Autorka: Piegowata
Korekta: Kanako
Liczba rozdziałów: miniaturka
Gatunek: shounen-ai
Para: AcexSabo
Ograniczenie wiekowe: 12+
Dedykacja: Dla Kanako ;*
Siedział z
głową Luffy’ego opartą na ramieniu, ciesząc się chłodzącą, morską bryzą, która
niosła ukojenie po całodziennych upałach, o czym boleśnie przypominał, wciąż
rozgrzany kamień, w którym znalazł sobie oparcie. Przyglądał się gwiazdom.
Małym, oddalonym, będących dla niego oznaką wolności. Idealnie widocznych z ich
domku na drzewie i wyjątkowo pięknych na pełnym morzu.
Staliśmy się wolni, prawda, Ace?
Tak jak tego pragnęliśmy.
Wygraliśmy.
Chłodny, nocny
wiatr wprawił drzewa w delikatny taniec, a przez ich szum przebiło się donośne
chrapanie. Zachichotał, wplatając palce w czarne włosy i mierzwiąc je wyzbyty
przesadnej delikatności.
Młodszy z
braci wymamrotał coś przez sen i mocniej zacisnął dłonie na jego koszulce,
śliniąc ją przy tym obficie. Przyjrzał się jego beztroskiej twarzy, wciąż
noszącej znamiona dziecinności, ale teraz, gdy zobaczył jego siłę i oddanie
jakim darzy go załoga, był pewien, że ominęła go zbyt duża część życia z dala
od tej dwójki. Gdzie jeden już nie powróci...
— Tu jesteś. —
Piegowaty odgarnął gałąź i przedarł się do Sabo, który leżał na wznak wpatrując
się w rozgwieżdżone niebo. Przynajmniej dopóki całego widoku nie przesłoniła mu
roześmiana twarz Portgasa. — Szukałem cię.
— Hej, Ace...
czy jak zostaniemy piratami to będziemy wolni? — zapytał w odpowiedzi, a widząc
jak chłopak energicznie kiwa głową, dodał: — Fajnie jest móc robić co się chce.
Ace usiadł
obok niego, obejmując kolana ramionami.
— Co byś
chciał zrobić jako pierwsze? — Popatrzył z góry na przyjaciela, który zerknął na
niego zaskoczony pytaniem, po czym uciekł wzrokiem, ponownie szukając ukojenia
w ciałach niebieskich.
— Nie wiem —
skłamał, mając nadzieję, że intensywny czerwony kolor, wpełzający mu na
policzki, skutecznie zostanie okryty przez ciemność nocy.
— Nudy — naburmuszył
się Portgas, nadymając policzki, jednak jego zły humor zaraz został przerwany.
— Patrz, spadająca gwiazda!
Sabo pomyślał
życzenie.
Jak zawsze to
samo.
Blondyn
zamknął oczy, mając nadzieję, że w nocy nie będzie padać. Nie chciało mu się
stąd wracać.
Poczuł
delikatny ucisk na swoich wargach.
— Co robisz? —
wymamrotał zaskoczony bliskością Ace'a
— Nie wiem —
przyznał — ale chciałem to zrobić. Nie mogę? — Uśmiechnął się z wyższością,
widząc tak żywą reakcję. A nie doczekawszy się protestu, kontynuował.
Przez myśl
Sabo przebiegły tylko dwie rzeczy, że tym właśnie jest wolność i że spadająca
gwiazda czasem potrafi spełniać życzenia.
A potem był
już tylko Portgas.
Portgas
popatrzył na wilgotne, lekko rozchylone wargi blondyna, na jego zarumienione
policzki i oczy do połowy skryte pod powiekami, wciąż wypełnione
niedowierzaniem. Uśmiechnął się ciepło i przyciągnął go do siebie. Wsunął ręce
pod niebieską marynarkę i pogładził jego plecy. Może i Ace nie grzeszył
inteligencją, ale wiedział kiedy jego przyjaciół coś martwi. Sabo przyjął z
wdzięcznością pieszczotę i przywarł do niego całym ciałem...
— Ace.... —
jęknął Luffy, dręczony koszmarem.
— Zdaje się,
że myślimy o tym samym — mruknął, ponownie przenosząc wzrok na nocne niebo. —
Gdzie teraz jesteś, Ace?
— Gdzie mogę
być, gdy dwaj moi bracia są tutaj? — Jego ciepły, lekko rozbawiony głos,
sprawił, ze niemalże poderwał się na nogi, nie bacząc na Luffy’ego śpiącego mu
na ramieniu. Jednak Ace szybko znalazł się przy nich, kucając tak, że znalazł
się na wysokości twarzy rewolucjonisty.
— Ace —
wzruszenie nadało mu szorstkiego tonu — to sen?
Piegowaty
wzruszył ramionami.
— Czy to
ważne?
— Nie —
przyznał po chwili, a jego odpowiedź została stłumiona przez gorące wargi
Portgasa.
Wyplątał palce
z włosów Luffy’ego i wplótł je w te nieco dłuższe kosmyki. Przyciągnął go do
siebie zachłannie.
Zamruczał z
rozkoszy, ciesząc się ponowną bliskością ciała Ace'a.
— Tęskniłem —
wyrzucił z siebie, starając się ukryć emocje. Oparł jego czoło na ramieniu, a
jeden z czerwonych korali przycisnął do skroni. Poczuł jego ramiona zamykają go
w silnym uścisku.
— Zajmij się
naszym nierozsądnym braciszkiem – szepnął Portgas, wodząc nosem po policzku i
musnąwszy w przelocie jego wargi, poderwał się z ziemi. Odgarnął Luffy’emu
spocone włosy z czoła i, wciskając ręce do kieszeni, odwrócił się na pięcie.
— Ace! — Zorientował
się, że to jest jedyny moment na rachunek sumienia. — Przepraszam ja... —
zamilkł, uświadamiając sobie na plaży nie pozostał nikt poza nim samym i
Luffy’m, który wciąż spał w najlepsze — ...że cię nie uratowałem — dokończył w
przestrzeń i przygarnął do siebie szczupłe ciało kapitana Słomkowych Kapeluszy.
*________________________________* Ace uciekł, bo nie widzi winy w Sabo, ot co, w końcu dokonał wybór - swoje życie w zamian za życie Luffy'ego *nadal uważa, że to tylko i wyłącznie wina Ody, że Sabo się tam nie pojawił, bo on po prostu NIE chciał ratować Ace'a* :<
OdpowiedzUsuńBardzo ładne opko, pisaj ty mi ich więcej + przydałoby się jakaś mała kontynuacja, któregoś opka z Sanjim i Ace'm nie sądzisz? Zaniedbujesz mój fanowski apetyt. Chcesz żebym była na głodzie ficzkowym, wredniaczku? ;P
Pięknie *ociera łezkę wzruszenia* :D
Ja się wzruszyłam na końcu T^T To było takie smutne! Ja myślę, że Oda nam zaserwuje jeszcze dlaczego Sabo się nie pojawił. I MAM NADZIEJĘ, ŻE TO BĘDZIE DOBRY POWÓD.
OdpowiedzUsuńTo sformowanie "wyzbyty przesadnej delikatności" bardzo mi się podobało. W końcu to faceci^^ No mnie się łza w oku kręci a retrospekcja była magiczna! Tak romantiko pod gwiazdami i Ace taki śmiały jak to on i Sabo rumieniący się jak dziewczę. A jak pojawił się jego duch i Sabo nie mógł przeprosić... T^T buuuuu! Ich pocałunek mega, nie ma to jak Luffy który pochrapuje obok;D Słodycz. Liczę w ogóle w mandze, że Blondyn spędzi sobie tak wieczór z naszym Kapitanem.
Piękne opowiadanko, naprawdę:*
O! Do Kany się przyłączam z tym Sanjim i Ace'em! (będę Cię teraz codziennie kopać w dupę, żebyś pisała xD) a o całej reszcie już nie wspomnę;D
*ma ciarki*
OdpowiedzUsuń*beczy*
Mój ulubiony fragment
"— Gdzie teraz jesteś, Ace?
— Gdzie mogę być, gdy dwaj moi bracia są tutaj? "
Jakoś tak złapało mnie to za serce. Brak mi słów po prostu, żeby opisać, co we mnie wywołała ta miniatura. O dziwo, nie brzęczę o długość tekstu [wyjątkowo ;D], bo skończyłaś w dobrym momencie. ^.^
Wyrzuty sumienia Sabo... Może to moja nadinterpretacja, ale w momencie, gdy Sabo mówi o wolności, mam wrażenie, że myśl o tym, iż nie ratował Ace'a nigdy nie da mu możliwości być wolnym. Ale to tylko moje abstrakcje.
Kocham : D