3 listopada 2012

[Opowiadanie] Koniec

Tytuł: Koniec
Autorka: Sarinea
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: shounen-ai, romans, drama
Para: SanjixZoro
Ograniczenie wiekowe: 13+
"Koniec" - opowiadanie osadzone w uniwersum One Piece. Do czego mogą doprowadzić słowa osoby, której poświęciło się bardzo wiele i którą kocha się ponad wszystko?
Koniec

-Chyba żartujesz.
Patrzyłem na tą głupią, zakręconą brewkę, drgającą nerwowo nad ciemnymi oczyma pieprzonego blond kuka. Sam kucharzyna nawet na mnie nie patrzył – utkwił spojrzenie w podłodze, nerwowo żując papierosa w ustach.
Całowałem i dotykałem te usta wiele razy. Zawsze smakowały tytoniem i podniecającą, ciepłą słodyczą, napawającą mnie spełnieniem i upojeniem. Te same usta wielokrotnie błądziły po moim ciele, przyprawiając mnie o dreszcze i rozkosz. Całował moje silne dłonie, w których dzierżyłem katany. Całował moją bliznę na oku, do której powstania przyczynił się Mihawk. Całował mój tors, pieszcząc językiem podłużne cięcie, również powstałe po starciu z Jastrzębiookim. Dotykał ustami zarysu mięśni na brzuchu, by wreszcie zacisnąć wargi tam, gdzie sprawiało mi to największą przyjemność.
Spędziłem godziny w bocianim gnieździe, ogrzewając ciało durnej Brewki we własnych ramionach, tuląc go do siebie. Wiele nocy, przespanych i tych, podczas których nie zmrużyliśmy oka. Nigdy nie pozwoliłem, by czuł się przeze mnie zaniedbany. Otaczałem go moją miłością z każdej strony. Wielbiłem jego uśmiech, zwinne ręce, chude ciało. Jego całego.
Mimo, że czasem go nienawidziłem i wyzywałem od najgorszych. Przecież to normalne. Między facetami jest inaczej, niż gdy w związku jest dziewczyna. Z dziewczyną trzeba delikatnie, bo ma humory. Nie można się z nią pobić, ani nawet rzucić brzydkiego słowa. Kuk nie dość, że znosił to z uśmieszkiem, to jeszcze odpowiadał tym samym. W sumie spędzaliśmy na walce mniej więcej tyle samo czasu, ile na seksie i pieszczotach sam na sam.
Tęskniłem za nim podczas tej dwuletniej przerwy. Bywały dni i noce, gdy ból był nie do zniesienia, jednak myślałem wtedy, że staję się w ten sposób silniejszy dla kuka. Wiedziałem, iż on też za mną tęskni, i że niedługo znów się zobaczymy. Tęskniłem za pocałunkiem, krzywym uśmieszkiem, czy kolejnym kopniakiem wymierzonym w twarz. Tak, nawet za kopniakami, bo wówczas wiedziałem, że kucharzyk jest przy mnie.
Kiedy ujrzałem go po tej przerwie, oniemiałem ze szczęścia. Zmienił się, choć jednocześnie był taki, jak zwykle. Zapuścił bródkę i zaczesał inaczej grzywkę. Gdy się kochaliśmy, odgarniałem mu tę grzywkę z twarzy, by móc całować jego zakręcone brwi, przymknięte powieki, rozgrzane policzki… Kąpaliśmy się wspólnie w morzu, ciesząc słońcem i tarzając w piachu. Kłóciliśmy się o to, które muszelki są ładniejsze – te różowe czy złotawe. Łapaliśmy rybki. Następnie dołączyliśmy do załogi, by móc dalej zmierzać w kierunku spełnienia własnych marzeń i ku nowym przygodom.
Ta noc była chłodna. Thousand Sunny sunęła leniwie po wodnej tafli, delikatnie kołysząc się na boki. Jak zawsze wygłupialiśmy się na pokładzie, potem trenowałem. Gdy wróciłem do kajuty i spojrzałem na minę kuka, wiedziałem, że coś jest nie tak. Siedział na łóżku, owinięty ręcznikiem, z mocno splecionymi dłońmi.
Potem to powiedział. Słowa, które złamały mi serce.
-Chyba żartujesz – powtórzyłem z zaciśniętym gardłem po dłuższej chwili. Blondyn podniósł się z łóżka i potarł ręcznikiem swoje miękkie włosy. Wciąż stał odwrócony do mnie plecami.
-Nie żartuję, marimo – odparł spokojnie. Przełknąłem ślinę, czując ból narastający w moim wnętrzu.
-Czemu? – Szepnąłem, wpatrując się w jego chude ciało. Kuk odwrócił się i popatrzył na mnie poważnie.
-Po prostu cię nie chcę, Zoro.
Słowa trafiające w serce niczym kunaie czy też shurikeny, rozdzierające moje uczucia na strzępy. To tak bolało. Przecież wczoraj wszystko wydawało się być dobrze. Czy to możliwe, że kuk pozwolił mi żyć w iluzji, ukrywając swoje prawdziwe uczucia? Od jak dawna nie chciał już ze mną być?
-Ale… Czemu?
Zdałem sobie sprawę, że powiedział do mnie „Zoro”. Z jego ust padało to już kilkakrotnie, lecz tylko w najintymniejszych sytuacjach, gdy uśmiechał się do mnie szczęśliwie, a następnie wtulał ufnie w szyję, grzejąc ją swym oddechem.
-Szczerze? Po prostu mam cię dość – odwrócił się, a jego oczy ciskały błyskawice. –Tyle czasu byliśmy razem, a ukrywaliśmy to jak jacyś kochankowie, którym za związek z drugą osobą grozi kara śmierci. Ciągle żłopiesz sake lub śpisz, czasem w nocy przychodzisz do mnie, żeby uprawiać seks, nie zważając na to, czy ja tego chcę, czy nie. Nie obchodzi cię, gdy mnie boli, po prostu robisz to dalej. Nie zniosę dłużej twojego egoizmu. I ciebie również.
Zacząłem analizować wszystkie wspomnienia, każdy stosunek, jaki odbyliśmy. Kiedy byłem egoistyczny? Kiedy mogłem, starałem się, żeby to jemu było dobrze, nie mnie. Przecież, gdyby coś było nie tak, powiedziałby mi… Ból ściskał moje serce, przemieszczając się do gardła.
- Uczucia mijają, ludzkie priorytety się zmieniają, tak samo jak ludzie.
To prawda. Zmieniłeś się, kuk.
Wyszedłem z kajuty, nie oglądając się za siebie. Statek pogrążony był we śnie, na pokładzie został jedynie Franky wgapiający się w morze nocą. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Nikt by mnie nie zrozumiał i wygłaszał jedynie jakieś puste słowa pociechy. Nie, to nie ma sensu. Może się prześpię i okaże się, że to tylko zły sen…
*
Sanji, przepraszam. Nie wiem, gdzie popełniłem błąd. Postanowiłem odejść, żeby przynieść ulgę i mojemu i twojemu sercu. Chociaż i tak domyślam się, że dla mnie prędko ona nie przyjdzie. Dopłynę do jakiejś wyspy i, kto wie, może kogoś poznam, lub zostanę tam na dłużej. Przekaż innym, żeby się nie martwili. Może kiedyś wrócę.
Zoro

Kucharz ściskał nerwowo karteczkę w dłoniach, czytając ją setny raz. Stało się. Zoro uciekł tej samej nocy, gdy Sanji oznajmił, że już go nie kocha. Załoga pogrążyła się w smutku, lecz nikt nie powiązał odejścia Zoro z jakimikolwiek problemami z kucharzem.
Sanji tego nie chciał. Był zdenerwowany, fakt, ale nie chciał wypowiedzieć aż tak ostrych słów wobec Zoro. Chciał, żeby szermierz o niego zawalczył, postarał się bardziej i zmienił nieco swoje zachowanie… On jednak z miejsca odpuścił.
„Nie ma go, Sanji”.
Łzy napłynęły do oczu kucharza, który cisnął kartkę na ziemię i padł na kolana. Chciał przytulić marimo, chciał ujrzeć jego oczy, jego czarną chusteczkę na ramieniu. Usłyszeć nawet najpodlejsze słowo.

„Nie ma go, Sanji”.
„Nie ma Zoro”.


*
Najgorzej jest zaczynać, prawda? Wita was nowa załogantka Umi-Monogatari wraz z jednym ze swoich "dzieł". Jak na wejście wybrałam dość smutny i krótki twór, lecz mam nadzieję, że przyzwyczaicie się do mojego stylu pisania, oraz, że zostanę tutaj na dłużej :). Do następnego!

7 komentarzy:

  1. Jeju, jacy oni oboje są niepoprawni. Nie podoba mi się, że szermierz zrezygnował tak szybko i powalczył o swoje. To było takie głupie odchodzić bez żadnego słowa, bez rozmowy, mniejszej czy większej. No, ale cóż, pozwolił, aby wygrały emocje.
    Sanji natomiast to taki mój głuptasek słodki, aż trochę mi się żal zrobiło i serducho krajało gdy został sam jak palec i zamiast przytulić się do mięśnia Zoro napotykał wielką pustkę.
    Głuptasy!

    Fick bardzo mi się spodobał. Me gusta, bo jestem fanką smutnych historyjek, który nie kończą się szczęśliwie i nade wszystko lubię rozczarowania ^^

    Witaj na statku. Nie daj się! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bądźmy szczere - oni naprawdę są niepoprawni XD. Może trochę przesadziłam z tym brakiem chęci do walki Zoro, ale po prostu poddał się emocjom i... tak wyszło.
      A Sanjiego i mnie żal było na sam koniec :(
      Dziękuję za miłą opinię :)

      Usuń
  2. Witaj na statku!!
    Dla mnie fick EXTRA ;) Kocham tą parę!

    To tak bardzo ciekawa historyjka, co prawda krótka, albo śliczna. Sanji! Czemu z nim zerwałeś?
    mi osobiście pasuje fakt, że Sanji nie wziął pod uwagę konsekwencji swoich słów, pasuje mi to do niego ;D
    Zoro opuszczający załoge ze względu na Sanjiego... hmm to już jest mało prawdopodobne. Ale i tak uważam, że ciekawe zakończenie ^^

    Zazdroszczę :D

    PZDR Emi ;D

    PS. Oczywiście, proszę o więcej ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Powitać, powitać ^^ Nie zrobiłam jeszcze tego oficjalnie na blogu za co przepraszam, ale nie wyszła jeszcze żadna notka ode mnie ;) Dzisiaj się poprawię :D

    Co do opowiadania... Pomajstrowałaś sobie trochę przy osobowości Zoro, oj pomajstrowałaś :D Ale wcale nie uważam by to złe było ^^ Całkiem uroczo Ci to wyszło. Opis jego uczuć strasznie mi się podobał :) Uwielbiam takie zabiegi. Sanji w sumie racje ma i szkoda mi go. Tak szczerze powiedziawszy w swoim opowiadaniu właśnie też poruszam problem "ujawnienia swojej miłości" ;) Końcówka mnie trochę zaskoczyła. W trakcie czytania miałam nadzieję, że Zoro jednak powalczy. No, ale tytuł posta definitywnie mówi, że to koniec.

    Masz bardzo fajny styl pisania ^^ Czekam z niecierpliwością na kolejne opowiadanie :) Trzymaj się :*

    P.S. Ma się rozumieć, że zostaniesz na dłużej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam jeszcze początki powstawania i jestem dumna z tego dzieła. Jest wspaniałe, pociągające, tajemnicze i smutne. Zupełnie różni się od schematu: miłość + seks = szczęście i za to masz u mnie +
    Tajemnicza pani A

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię jak coś jest inne i tu, mimo, że nie pasuje mi to do osobowości Zoro, to jakoś mnie przekonało. Motywy ze zrywaniem mi się podobają bo są takie melancholijne;D I takich czasem też trzeba
    Pozdr Vanilia

    OdpowiedzUsuń
  6. Masakra Sanji, tyś złamał me serce. Blondynku kochany, tak się nie robi :o zwłaszcza ograniczonemu marimo, które zamiast "zawalczy" odchodzi. Sanji *chlipie* obaj jesteście beznadziejni.

    OdpowiedzUsuń