Tytuł: Koniec
Autorka: Sarinea
Korekta: --
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: shounen-ai, romans, drama
Para: SanjixZoro
Ograniczenie wiekowe: 13+
"Koniec" - opowiadanie osadzone w uniwersum One Piece. Do czego mogą doprowadzić słowa osoby, której poświęciło się bardzo wiele i którą kocha się ponad wszystko?
Koniec
-Chyba żartujesz.
Patrzyłem na tą głupią, zakręconą
brewkę, drgającą nerwowo nad ciemnymi oczyma pieprzonego blond kuka. Sam
kucharzyna nawet na mnie nie patrzył – utkwił spojrzenie w podłodze, nerwowo
żując papierosa w ustach.
Całowałem i dotykałem te usta
wiele razy. Zawsze smakowały tytoniem i podniecającą, ciepłą słodyczą,
napawającą mnie spełnieniem i upojeniem. Te same usta wielokrotnie błądziły po
moim ciele, przyprawiając mnie o dreszcze i rozkosz. Całował moje silne dłonie,
w których dzierżyłem katany. Całował moją bliznę na oku, do której powstania
przyczynił się Mihawk. Całował mój tors, pieszcząc językiem podłużne cięcie,
również powstałe po starciu z Jastrzębiookim. Dotykał ustami zarysu mięśni na
brzuchu, by wreszcie zacisnąć wargi tam, gdzie sprawiało mi to największą
przyjemność.
Spędziłem godziny w bocianim
gnieździe, ogrzewając ciało durnej Brewki we własnych ramionach, tuląc go do
siebie. Wiele nocy, przespanych i tych, podczas których nie zmrużyliśmy oka.
Nigdy nie pozwoliłem, by czuł się przeze mnie zaniedbany. Otaczałem go moją
miłością z każdej strony. Wielbiłem jego uśmiech, zwinne ręce, chude ciało.
Jego całego.
Mimo, że czasem go nienawidziłem i
wyzywałem od najgorszych. Przecież to normalne. Między facetami jest inaczej,
niż gdy w związku jest dziewczyna. Z dziewczyną trzeba delikatnie, bo ma
humory. Nie można się z nią pobić, ani nawet rzucić brzydkiego słowa. Kuk nie
dość, że znosił to z uśmieszkiem, to jeszcze odpowiadał tym samym. W sumie
spędzaliśmy na walce mniej więcej tyle samo czasu, ile na seksie i pieszczotach
sam na sam.
Tęskniłem za nim podczas tej dwuletniej
przerwy. Bywały dni i noce, gdy ból był nie do zniesienia, jednak myślałem
wtedy, że staję się w ten sposób silniejszy dla kuka. Wiedziałem, iż on też za
mną tęskni, i że niedługo znów się zobaczymy. Tęskniłem za pocałunkiem, krzywym
uśmieszkiem, czy kolejnym kopniakiem wymierzonym w twarz. Tak, nawet za
kopniakami, bo wówczas wiedziałem, że kucharzyk jest przy mnie.
Kiedy ujrzałem go po tej przerwie,
oniemiałem ze szczęścia. Zmienił się, choć jednocześnie był taki, jak zwykle.
Zapuścił bródkę i zaczesał inaczej grzywkę. Gdy się kochaliśmy, odgarniałem mu
tę grzywkę z twarzy, by móc całować jego zakręcone brwi, przymknięte powieki,
rozgrzane policzki… Kąpaliśmy się wspólnie w morzu, ciesząc słońcem i tarzając
w piachu. Kłóciliśmy się o to, które muszelki są ładniejsze – te różowe czy
złotawe. Łapaliśmy rybki. Następnie dołączyliśmy do załogi, by móc dalej
zmierzać w kierunku spełnienia własnych marzeń i ku nowym przygodom.
Ta noc była chłodna. Thousand
Sunny sunęła leniwie po wodnej tafli, delikatnie kołysząc się na boki. Jak
zawsze wygłupialiśmy się na pokładzie, potem trenowałem. Gdy wróciłem do kajuty
i spojrzałem na minę kuka, wiedziałem, że coś jest nie tak. Siedział na łóżku,
owinięty ręcznikiem, z mocno splecionymi dłońmi.
Potem to powiedział. Słowa, które
złamały mi serce.
-Chyba żartujesz – powtórzyłem z
zaciśniętym gardłem po dłuższej chwili. Blondyn podniósł się z łóżka i potarł
ręcznikiem swoje miękkie włosy. Wciąż stał odwrócony do mnie plecami.
-Nie żartuję, marimo – odparł
spokojnie. Przełknąłem ślinę, czując ból narastający
w moim wnętrzu.
-Czemu? – Szepnąłem, wpatrując się
w jego chude ciało. Kuk odwrócił się i popatrzył na mnie poważnie.
-Po prostu cię nie chcę, Zoro.
Słowa trafiające w serce niczym
kunaie czy też shurikeny, rozdzierające moje uczucia na strzępy. To tak bolało.
Przecież wczoraj wszystko wydawało się być dobrze. Czy to możliwe, że kuk
pozwolił mi żyć w iluzji, ukrywając swoje prawdziwe uczucia? Od jak dawna nie
chciał już ze mną być?
-Ale… Czemu?
Zdałem sobie sprawę, że powiedział
do mnie „Zoro”. Z jego ust padało to już kilkakrotnie, lecz tylko w
najintymniejszych sytuacjach, gdy uśmiechał się do mnie szczęśliwie, a
następnie wtulał ufnie w szyję, grzejąc ją swym oddechem.
-Szczerze? Po prostu mam cię dość
– odwrócił się, a jego oczy ciskały błyskawice. –Tyle czasu byliśmy razem, a
ukrywaliśmy to jak jacyś kochankowie, którym za związek z drugą osobą grozi
kara śmierci. Ciągle żłopiesz sake lub śpisz, czasem w nocy przychodzisz do
mnie, żeby uprawiać seks, nie zważając na to, czy ja tego chcę, czy nie. Nie
obchodzi cię, gdy mnie boli, po prostu robisz to dalej. Nie zniosę dłużej
twojego egoizmu. I ciebie również.
Zacząłem analizować wszystkie
wspomnienia, każdy stosunek, jaki odbyliśmy. Kiedy byłem egoistyczny? Kiedy
mogłem, starałem się, żeby to jemu było dobrze, nie mnie. Przecież, gdyby coś
było nie tak, powiedziałby mi… Ból ściskał moje serce, przemieszczając się do
gardła.
- Uczucia mijają, ludzkie
priorytety się zmieniają, tak samo jak ludzie.
To prawda. Zmieniłeś się, kuk.
Wyszedłem z kajuty, nie oglądając
się za siebie. Statek pogrążony był we śnie, na pokładzie został jedynie Franky
wgapiający się w morze nocą. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Nikt by mnie
nie zrozumiał i wygłaszał jedynie jakieś puste słowa pociechy. Nie, to nie ma
sensu. Może się prześpię i okaże się, że to tylko zły sen…
*
Sanji, przepraszam. Nie wiem, gdzie
popełniłem błąd. Postanowiłem odejść, żeby przynieść ulgę i mojemu i twojemu
sercu. Chociaż i tak domyślam się, że dla mnie prędko ona nie przyjdzie.
Dopłynę do jakiejś wyspy i, kto wie, może kogoś poznam, lub zostanę tam na
dłużej. Przekaż innym, żeby się nie martwili. Może kiedyś wrócę.
Zoro
Kucharz ściskał nerwowo karteczkę
w dłoniach, czytając ją setny raz. Stało się. Zoro uciekł tej samej nocy, gdy
Sanji oznajmił, że już go nie kocha. Załoga pogrążyła się w smutku, lecz nikt
nie powiązał odejścia Zoro z jakimikolwiek problemami z kucharzem.
Sanji tego nie chciał. Był
zdenerwowany, fakt, ale nie chciał wypowiedzieć aż tak ostrych słów wobec Zoro.
Chciał, żeby szermierz o niego zawalczył, postarał się bardziej i zmienił nieco
swoje zachowanie… On jednak z miejsca odpuścił.
„Nie ma go, Sanji”.
Łzy napłynęły do oczu kucharza,
który cisnął kartkę na ziemię i padł na kolana. Chciał przytulić marimo, chciał
ujrzeć jego oczy, jego czarną chusteczkę na ramieniu. Usłyszeć nawet
najpodlejsze słowo.
„Nie ma go, Sanji”.
„Nie ma Zoro”.
*
Najgorzej jest zaczynać, prawda? Wita was nowa załogantka Umi-Monogatari wraz z jednym ze swoich "dzieł". Jak na wejście wybrałam dość smutny i krótki twór, lecz mam nadzieję, że przyzwyczaicie się do mojego stylu pisania, oraz, że zostanę tutaj na dłużej :). Do następnego!
Jeju, jacy oni oboje są niepoprawni. Nie podoba mi się, że szermierz zrezygnował tak szybko i powalczył o swoje. To było takie głupie odchodzić bez żadnego słowa, bez rozmowy, mniejszej czy większej. No, ale cóż, pozwolił, aby wygrały emocje.
OdpowiedzUsuńSanji natomiast to taki mój głuptasek słodki, aż trochę mi się żal zrobiło i serducho krajało gdy został sam jak palec i zamiast przytulić się do mięśnia Zoro napotykał wielką pustkę.
Głuptasy!
Fick bardzo mi się spodobał. Me gusta, bo jestem fanką smutnych historyjek, który nie kończą się szczęśliwie i nade wszystko lubię rozczarowania ^^
Witaj na statku. Nie daj się! XD
Bądźmy szczere - oni naprawdę są niepoprawni XD. Może trochę przesadziłam z tym brakiem chęci do walki Zoro, ale po prostu poddał się emocjom i... tak wyszło.
UsuńA Sanjiego i mnie żal było na sam koniec :(
Dziękuję za miłą opinię :)
Witaj na statku!!
OdpowiedzUsuńDla mnie fick EXTRA ;) Kocham tą parę!
To tak bardzo ciekawa historyjka, co prawda krótka, albo śliczna. Sanji! Czemu z nim zerwałeś?
mi osobiście pasuje fakt, że Sanji nie wziął pod uwagę konsekwencji swoich słów, pasuje mi to do niego ;D
Zoro opuszczający załoge ze względu na Sanjiego... hmm to już jest mało prawdopodobne. Ale i tak uważam, że ciekawe zakończenie ^^
Zazdroszczę :D
PZDR Emi ;D
PS. Oczywiście, proszę o więcej ;D
Powitać, powitać ^^ Nie zrobiłam jeszcze tego oficjalnie na blogu za co przepraszam, ale nie wyszła jeszcze żadna notka ode mnie ;) Dzisiaj się poprawię :D
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania... Pomajstrowałaś sobie trochę przy osobowości Zoro, oj pomajstrowałaś :D Ale wcale nie uważam by to złe było ^^ Całkiem uroczo Ci to wyszło. Opis jego uczuć strasznie mi się podobał :) Uwielbiam takie zabiegi. Sanji w sumie racje ma i szkoda mi go. Tak szczerze powiedziawszy w swoim opowiadaniu właśnie też poruszam problem "ujawnienia swojej miłości" ;) Końcówka mnie trochę zaskoczyła. W trakcie czytania miałam nadzieję, że Zoro jednak powalczy. No, ale tytuł posta definitywnie mówi, że to koniec.
Masz bardzo fajny styl pisania ^^ Czekam z niecierpliwością na kolejne opowiadanie :) Trzymaj się :*
P.S. Ma się rozumieć, że zostaniesz na dłużej ;)
Czytałam jeszcze początki powstawania i jestem dumna z tego dzieła. Jest wspaniałe, pociągające, tajemnicze i smutne. Zupełnie różni się od schematu: miłość + seks = szczęście i za to masz u mnie +
OdpowiedzUsuńTajemnicza pani A
Lubię jak coś jest inne i tu, mimo, że nie pasuje mi to do osobowości Zoro, to jakoś mnie przekonało. Motywy ze zrywaniem mi się podobają bo są takie melancholijne;D I takich czasem też trzeba
OdpowiedzUsuńPozdr Vanilia
Masakra Sanji, tyś złamał me serce. Blondynku kochany, tak się nie robi :o zwłaszcza ograniczonemu marimo, które zamiast "zawalczy" odchodzi. Sanji *chlipie* obaj jesteście beznadziejni.
OdpowiedzUsuń