Autorzy: ema670
Korekta: --
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: SanjixUsopp
Ograniczenie wiekowe: --
Mały urodzin shot, który mam nadzieję, że się spodoba. Pierwszy raz piszę ten pairing, bądźcie wyrozumiali *.* Chociaż krytykę przyjmę na klatę! :P
Przepraszam za błędy...
Dziś jest pierwszy kwietnia i jesteśmy na statku słomianych...
Mały urodzin shot, który mam nadzieję, że się spodoba. Pierwszy raz piszę ten pairing, bądźcie wyrozumiali *.* Chociaż krytykę przyjmę na klatę! :P
Przepraszam za błędy...
Dziś jest pierwszy kwietnia i jesteśmy na statku słomianych...
Dzisiejszy dzień był wyjątkowy, każdy na
pokładzie krzątał się to w lewo to w prawo. Franky miał niesamowicie ambitny
plan, zorganizowania dwóch wielkich głośników, by Brook mógł zagrać tak jak na
jednym z koncertów, do którego starał się przygotować z wielką klasą, nawet
teraz, gdy wołany na obiad bujał biodrami to w prawo to w lewo by rozruszać
swoje stare kości [Yohohohoho!].
Chopper z
przyjemnością siedział wraz z Nami na pokładzie i przyrządzał urocze
świecidełka i mini prezenciki, które, były najlepszym prezentem, bo, według
niego: były wykonane od serca, według Nami: były najtańszym możliwym prezentem.
Oboje nucili cicho rozmawiając o ostatnio narysowanych mapach i przeczytanych
książkach.
Robin z siedziała
pod pokładem, czytała swoją książkę, co jakiś czas odkładając jedną na bok. Próbowała
znaleźć odpowiednią, która nadawała by się na prezent dla snajpera, a na
stoliku był już przygotowany papier na prezent, który tylko czekał na wprawne
ręce pani archeolog.
Dwa największe
głąby na statku, po prostu wyparowały, powiedzieli, że w dójkę pójdą kupić coś
do żarcia, do picia i na prezent urodzinowy, oczywiście Zoro musiał od razu
zganić kapitana, za to, że mówi o tym tak głośno. W końcu Usopp nic jeszcze nie
wie.
Wspomniany
chłopak siedział w swojej pracowni i przyglądał się swojemu nowemu
eksperymentowi, starał się ulepszyć swoją broń w coś co da radę wystrzelić
pociski z jeszcze większą siłą.
Każdy
z załogi miał niesamowicie zajęte ręce. Nawet Sanji, który z reguły omijał
mężczyzn jak ognia, włączył biegi na pełne obroty i niczym szalony kucharzyna,
gotował w kuchni, najlepsze potrawy, bo kto jak kto,. ale bez kucharza nigdy
nie było by udanej imprezy. Tym bardziej, kucharz czuł, że musi to zrobić w
sposób wyjątkowy. Chciał podarować długonosemu najlepsze danie jakie mógłby
wymyślić.
Wiedział,
że Snajper na ich statku jest wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Pamiętał
bardzo dobrze, gdy pierwszy raz spotkał te nienormalną załogę. To było
niezwykłe zjawisko, bo tajemniczy długonosy od razu przykuł jego uwagę. Jego
długi nos był pierwszą rzeczą jaką kucharz zobaczył, ale później zauważył te
przepiękne rysy twarzy, które pokazywały niesamowitą osobę. Blondyn pamięta jak
dziś gdy jego usta lekko uchyliły się gdy zobaczył tego mężczyznę. Wyjątkowo
się uśmiechał, miał wyjątkowy charakter. Z czasem zauważył, że nawet jego
strach był niezwykły, jego lęki, codziennie przełamywane na nowo i pobudzane
przez nowe zagrożenia. To było coś co kuk chciał oglądać. Bo, za wyjątkowym
tchórzostwem chłopaka, tak naprawdę kryła się niezwykła odwaga.
I
to właśnie ta odwaga powodowała, że myślał o nim coraz więcej. Doskonale
wiedział co się z nim dzieje. Na początku tylko myślał, potem coraz więcej
patrzył, aż w końcu poczuł, że to jest coś więcej, a gdy zostali rozdzieleni na
dwa lata, a twarz Usoppa zaczęła mu się śnić po nocach, zrozumiał, że się w nim
zakochał. To właśnie dlatego blondyn z rozkoszą przyrządzał dzisiejsze dania,
mimo że był świadomy, że dzisiejszego dnia żarcia będzie musiał zrobić pięć
razy więcej (żołądek kapitana plus impreza równał się studni bez dna). Ale to
mu nie przeszkadzało, po prostu robił to co kochał i dla tego kogo kochał.
Wszystko
działo się szybko, umówili się o konkretnej porze na niespodziankę, więc każdy
chciał zdążyć na czas. Blondyn czekał na sygnał, jego tort już dawno zrobiony
obtoczony w czekoladzie i obłożony truskawkami, czekał na solenizanta. Dobrze,
że szyfr do lodówki znały tylko panienki, bo tak, to chłopaki, nie dość, że by
zdradzili jego menu, to jeszcze zjedli by wszystko szybciej niż by cała impreza
się zaczęła.
-
Sanji… - Usłyszał za sobą właśnie zamykając lodówkę. Znajomy głos spowodował u
niego ciarki, a odruch kazał mu zasłonić i tak zamkniętą lodówkę.
-
T-Tak, Usopp? – Spytał trochę jąkając się pod lekkim zaskoczeniem. – W czymś
mogę Ci pomóc? – Brzmiało to żałośnie i aż nazbyt podejrzanie. Sanji tylko
modlił się, by Snajper nie wyłapał tego w jego głosie.
-
Chciałem tylko coś przekąsić – ziewnął, totalnie ignorując dziwne zachowanie
kucharza.
-
Tak, już ci… - Sanji odwrócił się do lodówki, wpisał kod i to co zrobił
przykuło uwagę bruneta, bo zamiast jak człowiek otworzyć lodówkę, zajrzeć do
środka, chwilę popatrzeć i dopiero wyciągnąć z niej coś do jedzenia, to
blondyn, złapał za klamkę i jak szybko otworzył, tak szybko ją zamknął. Usopp
nawet nie zdążył wyłapać kiedy Sanji z niej coś wyciągnął. Blondyn oparł się o
lodówkę. Uśmiechnął się i z żenującym:
-
ha, ha, ha. – podszedł do bruneta. – Proszę… - Był nadzwyczajnie miły. Ale przy
tym skorzystał z okazji. Bo gdy snajper usiadł na swoim miejscu, postanowił go
obejść i przez ramię podać mu jedzenie. Przy tym z przyjemnością pochylił się
nad włosami chłopaka i powąchał. Nie takiego zapachu się spodziewał, ale od
dziś stwierdził, że zapach prochu, to najlepszy zapach jaki zna. Czy to takie
dziwne, że ludzie zakochując się, zmieniają każdą wadę ukochanego w jego
zaletę?
Usopp
był rozkojarzony, ciągle powtarzał sobie w głowie, żeby się opanować i znowu
nie wymyślić czegoś głupiego. Tym bardziej teraz, gdy miał wrażenie, że kuk
specjalnie tak blisko niego podszedł. Jego złudne nadzieje, zaczęły płatać mu
figle. Przecież to niemożliwe, by ten lowelas odwzajemnił jego uczucia. Dlatego
wziął głęboki oddech, skrzyżował nogi pod stołem i próbując opanować rumieniec
na twarzy, zaczął najspokojniej jak umiał jeść. To był chyba najszybszy posiłek
jaki w życiu zjadł, zaraz po poklepaniu się po brzuchach i głośnym, aczkolwiek
wstydliwym „dziękuję” wyszedł z pomieszczenia.
Chodził po
pokładzie nieco zamyślony, ciąg leczył te lekką aurę blondyna na swoich
plecach, a fakt że zjadł danie zrobione właśnie przez kuka tylko pogłębiało
jego zadumę. Zaczął chodzić w kółko po pokładzie, próbując znaleźć sobie
zajęcie, jakoś wszyscy byli czymś zajęci, tylko on chodził po statku bez celu.
Jego pierwszym
przystankiem była Nami, która z przyjemnością go wykorzystała. Kazała naprawiać
stolik, na którym rysowała mapy; Został on zniszczony przy ostatnim sztormie na
jaki na nieszczęście trafili.
Długonosy
westchnął głośno, doskonale wiedział, że to zadanie zajmie mu co najmniej jeden
pełny dzień.
Nami, która
zadowolona z siebie weszła do kuchni. Przywitała się z Sanjim i zaczęła się
pytać.
- I jak
Sanji-kun?
- Już prawie
kończę – zanucił. – Chociaż przydałoby się wyciągnąć gdzieś Usoppa, żebym mógł
przygotować resztę rzeczy.
- Nie martw
się. Już to załatwiłam. Usopp będzie zajęty do wieczora. – Uśmiechnęła się i
pomachała kluczem, który, oczywiście zupełnie przypadkowo, pasował do śrubek w
jej stoliku kreślarskim.
- Jesteś
bardzo przebiegła Nami-san. – Zakręcił się wokół niej, a gdy próbował ją
pocałować w policzek, dostał, krótko mówiąc, w pysk. No cóż blondyn nigdy nie
był zbyt dobry jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie, ale za to jego miłość była
stała i długa.
A teraz jego
miłość nie należała do nikogo innego jak do snajpera, który o jego uczuciach
nie miał pojęcia. Ale kuk miał dzisiaj w planach zaryzykować, zrobić coś co
może wyjaśni jego sytuację.
***
Żeby rozpocząć
wieczorną imprezę brakowało tylko jednego: dwóch idiotów, którzy powinni być na
statku już od ponad godziny. Wszystkim czekającym, powoli zaczęła lecieć para z
uszu, a atmosfera robiła się aż nazbyt nerwowa. Ileż można czekać na to
zielono-czerwone pasożyty?! No ile?!
Największe
zdenerwowanie wśród wszystkich obecnych, przypadło akurat Sanjiemu, bo nawet
Franky poklepał go po ramieniu.
- Spokojnie
kuk-bro. Zaraz wrócą. – Próbował go uspokoić, chociaż słowo ‘zaraz’ było
najmniej prawdopodobnym określeniem.
- Jak wrócą to
im nogi z dupy powyrywam. – Blondyn wycedził przez zęby zaciskając pięści na
zawsze obecnej szmatce. – Idę po nich. – Stwierdził gdy jego cierpliwość się
skończyła. Ale na szczęście w nieszczęściu po chwili zatrzymała go słodka
(według niego) Nami.
- Sanji. Nie
idź! Nie będziemy Cię szukać! Mam nadzieję, że zaraz się zjawią. – Próbowała go uspokoić, a sama już ledwo
zatrzymywała czarną aurę przed zabiciem jej durnych towarzyszy. Po chwili wzięła głęboki oddech, a gdy minęło
kolejne półgodziny postanowiła sprawdzić jak Usoppowi idzie praca z jej
stolikiem kreślarskim. Na jej nieszczęście snajper już kończył swoje zadanie, a
tych dwóch debili dalej nie było.
Usopp
zamyślony siedział w swoim warsztacie, gdy nagle przerwał mu słodki głos
nawigatorski.
- Jak Ci
idzie? – Przerwał mu kobiecy głos nawigatorki, która weszła do jego warsztatu.
- Za niedługo
kończę. Tylko nie widziałaś gdzieś mojego klucza?
- Nie Usopp,
tak mi przykro, nigdzie go nie widziałam. – Jeśli ktoś mógłby zostać aktorem,
to właśnie ta dziewczyna, nawet się nie zająknęła przy zdaniu, a jej kłamstwo
było bardziej prawdziwe, od samej prawdy. – Ale, wiesz co? Spróbuje go
poszukać. – Zniknęła znowu za drzwiami, zostawiając długonosego przy swojej
pracy. Ziewnął lekko, dłonią zasłaniając tylko część ust, zmęczenie po całym dniu
dawało się we znaki, a czuł, że zanim się położy minie jeszcze trochę czasu.
Ludzie, jak on chciał by ten dzień już się skończył.
Po skończeniu
pracy Usopp oglądał swoje dzieło. Ostatnio rzadziej go proszą o jakiekolwiek
naprawy, bo od tego jest cieśla, a przy tym Franky jest dużo lepszy. Ale Nami
najwyraźniej zależało na kasie, widocznie tylko on nie umiał się jej
przeciwstawić. Przynajmniej tak sobie wmawiał.
Rozprostował
kości, przejechał odruchowo, dłonią po blacie. To właśnie wtedy usłyszał hałas
na pokładzie, który zwiastował wrócenie dwóch najczęściej zgubionych na statku,
w ogóle kto wpadł na pomysł, by do miasta wysyłać najbardziej zgubione ofiary?!
Wszedł po
schodkach i nacisnął klamkę. Z wielkim ziewnięciem zaczął je otwierać, gdy
nagle w jego stronę poleciało coś bardzo dziwnego i usłyszał głośny huk.
To pierwsze
było serpentyną, zrobioną z jakichś papierów, a to drugie okazało się być
krzykiem słomianych kapeluszy, którzy stojąc koło siebie z wielkim uśmiechami
wołali:
- Wszystkiego
najlepszego!
Usopp już
dawno nie był tak zaskoczony. Łzy pojawiły się w jego oczach już od dawna, nie
świętował urodzin, a te urodziny zaczęły cieszyć go potrójnie. Jego najbliżsi
świętowali z nim urodziny.
- Wszystkiego
najlepszego! – Powtórzyli wszyscy i nawet wiecznie wyglądający jak ochroniarz
hipermarketu Zoro uśmiechał się z rozdziawioną mordą. Tak teraz można było
stwierdzić, że chłopak ma zaledwie 19 lat. Usopp naprawdę się ucieszył. Jego
mina mówiła sama za siebie. Dlatego z tym większym zadowoleniem przyglądał się
każdej z osób.
Jego uśmiech
nagle zbladł. Na pokładzie byli wszyscy z wyjątkiem Sanjiego.
- Gdzie…? –
Spytał by, gdyby jego wypowiedzi nie przerwała Robin.
- Sanji-kun
jest w kuchni, czeka na Ciebie ze swoim prezentem. – Uśmiechnęła się delikatnie,
dłonią poprawiając parę kosmków włosów.
- Oj Załogo! –
Blondyn krzyknął z drzwi kuchni. - Żarcie jest na rufie statku, więc idźcie tam
i rozpocznijcie jeść. Marimo, masz na zadanie pilnować Luffy’ego.
- Oj! Nie
rozkazuj mi! – Warknął, słysząc słowa kucharza. Ale i tak posłuchał. W końcu
jeśli nie popilnuje to sam straci swoją porcję.
Cała załoga skierowała się w
stronę stołu, który wręcz zachwycał swoim zapachem. Można było najeść się samym
patrzeniem i wąchaniem, a ślinka leciała dosłownie wszystkim.
Gdy
długonosy chciał usiąść na swoim miejscu, które aż do przesady rzucało się w
oczy. Korona na szczycie ogromnego oparcia, błyszczała w odległości 10 mil , a całe krzesło aż
prosiło się o umieszczenie go w królewskiej komnacie, nagle usłyszał, że ktoś
go woła. Głosem tym okazał się Sanji, który wciąż przebywał w kuchni.
Usopp
z przyjemnością wszedł do „skromnych progów Sanjiego”, które w tej chwili były
czyste jak łza i zamknął za sobą drzwi. Patrzył na lekko poruszającego się
blondyna, który z przyjemnością bujał się to tu, to tam. Świetnie prezentując
swoje czteroliterowe wdzięki. Brunet przyglądał się z zachwytem, ale dla
niepoznaki oparł się o drzwi.
-
Wołałeś mnie.
-
Taaaak…- Dziwnie to zaakcentował. Wyciągnął z lodówki, kawałek ciasta wbił do
niego małą świeczkę i zanim się długonosy obejrzał, kucharz stał przed nim z
symbolicznym mini tortem. – Pomyśl życzenie. – Powiedział podtykając mu pod nos
świeczkę. Usopp przez chwilę czuł się
zażenowany, bo blondyn był dziwnie blisko niego, gdyby mógł zrobił by krok do
tyłu, ale drewniane drzwi zabroniły mu cokolwiek zrobić. W sumie był im za to
wdzięczny, bo kolana kucharza niemal stykały się z jego, a oczy były tak
blisko, że czuł jakby miał się w nich utopić. – Pomyśl życzenie. – Blondyn
powtórzył z uśmiechem na ustach.
Brunet
jakby się obudził, popatrzył jeszcze raz na świeczkę, potem na blondyna i znowu
na świeczkę. Zamknął oczy i zdmuchnął mały płomyczek. Sanji uśmiechnął się pod
nosem. Jego wprawna dłoń odłożyła torcik na stół. A jego dłoń, nagle wylądowała
oparta o drzwi, zaraz koło głowy Usoppa. Brunetowi zrobiło się gorąco. Serce
zaczęło walić jak oszalałe, a kiedy zobaczył jak blondyn pochyla się nad nim,
myślał, że zemdleje. Jego nogi zaczęły drżeć jak wtedy gdy bał się czegoś
potwornego. Ale tym razem nie chciał uciekać, nie bał się, czekał i patrzył.
Widział jak twarz kuka zbliża się do jego i całuje jego spragnione usta. Wargi
blondyna były miękkie i subtelnego, jego ruchy tak bardzo delikatne, zupełnie
inne niż przystało na pirata. Serce snajpera spowolniło, zaczęło bić innym
rytmem, tak jakby próbowało dostosować się do bicia serca kucharza.
Pocałunek
nie był długi, trwał bardzo nie długo, ale był niezwykły. Po nim blondyn
uśmiechnął się do niego.
-
Wszystkiego najlepszego Usopp. – Powiedział z nutą szczęścia w głosie.
Chyba po raz pierwszy w życiu
marzenie Bruneta się spełniło, teraz wiedział tylko jedno: to będą wyjątkowe
urodziny!
:D bardzo fajne opowiadanko:) Trochę powtórzeń się wkradło i jakiś takich błędów niewielkich, ale podejrzewam, że w pośpiechu było pisane;D
OdpowiedzUsuńFajnie się o nich czyta^^ Urodzinki to zawsze dobry motyw^^ Myślałam, że Sanji może inaczej spróbuje go podejść, ale tak też było w porządku:) Śmiałam się jak blondyn podetknął mu świeczkę pod nos xD Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że ogień nie podpalił by mu końcówki xD Fajnie było, jak kazał mu zdmuchnąć płomień:) i wcześniej gdy stawiał przed nim talerz^^ W każdym razie bardzo dziękuję za opowiadanko^^
Vanilia
No zgadłaś, tak trochę w pośpiechu, ale cóż ciężko mi się pisze ostatnio ;)
UsuńMuszę jakoś to wrzucić w rutynę to może wtedy będzie mi to szło lżej :*
Dziękuję za miły komentarz :*
A mnie się bardzo podobało :* Ty tak fajnie opisujesz takie scenki obyczajowe i całą załogę - zawsze mam ubaw z niektórych uwag np. na temat Nami :D. Para UsoSan jest trudna do opisania [wiem coś o tym...] ale ja lubię ją w Twoim wykonaniu ^.^
OdpowiedzUsuńMmm... dziękuję :*
UsuńJak kiedyś nienawidziłam Nami, tak teraz wydaje mi się ona niezbędnością w załodze ^-^
Dziękuję jeszcze raz :*
Ja się wczuwam w załoganta ja ich nie opisuje, ja to widzę xD