4 sierpnia 2013

[Opowiadanie] Seksowny Korepetytor

Tytuł: Seksowny Korepetytor
Autorzy: ema670
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ZoroxSanji
Ograniczenie wiekowe: 18+
Uwagi: różnica wieku; lekko widoczne powiązania z matematyką
Sanji jest młodzieńcem, który ma problemy w szkole. Jego mama chce, żeby chłopak się dokształcił. Co zleca swojemu staremu, dobremu, (seksownemu) przyjacielowi. Czy ich pierwsza lekcja skończy się tak jak powinna? Przekonajcie się sami.
Miłego czytania *.*

Sanji był młodym chłopakiem. Gdy zaczął szkołę gimnazjalną, to nie czuł się w niej zbyt dobrze, z powodu jego zachowania wobec nauczycielek. Rówieśnicy go wręcz nienawidzili. Nie ma co się dziwić, chłopak potrafił ‘lizać dupę’ każdej dziewczynie w szkole, a nauczycielki wcale nie były wyjątkiem od reguły. Jak bardzo nauczycielki ubóstwiały Sanjiego, tak bardzo chłopaki w całej szkole go nie znosiły. Oczywiście to nie była jego wina, on po prostu taki był, uwielbiał flirtować z kobietami, prawić im komplementy i obdarowywać kwiatami.
Jego młodzieńczy podryw, dziewczynom zawsze kojarzył się z czymś na zasadzie plotek. Chłopak w ogóle nie potrafił rozmawiać z facetami, prawdopodobnie dlatego, że od urodzenia mieszkał wyłącznie z matką (jego ojciec ich zostawił, bo po urodzeniu się „durnego bachora” przestało podobać mu się mieszkanie za darmo u jego partnerki), więc od zawsze nauczony był do rozmów z kobietami. Jego mama często przyprowadzała wiele koleżanek do domu, które uwielbiały zajmować się i rozpieszczać małego brzdąca. Jego wybryki nauczycielki traktowały jako młodzieńcze wygłupy, ale jego klasa miała to za zbyt duże podlizywanie się, czego wiadomo żaden uczeń tolerować nie będzie. Dlatego Sanji zawsze był traktowany w bardzo niesympatyczny sposób. Na szczęście po rozpoczęciu szkoły średniej, blondyn potrafił opanować swój entuzjazm i był traktowany mniej chamsko, z jednej strony pewnie dlatego, że nie chciał kolejnych szkolnych kłopotów, a z drugiej dlatego, że nie wszystkie nauczycielki przepadały za podrywem ze strony licealistów.
            Pewnego dnia, gdy Sanji tylko wrócił ze szkoły, jego mama przyprowadziła do domu nieznajomego (przynajmniej jemu) mężczyznę. Zielonowłosy facet, o ciemnej karnacji i nienagannej budowie ciała był prawdopodobnie bliskim znajomym jego matki, jednak na bliskiej znajomości się skończyło.
            Młodziak bardzo go polubił, mimo że mężczyzna był nieco straszy od niego, nie był tak drętwy jak przypuszczał, co prawda nigdy z nim nie rozmawiał, ale odkąd pamiętał zawsze słuchał i podglądał jego rozmowy z matką. W sumie to zawsze ciekawiło go o czym rozmawiają, ale odkąd pamiętał mama nie pozwalała mu by przeszkadzał w jej rozmowach z mężczyznami, pewnie dlatego, że zawsze były one o pracy. Nigdy mu to nie przeszkadzało, ale ten jeden zawsze go w jakimś stopniu fascynował, gdy słyszał jego głos zawsze chciał go zobaczyć, gdy go widział, zawsze miał ochotę go dotknąć. Jakby chciał sprawdzić czy on naprawdę istnieje. To było… Dziwne.
            - I wiesz co?! Sanji chyba będzie zagrożony z matematyki. Jestem tym sfrustrowana. – Usłyszał, gdy podchodził do białych drzwi salonu, zawsze zamkniętych, gdy mama miała gości. Na szczęście nigdy nie na klucz, więc młodziak umiejętnie mógł je uchylić. Gdy to zrobił, zobaczył, jak jego mama wymachuje rękoma na wszystkie strony i krzyczy, że w jego szkole musi być jakaś tępa ta nauczycielka, żeby jej synowi dawać zagrożenie. Jak zwykle jego rudowłosa mama go nie zauważyła, mimo że stała tak, że widziała całe drzwi z góry do dołu.
            - Nie potrzebnie się tym martwisz. Jeszcze ma trochę czasu, jestem pewny, że nadgoni. – Wcześniej wspomniany zielonowłosy mężczyzna siedział na kanapie, która stojąc na środku salonu tyłem do drzwi, dała Sanjiemu możliwość zobaczenia jedynie barków i położonych na oparciu ramion. Facet miał czarną koszulkę, co świetnie współgrało z jego karnacją, a przez to, że była bez rękawków, blondyn widział dokładnie jego umięśnione ręce.
            - Nie wiem co robić… – Rudowłosa westchnęła, opuszczając ręce wzdłuż tułowia, tymczasem jej znajomy na chwilę obrócił się i popatrzył w stronę drzwi. Sanji szybko się schował w nadziei, że ten go nie zauważy. Wyjrzał bardzo delikatnie, zielonowłosy uśmiechnął się do siebie, ciągle wpatrując się w drzwi. Och, jaki on miał piękny uśmiech!
            - Zoro! Zoro! Słuchasz ty mnie w ogóle?! – Rudowłosa oderwała go od zamyślenia, więc znowu popatrzył w jej kierunku, co Sanji skwitował cichym westchnięciem.
            - Heh? Ach, tak, słucham cię cały czas – odpowiedział niepewnie.
            - Taaa, jasne… – burknęła. Po kilku zdaniach przeszła do rzeczy, których Sanji, po prostu nie rozumiał, mimo że uczył się o finansach, to z językiem jakim posługiwała się jego mama budziło jedynie grozę i wielką zagadkę.
            - Ale wiesz co, Zoro… – Jejku jakie on miał interesujące imię. – Przecież ty jesteś dobry z matematyki. – Mama Sanjiego ni stąd ni zowąd wywaliła z takim zdaniem. – Nie chciałbyś poduczyć mojego syna?
            - Jakim cudem wyrwałaś to w takim momencie? – powiedział zmulony i zszokowany nagłą zmianą tematu kobiety.
            - No wiesz, martwię się. Sanji nie ma ojca, a na pewno przyda mu się jakaś pomoc ze strony mężczyzny i…
            - Nie! – przerwał jej.
            - N-No, ale, Zoro…
            - Powiedziałem nie! – Nagle się spiął i z wyluzowanej pozycji usiadł tak, że opierał się o kolana.
            - Zoro, ale dlaczego?
            - Mam swoje powody. Nie lubię dzieci…
            - Och, przestań, on już nie jest takim dzieckiem. Poradziłbyś sobie. Poduczyłbyś go matmy i tyle. – Kobieta pokręciła głową, opierając rękę o swoje biodro.
Sanji dalej przyglądał się rozmowie. „Dlaczego nie?”, pomyślał, gdy mężczyzna odrzucił prośbę jego mamy.
            - Zoro, jesteś moim przyjacielem, prawda?
            - No, zastanowiłbym się – odpowiedział niechętnie.
            - Weź przestań, dobrze wiem, że tak nie myślisz. Jesteś moim przyjacielem, to mała prośba. No, proszę cię! Ile razy ja coś dla ciebie zrobiłam, mógłbyś się odwdzięczyć.
            - Nigdy nic dla mnie nie zrobiłaś. – Popatrzył na bok.
            - Jak możesz! – powiedziała szorstko. – A kto ci pomógł z tą sprawą w sądzie? – uśmiechnęła się.
            - Płaciłem ci jak normalny klient, nie było w tym żadnej twojej pomocy! – wrzasnął, wstając z kanapy. Blondyn omal nie huknął o ziemię, gdy nagły hałas rozległ się po pokoju. Popatrzył na dwójkę, zielonowłosy skierował się do drzwi.
            - Kurde – Sanji klął, szybko zwiewając na schody prowadzące do jego pokoju.
            Za drzwiami pokoju usłyszał już tylko lekką kłótnie dwójki, tak zwanych dorosłych. W sumie to chyba był ich sposób żegnania się, bo zawsze, gdy Zoro opuszczał ich dom, to było słychać jedno wielkie huknięcie drzwiami i hasło „ZGODA!”, wykrzyczane przez zielonowłosego z wielkim wyrzutem.
            - Sanji… - Jego mama nagle zaczęła mówić spokojnym głosem. – Chodź na chwilkę… - Gdy młodziak wyszedł z pokoju, jego mama wyglądała na nadzwyczajnie zadowoloną. Czyli udało jej się ubić interes, w tym przypadku darmowego korepetytora dla Sanjiego.
            - Będziesz miał korepetytora z matmy.
            - Co, ale po co? – prychnął, udając, że nie wie o co chodzi.
            - Jak to po co? Żebyś miał lepsze oceny.
            - Ale ja nie chcę – fuknął, idealnie nasuwając na swoją twarz fałszywe niezadowolenie.
            - Ech… – Jego mama podrapała się po głowie. – Po kim ty jesteś taki kapryśny? – spytała siebie ze smutkiem. – Dobra, dostaniesz wyższe kieszonkowe, jeśli będziesz grzecznie się uczył.
            - Jest! – Sanji omal nie krzyknął tego na głos i zaraz się otrząsnął. – Dobrze mamo. – Jejku, jakim on czasami potrafił być aniołkiem.
            - No więc, jutro o 18 przyjdzie korepetytor i nie próbuj wiać! – Wróciła do swojej normalnej formy i poszła w stronę pokoju. Taaa… Piwko i telewizor, to było dla niej coś. Sanji za to z uśmiechem na twarzy wrócił do swojego pokoju. No kurde, kto by się nie cieszył, gdyby dostawał kasę za korepetytora? Trzeba by było być debilem, żeby być z tego powodu smutnym.

o.\\\

- Wejdź proszę. – Nami otworzyła na oścież drzwi z wielkim uśmiechem na ustach, który oznaczał tylko jej wielkie zadowolenie, gdy z kimś wygrała. Roronoa wszedł niechętnie do domu, oczywiście brudząc całą podłogę, bo na dzisiejszą pogodę określenie deszcz albo ulewa, to wciąż za mało. Otrzepał się jak dziki pies, jakim zresztą można było go z łatwością nazwać, i wszedł tak po prostu do środka.
- Zoro! – Nami wrzasnęła na niego, gdy zamykała drzwi. – Ściągnij buty, ty świnio!
- Oj, czy nie jestem twoim gościem? – spytał, ale mimo to posłuchał jej i ściągnął buty, kopiąc je pod ścianę.
- Nie, moi goście zwykle nie brudzą mi całego domu, przy tym ochlapując jeszcze mnie!
- To moja wina, że tam tak leje? Jestem cały mokry!
- Trzeba było wziąć parasolkę!
- Jestem świeżo po pracy, skąd mogłem wiedzieć, że tak zacznie lać?!
- Aghrhgrh! – Nami machnęła rękami z brakiem argumentów.
- Tak też myślałem… - fuknął i ściągnął kurtkę, która aż ociekała wodą. Pod nią miał bardzo gustownie skrojoną marynarkę i krawat. Koszula wraz z górną częścią marynarki była mokra. – Świetnie! Kurtka przemokła do tego stopnia, że jestem cały mokry. Kurwa! – Popatrzyła na siebie z rozłożonymi rzeczami.
- Wow… - Nami skomentowała krótko. – Ładnie ci w garniturze. Powinieneś częściej je ubierać.
- Są niewygodne – Poluzował krawat. Zrobił dwa kroki do przodu, nawet jego skarpetki były mokre. Kurde, kupił drogie buty, a te i tak przemokły. Czuł się, jakby chodził w basenie.
- Aaa! Czekaj, nie ruszaj się! – Nami machnęła na niego. – Sanji! Zoro przyszedł! – Zawołała w kierunku schodów. Sanji oderwał się od komputera, poprzednio wyłączając go i poszedł na dół. Po drodze spotkał kałuże wody na podłodze i poszedł do salonu. Gdy otworzył drzwi szczęka mu opadła. Przed nim stał Zoro, w samych bokserkach. Widział jego umięśnione barki, pięknie wyżłobione łopatki i przecudowne plecy, już nie mówiąc o dwóch dołeczkach, pod którymi znajdowały się brzegi obcisłych bokserków, które zgrabnie podkreślały pośladki zielonowłosego. Roronoa obrócił się na dźwięk drzwi, ręce miał włożone do niebieskiej koszulki.
- Cześć, młody – powiedział twardo, zakładając koszulkę.
- Trzymaj! – Rudowłosa podała mu spodnie, które znalazła w szafce. – Jak długo tu szedłeś, że aż tak przemokłeś?
- Nie wiem, w sumie to jak wychodziłem z tego dużego parku koło galerii w mieście, to zaczęło padać.
- Słucham?! To przecież dwadzieścia kilometrów stąd!
- Wiem, że niedaleko, ale deszcz najprawdopodobniej mnie polubił. Po drodze jeszcze trafiłem na coś i musiałem się wrócić.
- Zoro, ty chyba naprawdę jesteś nienormalny.
- Heh, dzięki. – Uśmiechnął się zarozumiale. - Emm… Chyba powinnaś coś zrobić z tym smarkaczem. – Wskazał za siebie, pokazując na Sanjiego, któremu właśnie pod nosem ściekała struga krwi.
- Sanji, skarbie, krew ci leci – powiedziała z troską.
- Nie jestem smarkaczem! – fuknął, wycierając krew spod nosa.
- Taaa… Niech będzie – odrzekł niechętnie, wciągając na siebie spodnie, które podała mu Nami. Były nieco za duże, ale lepsze to niż nieprzyjemnie mokre. Rozciągnął się i odwrócił do dwójki. Nami podała Sanjiemu chusteczkę i sprawdzała czy jej syn przypadkiem nie ma gorączki.
- Nami… Po co ty mu sprawdzasz to czoło? – spytał z irytacją w głosie.
- Bo chcę sprawdzić, czy nie jest chory.
- Ja bym sprawdził gazety pod jego łóżkiem – chrząknął.
- Żartujesz?! Mój syn nie jest taki.
- Taaa… Jasne… - powiedział cicho.
- Mamo! Nic mi nie jest! – Sanji warknął z irytacją, gdy mama zaczęła przykładać ręce i policzki do jego czoła. – Mamo… - kolejne rozdrażnione westchnięcie. – Narobisz mi wstydu! – krzyknął. Zoro zaczął się chichrać. – Z czego rżysz?! – krzyknął.
            - Sanji! Jak ty się wyrażasz? – Lekko uderzyła Sanjiego w ramię. - Z czego rżysz, Zoro?! – Odwróciła się do Roronoy ze złowrogim wzrokiem.
            - To na bank jest twój syn. – Przejechał ręką po włosach. – Wkurza mnie tak samo, jak ty.
            - Świnia! – powiedzieli równocześnie, a zielonowłosy zaczął się śmiać, co u obojga spowodowało lekkiego rumieńca. Jejku, jaki on miał śliczny uśmiech.
            - Sanji, proszę idź na górę, Zoro zaraz do ciebie dołączy. – Blondyn posłuchał i poszedł do siebie.
            - No, Zoruś, zajmiesz się nim. Ja idę do koleżanki na pięć minut.
            - Że co?! – Usłyszał, gdy stawiał ostatni krok na schodach.
            - No wiesz, chciałabym odwiedzić Vivi. Już dawno jej nie widziałam i…
            - No weź przestań! Czy ja wyglądam na jakąś niańkę?! Dobrze wiem, że nie będzie cię przez więcej niż godzinę! Nie będę tu siedział do północy, do cholery!
            - No przestań, nie będzie mnie długo, poza tym Sanji wcale nie jest dzieckiem  – powiedziała, kładąc dłoń na ramieniu zielonowłosego i przesuwając ją w górę i w dół.
            - Nami. – Szarpnął ręką. - Dobrze wiesz, że z PEWNEGO powodu twój flirt na mnie nie działa! – krzyknął.
            - Och, no proszę… Obniżę twój dług – powiedziała nieco pewniej
            - Jaki dług? – Popatrzył krzywo.
            - Za zniszczoną podłogę i ubrania.
            - Jesteś siostrą diabła!
            - Dziękuję! – Dała mu buziaka w policzek i szybko wyszła, wracając się tylko po parasolkę. Zoro westchnął i zaczął wspinać się po schodach.
            - Ohyda – wytarł policzek po pocałunku Nami. – Ta wiedźma… - „Jeśli się nie mylę, to pokój tego dzieciaka jest na górze, ach”. – podrapał się po tyle głowy i wspiął po schodach. Były tylko jedne drzwi, więc miał na tyle szczęścia, że jak je otworzył, znalazł się w pokoju blondyna. Gdy wszedł do środka, Sanji siedział na „rozwalonym” łóżku i trzymając pilota w dłoni oglądał telewizję. Pokój był bardzo malutki, niebieski z rekinem na jedynej widocznej ścianie. Reszta ścian była zajęta, albo przez szafy, albo przez drzwi, albo przez okno, czyli naprawdę malutki pokój.
            - Ehm… – Sanji wstał z łóżka.
            - Zoro. Mów mi Zoro.
            - Dobra, panie Zoro. – Sanji przysunął do łóżka malutki fotel i postawił zaraz obok krzesła.
            - Zoro wystarczy. – Podszedł do biurka. – Pokaż mi, czego mam cię nauczyć. – Usiadł na fotelu w rozkroku i opierając ręce o kolana wpatrywał się na porozwalane zeszyty na biurku. Wziął jeden do ręki i sprawdzał do czego jest. –  Historia. – Wyrzucił za siebie.
            -Hej! Co robisz?!
            - Historia – kolejny zeszyt za plecy.
            - Przestań! – Sanji wrzasnął łapiąc go za ramię. – To moje zeszyty! Nie rzucaj nimi! – Zielonowłosy spojrzał na niego bez interesowanie i odłożył zeszyt, bodajże do angielskiego na biurko. Sanji zarumienił się, gdy zauważył, jak jego dłonie opadają wraz z bicepsem mężczyzny. Nawet nie wiedział kiedy chwycił go za ramię. Odwrócił głowę w bok, chowając zaczerwienioną twarz. – Zaraz to sprzątnę, tylko niczego nie ruszaj – powiedział niepewnie, zbierając zeszyty z ziemi. - Tu jest zeszyt do matmy. – Podał mu zeszyt z kaczką na przedzie.
            - Kaczka? – Zoro mrugnął dwa razy oczami w zdziwieniu.
            - No co, lubię kaczki… Z resztą to tylko przypadkowa okładka. – Usiadł na swoim krześle i przysunął się do biurka. Mężczyzna zaczął przeglądać zeszyt w poszukiwaniu tematu.
            - Dobra, to może zaczniemy od tego… Ach, nigdy nie przypuszczałem, że będę musiał kogoś uczyć matematyki – westchnął. – Widzisz ten wzór? – Sanji kiwnął głową. – To podłuż pod niego wszystkie te dane i rozwiąż – powiedział, wskazując palcem na punkty w zeszycie. Blondynowi szczęka opadła ze zdziwienia.
            - Serio?
            - Co serio?
            - W ten sposób będziesz mnie uczył? – powiedział jeszcze bardziej zdziwiony.
            - A co w tym złego?
            - To, że tyle to ja już wiem. Problem w tym, że nie umiem tego zrobić.
            - Kurde… No dobra, to co mam ci powiedzieć.
            - No wyjaśnij mi, jak to zrobić, by było tym. – Pokazał dwa punkty na kartce. Wtedy zauważył, że Zoro zdecydowanie unikał kontaktu wzrokowego. – Co jest?
            - Co?
            - No, dlaczego nie patrzysz?
            - Nie mam po co?
            - Agh! Jesteś beznadziejny! – Blondyn wrzasnął rzucając zeszytem, który trafił pod nogi łóżka.
            - Heh, a do mnie to miałeś pretensje. – Zoro słusznie zauważył, wstając z krzesła i podchodząc do łóżka. Schylił się by podnieść zeszyt, co oczywiście nie uszło uwadze Sanjiego, gdy przyglądał się największym mięśniom człowieka, podczas ich zgrabnej ekspozycji. – A to co?! – Sięgnął po gazetę znajdującą się pod łóżkiem. – Haha, wiedziałem! – krzyknął z zadowoleniem, gdy się wyprostował.
            - O nie! Oddawaj! – Sanji rzucił się na niego, by sięgnąć po magazyn. Oczywiście nie doskoczył do niego, bo zielonowłosy uniósł go wysoko w powietrze.
- Co my tu mamy? – spytał, patrząc na okładkę. – No, to na pewno nie jest matematyka.
            - Oddawaj, to nie twoje.
            - Lubisz z dużym biustem, co? – zaśmiał się.
            - Zamknij się i mi to oddaj! – wrzasnął na cały dom.
            - Haha, uśmiałem się. – Obniżył dłoń, pozwalając Sanjiemu wyrwać gazetę z ręki.
            - Dawaj! – Szarpnął, i cały zarumieniony, popatrzył na gazetę. Podszedł do biurka i schował ją do szuflady. Oparł się o biurko, nie odwracając się w kierunku zielonowłosego. Wziął głębszy oddech, chciał poczekać aż minie jego wielki rumieniec na twarzy. Zoro mu się cały czas przyglądał, czuł na sobie jego wzrok. - Mógłbyś przestać się gapić? – powiedział pod nosem, wciąż patrząc na blat.
            - Skąd wiesz, że na ciebie patrzę? – Głos zielonowłosego był nieco mocniejszy niż wcześniej, jakby stał niedaleko chłopaka.
            - Czuję to, po prostu tego nie rób – szepnął, gdy poczuł oddech na swojej szyi. – C-co? – spytał nieśmiało.
            - Ślicznie się rumienisz. – Zoro dmuchnął mu do ucha, aż przeszły go ciarki. – Powiedz… - Objął go od tyłu ramionami, kładąc głowę na ramieniu niższego chłopaka. – Robiłeś to kiedyś z mężczyzną? – Blondyn natychmiast się zarumienił, złapał za swoją rękę i popatrzył na podłogę. Co miał powiedzieć w takiej chwili, kiedy czuł oddech tego faceta na swoim karku.
            - Hmm, zgaduje, że nie. – Pocałował go w szyję. Blondyn zadrżał. Ręce zielonowłosego zjechały po jego ramionach, aż dotarły do jego talii. Sanji zacisnął dłoń na swoim przedramieniu i zagryzł wargę. Poczuł jak dłoń starszego unosi jego koszulkę zahaczając o brzeg spodni i głaszcze go po brzuchu. Nawet taki delikatny masaż działał na niego pobudzająco, dlatego, gdy Zoro wsunął dłoń do jego spodni (co za tym idzie bielizny) natychmiastowo „stanął” i chciał się schować ze wstydu.
            - Z kobietami też nie miałeś do czynienia, prawda? – Zoro szepnął mu do ucha bardzo delikatnie, jeszcze bardziej obniżając swój męski, niski głos. Blondyn nie odpowiadał, bo odpowiedź była zbyt oczywista, tym bardziej, że lekko jęknął, gdy tylko poczuł jak mężczyzna zniża rękę i łaskocze go tuż nad jego przyrodzeniem. Oczywiście obniżył rękę jeszcze bardziej i zaczął nią przejeżdżać po jego organie.
            - Mhm… - Sanji zatrzymał kolejne jęknięcie. – N-nie… - Zielonowłosy zatrzymał dłoń i lekko poluźnił rękę trzymającą młodziaka w pasie. – Mama, może… usłyszeć – dokończył, łapiąc większy oddech. Na ustach Zoro pojawił się głupkowaty uśmieszek, którego blondyn oczywiście nie mógł zobaczyć.
– Więc powstrzymuj swój głos – powiedział cicho, ponownie zjeżdżając swoją dłonią.
            - Mmm… - Roronoa zaczął masować wzdłuż trzonu blondyna, powodując u niego już całkowitą erekcje. Zassał się ustami na ramię chłopaka, kątem oka patrząc na swoją poruszającą się pod ubraniem dłoń. Młodziak ślicznie mruczał, powstrzymując swoje jęki, gdy Zoro lekko ugryzł go w dolną część szyi. Jego dłoń ścisnęła za członka blondyna i zaczęła poruszać wzdłuż trzonu, co jakiś czas zahaczając o worek mosznowy młodziaka. Powodowało to u niego przyjemne drżenie, które rozchodziło się po całym ciele. Zoro przycisnął się do chłopaka i lekko otarł swoim kroczem o jego pośladki. Jego druga ręka przesuwała się w górę po korpusie blondyna, który tylko zaciskał pięści.
– Będzie ci łatwiej, jeśli zaciśniesz ręce na moim ramieniu. – Zielonowłosy szepnął mu do ucha, delikatnie językiem przejeżdżając po jego płatku. Zatrzymał dłonie i położył je na biodrach chłopaka, obracając go do siebie. Sanji automatycznie złapał go za ramiona i bardzo mocno ścisnął palce, gdy Zoro ponownie zaczął masować jego członka.
- Ahhhmm! – Sanji jęknął, ale natychmiast zasłonił usta ręką.
- Miałeś być ciszej – powiedział cicho, a potem zrobił zaledwie kilka ruchów ręką, a gdy chciał nacisnąć na główkę penisa blondyna, poczuł na niej ściekającą, kleistą substancję. – Heh, już? – spytał wrednie, wyciągając dłoń z ubrań blondyna i oblizując ją przed jego oczami. Sanji tylko patrzył z zasłoniętymi dłonią ustami i szeroko otwartymi oczami, gdy Zoro perfekcyjnie prezentował mu swoje zdolności, związane z lizaniem i ssaniem. – Emm.. Sanji? – Usta Zoro zatrzymały się.
- C-co? – spytał, patrząc na nie, powstrzymując się od nie oblizania własnych.
- Znowu leci ci krew.
- Och… - Chwila minęła zanim blondyn zareagował na hasło zielonowłosego i zaczął wycierać nos pierwszą lepszą chusteczką, jaką znalazł na biurku.
- O czym ty myślisz, dzieciaku? – Zoro uśmiechnął się, łapiąc młodziaka za uda i unosząc go nieco.
- Ej! Mówiłem, że nie jestem dzieckiem. Cz- czekaj, co robisz?! – krzyknął, gdy Zoro obrócił się do łóżka i rzucił go na nie.
- Jak to co, kontynuuję. – Na stojąco ściągnął swoją koszulkę, a następnie klęknął na łóżku, obok zgiętych nóg Sanjiego. – Musimy to ściągnąć. – Złapał za spodnie blondyna, który tylko kiwnął potwierdzająco. Drżącymi rękami zaczął zsuwać z siebie spodnie, co skończyło się na tym, że zielonowłosy mu pomógł. – Pomogę ci – powiedział z wyzywającym uśmieszkiem.
- To nie jest śmieszne! – Sanji krzyknął, czując się jednocześnie zawstydzony i wkurzony. Ale jakoś specjalnie nie protestował, gdy Zoro zaczął sięgać również do jego bluzki i posuwać nią do góry. Mężczyzna ułożył się między nogami blondyna, pochylił się nad nim i położył ręce koło ramion młodziaka. Popatrzył na Sanjiego z góry na dół, co spowodowało u niego niesamowitego rumieńca, które pokryły aż czubki uszu.
- Masz piękne ciało – stwierdził, przyglądając się ciału blondyna. Chłopak miał piękną sylwetkę, lekko uwidocznione mięśnie i bladą skórę, którą Zoro uwielbiał. Oblizał się na samą myśl, gdy wiedział, że będzie mógł mieć to ciało dla siebie.
- N-nie patrz się na mnie…
- Dlaczego nie?
- Bo nie – fuknął zawstydzony i odwrócił twarz.
- To nie odpowiedź. – Pochylił się nad nim i ucałował w szyję. – Możesz mnie objąć - szepnął mu do ucha, unosząc ramiona chłopaka i oplatając je wokół siebie. Znowu wrócił do całowania tego seksownego ciała. Najpierw obojczyki, później mostek, następnie górna część mięśni brzucha, całując pępek lekko nadgryzł skórę chłopaka, który lekko jęknął. Sanji najwyraźniej miał „słabość do zębów”, bo za każdym razem, gdy Zoro lekko zahaczał zębami o jego delikatną skórę, blondyn lekko drżał, albo cicho jęczał. Gdy zielonowłosy doszedł do niższych terenów, blondyn miał ręce na jego głowie, czuł jak chłopak z nerwów ciągnie za jego włosy. Mężczyzna podniósł się i zbliżył usta do ust Sanjiego. – Nie denerwuj się tak, rozluźnij się – szepnął, całując usta chłopaka. I znowu schylił się, pozwalając młodszemu by złapał za jego włosy. Językiem zsuwał się po brzuchu chłopaka, ten przyglądał się jego ruchom niepewnie, zobaczył jak zielonowłosy zaczyna lizać trzon jego członka, który natychmiastowo powrócił do „pełni” swojej formy. – Mimo że dopiero doszedłeś. – Zoro pocałował główkę członka. – To twój mały już jest w pełnej gotowości – zachichotał.
- Zamknij się – Sanji zarumienił się tak, że określenie „czerwony jak burak” to wciąż za mało. Zielonowłosy zaśmiał się, powodują lekkie drżenie wokół członka blondyna, który natychmiastowo zasłonił sobie usta, by nie wydać z siebie zbyt głośnych odgłosów. Nie mógł uwierzyć, że robi to w domu, gdy jego mama wciąż jest na dole i w dodatku z mężczyzną. Jego pierwszy raz z mężczyzną… O cholera, jego pierwszy-pierwszy raz odbędzie się z mężczyzną! Zoro lekko przesuwał głową w dół i w górę, by móc wydobyć z Sanjiego przepiękne jęki, które niestety były zagłuszane przez jego dłoń. Gdy zielonowłosy lekko nadgryzł trzon chłopaka, ten spuścił się prosto do jego ust. Zoro lekko chrząknął, wypluwając całą zawartość swoich ust na dłoń.
- Wiesz, to może robić za świetny lubrykant. – Pochylił się nad blondynem, mokrą dłonią rozchylając pośladki chłopaka. Sanji popatrzył na niego w zdziwieniu. Po chwili poczuł jak jakiś obiekt wchodzi w jego ciało. Ugh, to było dziwne, coś obcego szperało w jego wnętrzu. Zoro oparł głowę na jego ramieniu, co jakiś czas całując jego gołe barki. – Czujesz? To dopiero jeden.
- Achh… - jęknął, gdy coś uderzyło w punkt wywołujący niesamowicie potężne, przyjemne uczucie.
- Podoba ci się, prawda? – Usłyszał głos nad swoim uchem, który samym oddechem wywoływał u niego ciarki. Poczuł jak Zoro zaczyna wsuwać drugiego palca do środka.
- Auu… - Zagryzł wargi. Zaczynało boleć. Jego ręka zacisnęła się na ramieniu zielonowłosego.
- Będę delikatny, nie bój się. – Zoro szepnął, wsuwając drugi palec do środka, zaczął nim lekko poruszać, by rozszerzyć wnętrze chłopaka.
- Nie… Przes… - Sanji pchnął ramiona mężczyzny.
- Jeśli tego nie zrobię, będzie bolało jeszcze bardziej. Jesteś dużym chłopcem, potrafisz to chyba znieść. – Uśmiechnął się zarozumiale, oglądając załzawioną twarz młodziaka. Sanji zacisnął zęby i popatrzył z gniewem na zielonowłosego. Mężczyzna zdecydowanie za dużo się mu przyglądał, a w dodatku go obrażał. – Chyba, że jesteś dziewczyną i mam przerwać – dodał, całując szyję chłopaka. Blondyn natychmiast podniósł głowę. – Auć! – Zoro złapał się za głowę. – Co jest?
- Nie jestem dziewczyną – odpowiedział naburmuszony. – Możesz kontynuować - powiedział wciąż drżącym głosem.
- Nie wątpię, gdybyś nie był to… -  Zoro dołączył trzeci palec do pozostałych dwóch.
- Co ty… Ach… Trzeci? – Sanji sapnął, czując mocne rozciąganie się jego wnętrza. – Ile jeszcze?
- Ostatni – szepnął całując go w obojczyk.
- Achh… – Sanji jęknął, gdy poczuł brak czegoś w jego otworze.
- Ciii… Jeszcze chwila… - Zoro pocałował Sanjiiego, wpuszczając swój język między jego wargi. Po chwili oderwał się od niego. – Poruszaj trochę językiem. – Uśmiechnął się na brak wiedzy młodziaka.
- No przecież wiem... – Naburmuszony popatrzył w bok, ukrywając swojego pokaźnego rumieńca. Spojrzał na dół, gdy usłyszał dźwięk zamka błyskawicznego. Przełknął ślinę na samą myśl tego, co ma się wydarzyć. Mocno zamknął oczy. Mięśnie powiek aż drgały, a jego palce wbiły się w ramiona zielonowłosego.
- Spokojnie, będę delikatny – szepnął, gdy poczuł wbijające się w jego ręce paznokcie. Roronoa powoli wkładał członka do wnętrza młodziaka. Czuł jak chłopak drży ze strachu i prawdopodobnie z bólu. Może i dobrze go przygotował, ale to wciąż nie było wystarczające. Dokładnie widział ekspresję malującą się na twarzy blondyna. Zagryzał usta i robił wszystko, by tylko nie krzyknąć. Schylił się do niego, gdy powoli wsuwał się w jego ciało. – Możesz krzyczeć, jeśli chcesz. Nikt cię nie usłyszy, twojej mamy nie ma w domu – powiedział cicho.
- Jak to?!
- Grhaaaaa!!! – Zoro krzyknął, gdy Sanji nagle podniósł się, dosłownie wbijając się na jego członka. – Debilu! Co robisz?! – spytał przez łzy. – Chcesz mi go złamać?! – wrzasnął, kładąc Sanjiego w bardziej dla niego dogodnej pozycji.
- Ła… łatwo ci mówić! Mnie… mnie też to… to boli… – odpowiedział, przerywając głębokimi oddechami. - Długo jeszcze?! To naprawdę boli!
- Jeszcze chwila… - Zacisnął zęby i wytarł łzę spod oka. Nareszcie Roronoa zrobił ostateczny ruch i w całości wszedł w chłopaka. Chciałby powiedzieć coś brudnego do ucha Sanjiego, ale cały erotyzm szlag trafił i musiał starać się na nowo. Wciąż czuł ból jego biednej męskości, ale wziął głęboki oddech i lekko się poruszył.
- Achh! – Sanji jęknął. Na początku poczuł ból, a następnie przyjemne uczucie.
- Trafiłem. – Zoro szepnął bardziej do siebie niż do blondyna. Złapał za jedną z dłoni młodziaka i przesunął nią wzdłuż jego ciała. Następnie poprowadził na swojego członka, którego wkładał w odbyt blondyna – Czujesz? Przyjemne, prawda? – Pozwolił przejechać blondynowi po jego męskości, a następnie odłożył swoją dłoń koło ramienia chłopaka. Zadrżał lekko, gdy lekko wyciągnął swojego członka, czując na nim dłoń Sanjiego. - Dla mnie… też… – powiedział, gdy poruszył się po raz kolejny, by częściowo wyjąć i z powrotem pchnąć przyrodzenie we wnętrze chłopaka. Blondyn wyglądał ślicznie, trzymał dłoń na ustach, spojrzenie miał skierowane na oczy zielonowłosego. Jego piękne, młode, blade ciało świetnie prezentowało się, gdy ciężkie, seksowne oddechy unosiły i opuszczały jego klatkę piersiową. Roronoa schylił się by pocałować blondyna, gdy po raz kolejny wbił się w niego, jednocześnie lekko jęcząc do jego ust. Ich języki zaczęły bawić się ze sobą. Może ten dzieciak tego nie wiedział, ale całował wyśmienicie. – Obejmij mnie – szepnął mu do ucha. Sanji posłuchał i ponownie położył ramiona na barkach mężczyzny, dłońmi dotykając jego umięśnionych pleców. Jego skóra pięknie mieniła się swoim ciemnym, niemal brązowym kolorze. Zielone oczy, które się w niego wpatrywały, wciągały go w swoją głębie. Mężczyzna miał delikatny rumieniec na twarzy, a jego usta tylko kusiły by pocałować je jeszcze raz. Sanji nawet nie wiedział, kiedy zmusił Zoro do kolejnego pocałunku. Oboje dyszeli sobie do ust. Dźwięki rozchodziły się po całym pokoju i prawdopodobnie po całym domu. Mimo że Sanji nie wiedział, czy może krzyczeć, miał to gdzieś, chciał krzyczeć z rozkoszy. Nigdy nie czuł czegoś tak przyjemnego. Wtedy poczuł jak jego męskość drży pod wpływem ekscytacji. Nie potrzebował nawet dotknięcia, a uwolnił z siebie krzyk rozkoszy, wraz z białą substancją pokrywającą zarówno jego, jak i Zoro klatkę piersiową. Zielonowłosy wykonywał kolejne ruchy, gdy poczuł, jak Sanji dosłownie wbija w jego plecy swoje paznokcie, które, mimo że krótkie, pozostawiały na nich niesamowicie mocne czerwone ślady. Roronoa wygiął się lekko do tyłu, gdy uwolnił spermę wprost do wnętrza blondyna. Po chwili upadł i leżał tak przez chwilę.
- Zoro… Zoro! Jesteś ciężki! Złaź ze mnie! – Sanji zaczął machać rękami.
- Heh, jak na dzieciaka jesteś strasznie zuchwały. – Zielonowłosy lekko uniósł się na rękach
- Aaaapsiik!! – Zoro zrobił krzywą minę, szczerze nie spodziewał się takiej odpowiedzi w takim momencie. Blondyn po prostu idealnie opluł całą jego twarz.
- Przepraszam… - Sanji zrobił krzywą minę, chociaż nie ukrywał, miał ochotę się z niego teraz śmiać. Ledwo się od tego powstrzymał.
- To nie jest śmieszne. – Wytarł twarz ręką. Następnie zniżył się do blondyna i pocałował go z wielką pasją i gorącym oddechem. Następnie wstał. Sanji usiadł na łóżku, okrywając się kołdrą.
- ZORO!!! – Nagły krzyk wydobył się w kierunku drzwi. Nagły, przerażający i wkurwiony krzyk wydobył się od strony drzwi, co gorsza, wydobył się z ust kobiety, która w tej chwili zamiast normalnych zębów, miała ostre niczym brzytwa zęby rekina. – Zoro, ty gnoju! Jak mogłeś zrobić to z moim synem, wynoś się! Natychmiast! Nie chcę cię znać! Jak mogłeś. I ty Sanji, dlaczego dałeś mu się namówić na takie rzeczy? A może on ciebie zmusił… - Nami krzyczała dość głośno i niezrozumiale, dlatego Sanji i Zoro po prostu ją zignorowali, chociaż blondyn czuł, że będzie miał niesamowicie dłuuuugi szlaban. Oczywiście zanim do tego dojdzie zabije Zoro, którego właśnie próbuje udusić…
Roronorze na szczęście udało się uwolnić z potwornych łapsk Nami, chociaż mógłby przysiąc, że ta kobieta musi mieć jakieś diabelskie zdolności. Mimo tak małych mięśni, potrafiłaby mu zgnieść cały kręgosłup na mały proszek, a później wessać odkurzaczem i wysłać na Syberię. Oczywiście zaraz po uwolnieniu, natychmiast musiał spadać. Dlatego też, Sanji teraz patrzył, jak Zoro idzie w swoim płaszczu przez mokre podwórko ich domu. Zoro obrócił się i uśmiechnął do okna młodziaka.
„Było wyśmienicie.” Zabrzmiało w jego uszach, a na policzkach pojawił się rumieniec.
- Sanji! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Tak, tak, mamo. Już idę.

„Ciekawe czy dalej będzie mnie uczył matematyki.”



Haha, no bardzo ciekawe xD Czasami żałuję, że nie mam problemów z matmą, no bo, ludzie, nie chciałybyście takiego nauczyciela? ^^
Tak! Możecie na mnie krzyczeć! Zabrałam Wam pairing z SanjixNami xD Jestem okrutna prawda? ^^ No cóż Nami została w tym ficzku mamusią blondyna. xD
Mam nadzieję, że się Sanji nie obraził [chyba mu to zrekompensowałam xD]


Nie żałuje że jest AU, nie przepraszam za błędy, ani za tę jakże porąbaną historię :D
Niahahaha xD 
Pozdrawiam :* Zboczonych :*

Dzięki Ayuś za korektę :*

9 komentarzy:

  1. Hahahaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa <3. Kocham te twoje opka xD.
    No która z nas nie chciałaby mieć takiego korepetytora, ja się pytam? Lub takiego ucznia, mrau. Świetnie pokazałaś zachowanie Sanjiego nastolatka, czyli co chwilę się wydzierającego xD. W końcu te hormony, ach.
    Przy okazji, dwadzieścia kilometrów do przejścia to wcale nie tak mało, ale to cały Zoro XD. Cud, że dotarł do domu Nami XD.
    Opisy wspaniałe. Sam fakt, że Zoro dobierał się do młodszego już na mnie działa [chyba serio mam lekką pedofilię]. A końcówka po prostu niespodziewana! W normalnym opku Nami nie weszłaby do ich pokoju, a tu jeszcze Zoro za drzwi wywaliła xDDD. Haha, kocham te Twoje komedie XD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i fajnie by było, gdybyś napisała opko w drugą stronę, w sensie Sanji korepetytor... ;> Bo jakoś tak bardziej pasuje ;D

      Usuń
    2. 20km to faktycznie nie dużo, ale chciałam to bardziej 'na nasze' czasu przerobić... czyli na zasadzie wszędzie-jedziesz-autem.

      A czy moje opka były kiedyś normalne? xD

      Na młodego Zoro i starszego Sanjiego też mi siedzą jakieś pomysły w głowie ^^
      [chociaż nie miałabym pojęcia czego miałby uczyć Sanji, chyba jedynie co to francuskiego ^^]

      Dzięki za miłe słowa :*

      Usuń
  2. mrrru O//O to było cudowne!!! Chce jeszcze i jeszcze =) Fabuła bardzo mi się spodobała =) szkoda tylko że Nami musiała im przerwać xD
    Cloud- Abarai

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech... Dla takiego korepetytora wróciłabym do szkoły . Naprawdę świetne opowiadanie, tylko... Wredna Nami! Wracaj do Vivi i pozwól chłopakom kontynuować! Nie widzisz, że Zoro oprócz matmy zaczął podszkalać Sanjiego też w innych dziedzinach? Kiedyś mu się na pewno to przyda .

    Chcę więcej! I popieram całym sercem i duszą pomysł z Sanjim jako korepetytorem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach! No cudeńko jak zwykle zresztą!:D
    Boże... gdzie są tacy korepetytorzy?!
    Chociaż w sumie, nic bym się z nim nie nauczyła... chyba, że biologii czy francuskiego w praktyce;D ale pomysł z Sanjim jako korepetytorem... proponuję poważnie się zastanowić;D
    Jak dla mnie to idealnie, ponieważ wolę jak Zoro zdecydowanie dominuje.Tutaj Sanji jest taki ugodowy, że aż słodki xD To jak nim kierował i mówił co ma robić- genialne.
    Dużo rzeczy mnie rozbawiło. Jak Zoro nie ściągnął butów i został okrzyknięty świnią, Jak Sanji z matką razem się pytali z czego rży, Zoruś?!?!??!!? xD no padłam. Nawet ta kaczka na okładce była zabawna bo wyobrażałam sobie minę Zoro xD
    Mega podobało mi się jak nasz szermierzyk wyczuł, że Sanji jest za drzwiami i podsłuchuje rozmowę.
    Żałowałam, że dłużej nie potrzymałaś w napięciu i Zoro mógł się jeszcze z nim trochę zabawić, zanim zaczął się do niego dobierać.
    Pragnę więcej!:D
    Wierna fanka
    Vanilia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku dziękuję :O
      Ile miłych słów *rumieni się*

      No opko miało być krótkie, więc nie kombinowałam z przedłużaniem :D
      Co do starszego Sanjiego i młodszego Zoro... emmm, nie żeby coś ale zbliżają się urodziny Zorusia... kto wie co wymyślę...

      Usuń
  5. Jak jak zwykle opóźniona w komentowaniu i innych sprawach, więc bardzo Cię przepraszam i już nadrabiam :D Hihihi, mam nadzieję, że wybaczysz mi to opóźnienie :* Moje lenistwo wzięło górę niestety i tak to już jest :)

    Co do opowiadanka, to jak zwykle moim zdaniem wyszło Ci genialnie. Naprawdę szkoda, że tak rzadko piszesz, ale tak najwyraźniej musi być :D Nami jako matka Sanjiego mnie rozwaliła. Jestem ciekawa czy ona również miała ochotę na szermierza, ale coś mi się wydaje, że tak :D Akcja w pokoju młodziaka mnie po prostu przeniosła w inny wymiar *.* Młody Sanji jest tak cholernie rozkoszny i niewinny, że aż człowiekowi oczka się świecą :D Zoro to nieźle rozegrał i jak zwykle sceny seksu wyszły naprawdę bardzo dobrze :) Ogólnie opisy powychodziły co najmniej wybitnie :D Och, ja też jestem ciekawa czy Zoro nadal nauczał go matematyki *.*

    Wielkie dzięki za opowiadanko :D I weny życzę, bo na pewno się przyda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarbie♥!!!
      Wiesz dobrze, że nie mam nic przeciwko Twoim spóźnieniom :*
      Ja też ostatnio jestem leniwa i świetnie Cię rozumiem.
      Naprawdę to opowiadanie było takie dobre? :3 Tak się cieszę!!!

      Spytajcie Zoro może Wam powie :D

      Dziękuję za komentarz :*
      Jasne, że się przyda :*

      Usuń