4 sierpnia 2013

[Opowiadanie] Wieża Namiestnika

Tytuł: Wieża Namiestnika
Autor: Cifer D. Yumi
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: romans, yaoi
Para: ZoroxLuffy
Ograniczenia wiekowe: 18+
Każdy królewicz potrzebuje swojego cienia, swojego Namiestnika.

 Jestem głodny.
- Spokojnie, twój kucharz zaraz przyniesie Ci posiłek.
- Zoro!
- Zdejmij koronę do jedzenia, bo znowu ją będą musieli czyścić.
- Zoro!

***

Raftel było przepiękną wyspą, obfitą we wszelakie pola, mnóstwo złota, rubinów, diamentów. Kupcy wokoło krzyczeli ze swoich straganów reklamując wszelakie produkty, dzieci biegały po uliczkach ze zardzewiałymi mieczami, które znalazły prawdopodobnie w lesie, porzucone przez najemników. Ktoś wołał cenę tarczy równie głośno jak brzęczały cekiny, które miały na sobie dziwki stojące na balkonach burdeli, zachęcając prawych rycerzy, lordów czy zwykłych mężczyzn swymi krągłymi biodrami i obfitym biustem, który opierały o kolorowe barierki. W samym środku miasta często odbywały się huczne festyny, przyozdabiając na codzień szare domy we wszelakie ornamenty. Jednak teraz przechodziło tam kilku wędrownych wojowników, pieszo lub na rumakach, wypinając dumnie klatki piersiowe z herbami rodów do których należą. Wybrzeża otaczały floty statków, gdzie urzędowali piraci, marynarze, zwykli podróżnicy, kupcy wykładający towar. Tam również odbywał się wesoły gwar, śmiechy czy obłudne przekleństwa, które wylatywały z ust ludzi wtedy, gdy odkrywali, że monety w sakiewce się nie zgadzają.
Jednak młody książę nie słyszał tych krzyków, nie widział wulgarnych bioder kobiet ani nie czuł paskudnego zapachu brudnych uliczek. Zadbał o to zielonowłosy namiestnik, dobitnie zakazując brunetowi jeżdżenia samemu miastem, przez jeden z incydentów, gdy jakaś szatynka już prawie wtulała się w drobniutki tors Luffy’ego, zapraszając go swymi wdziękami do karczmy. Jeden ze Słomianych Płaszczy na szczęście to zauważył, skazując nałożnicę na powieszenie. O dziwo sam następca tronu nie był tego świadom, zapewne powiedziano mu jedno z wielu kłamstw. Jak zawsze, po to by chronić nastolatka obok którego, niczym cień, stał On i jego trzy katany. Chciał go chronić przed kolaboracjami, krętactwami, krwią, brudem, potem, wojną, kurwami, kłamliwymi rycerzami. Przed śmiercią. Przed wszystkim.
- Sanji, jestem głodny.
- To nie jest Sanji, to jest nadworny kucharz.
- Sanji!
Jedna z nadwornych dam pokłoniła się sztywno oraz nisko, gdy znudzony szermierz przywołał ją gestem dłoni. Łokieć zaś miał oparty o czarny stół, ogromny, na kilkadziesiąt osób, jednak teraz siedziało przy nim tylko dwóch młodych mężczyzn.
- Tak, mój panie?
- Przywołaj mi tu tego pieprzonego kucharza, Twój książę jest głodny, ma żołądek bez dna.
Wolną dłonią, niby od niechcenia, założył chłopcu kosmyk za ucho.
- Już się robi.
Kolejny pokłon, już jej nie było. Rozniósł się za dziewczyną stukot drobnych pantofelków w które brunet uważnie się wsłuchiwał.
- Zoro?
- Słucham Cię.
- Dlaczego władza wydaje mi się taka łatwa?
Ponieważ jej nie dzierżysz, tylko ja to robię. Mój królu.
- Może dlatego, że potrafisz tak dobrze ją sprawować?
Padło z ust zielonowłosego, spokojnym tonem, opanowanym, jednak miłym dla uszu Luffy'ego. Lubił go słuchać. Patrzył na niego gdy przemawiał, gdy gdzieś szedł, gdy przynosił kolejne listy, czy zapinał na ramionach płaszcz, w który go odziewano podczas podróży. Zawsze jego maleńkie, dwa węgielki patrzyły z uwagą na swojego namiestnika.
- Naprawdę? To miłe.
Odpowiedział krótko nim blondyn wraz ze swoją kilkuosobową świtą zawitał w sali z talerzami napełnionymi mięsem oblanym miodem, zupą cebulową, kaczkami nadziewanymi żurawiną, kromkami chleba. Sam kucharz miał na tacy dwa kielichy, odpowiednio mniejszy, złoty, ze słodzonym winem dla królewicza i większy, srebrny, z mocnym winem dla namiestnika. Sanji położył je obok siedzących, samemu na chwilę siadając po drugiej stronie stołu.
- Nie masz nic do roboty, kucharzyno?
- A może Ty byś zrobił coś więcej niż siedzenie w cieplutkiej sali z kielichem w ręce?
Jednak Roronoa Zoro z dziwną pokorą tylko przystawił wargi do naczynia z którego wypił spory łyk. Monkey nie lubił pić, a chociaż wino miał słodzone i tak wypił niewiele, jedząc kaczkę, którą zagryzał piętką chleba z masłem, mając buzię ubrudzoną żurawiną, jakby był tylko małym dzieckiem, a nie mężczyzną, który ma za niedługo przejąć wyspę z rąk ojca, mimo wielu uporów, że to jego brat powinien przejąć władzę. Był inteligentny, silny, a każda wysoko urodzona kobieta miała słabość do plątaniny piegów, które obsypały policzki w dosyć dziecięcy sposób. Wielokrotnie namawiał do tego swojego brata jak i pana ojca. Ale nie mógł przejąć tego wszystkiego. Portgas D. Ace był bękartem.
- Smakuje Ci?
- Jak zawsze.
Odparł z uśmiechniętą buzią. Promieniał tą młodzieńczą energią, nawet, gdy we wnętrzu był rozdarty. Za to wszyscy ludzie tak mocno kochali Luffy'ego. Był najradośniejszym księciem jaki kiedykolwiek zawitał na wyspę.
- Znowu się pobrudziłeś.
Ciche westchnięcie, a następnie jakaś biała chustka, zapewne z jedwabiu, wyciera kąciki ust bruneta z różowej mazi, na co ten tylko się krzywi, pomrukując cicho niczym niezadowolone kocię.
- Zoro~!
Machnął rękoma, kładąc mu małe dłonie na wamsie, chcąc go odciągnąć od siebie.
- Jak nie będziesz wyglądać na swój wiek to nikt nie będzie Cię szanować.
Wystarczy że ja będę Cię szanować oraz chronić, powiedz tak, powiedz.
- Wasza Miłość, właśnie przysłano kruka. Wieści z Wieży Cieni, proszą o ludzi na Mur.
Maester nagle zakłóca tę rodzinną atmosferę.
- Książę teraz…
Jednak nie było go już przy stole, za to stał na drugim końcu sali, wyraźnie oraz z przejęciem rozmawiając, gestykulując przy tym żywo rękoma tak, że rubinowa korona niebezpiecznie zachwiała się na środku głowy, gdzie otulały ją ciemne kosmyki.
- Jeśli Raftel jest zagrożone to powinniśmy wysłać tylu ludzi ilu się da do pomocy, bez wyjątku.
- Uważam, że to nierozsądne.
Dwa palce przytrzymały ozdobę na głowie bruneta, a zza jego pleców niczym cień wyłonił się szermierz, kręcąc głową.
- Dlaczego?
- Dlatego, że ktoś musi pilnować upraw, porządku w mieście czy doglądać bezpieczeństwa zamku, pięćdziesięciu ludzi im wystarczy.
- Ale Zoro…
Wyślę ich w cholerę, tylko zostanę ja, tylko z Tobą, tylko.
- Namiestniku, mój książę. Każ maestrze wysłać pięćdziesięciu, a reszta zostaje tutaj. Wiesz, że tak będzie lepiej.
- Książę?
Ten tylko uniósł wzrok, kiwając głową na tak. Przecież nie podważy słów zielonowłosego. Słów, które tak często były trafne oraz nigdy nie wyrządziły mu krzywdy. Słów, które tak często go chroniły. Pozwolił sobie na to, by Roronoa stworzył z każdych wypowiadanych słów zbroję dla niego, przy której miał trzy zielone miecze, a każdy z nich chronił go równie dzielnie.
- Chcę wypocząć, za pozwoleniem maestrze. Wyślij kruka na sam Mur do Lorda Dowódcy z zawiadomieniem, że damy mu ludzi o których prosi.
- Ależ oczywiście.
- Odprowadzę Cię do Twych pokoi.
Spokojne kroki księcia i namiestnika nikły wraz z tym, jak wysoko wspinali się po kamiennych schodach, zostawiając za swoimi plecami resztki jedzenia, strzelające ogniem kominki i dworską etykietę, a Luffy uwielbiał chwytać silną dłoń i ciągnąć ją za sobą na same szczyty wieży.
Wieży, gdzie wstęp miała tylko rodzina królewska i jej namiestnik.
***
- Zoro, mocniej!
Cudowne dla najczulszych uszu jęki przecinały napełnione powietrze seksem, a potem winem i duchotą. Ich szaty leżały rozdarte i zmiętolone w różnych częściach komnaty. Nawet złota korona została wcześniej rzucona z niedbałością na biurko, z którego spadły listy z dokumentami, kilka poduszek opadło obok przestronnego łoża, skrzypiącego cicho wraz z mocniejszymi ruchami obojga.
- Na Siedmiu, Luffy nie możesz tak krzyczeć.
- Zoro!
Kolejny z brutalnych pocałunków na chwilę zatrzymał głośne oddechy i stęknięcia. Oboje lubili całować się z tą odrobiną szybkości i gwałtowności, zostawiając po sobie ślinę czy fioletowe sińce na wargach. Jednak zielonowłosy zsunął usta niżej, zwiększając tempo szczególnych pchnięć w agresywny. Były one tak niepohamowane, jak pazury bruneta wrzynające się w ramiona mężczyzny, mocząc je kropelkami krwi, a gdy zsuwał je niżej lub sunął nimi wyżej wraz z ruchami talii kochanka, stwarzał palące linie czerwieni, które później znikną pewnie pod kolorowym wamsem.
- Bogowie, szybciej!
Warknął młodzieniec, a po chwili kolejna gama przyjemnych jęków była dobrze słyszalna. Zaciskał go w sobie mocno, kręgi we wnętrzu bruneta były tak silne jak zęby Roronoy wpijające się w jeden z jego sutków, który mocno zesztywniał, podobnie jak drugi. Po kolei odbijał linię swoich zębów gdzieś na ciele chłopaka, wszędzie, więcej, bardziej palące, przyjemniejsze, cudowne. Luffy tylko mocniej przycisnął rękoma Zoro do siebie, zakrywając małe ciało pełne słodkich ukąszeń miłości. Jutro będzie musiał sam się ubrać, by nikt nie zobaczył drobnych sińców. Teraz nie jęk, lecz krzyk rozchylił usta królewicza. Szermierz uwielbiał doprowadzać do braku kontroli ich ciała, gdy wsuwał się gładko w śliskie, rozgrzane wnętrze bruneta, gdy ten rozkosznie dawał znać swym głosem jak jest mu dobrze. Kręciło mu się w głowie, gdy słyszał swoje imię okryte niezwykle w niewinnym krzyku, odbijającym się po gorącej komnacie. Lepki płyn po niespełna kilku chwilach oblał chłopięce uda, tors zielonowłosego, ściekając przy tym na wymiętą pościel.
A teraz zaśnij mój najdroższy, zaśnij i pozwól mi znów zostać obok na kolejną noc. Przecież było Ci tak dobrze, mój, mój Luffy.
- Zostaniesz ze mną dzisiaj?
Zatrzymaj mnie, chcę tutaj zostać, błagam.
- Wiesz, że nie mogę.
Drobny całus w policzek rozciągnął zmęczone usta księcia w słabym uśmiechu.
- Przyjdź do mnie rano, przyjdziesz?
- Będę tutaj każdego ranka, obiecałem Ci.
I będę obiecywał za każdym razem, moja zakazana miłości.

***

Kilka mocnych fal uderzyło o burtę, wprawiając drewnianą przyjaciółkę w ruch przez co czerwona okładka książki potoczyła się po całej długości pokładu, aż podniósł ją szermierz. Nienawidził czytać, a jeszcze bardziej nienawidził, gdy Nami czytała w obecności śpiącego Luffy’ego.
- Mogłabyś nie czytać w jego obecności takich książek?
- Przyplątał się i zasnął obok. Daj mu spokój, dobrze mu takie coś zrobi, a ja lubię mamrotać pod nosem jak czytam.
Wokół nosa Zoro zatańczyła roześmiana smuga dymu, łaskocząc go w nozdrza.
- Wiesz, cholerny szermierzu, powinieneś się cieszyć, że dzisiaj wasza kajuta zmieni się w jedną z wież namiestnika.
___
Po słowie.
Zapewne niewielu z was jest mocno zapoznanych z sagą Pieśni Lodu i Ognia więc w skrócie objaśnię kilka terminów, które są użyte w opowiadaniu.
*Namiestnik – osoba, która doradza królowi, jest jakby jego prawą ręką.
*Maester - taki gospodarz, pilnuje kruków, dba o zdrowie wielu osób, pilnuje rachunków.
*Mur i Wieża Cieni to nic innego jak miejsca, które oddzielają Westeros (tutaj Raftel) od Dzikich Terenów.
George R.R Martin w książce często pisze ukośnikiem myśli i pragnienia bohaterów, również chciałam to wykorzystać w przypadku Zoro.

(Dziękuję za korektę Ayo, jak zawsze męczysz się z moimi przecinkami, gdyby nie Ty, to one by tu bezkarnie biegały po tekście. A Wam dziękuję za przeczytanie.)

6 komentarzy:

  1. Mam mieszane uczucia. Serio, nie wiem, co napisać, nawet nie wiem, czy mi się podobało. xD
    "odbywał się wesoły gwar, śmiechy czy obłudne przekleństwa" gwar, śmiech i przekleństwa nie mogą się odbywać, można co najwyżej je słyszec, mogą wypływać z czyichś ust... :)
    Pomysł ogólnie był bardzo ciekawy, w sumie mogłabyś to rozwinąć i zrobić większy cross-over i osadzić parę postaci w świecie One Piece i walnąć porządną sagę. Czemuż nie? To opowiadanko pozostawia taki lekki niedosyt po skończeniu, chociaż pozornie po końcówce nie ma nawet co dopisywać.
    Nie spotkałam się jeszcze z osadzeniem Zoro i Luffy'ego w świecie fantasy, więc ciężko mi to jakkolwiek ocenić. To takie zderzenie dwóch światów.
    Jedyne co mi do kanonu nie pasuje to mądrość Zoro co ma robić XDD.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow... szczerze mówiąc jestem w pozytywnym szoku. Bardzo mi się podobało :D

    Fajnie użycie historii książkowej. Bardzo ciekawy pomysł. Nie czytałam tej książki i pewnie nigdy nie przeczytam xD... ale już widzę, że musi być bardzo dobra :D

    Emm czy masz zamiar zmienić kajutę w jedną z wież? Bo ja chętnie to zobaczę xD

    Dzięki za wspaniałe opko :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo bardzo bardzo dobre opowiadanie przenoszące w inny świat *.*
    Wspaniałe dzieło *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się nie czepiam bo paring skutecznie wynagradza błędy wszelakie! :D
    Pomysł bardzo mi się podoba, jest ciekawie i pikantnie (aj aj Zoro lubisz dominować coo xD)

    Świetna robota Yum! :*

    Wieża na statku? Ja kce! xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja już Ci pisałam co myślę o tym opowiadanku, ale najwyraźniej zapomniałam tutaj skomentować, za co przepraszam i już to naprawiam :D

    Tematyka trochę jak z Gry o Tron (teraz jestem z serialem na bieżąco to mogę szpanować, a co! ;)) i to spotęgowało moją sympatię :D Nie mówiąc już, że ja uwielbiam Twoje historie ZoLu :) Może i są krótkie, ale obrazowe, a to się naprawdę ceni :* Osadzenie tego w takich czasach i miejscu moim zdaniem wniosło świeżość i wyszło na dobre :) Na dodatek ta końcówka *.* Kolejne opowiadanko z serii: "Nami czyta..." :D Uwielbiam <3 To takie charakterystyczne dla Twoich opowiadanek :)

    Życzę weny do kolejnych dzieł :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie to, jeszcze nie czytalam takie opowiadania!!! <3

    OdpowiedzUsuń