Tytuł: Miłosny podstęp
Autor: Sarinea
Korekta: Kanako
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: romans, komedia, obyczajowe
Para: AcexRobin (LuffyxNami, RobinxZoro)
Ograniczenie wiekowe: 13+
Ace jedzie w góry jako opiekun młodszego brata, który ma spotkać się tam ze swoją dziewczyną. Okazuje się, że Luffy nie do końca doinformował go o zakwaterowaniu w pensjonacie, więc koniec końców ląduje w pokoju Nico Robin, tajemniczej przyjaciółki Nami.
W mocno
telepiącym się autobusie można było rozróżnić mnóstwo dźwięków – szmer rozmów,
odgłosy pisania smsa, chrapanie, lecz chyba najgłośniejsze były okrzyki
wydawane przez czarnowłosego, śpiącego chłopca, rozwalonego na dwóch
siedzeniach. Co i rusz autobusowy gwar przecinało słowo „Mięso!”. Zaraz za nim,
z brodą opartą na zagłówkach, siedział drugi ciemnowłosy chłopak. Ten był
jednak bardziej umięśniony, a jego włosy sięgały niemal do ramion. W dodatku na
nosie miał piegi, a jego mina wskazywała na zwyczajne znudzenie. Od kilku
godzin jechali tym rzęchem, mając za oknami najpierw łąki, a następnie
zaśnieżone widoki. Ace całkiem lubił góry, lecz teraz w ogóle nie miał ochoty
na ten wypad – jechał tylko po to, by dotrzymać towarzystwa Luffy’emu i by młodszy
czasem nie zgubił się w autobusie i znalazł w odpowiednim ośrodku
wypoczynkowym. Nie zanosiło się na to, by spędzili dużo czasu razem, gdyż w
pensjonacie na Luffy’ego czekała już jego dziewczyna, Nami i jakaś jej znajoma,
Nico Robin. Mógł zostać, tym bardziej, że Bonney zaczęła z nim ostatnio
flirtować…
Autobus
zatrzymał się z głośnym hukiem, przez co Ace runął z foteli na podłogę,
boleśnie obijając tyłek. Z półki bagażowej zsunęła się torebka z prowiantem
młodszego brata. Przez folię idealnie było widać pieczoną w całości świnię.
Tak, taką z jabłkiem w ryju.
— Luffy, już
jesteśmy! — zawołał Portgas, podnosząc się ze skrzywioną miną. Monkey sapnął
coś i otworzył oczy. — Załóż kurtkę, do
cholery.
— Jest mi
ciepło – Luffy zrobił nadąsaną minę, chwycił świnię pod pachę i wyszedł z
autobusu, zostawiając za sobą wszystkie walizki. Ace westchnął, wziął toboły i
wysiadł, marząc, by być już chociaż w hallu pensjonatu. Budynek był naprawdę
ładny, pasował do krajobrazu gór i przyprószonych śniegiem iglaków. Wyglądał
jak z pocztówki.
— Luffy! — W
kierunku Monkeya biegła rudowłosa Nami, ciesząc się jak wariatka. Przytuliła
się mocno do chłopaka, na co Portgas rzucił torby i wepchnął się między parkę.
— Tulimy! — zawołał.
— Ace,
wariacie. — Roześmiała się ruda, kończąc wymianę uścisków. Portgas wyswobodził
się z plątaniny rąk i ujrzał stojącą na tarasie kobietę. Miała ciemne włosy i
nietypowy nos, a na ramionach fioletowy sweter. Czyżby to była ta Robin?
Chwycił walizki i ruszył w jej stronę, lecz ledwie postawił stopę na schodku,
ta odwróciła się plecami i ruszyła do drzwi.
— Dla ciebie
też było miejsce — rzucił z lekkim uśmiechem. Obejrzała się przez ramię.
— Nie wiem,
czy w tym wieku mi wypada — odpowiedziała równie wesoło i zafalowała ramionami.
Hm, wygląda na to, że ta pani archeolog nie będzie tak nudna, jak się wydawało…
— Dzień
dobry. — Podszedł do lady, gdzie
siedziała rejestratorka. — Przybyliśmy odebrać klucze. Monkey D. Luffy i
Portgas D. Ace.
Kątem oka
zobaczył, jak Robin lekko drgnęła.
— Monkey D.
Luffy zameldowany w pokoju numer osiemnaście — odparła dziewczyna, poprawiając
okulary. Zerknęła w ekran komputera i zmarszczyła brwi. — Może pan powtórzyć
nazwisko?
— Portgas D.
Ace.
Przez dobrą
minutę słychać było tylko klikanie myszki.
— Przepraszam,
ale nie mam w rezerwacjach nikogo takiego.
Ace na moment
stracił rezon. Odwrócił się do brata, kompletnie nic nie rozumiejąc.
— Luffy,
powiedziałeś, że mamy pokój…
Kiedy młodszy
spuścił głowę, Portgas już wiedział, że coś jest nie tak.
— Ja… Chodziło
o to, że JA mam…
— Chryste —
warknął pod nosem i odwrócił się do recepcjonistki. — Nie szkodzi. Czy mają
państwo wolne pokoje?
Dziewczyna
pokręciła ze smutkiem głową i wskazała tablicę korkową z numerami pokoi za
swoimi plecami. Nie wisiał na niej ani jeden klucz. Ace przysiadł na kanapie,
wyciągając portfel. Wciąż może wrócić do domu, ale autobusy jeżdżą tutaj na
zamówienie za kosmiczne sumy, a inny najbliższy hotel minęli jakieś dwadzieścia
kilometrów od tego.
— Możesz spać
u nas — zaproponowała Nami. Portgas spojrzał na nią jak na idiotkę, czując
zażenowanie na myśl o gruchającej parce, której będzie przeszkadzał w robieniu
tego i owego.
— Nie, dzięki.
Przeczesał
palcami włosy, gorączkowo myśląc. Chyba musi po prostu wrócić do domu.
— A u mnie?
Zerknął na
Robin, stojącą ze skrzyżowanymi na piersiach rękami. Nie wydawała się być
konfliktową osobą.
—
Mógłbym? — zapytał, czując rozluźnienie.
— Mój pokój to
taka trochę pomniejszona dwójka i szkoda, żebyś tyle czasu wracał.
— Dziękuję!
Rejestratorka
bez problemu umieściła nazwisko Portgasa przy pokoju numer dwadzieścia. Chwycił
walizki i zaczęli wspinać się schodami na górę. Robin szła przed nim, przez co
miał idealny widok na jej biodra. A było na co patrzeć. Koledzy nieźle by mu
pozazdrościli…
— Będę spał na
podłodze. Dzięki, że mnie poratowałaś — zaczął, rzucając walizki Luffy’ego pod
pokój Nami.
— Szkoda
marnować urlop — odparła, otwierając drzwi. Jego… Ich pokój był całkiem
przytulny. Spadzisty sufit i ściany wyłożone były ciemnymi deskami. W
pomieszczeniu było też naprawdę cieplutko, a łóżko mogło pomieścić i cztery
osoby.
— Ale serio,
jak mogę się odwdzięczyć? — Przysiadł na pościeli, przyglądając się, jak Robin
nakłada kurtkę i solidne, zimowe buty.
— Potem o tym
pomyślimy. — Uśmiechnęła się lekko i wyszła. Zrobiło mu się trochę przykro, że
tak go zostawiła, ale pewno wcześniej sobie coś zaplanowała. Zajrzał do szafy i
ujrzał, że kobieta nie zajęła nawet połowy półek, a w dodatku wszystko miała
idealnie poskładane. Ciekawe, ile lat miała. Była naprawdę ładna, kiedy
przywykło się do pierwszego wrażenia.
Ace
porozkładał parę ubrań i załomotał do osiemnastki. Luffy siedział na łóżku w
totalnym bajzlu, a Nami, sądząc pod szumie wody, siedziała w łazience. Po
chwili wyszła, załamując ręce na widok bałaganu.
— Daj facetowi
się samemu rozpakować — mruknęła pod nosem i zauważyła Ace’a. — O, i jak pokój?
— W porządku.
Tylko współlokatorka gdzieś wyszła, a nie lubię siedzieć sam.
— Robin kocha
zwiedzać, pewno poszła na swoją samotną wyprawę z aparatem. W końcu jest
archeologiem z powołania, a nie z przymusu.
— A właściwie
to ile ona ma lat?
— Dwadzieścia
osiem.
— Hmm… Nawet
nie wygląda.
— No nie?
Świetnie się trzyma. Szkoda jej trochę, bo ma faceta, Roronoę Zoro, ale on
nigdzie nie chce jeździć. Biedna zaliczałaby już czwarte mini wakacje samotnie,
gdyby nie ja.
Portgas
skrzywił się. I ten Zoro nazywał się jej partnerem? Gdyby jemu udało się
usidlić tak piękną kobietę, nie odstąpiłby jej na krok.
— A co, podoba
ci się? — W oku Nami pojawił się przebiegły błysk.
— Oj, Nami, za
wcześnie na takie teorie. — Puścił oczko do rudej. Jakąś godzinę później cała
trójka ruszyła na zwiedzanie pobliskich kramików i sklepów z pamiątkami.
*
Ace wrócił do
pensjonatu dopiero wieczorem, trzymając pod pachą pudełko z jedzeniem na wynos.
Miał nadzieję zobaczyć tam swoją współlokatorkę, lecz pokój był pusty. Rozłożył
się więc na łóżku, włączając telewizję. Ciekawe, co ona robiła tyle czasu. Nie
mógł uwierzyć, że normalny człowiek może zwiedzać dobre kilka godzin. Może i
była od niego starsza, ale działała na niego jak magnes. W TV nie nadawali nic
interesującego, więc poszedł do łazienki i wziął kąpiel. W trakcie usłyszał
trzask zamykanych drzwi. Serce natychmiast mu podskoczyło i spłukał z siebie
całą pianę. Ledwie naciągnął spodenki na tyłek, a już otwierał drzwi.
— Hej. —
Uśmiechnął się. Jej włosy były mokre od śniegu, a policzki zaróżowione.
— Cześć. —
Słychać było, że spacerek ją nieco wykończył.
— Jak po pierwszym dniu?
— Nie nudziłem
się. A ty przyjechałaś z Nami, tak? To już trzecia noc tutaj?
— Tak. Cieszę
się, że mnie wyciągnęła. Po cichu liczyłam na babski wypad, ale prędko mnie
zgasiła.
— Spokojnie,
postaram się czasami ukraść Luffy’ego.
— Dzięki.
Chcesz pooglądać zdjęcia?
Kiwnął głową i
usiadł obok niej. Pachniała śniegiem i sosnami, ale też lekko wyczuwalną,
kwiatową woni. Zerknął w niewielki ekranik. Musiał przyznać, zdjęcia robiła
dobre i nawet krajobrazy wychodziły jej bardzo ładnie. W pewnym momencie zdał
sobie sprawę, iż fotki przewijają się coraz wolniej i wolniej, aż poczuł głowę
Robin na swoim ramieniu.
„Pewnie się
zmęczyła tym chodzeniem” pomyślał i delikatnie wyjął z jej dłoni aparat. Nie
miał serca poruszyć się gwałtownie i jej obudzić, więc oparł się o poduszki i
odetchnął. Jak wstanie, to na pewno wyrwie ją ze snu, ale znów jak się obudzi i
zobaczy ich razem, to pewnie będzie mieć wyrzuty sumienia wobec chłopaka.
Ponownie poczuł lekkie ukłucie złości. Ten jej facet powinien tutaj być. To
Zoro powinien ją tulić. A skoro go nie ma, palcami przeczesał miękkie włosy
Robin i wsłuchał się w spokojny oddech kobiety. To chore. Lecz mimo wszystko,
cholernie podniecające. Mogłaby być jego nauczycielką albo jego panią doktor… Uch…
*
Kiedy obudził
się rano, Robin wciąż spała na jego torsie. Dawno nie miał tak przyjemnej
drzemki. Nakrył ją kołdrą i wyślizgnął się z łóżka, kładąc na materacu na
podłodze. Chociaż nie będzie miała wyrzutów sumienia…
Nie chciał
rozwalać związku kobiety, którą poznał dopiero wczoraj. Ale jak Ace czegoś
chciał, to zawsze to dostawał. Każde jego pragnienie można było porównać do
pożaru, mniejszego czy większego, w zależności od tego, jak bardzo czegoś
chciał. Chęć szalała w jego ciele, dopóki nie osiągnęła swego celu. Zerknął na
spodnie wiszące na krześle. Z kieszeni wystawała ulotka. Dziś wieczór miała
odbyć się impreza kostiumowa, a Nami na pewno nie spocznie, jeśli nie wyciągnie
tam Robin. On sam również nie miał nic przeciw. W pobliżu była wypożyczalnia
kostiumów, a jeden wpadł mu w oko niemal na samym wejściu.
Ledwie
usadowił się na swoim materacu, a ktoś załomotał do drzwi. Zaspana Robin
uchyliła jedno oko i nakryła głowę poduszką.
— Wstajemy!
Ostatni dzwonek na śniadanie! — zawołała wesoło Nami, wystrojona w sukienkę i
grube rajstopy. — A tak na serio, to na śniadanie można zejść do jedenastej,
ale chodźcie, bo Luffy zeżre wszystko.
— Już lecę! — Ace narzucił na siebie koszulkę
i pognał do jadalni. Zbyt dobrze znał możliwości swojego braciszka, jeśli idzie
o jedzenie, a i sam mu dorównywał. Jak się domyślił, Luffy opróżnił już połowę
stojących wokół niego półmisków, w czasie, gdy Portgas schodził po schodach.
Parę minut później wróciły Nami i Robin. Nico wyglądała jakby miała parsknąć
śmiechem za każdym razem, gdy Monkey zabierał się za kolejny talerz jedzenia.
— Idziemy po
kostiumy, a potem do Spa – powiedziała Nami, kiedy pół godziny później wstawali
od stołu. — Zobaczymy się na imprezie,
dobrze? Chcemy się porządnie wyszykować, jak typowe baby.
— A będzie tam
mięso, nie? — spytał retorycznie Luffy. Robin posłała Ace’owi ciepły uśmiech i
odeszła z rudą przyjaciółką.
Hm. Chyba nic
nie zaszkodzi, jeśli ucieknie się do małego podstępu…
*
Na sali
panował gwar. Pensjonat miał wielką piwnicę, którą przeznaczył na miejsce do
zabaw. Pomieszczenie było świetnie oświetlone, a parkiet był naprawdę duży. Na
środku tańczyli wesoło poprzebierani ludzie, pod ścianą stało kilkoro
samotników, a amatorzy procentów sączyli drinki przy barze. Największe
zainteresowanie wzbudzał pewien chłopak w stroju małpy, który jednym kęsem
pożarł cały półmisek krewetek. Nami, przebrana za księżniczkę, falowała wraz z
Robin wśród tłumu na parkiecie. Akurat leciał naprawdę stary kawałek.
Ace na początku
nie mógł w ogóle wypatrzeć swojej współlokatorki, lecz kiedy ją dostrzegł,
zrozumiał, czemu – Nami musiała pokręcić jej włosy i spiąć w wytworny kok.
Robin miała na sobie kostium dziewczyny pirata: biała koszula, gorset, długa
spódnica… Wyglądała naprawdę pięknie i pasowało to do niej. Rozejrzał się. Nikt
poza nim nie miał maski na twarzy. A miał powód, by się ukryć, tym bardziej, że
nawciskał Nami bajek o tym, że źle się czuje i nigdzie nie pójdzie. Podobnie
Robin. Miał lekkie wyrzuty sumienia, iż ją okłamał, jednak plan był tego warty.
Portgas miał
na sobie ciemne spodnie, solidne, sznurowane buty i czarną koszulę z rozpiętymi
górnymi guzikami, a na plecach pelerynę. Na głowę nałożył kapelusz, zaś połowę
twarzy przysłaniała mu czarna maska. Zorro. O ironio, w tym przebraniu
startować do kobiety, której ukochany ma na imię Zoro… Wiedział jednak, iż
Robin się to spodoba. Lubiła zagadki i nieznane. No cóż, widać i nie tylko ona,
bo nim w ogóle się do niej zbliżył, klika kobiet zaprosiło go do tańca. Kiedy
znów był sam, nigdzie nie mógł znaleźć czarnowłosej pani pirat. Zakręcił się
przy stole z jedzeniem, skąd miał świetny widok na całą salę. Cholera, nawet
Nami nie mógł odnaleźć, a jej włosy i kolor sukni zwykle biły po oczach na
kilometr.
— Przepraszam.
— Usłyszał koło ucha niski, kobiecy głos. Drgnął. — Czy mogłabym dostać się do półmiska z
warzywami?
To ona. Odwrócił
się i spojrzał jej w oczy, lecz kompletnie nie zwracała na niego uwagi.
Posłusznie odsunął się od blatu i chwycił kieliszek.
— Och, świetny
kostium — powiedziała, kiedy wreszcie udało jej się dostać odrobinę ulubionej
potrawy.
— Zorro ma
ciekawą historię, mimo że jest postacią fikcyjną.
Zobaczył błysk
w oku kobiety.
— Historię,
powiadasz… Nie zgłębiałam jej nigdy dokładnie.
— Mogę ci ją
przybliżyć w tańcu, o pani. — Skłonił się w pas i wyciągnął przed siebie dłoń.
Bez wahania podała mu swoją i ruszyli na parkiet. Pensjonat obfitował głównie w
starszych gości, toteż od początku z głośników płynął blues lub przeboje lat
dziewięćdziesiątych. Wirowali łagodnie w tańcu, patrząc sobie w oczy. Robin
uśmiech nie schodził z twarzy ani przez chwilę.
— Co więc powiesz? — Nachyliła się ponad ramię Ace’a i wyszeptała
pytanie. Przeszedł go dreszcz.
— Postać Zorro
oparta jest na historii kalifornijskiego banity, który walczył z brutalnością
gubernatorów — mruknął, by sekundę później obrócić Robin w tańcu. Jej spódnica
zafalowała w powietrzu. — Osobiście, całym sercem jestem za nim.
— Dobrze
tańczysz — powiedziała, kiedy wykonał kolejną figurę. Tego tańca Ace na pewno
tak szybko nie zapomni. Czarnowłosa tańczyła i patrzyła na niego tak, jakby
świat wokół w ogóle nie istniał. Tajemnica całkowicie ją oczarowała. — Jest w tobie ogień…
— Dziękuję za
tak miłe słowa, Bella dama.
Piosenka
ucichła i zabrzmiała kolejna. Oni jednak nie przerywali ani na chwilę.
— Czy ja cię
znam albo kojarzę? — Pozwoliła, by przyciągnął ją do siebie i spojrzała mu
prosto w oczy. Poczuł rumieniec wypełzający mu na twarz.
— Każdy jest
sobie poniekąd znajomy.
Widział, że
szaleje. Że chce wiedzieć więcej. Obróciła się energicznie, a następnie
chwyciła jego dłoń i przesunęła z talii nieco niżej.
— Widzę
płomienie w twoich oczach.
— Twoje
również nie są spokojne.
— Kiedy ja w
sumie… Nie powinnam…
Położył jej
palec na ustach i odgarnął z twarzy kilka niesfornych kosmyków.
— Pokaż, co
czujesz — szepnął w jej szyję i ujrzał, jak delikatna, blada skóra Robin
pokrywa się rumieńcem. Kobieta przytuliła się do niego mocniej, pozwalając
jednak, by wciąż prowadził w tańcu. Uwiódł ją. Tańczyła z pasją, z namiętnością
ocierając się o jego ciało.
Mógłby tańczyć
z nią bez końca. Czując, jak napierają na niego jej emocje. Jak piękne,
szaroniebieskie oczy wpatrywały się w niego bez przerwy. Wiedział, że był
uwielbiany, chociaż nie powiedziała ani jednego słowa.
— Życzysz
sobie czegoś do picia? — Skłonił się ponownie. Kątem oka dojrzał Nami tańczącą
parę kroków dalej od nich, zerkającą z ciekawością na Zorro. Uśmiechnął się
lekko.
— Owszem. —
Podała mu rękę i ruszyli w stronę stołu. Ace napełnił dwa kieliszki i podał
jeden Robin. Policzki miała zaróżowione od tańca, a oczy błyszczące. — Chętnie
bym gdzieś wyszła.
Szarmancko
skinął głową i poprowadził ją do wyjścia z sali. Zauważył, że nie tylko kobiety
się za nimi oglądają. Nic dziwnego, Nico była piękna. Poprowadził ją na
ocieplany taras, z wielkimi szklanymi oknami. Był pusty – cały pensjonat
imprezował.
— Kim jesteś?
— zadała pytanie, dotykając delikatnie jego dłoni.
— Kim jestem,
tego nie umiem określić imieniem.*
Zamilkła,
wpatrując się z fascynacją w twarz Zorro. Podeszła bliżej i oparła głowę na
ramieniu Ace’a. Objął ją delikatnie w pasie. Ponownie spojrzała mu w oczy i
poczuł ciepły oddech na swoich wargach. Krew uderzyła mu do głowy. Miała tak
miękkie usta, smakujące lekką goryczą alkoholu. Pocałunek był lekki jak
muśnięcie motyla. W każdym razie, ten pierwszy.
Robin
popchnęła Ace’a na ścianę i przywarła mocno do jego ust, smakując każdy
milimetr, pochłaniając każdą kropelkę Portgasa, która znalazła się na jej
języku. Jej kobiece dłonie dotykały jego mięśni, twarzy, policzków. Przejechała
delikatnie palcem po szyi chłopaka. Ace drżał. Była… Tak…
Nagle odsunęła
się. W palcach trzymała czarną maskę Zorro.
— Wiedziałam,
Ace.
Usiadła na
fotelu, obracając maskę w dłoni. Czarnowłosy był przerażony. Jak się domyśliła?
Była aż tak inteligentna? Może czymś się zdradził?
— Jak…? —
wyjąkał. O dziwo, nie odpowiedziała. Zagryzła wargę i wpatrywała się w ciemne
niebo gdzieś ponad górami. Wstała i oddała mu maskę, by dotknąć policzka
chłopaka.
— Oczy
zdradzają wszystko, Ace.
Ace. Ace. To,
jak wypowiadała jego imię. Jak jej głos rozpływał się w powietrzu, pieszcząc
jego uszy, rozbijając się o szyby, którymi byli oddzieleni od mrozu.
— Czy…? — zaczął, ale nie musiał dostawać odpowiedzi.
Robin ścisnęła go za dłoń i przytuliła się do męskiego ramienia.
— Może to i
trochę szalone… Ale dałam się złapać na ten twój niecny podstęp.
Portgas
uśmiechnął się szeroko i pociągnął Robin w stronę bawiącego się tłumu.
Wiedział, że Nico lubi tańczyć.
Dzisiejsza noc
należy do nich.
* cytat z „Romeo
i Julia”
* Podstęp Ace’a
nie był tutaj jedynym. Nami zadbała o to, by w dzień przyjazdu Ace’a nie było
ani jednego, wolnego pokoju.
Sto lat, Umi Monogatari!
Nami Ty przebiegła kocico xD
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi się podobało! :D
Historia wręcz cudowna, przez Ciebie zacznę kochać ten pairing ;P
Ace i Robin w pełni w swoich charakterach *.*
Piękne :D
Zoro chłopakiem Robin :D To mi się podoba :P Aczkolwiek, właśnie ten związek by tak wyglądał... Zoro by się nie ruszył z domu, a Robin podróżowała by po świecie.
Fajnie to przedstawiłaś i parka Luffy i Nami, coś fajnego. Bardzo to lubię.
[Mam głupie myśli, że Zoro jest teraz z młodym!Sanjim o.O]
Serio się podobało? Jestem mega szczęśliwa ^^.
UsuńChętnie bym przeczytała hentajca w Twoim wykonaniu z nimi, czemuż nie :3.
Chciałam to jeszcze umieścić, ale to chyba byłby zbyt duży cios dla Robin - facet zostawia ją dla faceta... xD
Mam być szczera? Jesteś pewna?
OdpowiedzUsuńSkomentuję to tak - tworzyłaś lepsze opka. Pełne akcji, magii, uczuć. To, co prawda, rozkręca się i bardzo podobał mi się wątek z Zorro, a cytat z "Romeo i Julii" w ustach Ace'a zabrzmiał... Ach <3 Ta parka jest cudowna, ale serio, skąd się wziął pomysł na nią?
Dziełem Twojego życia "Miłosny podstęp" nie jest, w ogóle wygląda, jakbyś nie Ty go pisała. XD Ale wybaczam. Za Ace'a.
Bardzo romantyczne opowiadanko *.* Oni faktycznie pasują do siebie, a w każdym razie zaczynam dostrzegać magię tego pairingu :) Muszę powiedzieć, że Ace z każdym słowem mnie rozwalał i miałam wielkiego banana na twarzy :D Słowo "szarmancki" i "głupkowaty" moim zdaniem opisują go wystarczająco <3 I te jego głupie pomysły :D Bardzo szybko się czytało muszę przyznać i niezwykle przyjemnie :) Naprawdę ta parka w Twoim wykonaniu i to takim, to naprawdę coś wspaniałego *.* Jestem oczarowana całą romantyczną otoczką na tym balu. I tym w pokoju, jak Robin tak zasnęła na nim <3 Współczuję jej :( Ma przekichane z Zoro. Ale w sumie takie zachowanie do zielonowłosego pasuje. Och, takie zakończenia mnie dołują, bo nie wiem, co wydarzyło się dalej xD Mam jednak nadzieję, że Robin została z Ace'm *.* Jejku, naprawdę do siebie pasują.
OdpowiedzUsuńAce, jako Zorro podrywający Robin. Hymmm hymmm hymmm dość oryginalne połączenie. Nie złe, ale oryginalne. Robin wydaje się być bardziej spontaniczna niż zazwyczaj i to takie przyjemne poczytać o niej w takim wydaniu.
OdpowiedzUsuńW którymś wcześniejszym ficku (na pewno w ZoSanie) też Robin była z Zoro i serio im obojgu współczuje, bo poza tym, ze robią najmniej zamieszania (zakładając, że Zoro śpi) to chyba różni ich wszystko co możliwe.
Nami jak zawsze gdzieś wciśnie swoje trzy grosze i nawet przyjaciółkę wciśnie w ramiona innego faceta (i tak wiem, ze to po to by im nie przeszkadzano, jak z Luffym będą baraszkować).