1 września 2013

[Opowiadanie] Umi Monogatari School Special: Proszę mnie nie bić, tam są ciasteczka

Tytuł: Umi Monogatari School Special: Proszę mnie nie bić, tam są ciasteczka
Autorka: Panda
Korekta: Panda
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi, komedia
Para: Zobaczycie sami
Ograniczenie wiekowe: 14+
W trakcie żeglugi piraci się nudzą, a gdy się nudzą, przychodzą im do głowy różne dziwne rzeczy. Jak się swata skrzydlaki? Kto chce wkurzyć na śmierć wicedyrektora? Jak sprawdzić, który ze szkolnych idoli jest lepszy? Co w tym wszystkim robią ciasteczka? Oraz… co knują Umi Monogatari?
A okazja sprzyja, bowiem na ogromnym statku zebrały się hordy piratów. Shichibukai. Marynarka. Umi Monogatari. Szkoła była przekleństwem, które dotykało wszystkich.



Statek Umi Monogatari… znaczy się, pływający wrak statku załogi Umi Monogatari przybił do wybrzeża. Trap opadł z głośnym trzaskiem. Nikt się jednak nie spieszył z wychodzeniem na brzeg.
Ema omiatała ponurym wzrokiem dach kajuty kapitańskiej, która przedstawiała sobą straszny widok. Deski przyczepione na odwal do sufitu trzymały się ledwo, a Ayo narzekała, że wszystko przecieka. Kuźwa! W dodatku kapitan została pozbawiona biurka, z którego zostały… drzazgi. Całe szczęście, że fotele i kanapy nie ucierpiały. I, o dziwo, krzesło. Ayo odegnała od siebie wizję dzikiej orgii w jej kajucie kapitańskiej i kuchni, które zresztą musiała, jak wszystko inne, zostać dokumentnie wyszorowane. Załoga klęła na czym świat stoi, zmywając białe plamy z podłogi.
- Gdybyś miał pojechać na wycieczkę, dokąd chciałbyś się udać?
Nieoczekiwani goście zmyli się następnego dnia po najeździe, czule trzaśnięci przez Kumę, który porozsyłał ich, gdzie trzeba. Ayo czuła się niezręcznie, gdy zwróciła grzecznie uwagę Tyranowi, że to coś na jego dłoni jest chyba ich. Panda niechętnie pożegnała nowego przyjaciela (czytaj: trzeba było ją niemal siłą odrywać), po czym zadomowiła się na ramieniu Kanako, która była wyjątkowo przytomna.
Doflamingo, Crocodile i Mihawk pożegnali się mniej lub bardziej wylewnie. Doflamingo promieniał, Crocodile wyglądał, jakby chciał kogoś zamordować, a Mihawk prezentował stoicki spokój, mimo czerwonawych szram ciągnących się przez pierś. Nawet nie drgnął, gdy oberwał z gołej dłoni. Crocodile z kolei się skrzywił, gdy go przeniosło. Doflamingo wycisnął całusa na dłoni Kumy (wyżej nie zdołał) i pufnął.
Sanji przed powrotem wycałował każdą damską dłoń na statku, z wyjątkiem pandy, która na niego zasyczała, powodując tym samym szok na twarzy Ayo, Grnavy i Ann. Z niepokojem obserwowały, jak blondyn otrzymuje swój policzek od wielkoluda. Tylko bądź delikatny, brutalu!
Zoro burknął coś i niechętnie nadstawił policzek. Zanim Kuma go strzelił, większość załogi zgodnie westchnęła, wyobrażając sobie co najmniej pocałunek. Ale nie było szans, bo Moria wiercił ich wzrokiem jak cholerny Cerber z Thriller Bark. Ema pogroziła mu szczotką za jego plecami, zanim jako ostatni dostał po pysku i zniknął. Kuma oblekł dłoń w rękawiczkę i wyciągnął dłoń. Kanako prawie umarła ze strachu, gdy pogłaskał pandę <kyu~> i nagle się zdematerializował.
Dzięki bogom yaoi, skończyło się.
Cały miesiąc minął im na naprawianiu i myciu oraz przeklinaniu. Statek żeglował dalej, kierując się powoli w stronę Enies Lobby. Czas płynął nieubłaganie, a przed załogą Umi Monogatari stało kolejne, ważne zadanie.
Szkoła, kuźwa.

- Ruszcie dupy.
Rozkaz dobiegający z górnego pokładu był klarowny i wyraźny.
Yumi mocowała się z pończochami, gdy Ema wetknęła łeb do kajuty. Nie zauważyła, że panda również wystawiła łepek zza futryny.
- Ej, idziemy. Gotowa?
- Za cholerę – stęknęła Yumi. – Jak mam to włożyć? Przecież ja wcale nie mam nóg, yohohoh!
- Może lepiej zostań przy samym mundurku? – podsunęła Ema.
- Nie mogę już. Muszę się napić – jęknęła Yumi.
Brwi Emy podjechały do góry ze zdziwienia. Napić? Yumi?
- Ktoś cię zamienił na ciała z Ann, czy co? – zażartowała, a potem do głowy przyszła jej tylko jedna możliwość, która sprawiła, że podniecenie strzeliło z niej w sposób niemal namacalny. – A może z Sarin, coś taka ponurzasta, co?
Yumi spojrzała na nią ponuro, zakładając podwiązki, które natychmiast spadły.
- Nawet kościotrup może mieć swój gorszy dzień.
Panda kiwnęła główką ze zrozumieniem – kyu~ – po czym pohopsała dalej.
Dwie kajuty dalej Grnavy potrząsała Ann.
- Wstawaj!
- A….
- Wstawaj, no już! – Grnavy wydmuchała jej w twarz dym.
- Za minutkę, mamo…
Łup! Ann zleciała z koi, gdy oberwała przez łeb.
- Którego dziś? – wychrypiała, ściskając w jednej ręce pustą butelkę.
- 1 września.
- Cholera!
Kyu~ <powoli zbieramy się do kupy>
Panda uciekła spod nóg Sarinei, która już dawno wstała i teraz szła korytarzem. Galley-La Company byli rannymi ptaszkami i jeśli chciała ich zobaczyć, musiała się pospieszyć.
Kanako wytoczyła się z kajuty, ziewając jak Luffy, Ace i Garp razem wzięci, w biegu wciągając koszulkę. Już naprawdę nie mieli kogo oddelegować do TEGO zadania? Wolałaby Ace’a, no ale skoro tak… Gdzie ona, do kuźwy nędzy, miała dopaść Doflamingo...?!

Ayo powoli schodziła po trapie. Jej wzrok obejmował część wybrzeża, przy którym stało ileś statków. Na szczęście cumowanie przebiegło bez problemów, a ich wra… znaczy się, okręt zdołał wcisnąć się tuż obok łajby piratów Kida. No tak, pierwszy września.
Szkoła była przekleństwem, które dotykało wszystkich.
Kapitan uśmiechnęła się pod nosem do własnych myśli. Jeśli wszystko się powiedzie i jeśli Kana nie nawali, dzisiejszy dzień ma szansę skończyć się wyjątkowo… emocjonująco.

- Kapitanie!
- Stul dziób, Killer!
- Ale, kapitanie Kid…!
Żyła na czole czerwonowłosego chłopaka niebezpiecznie zadrgała, gdy rozglądała się dookoła. Eustass Kid, postrach West Blue, miał na sobie przepisowy mundurek z kołnierzem i ogromną kokardą, a do tego plisowaną spódniczkę rodem z Sailor Moon. Jego pierwszy oficer wyglądał, jakby się miał zaraz rozpłakać.
- Ale to jest DAMSKI mundurek!

Stuk, stuk. Czarnowłosy chłopak poprawił cylinder na głowie, schodząc ze statku.
- Pa, pa, Lucci!
Kumadori stojący na pokładzie szlochał rzewnie w objęciach Blueno.
- Pozdrów moją zmarłą matkę, jeśli ją spotkasz!
Lucci drgnął.
Na prawo stała krypa tych okropnych dziewczyn, na lewo Moby Dick Białobrodego. Chłopak zacisnął zęby. Kolejny rok użerania się z głupimi bachorami…
Na domiar złego, na jego drodze stała grupka świeżaków. Sarinea patrzyła, jak niepewnym krokiem zmierzają w stronę czarnowłosego.
Och, to nie było zbyt mądre.

Ace zeskoczył z pokładu ogromnego statku, na którym machała mu grupa ludzi.
- Trzymaj się ciepło, dzieciaku!
- Powodzenia w szkole!
- Nie szalej za bardzo, chłopie!
Uchylił im dwornie kapelusza na pożegnanie, pokazał język i natychmiast z wrodzoną sobie spostrzegawczością zauważył grupkę dziewczyn stojącą na nabrzeżu.
- Yo, Umi!
Płomienie zatańczyły dookoła Kanako, gdy na jej twarz wypełzał zdradziecki rumieniec. Ace wydawał się tego nie dostrzegać, gdy do nich podszedł. Ani też nie pamiętać o tym, co zaszło miesiąc temu. Grnavy chwyciła Emę za kark.
- Ej, dokąd to?
- Ona chce się znowu zgubić – zawyrokowała Sarinea ponuro.
- Trzymaj ją mocno! – zawołał Ace.
- Nienawidzę was – jęknęła Ema.
Jej serce rwało się w jednym kierunku. Trzy doki dalej majaczyła charakterystyczna figura dziobowa w kształcie lwa.
- Chodźmy sprawdzić listy – zarządziła Ayo, zaganiając swoją gromadkę w stronę bramy wejściowej. Ace szedł za nimi, pogwizdując.
- Cześć, Umi! Hej, Ace! – zawołał Sanji, spychając ze statku Zoro.
- Nie pchaj mnie! – warczał szermierz. – Witajcie, dziewczyny. Grnavy, kiedy sparing? Tym razem na pewno wygram!
- Aha, a siódmym wojownikiem mórz zostanie Luffy – dziewczyna dmuchnęła dymem. – Znowu będzie remis, glonie.
- Mięęęęso! – wrzasnął Luffy, zeskakując bezpośrednio z pokładu. – Znowu się spotykamy! Ayo, kiedy ugotujesz mi coś dobrego?
- Niedługo – obiecała, uśmiechając się szeroko.
- Nami, czy on czasem nie miał wpaść do tego morza? – rozległ się poważny głos Robin.
- Cóż, następnym razem na pewno trafię – powiedziała beztrosko nawigator Słomków.
- Jeśli chodzi o celne trafienia, dzielny wojownik mórz już tu…
Bum. Nami widocznie było mało, gdy zdzieliła Luffy’ego. Usopp poleciał głową do przodu.
- Przy odrobinie nie-szczęścia załapie się na zwolnienie na tydzień – oceniła Ann.
- Biedak. Podobno nowa instruktorka strzelania jest całkiem na rzeczy – w oczach Sanjiego płonęły bez mała płomienie takie, jakie od dłuższej chwili otaczały Kanako i nie chciały sobie za cholerę pójść.
- Dokąd się tak spieszysz, Robin? – spytała Nami. – Franky już poszedł.
- Dyrektor i wicedyrektor zasłużyli na kawę po dzisiejszym dniu. Zdobyłam nowy gatunek wysokokofeinowych ziaren od Sanjiego.
- Ale pamiętasz, że Crocodile ma nadciśnienie? – zatroskała się Ayo i Ann, choć pierwsza z powodów, ekhm, a druga czysto profesjonalnie.
Uśmiech Robin wyglądał cokolwiek niepokojąco, gdy opuściła ich idąc w stronę wielkiego statku.
- Ona go kiedyś zabije – zawyrokowała Sarinea z typowym dla siebie optymizmem, rozglądając się. – Ooo patrzcie, idzie pan nieprzystępny.
Wskazała czarnowłosego chłopaka w cylindrze, który właśnie został zaczepiony przez kogoś. Jakiś piękniś w fikuśnym kapeluszu zadał właśnie jakieś pytanie, a Lucci zmierzył go wzrokiem jak robaka i poszedł dalej. Serce Sarinei wydało z siebie głośne westchnienie.
- Patrzcie, komuś się podoba – powiedziała złośliwie Kanako.
- Nie pasują do siebie – wyszczerzył zęby Ace.
- Kto, Sarin i Lucci czy Lucci i świeżak? – zainteresowała się Ema.
- Idziemy, yohohoh! – zawołała Yumi, nie wiedzieć, czy dlatego, że zauważyła Kida, obsztorcowywanego przez Killera, czy też dlatego, że byli spóźnieni.
- Yo, Umi – warknął Kid, kopnięty przez swojego pierwszego oficera. – Ace, ty cholero.
- Kid, ty stary draniu – powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem Ayo, na co jego uśmiech zadrgał niebezpiecznie. – Ubranko ci trochę nie pasuje, co?
- W katalogu napisały, że to typowy mundurek – czerwonowłosy zabił ją wzrokiem..
Okoliczności, w których Umi Monogatari poznały Eustassa „Captain” Kida, były nad wyraz… interesujące.
- Panienko Robin, proooszę poczekać! – Brook przemknął obok nich z zadziwiającą szybkością, mijając czerwonowłosego kapitana.
Kid okręcił się, a jego spódniczka zawirowała. O matko. Killer wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.
- No to kogo bierzemy na cel w tym roku? – zapytała Kanako, przyglądając się nówkom.
- Piękniś w kapeluszu ze szpadą, koleś z kłami, nie kojarzę też tej zielonej – oceniła Yumi, śledząc wzrokiem Brooka podążającego w stronę – niech to, dobrze widziała? – Mihawka.
- Lucciego nie tykaj, zamorduje cię wzrokiem. I nie daj się złapać starszakom. Jabra pożre cię na śniadanie, chyba że wolisz zostać związany przez Pauliego i wychłostany przez Sadie-chan. Na którym jesteś roku, Kid?
- Pierwszym. Będzie zabawa, panienki.
- Ej, ja jestem na czwartym! – oburzył się Usopp. – Pauli to naprawdę równy gość.
- A byłeś z nim kiedyś w łóżku? – zapytali jednocześnie Ema i Kid.
Usoppa zatkało.
- No właśnie.

Ekhm!~
Głos zabrzmiał zewsząd. Na wybrzeżu ucichło.
Obracam się~! Ach, moja głowa! Witajcie w szkole, tego… Po prawej stronie znajduje się szkolny statek, gdzieś między piratami Serca a Słomkowymi Kapeluszami. Co to ja chciałem, swan~? A, tu jest herbata… gdzie te ciastka, Miss Allsunday? Pamiętałaś, że dyrektor Garp lubi z kawałkami czekolady? Listy klas na ten rok szkolny wiszą przed wejściem na statek. Serio, ciężko go przeoczyć. Tak, zaraz ci oddam ten mikro-
Trzask. Głos Bon Claya ucichł jak ucięty nożem.

Obok na wybrzeżu stał zacumowany ogromny statek w barwach niebieskiego, czerwieni i bieli.
Trap statku był całkiem stromy i wąski. Grupa świeżaków właśnie stała niedaleko tablicy z rozpiską roczników.
Yumi przepchnęła się do przodu, potrącając harpię z długimi zielonymi włosami.  Burknęła coś na wzór przeprosin i wyciągnęła szyję. Swoją drogą, niezłe ciasteczka. Ten zielonowłosy z kłami na przykład. Co z tego, że wygląda jak prosiak? Stworzyłby niezłą parę z… może tym pięknisiem ze szpadą? Albo Bonney?

Szkoła morska im. ś.p. (nad tym ktoś dopisał „do zobaczenia w piekle!”) (tu imię nieszczęśnika zostało zatarte)

Dyrektor: Monkey D. Garp
Wicedyrektor: Sir Crocodile

Kadra nauczycielska:
język piracki – „Piracka Cesarzowa” Boa Hancock, królewski wojownik mórz / Marshall D. Teach, imperator, piraci Czarnobrodego
Tłum nie mógł się zdecydować, czy najpierw westchnąć, czy jęknąć.
Zabiłabym skurwysyna, pomyślała Kanako. Ace ledwo uciekł z tego Marineford.
nawigacja kartografia takie tam bzdury – Bartholomew „Tyran” Kuma, królewski wojownik mórz
Oho, to będzie przyjemna „wycieczka”. Brr, pomyślała znowu wicekapitan Umi.
krojenie ludz… medycyna – Trafalgar Law, piraci Serca
Tłum westchnął, a Ann razem z nim. Podobno Moria kopnął w kalendarz. Ale za to jakie zastępstwo! Dzięki ci, Donquixote Doflamingo!
budowanie zamków z piasku… yy archeologia – Nico Robin, Słomkowe Kapelusze
Sarin pokiwała ponuro głową.
muzyka – „Same Kości” Brook, Słomkowe Kapelusze
Yumi wydała z siebie kolejne „yohohoh”.
ciesielstwo – Franky, Słomkowe Kapelusze
O, to mi się przyda, pomyślała Ema.
szermierka – Dracule „Jastrzębiooki” Mihawk, królewski wojownik mórz
Grnavy posłała szeroki uśmiech Zoro.
sztuki walki – „Rycerz Mórz” Jinbei
strzelanie – Baby 5, rodzina Donquixote

Rok pierwszy – opiekun: Aokiji, Marynarka
-- Ann Umi Monogatari
Piracki Książę Cavendish
Kaku Galley-La Company
Eustass "Captain" Kid piraci Kida
Monkey D. Luffy Słomkowe Kapelusze
Leniwe Zwłoki Yumi Umi Monogatari

Rok drugi – opiekun: Bon Clay
Diabelska Brewka Ayo Umi Monogatari
Bartolomeo Kanibal
Diabelski Snajper Ema Umi Monogatari
Rdzawy Szermierz Grnavy Umi Monogatari
Kocia Złodziejka Nami Słomkowe Kapelusze
Czarnonogi Sanji Słomkowe Kapelusze
Łowca Piratów Roronoa Zoro Słomkowe Kapelusze

Rok trzeci: Donquixote Doflamingo, królewski wojownik mórz
Portgas D. Ace piraci Białobrodego
Mroczny Promień Kanako Umi Monogatari
Rob Lucci Galley-La Company
Marco Feniks piraci Białobrodego
Monet rodzina Donquixote
Niewidzialny Feniks Sarinea Umi Monogatari

Rok czwarty – opiekun: Spandam, Enies Lobby
Usopp Słomkowe Kapelusze
Tony Tony Chopper Słomkowe Kapelusze
Pauli Galley-La Company
Kalifa Galley-La Company
Jabra Enies Lobby
Sadie (tu dobazgrolono” “Sadie-chan, mmmm!”) Impel Down

Rok piąty – opiekun: … (tu ktoś dopisał „rocznik widmo”)

Zanim pani kościotrup doszła do swojego roku, dobiegło ją zgodne westchnienie. Umi Monogatari stały koło trapu, po którym zaczynały tłoczyć się świeżaki i patrzyły…. nie, one POŻERAŁY wzrokiem mężczyznę o czarnych włosach i w długim płaszczu, który podszedł.
Dobry Boże Yaoi!
Trafalgar Law uśmiechnął się krzywo.
- Czy to placówka szkolna?
- Pewnie, że tak. Myślałeś, że gdzie trafiłeś, do burdelu? – rozległo się za nim.
Rysy twarzy chirurga śmierci stężały natychmiast. Powoli odwrócił głowę. Doflamingo szczerzył do niego wszystkie zęby, trzymając dłoń na ramieniu czarnowłosej kobiety, ubranej jak pokojówka.
Kanako jęknęła.
Doflamingo, ty zboczeńcu.
- Donquixote Doflamingo – powiedział sztywno Law.
- Cześć. Pamiętasz Baby, no nie?
Drugi wojownik mórz wpakował się na trap, zupełnie jakby był u siebie, ciągnąc za sobą kobietę, która się nie opierała. A która by się opierała! Na pewno nie Kanako, która patrzyła na to z pewną zazdrością. Ale tylko odrobinką. Postanowiła bowiem heroicznie, że wyleczy się z Dofla…
- Kurwa, znowu – warknęło coś z boku.
…dile’a. Rzeczony Crocodile w swojej całościowej formie łypał właśnie na statek. Trzymał w jedynej wolnej ręce jakiś plik nieco pogniecionych kartek.
Ayo jęknęła.
Żadna z nich nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bowiem…
- Obracam się, obracam~! Zero-cha~n~ - Bon Clay wtańczył na trap z pokładu, niemal zrzucając Crocodile’a do wody. Doflamingo zgrabnie uskoczył, ciągnąc – znowu – nieszczęsną Baby 5, która poleciała bezwładnie na jego szeroką klatę.
Pod Kanako powinna już się zarwać ziemia. Pod Emą też by się zarwała, ale to był tylko Bon Clay. Mimo to przyjemnie było na niego popatrzeć, jak wskakuje zgrabnie na pokład statku.
- Zamknij się – warknął rozeźlony Crocodile. – I mów mi „zastępco dyrektora”!
- Dobrze, zastępco dyrektora Zero-cha~n.
Ema parsknęła śmiechem, po czym została zmrożona wzrokiem. Temperatura w powietrzu wyraźnie spadła.
-  Blokujecie przejście – powiedział znudzony głos. – Crocodile, Donquixote Doflamingo, właźcie.
Doflamingo wdrapał się na pokład i zniknął jak uprzednio Bon Clay, a Crocodile podążył za nim. Aokiji wskazał im leniwie trap.
- Idziecie?
- Za chwilę – wykrztusiła Ayo.
Rozległ się pisk. Mężczyzna wsunął rękę do kieszeni i wyciągnął z niej coś. I pogłaskał. Ciężko było dostrzec z tej odległości, co, ale w końcu wszedł na statek.
Kanako i Ayo odzyskały oddech… ale nie na długo.
- …wszystko w porządku?
- ….yohohoho!
Najlepszy szermierz świata, w kolorowej koszuli właśnie ich mijał, rozmawiając z Brookiem.
Sarinea Yumi i Grnavy wydały z siebie ciche westchnienie.
- Kogo brakuje? – warknął Crocdile, wymachując kartkami.
Bon Clay był doskonale przygotowany.
- Boa Hancock, Marshall D. Teach, Bartholomew Kuma, Jinbei.
- Daję im 15 minut. Potem odpływamy – zdecydował wicedyrektor i udał się do swojego gabinetu.

Gdy już wszyscy – wyniosła Hancock, która była zdania, że na nią zaczekają, nieco zawiany i wiecznie zehahahujący Teach i poważny Jinbei – zapakowali się na statek, Umi Monogatari zgodnie jęknęły. Tyle, że tym razem z zupełnie innego powodu.
Dobry Boże yaoi, miej nas w swej opiece…!
Ayo wytężyła pamięć. Cholera, chyba o czymś zapomniały.
Na pewno o czymś zapomniały.

Tymczasem na statku…
Kyu~  <jestem taka senna~>
- Nie bój się – powiedział Aokiji, głaszcząc pandę. – Zaopiekuję się tobą.

- Obracam się~! Wszyscy uczniowie poszczególnych lat proszeni są o zbiórkę na pokładzie górnym! Powtarzam, zbiórka na pokładzie górnym, swan~!
- Oddawaj ten mikrofon, cholero!
Bon Clay najwidoczniej dorwał się już do ślimakofonu i zaczął wypełniać swo… znaczy się cudze, obowiązki.
Ale Zer…
Trzask. Głośnik ucichł.
Wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie to, że w tym samym momencie rozległ się plusk.
- Ratu….!
Do burt podbiegli uczniowie, pokazując sobie coś palcem. Umi Monogatari też się przepchnęły do przodu.
- Co się stało? – zawołała Kanako.
- Monet wpadła do wody i idzie na dno – powiedział spokojnie Lucci.
- Ratuj ją! – wrzasnęła Sarinea.
Spojrzał na nią bez wyrazu i odszedł. Ema pochwyciła kątem oka jakiś zielony cień.
- Zoro….!
Chłopak już holował do trapu nieprzytomną zielonowłosą dziewczynę.
- W samą porę – powiedział Mihawk, który, nie wiedzieć kiedy, stanął za nimi.
Baby 5 miotała się w ramionach Doflamingo, przytrzymywana silnie.
- Twoja rodzina?  - zapytał Mihawk.
Wojownik mórz nie odpowiedział, ale jego wzrok nie wróżył nic dobrego.

- Nic ci nie jest?
Monet zamrugała. Trzymał ją z jednej strony ten cholerny słomkowy szermierz, a z drugiej facet w zabawnej chuście na głowie. Obok niego leżała miotła.
- Nie. Puszczajcie. Ał!
Skrzydło dziewczyny sterczało pod dziwnym kątem.
- Zanieście ją do lekarza – głos Doflamingo przebił się przez podekscytowane świeżaki, nie tolerując sprzeciwu.
- Wezmę ją – powiedział Zoro, patrząc z ukosa to na dziewczynę, to na wojownika mórz.
- Nie! – wrzasnęli jednocześnie Nami i Sanji. – Masz mapę? Zgubisz się! Proszę z nim iść, panie Pell!
- Ale pokład… - zaczął Pell.
- Ja pójdę – wtrąciła Baby 5, z której oczu strzelała aktualnie zazdrość.
Spojrzenie sprzątacza padło na Monet, która zwijała się z bólu. Doflamingo nie spuszczał z niego wzroku, ciągnięty uporczywie za rękaw przez kobietę-broń.
Zoro zarzucił sobie bez ceregieli Monet na ramię – w końcu była od tego parszywego ptaka, nie? – i poszedł do drzwi prowadzących na równoległy poziom pokładu. Pell podążył za nim czym prędzej.
Grnavy gwizdnęła, Sarinea miała ponury wyraz twarzy. Kanako posłała odchodzącym długie spojrzenie, zerkając na Ace’a, który stał w otoczeniu kilku dziewczyn. Ema była pod wrażeniem. Yumi westchnęła.
- Ann, idź z nimi – poleciła Ayo niespokojnie.
Cholera wie, co tam się będzie dziać.

- Czy wy jesteście głusi?! – ryknęło nad ich głowami.
Crocodile stał na górnym pokładzie i patrzył na nich. Obok niego stała Robin, nauczycielka archeologii, tuląc w ramionach książki.
- Czas na apel szkolny! Ślimakofony wysiadły!
- Oho, ciśnienie panu znowu skoczyło, wicedyrektorze – powiedziała kobieta przymilnym głosem. – Zaparzyć panu świeżej kawy?
- Chcesz mnie zabić, kobieto?!
- Och, rozgryzł mnie pan – powiedziała ze śmiertelną powagą.
- Nic dziwnego, że nikt nic nie słyszał – powiedział usłużnie stojący z tyłu Bon Clay.
- Co tu się w ogóle dzieje?! – warknął mężczyzna z blizną.
- Mam do pogadania z dyrektorem, Croco-chan – powiedział z uroczo złowrogim uśmiechem Doflamingo.
Crocodile zignorował go.
- Dobra, pieprzyc apel. Cieśle, w trymiga do gabinetu dyrektora! – warknął na odchodnym.
Bon wykonał piruet, w porę uskakując przed śmiercionośnym hakiem, którym wicedyrektor od dłuższej chwili machał jak oszalały.
Przez tłum przecisnął się Franky i poszedł na górę. Po chwili od świeżaków odłączył się chłopak z nosem niemal tak dziwnym jak Usopp. Stojący z boku Lucci skierował się także w tamtą stronę i, bez namysłu, Ema.
- Zobaczymy się później – rzuciła, idąc za cieślami.

- Garp!
Doflamingo wszedł do gabinetu bez pukania. Po chwili zorientował się, że coś mu wisi na rękawie i strzepnął ręką. Baby 5 poleciała na ścianę, po czym wycelowała w niego z lufy.
- Zacisk!
Ramiona oplotły jej szyję w tym samym momencie. Robin stała obok Crocodile’a, wciąż piastując książki, z charakterystycznie skrzyżowanymi rękoma.
- Paniczu! – wychrypiała Baby 5.
- Crocodile – powiedział z leniwym uśmiechem Doflamingo.
- Nico Robin – warknął Crocodile.
- Panie Doflamingo, proszę trzymać swoją… ją z daleka. Nie chcemy dziur w ścianach – powiedziała Robin z miłym uśmiechem. – Przyniosę wam kawy.
Po jej wyjściu Doflamingo spojrzał na biurko, przy którym właśnie siadał Crocodile.
- Gdzie dyrektor?
- Obok, w swoim gabinecie, jak zawsze – poinformował go chłodno mężczyzna.
- Zaanonsujesz mnie?
- Sekretarka właśnie wyszła – Crocodile zmroził go wzrokiem.

PAN-DA ROBIN
Na korytarzu Robin drgnęła i obróciła się. Książki w jej rękach zadrżały lekko, gdy zobaczyła, kto za nią stoi.
Aokiji trzymał ręce w kieszeniach.
- Arararara… Nico Robin.
- Dzień dobry, admirale.
Dookoła nich panowała cisza. Robin czekała. Na cokolwiek.
- Masz dziś wolny wieczór?
Nie odpowiedziała. Mężczyzna wyjął ręce z kieszeni. Zwierzątko na jego dłoni ziewnęło i otworzyło ślepka.
Kyu~ <już pora wstać?~>
Oczy Robin rozszerzyły się.
- Czy to jest…?
Aokiji podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- No. Słodka, nie?
Kobieta bez słowa wyciągnęła dłonie. Panda przeszła z rąk do rąk, zdumiona łatwością, z jaką – przynajmniej na chwilę – stopniały lody.
Kyu~ <a teraz za uszkieeem~>

- Obracam się, obra~!
Bon Clay wydawał się wcale nie przejmować zniszczoną rozgłośnią. Tańczył po pokoju nauczycielskim, na lewo od gabinetów dyrektorów, gdy do środka wparował Franky z ekipą. Słomkowy od razu podszedł do stanowiska radiowego i zaczął coś mamrotać. Kaku i Lucci sterczeli mu nad głową, a Ema stała niezdecydowana. Z pomieszczenia obok dobiegał…
Paniczu! Ach!
Mocniej, kurwa!
Nie ruszaj się, do jasnej cholery!
Aaaaaa!~
- Och, Zero-chan, nieładnie! – zaśpiewał Bon Clay, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Hentai (zboczeniec) – kiwnęła głową Ema, podchodząc i przyglądając się skomplikowanemu ślimakofonowi.
Franky natychmiast podniósł głowę.
- Wołałaś?
Ema patrzyła na niego, a na jej twarzy rozlewał się uśmiech. To było to. Hentai!
Drzwi gabinetu otworzyły się i do środka zajrzała Ayo, marszcząc brwi. Ema chichotała, patrząc jak Bentham tańczy, gdy dostrzegła swoją kapitan i podeszła do drzwi.
- Co jest?
- Fankluby nas szukają. Sarinea, zastąp mnie – rzuciła Ayo do tyłu. – Kana, Sarinea, idziecie z nią. Tylko po drodze się rozdzielcie, żeby nikt nie zauważył – dodała, przybierając groźny wyraz twarzy rywalki, żeby nie było.
- Wymyśliłam nazwę statku statku – powiedziała szybko Ema. – Co powiesz na Hentai?
Ayo patrzyła na nią dziwnym wzrokiem. Ema została wyciągnięta na korytarz, a Ayo obróciła się z uśmiechem do tamtych.
Była w pokoju nauczycielskim. Cel został – połowicznie – osiągnięty.

WING-BROKEN
Zoro maszerował korytarzem z półprzytomną Monet na ramieniu. Pell postępował za nimi, a na jego twarzy malowały się różne uczucia. Ann zastanawiała się nad tym i w końcu doszła do jednego słusznego wniosku. W powietrzu czuć było świeżą miętą.
Zoro skręcił w lewo, a Pell zatrzymał się.
- Do pielęgniarki w tę stronę – powiedział, ściskając w ręku miotłę.
- Mam nadzieję, że będzie w stanie jej pomóc.
- Oczywiście, w końcu to nie nikt inny, jak…
Zanim Ann zdołała odczytać tabliczkę, Pell otworzył drzwi.

SURGEON OF LOVE
Trafalgar Law siedział w swoim przytulnym gabineciku na dolnym pokładzie, mnąc w rękach kartkę. Na niej widniały skreślone na szybko słowa „zajmij się wszystkim”. Kurwa. Jak to wszystkim?!
Niech ktoś zabije tego tłustego wieprza, bo inaczej on, Trafalgar Law, nie będzie miał życia.
Banda gówniarzerii zakłóci jego wewnętrzny spokój i zamieni jego spokojną egzystencję w piekło.
Trafalgar Law, chirurg śmierci i supernova, pracował aktualnie w szkole.
Jako pielęgniarka.
W dodatku jego spokojny dzień został właśnie zakłócony przez dwoje glonowłosych nastolatków, mężczyznę z miotłą i jakąś dziewczynę. Wzrok, który im posłał, chyba niewystarczająco dał im do zrozumienia, żeby spadali.
- Co się dzieje?
- Wpadła do wody i chyba ma coś ze skrzydłem – powiedział Pell, a na jego twarzy malowała się wyraźna troska.
Zoro ułożył Monet na kozetce, nie doczekawszy się ani odrobiny wdzięczności. Ann podeszła bliżej. Law uniósł brew, po czym mgliście sobie przypomniał, że to lekarka.
- Ty jesteś z Umi Monogatari.
- Ann – przedstawiła się. – Moje kondolencje.
- Proszę? – zdziwił się Law.
- Z powodu pana poprzednika – dodała gładko dziewczyna.
- Macie coś do picia? – przerwał Zoro.
Law obmacywał skrzydło Monet z kamienną miną. Zoro obsłużył się sam, otwierając szafkę, w której tkwił klucz i wyjął butelkę sake.
- Złamane – powiedział krótko Law. – W zależności od tego, jak się zrośnie, możesz już nigdy nie latać.
Monet spojrzała na niego z wściekłością. Pell był zaniepokojony. Na biurku zadzwonił ślimakofon.
- Nastaw jej to – warknął chirurg. – Chyba czegoś ode mnie chcą.
Zoro odkręcił butelkę i napił się. Ann patrzyła na Monet, to na niego, po czym wyciągnęła rękę do szermierza i pociągnęła zdrowo.
- No to do roboty.

Pell wyszedł na korytarz. Z gabinetu zaczęły dobiegać wrzaski. Zacisnął dłonie w pięści. Jasna cholera. Przecież nie mógł się za nią rzucić! Nie mógł nic zrobić. Własna bezsilność go przerażała. A ta dziewczyna…
Krzyki ucichły. Po chwili zobaczył, jak szkolna pielęgniarka gdzieś wychodzi. Miał jedynie nadzieję, że ta dziewczyna jest dobra. Zanim drzwi się zamknęły, usłyszał jeszcze: „Możesz wejść!”. Niepewnie zajrzał do środka. Lekarka i szermierz popijali sake nad nieprzytomną Monet. Zoro pożegnał się i minął go w drzwiach. Pell patrzył na lekarkę, która zaprosiła go gestem do środka.
No mięta jak nic.
Ann uśmiechnęła się do sprzątacza. Miał miłą aparycję, mimo iż spod tego dziwacznego makijażu a’la gejsza nie było wiele widać.
- Wszystko będzie dobrze, panie Pell – wskazała mu krzesło. – Może pan tu posiedzieć.
Drgnął, zajmując miejsce.
- Ja… Nie chce sprawiać kłopotu. I mów mi po imieniu.
- Nie szkodzi – mruknęła. – Ja rozumiem, naprawdę.
- Nie mogłem nic zrobić – powiedział cicho. – Zupełnie nic.
Ann westchnęła i postanowiła wytoczyć cięższą artylerię.
- Słuchaj, jedyne, co możesz teraz zrobić, to być z nią.
Sprzątacz spojrzał na nią, przerażony.
- Daj spokój, Pell – żachnęła się lekarka. – Czuć miętą na kilometr. Nie wiem wprawdzie, czy ona czuje, ale dla osoby trzeciej to oczywiste.
- To beznadziejne – powiedział krótko. – Zobacz, ona jest jednym z piratów Donquixote, a ja strażnikiem Alabasty.
- Nie zna granic, ni kordonów miłości zew – powiedziała stanowczo Ann.
- Mówisz?
- No ba. Ja to wiem.
W końcu jestem w fanklubie Sanjiego, no nie?, pomyślała.

Zoro wyszedł na korytarz, wciąż trzymając butelkę sake w ręce. Właściwie na cholerę skoczył do tej wody? Nie był Sanjim, do cholery. Właśnie, to on powinien lecieć na zbity pysk! Szedł przed siebie i nagle się zatrzymał. Korytarz przed nim nie wyglądał ani trochę znajomo. Kurwa!
- Zgubiłeś się?
Mówili, że tak naprawdę nie istnieją. Że to legendy przekazywane z rocznika na rocznik.
Ale… Ten głos. Kurwa!
Podobno były przerażającymi bestiami napadającymi cię jak nocne zmory i duszącymi twoją pierś, wysysając z wszystkie siły życiowe. A teraz jedna z tych upiorzyc stała przed nim.
Gdy spojrzał na znaczek wpięty w jej mundurek. ZFC, w wolnym tłumaczeniu – zjemy-cię fan club, zoro for king i tym podobne bzdury.
Tashigi uśmiechała się do niego, stojąc z grupką dziewczyn. Perona i Bonney patrzyły na niego, jakby chciały go pożreć.
- Widziałyśmy, jak Monet wpadła do wody – zaczęła Tashigi.
- Cały statek widział.
Ema opierała się o ścianę, spoglądając na nich. Dziewczyna z Umi Monogatari, najnormalniejsza  z jego zwariowanych fanek, uśmiechała się teraz uroczo. Ach, Zoro, gdybyś wiedział…!
- Jeśli szukacie nowej ofiary na mój ołtarzyk, mnie w to nie mieszajcie – burknął chłopak.
- Och, ja myślę, że się zgodzi, horohorohoro – powiedziała Perona.
- Bez dwóch zdań. Jeśli twój rycerski czyn jej nie poraził, to ja nie wiem – dodała z przekonaniem w głosie Bonney, żując żelki z wodorostów.
- Hola, hola, nie zapędzajcie się tak!
Tashigi, Bonney, Perona i Zoro zobaczyli drugą grupę, mijającą właśnie Umi na końcu korytarza. Fankluby ciasteczek zawsze w cenie, no nie?
- Vivi z Alabasty. Domino z Impel Down. Margaret z Amazon Lily. Kanako z Umi Monogatari. A gdzie ten zwłok Yumi? Ace Fire Fist Fan Club w niepełnym składzie, cóż za zaszczyt… nas kopnął. Oraz… wy.
W korytarzu zaczęło się robić ciasno. Z drugiej strony nadchodził Sanji Fanclub w osobach Sarinei z Umi Monogatari, Kalify z Galley-La Company, Camie z Wyspy Ryboludzi i Violet z rodziny Donquixote. Brakowało Ayo, a Ann, ostatnia członkini, była w gabinecie pielęgniarki.
W głosie snajpera Umi słychać było lekkie rozbawienie. Tashigi wytrzymała jej spojrzenie.
- Ej, dziewczyny, ale nie pozagryzajcie się!
Ace był pogodny jak zwykle, gdy wraz z Sanjim przecisnął się przez własny fanklub, który rozstąpił się w popłochu.
Zoro spróbował się zmyć, ale został chwycony za kołnierz i otoczony ramieniem.
- My idziemy się napić, a wy sobie pogadajcie – powiedział uchylając kapelusza piegowaty, po czym pochylił się do Zoro i Sanjiego, by nikt nie usłyszał – W nogi.
- Kocham was wszystkie, mellorine – zawołał Sanji, nim został porwany.
Gdy trzej idole tłumów szczęśliwie zwiali, odprowadzani tęsknymi spojrzeniami, napięcie podniosło się od razu.
- Byłyśmy tu pierwsze – naskoczyła na nie Perona.
- Poza tym, to Grnavy nie może się zdecydować, co woli, więc nie jest po równo w ogóle – dodała Bonney.
- Zamknij się, Perona, nie powinnaś czasem opłakiwać tego idioty? – Domino była bezlitosna.
Różowowłosa wybuchnęła płaczem i pobiegła w głąb korytarza.
- Doktorze Law…!
- Jest wyjście – powiedziała Vivi. – Grnavy zdecyduje, czy woli Sanjiego, czy Zoro, a pozostałe dwa fankluby będą walczyć o Monet. Co wy na to?
- Stoi – powiedziała Kanako.
- Stoi – skinęła głową Sarinea.
Ema przymknęła oczy.
- Stoi.

A LITTLE GAME OF HATE
Łzy leciały po twarzy Perony jak groch, gdy biegła w stronę gabinetu pielęgniarki.
Trafalgar Law szedł korytarzem, gdy niemal się z nią zderzył.
- Doktorze Law! – wychlipała.
- Perona? Przyjdź później, spie…
- Ale Moria-sama…
Law struchlał. Ten kretyn chyba tu nie przylazł…?
- … nie żyje!
No przecież wiem, do cholery.
- Muszę iść. Dyrektor mnie wzywa.
- Doktorze, czy pan Moria cierpiał?
Perona ani myślała się odczepić. Law miał ochotę ją udusić. Nie dość, że ten gruby wieprz kazał mu ogarnąć to wszystko, nie dość, że Hogback nawiał razem z nim, to jeszcze ta dziewczyna…!
Skręcił. Bum. Perona wpadła na kogoś i poczuła na twarzy miękki materiał. Materiał?
- Misiaczku!
Law z niejakim przerażeniem obserwował, jak obiekt uczuć Perony nie może się zdecydować, czy się odsunąć i dać jej walnąć w ścianę, czy dać się przytulić. Wybrał opcję numer trzy.
- Perona.
Twarz dziewczyny poszarzała w jednej minucie, gdy błyskawicznie odczepiła się od niego i pognała w stronę Lawa, chowając się za jego plecami. Kuma patrzył na nią – lub na cokolwiek innego, trudno powiedzieć – bez wyrazu.
Perona nie wiedziała, co powiedzieć, więc wybrała – jej zdaniem – bezpieczny temat.
- P-p-p-pan Moria nie żyje.
- Nie żyje? – zdziwił się Tyran.
Trafalgar Law miażdżył go wzrokiem, co normalnie byłoby cokolwiek trudne przy tej masie.
- Idę do Garpa, bawcie się dobrze – lekarz dostrzegł w tym szansę ucieczki.
- Mam zajęcia. Do widzenia – pożegnał ich Kuma.
Law się zatrzymał.
- Jutro, Kuma. Dziś jest wolne, bo jest pierwszy września.
Wojownik mórz myślał przez chwilę.
- Więc idę do Morii. Cześć.
- Odwiedzasz jego grób? Jakie to miłe z twojej strony – zajęczała zapłakana Perona. – Też chc…
Łaps.
- Lepiej nie! – Law pociągnął ją za sobą, oddalając się szybko.

NO HARM NO FUN
W gabinecie wicedyrektora – który był między gabinetem Garpa a pokojem nauczycielskim – Crocodile popijał kawę z filiżanki, siedząc za biurkiem. Obok niego stał parujący dzbanek i dwa puste kubki. Robin widocznie bardzo dbała, by nie zabrakło mu morder… ee zbawiennego napoju. Doflamingo półsiedział, półleżał na krześle naprzeciwko.
- Kawy, Donquixote Doflamingo-sama? – Robin wspinała się na wyżyny uprzejmości ze złośliwym uśmieszkiem. – Przyszedł Trafalgar Law-sama. I Perona.
- Gecko Moria-sama nie żyje – zachlipała cichutko dziewczyna.
- Nie żyje? – zapytał Crocodile – obojętnie, Doflamingo – z radością, Robin – spokojnie.
Perona patrzyła to na nich, to na chirurga śmierci.
- To Misia… Bartholomew Kuma-sama nie poszedł na jego grób?!
- Law, to twoja wina, prawda? – zapytał Doflamingo z dziwnym uśmiechem.
Crocodile przez jedna króciutką chwilę wyglądał na zainteresowanego.
- Wiń Kumę. Ja jej nie powiedziałem, że Moria jeszcze dycha! – wybuchnął chirurg.
Crocodile drgnęła szczęka, Doflamingo zaliczył facepalma, a Robin zaczęła się śmiać.
- To czego dyrektor chce? – zapytał Law, starając się trzymać nerwy na wodzy.
Robin położyła na biurku talię kart.
- Garp niczego – powiedział Crocodile. – Ale…
- Olać apel. Co powiesz na partyjkę rozbieranego pokera? – uśmiechnął się szeroko Doflamingo. – I… co u mojej Monet, do cholery?!

W sąsiednim pokoju Ayo oglądała naprawiany przez Franky’ego, Kaku i Lucciego ślimakofon. Bon Clay patrzył im na ręce z zażartością stróżującego brytana.
Dziewczyna doskonale słyszała wszystko, co mówiono w gabinecie obok. Perona, ta różowa duszka ze starszego roku (czyżby była z rocznika widmo?) nawijała jak katarynka, jak Monet prawie się utopiła, jak Zoro ją wyłowił, a Ann nastawiła złamane skrzydło. Jak o zielonowłosą biją się szkolne fankluby – tu Ayo poświęciła odrobinę uwagi swoim kamratkom z Umi, dumając, jak to się skończy – jak Moria żyje, zaraz, że co?!
W tym momencie Perona gwałtownie ucichła.

Law siedział na skraju biurka i patrzył ze złością na Doflamingo, który rozcapierzył palce. Perona była czerwona jak burak i to bynajmniej nie z powodu gołej klaty lekarza. Doflamingo stracił jedynie pierzasty płaszcz, a Croco fular, marynarkę i kamizelkę. Robin, która przezornie ubrała się na cebulkę, wciąż paradowała w mniej lub bardziej pełnym odzieniu.
- Fuj! – jęknęła duszka.
- On jest przynajmniej ładny – pocieszyła ją nauczycielka archeologii.
- Ale ja nie chcę się z nim całować! – powiedziała wrzaskliwie Perona.
- Poker jest za trudny. Zagrajmy w butelkę – zaproponował z uśmiechem Doflamingo. – Ej, Baby, przyłączysz się?
Ayo zamarła za drzwiami. Nowa nauczycielka strzelania?
Pokojówka leżała związana łańcuchami w rogu pokoju, łypiąc na nich.
- Tylko mi się nie zakochaj – napomniał ją z ojcowską czułością wojownik mórz.
Robin podeszła i uwolniła kobietę. Baby 5 się nie poruszyła od razu, tylko przyczłapała po chwili i usiadła na oparciu obok swojego szefa, opierając się o jego szerokie plecy.
- Nienawidzę cię, paniczu.
- Wiem – Doflamingo odchylił głowę do tyłu… i znowu rozstawił palce.
Ayo bezczelnie przycisnęła się do szpary w drzwiach, patrząc, jak Robin obraca się automatycznie i leci w ramiona Baby 5, zdzierając z niej fartuszek. Z obydwu kobiet buchały kłęby wściekłości. Perona zaczęła cofać się przezornie do drzwi i nagle zastygła. Nie mogła się ruszyć.

- Nieładnie podsłuchiwać.
Diabelska Brewka dostała zawału i odskoczyła od drzwi. Żaden z mężczyzn w pomieszczeniu obok nie zareagował. Odwróciła powoli głowę i zobaczyła opaskę do spania. A potem znajomą pandę, śpiącą smacznie na szerokiej dłoni Aokijiego.
- Rety, rety, chociaż coś ciekawego robią?
- Czyżby Ema zamówiła na wynos? – mruknęła kapitan, patrząc, jak admirał też przysuwa się do drzwi.
Nico Robin wtulała twarz w biust jakiejś babki, opierającej się o Donquixote Doflamingo. Crocodile sięgnął po swoją filiżankę z kawą. Jakaś różowowłosa uczennica tkwiła w miejscu jak posąg. Trafalgar Law mierzył wzrokiem wojownika mórz.
- Jeny, jeny – Aokiji siupnął do tyłu na podłogę i położył się. – I pomyśleć, że próbuję się z nią umówić.
- Panie Kuzan?
- Ty jesteś Ayo z Umi Monogatari, prawda? Rok drugi. Jejku, co ja mam teraz zrobić z tą Robin – nasunął opaskę na oczy.
Kyu~
Panda wskoczyła na jego pierś i pisnęła, patrząc czarnymi ślepkami na dziewczynę, która jeszcze  tak niedawno ratowała ją od nieszczęsnego losu.
Kyu~  <no zrób coś~>
Ayo stuknęła się pytająco palcem w pierś.
- Że niby ja?
- Co? – Aokiji odsunął opaskę.

- N-i-e! Prędzej pocałuję karalucha!
Perona potrząsała głową w lewo i prawo, aktualnie siedząc na kolanach Lawa. Robin z niepokojem patrzyła, jak kawa Crocodile’a znalazła się w niebezpieczeństwie, bowiem urocza parka zajmowała aktualnie pół biurka.
- Po dobroci, albo siłą – poinformował dziewczynę beznamiętnie chirurg. – Nie znasz go?
Doflamingo pochylił się do przodu, gdy Baby 5 oparła się o niego mocniej, przyciskając głowę do jego kręgosłupa.
- To jest uczeń – przypomniał chłodno Crocodile.
- Moria się nie pogniewa – powiedział beztrosko Doflamingo.
- Moria mnie pierdoli! –  wrzasnęła Perona.
Wyraz twarzy osób obecnych  gabinecie był… osobliwy.
- To znaczy, ma wszystko w dupie – jęknęła.
Doflamingo wybuchnął śmiechem.
- Nie wątpię, fufufu~
Law zaatakował znienacka, całując ją bez ostrzeżenia.
- Drań! – warknęła różowowłosa, nie wiedzieć do kogo.
- Wiemy, wolałabyś Morię  – wtrącił Crocodile z widocznym obrzydzeniem. – Ale wcale nie chcemy słuchać o … stosunkach z twoim mistrzem.
Dziewczyna była bliska łez.

- Nie, nic, panie Kuzan.
Aokiji westchnął głęboko.
- Próbowałem być miły.
- To znaczy? – Ayo przysiadła na podłodze bliżej niego.
- Zapytałem ją, czy pójdzie ze mną na randkę.
- Tak się tego nie robi – zaprotestowała energicznie.
Mężczyzna w końcu przestał spać.
- A jak?
Bon Clay manipulował przy ślimakofonie.
- Swan~ Dobra robota, Galley-La.
Lucci prychnął, Kaku poprawił czapkę.
- Zawsze możesz liczyć na suuuper mnie! – zapewnił Franky, zanim ich wygonił z pokoju nauczycielskiego.
- Ayo, zaczekaj.
Dziewczyna spojrzała na opiekuna swojego roku.
- Znasz kogoś, kto mógłby zając się nadawaniem komunikatów przez szkolne radio, swan~? Zero-chan chyba nie lubi, gdy ja to robię~
Kuk spojrzała na Bon Claya. Na Aokijiego. I jeszcze raz na Bon Claya.
Szatański plan w jej głowie zaczął nabierać kolorów.

Ann głaskała swój miniślimakofon, patrząc na Monet, która leżała gapiąc się w sufit. Pell wyszedł, zaopatrzony w parę cennych wskazówek, a dr Law nie wracał. Monet powoli się budziła.
- Lepiej ci?
- Nie. Nie będę już przydatna dla panicza. Nie zasługuję, by dla niego pracować.
Oho, czyżby depresja?
Te przyjemne rozmyślania przerwało ciche turut turut turut.
- Tu Ann, Umi Monogatari. Co? Ayo CO ci powiedziała? Nie, nie widziałam Kida…

ZWIERZĘ-CY MAGNETYZM
Większość Umi była zajęta swoimi fanklubowymi przepychankami. Grnavy siedziała na pokładzie, przyglądając się ćwiczącemu Mihawkowi. Nie miała pojęcia, do jakiego fanklubu się zapisać, zanim obydwa ją rozedrą na strzępy, ale właściwie dobrze jej było w obecnym stanie.
Zobaczyła gościa z grzywą zielonych włosów i kłami, który siedział na relingu nieopodal i też wgapiał się w najlepszego szermierza świata. Wojownik mórz odłożył treningowy miecz i odebrał pudełko z lunchem od nadchodzącego Jinbeia, po czym obydwaj usiedli i zaczęli jeść.
I wtedy Grnavy to przegapiła. Nóż nadleciał nie wiadomo, skąd i wbił się tuż obok uda świeżaka. Szermierz zapaliła następnego papierosa. Kid, co tym razem kombinujesz, i czy Ayo o tym wie?
Ktoś się zaśmiał obok.
- Dałaś się podejść.
Obróciła głowę, by uświadomić komuś, kogo po głosie nie poznała, że Umi Monogatari się nie podchodzi, bo to Umi Monogatari podchodzą ciebie… i zobaczyła pięknisia ze szpadą. A, to ten. Nówka sztuka.
- Grnavy – powiedziała bez zbytnich wstępów.
- Cavendish.
- Nie jest mi miło.
Drugi szermierz kiwnął głową w stronę zębatego.
- A ten już komuś nadepnął na odcisk?
Tak, mojej kapitan i jej kumplowi-sadyście.
- Szukasz rozrywki? – wydmuchała dym.
- Raczej fajki.
Spojrzała na niego spode łba i podsunęła mu paczkę.
- Pytałeś o odciski – strzepnęła papierosa.

Do dziwaka przy relingu podszedł Kid i, o dziwo, Sarinea. Czyżby kluby świrusek przestały się żreć na ten moment? Na twarzach obojga malowała się mina „zaraz zginiesz”, z tym, że u Kida była zabarwiona optymizmem, a u Sarin – głęboką rozpaczą.
- Przepraszam, na drugi raz będę celował lepiej, Lolomolo – powiedział Kid niemal uprzejmie.
- To jest Bartolomeo – wtrąciła ponuro dziewczyna.
- Nie walczę z takimi jak ty – zarechotał Kanibal.
- To wcale nie jest babski mundurek! – wrzasnął Kid.
- No co ty nie powiesz – mruknęła Sarinea.
Turut turut turut.
Kid pogrzebał w kieszeni płaszcza.
- Przepraszam, mój ślimakofon. Ayo, co jest?
W miarę rozmowy na twarzy Kida malował się powoli okrutny uśmiech. Im szerzej się uśmiechał, tym bardziej paskudnie wyglądał.
- Ktoś umrze – stwierdziła z bezbrzeżnym smutkiem Sarinea.
A po chwili…
- Hej!
- Co jest, kurwa?!
- Zdejmij to!
- Chyba ty!

- A gdybym szukał rozrywki? – Cavendish zapalił.
Grnavy kliknęła swoim miniślimakofonem, który wyłączył się w tym samym czasie, co Kida, który aktualnie krzyczał na cały statek.
- To dobrze trafiłeś.

Po wejściu na statek, gdy załoga Umi Monogatari rozeszła się w różnych kierunkach, Yumi rozejrzała się bezradnie.  Gdzie mógł być fanklub Ace’a?
Postanowiła się rozpakować. Ciekawe, co będzie w tym roku. Cholera, Sanji. Zeszły raz był za-je-bi-sty. Yumi do dziś pamiętała tę imprezę, na której razem z piratami Serca spacyfikowali grono pedagogiczne stosowną dawką – lub wiadrami – środka usypiającego. O rany, stary.
Właśnie, impreza. Dziś powinna być jakaś. Najlepiej duża. A jak duża impreza, to i jedzenie.
Yumi doskonale wiedziała, gdzie iść. W kuchni pod pokładem wysoka babka wrzeszczała na siwego faceta z kilkoma cygarami w ustach.
- Obieraj szybciej! Hina jest niezadowolona!
- Zamknij się, kobieto!
- Nie drażnij mnie! Bierz przykład z młodego!
- Którego? – zapytał sarkastycznie Smoker.
Sanji, który wydostał się jakimś cudem z objęć Ace’a i Zoro, obierał ziemniaki równiutko, rozsiewając intensywną woń alkoholu. Obok niego Bonney siekała niechlujnie swoje, bardziej zainteresowana zjedzeniem ich niż krojeniem, a Luffy wpatrywał się w swój ziemniak, z którego została tylko malutka kuleczka.
Smoker prychnął, zgromiony strasznym wzrokiem Hiny, szefowej kuchni. Brook przy barze popijał herbatkę z elegancko odgiętym małym palcem
- Yohohoho! Moja ulubiona uczennica!
- Dzień dobry, panie Soul King – Yumi wsunęła się na stołek obok.
- Zjesz coś, kochanie? – głos Hiny natychmiast się ocieplił. – Nie ty, Smoker!
Gdy kucharka pogoniła Smokera na zaplecze, a Brook zaczął sobie coś nucić pod nosem, Yumi pochyliła się do Sanjiego.
- Jak idą przygotowania, yohoho? – zapytała cicho, nie mogąc powstrzymać chichotu.
- Perfekcyjnie. Ciasteczka  już się pieką, mellorine~

Ayo patrzyła na admirała marynarki z uśmiechem pełnym wyższości, po czym podeszła do ślimakofonu.
Uwaga, uwaga, uczniowie wszystkich lat! Dziś o godzinie 21 na najwyższym pokładzie statku odbędzie się potańcówka! Czujcie się zaproszeni, wszystkie załogi… oraz wy, drogie grono pedagogiczne – dodała nieco ciszej.
- Widzi pan, panie Kuzan? Będzie pan miał swoją okazję – wyszczerzyła się do niego.
A ja swoją, pomyślała.

Yumi podniosła głowę, gdy głos przebrzmiał. Czyli Ayo dostała się do ślimakofonu.
Luffy wywalił ziemniaka.
- Żarcie! – zawołał jednocześnie z Bonney.
- Zagram coś, yohohoh~! – obiecał Brook, z wrażenia prawie rozlewając herbatę.
Jak na zamówienie, z pewnej odległości dobiegły dźwięki Binksu no sake. Sanji uśmiechnął się do muzyków, gdy wrzucał kolejny ziemniak do wiadra.
- Pospieszcie się tam – dobiegło z zaplecza. – Mamy obecnie nowy priorytet! Albo się wyrobicie, albo cały statek będzie tu harował za karę!
Yumi ujęła nóż bez słowa i weszła za bar. Zwędzenie czegoś ostrego to jednak będzie bułka z masłem.

Kid potrząsał swoją dłonią wściekły. Jego nadgarstek i nadgarstek tego prosiaka były sczepione jakimiś… kajdankami? Łańcuchami? Cholera wie, czym!
- Co to jest?! - zawył Bartolomeo.
- Kurwa, ty mi powiedz! To twoja sprawka?! – ryczał Kid.
- Zdejmij to!
- Lekarza….!
Komunikat z głośników ledwo zagłuszył wrzask na pokładzie. Kid zacisnął dłonie w pięści i powlókł Kanibala za sobą.
Cavendish spojrzał pytająco na szermierza obok niego.
- Ja pierniczę – mruknęła Grnavy. – To była bułka z masłem.
Sarinea stała obok nich zupełnie spokojnie. Na jej twarzy malował się podejrzany – bo radosny – uśmiech, gdy schodziła za nimi na niższy pokład.

Monet patrzyła w lustrze na swoje obandażowane skrzydło. Zsunęła się z kozetki i podziękowała z ponurym uśmiechem lekarce. Po jej wyjściu Ann odetchnęła, lecz nie na długo.
Kid wparował do gabinetu z jakimś drugoroczniakiem o aparycji świni.
- Ann, zrób coś! On nie chce się odczepić! – wrzasnął czerwonowłosy.
- Chyba ty! – warknął Kanibal.
- Pokażcie to – zażądała dziewczyna.
Gdy obejrzała dokładnie dziwaczną opaskę, jej szczęka zadrgała, jakby miała się rozpłakać. Gdyby któryś z nich mógł zobaczyć jej wyraz twarzy, byłby, delikatnie mówiąc, zaniepokojony. Ann bowiem była bliska płaczu – ze śmiechu.
A więc tak to chcecie zrobić, dziewczyny.

Przed swoja misją Kanako postanowiła się czymś pocieszyć. Na stres najlepsza jest czekolada. Albo ciasteczka. A tak się składa, że jej ciasteczko uciekło w nieznanym kierunku. Gdy ich fankluby się rozeszły, wicekapitan Umi spojrzała na Emę.
- Co powiesz na małe poszukiwanie, hm… skarbów?
Binkusu no sake wo~
Soul King byłby dumny, kurde. Ace odkorkowywał kolejną butelkę sakę, śpiewając pod nosem. Obok niego kiwał się Zoro.
Todoke ni yuku yo~
Znalezienie tej dwójki nie było trudne, nie uszli bowiem daleko. Zadekowali się mianowicie w pobliżu kuchni i zapasów. Zoro pomyślał mgliście, że Ann pewnie chętnie by się napiła. Kanako i Ema wtarabaniły się bezczelnie do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Kima… ka… Yo, laseczki – przywitał się Ace. – Napijecie się z nami?
- Nami makase~ - zanucił Zoro.
Kanako ujęła butelkę pewną ręką. O tak, to jej zdecydowanie się przyda.
Po chwili cała czwórka śpiewała zgodnie na cały głos.
Przez ten cały czas Kanako nie opuszczało niejasne wrażenie, że miała coś zrobić…

CUT-(E-PET)-TING
Sarinea upewniła się, że Kid i Bartolomeo dotarli w jednym kawałku – dosłownie – do gabinetu pielęgniarki, po czym udała się w głąb korytarza. Na tym poziomie była jeszcze kuchnia. Po chwili zwolniła, dobiegły ją bowiem głosy. I poczuł zapach dymu.
- Kto? – zapytał krótko męski głos.
- Nie wiem, mmmm!
Rozległ się trzask. Sarinea przyczaiła się i dostrzegła zarys potężnej sylwetki i bicz. Jej serce zabiło gwałtownie, gdy poczuła czyjś oddech na karku. Ktoś położył jej dłoń na ustach.
- Ale zdaje się, że będzie ubaw, tylko… mmmm!
- Uspokój się, Sadie i gadaj – rozległ się warkot.
- Ach, ummm, rób mi tak jeszcze!
Rozległ się trzask i szuranie. Po chwili wszystko ucichło.
- Cicho  - Sarinea usłyszała tuż przy uchu zimny szept. – Pauli może i jest tylko człowiekiem, ale Jabra ma doskonały węch, zapewniam cię.
Ktoś obrócił ją do siebie i położył jej ręce na ramionach.,
- Więc, może ty mi powiesz, co wie Sadie-chan? – oczy Lucciego świdrowały ją na wylot. – Co się będzie dziać na tej cholernej imprezie o 21?
Sarinea przymknęła oczy. Sama powiedziała Sadie-chan o wszystkim. A teraz… jasny szlag.
- Ghrr… Nie będę tak miły jak Pauli. Ty pomożesz mi, ja tobie. Więc jak?
Cień przesłonił jej widok. Pazury na ramionach przebiły jej skórę.
- Ja…
I Sarinea zaczęła mówić.

- I właśnie tak to się robi.
Ayo skończyła recytować przyspieszony kurs podrywania panienek dla facetów w średnim wieku. Nie miała pojęcia, czy Kuzan jej słucha, ale panda patrzyła na nią swoimi czarnymi ślepkami. Czyżby jej się wydawało, czy dostrzegała w nich aprobatę? Nie, to na pewno tylko przywidzenie. Gdzie ta cholerna Kana? Już dawno powinna być na miejscu.
Czemu ja wszystko muszę robić sama?!
W pokoju obok Robin zbierała resztki ubrania. Baby 5 leżała padnięta na piersi Doflamingo, który gładził ją po głowie jak ulubionego pupila. Żyła na  czole Crocodile’a drgała lekko. Law próbował odkleić od siebie Peronę, która co prawda nic mu nie zrobiła, ale ciążyła mu jak cholera.
- Kawy, panie dyrektorze? – zapytała Robin, mistrzowsko maskując wściekłość.
Podsunął jej kubek natychmiast.
- Lej.
Uniosła drżącą dłonią dzbanek, starając się utrzymać na nogach. Kolana jej zmiękły. Doflamingo wyjął jej z dłoni dzbanek i nalał szczodrze do kubka, po czym objął kobietę w pasie i posadził sobie na drugim kolanie. Robin niespecjalnie miała siłę protestować.
Gdy drzwi obok rozsunęły się, mężczyźni obrócili głowy. Ayo zamarła w progu, będąc mierzoną od stóp do głów. Crocodile patrzył na nią badawczo, po czym sięgnął do swoich pogniecionych kartek, szukając odpowiedniego listu gończego. We wzroku Doflamingo widoczne było rozbawienie.
- Ayo „Diabelska Brewka”, Umi Monogatari. Czego sobie życzysz? - zapytał bez zbytnich wstępów wicedyrektor.
Law pozbył się w końcu zbędnego balastu, rzucając nim w pierwszym lepszym kierunku. Perona wylądowała na kolanach Crocodile’a z piskiem.
Ayo zebrała się na odwagę, po czym spojrzała na drzwi wyjściowe, jakby spodziewała się stamtąd ratunku w postaci siostry. Los jednak się tym nie przejmował, bo zobaczyła jedynie chirurga śmierci, który zmykał chyłkiem z gabinetu.
- Sir Crocodile-sama, Donquixote Doflamingo-sama, chodzi o dzisiejszą imprezę…

Gdy dziewczyna z Umi Monogatari bez pardonu wlazła do gabinetu, Law postanowił skorzystać z chwilowego odwrócenia uwagi i się z niego ulotnił. Gdy obwieszczono wieczorną imprezę, Perona by się nawet cieszyła, gdyby nie to, że Law był okropnie niewygodny. Do diabła z nią.
Co za popieprzony dzień! Law miał ochotę usiąść i się napić. Albo zjeść. Hina zawsze pamiętała, że nie lubi chleba i karmiła go wyłącznie ciepłymi daniami.
Obiady szkolne zaczną być wydawane o 19 w stołówce na środkowym pokładzie.
Trafalgar Law podniósł głowę. Damski głos ze ślimakofonu wkładał w swoją robotę sporo pasji. Właśnie. Warto by coś zjeść.

EAT ME, DRINK ME
Szkolna stołówka była dość rozległym pomieszczeniem wypełnionym mnóstwem okrągłych stolików. Naprzeciwko wejścia stał podłużny stół dla kadry, przy którym aktualnie siedział wicedyrektor Crocodile, opiekunowie lat: Aokiji, Bon Clay, Donquixote Doflamingo, Spandam (piąte krzesło było puste), nauczyciele: Dracule Mihawk, Jinbei, Boa Hancock, Marshall D. Teach, Nico Robin, Brook, Franky, Baby 5.
Pell przycupnął gdzieś w kącie, podczas gdy Hina, Smoker, Sanji, Bonney, Luffy i Yumi zajmowali się roznoszeniem jedzenia.
Fankluby Ace’a, Zoro i Sanjiego trzymały się razem. Osobno siedzieli Galley-La, osobno starsze roczniki – postrach szkolny.
Sanji postawił przed Ayo talerz z ciasteczkami czekoladowymi i waniliowymi, po czym uśmiechnął się rozbrajająco. Kapitan podziękowała i rozejrzała się. Jej dziewczyny były rozrzucone po sali. Skinęła im głową, że wszystko w porządku, po czym nachyliła się do Ann i Kalify.
Sarinea czuła na karku palące spojrzenie Lucciego, który kazał jej usiąść ze sobą. Nie zamierzał spuszczać jej z oczu, postanowił bowiem zobaczyć na własne oczy, co się będzie działo wieczorem.
Kanako i Ema dotarły do mesy z opóźnieniem, podpierane przez Ace’a i Zoro, wciąż śpiewając. Gdy wicekapitan dotarła do swojego stolika, Yumi podała jej półmisek i szepnęła coś do ucha. Dziewczyna ożywiła się natychmiast i zaczęła żywo szeptać z Domino. Ema padła na krzesło przy fanklubie Zoro, a Perona przyczepiła się do niej natychmiast z najnowszymi ploteczkami.
Grnavy usiadła z pierwszakami. Cavendish obserwował, jak Kid przekrzykuje się z Bartolomeo, nie mogąc się od niego – dosłownie – odczepić. Ann uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo, patrząc, jak Trafalgar Law siada przy stole nauczycieli. Na szczęście niczego nie zauważył.
Sadie położyła swoją tacę naprzeciwko obandażowanej smutnej dziewczyny o zielonych włosach.
- Można, mmmm….?
Monet skinęła głową.
- Ciebie też sponiewierali?
Na szyi Sadie widniały ukąszenia. Monet przekrzywiła głowę.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Och…! Będziesz wieczorem?
- Nie sądzę.
- Przyjdź. Będzie fajnie, mmmm!

LET'S GET PARTY STARTED
LOVE IS IN THE AIR
Wbrew temu, co powiedziała różowej dziewczynie z batem, o dziewiątej wieczorem Monet wspięła się na górny pokład. Po obiedzie część stolików przeniesiono na górę. Górny pokład był zalany przyćmionym światłem.
- No podejdź do niej.
Pell spojrzał na lekarkę Umi Monogatari, która uśmiechała się do niego lekko.
- I zrób to.
Szuch. Stopy Monet oderwały się od podłogi, gdy ktoś ją złapał.
- C-
Pokład statku oddalał się z każdą minutą. Monet spojrzała ze zdziwieniem w twarz mężczyzny w opasce, który ją porwał. I oparła głowę na jego piersi. Wieczorne niebo było takie piękne.

I WILL GO DOWN WITH THIS SHIP
Grnavy siedziała na pokładzie i paliła spokojnie papierosa. Kątek oka ujrzała zbliżającą się Sarineę.
- Wszystko gotowe?
Ponura dziewczyna bez słowa wskazała stojących niedaleko Kida i Bartolomeo, kłócących się zażarcie.
- Czerwonowłosy chce widzieć się z Ayo. I… mamy Lucciego.
Szermierz westchnęła.
- Jakże mi przykro, Kid.
- A tobie jak poszło? – zapytała z bladym uśmiechem Sarin.
Grnavy machnęła ręką, pokazując na pięknisia ze szpadą.
- Poznaj Cavendisha.
Pięć minut później, na odległym końcu pokładu Kid szamotał się jak głupi, trzymany przez ogromnego kota w żelaznym uścisku. Bartolomeo Kanibal zwisał bezwładnie obok.
Lucci spojrzał na obydwie dziewczyny i jakiegoś świeżaka. Grnavy dmuchnęła dymem.
- Sorry, Kid, chłopie. To nic osobistego. Miałeś pecha znaleźć się w złym miejscu o złym czasie. Masz pozdrowienia od kapitan.
Odwróciła się i odeszła razem z archeolog.
Za nią rozległ się plusk.

ICE HEART
Ayo siedziała przy stoliku z wściekłą miną. Czy ten Aokiji niczego nie kumał? Czy to naprawdę było aż takie trudne? Podryw na pandę mu nie wyszedł, to trzeba było zaatakować bardziej stanowczo! Co z tego, że nauczycielka archeologii była zimna jak lód, on powinien mieć w tym jakieś doświadczenie!
Spojrzała na zegarek. Był jeszcze czas. Kadra jeszcze się nie przypałętała.
Fankluby zbierały się powoli w grupki. No dobra, pierwszą część przedstawienia czas zacząć.

TWO SPICES FROM HELL
Yumi ukryła nóż w rękawie. Roznosiła razem z Bonney i Sanjim pozostałe od obiadu ciasteczka, pilnując, by Luffy się do nich nie dobrał. Nie miała pewności, czy już tego nie zrobił, a jeśli tak… miała jedynie nadzieję, że nie wybrał waniliowych.

Kanako i Ema mierzyły się wzrokiem, tocząc zażarta dyskusję na temat, czy ładniejsze są włosy zielone, czy czarne. Ann położyła kres tym rozważaniom, ciągnąc za sobą harpię, która niedawno wylądowała na pokładzie w ramionach Pella.
- Najpierw Grnavy – powiedziała Sarinea, idącą obok szermierz.
Dziewczyna spojrzała w twarze swoich załogantek. Teraz kluby były reprezentowane licznie i otaczało ją, cóz, grono wściekłych fanek, które wpatrywały się w nią z napięciem.
- Hm… no… cóż… ja… Czy ja muszę?
Ayo miała morderczy wyraz twarzy, Kanako buchnęła płomieniami, Ema zastrzeliła ją wzrokiem kładąc dłoń na pistoletach, Sarinea kliknęła senbonami, Ann rozciągnęła leniwie ramię niebezpiecznie blisko.
- Dobra, dobra. Zoro – wzruszyła ramionami Grnavy. – I tak wisi mi sparing. A ty – obróciła wzrok na zielonowłosa, trzymaną stanowczo przez Ann – lepiej  nie próbuj ich wkurzać tak jak ja, okej?
Monet patrzyła na nie, jakby nie do końca rozumiała, co ma zrobić.
- Usiłujemy cię zwerbować do fanklubu Sanjiego – poinformowała ją Ayo.
- Lub Ace’a – Kanako nie pozostawała w tyle.
- Pamiętaj, że to Zoro cię uratował – wtrąciła Ema.
- Jak możesz się wahać? – mruknęła Tashigi.
- Sanji ma cudowny uśmiech i kocha kobiety – zapewniła ją Sarinea.
- Ej, ale nic nie pobije piegów Ace’a – zaprotestowała Kanako.
- Przekonajmy się, który z nich jest najlepszy – zaproponowała Perona, będąca najwyraźniej w morderczym nastroju po Lawie.
- Co masz na myśli? – zdziwiła się Camie.
- Ace, Zoro, te ciastka są pycha. Zwłaszcza waniliowe – powiedziała z uśmiechem duszka.

Niedaleko nich rozległo sie buch. Ktoś upadł na pokład, a za nim ktoś następny.
- Waniliowe – wyszeptała Yumi, podchodząc do nich.
- Ale to czekoladowe miały być…!
Kanako patrzyła z przerażeniem, jak jej ukochany Ace wpiernicza ostatni kawałek jasnego ciastka, wpychając je jednocześnie do ust Zoro. Sanji bronił się, jak mógł.
Fanki wydały zgodny okrzyk, gdy obydwaj chłopacy osunęli się na podłogę. Pokład dookoła nich był usłany ciałami jak jakiś upiorny cmentarz, na którym ktoś zapomniał pochować zwłoki.
Ayo spojrzała na wściekłą Kanako. Na przestraszoną Emę. Na Sarineę, która uśmiechała się złowrogo. Na Grnavy, która najspokojniej w świecie paliła papierosa. Na Ann, która wzruszyła ramionami. Na Yumi, która miała nie-winny wyraz twarzy.
- Cholera. Idziemy.

HEART-BROKEN
Trafalgar Law, chirurg śmierci, supernova i szkolna pielęgniarka w jednym najchętniej ominąłby tę imprezę. Pech, że lekarz mógł być potrzebny, a wypadałoby w końcu zacząć pracować, a nie opieprzać się jak ten grubas Gecko.
Jego miniślimakofon zabrzęczał.
- Halo halo?
Law zacisnął zęby.
- Skąd w ogóle masz mój numer, Perona?!
- Panie doktorze, mam tu, hm… ta dziewczyna z rodziny Donquixote, chyba źle się czuje. Widzi pan, ona latała…
- Nie za wcześnie?
- No.. właśnie.
- Gdzie jesteście? Zaraz tam będę.

- To są uczniowie – powiedział wkurwiony głos.
- Wyluzuj, będzie zabawa. Nie wierć się tak, Baby 5.
- Panie wicedyrektorze, wszystko gotowe – powiedział damski głos z tyłu. – Może kawy?
- My chcemy kawy – zażądał wyniosły damski głos na prawo.
- Teach i Jinbei się wymigali, Kuma nie przyjdzie – powiedział chłodny głos na lewo.
Klik. Drzwi stuknęły.
- Och, chyba mamy gościa, fufufu.

Law wszedł pod pokład do sali jadalnej. W przyćmionym świetle ciężko było cokolwiek zobaczyć, ale doskonale widział osoby siedzące na krzesłach przed stołem nauczycielskim. A raczej ich nogi i tego, kto pod nimi leżał.
Aokiji, który przypadkiem zawędrował na dolny pokład przed chirurgiem, położył się na ziemi i głaskał pandę. Robin poprosiła go, by się nie wtrącał, ale pozwolono mu zostać.
Kadra nauczycielska  w osobach wicedyrektora Crocodile’a, opiekuna trzeciego roku Donquixote Doflamingo, sekretarki Nico Robin, nauczycielki pirackiego Boa Hancock i nauczyciela szermierki Dracule Mihawka patrzyła na niego z podestu.
Perona przykucnęła na oparciu krzesła Mihawka, szczerząc do niego wszystkie ząbki.
Trzask. Twarze obecnych zwróciły się w prawo, a z otwierających się właśnie drzwi kuchni zaczęli wychodzić…
Hina z Marynarki. Podeszła do podwyższenia i ukłoniła się nisko. Splotła ręce i trzasnęła stawami, stając za Lawem.
Co, kurwa…?
Kalifa z Galley-La Company, rocznik czwarty, skłoniła lekko głowę i stanęła z prawej.
Sadie z Impel Down, z biczem w ręku, upadła na kolana i zamiotła grzywą podłogę, po czym zajęła lewą stronę.
Doflamingo zepchnął Baby 5 z kolan, aż zatoczyła się do przodu, a Robin wyszła przed nich, z krzywym uśmiechem, krzyżując ręce na piersi.
One także się ukłoniły, pierwsza gorliwie, druga sztywno.
Trafalgar Law zaczął mieć złe przeczucia.

O Umi Monogatari można było powiedzieć wszystko, ale wyczucie czasu zawsze mieli zaczepiste. Zeszli ze schodów prowadzących na górny pokład dokładnie wtedy, gdy Hina rozpinała swoją klatkę dookoła mężczyzny i otaczających go kobiet. Pręty uderzyły z trzaskiem za stołem nauczycielskim odgradzając ich.
- Sorka, coś nas zatrzymało – powiedziała Ayo.
Dziewczyn było dziwnie dużo. Podostawiały sobie krzesła i usiadły po drugiej stronie klatki. Lawowi to wyglądało jak jakieś szkolne fankluby. Miały nawet jakieś znaczki.
- Co wy, kurwa robicie?! – wydarł się chirurg śmierci.
Dłonie wyrastające na jego ciele unieruchomiły go.
- Roo-
Jedna z nich przezornie zatkała mu usta.
- Moja dziewczynka – pochwalił ją Doflamingo.
- Co ty pieprzysz? – warknął Crocodile.
- Chwalę ją za ciebie, nie można?
Law zaczynał być wściekły. Kalifa podeszła do niego i zaczęła pocierać delikatnymi ruchami dłoni o jego tors. Jednocześnie ręce Robin zaczęły pozbawiać go płaszcza. Jego ubranie zrobiło się śliskie i zaczęło samo spadać.
Trzask. Sadie podeszła bliżej i machnęła biczem, który spadł na jego plecy. Szelest. Ręce Robin wykręciły mu dłonie do tyłu i usłyszał kliknięcie. Kajdanki z kairouseki. Kurwa!
- Nie za prosto? – Doflamingo spojrzał leniwie na kapitankę Umi Monogatari.
Reżyserka całego przedstawienia uśmiechnęła się krzywo.
- Zdejmij.
- Przecież wystarczy mu trzymać rękę na ustach – mruknął Mihawk.
Law najchętniej by ją ugryzł. Ale kajdanki mu zdjęto.
- To jest szkolna pielęgniarka… - jęknął Crocodile.
- Proszę się nie obawiać, panie dyrektorze. Pan Trafalgar Law skończy… w jednym kawałku, obiecujemy – powiedziała energicznie Baby 5, formując pistolet z palca wskazującego. – No, pokaż Baby, co masz.
- Nie jestem z gu…
Bam. Pokład pod stopami Lawa poszedł w drzazgi. Poślizgnął się na pianie z bąbelków i poleciał do przodu, prawie wpadając na Aokijiego. Dziewczyna okrążyła go i zaczęła strzelać z tyłu, odłupując kolejne drzagi.
- Ostro – powiedziała Hancock. – Jesteśmy zaskoczeni.
Mihawk przymknął oczy. Aokiji obserwował Robin. Po chwili napotkał wzrok Ayo. Było coś dziwnego w tym spojrzeniu.
Naglącego.
Jego ręka drgnęła. Spojrzał zaskoczony na pandę, która pisnęła, a potem podniósł wzrok na podwyższenie, patrząc prosto na Doflamingo. Zza szkieł kolorowych okularów nie było nic widać, a wojownik mórz patrzył przed siebie z kpiącym uśmieszkiem.
Aokiji poruszył reką. Dziwne. Robin właśnie rozebrała Lawa aż do spodni. Admirał wstał i podszedł do kobiety od tyłu. Wyciągnął ręce i pochylił się, obejmując ją. Robin zastygła, z wciąż skrzyżowanymi ramionami, gdy została odciągnięta do tyłu.
Kuzan nie mógł tego widzieć, ale… Doflamingo uśmiechnął się do Umi Monogatari. Ayo odwzajemniła uśmiech.
Law mógł aktualnie zobaczyć, jak facet-lód tuli do siebie zaskoczoną nauczycielkę archeologii, całując jej szyję.
I jak Baby 5 zmienia broń na nóż i podchodzi do niego. Cholera.
Yumi pomyślała, że jej nóż kompletnie się nie przyda.
Szluch. Po jego rozciętym policzku spłynęła kropla krwi.
Kanako spojrzała na podest.
- Zmieniamy warunki, panie Crocodile, panie Donquixote. Mamy dla was prezent… na górze.
- Fufufu~
Crocodile spojrzał na obecne dziewczyny, marszcząc brew.
- Lucci! – zawołała Sarinea.
Z górnego pokładu zszedł lampart, taszcząc bezwładne ciała Ace’a i Zoro. Sanji szedł za nim, z rękami w kieszeniach i z przepraszającym uśmiechem pod tytułem „to nie ja”.
- Błagam, niech Garp tego nie zobaczy – warknął Crocodile.
Ann podeszła do niego i wyjęła z kieszeni fiolkę.
- Odtrutka.
Gdy Zoro w końcu się i budził, poczuł, że ma okropnego kaca. Spojrzał na Ace’a, starając się sobie przypomnieć, gdzie są i właściwie co robili ostatnio.
- Trzeba to ożywić – zdecydował Doflamingo. – Boa, byłabyś tak uprzejma?
Hancock się uśmiechnęła.
- Będziemy ten jeden raz mili dla paskudnych mężczyzn. Mero mero merrow!
Law poczuł, że jego serce zastygło. A ręka na jego ustach… zniknęła.
- Jesteście bez serca – wychrypiał.
- No właśnie – kiwnął głową Mihawk.
- Robin, wycofaj się – powiedział Crocodile.
Robin rozkrzyżowała ramiona i obróciła się do Aokijiego. Law odzyskał w końcu oddech. I spojrzał przymglonym wzrokiem na dwóch chłopaków.
Cholera.
Miał dziwne wrażenie, że powinien... powinien…
Zoro lekko się zdziwił, gdy Law rzucił mu się na szyję i sięgnął do jego haramaki. Ace pokręcił głową, po czym jakaś niewidzialna siła popchnęła go do przodu.
Król Dressrosy uśmiechnął się leciutko. Niektóre owoce się naprawdę przydawały.
Ace’owi zrobiło się gorąco, gdy Law go pocałował. W ucho. W policzek. W usta.
Hancock spojrzała na niego wyniośle.
Zoro objął lekarza od tyłu i pociągnął, gryząc go w kark. Ciekawe, jak bardzo był pijany, pomyślał Mihawk. Efekt ciasteczka ustępował, ale przecież nachlali się wtedy w tym magazynie.
Aokiji w końcu dotarł do ust Robin. Jego pocałunek mroził krew w żyłach.
Law zaczął sam z siebie zdejmować spodnie, kompletnie nie rozumiejąc, dlaczego to robi.
I wtedy Ace padł na ziemię jak długi, przewracając przy okazji Zoro. Rozległo się chrapanie.
- Na bogów yaoi, on zasnął! – zawołały Umi Monogatari.
- Co to jest yaoi? – zainteresował się natychmiast Doflamingo.
Ayo zagryzła wargi. I spojrzała na Kanako. Na Emę. Na Grnavy. Na Sarineę. Na Ann. I na Yumi.
Ten, kto się odezwał, wprawił wszystkie obecne tu dziewczyny – i nie tylko – w zdumienie.
- Yaoi jest jak pójście do pracy po imprezie – rzekła Boa Hancock, zdeklarowany wróg rodzaju męskiego. - Najlepiej wtedy być przytomnym.

3 komentarze:

  1. "Co to jest yaoi!?" Cooo!? Jak można czegoś takiego nie wiedzieć T^T Załamka...
    Boa grr... -.-

    opowiadanie cudowne, warte przeczytania, ale chyba przeczytam jeszcze raz xD musze to wszystko dokładnie przeanalizować xD

    Moim nauczycielem będą Franky i Baby5 :O To będzie interesujące :D

    Ayuś skarbie jesteśmy razem w klasie! *.*
    [i ZoSanek też jest ^^] NIEBO :D


    Ja, Ace, Kana i Zoro śpiewający Binks no Sake xD Piękny widok xD

    Kana, zielone włosy są lepsze :P

    [dopiski do listy... cudne! xD]

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Pando te Twoje parodie i w ogóle ;_; Nie dość, że fajny pomysł, długie, dobrze opisane postaci, to jeszcze bardzo lubię Twoje poczucie humoru. Żebym ja umiała takie coś pisać XD. Zawsze chciałam umieć pisać zabawnie, ale... No cóż, nona comenta~:D.
    KOCHAM TE MOMENTY Z LUCCIM I... MNĄ O.O <3333333333333333 [tak jakby] Zwłaszcza ten, gdy zaszedł mnie od tyłu :3. Omnomnom. Hot hot.
    Nie zgadzałam się momentami z niektórymi zachowaniami Sarinei, ale nie będę się czepiać, bo i tak odwaliłaś kawał dobrej roboty i wszystko oddałaś jak trzeba.
    Czekam na kolejne dziełka w Twoim wykonaniu~! >3

    OdpowiedzUsuń
  3. No i w końcu musiałam wybrać Zoro .
    Hmm... To, że jestem w jego fanklubie, nie znaczy, że muszę być jego fanką, nie? I mogę mu obić twarz? Nie?..
    No dobra, a tak teraz to już jak normalny, w miarę, człowiek. Po raz kolejny Panda odwaliła kawał dobrej roboty. Trzeba się trochę mocniej wczytać, bo nieco chaotycznie, ale nie dziwne biorąc pod uwagę to, co się tam działo :D
    Ogólnie? Boskie. I chyba tyle wystarczy ^^
    [Won od fajek. Fajki są moje ]

    OdpowiedzUsuń