Tytuł: Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?
Autorzy: ema670 i Ayo3
Korekta: --
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ZoroxSanji
Ograniczenie wiekowe: 18+
Piosenka przewodnia: Owl City - Gold
Z okazji walentynek, na naszym cudownym blogu, pierwszy raz pojawi się tzw. Role Play. Razem z Ayo bawiłyśmy się na gg odgrywając role bohaterów. Ayo jest naszym kochanym złotowłosym kaczorkiem, a ja jestem naszym cudownym zielonym marimo. Mówię Wam odgrywanie ról to świetna zabawa, spróbujcie kiedyś ;P
Sanji i Zoro idą na randkę, jak się uda ten ich wyjątkowy dzień?
Sanji i Zoro idą na randkę, jak się uda ten ich wyjątkowy dzień?
Sanji wstał
wcześniej rano, aby przygotować się odpowiednio na ten dzień. Po raz pierwszy
miał iść na randkę z Zoro i szczerze powiedziawszy strasznie się denerwował. Dawno
temu chodził na romantyczne spotkania wyłącznie z kobietami i to wtedy, kiedy
był zastępcą szefa kuchni w Baratie. Jednak nie zmieniało to faktu, że chciał
wyglądać tak, jak powinno się wyglądać na „kolacji tylko we dwoje”. Po szybkiej
kąpieli, starannie się ogolił, bo czuł już zarost na twarzy. Ubrał na siebie
obcisłe, czarne spodnie, niebieską koszulę oraz jasny krawat. Miał wielką
nadzieję, że zrobi chociaż maleńkie wrażenie na swoim partnerze. Uśmiechnął się
do swojego odbicia i wyszedł z łazienki, zmierzając prosto do kuchni, w
międzyczasie zapalając papierosa, aby opanować trochę emocje.
Gdy
nastał poranek Roronoa obudził się w bocianim gnieździe, tak, jak zwykle spał
na warcie. Obudził się z uśmiechem na ustach. „Wczoraj... wczoraj Sanji zgodził się na randkę". Rozciągnął
ręce, był niesamowicie wypoczęty. Poranek zapowiadał się znakomicie. Wstał, sięgnął
po bandame, która najwyraźniej spadła mu przez sen i udał się na dół. Zsunięcie
się po linie, parę kroków i łazienka! „Eee...”
Przed jego oczami ukazał się pokój z listami gończymi panów. „Męski pokój”. Zwiesił głowę. Zawrócił i
ponownie zrobił parę kroków. Tym razem naprawdę trafił do łazienki. Podszedł do
lustra, które było lekko zaparowane. Najwyraźniej kuk już wstał. „Musieliśmy się minąć". Opłukał twarz
wodą i umył ręce. Zerknął na swoje odbicie, przejeżdżając ręką po policzkach w
dość śmieszny sposób, tak, jakby chciał ściągnąć z siebie skórę. „Wyglądam strasznie”, zwiesił głowę, „Może po szybkiej kąpieli będzie chociaż
trochę lepiej”.
Sanji
wszedł do kuchni. Na szczęście nikogo nie było. Otworzył lodówkę, w której
trzymał słodkości dla dziewcząt. Wczoraj wieczorem zrobił pyszne serca dla Nami
i Robin, które wykonał z czarnej czekolady. Najbardziej wyjątkowo było te z
białej. Je chciał podarować osobie, na której zależało mu najbardziej. Dwa
wypieki z napisami „Dla Nami” i „Dla Robin” ułożył na czerwonych serwetkach i
zostawił na ladzie. Miał wielką nadzieję, że Luffy się do tego nie dobierze.
Białą czekoladę schował do lodówki. Obiecał sobie, że da ją dopiero jak wrócą.
Walentynki zawsze uważał za niesamowity dzień. Cieszył się, że gdzieś wyjdzie i
nie będzie musiał siedzieć cały czas w kuchni. Od czasu do czasu takie zmiany
się przydawały i to bardzo. Teraz zostało mu tylko czekać na Zoro.
Zoro po
kąpieli czuł się zdecydowanie lepiej, jak nowonarodzony. Jednak ponowne starcie
ze swoim odbiciem, nie mogło mu otrzymać tego wrażenia. „Niech to”, pomyślał i spojrzał na zlew i znów na lustro, przejeżdżając
dłonią po wilgotnych włosach. Ułożył je na lewą stronę. „W życiu!”, prychnął, kolejny raz jej rozchodując. Postanowił
jeszcze raz ułożyć z nich fryzurę. „Irokez?”
Dwie dłonie złączyły jego włosy, ale miał je zdecydowanie za krótkie by było
widać jakiś efekt. „To może do tyłu?”
Zaczesał włosy do tytułu. Wyglądał jeszcze gorzej. „Agh... Sanji na bank ma łatwiej. „Uczesze się jak zwykle i będzie
wyglądał tak jak zawsze zajebiście!”, przeszło mu przez myśl, gdy z
rezygnacją przyglądał się swojemu odbiciu. Doprowadził swoje włosy do pierwotnego
stanu, marszcząc ze złością czoło. Wyglądał jak zawsze. „Poddaje się”, pomyślał i wyszedł z łazienki. Wtedy zobaczył, że
zapomniał się ubrać. Wrócił szybko na miejsce zbrodni i założył świeże ubrania.
Wychodząc, przymocowywał jeszcze katany do biodra. Gdy Zoro w końcu całkowicie zwarty i gotowy
wszedł do kuchni, zastał tam Sanjiego, strojącego śniadania. Po krótkich
kalkulacjach, stwierdził, że nie pomylił się ani troszkę w swoich
przypuszczeniach. Kuk wyglądał tak samo jak zawsze, tak samo wyśmienicie!
Westchnął głośno.
— Nikogo
więcej nie ma? — spytał, zauważając, że oprócz jego i brewki, w kuchni nie było
nikogo więcej.
Sanji zerknął
na wchodzącego Zoro. Miał dziwne wrażenie, że Roronoa majstrował coś z włosami.
Niby zawsze miał je rozczochrane, jednak teraz wyglądało to na efekt
zamierzony. Nie miał jednak powodu do marudzenia. Szermierz wyglądał
oszałamiająco. Miał szczerą ochotę do niego podejść, pocałować i pobawić się
tymi jego zielonymi włosami. Jednak nie spełnił swojej pokusy, wiedząc dobrze,
że na takie pieszczoty przyjdzie jeszcze czas. Oblizał tylko lekko wargę i
wrócił do swoich obowiązków.
— A nie widać?
— odpowiedział pytaniem na pytanie. Nieraz dobijała go jego głupota, ale mimo
tego uważał, że w niektórych przypadkach była to bardzo urocza część jego
osobowości. — Skończę śniadanie, zostawię im i pójdziemy, dobrze? Chcesz trochę
sake?
Zoro zauważył,
że Sanji lekko oblizał usta, pewnie zrobił to nieświadomie, ale szermierz
zaczynał mieć już na niego ochotę, a zachowanie kuka, jeszcze bardziej go
rozochociło. Kiedy jasnowłosy odpowiedział, dosłyszał nutkę wywyższenia, jakby
kucharzyna uważała go za głupka, ale ten fakt wcale go nie zraził, nie dziś,
dziś był wyjątkowy dzień. Kiedy brewka zapytał go o sake, zielonowłosy zaszedł
go od tyłu, objął w talii i szepnął do ucha:
— Mam ochotę
na coś innego.
Sanji poczuł
jego oddech na swoim karku. Uwielbiał, gdy Marimo podchodził do niego, w
trakcie gdy wykonywał swoją robotę. To zawsze go podniecało. Uśmiechnął się pod
nosem i odwrócił w kierunku zielonowłosego. Popatrzył na jego usta i jeszcze
raz oblizał wargi. Czuł jak ręce Zoro poruszają się na jego tyłku. Mruknął mu
cichutko do ucha, a palcami rozkosznie jeździł po jego umięśnionych plecach.
— Chyba się będziesz
musiał z tym pohamować — szepnął i nadgryzł płatek jego ucha. — Wiesz, że
niezdrowo tak z samego rana?
Cudowny dotyk
Sanjiego zawitał na jego skórze. Przymknął oczy by delektować się nim w pewnym
stopnia. Tak bardzo, że nie dosłyszał co powiedział Sanji, mimo że ten szeptał
mu prosto do ucha.
— Hmmm? — zamruczał, wdychając zapach cudownych blond
włosów Sanjiego.
— Wiem, że
ciężko ci idzie myślenie, ale skup się czasami — powiedział blondyn na żarty i
odwrócił się z powrotem w stronę kuchennej lady. Chciał jak najszybciej to
skończyć i iść razem z Zoro.
Zoro, po jego
odpowiedzi, nie zareagował gniewem, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej ścisnął
talię kuka, by móc się do niego przytulić. Ponieważ ten był odwrócony do niego
plecami, nie zostało mu nic innego, jak wtulić twarz w jego szyję i napawać się
delikatną skórę oraz zapachem kuka.
Nie
przeszkadzało mu, że Zoro na nim wręcz leżał. Robił swoje. Gdy wreszcie
skończył, odwrócił się do zielonowłosego i pocałował go namiętnie w usta. Nie
był to długi pocałunek. Taki prosty, na dobre rozpoczęcie dnia. Uśmiechnął się,
wziął go za rękę i razem opuścili statek.
Zoro
przyglądał się pracy kuka, cały czas się w niego wtulając. „Kiedy skończysz”, myślał w duchu, patrząc jak zgrabne ręce kuka
przyrządzają śniadanie. Nagle Sanji obrócił się jakby w odpowiedzi i
poczęstował go cudownym, krótkim pocałunkiem. Złapał go za dłoń i pociągnął za
sobą. Oboje opuścili statek nim ktokolwiek mógł to zauważyć.
— Woah! — Zoro
krzyknął, gdy Sanji niemal wlókł go za sobą. W kierunku, właśnie w jakim
kierunku? Roronoa i tak nie wiedział, w którą stronę na statek. — Oi! Czekaj! —
Zatrzymali się. — Gdzie my właściwie idziemy?
— Jak to
gdzie? — zapytał zdezorientowany kucharz. – Do miasta. Najpierw uporamy się z
małymi zakupami, a później pójdziemy do baru tak jak chciałeś. — Popatrzył na
twarz Marimo i wybuchnął śmiechem. — Lubię, jak się tak tępo na mnie patrzysz.
Wyglądasz wtedy naprawdę uroczo.
Znowu zaczął
prowadzić go przed siebie. Chciał jak najszybciej uporać się z zakupami, bo wolał
poświęcić o wiele więcej czasu Marimo.
Sanji
popatrzył na niego ze zdziwieniem malującym się w błękitnych oczach. Odpowiedział
na pytanie, a później gdy dodał "wyglądasz
uroczo" Zoro zarumienił się. To niesamowite, jak ta głupia brewka,
łatwo wymuszała u niego zawstydzenie. Przytaknął, gdy znowu dłoń kuka pociągnęła go za sobą. Tym razem szli spokojniej, a on odwzajemnił uścisk. To było
naprawdę przyjemne. Gdy dotarli, Zoro nie mógł na to nic poradzić tylko
rozglądać się po mieście. Wszędzie widział interesujące alejki, w które chętnie
by teraz bezinteresownie wszedł i... no właśnie...i nic. Błądził by pewnie jak
zawsze, ale tym razem, to Sanji rządził. Widział niesamowity uśmiech na twarzy
kuka, gdy mijali kolejne budynki.
— Jesteśmy na
miejscu — powiedział zadowolony z siebie blondyn, gdy stanęli koło wielkiego
centrum różnorakich stoisk. — Muszę kupić parę rzeczy, bo się powoli kończą,
więc żeby cię nie znudzić, chyba lepiej będzie, żebyśmy się rozdzielili na
chwilę. Nie zajmie mi to długo, jakieś dwie godzinki. Co Ty na to? Później
spotkalibyśmy się koło tego posągu niedźwiedzia. — Wskazał palcem na wielki
posąg, przedstawiający wielkiego Niedźwiedzia, który trzymał w łapach parę
łososi.
Szermierz
rozejrzał się po centrum, nic nadzwyczajnego. Popatrzył na posąg wskazany przez
brewkę. No niedźwiedź jak każdy inny. Nic nadzwyczajnego, zwyczajny posąg.
Kiwnął głową potwierdzająco. Na stwierdzenie blondyna.
— Okej. — Zoro
odrzekł spokojnym głosem. Objął go w talii, przyciągnął do siebie i mocno
pocałował. — Wróć szybko — dodał, składając na ustach kuka jeszcze jeden
pocałunek.
Sanji poddał
się pocałunkowi szermierza. Jego usta miały niesamowity smak. Chcąc nie chcąc
obrócił się na pięcie i poszedł w kierunku straganów. Zapalił papierosa,
zaciągając się lekko. Chodził i szukał jak najświeższych, i najlepszych
składników. Wybór był naprawdę duży. Samo zdecydowanie się na cokolwiek
zajmowało mu sporo czasu. W myślach jednak wciąż był z Zoro. Miał wielką ochotę
na małe co nieco. Nic nie mógł poradzić na to, że jego partner wyglądał dzisiaj
jeszcze bardziej seksownie niż zazwyczaj. Otrząsnął się, słysząc głos
sprzedawczyni, zapłacił i znowu ruszył przed siebie. Chciał jeszcze coś kupić
Roronorze jako prezent, jednak kompletnie nie wiedział co. Nagle jedna rzecz
przykuła jego uwagę – może była oklepana, ale coś czuł, że ucieszy Zoro.
Zoro patrzył
jak jego kucharz przemieszcza się z jednego straganu na drugi. W sumie całkiem
mile zajęcie. Mógł oglądać poruszające się ciało blondyna. Jego zgrabne nogi,
seksowny tyłek i cudowny korpus. Oblizał wargi, gdy z powrotem skierował oczy
na jego pośladki. „Ahh jest cudowny”,
pomyślał oglądając się za swoim jasnowłosym księciem. Ten pseudonim pasował do
niego idealnie, nie żeby Zoro kiedyś chciał to przyznać kukowi. Rozejrzał się
po centrum. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Stragany z żywnością, sklepy z
odzieżą i innymi pierdołami. Przykuło jego uwagę jedno miejsce – w małej alejce
znajdował się sklep z katanami. „Czemu
nie?”, pomyślał. Widząc, że kuk dalej chodzi po sklepach. Poszedł w
kierunku wcześniej wspomnianego budynku.
Przez chwilę
Sanji zastanawiał się nad kolorem. Jaskrawe na pewno odpadały. W końcu ta
bandama Zoro była ciemna. W sumie już szarawa ze starości i wypławiała na
słońcu. Zdecydował się na czarną. Chyba obydwoje lubili ten kolor. Uśmiechnął
się do czarnego materiału, gdy tylko trafił w jego ręce. „To będzie idealny prezent”, mruknął w myślach. Zapłacił,
podziękował i ruszył dalej. Jeszcze został mu tylko zaległy prezent dla Robin.
Tutaj jednak nie wysilał się za bardzo. Postanowił kupić jej perfumy. Kto jak
kto, ale on dobrze umiał dopasować zapach do każdej kobiety. Doszedł do
straganu z małymi fiolkami różnokolorowych płynów. Szukał lekkiego, kwiatowego
zapachu, który bez wątpienia spodoba się uroczej i dojrzałej Robin-chwan. W
końcu jego czujny nos wyniuchał odpowiednią fiolkę. „To już chyba wszystko”, pomyślał i spojrzał na zegarek. „O cholera, zajęło mi to dwie i pół godziny.
Zoro będzie zły.” Szybkim krokiem ruszył w stronę niedźwiedzia.
Zoro wszedł do
sklepu z katanami i rozjarzał się po nim. Przypomniał mu o Tashigi, z wyglądu
był identyczny. Na szczęście wiedział, że tu nie może jej spotkać. Oglądał każdy
miecz z wystawy, jednak żadna nie była warta zbyt dużo, jego trzy katany były
chyba warte więcej niż cały ten sklep. Sprzedawca próbował wcisnąć mu jakąś
katanę, ale jeden zabójczy wzrok Zoro i mężczyzna już więcej nie wyszedł z zza
lady. Tylko patrzył jak zawiedziony szermierz wychodzi ze sklepu. Zamknął za
sobą drzwi i... no właśnie i co teraz. Popatrzył w prawo, a póżniej w lewo.
— Szlag! Gdzie
teraz!? — Westchnął głośno.
Sanji doszedł
na umówione miejsce spotkania, jednak nikogo nie zastał. Trochę go to zmartwiło.
„Może uznał, że go olałem i wrócił na
statek?”, zapytał samego siebie w myślach. Postanowił jednak poczekać, w
razie, gdyby okazało się, że szermierz po prostu się zgubił, jak to zwykle
bywało. Pogoda na szczęście dopisywała i było bardzo ciepło. Usiadł więc na
jednym ze stopni posągu i zaczął się rozglądać za jakimś barem. Minęło już
dobrych kilkanaście minut, a po Zoro nie był ani śladu. Kucharz nie wiedział co
robić.
Zoro szedł
uliczką, która wydawała mu się znajoma, „Ach,
szedłem już tędy z Brewką, chyba”.
Rozejrzał się wokół, w oddali widział posąg niedźwiedzia. Dobrze, że był
taki ogromny. To przynajmniej Sanji nie będzie musiał na niego czekać i nie
będzie się nabijał, że znowu się zgubił. Poszedł w jego kierunku. Jednak jakimś
cudem, posąg się oddalił, zamiast przybliżyć. Zwiesił głowę, nic nie mógł na to
poradzić, więc zaczął biec w kierunku, który uznał za stosowny. Znowu nie udało
mu się zbliżyć do posągu. Spróbował jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz,
aż w końcu udało mu się, zobaczył kuka siedzącego koło niedźwiedzia z milionem
toreb. „Po co on to wszystko kupił?”
Sanji powoli
wpadał w panikę. Rozglądał się zawzięcie naokoło, wypatrując zielonej czupryny.
„Och, gdzie to głupie Marimo”, czuł
już niezłe poirytowanie. W sumie to nawet trochę się o niego bał. Przecież
dobrze znał jego orientację w terenie. Niepotrzebnie spuszczał go z oczu. Zoro
był nieraz jak małe dziecko. Kucharz uśmiechnął się. Nie zaprzeczał, że to
głupie zachowanie tak bardzo go kręciło. Ponownie przebiegł wzrokiem całą
okolicę, aż w końcu dostrzegł kolor, którego tak zawzięcie szukał. Wstał i z
uśmiechem pomachał do Roronoy.
Roronoa nie
mógł nic na to poradzić, odmachał tylko na sympatyczny gest kuka. Chociaż było
mu cholernie głupio, juz słyszał jak blondyn się z niego nabija. Podszedł do
niego powoli.
— Emm... wybacz...poszedłem
obejrzeć katany. — Podrapał się po głowie. — Daj, wezmę je. - Wskazał na kilka
toreb, leżących niedaleko nóg blondyna.
Kucharz chciał
wybuchnąć śmiechem, jednak się powstrzymał. Nie chciał w walentynki psuć tego
nastroju, który się między nimi unosił. Dał sobie pomóc i obydwoje ruszyli w
kierunku jakiegoś baru, który według blondyna, wyglądał dość znośnie. Spojrzał
na Zoro, któremu chyba wciąż było głupio z zaistniałej sytuacji. Przybliżył się
szybko do niego i musnął lekko w policzek, po czym przyspieszył kroku i jako
pierwszy przekroczył próg budynku.
To było miłe
ze strony kuka, chyba naprawdę chciał żeby ten dzień był wyjątkowy. Ale Roronoa
nie miałby nic przeciwko małej kłótni. Lubił to. Więc czemu nie? Juz chciał coś
powiedzieć, kiedy Sanji pocałował go w policzek. Zrezygnował z poprzedniej
myśli. „Brewka chciała wspaniałego dnia,
a nie kłótni ze mną”. Mentalnie dał sobie policzek. Wszedł do środka, zaraz
za kukiem. Wyglądał zwyczajny bar, w który lubił się pokazywać. Po krótkiej
oględzinach, Roronoa skierował się w kierunku lady.
Sanji znalazł
dobre miejsca koło okna i usiadł. Przypatrywał się szermierzowi jak ten błądził
wzrokiem po menu. Zawsze go dziwiło, że Zoro był strasznie poważny, jeśli
chodziło o sprawę trunków wysoko procentowych. Jego mina wykazywała pełne
skupienie, co bardzo podobało się blondynowi, zważywszy na fakt, że rzadko był
go oglądać takiego skupionego i oddanego sprawy. Wyglądał naprawdę bardzo
pociągająco.
Zoro
przyglądał się karcie z alkoholami. Każdą nazwę, jaką czytał, brał szczerze do
serca. W końcu to był jego ulubiony napój! Nie omieszkał rzucić ukradkowe
spojrzenie na cenę każdego z nich. Gdy w końcu naprawdę odnalazł, coś co
przykuło jego uwagę, zerknął na Saniego i podzielił się z nim swoim odkryciem.
— Chcę to i
to. — Wskazał na najzwyczajniejszy tani rum, który, jak przystało na
prawdziwego pirata, uwielbiał. I na wino, które powinno zaspokoić pragnienie
Sanjiego, przynajmniej według toku myślenia Zoro.
Sanji tylko
kiwnął głową z uśmiechem. Szczerze, to myślał, że Zoro i dla niego zamówi rum.
Trochę się zdziwił, że pomyślał również i o jego gustach alkoholowych. Bardzo
mu tym zaimponował. Poprawił szybko krawat i czekał aż Roronoa wróci do
stolika.
Zoro
uśmiechnął się sam do siebie i podszedł do stolika, zajmowanego przez Sanjiego.
Usiadł zaraz koło niego i obdarował kuka szybkim całusem.
— Zaraz
przyniosą nam alkohol.
Blondyn objął
palce Zoro i położył głowę na jego ramieniu. Przy nim zawsze czuł się
niesamowicie bezpieczny i bardzo przyjemnie. Przymknął oczy i rozkoszował się
jego bliskością. Może i zachowywali się dzisiaj cukierkowato w stosunku do
siebie, jednak nie chciał tego dnia wszczynać żadnych bójek. Przynajmniej raz
dostrzeże ich związek w różowym kolorze. Uśmiechnął się pod nosem.
— Widziałeś
coś ciekawego w tym sklepie z katanami? — zagadał, nadal mając zamknięte oczy.
Zacisnął dłoń
gdy poczuł na niej dotyk kuka.
— W sumie to
nic ciekawego, wszystkie katany były do niczego. Zupełnie jak Twoje noże — zażartował,
nie mógł się powstrzymać, na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
Nie przejął
się za bardzo słowami szermierza. Najwyraźniej Zoro chciał go sprowokować, ale
Sanji nie miał najmniejszej ochoty na jakiekolwiek kłótnie. Nie dzisiaj.
— Nie narzekam
— odparł z uśmiechem. — Bardzo dobrze mi służą te noże.
Zoro się lekko
załamał, miał ochotę na bójkę, ale najwyraźniej brewka nie chciał dać się
sprowokować. No dobra, chyba będzie musiał się poddać. Odpowiedział też
uśmiechem. Jego dłoń powędrowała na kolano kuka. Przybliżył do niego twarz.
Drugą dłoń położył na policzku kuka i odwrócił jego buzię do swojej. W barze
znalazło się kilka gapiów, aż czuł ich wzrok na sobie. Starał się to
zignorować, ale mimo to na jego czole pojawiła się pulsująca ze złości żyła.
Sanji poczuł,
że Zoro nagle stał się jakiś taki zdenerwowany. Pogłaskał go po jego zielonych
włosach z zatroskaną miną. „Pewnie ci
gapiący ludzie go tak wkurzyli”, pomyślał, patrząc na chichoczących
osobników tuż przy ladzie.
— Spokojnie,
to tylko jacyś głupi ludzie — powiedział delikatnie, zbliżając twarz jeszcze
bliżej partnera. — Od kiedy tak cię obchodzi zdanie innych?
Pocałował go
namiętnie w usta. Buziak nie trwał długo, bo chwilkę później przybyła kelnerka
z ich napojami. Blondyn oderwał się od kochanka i usiadł wyprostowany nad
lampką wina. Wziął łyk. Napój było wytrawne, nawet dość dobry, tylko wydawało
się, że trochę za mocny jak na jego głowę. Nie miał jednak prawa narzekać,
ponieważ zdawał sobie sprawę, że Zoro bardzo się starał, aby wybrać dla niego
odpowiedni trunek.
„Sanji ma racje”, pomyślał, gdy kuk
próbował go uspokoić. Przecież nigdy się tak nie przejmował. Chociaż ciągle
czuł na sobie wzrok innych. Usiadł spokojnie, gdy kelnerka przyniosła napój.
Grzecznie podziękował, a ona za zdziwieniem w oczach odeszła. Najwyraźniej nie
spodziewała się podziękowania ze strony takiego potwora jakim był Zoro.
Zobaczył jak kuk pije wino, które dla niego wybrał. Sanji uśmiechnął się, co
dało do zrozumienia Roronorze, że dokonał słusznego wyboru. Wolał się jednak
upewnić, dlatego zapytał:
— Jak Ci
smakuje? — Poklepał dłonią po jego kolanie.
— Jest
wyśmienite, mimo iż troszeczkę za mocne jak na moją głowę. — Uśmiechnął się
przybliżając twarz do ucha Roronoy. — Najwyżej będziesz mnie musiał ponieść do
statku — szepnął kusząco, odsunął się i wypił kolejny łyk. — A właśnie. Mam coś
dla ciebie. — Przypomniał sobie o bandamie i zaczął grzebać w jednej z toreb.
Gdy wreszcie udało mu się ją odnaleźć, spojrzał na Zoro. — Proszę.
Zoro uśmiechnął
się na kuszące propozycje kuka. „Czemu
nie?”.
— Dla mnie? —
spytał, gdy blondyn zaczął grzebać w torbie. „Pewnie znowu jakiś głupi żart...” Jego oczy szeroko się otworzyły,
gdy zobaczył idealnie czarny materiał na dłoniach blondyna. — To bandama. —
Wziął ją do ręki i spojrzał na nią. Przyciągnął do siebie kuka i przytulił go
mocno. — Dziękuję — szepnął cichutko do jego ucha całkowicie szczerze.
— Nie ma za
co. — Zachichotał kucharz. — Wyglądała tak kusząco na wystawie, że od razu
pomyślałem sobie o tobie i musiałem ją kupić — odparł, kończąc pierwszą
kolejkę. Mimo iż wypił dopiero jedną lampkę wina, czuł zawroty głowy.
Uśmiechnął się ponownie i nalał sobie drugą. Nagle wpadł na dość ciekawy
pomysł. — Masz ochotę się trochę zrelaksować? — zapytał Zoro, który wydawał mu
się strasznie spięty. — Może w drodze powrotnej wpadniemy do gorących źródeł?
— Hmm? To nie
jest taki zły pomysł — odpowiedział, sięgając po butelkę. Już wypił połowę, a
wciąż było mu mało. Za to widział, że na twarzy kuka robił się delikatny
rumieniec, a oczy zaczynają mu się szklić. Chłopak nigdy nie miał twardej
głowy. — Nie powinieneś sobie odpuścić
tego kieliszka? — zapytał z krywaną troską, widząc, że blondyn po raz kolejny
dolewa sobie napój.
— Jest dobrze
— odpowiedział chłopak. — Zostało jeszcze trochę. Nie chcę zmarnować czegoś, co
specjalnie dla mnie wybrałeś.
To wino było
cholernie dobre. W głębi serca wiedział, że powinien posłuchać Zoro, jednak nie
chciał. W końcu zostało jeszcze niespełna pół butelki. Robiło mu się tak
dobrze. Spojrzał na partnera. Wyglądał strasznie seksownie i pociągająco z taką
poważną miną. Miał nadzieję, że w gorących źródłach w końcu będą sam na sam.
Zoro przełknął
ślinę, gdy Sanji uśmiechnął się do niego w tak bardzo prowokujący sposób. Jego
wzrok mówił jedno: „bierz mnie”.
Roronorze zrobiło się gorąco na samą myśl nagiego blondyna. „Planował to od samego początku?”, pomyślał,
patrząc na łapczywie pijącego kuka. Lekko oblizał wargi. Jego myśli zachodziły
już za daleko, starał się zachować powagę, ale Sanji uwodził go każdym
najmniejszym gestem. Jeszcze bardziej przysunął się w kierunku blondyna. Jego
ręka przesunęła się po udzie kuka. Schylił się nad nim, był gotowy zrobić to
teraz.
Sanji poczuł
rękę Zoro na swoim udzie. Tak strasznie go to podnieciło. Popatrzył na twarz
kochanka i, nie zważając na obecność ludzi w barze, pocałował go łapczywie i
namiętnie. Poczuł jak Roronoa zjeżdża ręką coraz wyżej, aż zatrzymał się na
jego męskości. Sanji jęknął, gdy poczuł jego dotyk. Alkohol szalejący w żyłach
powodował u niego jeszcze większą ekscytację.
Sanji tak
słodko jęknął, że Zoro chciał jeszcze więcej i więcej. Lekko ścisnął dłoń na
jego kroczu, a gdy z ust Sanjiego wydarł się kolejny syk rozkoszy, przez jego ciało
przeszły ciarki, jakby został porażony prądem. „Tu są ludzie”. Odsunął się szybko od kuka i wysłał spojrzenie
pełne mordu na podejrzliwie spoglądających na nich dwójkę starszych facetów.
Ich twarze zrobiły się fioletowe ze strachu. Usiadł spokojnie i w myślach
powtarzał tylko: „uspokój się, nie tutaj”.
Potrafił walczyć ze swoimi pragnieniami. We wszystkich sprawach mógł powiedzieć
„nie”. Nawet nie miał problemu odmówienia sobie picia alkoholu, ale gdy tylko
chodziło o tą stuknięta brewkę, Zoro nie mógł nic poradzić. Za każdym razem,
gdy Sanji cicho szepnął, przejechał dłonią po swoim ciele lub się uśmiechał,
szermierz miał ochotę zerwać z niego ubrania i brać go nawet w miejscu pełnym
ludzi. Sanji nie wyglądał na zbyt zadowolonego, gdy przerwał to, co sam zaczął,
ale nie chciał by ktoś widział i przysłuchiwał się słodkim rekcją jego
jasnowłosego.
Blondyn czuł
rozczarowanie, ale w pełni rozumiał, dlaczego Zoro przerwał zabawę. Robienie
tego przy ludziach nawet jemu zbytnio nie pasowało. Westchnął cicho. Na swoim
ciele nadal czuł dotyk szermierza. Zdawał sobie sprawę, że niedługo zwariuje na
jego punkcie. Wszystko go w nim podniecało do granic wytrzymałości. Nie patrzył
w jego stronę, aby znowu go czymś nie sprowokować. W głowie od wina kręciło mu
się niemiłosiernie. Zerknął na butelkę i wlał sobie ostatek. Tak bardzo chciał
już iść tam, gdzie nikt nie będzie otaksowywał ich nachalnymi spojrzeniami.
Zoro pokręcił
butelką, gdy zobaczył, że na jej dnie zostało zaledwie kilak łyków. Przekręcił
ją i wypił, wlewając wszystko prosto do gardła. Sanji również miał resztkę, w
sumie to już by poszedł do tych całych źródeł, o których mówił kucharz, ale nie
chciał go poganiać. Niech już wypije to do końca. W tej chwili nie patrzył na
blondyna, za to oglądał otrzymany wcześniej prezent. Czarna bandama, jak wszystkie
inne. Ale mimo tej zwyczajności miała coś w sobie. Zoro uśmiechnął się na widok
prezentu, kolejna rzecz, którą będzie cenił bardziej niż życie. Prezent od
pokręconej brewki. Zwykle twardy i poważny Roronoa, w tej chwili uśmiechał się
do siebie jak jakiś debil. To było przyjemne.
Gdy Sanji w
końcu dopił to, co miał dopić, powoli wstał. Jednak zachwiał się i upadł z
powrotem na miejsce. „O cholera, a jednak
za dużo jak dla mnie”, zaklął w myślał. Spojrzał w stronę Zoro, który miał
przyklejony pogodny uśmiech na twarzy. Wyglądał tak strasznie uroczo. Blondyn
ponowił próbę wstania, jednak nic z tego. Jeszcze raz obrócił twarz w stronę
zielonowłosego.
— Będziesz mi
musiał pomóc — szepnął mu ponownie do
ucha.
— Haha — Zoro
lekko się zaśmiał. — Ale z Ciebie ciamajda — uśmiechnął się do kuka. Zrobił w
jego kierunku parę kroków i, chwytając za ramię, podniósł do góry. — Proszę. —
Ponieważ Sanji ledwo stał na nogach, jedną ręką objął go w talii, a drugą
złapał za dłoń kuka i przerzucił ją sobie przez barki. Podciągnął go ku górze.
Uśmiechnął się sam do siebie i pokiwał głową. Chwilę stał, żeby złapać równowagę,
a gdy już to zrobił, postawił parę kroków naprzód.
W jakiś sposób
udało im się wyjść z baru, z tymi wszystkimi zakupami. Było mu tak bardzo przyjemnie,
gdy Zoro pośpieszył mu z pomocą w utrzymaniu równowagi, że na jego ustach
pojawił się delikatny uśmiech. Sam nie wiedział, gdzie znajdują się źródła, ale
intuicja podpowiadała mu, że idą w dobrym kierunku. Martwił się tylko, że Zoro
może się zdenerwować, niosąc go i zakupy. Zatrzymał wzrok na twarzy szermierza,
ale zamiast złość dostrzegł rozbawienie. Ulżyło mu. W końcu ukazała im się
tabliczka z informacją na temat miejsca, do którego zmieszali. Przeszli jeszcze
kawałek i weszli do recepcji. Przywitała ich miła starsza kobieta, zapewne
właścicielka.
Zoro szedł w
spokoju mimo tylu bagaży, łącznie z Sanjim, które musiał nosić, nie czuł urazy.
Wręcz przeciwnie, miał coraz lepszy humor. W końcu weszli do budynku, na który
oboje tak długo wyczekiwali.
— Witam, w
czym mogę pomóc? — Starsza kobieta odezwała się, przyglądając się dwóm
przybyłem gościom.
— Ech, to
ja... to my chcieliśmy... — Zoro zapomniał języka w buzi. Nie miał bladego
pojęcia, co chciał powiedzieć.
— Chcielibyśmy
poprosić o wejściówki do jednego z basenów — zagadał wesoło Sanji, widząc jak
Zoro plącze się w zeznaniach.
Kobieta
uśmiechnęła się i wskazała im najpierw drogę do łaźni, gdzie dokładnie się
obmyli, a później ruszyli do jednego z kąpielisk. Obydwoje mieli na biodrach
przewiązane tylko kuse, białe ręczniczki. Sanji, widząc, że nie ma nikogo
wokół, ściągnął ręcznik z bioder i wszedł do relaksującej wody.
Roronora
szeroko otworzył oczy w zdumieniu, gdy zsunął się ręcznik z bioder kuka,
delikatnie smagając jego cudne, gładkie ciało. Przełknął ślinę na widok
pośladków Sanjiego, które po chwili zanurzyły się w wodzie. Trochę było mu z
tego powodu przykro, ale przyszli to właśnie po to. Podszedł do basenu. Sam
ściągnął ręcznik i rzucił na bok. Omal się nie poślizgnął, ale na szczęście
udało mu się utrzymać równowagę. Wszedł do wody.
— Aaaach! — Z
jego ust wydobyło się rozkoszne jęknięcie. Jego mięśnie automatycznie się
zrelaksowały, tego mu było trzeba.
Sanji spojrzał
na Zoro, który miał przymknięte oczy. Podpłynął do niego cichutko. Teraz już
nie musieli się powstrzymywać. Dotknął ręką ponętnej klatki piersiowej swojego
szermierza. Przybliżył do niej swoją twarz i wodził językiem po bliźnie.
Zerknął na Roronoę. Ten dalej miał zamknięte oczy. Uznał, że to pozwolenie, aby
zrobić mu przyjemność. Prawą ręką zjeżdżał coraz niżej aż trafił na penisa
swojego partnera. Począł lekko wodzić ręką po jego trzonie, spoglądając cały
czas na ekspresję twarzy ukochanego.
Zoro
uśmiechnął się, gdy poczuł dłonie kuka na swoim ciele. Mimo codziennej, ciężkiej
pracy, jego ręce były bardzo delikatne. Nie otwierał oczu, to było zbyt
przyjemne. Lekko syknął, gdy poczuł dłoń Sanjiego na swoim członku. Gdy tylko
blondyn zaczął nią poruszać, oddechy szermierza robiły się coraz szybsze, na
początku bezgłośne, ale później zielonowłosy zaczynał powoli i coraz głośniej
wzdychać. Otworzył oczy, Sanji patrzył na niego z uśmiechem. Chwycił za jego
głowę i przybliżył do siebie. Pocałował go, aby zabić własne jęki. Sprawna dłoń
kuka poruszała się coraz szybciej, co chwilę naruszając jego główkę.
— Aaaach! —
Zoro wydobył z siebie niekontrolowany dźwięk. — Sanji, ja zaraz...
Słodkie jęki
szermierza, były dla kucharza najpiękniejszymi dźwiękami na świecie. Rzadko
kiedy słyszał je takie intensywne, bo przeważnie to Zoro podejmował inicjatywę.
Poczuł w dłoniach jak członek zielonowłosego zaczyna pulsować. Nie chciał
przerywać zabawy, więc nie doprowadził do końca. Wziął rękę, uśmiechnął się
wrednie, odwrócił tyłem i popłynął na drugą stronę kąpieliska, opierając się o
framugę. Był bardzo ciekawy, co zrobi Zoro.
Gdy Zoro
oczekiwał już końca zabawy jaką urządził sobie Sanji, zauważył jak bardzo się
mylił. Sanji uśmiechał się do niego perwitynie, opierając się o brzeg basenu.
Od razu było widać, że kuk go kusi. „To
pewnie przez alkohol jest taki chętny”, pomyślał. Chciał podpłynąć do
kucharza, ale przypomniał sobie problemie, który czekał między jego nogami.
— Pieprzona
brewka — zaklną pod nosem. Zacisnął oczy, żeby się przełamać. Zrobił parę
powolnych ruchów, a potem, krzywiąc twarz w lekkim grymasie, podpłynął do kuka.
Złapał za framugę po obu stronach kucharza i podpłynął na tyle blisko, by ich
ciała mogły się stykać. Wtedy pouczył na swoim udzie coś twardego. „On też już ...”, pomyślał, patrząc na
najwyraźniej rozbawionego kuka. Zbliżył twarz do Sanjiego i pocałował jego
piękny uśmiech w najdelikatniejszy sposób jaki tylko umiał.
Kucharz był
już cały podniecony, ale ta zabawa mu się podobała. Lubił drażnić szermierza w
taki sposób. Słyszał jak podpływa do niego, a po chwili ich usta złączyły się w
delikatnym pocałunku. Poczuł jak Zoro napiera coraz bardziej na jego ciało, a
jego język, jak zwariowany, tańczy wewnątrz jego ust. Nie chciał, aby szermierz
przerwał ten piękny pocałunek, ale najwyraźniej zielonowłosy chciał przejąć
inicjatywę. Po chwili poczuł usta Zoro, pieszczące zachłannie jego szyję. Sanji
zaczął coraz głośniej dyszeć i z rozkoszy przymykał oczy, aby delektować się
każdą chwilą, jaką dawał mu Roronoa.
Szermierz,
lekko całował kuka. Zjechał pocałunkami do obojczyka, polizał go lekko, a
następnie, zaraz pod nim zostawił słodką malinkę. Jego pocałunki krążyły wokół
szyi kucharza, kiedy jego noga zaczęła prosić o miejsce między nogami kuka. Owinął
ręce wokół tali kucharza i przycisnął go jeszcze bardziej do siebie. Przybliżył
usta do jego ucha.
— Mmm... Mam
na ciebie straszną ochotę — szepnął kończąc słowa, lekkim polizaniem policzka
Sanjiego.
Sanji poczuł
jak Zoro napiera na niego coraz bardziej. Rozkroczył trochę nogi, aby dać mu
lepszy dostęp. Szermierz przybliżył twarz do ucha blondyna, a ten starał się
wychwycić każde jego słowo, co w tamtym momencie nie było takie łatwe.
Zrozumiał wszystko dokładnie, zarumienił się lekko, ale na jego twarzy wykwitł
uroczy uśmiech.
— Więc na co
czekasz? — wyszeptał. — Masz mnie jak na talerzu, teraz wystarczy tylko
schrupać.
Zoro
uśmiechnął się łapczywie. Zerknął na ciało Sanjiego, był częściowo zanurzony w
wodzie. Stanął bardzo blisko niego i jedną ręką złapał za swój i jego członek.
Zaczął nimi o siebie ocierać. Pierwszy wydał z siebie głos. Wciąż był
podniecony po wcześniejszej zabawie kuka.
Kucharz poczuł
mocny uścisk szermierza na swoim penisie. Zielonowłosy poruszał nim, ocierając
o swojego. Sanji przymknął oczy z rozkoszy i odchylił się lekko do tylu. Jednak
niedługo pozostał w takiej pozycji. Gdy Zoro zaczął szybciej poruszać ręką, z
ust kucharza zaczęły wydobywać się coraz głośniejsze jęki. Blondyn przywarł do
szermierza, zarzucając mu ręce na szyję i kładąc głowę na ramieniu.
Zoro poczuł
głowę kuka na swoim barku. Jego oddechy jeszcze bardziej pobudzały jego zmysły,
a jęki powodowały u niego coraz większą rozkosz.
Było mu tak
cholernie przyjemnie. Ręką objął kuka w tali. Blondyn niemal wisiał na nim, gdy
ten zajmował się ich penisami. Coraz, szybciej i szybciej. Aż w końcu z jego
ust wydobył się krzyk rozkoszy.
Strumień
spermy, która wytrysnęła z ich członków, została zatrzymana przez wodę. Sanji
był cały zdyszany, a niesłychana rozkosz jaka go ogarnęła była nie do opisania.
Czuł oddechy Zoro na swoim karku. Przytulił się mocno do niego. Coś mu mówiło,
że to jeszcze nie koniec zabawy na dzisiaj, gdy poczuł jak członek szermierza
ponownie nabrzmiewa. Uśmiechnął się perwitynie pod nosem.
Zoro miał
niedosyt, to co się pomiędzy nimi wydarzyło wcale mu nie starczało. Dłońmi
zjechał po plecach kuka aż dotarł do jego pośladków. Ścisnął je mocno, a
następnie uniósł by blondyn mógł osadzić nogi na jego biodrach. Przycisnął kuka
do brzegu basenu, było mu łatwiej, nie musiał używać aż tyle siły. Wsunął palce
między pośladki kuka i bez problemu włożył jeden z nich do jego odbytu. Woda pełniła
rolę cudownego lubrykanta.
Sanji jęknął
głośno, gdy poczuł jak palce szermierza zaczynają penetrować jego wnętrze.
Przez chwilę czuł lekki ból, jednak był do niego już przyzwyczajony. W końcu
kochali się już tyle razy. Ból po chwili zmienił się w przyjemność. Kucharz
jęczał coraz bardziej z rozkoszy i czuł jak Zoro coraz mocniej przyspiesza,
dodając jeden, a później kolejny palec.
Zoro słyszał podniosłe
jęki Sanjiego tuż nas swoim uchem. Jednak nie czuł się zbyt dobrze, ponieważ
nie mógł zobaczyć jak kucharzyna wygląda. Wyciągnął palce, chwyciwszy go za
biodra, podniósł do góry i położył na ziemi. Miał gdzieś, że byli niedaleko
okna, był teraz całkowicie pochłonięty swoim kochankiem. Wspiął się na ziemię i
pochylił nad kukiem, który najwyraźniej czerpał z tego ogromną przyjemność.
Sanji wyglądał cudownie – rumieniec na twarzy, wywołany upojeniem alkoholowym i
zawstydzeniem, dodawał mu tylko i wyłącznie uroku. Krople spływające z ciała
były bardzo kuszącym dodatkiem. Roronoa przybliżył się do niego. Nogi Sanjiego
znowu znalazły się na jego biodrach. Ponownie włożył palce do środka, tym
razem, kontynuując, włożył od razu trzy.
Czuł pod sobą
zimną i twardą posadzkę, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Teraz widział Zoro
całego. Przejechał ręką po jego twarzy. Była taka śliczna. Wręcz błyszczała.
Zielonowłosy był bez wątpienia jego skarbem, którego nigdy nie chciał stracić.
Poczuł jak ponownie wbił palce w jego wnętrze i zaczął poruszać bardzo szybko.
Jęczał głośno, nie zważając na to, że ktoś może go usłyszeć. Poczuł, jak cały
płonie i zakrył dłonią twarz. To było zawstydzające.
Zoro pochylił
się nad Sanjim. Wyciągnął palce z wnętrza kuka, gdy stwierdził, że już
wystarczy. Delikatnie zaczął ocierać swoim członkiem o otwór blondyna. W tym
samym czasie przysunął twarz do jego policzka.
— Chcesz tego
prawda? — spytał, dmuchając do muszelki ucha.
Kucharz tylko
kiwnął głową. Co to w ogóle za pytanie? Jasne, że tego chciał. Nie mógł się już
doczekać, mimo że i tak był już rozpalony do czerwoności. Zoro bardzo szybko w
niego wszedł, co spowodowało ból, który chwilę później przerodził się w
niesamowitą przyjemność.
— Aaaaaaachhhhhhh... — wrzasnął z rozkoszy, gdy
szermierz zaczął podrażniać jego czuły punkt.
Zoro skrzywił
się, gdy wbił się w ciało kuka, chyba zrobił to trochę za szybko. Ale w ogóle
tego nie żałował, bo przy kolejnych ruchach Sanji wydawał z siebie cudowne
odgłosy. Sam głośniej oddychał i odczuwał rozkosz. Jednak coś mu nie pasowało.
Sanji zasłonił usta ręką, a jego grzywka, spełniając swoją rolę, nasunęła mu
się na drugie oko. On chciał widzieć jego reakcje, słyszeć jego krzyki, czuć go
przy sobie. Roronoa przycisnął dłonie kuka do ziemi. Jedną ręką odgarnął jego
grzywkę, teraz mógł zobaczyć całą twarz partnera. Przybliżył swoje usta do jego
i mocno pocałował,
— Chcę cię
widzieć... chcę cię widzieć całego. — Jego słowa zostały zagłuszony przez
ciężki oddech, który wydarł mu się z gardła. Dłoń szermierza ponownie
wylądowała na ręce kuka. Splótł ich palce ze sobą i zaczął poruszać się coraz
szybciej. Z ich wydobywały się coraz głośniejsze i liczniejsze westchnienia.
Poczuł, jak
Zoro przesuwa jego rękę na bok, a grzywkę usuwa delikatnie z twarzy. To było
zawstydzające, zwłaszcza, że zielonowłosy mógł teraz zobaczyć jego dwie
podkręcone w prawo brwi. Nienawidził ich i zawsze czuł się nieswojo, gdy Zoro
na nie zerkał. Strasznie go to krępowało, mimo iż wiedział, że Roronoa nie
poświęca im za wiele czasu. Popatrzył na kochanka. Wyglądał niesamowicie z
lekkim rumieńcem i na wpół rozchylonymi ustami, które wydawały coraz
przyjemniejsze dźwięki. Poczuł jak jego partner przyspiesza coraz bardziej i
Sanji znów zaczął krzyczeć z ekstazy.
— Aaach,
brewko, jesteś taki cudowny! — Zoro wykrzyczał, gdy był już niemal na skraju.
Widział, że Sanji jest w podobnym stanie. Na czubku jego członka pojawiła się
niewielka ilość wydzieliny. Zoro puścił rękę Sanjiego, łapiąc z jego męskość.
Przesuwał dłonią po trzonie, w niemal tym samy tempie, co sam wchodził i
wychodził z blondyna. Tym razem przyłączył się do Sanjiego i jego jęki zrobiły
się już dość słyszalne.
— Achh...achhh...achhaaa!!!
Sanji
przeczuwał, że zbliża się nieubłagalny koniec. Czuł jak jego członek zaczął
szybko pulsować pod wpływem dotyku Marimo. Zresztą nie tylko on zaczął
szczytować. Ich głosy zmieszały się ze sobą. Obydwoje wytrysnęli w tym samym
momencie. Sperma Sanjiego oblała klatkę piersiową szermierza.
Zoro krzyknął
z rozkoszy. To było przyjemne i cieszył się, że doszli w tym samym momencie.
Roronoa wyciągnął penisa z Sanjiego i położył się koło niego. Objął go
ramieniem w tali.
— Przepraszam.
Doszedłem w Tobie — szepnął tak cicho, by nie wyciągać kuka z wciąż trwającej
euforii.
Sanji leżał,
powoli dochodząc do siebie. To, co właśnie przeżył było niesamowite.
— To było
bardzo przyjemne — powiedział na przeprosiny szermierza. — Musimy to kiedyś
powtórzyć — wydyszał.
Gdy nabrał już
wystarczającą ilość siły, wszedł do wody, aby się opłukać. Gdyby ich przyłapano
na kochaniu się w tym miejscu, to bez wątpienia płaciliby karę.
Roronoa
również wszedł do wody, na jego ciele wciąż były widoczne ślady miłości. Gdy
kuk się opłukiwał, podpłynął do niego i objął w talii. Nie mówiąc nic, złożył
na jego karku chciwy pocałunek.
Poczuł usta
szermierza na swoim karku, jednak nie przerywał czynności. Ręką znalazł jego
włosy i je poczochrał. Chciał znaleźć się teraz na Sunny i posiedzieć z nim w
spokoju w jego siłowni. Lubił tam przebywać i go obserwować. Mimo iż w sumie
rzadko rozmawiali, to mu ani trochę nie przeszkadzało. Momenty spędzone w ciszy
również uwielbiał.
— Wracamy na
statek? — zapytał, wciąż rozkoszując się dotykiem Zoro. — Mam jeszcze coś dla
ciebie.
— Hmm? Jestem
ciekawy co to może być. — Wtulił się w kuka, przesuwając rekami po jego ciele.
Sanji znowu
poczuł narastające podniecenie, gdy dłoń szermierza badała zakamarki jego ciała.
Odwrócił się do niego i spojrzał mu w oczy, w których błyszczały wesołe ogniki.
Uśmiechnął się i przybliżył do niego swoją twarz, tak, że stykali się nosami.
Polizał go po ustach, a później oblizał wargi.
— Masz ochotę
na powtórkę? — szepnął z wyzywającym
spojrzeniem.
— Zawsze — odpowiedział
na zachęcające pytanie blondyna. Chłopak patrzył na niego tak, jakby chciał w
tym momencie coś uwodnić – że jest silniejszy, mocniejszy? Zoro nie mógł na to
pozwolić. Podobał mu się wyzywający spojrzenie jasnowłosego. Przysunął twarz do
jego policzka i pozwolił sobie polizać kuka po brzegu ucha, następnie dmuchną
delikatnie wilgotne miejsce.
Blondyn
uwielbiał tego typu pieszczoty. Nie chciał jednak być w tyle. Położył ręce na
masywnych pośladkach partnera i zaczął nimi poruszać. Po chwili zaczął obdarowywać
go pocałunkami po karku aż doszedł do sutka. Delikatnie je liżąc i
przygryzając, jednocześnie delektując się uroczymi westchnieniami Zoro, rękami
zaczął powoli pieścić jego penisa. Jeździł po trzonie ręką coraz szybciej,
zahaczając od czasu do czasu o główkę, aby trochę podroczyć się z
zaczerwienionym i pojękującym Roronoą.
— Aaach, Sa~ —
Zoro cicho jęknął. Dokładał wszelkich starań, aby nie wydobyć z siebie żadnego odgłosu,
ale to było zbyt przyjemne. Ten zboczony kucharz wiedział idealnie, co zrobić,
żeby Roronoa był uległy. Znał każdy jego wrażliwy punkt. — Aaach! — Wygiął się
do tyłu, gdy rozkosz ponownie go rozpalała od środka. Sam też chciał się zająć
kukiem, ale przyjemność, którą właśnie przeżywał, mu na to nie pozwalała.
Słysząc coraz
głośniejsze jęki kochanka, przyszedł mu nagle do głowy perwersyjny pomysł. Nie
chciał zdenerwować Zoro, ale był ciekawy jego reakcji i tego, co zrobi. Po raz
drugi tego dnia przerwał pieszczony i uśmiechnął się.
— Hahaha,
myślę, że na dzisiaj wystarczy. — Puścił mu oczko i zaczął zmierzać w kierunku
wyjścia, zostawiając Roronoę w basenie z dość zabawną miną. Uwielbiał się pozostawiać
go w niedosycie i patrzeć jak reaguje.
— Sanji...
Ty!.. Pieprzona, zidiociała brewko. — Zoro był na skraju, a ten cholerny kuk
zostawił go w wodzie na pastwę losu. Mocno dyszał, był cały czerwony od
podniecenia. Tylko kuk mógł go widzieć w takim stanie, nikomu więcej nigdy nie
pozwalał. Jego powolne oddechu były już wystarczająco słyszalne.
— Kuku! Wracaj
tu! — zawołał jeszcze między westchnięciami.
Sanji, przy
wejściu do pryszniców, obrócił się do Zoro i pokazał mu język. Oj tak, będzie
go czekała ostra kara, kiedy wrócą na statek. Ale ta myśl jeszcze bardziej
skłoniła go do tego podstępu. Był strasznie ciekawy, co szermierz zrobi, aby
doprowadzić się do normalnego stanu. Zachichotał podstępnie i opuścił
kąpielisko, udając się do natrysków.
Gdy Sanji
pokazał mu język, szermierz nie wytrzymał ze złości.
— Aghh... Ty
gnoju! — Szlag go trafił, gdy zobaczył jak Sanji znika za drzwiami.— Zemszczę
się — wymamrotał pod nosem, jednak to wcale nie pomogło mu uporać się z problemem
jaki sprawił mu kuk. „Ooooch, nie wierzę,
że będę musiał to zrobić sam, jak jakiś nastolatek”.
Blondyn wziął
szybki prysznic, zastanawiając się jak poczyna sobie Zoro ze swoim „małym”
problemem. Dzisiaj jednak nie będzie patrzył, najwyżej innym razem sprowokuje
to tak, aby szermierz zrobił to przy nim. Nie mógł powstrzymać wielkiego
uśmiechu na twarzy. Ta cała sytuacja go bardzo bawiła. Przez chwilę zastanawiał
się, czy by na niego nie poczekać, ale uznał, że lepszą niespodzianką dla Zoro
będzie jak się zaszyje w jego sali gimnastycznej. Już nie mógł się doczekać
zemsty Roronoy. Ubrał się szybko, wziął torby i poszedł do kasy. Kobieta była
trochę zdziwiona, że wychodzi sam, ale Sanji uśmiechnął się tylko tajemniczo i
zapłacił.
Zoro wypełznął
na brzeg basenu i oparł się o ścianę. „Nie mogę uwierzyć, że ten kuk to zrobił...”
Lekko rozchylił nogi. Przed oczyma wciąż widział twarz Sanjiego, podczas
wcześniej przeżywanego seksu. Zamknął oczy, a dłonią owiną już mocno
nabrzmiałego członka. Lekko zasyczał, gdy go dotknął. Kleista maść już
wystarczająco pokrywała jego penisa. Zacisnął dłoń i, wyobrażając sobie
cudownie jęczącego blondyna, zaczął delikatnie poruszać ręką. Najpierw powoli,
później coraz szybciej. Jego dłoń poruszała się coraz gwałtowniej. Drugą
przysłonił sobie usta, by znowu nie narobić zbyt dużego hałasu. Ciężki rozkoszny
oddech były niemal równoczesny z szybkimi ruchami rękami.
— Aaaaach —
wydobyło się z jego ust. Poruszał dłonią jeszcze szybciej, dopóki fala
przyjemności nie zadrżała jego ciałem. Głowę odchylił do tyłu, mocno przymknął
oczy, a z przysłoniętych ust wydobył się cudowny odgłos rozkoszy. Sperma
poleciała na jego dłoń i podłogę. Po tej chwili Zoro spokojnie rozluźnił
mięśnie. Starał się uspokoić oddech, co nie było aż takie łatwe. Mimo to, że
doszedł dzisiaj już trzeci raz. Miał ochotę na więcej, a kuk zostawił go
samego. „Aaach nie przeżyjesz dzisiejszej
nocy”, pomyślał rozgoryczony, gdy tylko przypomniał sobie o zemście na
Sanjim. Gdy tylko siły do niego wróciły, wstał i wszedł do basenu, opłukując szybko
siebie i kafelki, które pobrudził.
Sanji bardzo
szybko doszedł do statku. Rozejrzał się po pokładzie i uznał, że nikogo nie ma.
„I dobrze, nie będziemy się musieli
ograniczać”, pomyślał i podśpiewując sobie cicho pod nosem, wszedł do
kuchni. Z lodówki wyjął białe, czekoladowe serce. Położył je pieszczotliwie na
ladzie i zaczął rozpakowywać torby. Gdy skończył, wziął czekoladę i ruszył do swojego
drugiego najbardziej ulubionego pomieszczenia na statku, czyli siłowni.
Rozsiadł się wygodnie w obiciach i zaczął patrzeć przez okno, wyczekując
szermierza. Cieszył się z tego dnia. Jego pierwsza randka z Zoro w jego
mniemaniu wyszła udanie. A na dodatek to nie był jeszcze koniec atrakcji na
dzisiaj. Już nie mógł się doczekać powrotu Zoro. Słysząc lekki szum fal, nie wiedział,
kiedy zasnął.
Wyszedł z wody
i poszedł w kierunku natrysków. Był wściekły, pieprzony kucharzyna, żeby robić
coś takiego. Roronoa czuł się upokorzony.
Kiedy się
ubrał, zauważył, że nie ma żadnej z toreb, pewnie kuk wszystkie wziął. No
pięknie, nie dość, że go upokorzył to jeszcze mu uciekł. Wyszedł z szatni i
skierował się do wyjścia (Wierzył, że Sanji już zapłacił, sam był bez grosza.)
Kobieta, która wcześniej ich powitała, tym razem chciała go pożegnać, ale
widząc zdenerwowaną, nie, wkurzoną minę Roronoy bała się do niego podejść. Zoro
trzasnął drzwiami i skierował się do statku. Co ciekawe, adrenalina tak radykalnie
podskoczyła mu do góry, że nawet poszedł w dobrym kierunku. „Durny kuk.”
Chwila minęła
i Roronoa był już na statku. Już dawno nie trafił tak szybko do obranego celu.
Rozejrzał się po pokładzie. Pusto i cicho. Gdzie w takim razie jest kuk?
Pierwsza jego myśl to Kuchnia. Poszedł
więc w tym kierunku, jednak wcale go tam nie była. Drogą eliminacja za drugą
opcję obrał akwarium, ale musiał pogodzić się z porażką, nie zastał tam niego,
ani tym bardziej Sanjiego. „No dobra,
gdzie jeszcze lubi przesiadywać ta zepsuta brewka?” Podrapał się po głowie
w zamyśleniu. „Siłownia”, pomyślał i
udał się w tym kierunku. Linka, drabinka i już jest na miejscu.
Dostrzegł kuka,
siedzącego przy oknie. Lewy policzek opierał o chłodną szybę.
— No! Jes~ —
Chciał krzyknąć, ale powstrzymał się, gdy zrozumiał, że kuk uciął sobie
drzemkę. Roronoa uśmiechnął się wrednie. „No...
Teraz moja kolej.” Zbliżył się do pogrążonego we śnie Sanjiego i usiadł na
niewielkiej przestrzeni jaką pozostawił koło siebie kuk „Ale... co by tu zrobić?” Patrzył śpiącego Sanjiego. Musiał śnić mu
się, co coś naprawdę przyjemnego, bo rozchylil wargi w delikatnym, uroczym
uśmiechu. Roronoa odwzajemnił go. Widok śpiącego kuka zawsze działał na niego
kojąco, jednak dzisiaj nie mógł mu na to pozwolić, na pewno nie po tym, co
zrobił na kąpielisku. Ponieważ Sanji leżał bokiem, uwagę Roronoy przykuły
cudowne pośladki kucharza. Uśmiechnął się zadziornie do siebie. Chwycił za
brzeg spodni kuka i szybko zsunął je z jego bioder.
„Cholera! Musiało mi się zasnąć”,
pomyślał, gdy poczuł jak ni stąd ni zowąd ktoś ściągnął z niego spodnie.
Otworzył oczy i zobaczył szermierza na wpół wkurzonego, na wpół rozbawionego.
Uśmiechnął się. Zdawał sobie sprawę, że Roronoa drugi raz nie da się wykiwać i nie
pozwoli przejąć inicjatywy choćby na ułamek sekundy. Sanjemu wcale to nie
przeszkadzało, liczył, że Roronoa przeleje na niego całe swoje emocje.
— Coś długo ci
zajęło, tygrysie. — Chciał dolać więcej oliwy do ognia, więc specjalnie sobie z
niego zakpił.
— Skurwysyn. —
Zoro powiedział przez zaciśnięte zęby. Szybkim ruchem ściągnął całe spodnie z
kuka. Zrzucił go na ziemię, odwrócił tak by Sanji leżał plecami do ziemi. Wtedy
zobaczył, jak z miejsca w którym spał jasnowłosy, spadła czekolada. Podniósł
ją. Popatrzył na kuka i zapytał:
— Eee...co to?
— To kawałek
słodkości, aby osłodzić ci trochę ten dzień — odpowiedział, nadal się wrednie
uśmiechając. Strasznie lubił grać mu na nerwach. Z minuty na minutę czuł
niesamowite podniecenie. Roronoa w tamtym momencie wyglądał jak wściekły i
niewyżyty zwierzak.
Roronoa nie
znosił, gdy Sanji sobie pogrywał z nim w taki sposób. Skoro tak na to liczył,
to gra będzie naprawdę ostra. Odpowiedź kuka nie zdrenowała bardziej Zoro, ale
jego wyraz twarzy zdecydowanie zadział mu na nerwach.
— Ty naprawdę
chcesz, żebym Cię ostro wypieprzył co? — spytał na wpół krzycząc, na wpół
uśmiechając się.
— Och, jeśli
naprawdę masz tyle sił. — Prowokowanie szermierza było jedną z rzeczy, które
naprawdę uwielbiał. Miał ochotę zaśmiać się głośno na widok jego twarzy.
— Jesteś
martwy. — Zoro odpowiedział szorstko, ale z uśmiechem na ustach. O ile minę, w
której widać olbrzymie pożądanie można nazwać uśmiechem.
Roronoa schylił
się nad kukiem i szybkim ruchem rozerwał jego koszulę.
Blondyn
uśmiechnął się pod nosem. Udało mu się go naprawdę sprowokować. Czuł jego
zachłanny wzrok na każdej części swojego ciała. Wiedział, że teraz będzie
cholernie dziko. „Na co czekasz, głupi
Glonie”, pomyślał i zaraz poczuł jak materiał jego koszuli się rozrywa.
To mu się
podobało. Taka większa władza nad kukiem sprawiała mu nadzwyczajną przyjemność.
Roronoa zaczął całować kuka po obojczykach, miejscu, które tak bardzo lubił.
Jego malinka wciąż była widoczna, ale nie mógł się powstrzymać, aby zrobić
jeszcze jedną i to w wyższym miejscu, żeby kuk nie mógł jej tak łatwo zasłonić.
Zassał się mocno na górnej części szyi kuka, tak mocno by pozostawić widoczny
niemal już fioletowy ślad. Miał on sygnalizować światu: „jesteś mój”. Zoro uśmiechnął się na widok zrazy na skórze. Jego
dłoń szybko zsunęła się po korpusie kuka aż doszła do jego krocza. Kucharz już
był lekko podniecony. Teraz Zoro wiedział, że jego też tak bardzo to kręci.
Zaczął powoli poruszać ręką po trzonie blondyna, jednak kiedy Sanji wydał z
siebie bardzo delikatny, cichy jęk, przestał i złapał kuka za dłonie. Pociągnął
go do siebie, zmuszając, aby stanął na czworakach.
Szermierz złapał go za włosy. Klękając przed nim, druga dłonią rozpiął spodnie
i powiedział rozkazująco:
— Ssij! —
Sanji w tym momencie wyglądał strasznie kusząco. Był już cały rozpalony.
Zielonowłosy zawsze wiedział, że kuk ma coś z masochisty, ale nigdy nie
pomyślałby, że przyjdzie mu robić za tego drugiego. „Ale, kurwa, to jest cholernie przyjemne.”
Pełne agresji
ruchy Roronoy, doprowadzały Sanjiego do szaleństwa. Poczuł jak wpija się
gwałtownie w jego kark. Ślad pozostanie bez wątpienia. Już pod wpływem jego
szybkich i zdecydowanych ruchów nie mógł się powstrzymać od narastających w
jego ustach jęków. To jednak było ciągle mało. Chciał więcej. Więcej
brutalności. W końcu poczuł rękę szermierza na swoim penisie. Jednak nie do
końca go usatysfakcjonowały te jego wolniejsze ruchy. Mimo tego znowu jęknął. W
końcu szermierz rozkazał mu stanąć na czworakach, co posłusznie uczynił.
Ucieszył się, bo w końcu Zoro zaczął łapać o co w tym wszystkim chodzi. Chciał
poczuć całym sobą tę jego sadystyczną stronę. Wiedział jednak, że Zoro nie
zrobi mu krzywdy. W końcu członek szermierza wylądował w jego ustach.
Sanji
delikatnie lizał i ssał jego członka, ale szermierzowi czegoś brakowało. Mocno
złapał za włosy kuka. Czuł jakby miał nad nim władzę. Uwielbiał to uczucie,
mocno ścisnął rękę i zaczął poruszać
głowę blondyna, tak by ten poruszał nią do przodu i do tyłu, jednocześnie
dbając o przyrodzenie Zielonowłosego.
Roronoa zaczął
głośno oddychać, wzdychać aż w końcu krzyczeć z przyjemności. Gdy czuł, że
niedługo będzie szczytować. Pociągnął za włosy kuka i wyciągnął z niego swoją
męskość, niedługo po tym wypuścił swoją spermę, która poleciała prosto na twarz
zapłakanego kucharza. Zoro aż przełknął ślinę na ten widok, Sanji wyglądał w
tym momencie naprawdę cudownie, ale nie chciał na tym skończyć. Schylił się i
złapał go za przedramię. Pociągnął do góry tak, że Sanji z hukiem wylądował na
plecach. Rozłożył mu nogi, a sam klęknął między nimi. Pochylił się nad ciałem
kucharza. Chcął obejrzeć jeszcze raz całe jego ciało. Gwałtownym ruchem. Bez
ostrzeżenia włożył swój członek do odbytu kuka.
- AAAAAAAACCCCCCHHHHHHHHHH!!!
– Blondyn wrzasnął, gdy Zoro z całej siły wdarł się w niego. Czuł ból. Ból,
który o dziwo strasznie mu się podobał. Po policzkach spływały mu łzy, a na
ustach miał niewyraźny grymas. Ciągle wydzierając się w niebogłosy, uchylił
powieki, aby móc spojrzeć na kochanka. Dostrzegł w jego oczach ogień pożądania,
który w ogóle nie ustępował.
Czuł coraz
szybsze ruchy, jednak wraz z nimi ból zniknął, a narodziła się niesamowita
przyjemność. Objął rękami szyję Roronoy i zaczął jęczeć mu wprost do ucha. Było
mu strasznie przyjemnie. Szermierz przyspieszał z całej siły, wpychając swojego
członka coraz głębiej. Sanji nie mógł się powstrzymać i przygryzł lekko płatek
jego ucha.
— Aaach,
aaaachh, aaaaachh... — Wraz z ruchami, oddech był coraz szybszy. Mimo łez, mimo
okrzyków bolu, Sanji wyglądał tak apetycznie, lepiej, był jeszcze
apetyczniejszy niż zwykle.
Najwyraźniej
blondyn także pokochał, gdy objął jego szyje, co pozwoliło Roronorze wykonywać
jeszcze szybsze i brutalniejsze ruchy.
— Agh... — Zoro
skrzywił się lekko, gdy Sanji przygryzł mu ucho, ale nie przeszkadzało mu to
wcale. Wręcz przeciwnie. Sanji był cudownym kochankiem. Zawsze wiedział co i
kiedy zrobić.
Zoro czuł się
jak w obłędzie, pozytywnym obłędzie. Poruszał się coraz szybciej i szybciej,
nie potrafił zwolnić, kiedy poczuł, jak jest już bardzo blisko, złapał Sanjiego
za kark i przycisnął do podłogi. Nie ścisnął go mocno, ale na tyle by wokół
jego palców pojawił się delikatny czerwony ślad. Jeszcze kilka pchnięć i Zoro
doszedł w pełnym spełnieniu. Oddychał bardzo powoli i głęboko. „Sanji, jesteś wspaniały”, pomyślał.
Sanji
wytrysnął zaraz po Zoro. Było mu tak nieziemsko dobrze, że nie mógł się ruszać.
Czuł, że szermierz też ma z tym problem, bo zamiast z niego zejść, przygwoździł
go jeszcze bardziej do podłogi. Blondyn uniósł ręce i objął nimi Zoro. To co
właśnie szermierz mu dał, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Nie mógł
opanować dyszenia, mimo iż było już po. Takiego dzikiego seksu jeszcze nigdy
nie przeżył. Ich ciała lepiły się od potu i spermy. Niczego nie żałował. Teraz
był pewien, że tylko Roronoa jest w stanie dać mu szczęście i spełnienie.
Szermierz,
położył się na Sanjim i objął go, nie miał w planach z niego schodzić. Tak mu
było dobrze, mógł czuć ciepło kuka w całości. To był ich najlepszy seks jaki do
tej pory mieli. Będą musieli częściej bawić się w takie gierki, może w
przyszłości nie będzie bał się użyć jakiejś zabawki, nawet miał pewien pomysł.
Popatrzył na miecze, które nie wiadomo kiedy wylądowały w jednym z rogów. „Nie będą miały za złe.”, pomyślał
uśmiechając się w ich kierunku.
— To był
najwspanialszy dzień w moim życiu — wydyszał Sanji, wtulając się mocniej w
szermierza. Dostrzegł czekoladę, leżącą całkiem blisko ich. Sięgnął po nią,
odłamał kawałek i wepchał go do ust Zoro. — Kocham cię, ty mój zboczony,
zielony szermierzu.
„Mój też”, pomyślał zielonowłosy, gdy
Sanji włożył mu czekoladę do ust. Nie przegryzł jej jednak od razu, tylko
pocałował kuka i w słodkim pocałunku czekolada roztopiła się w jego ustach.
Zaczął ruszać
językiem po podniebieniu blondyna, zmuszając kuka do tego samego. Po chwili
przerwał pocałunek, żeby powiedzieć z uśmiechem:
— Kocham Cię.
Sanji połknął
czekoladę, przekazaną przez szermierza. Zamruczał mu cichutko do ucha. Zamknął
oczy. Nagle poczuł się bardzo senny. Przybliżył usta do twarzy Zoro i musnął go
delikatnie w policzek. Głowa kuka ponownie znalazła się na podłodze, a on sam pogrążył
się w przyjemnym śnie.
Zoro
uśmiechnął się, gdy Sanji zasnął mimo jego ciężaru, musiał być naprawdę
wykończony. Co oczywiście usatysfakcjonowało Roronoę, który ześlizgnął się z
kuka, lecz zamiast położyć się koło niego, podszedł do wieszaka z ręcznikiem.
Przybliżył się do blondyna i przykrył go nim. Co prawda był niewielki, ale to
zawsze lepsze niż nic. Sam ubrał swoją bieliznę i spodnie, i położył się zaraz
obok. Pocałował chłopaka w policzek i szepnął:
— Dobranoc mój
złotowłosy kucharzu.
Mhrrrrr... =w=
OdpowiedzUsuńCudo!
Dziękujemy :*
UsuńKhikhikhi, najbardziej podobał mi się Sanji, który rozpalił Zoro do czerwoność i uciekł z miejsca przestępstwa oraz dziki seks w siłowni. Takich to ja proszę więcej ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opko. Och, ja to już nawet zapomniałam, że można tak fantastycznie coś w dwójkę napisać. ;)
Niahahahaha :D Dzięki :*
UsuńTo dawaj Kana bierz się za pisanie w parkach xD
(szczerze mówiąc to się nie spodziewałam, że Ayo mnie zostawi z Zorusiowym "problemem" xD)
Ależ nie masz za co, wszystko to sprawka twojej zajebistości, Emiś :D (TO NIE JEST KPINA CZY COŚ, TYLKO PRAWDA!!!)
UsuńZe swoim alter ego? Jak się znajdzie ktoś kto zachce, to ja bardzo chętnie ;P
(ale to było takie urocze, khikhikhi) XDD
Ohhh dziękuję..., bo się zarumienię jak Zoro w Thriller Barck :*
UsuńMoje gg jest dostępne xD
Opowiadanie było długie, więc trochę trwało, nim się za nie zabrałam. Gdy miałam przerwę w czasie dyżuru w internacie, udało mi się je przeczytać i byłam bardzo zadowolona ^^. Dawno nie czytałam świeżego ZoSanka, a tutaj i pomysł i wykonanie mi się spodobało XD.
OdpowiedzUsuńUwielbiam chwile, w których seme pokazuje, że jest seme i np łapie uke za głowę i przyciąga, aww *^* Super :D
Prawda? :D To jest coś pięknego ^^
UsuńDzięki, że znalazłaś czas ^^
Przeczytałam xPP
OdpowiedzUsuńTytuł przypomniał mi jeden film xP I myślałam że będzie w jego tematyce, a tu taka niespodzianka... xP
A i tak przed przeczytaniem miałam spojlery jak była u Ayo, więc w sumie powinnam się nastawić psychicznie na przeczytanie tego, ale wyszło jak wyszło xP Bo znowu omijałam nie które zdania, ale przyznam- pomysł fajny :D Najbardziej mi się podobała ta ucieczka xP
RolePlay- sądząc po tym co tworzycie to musi być fajna zabawa xP
Haha i to jeszcze jaka! :D (Jak myślisz jak mi szczena opadła kiedy się dowiedziałam, że Ayo mnie zostawia z podnieconym Zoro w łaźni xD i sobie teraz radź ^^)
UsuńŚwietna :D
No cóż. Serduszko musisz nam wybaczyć za to, że piszemy nie w Twojej tematyce ;D