Tytuł: Tajemnicze skutki uboczne
Autor: Ann
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi, humor
Para: ZoroxLuffyxSanji
Ograniczenia wiekowe: 18+
Borze zielony nie wierzę, że to napisałam! Najwyższych lotów to, to nie jest, ale to mój pierwszy taki tekst, więc bądźcie wyrozumiali! Uwaga na przecinki, pojawiają się w najdziwniejszych miejscach!
Autor: Ann
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi, humor
Para: ZoroxLuffyxSanji
Ograniczenia wiekowe: 18+
Borze zielony nie wierzę, że to napisałam! Najwyższych lotów to, to nie jest, ale to mój pierwszy taki tekst, więc bądźcie wyrozumiali! Uwaga na przecinki, pojawiają się w najdziwniejszych miejscach!
-
Naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł, Nami? - nieufny wzrok Usoppa błądził po
otaczających ich zaroślach.
Od
kilku godzin przedzierali się przez gęstą dżungle, w poszukiwaniu cywilizacji.
Wędrówka była wyjątkowo nieprzyjemna, ponieważ bujna roślinność skutecznie
uniemożliwiała im swobodne poruszanie się. Cały las pełen był kłujących
krzewów, grzybów o nienaturalnej wręcz wielkości i ogromnych drzew, które
przysłaniały światło słoneczne, roztaczając wszędzie nieprzyjemny półmrok. Co
więcej przez całą drogę nie widzieli choćby jednego żywego stworzenia.
Wyglądało na to, że w całej tej dżungli nie było żadnych zwierząt, nawet
robaków. Otaczała ich złowróżbna cisza, przerywana od czasu do czasu jedynie
łagodnym szumem listowia poruszanego przez wiatr. Nikogo nie dziwiło, że Usopp
wraz z Chopper’em wyglądali na przerażonych.
-
Właśnie! Powinniśmy byli zabrać ich ze sobą! - mały renifer pociągnął nosem,
jakby powstrzymywał się od płaczu.
-
Nie ma mowy! - głos Nami był twardy i stanowczy. – Wiecie doskonale, że kara im
się należała!
-
Nie o to chodzi! Mnie również wkurzyli, ale wędrowanie bez nich przez tak
niebezpieczny teren chyba nie było najlepszym pomysłem! - Usopp jak najbardziej
zgadzał się z rudowłosą kobietą w kwestii kary, ale pomimo tego wolałby żeby ta
trójka odpokutowała w nieco inny sposób.
Tydzień
wcześniej na Merry skończył się prowiant. Jak nie trudno się domyślić głównym
powodem takiej sytuacji był niepohamowany apetyt ich kapitan, który, pomimo
ostrzeżeń Sanji’ego, wyżarł z lodówki niemal wszystkie zapasy. Cała załoga była
wściekła. Na ich nieszczęście, mimo wielu prób nie udało im się nic złowić, a
na horyzoncie, jak na złość, nie pojawiała się żadna wyspa. Naturalnie nie po
raz pierwszy znaleźli się w takim położeniu, więc każdy był przygotowany
psychicznie na dłuższą głodówkę. Mimo ciągłych narzekań Luffy’ego, wytrzymali
we względnym spokoju cztery dni. Niestety przedłużający się post w końcu zaczął
dawać im się we znaki i wszyscy chodzili poirytowani. Sanji nie potrafił
powstrzymać się od ciągłego warczenia na winowajcę, czym irytował Zoro, który
poprzez sen usiłował zapomnieć o głodzie. W ten sposób na pokładzie co chwilę
wybuchała awantura. Chopper za każdym razem usiłował załagodzić atmosferę, ale
nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Nami zamykała się w damskiej sypialni i
ślęczała nad mapami, próbując zapomnieć o nieprzyjemnym ssaniu w żołądku. Robin
obrała podobną taktykę i zagłębiała się w lekturze jednej ze swoich książek.
Luffy większość czasu spędzał leżąc plackiem na figurze dziobowej, jęcząc
niemiłosiernie i wypatrując lądu . Od czasu do czasu wstawał, wędrując bez celu
po pokładzie lub strofował bezradnego kucharza o posiłek. W efekcie Sanji
krzątał się po kuchni raz po raz otwierając i zamykając puste szafki, w
nadziei, że być może jednak uda mu się odnaleźć coś jadalnego. To on znosił tą
sytuację najgorzej, nie potrafiąc pogodzić się z myślą, że jego towarzysze
głodują. Usopp całymi godzinami przesiadywał na barierce statku, z wędką w
dłoni usiłując złapać cokolwiek. Chopper często mu towarzyszył w chwilach
wolnych, gdy tylko nie musiał rozdzielać Zoro i Sanji’ego. I w końcu szóstego
dnia głodówki, wybuchła tragiczna w skutkach awantura. Wszystko zaczęło się w
momencie gdy Luffy omal nie zemdlał. Jego nienaturalnie szybki metabolizm był w
takiej sytuacji przekleństwem. Podczas gdy reszta załogi nienajgorzej znosiła
przymusową dietę, pod oczami ich kapitana zaczęły pojawiać się ciemne kręgi, a
jego ruchy stały się jakby cięższe i ospałe. Wszyscy zauważyli też zmianę w
jego zachowaniu: przestał kręcić się bez sensu po pokładzie i praktycznie się
nie odzywał, siedząc bez słowa oparty o maszt. To było do niego niepodobne.
Zaniepokojony Chopper postanowił wykonać badania ustalające w jakim stanie
znajduje się ich pokładowy żarłok. Luffy zgodził się bez zbędnych dyskusji i
podpierając się dłonią o pokład próbował wstać. W tej chwili nogi odmówiły mu
posłuszeństwa i runął jak długi na drewnianą podłogę, uderzając głową o
twarde deski. Przerażony renifer swoim krzykiem zaalarmował całą załogę. Luffy
został bezzwłocznie przetransportowany do gabinetu lekarskiego, gdzie Chopper
odpowiednio się nim zajął, podając leki wzmacniające. To zdarzenie tylko
wzmogło niepokój załogi. Usopp z jeszcze większą determinacją wlepiał
spojrzenie w spokojną taflę oceanu, usiłując wypatrzeć potencjalną zdobycz.
Nami wraz z Robin zajęły leżaki na pokładzie i rozmawiały ze sobą przyciszonymi
głosami, próbując odnaleźć jakieś wyjście z tej niefortunnej sytuacji. Sanji po
raz kolejny przekopał całą kuchnię, niestety i tym razem bezskutecznie.
Zirytowany wyszedł na pokład i zapalił papierosa, siadając na barierce obok
strzelca. Widząc pytający wzrok Nami, jedynie pokręcił głową ze rezygnacją.
-Czy
nie jest zadaniem kucharza, nakarmić głodną załogę?- leżący nieopodal Zoro,
przerwał nieprzyjemną ciszę. Blondyn zjeżył się na te słowa.
-A
niby co według ciebie mam zrobić, ty gówniany glonie?! Wyczarować żarcie?!
-Może
powinieneś. To przez ciebie Luffy leży półprzytomny z głodu!
-Zoro!
Co ty…- Nami podniosła się z leżaka, zaniepokojona takim obrotem tej rozmowy.
-Coś
ty powiedział Glonomózgi?! Doskonale wiesz, że to Luffy wszystko wyżarł!- Sanji
poderwał się na nogi, z twarzą wykrzywioną przez wściekłość. Zielonowłosy
również wstał i podszedł bliżej, dźgając blondyna palcem w pierś.
-Powinieneś
był lepiej pilnować kuchni! To twoje terytorium!
-Panie
szermierzu nie powinieneś…
-Ty
cholerny zasrańcu! Jak śmiesz mnie obwiniać! Gdyby nie twoja pieprzona gorzała,
moglibyśmy kupić więcej jedzenia!- w odpowiedzi na ten zarzut Zoro zamachnął
się i uderzył Sanji’ego pięścią w twarz. Kucharz nie pozostając dłużnym,
zwrócił cios. Po chwili bójka rozgorzała na dobre. Nami wraz z Robin
bezskutecznie próbowały rozdzielić walczących mężczyzn. Usopp postanowił im
pomóc, jednak w tej chwili drewniany kijek poruszył się w jego dłoni, a żyłka
gwałtownie się napięła, ciągnąc chłopaka w stronę wody. Długonosy zareagował
błyskawicznie, próbując przyciągnąć ku sobie zdobycz. Nie było to łatwe. Widać
ryba musiała być pokaźnych rozmiarów, ponieważ Usopp ledwie mógł utrzymać
wędkę. Ze wszystkich sił zaparł się nogami i usiłował wyciągnąć zwierze z wody,
niestety nie był wystarczająco silny.
-Ej,
przestańcie! Słyszycie?! Uspokójcie się i pomóżcie mi, chyba coś mam! Ej,
słyszycie?!
Ku
jego rozpaczy zarówno Zoro, jak i Sanji byli zbyt zajęci skakaniem sobie do
gardeł by zareagować na jego słowa. W którymś momencie walczący mężczyźni
niebezpiecznie zbliżyli się do zmagającego się z rybą kanoniera i blondyn,
uchylając się przed nadchodzącym atakiem, cofnął się, zrzucając ciemnoskórego
chłopaka do wody. Przerażony Usopp, wypuścił kijek, zanim zdążył wpaść do
oceanu i w efekcie nadzieja na porządny posiłek prysła jak bańka mydlana.
Naturalnie,
po tym incydencie kłótnia została zażegnana. Nami była więcej niż wściekła, gdy
usłyszała, że utracili taką szansę na jedzenie, przez kłótnie tych dwóch
idiotów. Przez resztę popołudnia prawie nikt się nie odzywał. Chopper, który
dowiedział się o całym zajściu od Robin, zwyczajnie wybuchnął płaczem i z
zaczerwienionymi oczami wrócił do swojego gabinetu. Na szczęście dzięki lekom
Luffy czuł się o wiele lepiej i lekarz nie chcąc go niepotrzebnie denerwować,
nie wspomniał mu słowem o zajściu na pokładzie.
Następnego
ranka na horyzoncie wreszcie zamajaczyła wyspa, a humor wszystkich widocznie
się polepszył. Gdy dobili do brzegu, Nami postanowiła wymierzyć mężczyznom
odpowiednią karę. Mieli zostać na statku i pilnować Luffy’ego, który w jej
opinii był zbyt słaby, by ruszyć na poszukiwania prowiantu. Oczywiście kapitan
się z nią nie zgadzał.
-W
tym stanie do niczego nam się nie przydasz!
-Ale
czuję się już o wiele lepiej! Chcę pójść z wami!
-Mowy
nie ma! Zresztą tobie też należy się kara, za wyżarcie całych zapasów!
-Ale
Nami…!
-Powiedziałam:
NIE!- Luffy awanturował się jeszcze przez chwilę, ale po lekkim ciosie w głowę
wreszcie skapitulował . Z naburmuszoną miną, usiadł po turecku na pokładzie,
mrucząc pod nosem przekleństwa, których nie powstydziłby się najlepszy szewc.
Nami spojrzała na niego ukradkiem. Faktycznie wyglądał już lepiej, ale wędrówka
mogłaby być dla niego zbyt męcząca. Wiedziała doskonale, że chłopak jak
najszybciej powinien coś zjeść, ale po wstępnych oględzinach, nic w lesie nie
wyglądało na jadalne. Naturalnie, Luffy od razu zainteresował się wielobarwnymi
grzybami, ale Chopper kategorycznie zabronił im nawet ich dotykać, tłumacząc,
że mogą być trujące. Mina chłopaka od razu zrzedła.
Zoro
i Sanji również wyglądali na niepocieszonych powierzonym im zadaniem. Doskonale
zdawali sobie sprawę jak ciężko będzie utrzymać czarnowłosego na miejscu.
-Nami-swan,
powinienem pójść z wami ! Tam może być niebezpiecznie, a poza tym ja najlepiej
wiem, które produkty…- morderczy wzrok pani nawigator, skutecznie ukrócił
dalsze protesty.
-Zostajecie
i koniec! Widziałam wioskę na wzgórzu, w ciągu kilku godzin będziemy tu z
powrotem z jedzeniem. Wy macie na nas czekać i nigdzie się stąd nie ruszać, czy
to jasne?- trójka mężczyzn pokiwała zgodnie głowami.
-Naprawdę
uważasz, że posłusznie zostaną na pokładzie?- Robin nie wyglądała na
przekonaną. Na niej ponura sceneria nie robiła żadnego wrażenia. Dzięki swoim
umiejętnością bez problemu torowała sobie drogę przez gęste zarośla.
-Dokładnie!
Luffy nie usiedzi na miejscu nawet pięciu minut! Powinniśmy byli ich zabrać ze
sobą! Aaaał!- Usopp zbyt zajęty wypatrywaniem niebezpieczeństw, nie zauważył
najbliższego i wpadł prosto w ogromny oset.- Zoro raz dwa uporałby się z tym
całym zielskiem! Nie sądzisz, że robienie za ogrodnika byłoby lepszą karą?
-Nie.
Spójrzcie las się przerzedza! – rzeczywiście z każdym krokiem napotykali mniej
przeszkód i już po chwili wyszli z dżungli. Chopper zaśmiał się radośnie widząc
niewielką wioskę, położoną u stóp łagodnego zbocza. Na najwyższych terenach
można było dostrzec pola uprawne, które dzięki swojemu położeniu, były
doskonale nasłonecznione. Zapewne dzięki temu wszystko wspaniale rosło: zboża,
kukurydza… Usopp poczuł, że aż mu ślinka cieknie na ten widok. Gdzieniegdzie
mogli dostrzec również zagrody dla zwierząt. Sama wioska nie była duża, ale za
to niezwykle urokliwa. Niewielkie domki były rozsiane na płaskim terenie,
wszystkie kolorowe niczym tęcza. Ruszyli przed siebie, rozglądając się
ciekawie, od czasu do czasu witani przez przyjazne okrzyki mieszkańców.
Odpowiadali na nie ze uśmiechem. Osada była naprawdę niewielka, ponieważ już po
chwili dotarli na główny plac, pełen kramów z żywnością i innymi miejscowymi
towarami. Chopper wraz z Usopp’em rzucili się do pierwszego napotkanego
straganu, wypychając sobie usta owocami. Nami kupiła dla siebie i Robin
niewielki bochenek chleba i obie kobiety przysiadły na niskim murku, by w
spokoju spożyć ,pierwszy od wielu dni, posiłek. Nieopodal bawiły się dzieci,
kopiąc lekko skórzaną piłkę. Rudowłosa uśmiechnęła się widząc taką idyllę.
-Turyści?-
sędziwy mężczyzna przysiadł się do nich i z uśmiechem na ustach podał im
pomarszczoną rękę.- Jestem Yuki, burmistrz tej wioski. Miło mi was poznać.
-Nam
również! Jestem Nami, a to moja przyjaciółka Robin.-obie kobiety odwzajemniły
uścisk.- Jesteśmy… Żeglarzami. Kilka dni temu skończył nam się prowiant i
trafiliśmy na tą wyspę. Niestety nie udało nam się znaleźć nic jadalnego w
lesie.
-Och,
to straszne! Wy i wasi przyjaciele musicie być naprawdę głodni! Chociaż, tych
dwóch już chyba zdarzyło napełnić brzuchy!- burmistrz wskazał na Usoppa i
Chopper’a, którzy właśnie dołączyli do gry w piłkę.
-Jestem
pięciokrotnym mistrzem Grand Line w tej grze!- kanonier wypiął dumnie pierś, a
dzieciaki i mały renifer patrzyli na niego z zachwytem. Nami pokręciła głową, a
Robin zachichotała pod nosem. Staruszek również wyglądał na rozbawionego.
-Teraz,
gdy zażegnaliście pierwszy głód zapraszam do siebie. Chętnie posłucham jakiś
ciekawych historii z waszej podróży. Co więcej, moja żona świetnie gotuje! Z
radością ugościmy was na kolacji. Możecie również zostać na noc, mamy kilka
wolnych miejsc. Prowadzimy gospodę!
-To
bardzo miłe z pana strony, ale zostawiliśmy towarzyszy na statku. Musimy jak
najszybciej wrócić.
-Niedobrze.
Słońce powoli chyli się ku zachodowi, a w nocy las bywa niebezpieczny dla
podróżnych.- staruszek pokręcił głową z westchnieniem.
-Niebezpieczny?
Co masz na myśli, panie burmistrzu?
-Zapewne
zauważyliście, że w lesie nie ma żadnych zwierząt, prawda?- obie kobiety
zgodnie pokiwały głowami.- Otóż, w tej dżungli zamieszkują Naniki. To drapieżne
niedźwiedzie, które polują jedynie w nocy. Według legend, niegdyś w tych
okolicach roiło się od wilków, węży i innej zwierzyny. Wszystkie zwierzęta
jednak zostały pożarte przez Naniki. Nawet ptaki i owady. Nasza wyspa jest
niewielka i rzadko bywają na niej goście, to też ciężko było odbudować wymarłe
gatunki. Niedźwiedzie, nie mając innego wyjścia, musiały przejść na
wegetarianizm!
-Wegetarianizm?-
spytała Nami, sceptycznym głosem. –Sam pan powiedział, że to drapieżne
niedźwiedzie. Może i nie mają na co polować w lesie, ale przecież w wiosce
mieszka wielu ludzi. Osada nie nosi żadnych śladów ataku. Nie zauważyłam też
żadnych zabezpieczeń, ani pułapek! Jakim cudem nie atakują was w nocy?
-Mądre
pytanie. Otóż, to jest właśnie miejscowa zagadka!- burmistrz przyklasnął w
dłonie, wyraźnie podekscytowany. Najwidoczniej bardzo lubił tajemnice.- Jak
mówiłem, las w nocy jest niebezpieczny dla podróżnych! I tylko dla nich. Naniki
nigdy nie atakują mieszkańców wyspy. Nikt nie wie, dlaczego tak jest.
-Ale
w takim razie czym żywią się te niedźwiedzie? Skoro mówi pan, że to
drapieżniki, to z pewnością potrzebują mięsa.- Robin wyglądała na szczerze
zainteresowaną taką anomalią.
-Ma
pani rację. Jednakże, jak wspomniałem, Naniki jedzą głównie rośliny, a
dokładniej grzyby. W dżungli jest ich naprawdę dużo. Oczywiście czasami do
brzegu przybijają statki, najczęściej pirackie.- Nami i Robin wymieniły się
spojrzeniami.- Podobnie jak wy, poszukują oni pożywienia, ponieważ w pobliżu
nie ma żadnej innej wyspy. Nieszczęśnicy, wchodzą do lasu i błądzą, a przez
mrok jaki roztaczają drzewa, nie są w stanie ustalić ile czasu w tym lesie
spędzili. Gdy zapada zmierzch, Naniki wychodzą ze swoich kryjówek i atakują
ich. Ludzie, którzy w ciągu dnia nie napotkali żadnych zwierząt nie spodziewają
się tego. W nocy często słychać krzyki dochodzące z dżungli.- uśmiech na twarzy
staruszka przygasł.
-A
co jeśli przez dłuższy czas nie pojawia się żaden statek? Jak Naniki mogą
przeżyć bez odpowiedniego pożywienia?
-Dzięki
grzybom. Mimo swoich… Skutków ubocznych są niezwykle pożywne.
-To
przez te skutki uboczne ludzie ich nie jedzą? Nie widziałam, żadnego straganu,
na którym by je sprzedawano.
-Och,
piękna czarnulko jesteś niezwykle spostrzegawcza! Masz rację!
-Co
to za skutki uboczne?- dopytywała Nami.
-To
kolejna zagadka! Każdy grzyb ma inne właściwości! Niegdyś nasi naukowcy
próbowali jakoś je sklasyfikować. Powodowały halucynacje, świetny humor,
depresję, wściekłość. Ludzie od nich dziecinnieli, inni postanawiali zostać
filozofami, pisali książki pod ich wpływem, zostawali śpiewakami i tak
dalej! Nie sposób było zbadać wszystkie! Istniała jednak pewna zasada! Grzyby
zdawały się wiedzieć co robią, ponieważ nikt nigdy nie narzekał na skutki
uboczne. Każdy zdawał się zawsze dostawać to, czego chciał. – Robin spojrzała
na Nami.
-Mam
nadzieję, że ta trójka nie postanowi urządzić sobie uczty z tych grzybów pod
naszą nieobecność.- stwierdziła odrobinę zaniepokojona.
-Och,
nie martw się! Przy plaży rosną drzewa Tuki, ich owoce są jak najbardziej
jadalne i nieszkodliwe!
-Ma
pan na myśli te fioletowe, podłużne owoce, wyglądające jak zmutowane banany?!-
Nami wybałuszyła oczy.- Naprawdę są jadalne?
-Jak
najbardziej! Poza tym nie martwcie się, nawet jeśli wasi przyjaciele zjedzą
któryś z grzybów, nic wielkiego im się nie stanie! Skutki uboczne nie są
długotrwałe! W wiosce są nawet ludzie, którzy regularnie je jedzą. Lubią
ryzyko, ot co! Jak już mówiłem, chętnie ugościmy was w czasie kolacji. Mamy
gołębie pocztowe, możecie wysłać swoim przyjaciołom wiadomość, by posilili się
Tukami, a jutro spokojnie wrócicie na swój statek z normalnym prowiantem.
Naprawdę wolałbym, żebyście nie wędrowali po zmierzchu.
-Cóż,
to brzmi sensownie, czyż nie, pani nawigator?
-O
taak… To brzmi bardzo sensownie.- Robin nieco zaniepokoił przebiegły uśmieszek
rudowłosej koleżanki.
-Usopp,
Chopper! Zostajemy na noc! Ma pan kartkę i coś do pisania, panie burmistrzu?
Chciałabym jak najszybciej wysłać wiadomość do reszty naszej załogi! No i
liczymy na jakąś zniżkę za nocleg!
***
-Chcę
zejść na tę wyspę! Ta dżungla wygląda zabawnie!
-Nie
ma mowy! Słyszałeś co mówiła Nami-swan! Zostajemy na pokładzie!
-Ale
jestem taki głodny!
-To
tylko i wyłącznie twoja wina!
-Czy
możecie się przymknąć? Usiłuje spać!
-Pocałuj
mnie gdzieś, ty gówniany Glonie!
-Coś
ty powiedział Erokuku?!
-Ej,
patrzcie coś leci w naszą stronę!
Na
szczęście, przybycie gołębia pocztowego, zapobiegło dalszej kłótni. Niewielki
ptak wylądował z gracją na balustradzie i patrząc na nich z wyższością,
wyciągnął ku nim nóżkę, z przywiązaną do niej, małą kartką.
-Możemy
go zjeść?
-Ani
mi się waż! To gołąb pocztowy!- stwierdził blondyn, odwiązując małą karteczkę.
On sam najchętniej usmażył by to ptaszysko. Jak zwierze, może patrzeć na kogoś
z taką pogardą!- To od Nami i reszty!
Drodzy
idioci!
Udało
nam się dotrzeć do wioski. Niestety, według tubylców las w nocy jest niezwykle
niebezpieczny i musimy poczekać do świtu z powrotem.
Luffy
jęknął rozdzierająco z rozpaczą.
Ale
nie martwcie się! Burmistrz miasteczka, powiedział nam, że bez obaw możecie
poszukać jedzenia w lesie. Pamiętajcie tylko, by przed zmrokiem wrócić na
statek! Jeśli dowiem się, że mnie nie posłuchaliście czeka was sroga kara!
Cała
trójka wzdrygnęła się.
Póki
nie przyniesiemy normalnego jedzenia, możecie bez strachu zjeść…
W
tym miejscu było zamazane słowo i Sanji nie potrafił go rozczytać.
…grzyby.
Są bardzo sycące i zdrowe. Nie musicie ich nawet gotować, są smaczne
również na surowo. To powinno wam wystarczyć do jutra. Wrócimy jak najszybciej
się da.
Pozdrowienia
od wszystkich,
Nami
Sanji
złożył kartkę i schował ją do kieszeni marynarki, spoglądając na zachodzące
słońce.
-Powinniśmy
się pospieszyć, niedługo się ściemni.
-Tak!
Ruszajmy!- Luffy wyglądał jakby dostał porządny zastrzyk energi.
-Glon
zostaje!
-A
to niby czemu?!
-Mamy
niewiele czasu, więc nie możemy go marnować na szukanie ciebie, gdy się
zgubisz!
-Ty…!
-Sanji!
Chodźmy już!
Blondyn
obrzucił szermierza nieprzyjemnym spojrzeniem, ale bez sprzeciwu ruszył za
Luffy’m.
Pamiętając
o ostrzeżeniach Nami, kucharz pilnował by nie zagłębić się zbyt głęboko w las.
Czarnowłosy chłopak ze śmiechem zbierał kolorowe grzyby. Im jaskrawsze były,
tym lepiej. Sanji wybierał te, które wyglądem przypominały znane mu gatunki.
Miał złe przeczucia co do ich dzisiejszej kolacji. Zapełnienie dwóch sporych
koszyków zajęło im zaskakująco mało czasu. Jeśli chodzi o grzyby tutejszy las
był wyjątkowo urodzajny. Obładowani jedzeniem, wrócili na statek gdy słońce
wciąż jeszcze wisiało nad horyzontem.
Zoro
powitał ich z niezadowolonym grymasem na twarzy.
-Co
tak długo?!
-Trzeba
było samemu urządzić sobie grzybobranie, zmurszały palancie!
Sanji
opadł na pokład nieopodal zielonowłosego. Po chwili Luffy do nich dołączył z
szerokim uśmiechem wysypując swoje zbiory na pokład. Zoro wybałuszył oczy
widząc odpychająco jaskrawe kolory.
-Co
to ma być do cholery?!
-To…
-Wyżerka!-
Luffy wrzasnął radośnie i złapał pierwszy z brzegu pokaźnych rozmiarów grzyb, o
jasno czerwonej barwie, i bez chwili zastanowienia wpakował go sobie do ust.
-Ej,
Luffy! Poczekaj…- Zanim Zoro zdążył skończyć zdanie, brunet już połykał całość.
Obu
mężczyzn z niepokojem obserwowało kapitana. Czując pokarm wypełniający boleśnie
pusty żołądek, chłopak z westchnął z uśmiechem, który po chwili został
zastąpiony przez zdziwioną miną.
-Luffy?
Wszystko w porządku?- Sanji wystraszył się nie na żarty. Czarnowłosy spojrzał
na niego świecącymi oczami, a na jego ustach znów zagościł uśmiech. To jednak
nie uspokoiło Sanji’ego. Ten wyraz twarzy był jakiś dziwny i w żaden sposób nie
pasował do ich kapitana. Kucharz nigdy wcześniej nie widział u Luffy’ego takiej
miny.
-Pieprzyć
to!- Zoro, nie potrafiąc dłużej hamować głodu, chwycił czarny grzyb, który
zdobiły niewielkie, zielone ciapki.
-Nie!
Przerażenie
Sanji’ego wzrosło. Z tymi grzybami było coś nie tak do cholery! Nie powinni
byli ich nawet dotykać! Chopper miał racje!
-Na
co czekasz Sanji? Poczęstuj się!- Luffy przysunął się do kucharza i zanim ten
zdążył zaprotestować, niebieski kapelusz został wepchnięty do jego ust.
Krztusząc się, chcąc, nie chcąc przełknął swój posiłek, wypluwając połowę na
drewnianą podłogę.
Pierwszym
co poczuł była fala gorąca. Miał wrażenie, że całe jego ciało trawi ogień.
Niewiele myśląc chwycił za krawat i w pośpiechu zaczął go rozwiązywać. Gdy
cienki pasek materiału wylądował na podłodze, jego dłonie jakby samoistnie
powędrowały do guzików marynarki.
-Luffy,
podejdź tutaj!- słysząc rozkazujący głos, oderwał wzrok od swojego i nie
przestając się rozbierać, spojrzał na dwójkę swoich przyjaciół. Luffy
posłusznie jak nigdy dotąd, podpełzł do szermierza, który w tej samej chwili
złapał w garść czarne kosmyki i odchylił głowę chłopaka do tyłu. Brutalnie.
Przez zamroczony umysł Sanji’ego przemknęła myśl, że Glon krzywdzi ich kapitana
i powinien mu za to skopać dupę. Jednakże, dziwnie działanie grzybów skutecznie
odgoniło zdrowy rozsądek. Zwłaszcza, że Luffy nie wydawał się być oburzony
takim traktowaniem. Wręcz przeciwnie. Jego ciało zadrżało, a spomiędzy
rozchylonych warg umknął jęk. Sanji poczuł, że zaraz spłonie i rzucając
marynarkę na podłogę, zabrał się za rozpinanie koszuli.
Zoro
oblizał wargi i z szatańskim uśmiechem przybliżył twarz do ucha Luffy’ego,
szepcząc cicho:
-Powiedz
mi, kapitanie… Kto jest odpowiedzialny za cały ten bałagan, hę?
-Ja!
Przepraszam! To wszystko moja wina! Nie powinienem był wyjadać zapasów,
przepraszam!- wyjęczał brunet, nawet nie próbując się bronić, gdy szermierz
wykręcił mu rękę do tyłu.
-W
rzeczy samej! Należy ci się kara, prawda?
-Tak!
Boże, tak!- zrzucając koszulę na pokład, kucharz z chorą fascynacją obserwował,
jak zielonowłosy wbija zęby w odsłoniętą szyję swojego kapitana. Chłopak
krzyknął rozdzierająco i wyprężył całe ciało w kierunku mężczyzny, jakby
potrzebował dotyku. Sanji doskonale rozumiał jego pragnienia. Sam nie potrafił
myśleć o niczym innym jak tylko o czyjejś chłodnej skórze na jego własnym
ciele. Drżącymi z ekscytacji palcami, rozpiął rozporek i w pośpiechu pozbył się
spodni, wraz z bielizną przy okazji zrzucając również buty. W dwóch krokach
znalazł się przy pozostałej dwójce i przycisnął swoją klatkę piersiową do
pleców Luffy’ego. Coś mu jednak nie pasowało. Spojrzał w dół i z irytacją
zarejestrował, że czarnowłosy nadal ma na sobie ciuchy. Niebywałe! Jak on może
wytrzymać w takim upale!
-Luffy,
rozbieraj się! Natychmiast!- Zoro jakby czytając mu w myślach, przerwał
maltretowanie skóry na szyi ich kapitana i wydał rozkaz, takim tonem jaki robił
to całe życie. Natomiast Luffy, niczym posłuszny piesek, bez jakiegokolwiek
sprzeciwu spełnił jego życzenie. Sanji pierwszy raz w życiu miał ochotę
przyklasnąć temu Glonowi. Nie zrobił tego jednak, ponieważ jego dłonie,
kierowane własną wolą wślizgnęły się pod zdejmowaną właśnie kamizelkę i badały
gładką skórę na brzuchu chłopaka. Czuł jak druga para rąk, należąca do
szermierza, wędruje po plecach Luffy’ego i obejmuje jego pośladki, ściskając je
brutalnie. Ich kapitan dyszał ciężko, od czasu do czasu pojękując, a jego
biodra podskakiwały niekontrolowanie, ocierając się o, twardą jak skała,
męskość blondyna. Nie mogą już dłużej wytrzymać dotyku tkaniny na skórze, Sanji
po omacku odnalazł rozporek od jeansów bruneta i czym prędzej zerwał je z
niego, nie siląc się na delikatność. Teraz gdy, Luffy był już całkowicie nagi
jego skóra nareszcie spotkała się z chłodem drugiego ciała. Szermierz oblizując
ucho bruneta, spojrzał na kucharza z aprobatą. Blondyn odpowiedział znaczącym
spojrzeniem. Zielone, rozbawione tęczówki, spotkały jego własne i jakby
rozumieli się bez słów, Zoro rozkazał:
-Luffy,
rozbierz mnie!
Małe
dłonie natychmiast chwyciły materiał haramaki i pociągnęły go do góry, wraz z
koszulką. Zadowolony szermierz wyszczerzył zęby pod ramieniem chłopaka i Sanji
nie potrafił się powstrzymać przed przewróceniem oczami. Gdy wreszcie cała
trójka była naga, blondyn miał wrażenie, że znalazł się w niebie. Jego ręce bez
skrępowania błądziły po płaskim brzuchu i torsie, co więcej czuł również, jak
napięte sutki Zoro ocierają się o wierzch jego dłoni. Nieprawdopodobne uczucie.
Luffy nie przestawał się ruszać, dzięki czemu penis blondyna co chwilę pocierał
o szparę między jego pośladkami. Raj!
-Podoba
ci się co, Erokuku?- szermierz spojrzał na niego złośliwie.
-Tak
samo jak tobie, napalony Glonie!
-Och,
nie wydaje mi się! To zaskakujące, że nie przeszkadza ci fakt, że twój
kapitan nie ma cycków! Myślałem, że wolisz kobiety.- szczerze mówiąc do tej
pory blondyn również tak myślał. Teraz, gdy zielonowłosy o tym wspomniał,
kucharz z zaskoczeniem stwierdził, że płaska klatka piersiowa i twardy penis
kołyszący się między udami Luffy’ego to właśnie to czego pragnął. Żadnych
cycków, tylko twarde, umięśnione ciało. Jak w ogóle mógł uważać coś takiego za
atrakcyjne?! Nie do pomyślenia.
-Mam
rację, czyż nie? Może trochę podkręcimy atmosferę?- Saniji uniósł brwi.- Luffy,
zatrzymaj się!
Kapitan
natychmiast zaprzestał jakichkolwiek ruchów, a z jego ust uleciał jęk
niepowetowanej straty, wysyłając magiczny impuls, wprost do erekcji kucharza.
Gdy Zoro się odsunął, blondyn zachodził w głowę, co takiego ma zamiar zrobić
ten pokręcony facet. Było mu tak dobrze!
-Na
kolana!- brunet posłusznie pochylił się, opierając dłonie na deskach
pokładu.- Obróć się.- kolejny rozkaz wypełniony bez słowa skargi.
Sanji
spojrzał na zaróżowioną twarz swojego kapitana i aż stęknął z wrażenia. Usta
Luffy’ego były delikatnie rozchylone i wilgotne, jakby przed chwilą je
oblizywał. Na jego szyi i ramieniu widniały wyraźne ślady zębów i małe czerwone
punkciki. Cóż, Zoro nie był zbyt delikatny. I te oczy… Nigdy dotąd, przez całe
swoje życie, blondyn nie widział tak błagalnego i zadowolonego zarazem
spojrzenia. Miał ochotę zapytać go czego tak rozpaczliwie pragnie. Błękitne oczy
zwróciły się na drugiego mężczyznę, który wyglądał na niezwykle pewnego siebie.
Nie przerywając kontaktu wzrokowego, szermierz spytał cicho:
-Czego
pragniesz Luffy?
-Chce
Sanji’go. Chce ciebie. Pragnę was obu!
-Znakomicie.-
drapieżny wzrok skierował się ku wypiętym pośladkom.- Byłeś grzecznym chłopcem,
dostaniesz to, czego chcesz!
I
wtedy bez żadnego ostrzeżenia, silne, opalone dłonie złapały wąskie biodra, a
gruby, sączący się penis zagłębił się w ciasnym wnętrzu Luffy’ego. Według
Sanji’ego krzyk ich kapitana słyszeli nawet na East Blue. On sam miał wrażenie,
że dojdzie od samego patrzenia na to jak cholerny Glon pieprzy tyłek bruneta.
Chwycił garść ciemnych kosmyków i wiedząc , że chłopak nie odmówi, wyjęczał:
-Weź
mnie do ust! Natychmiast!
Gdy
gorące wargi otoczyły jego męskość z trudem powstrzymał się przed wytryśnięciem
w to grzeszne wnętrze. Nie miał pojęcia skąd Luffy wiedział co robić. Bo fakt,
że znał się na rzeczy był niezaprzeczalny. Usta rytmicznie ślizgały się po
całej długości pokaźnego penisa, a język pracował niezwykle sprawnie, obmywając
wrażliwą skórę, raz za razem. Gdy czubek uderzał w jedwabistą ściankę
gardła, Sanji czuł delikatne wibracje. Chłopak jęczał za każdym razem, gdy po przeciwnej
jego ciała, drugi penis zagłębiał się w jego wnętrzu. Blondyn zafascynowany
patrzył na twarz szermierza, której czerwień kontrastowała ostro z kolorem jego
włosów. Mężczyzna zaciskał zęby, patrząc w dół na swoją własną męskość
znikającą w tyłku ich kapitana. Poruszali się wspólnym rytmem jakby byli
jednym, połączonym przez Luffy’ego, ciałem.
Kucharz
zacisnął powieki, czując, że to dla niego za wiele. Skupił wszystkie swoje
zmysły na doznaniach fizycznych.
-Possij
go!
Oczywiście
Luffy zrobił jak mu rozkazano. Pod powiekami Sanji’ego zabłysły gwiazdy i
jęknął przeciągle, czując jak obejmujące go wargi przesunęły się na sam czubek
i zassały go mocno przesuwając się ponownie w dół, połykając go całego.
-Taaak!
Jeszcze raz! Zrób to znowu! Właśnie tak!
-Kurwa!-
biodra szermierza przyspieszyły, pieprząc Luffy’ego jeszcze mocniej.
Nie
mogąc się powstrzymać, chłopak wypuścił erekcję z ust i dysząc ciężko uniósł
załzawione oczy na Sanji’ego.
-Prze…
Przepraszam! Muszę… Muszę złapać oddech.
W
gruncie rzeczy, blondyn był zadowolony z tej przerwy. Wiedział, że gdyby to
trwało choćby minutę dłużej, nie dał by rady się powstrzymać i doszedł by
prosto w usta przyjaciela, a nie chciał by to wszystko skończyło się tak
szybko. Uczucia Zoro były chyba podobne, ponieważ zwolnił ruchy i po chwili
wysunął się z ciasnego otworu. Cała trójka dyszała jakby właśnie przebiegli
maraton.
-Wiesz,
Luffy… Masz nieprawdopodobnie zajebisty tyłek! Może masz ochotę spróbować
Erokuku?
Brwi
Sanji’ego niemalże zetknęły się z linią włosów. Ten gówniany Glon chce oddać mu
TAKĄ przysługę? Nie do pomyślenia!
-Nie
bądź idiotą!- Zoro zerknął na niego z politowaniem. Po raz kolejny blondyn miał
wrażenie, że mężczyzna czyta mu w myślach. To było nieco niepokojące.- Mam
całkiem ciekawy pomysł!- stwierdził zielonowłosy, siadając na pokładzie i
rozkładając nogi. Tym razem brwi Sanji’ego dokonały niemożliwego i jednak
zetknęły się z jego blond kosmykami. Widząc wyraz jego twarzy, szermierz skrzywił
się z niesmakiem.- Ty naprawdę jesteś idiotą! Przysuń się i usiądź w tej samej
pozycji, tak blisko mnie jak tylko możesz.
Nie
bardzo wiedząc o co chodzi drugiemu mężczyźnie, blondyn wzruszył ramionami i
wykonał polecenie. Gdy ich jądra się zetknęły, na twarzach obydwu zakwitł
krwistoczerwony rumieniec. Żaden się nie odezwał. Zoro spojrzał na siedzącego
obok bruneta i przywołał go gestem. Luffy podniósł się i posłusznie podszedł do
przyjaciół. Dłonie szermierza nakierowały jego ciało, tak by znalazł się pomiędzy
nimi, kucając dokładnie nad obiema sterczącymi erekcjami i wtedy kucharz pojął
intencje swojego towarzysza.
-Zdurniałeś?!
Rozerwiemy go na strzępy!
-Nie
panikuj, jest z gumy! Nic mu nie będzie!- mimo wszystko głos zielonowłosego nie
był zbyt pewny.
-Skąd
niby możesz wiedzieć jakie limity ma jego ciało?! Nie uważasz, że powinniśmy go
najpierw zapytać o AAAACH!!
-NNgh!
Bez
ostrzeżenia Luffy złapał oba penisy w dłoń i opuścił biodra. Obie erekcje
zagłębiły się w ciasnym wnętrzu, wyrywając im z gardeł okrzyki przyjemności.
Czarnowłosy odchylił głowę do tyłu, opierając ją o ramię blondyna i syknął
przez zaciśnięte zęby, poruszając się delikatnie, jakby na próbę.
-Zw…
Zwariowałeś?! Chcesz sobie zrobić krzywdę?!- wyspał Sanji, w tym samym czasie,
gdy Zoro warknął:
-Kurwa!
Luffy! Ty cholerny kretynie! Nie tak ostro!
Siedzieli
tak przez chwilę, uspokajając swoje oddechy. W końcu po kilku długich minutach,
kapitan uniósł biodra i opuścił je powoli. I jeszcze raz. Wyglądało na to, że
wszystko jest w porządku, bo Luffy zdawał się odnaleźć swój rytm i poruszał się
coraz szybciej.
Sanji
westchnął z zadowoleniem i polizał kark bruneta, delikatnie przygryzając
wrażliwą skórę. Jęk chłopaka został stłumiony przez język szermierza, który
wtargnął między jego rozchylone wargi. Uda Luffy’ego drżały z wysiłku przy
każdym ruchu, a po szyi słynęła mu strużka potu, którą blondyn z rozkoszą
scałował. Mężczyzna czuł jak jego własny penis ociera się o męskość
przyjaciela, a gładkie ściany odbytu ich kapitana zaciskają się lekko z każdym
pchnięciem. I to było tak zajebiste uczucie! Silne dłonie szermierza objęły
jędrne pośladki, nadając im jeszcze szybsze tempo. Czując, że jego własne ręce
są bezużyteczne, blondyn chwycił twardą męskość Luffy’ego masując ją w ich wspólnym
rytmie. Chłopak przerwał pocałunek ,wyginając ciało w łuk i wbijając paznokcie
w plecy szermierza, zaczął krzyczeć z przyjemności.
-Tak!
Zoro! Och… Sanji!
Byli
już blisko. Wszyscy trzej. Blondyn był tego świadom i miał przeczucie, że
szermierz również to wiedział.
-Luffy…
-Dojdź
dla nas!
Spełniając
ostatni rozkaz, ich kapitan wytrysnął mocno, wprost na połączone ciała, a
jego mięśnie zacisnęły się wokół obu mężczyzn, prowadząc ich na sam szczyt. Gdy
ostatnie krople spełnienia, wypełniły wąski otwór, wykończeni padli na
drewniany pokład, wśród wielobarwnych grzybów.
***
-Hej,
chłopaki! Już jesteśmy!- radosny głos Chopper’a, niósł się po całym wybrzeżu.
-Mamy
żarcie! Na pewno jesteście głodni! Chłopaki?
Na
statku panowała nienaturalna cisza. Zaniepokojeni brakiem odzewu, czym prędzej
wdrapali się na Merry. Na pokładzie nie znaleźli żywej duszy. Spanikowana Nami
pognała w stronę kajut. Otwierając drzwi z hukiem wpadła do kuchni i ze
zdziwienia otworzyła usta. Wszystko wyglądało… Całkowicie normalnie. Zoro
siedział na podłodze, oparty plecami o ścianę i ziewał szeroko. Widocznie jej
hałaśliwe wtargnięcie wyrwało go ze snu. Sanji krzątał się przy blacie
wycierając naczynia i widząc ją, posłał jej uroczy uśmiech.
-Już
jesteście! Tak się cieszę!
Natomiast
Luffy, siedział przy stole, opierając głowę o gładki blat i patrzył na nią
żałośnie. Cienie pod jego oczami wciąż nie zniknęły.
-Macie
mięso?
-Mamy!
Hej, chodźcie! Są tutaj!
-Luffy!
– Usopp z Chopper’em wpadli do kuchni z prędkością rozpędzonej lokomotywy, po
drodze wręczając torby z zakupami
Sanji’emu,
który bezzwłocznie zabrał się za przygotowywanie posiłku. Na widok przyjaciół,
brunet nieco się ożywił, ale nadal wyglądał dość markotnie gdy słuchał
opowieści Usopp’a o atrakcjach odwiedzonej wioski. Nami przyjrzała mu się
bliżej i zmarszczyła brwi.
-Dlaczego
Luffy ma na sobie golf?- zapytała blondyna, który właśnie rozpalał ogień pod
jakimś garnkiem. Na jej słowa brunet lekko się wyprostował, a jego towarzysze
jakby dopiero teraz dostrzegając tą niespodziewaną zmianę, spojrzeli na niego
zdziwieni. Milczący
Zoro,
odrobinę się zarumienił. Sanji odpalił papierosa i zaciągając się dymem
odpowiedział spokojnie, wzruszając ramionami:
-Jest
osłabiony, nie chciałem żeby się przeziębił, dlatego kazałem mu się cieplej
ubrać.
Chopper
obrzucił go spojrzeniem pełnym aprobaty. Stojąca w drzwiach Robin, uśmiechnęła
się pod nosem. Nami przyjęła takie tłumaczenie, kiwając głową bez słowa.
-Jak
wam minął wczorajszy wieczór? My byliśmy u takiego staruszka, mówię wam jaka
wyżerka! Jego żona gotuje prawie tak dobrze jak ty, Sanji!- Usopp wytarł ślinkę
cieknącą mu z ust na samo wspomnienie wybornego posiłku.
-A
wy co jedliście? Znaleźliście te owoce o których napisała wam Nami?- renifer
wyglądał na zmartwionego.- Mam nadzieję, że nie głodowaliście przez nas!
Luffy
pochylił głowę, próbując ukryć uśmieszek. Zoro zamknął oczy, a jego twarz miała
odcień dojrzałej wiśni. Sanji, stojący tyłem do załogi, ponownie zaciągnął się
papierosowym dymem.
-Nasza
kolacja była… Apetyczna.
Spod
ściany dobiegło ich rozbawione prychnięcie.
Usopp
i Nami wymienili zdezorientowane spojrzenia. Ich potworne trio było dziś
potwornie tajemnicze!
-A
ty Luffy? Mam nadzieję, że zachowywałeś się odpowiednio i nie narobiłeś nikomu
kłopotów.
Tym
razem, to policzki bruneta lekko się zaróżowiły, ale tajemniczy uśmieszek nie
znikał z jego warg.
-Luffy
był wyjątkowo posłuszny.- szermierz brzmiał tak, jakby z trudem powstrzymywał
śmiech. Sanji nie miał tyle samokontroli i zachichotał.
-A
właśnie! Widzieliście może jakiś inny statek, podpływający do wyspy?- spytał
Usopp, starając się zignorować dziwaczne zachowanie przyjaciół, zrzucając ja na
zbyt długą głodówkę. Tym razem wszyscy trzej spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Statek?
Nie, a czemu pytasz?
-W
tym lesie żyją drapieżniki, pożerające ludzi!- wyszeptał Chopper z przejętym
wyrazem twarzy.
-Co
mają zwierzęta do statku?- zdziwił się Zoro.
-Pan
burmistrz opowiadał nam historię o ofiarach tych drapieżników.-wtrąciła się
Robin, nadal uśmiechając się delikatnie- Ponoć ludzie z wioski słyszeli w nocy
straszne krzyki.
Nie
potrafiąc dłużej się powstrzymać, cała trójka zgodnie wybuchła głośnym
śmiechem.
-Co
tu się do cholery wczoraj stało?!- Nami nie wytrzymała tej dziwnej atmosfery.
-To
jedna z tajemnic tej wyspy! Sanji jeeeść!
Kocham to zakończenie, śmiałam się jak ciota :D
OdpowiedzUsuń"Mordowani turyści" ^^
Całość piękna, dziwiłam się, ze Nami taka odważna by się do lasu wdzierać bez tej trójki, ale na pewno jej kobiecy instynkt dawał jej znać, że muszą być seksy. Luffy dostaje takie widowiskowe prezenty na urodziny <3
Gdyby nie był z gumy martwiłabym się o niego, dobrze, że Pan Kapitan wiedział jaki owoc zjeść^^ przyda mu się jeszcze nie raz w przyszłości.
Seksy gorące, Luffy taki posłuszny zamiast rozkapryszony, przyjemna odmiana.
Tak wg to zabijmy glona, dupek zarzuca coś mojemu biednemu Sanjiemu :( *chciałaby go utopić, ale glony pływają*
Ann kocham <3 pisaj nam takie cuda jeszcze :*
Jaaaaa!! Ann! takie cuda! Ja nie mogę! Zajebiste opowiadanie do miliona kwadratów świetlnych! Mój ulubiony trójkąt i tak zajebiście napisany! Dzięki Ci po stokroć Wspaniała Kobieto! Umieram normalnie z gorąca i wypieków.
OdpowiedzUsuńSuper zbudowałaś historie, uwielbiam jak porno ma ociupinkę fabuły;D Całe wprowadzenie było dobre i opis kłótni tez bardzo fajny:) Oddałaś bardzo dobrze zachowania załogi i wczułam się w klimat OP. Potem ta akcja z grzybami xD To by było podobne do Nami zrobić im taki głupi kawał xD Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa...
A potem to się rozpływałam. Zoro taki władczy i Luffy taki posłuszny, mrau!!!! Jakie wyśmienite pozycje nam zaserwowałaś! Też od razu pomyślałam o zdolnościach Luffiego jak Pieg xD Zajebiście się panowie do siebie dobrali! Jak ja uwielbiam czytać coś spod Twojej ręki. Genialne, naprawdę. Takich seksów mi było trzeba!
A już szaleństwem jest dla mnie zawsze sytuacja po i Ty ją cudownie oddałaś xD! Jak cała trójka uśmiechała się pod nosem do siebie i załoga nie wiedziała o co chodzi xD a ten golf?! Hahaha! a zakończenie? No boskie xD
Pieg pierwsza zaczęła czytać i co chwilę słyszałam jak się brechta i musiałam tez zacząć. Jak ja się cieszę! xD Chcę jeszcze!
W ogóle ich obraz jak padli po seksie wśród kolorowych grzybów musiał był ekstra! Widzę to oczami mej zboczonej wyobraźni.
Och, cudowne to było i dzięki za lekturę:D
Ann! Ja nie wiem co Ty masz w głowie, ale to było mistrzowskie!
OdpowiedzUsuńPierwszy raz porno z uke!Luffym tak bardzo mi się podobało. A przy końcówce, lałam się równie mocno co całe trio! To było po prostu cudowne!
Takiej beki już dawno nie miałam. Błagam Cię chcę więcej takich opowiadań, nawet jeśli to ma oznaczać, że Luffy przekopie całą moją szafkę z bielizną! [tak co do poprzedniego ficzka xD]]
Ann! Ty genialny dobry człowieku! *.*
OdpowiedzUsuńTrójkąt!!! *.*
Co za realistyczna fabułą w One Piecowym stylu! Charaktery oddane znakomicie, zachowania tak samo i postawy które wszystko podkreślały. Matko! To było prze boskie! A seksy! A motyw z grzybami! A awantura Zoro i Sanjiego! W niej to całkowicie się przeniosłam na deski statku *.* Ann zabrałaś do świata OP w którym króluje gejoza! Jestem w niebie i bije Ci pokłony! I wdzięczność ma nie ma granic! I daj jeszcze jakiś trójkąt Błagam napisz jeszcze! *.* Wyszło Ci fenomenalnie!
Te ich wspólny stosunek koduje się w mojej głowie na stałe *.* Że już nie wspomnę jak bardzo rozkochał moją psychikę rozkazujący Zoro *.* i taki podległy Luffy *.*
Głodówka zafundowana przez gumiaka wyszła ci dotkliwie a jak wyobraziłam sobie takiego biednego Luffy’ego to całkiem byłam wstrząśnięta i sama chciałam udać się na połów co by go ocalić xD *Tak za bardzo się w czuła xD*
A koniec kapitalny i jeszcze ten! Zacieszałam bez opamietania! ^^
Wszystkie słowa opisujące zachwyty przywołuje w to miejsce i jeszcze raz dziękuję za napisanie tego zboczonego cuda! *.*
Paulaa
Wow! Serio nie spodziewałam się tak entuzjastycznego odzewu.. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy! Dzięki dziewczęta! :D :***
OdpowiedzUsuńWstęp wydawał mi się potwornie długi w porównaniu do samych seksów, ale jakoś musiałam wprowadzić motyw tych grzybków. ^^ Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że walnęłam zamiast porno z fabułą, fabułę z porno xD
A tak w ogóle to mam pomysł na jeszcze jeden, taki sam trójkąt, także czujcie się ostrzeżone! xD
Jeszcze raz dzięki za komentarze, skurczybyki karmią wena! ^^
O nieeee Ann jak mogłaś "bezcześcić" seksy fabułą :p
UsuńJam miłośnik fabuły w seksach bo człowiek się lepiej "zanurza", że tak powiem w opowiadanko;D Więc bezcześć! *pokazuje Pieg język* ;D ;p
UsuńTaaaaak pisz!! *.*
OdpowiedzUsuńPaulaa
Ale pomysł! "Skutki uboczne" grzybów i mordowani turyści, taaa...
OdpowiedzUsuńJeśli te grzyby działałyby tak na te niedźwiedzie, to byłoby ich jak królików w tym lesie XDDD.
Mnie się bardzo podobało! (zawsze mam problemy jak komentować porno, sorry)
Piegowata nie czepiaj się Zoro. Coś ty na niego taka cięta?
OdpowiedzUsuńPiegowata nie czepiaj się Zoro. Coś ty na niego taka cięta?
OdpowiedzUsuńNie to kurde boskie, jeszcze czegos takiego nie czytalam xdd Zajebisty pomysl <3
OdpowiedzUsuń