego ramieniu się wzmocnił, ale Sanji poruszał się razem z nim, co chwile dusząc głośniejsze jęki.
— Ace — wydyszał, z przymkniętymi powiekami. — Ace — powtórzył — kocham cię.
Piegowaty zamarł na moment, po czym złączył ich wargi razem i zaczął się gwałtownie poruszać, nie przejmując się tym, ze każdy może ich usłyszeć.
Blondyn spojrzał na zębaty, wojskowy nóż.
— Na wypadek, gdybyś nie był w stanie mnie uratować? — mruknął Sanji, doprowadzając włosy do porządku.
— Nie, zawsze cię uratuję. Przed kimś. To na wypadek, gdybyś musiał się ratować przede mną – powiedział Ace, mocniej zaciskając palce kochanka na rękojeści. Po czym wyszedł, a plastikowe drzwiczki trzasnęły głucho.

*

Ace miał rację. Nie trudno było go znaleźć. Opierał się o drzwiczki czarnej toyoty. Czerwona kamizelka i słomkowy kapelusz sprawiały, ze wyróżniał się bardziej niż przysłowiowy terrorysta w przedszkolu. Mężczyzna wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i Sanji wyzbył się jakichkolwiek wątpliwości, ze to brat Ace'a. Skinął mu głową i wślizgnął się na siedzenie pasażera.
Sanji patrzył kątem oka jak chłopak, nucąc pod nosem, odjeżdża spod hotelowego parkingu. Złapał się na tym, ze sam się uśmiecha. Najwyraźniej ten człowiek zbyt dobrze znał Portgasa, by się o niego martwić.
— Ace nie wspominał, ze ma brata — odezwał się, by przerwać ciszę panująca w samochodzie.
— Nie mówi o sobie dużo — stwierdził mężczyzna, a Sanji miał wrażenie, że przez jego pogodną twarz przebiegł cień. Ale mogło to być jedynie wyobrażeniem, gdyż uśmiechnął się jeszcze szerzej, wyciągając rękę. — Nie przedstawiłem się, jestem Monkey D. Luffy.
-San...
Sanji zamrugał, gdy uśmiechnięta twarz zniknęła, zmieniając się w wykrzywioną marę o czarnych, fantasmagorycznych oczach.
Ogarnęła go ciemność.

*

Obudził się, czując że wykręcone ręce są mocno związane z oparciem krzesła, na którym został posadzony. Nadgarstki piekły go od szorstkiej liny. Rozejrzał się po niemalże pustym magazynie. Niedaleko stał jedynie mały koślawy stołek, na którym siedział brat Ace'a, Luffy. Tak miał na imię?

Po jego ujmującym uśmiechu pozostało jedynie wspomnienie. Patrzył chłodno, szczęki zacisnął jakby nie chcąc powiedzieć za dużo. Sanji zrozumiał, że Portgas ma najwyraźniej problemy ze zrozumieniem rodziny.
Monkey westchnął i zeskoczył lekko ze stołka, wyciągając wojskowy nóż, idealną kopię tego, który spoczywał w wewnętrznej kieszeni marynarki Sanjiego. Czuł teraz, jak ciąży mu na piersi.
— Przepraszam — powiedział z całą swoją prostotą – nie chcę cię krzywdzić. Ale dopóki żyjesz, Ace nie wyjdzie z tego cało. Jest świetny, ale nie poradzi sobie sam z naszą ósemką.
— Naszą? — parsknął Sanji. — Więc ty też?
— Oczywiście. Tak jak Ace. To mój jedyny brat, muszę go chronić. Mam nadzieję, ze rozumiesz. — Przepraszający ton głosu dodatkowo drażnił Sanjiego.
— Nie rozumiem — przyznał, mimo że stal już spoczywała na jego gardle, z niezwykłą łatwością przecinając naskórek i sprawiając, że pierwsze szkarłatne krople spłynęły po szyi i obojczyku. — myślisz, że ci to wybaczy?
Chłopak przekrzywił głowę, jakby nie docierał do niego sens dopiero co wypowiedzianych słów.
— Przecież jesteśmy rodziną. — Sanjiego uderzyła prostota tego człowieka, ale zamilkł, czując, że ucisk na jego gardle się zwiększa.
Drgnął słysząc huk wystrzału, a po chwili jego oko zostało zalane szkarłatem. Czekał na ból, który nie nadszedł. Ciepłe krople opadły na jego policzek i spłynęły krwawym deszczem. Głuchy odgłos upadającego ciała, kazał uświadomić mu, że to nie on był celem. Patrzył jak słomkowy kapelusz upada obok jego stóp. Twarz zastygła w wyrazie dziecinnej radości, stała się blada i jedynie mała dziurka po naboju, znajdująca się idealnie pośrodku czoła, kontrastowała swą czernią z ogólną jasnością. Nawet ciche kroki nie były w stanie sprawić, by oderwał wzrok od swojego niedawnego oprawcy.
Ace podszedł do ciała leżącego na podłodze i ukląkł, zamykając mu powieki.
— Przykro mi, że do tego doszło, Luffy. Nigdy nie sądziłem, że każesz mi wybierać. To był twój błąd. — Pogładził go po policzku i wstał, zerkając na Sanjiego.
— Wszystko w porządku? —  szepnął, a jego głos nabrał nowej, łagodnej nuty, której Sanji nigdy wcześniej nie doświadczył. — przepraszam, że to się tak potoczyło. Ufałem Luffy’emu bardziej niż sobie. — Wytarł rękawem krew z jego policzka i zajrzał w oczy, oczekując odpowiedzi.
— Tak. — Tylko tyle zdołał z siebie wydusić, bo gula w gardle wydobywała z niego niezrozumiałe charczenie.
Nóż, wyrwany przez Portgasa z zaciśniętych, martwych palców, szybko poradził sobie z węzłami pętającymi ręce.
Mimo słabych protestów, blondyn został wzięty na ręce. Zamknął oczy, aby pozbyć się obrazu wciąż stojącego mu przed oczami i pozwolił sobie na odpłynięcie w krainę zapomnienia. Zasypiając, zarejestrował jeszcze gorące wargi na swoi czole i uspokajające słowa, które w tamtym momencie nie miały żadnego znaczenia.

2 komentarze:

  1. Ace to czysty chodzący seks i ta troska, taka prawdziwa. Przeciwieństwie do Luffy'ego wierzę bardzo mocno, że Ace sobie poradzi z tymi wszystkim psychicznymi mordercami i będzie happy end i tyle miłości <3
    Swoją drogą podobała mi się postawa Słomkowego, jakoś tak mnie wzruszyła. Taki pseudo heroiczny bohater. :D Dajże mi już ciąg dalszy, a nie pitol :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A teraz powiem, że zajebiście początek mi się podobał. Gdybyś mi nie jebła spoilera przed czytaniem to bym pomyślała, że Sanji znalazł się w centrum jakiejś masakry. Cała akcja na balu była ach! Sanji w tych sztucznych kłach to musiał wyglądać ZBÓJCZO. Podłożyłabym się, gdybym spotkała takiego wampirka.
    Seksyyyyyy!!!! Taki szybki namiętny w kiblu... ach, te ostre ząbki! Następnym razem proszę dłużej!;D
    To z Luffym mnie zaskoczyłaś, ale z drugiej strony fajnie wyszło. Mam nadzieję, że coś jeszcze wspomnisz o jego śmierci w następnym rozdziale:) Sanji będzie miał nieźle narąbane we łbie po tym wszystkim. Ale Ace go ugłaska prawda? I dalej skesy xD !
    Właśnie, pisaj i nie pitol. (Ale zwracam honory, Pieg pisała do późnej nocy i dziś jeszcze a komp jej tnie się jak skurwysyn. Więc i tak dobrze, że coś mamy.)

    OdpowiedzUsuń