8 kwietnia 2014

[Opowiadanie] Wyjątkowy

Tytuł: Wyjątkowy
Autorzy: ema670
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: SanjixUsopp
Ograniczenie wiekowe: --
Mały urodzin shot, który mam nadzieję, że się spodoba. Pierwszy raz piszę ten pairing, bądźcie wyrozumiali *.* Chociaż krytykę przyjmę na klatę! :P
Przepraszam za błędy...
Dziś jest pierwszy kwietnia i jesteśmy na statku słomianych...

 Dzisiejszy dzień był wyjątkowy, każdy na pokładzie krzątał się to w lewo to w prawo. Franky miał niesamowicie ambitny plan, zorganizowania dwóch wielkich głośników, by Brook mógł zagrać tak jak na jednym z koncertów, do którego starał się przygotować z wielką klasą, nawet teraz, gdy wołany na obiad bujał biodrami to w prawo to w lewo by rozruszać swoje stare kości [Yohohohoho!].
Chopper z przyjemnością siedział wraz z Nami na pokładzie i przyrządzał urocze świecidełka i mini prezenciki, które, były najlepszym prezentem, bo, według niego: były wykonane od serca, według Nami: były najtańszym możliwym prezentem. Oboje nucili cicho rozmawiając o ostatnio narysowanych mapach i przeczytanych książkach.
Robin z siedziała pod pokładem, czytała swoją książkę, co jakiś czas odkładając jedną na bok. Próbowała znaleźć odpowiednią, która nadawała by się na prezent dla snajpera, a na stoliku był już przygotowany papier na prezent, który tylko czekał na wprawne ręce pani archeolog.
Dwa największe głąby na statku, po prostu wyparowały, powiedzieli, że w dójkę pójdą kupić coś do żarcia, do picia i na prezent urodzinowy, oczywiście Zoro musiał od razu zganić kapitana, za to, że mówi o tym tak głośno. W końcu Usopp nic jeszcze nie wie.
Wspomniany chłopak siedział w swojej pracowni i przyglądał się swojemu nowemu eksperymentowi, starał się ulepszyć swoją broń w coś co da radę wystrzelić pociski z jeszcze większą siłą.
            Każdy z załogi miał niesamowicie zajęte ręce. Nawet Sanji, który z reguły omijał mężczyzn jak ognia, włączył biegi na pełne obroty i niczym szalony kucharzyna, gotował w kuchni, najlepsze potrawy, bo kto jak kto,. ale bez kucharza nigdy nie było by udanej imprezy. Tym bardziej, kucharz czuł, że musi to zrobić w sposób wyjątkowy. Chciał podarować długonosemu najlepsze danie jakie mógłby wymyślić.
            Wiedział, że Snajper na ich statku jest wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Pamiętał bardzo dobrze, gdy pierwszy raz spotkał te nienormalną załogę. To było niezwykłe zjawisko, bo tajemniczy długonosy od razu przykuł jego uwagę. Jego długi nos był pierwszą rzeczą jaką kucharz zobaczył, ale później zauważył te przepiękne rysy twarzy, które pokazywały niesamowitą osobę. Blondyn pamięta jak dziś gdy jego usta lekko uchyliły się gdy zobaczył tego mężczyznę. Wyjątkowo się uśmiechał, miał wyjątkowy charakter. Z czasem zauważył, że nawet jego strach był niezwykły, jego lęki, codziennie przełamywane na nowo i pobudzane przez nowe zagrożenia. To było coś co kuk chciał oglądać. Bo, za wyjątkowym tchórzostwem chłopaka, tak naprawdę kryła się niezwykła odwaga.
            I to właśnie ta odwaga powodowała, że myślał o nim coraz więcej. Doskonale wiedział co się z nim dzieje. Na początku tylko myślał, potem coraz więcej patrzył, aż w końcu poczuł, że to jest coś więcej, a gdy zostali rozdzieleni na dwa lata, a twarz Usoppa zaczęła mu się śnić po nocach, zrozumiał, że się w nim zakochał. To właśnie dlatego blondyn z rozkoszą przyrządzał dzisiejsze dania, mimo że był świadomy, że dzisiejszego dnia żarcia będzie musiał zrobić pięć razy więcej (żołądek kapitana plus impreza równał się studni bez dna). Ale to mu nie przeszkadzało, po prostu robił to co kochał i dla tego kogo kochał.
            Wszystko działo się szybko, umówili się o konkretnej porze na niespodziankę, więc każdy chciał zdążyć na czas. Blondyn czekał na sygnał, jego tort już dawno zrobiony obtoczony w czekoladzie i obłożony truskawkami, czekał na solenizanta. Dobrze, że szyfr do lodówki znały tylko panienki, bo tak, to chłopaki, nie dość, że by zdradzili jego menu, to jeszcze zjedli by wszystko szybciej niż by cała impreza się zaczęła.
            - Sanji… - Usłyszał za sobą właśnie zamykając lodówkę. Znajomy głos spowodował u niego ciarki, a odruch kazał mu zasłonić i tak zamkniętą lodówkę.
            - T-Tak, Usopp? – Spytał trochę jąkając się pod lekkim zaskoczeniem. – W czymś mogę Ci pomóc? – Brzmiało to żałośnie i aż nazbyt podejrzanie. Sanji tylko modlił się, by Snajper nie wyłapał tego w jego głosie.
            - Chciałem tylko coś przekąsić – ziewnął, totalnie ignorując dziwne zachowanie kucharza.
            - Tak, już ci… - Sanji odwrócił się do lodówki, wpisał kod i to co zrobił przykuło uwagę bruneta, bo zamiast jak człowiek otworzyć lodówkę, zajrzeć do środka, chwilę popatrzeć i dopiero wyciągnąć z niej coś do jedzenia, to blondyn, złapał za klamkę i jak szybko otworzył, tak szybko ją zamknął. Usopp nawet nie zdążył wyłapać kiedy Sanji z niej coś wyciągnął. Blondyn oparł się o lodówkę. Uśmiechnął się i z żenującym:
            - ha, ha, ha. – podszedł do bruneta. – Proszę… - Był nadzwyczajnie miły. Ale przy tym skorzystał z okazji. Bo gdy snajper usiadł na swoim miejscu, postanowił go obejść i przez ramię podać mu jedzenie. Przy tym z przyjemnością pochylił się nad włosami chłopaka i powąchał. Nie takiego zapachu się spodziewał, ale od dziś stwierdził, że zapach prochu, to najlepszy zapach jaki zna. Czy to takie dziwne, że ludzie zakochując się, zmieniają każdą wadę ukochanego w jego zaletę?
            Usopp był rozkojarzony, ciągle powtarzał sobie w głowie, żeby się opanować i znowu nie wymyślić czegoś głupiego. Tym bardziej teraz, gdy miał wrażenie, że kuk specjalnie tak blisko niego podszedł. Jego złudne nadzieje, zaczęły płatać mu figle. Przecież to niemożliwe, by ten lowelas odwzajemnił jego uczucia. Dlatego wziął głęboki oddech, skrzyżował nogi pod stołem i próbując opanować rumieniec na twarzy, zaczął najspokojniej jak umiał jeść. To był chyba najszybszy posiłek jaki w życiu zjadł, zaraz po poklepaniu się po brzuchach i głośnym, aczkolwiek wstydliwym „dziękuję” wyszedł z pomieszczenia.
Chodził po pokładzie nieco zamyślony, ciąg leczył te lekką aurę blondyna na swoich plecach, a fakt że zjadł danie zrobione właśnie przez kuka tylko pogłębiało jego zadumę. Zaczął chodzić w kółko po pokładzie, próbując znaleźć sobie zajęcie, jakoś wszyscy byli czymś zajęci, tylko on chodził po statku bez celu. 
Jego pierwszym przystankiem była Nami, która z przyjemnością go wykorzystała. Kazała naprawiać stolik, na którym rysowała mapy; Został on zniszczony przy ostatnim sztormie na jaki na nieszczęście trafili.
Długonosy westchnął głośno, doskonale wiedział, że to zadanie zajmie mu co najmniej jeden pełny dzień.
Nami, która zadowolona z siebie weszła do kuchni. Przywitała się z Sanjim i zaczęła się pytać.
- I jak Sanji-kun?
- Już prawie kończę – zanucił. – Chociaż przydałoby się wyciągnąć gdzieś Usoppa, żebym mógł przygotować resztę rzeczy.
- Nie martw się. Już to załatwiłam. Usopp będzie zajęty do wieczora. – Uśmiechnęła się i pomachała kluczem, który, oczywiście zupełnie przypadkowo, pasował do śrubek w jej stoliku kreślarskim.
- Jesteś bardzo przebiegła Nami-san. – Zakręcił się wokół niej, a gdy próbował ją pocałować w policzek, dostał, krótko mówiąc, w pysk. No cóż blondyn nigdy nie był zbyt dobry jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie, ale za to jego miłość była stała i długa.
A teraz jego miłość nie należała do nikogo innego jak do snajpera, który o jego uczuciach nie miał pojęcia. Ale kuk miał dzisiaj w planach zaryzykować, zrobić coś co może wyjaśni jego sytuację.
***
Żeby rozpocząć wieczorną imprezę brakowało tylko jednego: dwóch idiotów, którzy powinni być na statku już od ponad godziny. Wszystkim czekającym, powoli zaczęła lecieć para z uszu, a atmosfera robiła się aż nazbyt nerwowa. Ileż można czekać na to zielono-czerwone pasożyty?! No ile?!
Największe zdenerwowanie wśród wszystkich obecnych, przypadło akurat Sanjiemu, bo nawet Franky poklepał go po ramieniu.
- Spokojnie kuk-bro. Zaraz wrócą. – Próbował go uspokoić, chociaż słowo ‘zaraz’ było najmniej prawdopodobnym określeniem.
- Jak wrócą to im nogi z dupy powyrywam. – Blondyn wycedził przez zęby zaciskając pięści na zawsze obecnej szmatce. – Idę po nich. – Stwierdził gdy jego cierpliwość się skończyła. Ale na szczęście w nieszczęściu po chwili zatrzymała go słodka (według niego) Nami.
- Sanji. Nie idź! Nie będziemy Cię szukać! Mam nadzieję, że zaraz się zjawią. –  Próbowała go uspokoić, a sama już ledwo zatrzymywała czarną aurę przed zabiciem jej durnych towarzyszy.  Po chwili wzięła głęboki oddech, a gdy minęło kolejne półgodziny postanowiła sprawdzić jak Usoppowi idzie praca z jej stolikiem kreślarskim. Na jej nieszczęście snajper już kończył swoje zadanie, a tych dwóch debili dalej nie było.
Usopp zamyślony siedział w swoim warsztacie, gdy nagle przerwał mu słodki głos nawigatorski.
- Jak Ci idzie? – Przerwał mu kobiecy głos nawigatorki, która weszła do jego warsztatu.
- Za niedługo kończę. Tylko nie widziałaś gdzieś mojego klucza?
- Nie Usopp, tak mi przykro, nigdzie go nie widziałam. – Jeśli ktoś mógłby zostać aktorem, to właśnie ta dziewczyna, nawet się nie zająknęła przy zdaniu, a jej kłamstwo było bardziej prawdziwe, od samej prawdy. – Ale, wiesz co? Spróbuje go poszukać. – Zniknęła znowu za drzwiami, zostawiając długonosego przy swojej pracy. Ziewnął lekko, dłonią zasłaniając tylko część ust, zmęczenie po całym dniu dawało się we znaki, a czuł, że zanim się położy minie jeszcze trochę czasu. Ludzie, jak on chciał by ten dzień już się skończył.
Po skończeniu pracy Usopp oglądał swoje dzieło. Ostatnio rzadziej go proszą o jakiekolwiek naprawy, bo od tego jest cieśla, a przy tym Franky jest dużo lepszy. Ale Nami najwyraźniej zależało na kasie, widocznie tylko on nie umiał się jej przeciwstawić. Przynajmniej tak sobie wmawiał.
Rozprostował kości, przejechał odruchowo, dłonią po blacie. To właśnie wtedy usłyszał hałas na pokładzie, który zwiastował wrócenie dwóch najczęściej zgubionych na statku, w ogóle kto wpadł na pomysł, by do miasta wysyłać najbardziej zgubione ofiary?!
Wszedł po schodkach i nacisnął klamkę. Z wielkim ziewnięciem zaczął je otwierać, gdy nagle w jego stronę poleciało coś bardzo dziwnego i usłyszał głośny huk.
To pierwsze było serpentyną, zrobioną z jakichś papierów, a to drugie okazało się być krzykiem słomianych kapeluszy, którzy stojąc koło siebie z wielkim uśmiechami wołali:
- Wszystkiego najlepszego!
Usopp już dawno nie był tak zaskoczony. Łzy pojawiły się w jego oczach już od dawna, nie świętował urodzin, a te urodziny zaczęły cieszyć go potrójnie. Jego najbliżsi świętowali z nim urodziny.
- Wszystkiego najlepszego! – Powtórzyli wszyscy i nawet wiecznie wyglądający jak ochroniarz hipermarketu Zoro uśmiechał się z rozdziawioną mordą. Tak teraz można było stwierdzić, że chłopak ma zaledwie 19 lat. Usopp naprawdę się ucieszył. Jego mina mówiła sama za siebie. Dlatego z tym większym zadowoleniem przyglądał się każdej z osób.
Jego uśmiech nagle zbladł. Na pokładzie byli wszyscy z wyjątkiem Sanjiego.
- Gdzie…? – Spytał by, gdyby jego wypowiedzi nie przerwała Robin.
- Sanji-kun jest w kuchni, czeka na Ciebie ze swoim prezentem. – Uśmiechnęła się delikatnie, dłonią poprawiając parę kosmków włosów.
- Oj Załogo! – Blondyn krzyknął z drzwi kuchni. - Żarcie jest na rufie statku, więc idźcie tam i rozpocznijcie jeść. Marimo, masz na zadanie pilnować Luffy’ego.
- Oj! Nie rozkazuj mi! – Warknął, słysząc słowa kucharza. Ale i tak posłuchał. W końcu jeśli nie popilnuje to sam straci swoją porcję.
Cała załoga skierowała się w stronę stołu, który wręcz zachwycał swoim zapachem. Można było najeść się samym patrzeniem i wąchaniem, a ślinka leciała dosłownie wszystkim.
            Gdy długonosy chciał usiąść na swoim miejscu, które aż do przesady rzucało się w oczy. Korona na szczycie ogromnego oparcia, błyszczała w odległości 10 mil, a całe krzesło aż prosiło się o umieszczenie go w królewskiej komnacie, nagle usłyszał, że ktoś go woła. Głosem tym okazał się Sanji, który wciąż przebywał w kuchni.
            Usopp z przyjemnością wszedł do „skromnych progów Sanjiego”, które w tej chwili były czyste jak łza i zamknął za sobą drzwi. Patrzył na lekko poruszającego się blondyna, który z przyjemnością bujał się to tu, to tam. Świetnie prezentując swoje czteroliterowe wdzięki. Brunet przyglądał się z zachwytem, ale dla niepoznaki oparł się o drzwi.
            - Wołałeś mnie.
            - Taaaak…- Dziwnie to zaakcentował. Wyciągnął z lodówki, kawałek ciasta wbił do niego małą świeczkę i zanim się długonosy obejrzał, kucharz stał przed nim z symbolicznym mini tortem. – Pomyśl życzenie. – Powiedział podtykając mu pod nos świeczkę.  Usopp przez chwilę czuł się zażenowany, bo blondyn był dziwnie blisko niego, gdyby mógł zrobił by krok do tyłu, ale drewniane drzwi zabroniły mu cokolwiek zrobić. W sumie był im za to wdzięczny, bo kolana kucharza niemal stykały się z jego, a oczy były tak blisko, że czuł jakby miał się w nich utopić. – Pomyśl życzenie. – Blondyn powtórzył z uśmiechem na ustach.
            Brunet jakby się obudził, popatrzył jeszcze raz na świeczkę, potem na blondyna i znowu na świeczkę. Zamknął oczy i zdmuchnął mały płomyczek. Sanji uśmiechnął się pod nosem. Jego wprawna dłoń odłożyła torcik na stół. A jego dłoń, nagle wylądowała oparta o drzwi, zaraz koło głowy Usoppa. Brunetowi zrobiło się gorąco. Serce zaczęło walić jak oszalałe, a kiedy zobaczył jak blondyn pochyla się nad nim, myślał, że zemdleje. Jego nogi zaczęły drżeć jak wtedy gdy bał się czegoś potwornego. Ale tym razem nie chciał uciekać, nie bał się, czekał i patrzył. Widział jak twarz kuka zbliża się do jego i całuje jego spragnione usta. Wargi blondyna były miękkie i subtelnego, jego ruchy tak bardzo delikatne, zupełnie inne niż przystało na pirata. Serce snajpera spowolniło, zaczęło bić innym rytmem, tak jakby próbowało dostosować się do bicia serca kucharza.
            Pocałunek nie był długi, trwał bardzo nie długo, ale był niezwykły. Po nim blondyn uśmiechnął się do niego.
            - Wszystkiego najlepszego Usopp. – Powiedział z nutą szczęścia w głosie.
Chyba po raz pierwszy w życiu marzenie Bruneta się spełniło, teraz wiedział tylko jedno: to będą wyjątkowe urodziny!

4 komentarze:

  1. :D bardzo fajne opowiadanko:) Trochę powtórzeń się wkradło i jakiś takich błędów niewielkich, ale podejrzewam, że w pośpiechu było pisane;D
    Fajnie się o nich czyta^^ Urodzinki to zawsze dobry motyw^^ Myślałam, że Sanji może inaczej spróbuje go podejść, ale tak też było w porządku:) Śmiałam się jak blondyn podetknął mu świeczkę pod nos xD Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że ogień nie podpalił by mu końcówki xD Fajnie było, jak kazał mu zdmuchnąć płomień:) i wcześniej gdy stawiał przed nim talerz^^ W każdym razie bardzo dziękuję za opowiadanko^^
    Vanilia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zgadłaś, tak trochę w pośpiechu, ale cóż ciężko mi się pisze ostatnio ;)
      Muszę jakoś to wrzucić w rutynę to może wtedy będzie mi to szło lżej :*
      Dziękuję za miły komentarz :*

      Usuń
  2. A mnie się bardzo podobało :* Ty tak fajnie opisujesz takie scenki obyczajowe i całą załogę - zawsze mam ubaw z niektórych uwag np. na temat Nami :D. Para UsoSan jest trudna do opisania [wiem coś o tym...] ale ja lubię ją w Twoim wykonaniu ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mmm... dziękuję :*
      Jak kiedyś nienawidziłam Nami, tak teraz wydaje mi się ona niezbędnością w załodze ^-^
      Dziękuję jeszcze raz :*
      Ja się wczuwam w załoganta ja ich nie opisuje, ja to widzę xD

      Usuń