11 maja 2014

[Opowiadanie] Striptiz Club

Tytuł: Striptiz Club
Autorzy: ema670
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 1/2
Gatunek: romans, yaoi
Para: AceLu/LuAce
Ograniczenie wiekowe: 18+
Przepraszam bardzo, ale nie mam całości opka, obiecuję, że wrzucę jeszcze drugą część byście mogli się nacieszyć tym co najważniejsze! Dajcie znać czy się Wam spodobało ;P
Przenosimy się do naszych czasów. Koledzy Luffy'ego planują mu zorganizować małe przedstawienie.

         Luffy od samego rana miał cudowny dzień. Jego życie właśnie nabierało dorosłego wymiaru. Dzisiaj kończył osiemnaście lat i był wniebowzięty faktem, że jego przyjaciele organizują mu jakąś niespodziankę. O owej niespodziance dowiedział się od jednego z najbliższych mu kolegów: chłopak był zadufany w sobie, miał ogromny nos i dużo kłamał, ale wczoraj wieczorem zdradził Monkey’owi tajemnicę, miał nic nie organizować w domu, bo pozostali chcą go zabrać w pewne miejsce. Oczywiście Luffy nie miał możliwości by dowiedzieć się jakie to miejsce, gdyż jak to mówił sam długonosy „gdybyś wiedział, to niespodzianka nie byłaby już niespodzianką”.
I to właśnie od tamtego momentu, gdy jego mózg został doładowany tą drobną informacją, Słomek zaczął niecierpliwie wyczekiwać godziny, w której przybędą jego koledzy. Już nawet przyjście jego dziadka w odwiedziny nie zrobiło na nim wrażenia, nawet groźba z jego strony nie dała żadnego skutku, by Monkey choć trochę czasu spędził ze swoim dziadkiem. Biegał po całym domu, to ze swojego pokoju do pokoju rodziców, to z kuchni do łazienki, tylko po to by nie sprawdzić, czy jego koledzy nie idą już w jego stronę. W ogóle nie przejmował się wizytą gości, dopóki jego ciocia nie przyniosła mu wielkiego kawałka mięcha. Wtedy natychmiastowo usiadł przy stole i czekał ze ślinką na ustach na wykwintne danie.
Podczas jedzenia, wszyscy domownicy wzdychali doczekawszy się spokoju, jednak nie trwało to długo, bo gdy Luffy skończył jeść było już tylko gorzej. Naładowany nową energią, latał po całym domu, a jako utalentowany akrobata, nie zwracając uwagi na pomieszczenia skakał, robił salta i obroty. Jego komputer chyba już z trzy razy był włączany i wyłączany tylko po to by sprawdzić czy przypadkiem nie ma jakichś wiadomości od jego kolegów. Z reguły jego przyjaciel Zoro pisał do niego na chujbooku*, bo nigdy nie miał pieniędzy by wysłać sms na komórce. Po dobrej godzinie wyskoków i kolejnych akrobacji w końcu zadzwonił dzwonek do drzwi. Jak wariat popędził w ich kierunku, potrącając przy tym matkę i psa Brooka, który z przyjemnością stanął przy wejściu, najpierw zaczął warczeć, ale gdy drzwi się otworzyły, a oczom obojga ukazały się trzy kolczyki i zielona czupryna, natychmiast, niczym w zaplanowanej synchronizacji rzucili się na gościa.
- Oj, oj. Dobra, dobra. Zejdźcie ze mnie. – Chłopak w tej chwili leżący na kamiennej posadzce klepnął przyjaciela po plecach, a psinę z uśmiechem pogłaskał po pysku.
- No nareszcie jesteś! Już się nie mogłem doczekać!
- Jak to nie mogłeś się doczekać? Czekałeś na mnie? – Otrzepywał kurz z jego seansowych spodni, poprawił zielono czarny pasek, a czarną skórę ponownie zarzucił na ramiona. – ech… niech zgadnę. Usopp Ci powiedział? – Spytał, troszkę poirytowany. Nie oczekując odpowiedzi a tylko brak kontaktu wzrokowego z brunetem, klął pod nosem – Ten durny kinol.
- Witaj Zoro. – Usłyszał delikatny, kobiecy głos.
- Dzień dobry, pani. – Zarumienił się na widok tak pięknej kobiety jaką była mama Luffyego. Ciężko było mu patrzeć w jej głęboki i dosadne oczy. – Ech… to… ja już go wezmę. – Zoro machnął kaskiem przed nosem chłopaka i po chwili wcisnął mu go na głowę.
- Może poczęstujesz się ciastem zanim pojedziecie? – Spytała, trzymając w rękach ścierkę.
- Nie, dziękuję i tak jestem spóźniony. – Pociągnął Luffyego za sobą. A za nim rozległ się sympatyczny chichot kobiety i trzask drzwi. Po chwili oboje byli już przed pięknym zielono-czarnym ścigaczem. Zanim na niego wsiadł musiał swojemu niezdarnemu „plecaczkowi” zapiąć pasek od kasku, bo chłopak miał przy tym nadzwyczajny problem, którego Zoro nigdy nie zrozumie.
- Wsiadaj. – Powiedział gdy sam usadowił się na swoim ‘maleństwie’. Widząc rozterkę chłopaka dodał. – Nie jedziesz ze mną pierwszy raz… - westchnął. – Albo złap się mnie, albo tego uchwytu, który jest za Tobą. – Luffy zrobił co mu kazano i na nieszczęście zielonowłosego, wybrał sobie mocne ściśnięcie za brzuch kierowcy. Roronoa czknął gdy poczuł intensywny dotyk, który był dla niego raczej rzadki, co tylko było przyczyną jego rozkojarzenia. Po chwili jednak ruszył w drogę. Dwa razy się pomylił, ale tylko ,dlatego że akurat tam go prowadziły zielone światła, nie lubił się zatrzymywać przy prędkości tak pięknych 150km/h.
Po jakimś czasie trafili na miejsce. Mrok już dosadnie opanował miasto co idealnie pasowało do celi uch przejażdżki. W końcu klub nocy powinno się odwiedzać nocą, prawda?
Zoro uśmiechnął się na widok nagłego odrętwienia bruneta, który nawet przez kask wylewał falę śliny, oznaczającej, najprościej mówiąc, zachwyt. Roronoa pomachał ochroniarzowi na powitanie. Stał on w drzwiach pilnując by mały tłumek nie przebił się przez drzwi. Kuma była uważany za okrutnego ochroniarza, co jakby nie patrzeć ułatwiało mu prace, lecz w rzeczywistości był dobrym przyjacielem. Nad jego dwu metrową okazałości, na ścianie budynku wisiał wielki szyld z napisem Umi Monogatari, co po polsku znaczyło morską opowieść. Morską opowieść popularnego lokalu, który często odwiedzali niepełnoletni, a później zostawali wyrzucani przez jednego z ochroniarzy.
Monkey był oczarowany wyglądem budynku. Czarne ściany zapraszały do środka, a świecące, fioletowe filary mówiły przy wejściu, że warto. Klub był idealnie dźwiękoszczelny, co było wielką zaletą gdyż znajdował się on w środku miasta i żaden dźwięk nie mógł przeszkadzać spokojnym mieszkańcom miasteczka. Jednak gdy Kuma otwierał drzwi lokalu wpuszczając paru klientów, dało się usłyszeć ze środka ciche krzyki i odgłosy klubowej muzyki.
Brunet nigdy tu nie był, chociaż nawet on wiedział co to za klub. Zasłynął on bowiem ze swojej różnorodności. Był to klub striptizerki zarówno dla panów, jak i pań. Właścicielki klubu starały się by każdy, nie ważne jakiej orientacji, czy rasy, czuł się u nich dobrze. Tolerancja była priorytetem, a bezpieczeństwo pracowników zasadą.
Zoro podszedł do niedźwiedziowatego ochroniarza i podał mu dłoń na przywitanie. Kiwnął na bruneta, powiedział parę słów, a później wraz z Luffym weszli do środka, totalnie wymijając kolejkę. Oczywiście wywołało to małe zamieszanie, ale na szczęście wszyscy szybko umilki gdy jeden z klientów zauważył, że jednym z dwójki był pracujący w klubie, tak zwany „łowca piratów”.  Znał go każdy stały klient. Często zamiast Kumy to właśnie on stał na bramce i jako ochroniarz miał prawo wyganiać nieprzyjemnych gości.
Gdy nasza dwójka weszła do klubu zza baru pomachał im blondwłosy barman, właśnie stawiał on na blacie cztery kieliszki, a po chwili wlewał do nich niebieski płyn.
- Sanji! – Luffy krzyknął w jego kierunku. Blondyn rzucał się w oczy, bo w ciemnym lokalu, miał bardzo widoczną jasną koszulę i czarny krawat z logo lokalu, po za tym stał za oświetlonym barem, a za jego plecami, na nieco wyższym poziomie, niż sama lada znajdowała się scena. Bar robił wokół półokrągłego parkietu coś na wzór fosy, w której w tej chwili pływali trzej barmani. Po bokach baru znajdowały się dodatkowo, jeszcze dwie małe, okrągłe sceny, jednak z powodu dostępu do niech, były one zasłonięte kratą, by tancerze mogli bezpiecznie i spokojnie wykonywać swoją pracę. Bo jak wiadomo do takiego klubu wchodzi nie jeden napalony, a tancerze na rurach uwielbiali przedstawiać „kuszące” pozycje. W tej chwili na scenach jeszcze nikogo nie było, ale barmani i tak mieli pełne ręce roboty. Na parkiecie bujało się parę osób i nawet kelnerce zdarzyło się zbierać potłuczone szkło. Sanji klął gdy to zobaczył i już miał podejść do faceta, który zrzucił kieliszki, bo do ilu zadań można zmuszać tak piękną panią, ale na szczęście, zanim przeskoczył przez bar zatrzymał go jego kolega Gin, który teraz tylko spoglądał w stronę zielonowłosego i jego nowego towarzysza. 
Oboje usiedli przy barze. Zoro jakby był u siebie, usiadł na okrągłym stołku i z góry kazał (bo tego prośbą nazwać nie wolno) nalać blondynowi piwo.
- To co Luffy… - Blondyn zwrócił się do bruneta, który właśnie przyglądał się lokalowi kręcąc się na stołku. – Jak Ci się podoba? – Chrząknął nalewając piwo. – Chcesz coś do picia?
- Jest super! A macie tu jakieś żarcie?
- Tego można było się po Tobie spodziewać! – Zoro wybuchł śmiechem.
- Ty nie byłeś lepszy! – Zauważył słusznie Sanji.
- Przynajmniej się nie spaliłem na buraka, gdy pierwszy raz tu przyszedłem! – Zbliżył się do twarzy Sanjiego. Oboje zgrzytali zębami, patrząc sobie ze złością w oczy.
- Oj! Kucharz-ya! Masz pracę, pamiętasz!? – Blondyn popatrzył na osobę, która go woła. Był nim czarnowłosy chłopak, o licznych tatuażach. W tym lokalu miał ksywkę Chirurg. Czasami zastanawiało ich czy nie powinien się nazywać śmiercią, bo chłopak mimo swojego powodzenia, wyglądał strasznie. No dobra, może był przystojny, ale jego oczy mówiły nie spałem tydzień, wieczny cień pod oczami był albo przyczyną bezsenności, albo jego wrodzonej urody. Oczywiście Sanji nie mógł zignorować jego krzyku, bo to nie chodziło o posłuszność, ale faktycznie miał pracę, jeden z klientów patrzył na niego z błagającymi oczami. Kiedy Blondyn odszedł na chwilę, do Luffy’ego i Zoro podszedł Law, czyli owa śmierć, która jeszcze przed chwilą wrzeszczała na Kręconą brewkę. – Witaj łowco. – Uśmiechnął się leniwie. – Wiesz, że pracę zaczynasz za 3 godziny? – Spytał wycierając szklankę.
- Tak, ale przyprowadziłem, tego tu – walnął Luffyego w głowę.
- Hm. Nie jest przypadkiem za młody?
- Dzisiaj kończy osiemnaście. – Zoro popatrzył na monkeya, który właśnie przestał się obracać i złapał się za głowę.
- Haha, wszystko się kręci… - A po chwili. – Nie dobrze mi. – Oboje patrzyli na niego w oszołomieniu. A znowu Luffy patrzył w tej chwili jak wszystko wiruje, próbka zielonego i czarnego koloru rozmywała się w jasnym pasku. Po chwili wszystko wróciło do normy, a Luffy zauważył wytatuowanego mężczyznę za barem.
- Siema! Jestem Luffy. – Podał mu bez problemu dłoń. – Jestem tu pierwszy raz. – Przyznał. Law chciał już się odezwać kiedy chłopka znowu zaczął się kręcić. Popatrzył pytająco na Zoro, który tylko westchnął.
            - Łaa! – Lufy krzyknął zatrzymując się twarzą do baru. – Kim ty jesteś? – Oboje walnęli się w czoło.
            - Luffy. – Zoro wymamrotał załamany pod nosem.
            - Tutaj mówią na mnie Chirurg. To wszystko co mogę na tę chwilę powiedzieć. – Luffy patrzył na niego ze skrzywioną głową. – Ech…- Chłopak westchnął. – To moja ksywka, każdy tutaj taką ma. – Wyjaśnił.
            - To znaczy, że ty też taką masz, Zoro? – Zielonowłosy pokiwał głową popijając piwo. – Jaką? – Luffy dopytał.
            - O rany, musisz o to pytać? – Spytał choć nie oczekiwał odpowiedzi. – Mówią do mnie Łowca Piratów, w skrócie Łowca. Dość proste, co nie? – Uśmiechnął się. Zoro przyglądał się Luffyemu, kiedy nagle z jednej z loży, które znajdowały się pod sufitem, a trzeba było do nich wejść po schodach, wychylił się ich dobry znajomy. Usopp z dużym uśmiechem na twarzy wołał swoich kumpli do góry. Brunet spojrzał na Zoro, a kiedy ten dał mu zezwalające kiwnięcie natychmiast zniknął, zostawiając po sobie puste, kręcące się krzesło. Roronoa zaśmiał się w duchu, ten chłopak nigdy nie usiedzi spokojnie.
            - To z kim się dzisiaj widzisz? – Law spytał patrząc na swojego, w tej chwili, klienta.
            - Ha?! Kto powiedział, ze się z kimś spotykam?
            - No słuchaj, nie jestem może specem w tych sprawach…
            - Ale ewidentnie nie przyjechałeś tu trzy godziny wcześniej, tylko po to by zabrać tu Luffyego. – Dokończył za niego Sanji, który wtrącił się w rozmowę. Zoro natychmiast spłoną rumieńcem. – Haha wiedziałem! Kim tym razem jest Twój gość? – Spytał jeszcze bardziej zainteresowany, co jak co, ale po tym lokalu plotki roznosiły się natychmiastowo.


- Luffy! – Usopp krzyknął, gdy brunet wbił się na loże. Wyglądały one pięknie, każda loża miała swój kolor; czerwony, zielony, niebieski i fioletowy, stoły przypominały stare pokładowe meble, a kanapy zdawały się być zbudowane z chmur. Na barierkach wokół znajdowały się lampy w kształcie śmiesznych muszli. Brunet przywitał się ze swoim kompanem i zaraz się dosiadł. Oczywiście nie zapomniał uściskać swoich koleżanek Conis i Camie, które najwyraźniej również lubiły odwiedzać ten lokal. Obie panienki były bardzo zgrabne i miały śliczne uśmiechy. Może tak dobre dusze jak one nie powinny tutaj zaglądać, ale dla nich liczyła się atmosfera, a w tym lokalu była ona najlepsza. No oczywiście Camie nie zapominała nigdy dodać, że kocha tutejsze drinki, których mistrzem był nie kto inny jak Sanji Black. Monkey był zafascynowany, szczególnie muszelkowymi lampami, które miał ochotę złapać i zerwać, ale Usopp natychmiastowo go powstrzymał, nikt nie chciał by płacić za szkody, szczególnie nikt z nich, bo przecież zwykły uczniak nie jest wstanie wydać zbyt dużo pieniędzy.
- Hej, Usopp! – Luffy nagle wstał. Oczywiście długonosy nie spodziewał się, że Luffy będzie grzecznie siedział w loży, aż do głównej atrakcji. – Chodźmy zatańczyć! – Krzyknął i pociągnął go za sobą.
- Ej, ej, Luffy czekaj. – Usopp omal nie spadł ze schodów gdy przyjaciel ciągnął go za sobą. Dopiero gdy obaj zeszli na dół. Rozejrzał się po parkiecie, nie było na nim wiele osób, więc oboje mogli trochę poszaleć. Automatycznie spojrzał do góry. W ich czerwonej loży na barierkach opierały się ich koleżanki i patrzyły na nich z uśmiechem. Usopp wolał nie wiedzieć, czy to sympatyczny uśmiech czy już zwyczajne nabijanie się z nich. Ale nie to było najważniejsze. Teraz musiał pokazać, że umie tańczyć. Kiedy już chciał zrobić swój nadzwyczajny ruch taneczny, do akcji wtrącił się Luffy. Złapał go za szyję i omal nie przewrócił kręcąc się z nim jak śmigło helikoptera.
- Nee… Usopp. – Luffy, powiedział to nadzwyczajnie spokojnie. – Po co tu przyszliśmy? – Spytał głupio.
- Jak to po co, by świętować Twoje urodziny! – Usopp odrzekł z uśmiechem. Luffy niczym małe dziecko, wydął policzki i parsknął wargami.
- Ale jeszcze nikt nie złożył mi życzeń. – I wtedy jak na zawołanie, zgasły wszystkie światła. Wszędzie zrobiło się ciemno, a atmosfera zrobiła się bardzo spokojna, wszyscy przestali tańczyć. A panowie przy barze przestali popijać drinki i patrzyli się na Dj, po drugiej stronie Sali. Luffy chciał spytać Usoppa o co chodzi, ale wtedy poczuł, że jego długonosy przyjaciel wyparował, nie trzymał go w rękach, tylko zniknął. Luffy wystraszył się, ale nie na długo, bo za plecami dj’a zapaliło się światło. Nie jakieś zwyczajne, o nie. Było to coś co przypominało świecący wodospad i zwracało uwagę każdego gościa.
- Wiii-tam wszystkich bardzo serdecznie!! – Koło chłopaka w okularach i klawiszy keyboarda zamiast zębów, stał nie kto inny, jak właśnie długonosy przyjaciel.
- Aaa… Usopp-kun!! – Jedna z dziewczyn stojąca obok Luffyego, krzyknęła z zachwytem. Brunet, trzymał w ręce mikrofon, a na swoim pokaźnym nosie, miał parę śmiesznych, złotych okularów. Luffy stał na parkiecie z zachwytem. Gwiazdki w oczach mówiły tylko jedno.
- Sugeeee!!! – Krzyknął maniakalnie widząc szybką przemianę chłopaka.
- Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy! – Długonosy krzyknął poklepując Apio Mo ramieniu. Dj, puścił cichą muzykę by nadać odpowiednią atmosferę. – Proszę weźcie te oto kieliszki. – wskazał na dwie panie z tacami, które weszły na parkiet, a każdy ich krok był oświetlany przez niebieskojasne reflektory. Jedna różowowłosa wyglądała na nieco złą.
- Jestem barmanem, nie pieprzoną hostessą – mamrotała pod nosem. Druga miała czarne włosy, wyglądała na starszą od Lawa i chodziła w butach na obcasie, podeszła do Luffyego i uśmiechnęła się.
- Shakky!– Luffy krzyknął z uśmiechem widząc znajomą twarz.
- Widzą państwo tego głupiego bruneta z przystojną twarzą i czerwoną kamizelką!? – Usopp wskazał na Monkeya, który w tej chwili się uśmiechał od ucha do ucha, nie przejmując się intensywnością spojrzeń pozostałych gości, ani nawet komentarzem o jego głupocie.
- Tak, tak właśnie o nim mowa! – Usopp wygiął się dumnie widząc gwiazdki w oczach Luffyego. – Ten chłopak ma dzisiaj…– Przedłużał słowa by dodać napięcia. – Urodziny!!! - Krzyknął z taką siłą, że niemal wszystkie głośniki zadudniły. Sala dosłownie po chwili zabrzmiała oklaskami. Każdy patrzył na stojącego w środku kółka chłopka. Shakky z uśmiechem podała mu kieliszek.
- Wszystkiego najlepszego Słomku! – powiedziała cicho i podała młodziakowi szampana, który ten z przyjemnością wziął. Już przechylił kieliszek by napić się bąbelkowego płynu, gdy nagle przerwał mu głos Usoppa.
- Luffy. – zwrócił się do niego z błyskiem w okularach. – A o to twój prezent! – Chłopak wskazał podwójne drzwi obok baru . Otóż na czterech kółkach wjechał do Sali ogromny kawał mięsa z kością i tylko jeden Bóg mógł wiedzieć, co kucharze zrobili, że z miliona kawałków mięsa zrobili jeden, wielkości uda dinozaura. Przed całym prezentem stał pokaźnych rozmiarów tort, ale w porównaniu do ogromnego udźca, wyglądał on nieco mizernie. Luffy’emu ślina zaczęłam wylewać się z ust tworząc mini wodospad, a ludzie widząc kałużę na podłodze mijali ją raczej z niesmakiem. – Tak jest, proszę państwa! Ten chłopak zdoła zjeść cały ten kawałek bez najmniejszego zająknięcia. – Znowu wtrącił Usopp, dodając przesadne podkreślenie w co drugiej sylabie. – Luff, musisz nam wybaczyć, ale jest on mniejszy niż planowaliśmy, gdyż wyżerka na żołądek Twoich rozmiarów (doprawdy nie wiem gdzie on to mieści) najprościej mówiąc nie zmieściła by się w drzwiach! – Wszyscy zachichotali cicho, a Apoo, zaczął puszczać muzykę. Trochę zmiksowana wersja sto lat zaczęła lecieć w klubie, a wszyscy goście zaczęli śpiewać wesoło. Usopp westchnął z ulgą, mieli szczęście dzisiejsza publika była wyrozumiała i chętna do zabawy. Długonosy ukłonił się nisko i znowu mikrofon przejął dj, który uśmiechnął się od ucha do ucha, wziął głęboki wdech, a chwile potem wrzasnął na całą salę. – Czaaaaas sięęęęę ZABAWIĆ!!! – sala wybuchła okrzykami i po chwili muzyka zabrzmiała w każdym głośniku, a była tylko przerywana przez głos Apoo zapowiadającego kolejne piosenki, bądź wygłaszającego dedykacje. Dla Monkeya nie było chwili do stracenia. Już chciał się rzucić na wielki kawał mięsa, ale w dotarciu do jego marzenia przeszkodzili mu Zoro i Sanji.
- Najpierw tort, Luffy – Nie ukrywali oburzenia, gdy zorientowali się, że powiedzieli to w tej samej chwili. Prawie zapomnieli o trzymaniu Słomka, kiedy o ich zadaniu przypomniał im Law polewając ich lodowatą wodą. Wraz z Luffy przetrzepali się z zimna, a Luffy wciąż patrzył z nadzieją na ten malutki kawałek mięsa. Na jego, wydawałoby się, najlepszy prezent, który tego dni, był tylko przedsmakiem przyjemności... 

Ciąg Dalszy Nastąpi.



*Tak, chodzi o portal społecznościowy :P
[Co o tym myślicie, załogo ^^?]

6 komentarzy:

  1. Jaaaa Em! Nienawidzę Cię! Ja już kce resztę! Ne, ne nie każesz mi długo czekać, prawda? :D Zaczyna się rewelacyjnie, ale brakuje najważniejszego: Ace'a i seksów! Tak więc mam nadzieję, że pod tym przedsmaczku szybko zafundujesz nam danie główne shishishi! xD

    Zoro na motorze! *.* Ale aż dziw bierze, że udało mu się trafić do klubu bez niczyjej pomocy! xD I ja chce Sanji'ego barmana! Chyba bym nie wyłaziła z klubu i wpadła w alkoholizm! (ee nie, na to już za późno! xD) I UMI jako klub ze striptizem! <3 Rewelacyjny pomysł! Znów mam zaciesz! :D Luffy jest tak bardzo Luffy'm że aż miło :D No i fajnie, że pojawia się tyle postaci z OP. Zwłaszcza Kuma na bramce i Usopp jako wodzirej pasują idealnie.

    Reasumując świetnie się zapowiada! Em nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę, bo ukradnę Ci "glonową" bieliznę! xD Pisz kochana, czekam z niecierpliwością! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nienawidzę Cię" Dziękuję xD
      Nie będziesz długo czekać, jeśli wszystko dobrze pójdzie to zobaczysz drugą część po mojej maturze oralnej z polaka czyli w niedzielę [25.05.14] :P
      I prawdopodobnie będzie więcej ciekawych postaci :D W końcu wciąż nie przedstawiłam striptizerów :P

      Usuń
  2. Och! Och! Jakie opowiadanie ^^ Zabójczo przyjemnie mi się to czytało i ten Zoro!! Ema zniewoliłaś nim po całości i w zupełności *.* A scena gdy Luffy wsiadał na motor… O rany *fantazjuje* *.* W ogóle to wszystko było genialne w tym jak to przedstawiłaś i klub, który tak znakomicie opisałaś i postacie a ich rozmowy przyklejały mi uśmiech do twarzy ;D No i Kuma tak bardzo dobrze obsadzony ^^ Tylko jedno mnie nurtuję... Co z tym Ace’m? xD Bo to dla mnie zagadka i aż zaczęłam się zastanawiać czy dobrze widzę paring ^^ Ale tak czy inaczej to podoba mi się ten zabieg, bo to znaczy, że zapewne zaskoczysz nas w drugiej części ;D
    Dla mnie super i czekam na ciąg dalszy ^^

    Paulaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Ace... hmm, pojawi się :D Wiem gdzie, ale nie zdradzę :D
      Będzie więcej postaci [przynajmniej taki mam plan]
      Dobrze widzisz pairing, chociaż wciąż nie wiem czy wolę ruchać gumiaka czy płomyczka xD ale się okaże podczas pisania :D

      Dziękuję jeszcze raz :D

      Usuń
  3. Szkoda, wielka szkoda, żeś urwała w takim momencie!
    Hahahaha, klub "Umi Monogatari" - to takie wymowne :D. I Caimie i Conis i Shakky i wszyscy ^.^ Sama bym poszła do takiego klubu :D.
    Ja się domyślam, gdzie może pojawić się Ace... ;> Ale nie wiem, czy mogę napisać!
    Och, Emi, pisz więcej więcej :3!
    Jeszcze moja ulubiona scena, jak Zoro jedzie na motorze i Luffy go tuli <3!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy kochają Zoro na motorze, ciekawe co by było gdyby jechali na rowerach? o.O xD

      Cieszę się, że się podobało, urwałam, ale napisałam kontynuację :D
      Tylko musze przebrnąć przez tę parkę! :D i wrzucam ;)
      Zmotywuje się i po uro!Nami wrzucę kolejną część ;)

      Usuń