19 kwietnia 2014

[Opowiadanie] Krzyk rozpaczy - Rozdział 1

Tytuł: Krzyk rozpaczy
Autorka: Ayo3
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 1/6
Gatunek: yaoi, dramat
Para: SanjixZoro, ZoroxKuina
Ograniczenie wiekowe: 18+
Specjalna dedykacja: Dla Pauliś :*
Uwagi: gwałty, psychiczne
Z góry bardzo przepraszam za postać Sanjiego. Zrobiłam z niego kompletne OC i jest to całkowicie sprzeczne z tym, jak ja go postrzegam. Ale czego się nie robi dla ukochanego Marimo :* Powiem tylko tyle, że od następnego rozdziału będzie się robiło nieprzyjemnie. Życzę miłego czytania :)
Idąc przez życie z dobrocią wymalowaną na twarzy,
potykamy się, aby dać się objąć cierpieniu,
które skutecznie eliminuje naszą naiwność.


Krzyk rozpaczy
Rozdział 1: Upadek

            Za nieskazitelnie czystym biurkiem siedział blondwłosy, młody mężczyzna. Pomimo zamieszania panującego na zewnątrz, wydawał się nie zwracać na nic uwagi. Mimo iż oczy miał utkwione w szkle, pokazującym całe ludzkie okrucieństwo, jego wzrok był jakby nieobecny. Zupełnie jakby rozkoszował się najmniejszym wybuchem czy jękami umierających, sponiewieranych ludzi. Z jego ust roznosiło się coraz głośniejsze sapanie. Ręką przejeżdżał po swoim twardym już penisie. Momenty w których upadały całe wioski, podniecały go bezgranicznie. Krzyki ludzi, panicznie bojących się śmierci, trafiały w niego z niezwykłą mocą. Upajał się tym, jakby to była jedyna rzecz, która spowoduje w nim spełnienie.
            Noir Sanji przez wszystkich uważany był za diabła w ludzkiej skórze. Był jednym z naczelnych oficerów w wojsku francuskim i nie było osoby, która chciałaby z nim zadrzeć. Posuwał się do najbrutalniejszych środków, aby tylko zyskać swoje cele. Odpowiedzialny za pojmanie ludzi z japońskich wiosek szedł po trupach, tylko po to, żeby ludność w nich zamieszkała podporządkowała się narzuconym przez rząd francuski zasadom. Nie przeszkadzało mu traktować ich jak zwykłe psy, pozbawione jakichkolwiek praw.
            Gdy dzisiaj, zaledwie przed godziną, powiedziano mu, że jeden z tych psów, niejaki Roronoa Zoro, panoszy po jego zdobytym terytorium, w jego chorej głowie narodził się niecny plan. Jakże przyjemnie byłoby załamać tego człowieka, sponiewierać, a potem spowodować, aby sam sobie odstrzelił łeb ze słowami na ustach, że jest tylko zwykłym, zapchlonym kundlem. Na samą myśl jęknął głośno, a z jego przyrodzenia trysnęła biała ciecz. Powstrzymując dyszenie, wytarł ślinkę cieknącą z jego ust. Uśmiechnął się pod nosem. Nie znał tego człowieka, a już sama myśl o nim niesamowicie go pobudzała. Czuł, że czeka go parę tygodni, a jak dobrze pójdzie to nawet lat, świetnej zabawy.
            Wytarł szybko swoje nasienie i usiadł przy biurku. Najgorsze w tej robocie było uzupełnianie tych wszystkich papierów. Nienawidził tego i uważał to za marnowanie swojego cennego czasu. Odpalił papierosa. Nagle jego uwagę przykuła lista mieszkańców tej palącej się dziury. Tak, takie świstki papieru były nawet dość ciekawe. Szybko przebiegł wzrokiem po zromanizowanych literach i zatrzymał się na nazwisku Roronoa. Oprócz obiektu jego zainteresowań, było tam również imię kobiece pod tym samym nazwiskiem. Przez jego twarz przebiegł mało widoczny cień tryumfu. Teraz już wiedział, że złamanie tego nieugiętego człowieka będzie tylko kwestią czasu.
            - Daz – zawołał w stronę drzwi, które po chwili się otworzyły, a do pomieszczenia wlazł rosły, barczysty facet. – Powiedz grupie śledczej, żeby znaleźli kobietę o imieniu Roronoa Kuina. Wykonać natychmiast!
            - Tak jest, sir! – krzyknął mężczyzna grubym głosem i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając swojego przełożonego z miną rasowego psychoza. W duchu mógł jedynie współczuć kobiecie, kimkolwiek była, ale nie miał zamiaru tego robić. Sam już nie mógł się doczekać, aby pozbawić kogoś życia.

***

            W zasięgu jego wzroku nie było miejsca w którym nie szalałby ogień. Ciała ludzi, których tak dobrze znał, walały się po ulicach ubabrane w szkarłatnej substancji. Okolica była, albo raczej wydawała się być pusta. W dłoniach i ustach czuł swoje trzy zniecierpliwione towarzyszki. Czuł, że ten spokój, o ile można było to nazwać spokojem, niebawem się skończy. I nie pomylił się ani trochę.
            Zza rogu jednej z ulic wyskoczyli nagle żołnierze. Po umundurowaniu Zoro od razu poznał, że byli to Francuzi. „Pieprzone żabojady”, przeklął ich w myślach, a zaraz potem ruszył do ataku. Jego przeciwnicy okazali się tak słabi, że walka nie potrwała nawet pięć minut. Krew ostatniego trysnęła mu na twarz, gdy tylko przeciął jego tętnice. Nie nastawiał się jednak, że wszyscy są tacy. Miał już pewne doświadczenie w tej kwestii.
            Parę lat temu, jak był w wojsku, został wysłany do Stanów Zjednoczonych. Wtedy również Amerykanie borykali się wojnami z Francuzami, którzy chcieli odzyskać swoje utracone kiedyś terytoria. Gdyby nie wsparcie wojska japońskiego, Europejczykom by się to udało. To miał być odwet za to, że państwo japońskie śmiało się wtrącić w nieswoje sprawy i skutecznie namieszać w planach Francuzów. Japończycy dobrze wiedzieli, że prędzej czy później doczekają się odwetu. To była tylko kwestia czasu, dlatego Zoro był na to fizycznie przygotowany. Wiedział, że jak się da pojmać żywcem to czeka go wieloletnia niewola.
            Z przemyśleń wyrwała go kolejna grupa mściwych wrogów. Wiedział, że z tymi łatwo nie pójdzie. Stanął w pełnej gotowości. Słyszał świst mieczy i uderzający o siebie odgłos stali. Jego ruchy były szybkie i jak najbardziej precyzyjne. Tamci zaczęli powoli się męczyć, co pozwalało mu na zadanie ostatecznych ciosów. Mimo tego i tak nie była to prosta sprawa. Tamci nie przebierali w środkach. Pojawiało się ich coraz więcej. Większych, zajadliwych, chcących dopiąć swego, pozbawionych wszelkich zahamowań.
            Roronoa poczuł jak przez udo przebija mu się coś tępego. W ostatniej chwili powstrzymał się by nie wrzasnąć z bólu. Nie poddawał się, napierając na wrogów dalej. Przyrzekł sobie, że nie da się zabić przez te ścierwa. To było wbrew jego życiowym zasadom. Zignorował cały ból, na to przyjdzie czas kiedy indziej. Poderżnął gardło mężczyźnie, który śmiał go ugodzić. Z satysfakcją patrzył, jak głowa mężczyzny topiła się w czerwieni. Nie da sobą pomiatać, a już zwłaszcza, że był w swoim kraju.
            Jego uwadze nie umknęła jedna rzecz. Zauważył, że oprawcy nie chcą go zabić, a pojmać. Ta myśl go trochę zaniepokoiła, jednak skutecznie dawał im do zrozumienia, że nic z tego. Mimo to dziwiło go, że żaden z żołnierzy nie wyciąga broni palnej. Przecież to na pewno ułatwiłoby im robotę. Jednak myśl, że może trafić do niewoli napędzała go jeszcze bardziej. To byłoby nawet bardzo hańbiące od śmierci.
            Czuł w nodze tępy ból, jednak mknął dalej, pozbawiając życia wszystkiego, co stanęło mu na drodze. Chęć ochrony tego, co było najcenniejsze w jego życiu powodowała, że coraz bardziej dawał się ponieść krwawemu szaleństwu. Automatycznie ciął wszystkich wokół siebie. W sercu szkliła mu się myśl, że im więcej pozbędzie się wrogów, tym większe są szanse na to, że Kuinie uda się uciec z tego piekła. To dodawało mu niewyobrażalnej siły.
            Poczuł, że za nim ktoś się czai, chcąc zaatakować. Nie dał się, odskakując do tyłu i szybko atakując przeciwnika, który był nie do porównania z tamtymi płotkami. Zaciekle błyskały w niego oczy, przypominające te u jastrzębia. Paraliżowały swoim kształtem i kolorem. Miał wrażenie, jakby przewiercały go na wylot, odkrywając wszystkie jego słabości. Przez chwilę stracił nad sobą kontrolę, a ostry miecz przeciwnika przeciął go wzdłuż klatki piersiowej.
            Powstrzymując się od wrzasku, upadł na ziemię. Czuł jak traci przytomność, a szkarłatna ciecz spływa po jego okaleczonym ciele. Zaklął w myślach. Nie miał zamiaru tak beznadziejnie skończyć. Ignorując ból, starał się dźwignąć na nogi.
            - Na co czekacie? – usłyszał spokojny głos swojego oprawcy. – Bierzcie go przed oblicze dowódcy Noira.
            Poczuł jak coś mocno związuje mu ręce i nogi. Zacisnął zęby z wściekłości. Noir… Kimkolwiek był ten facet, Zoro miał zamiar posiekać go przy pierwszej lepszej okazji.

6 komentarzy:

  1. Aaaa, Sanji jako psychol <3 Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak przedstawionego. Zajebiście mi się to podoba :D I nie obchodzi mnie, że postacie są OC, jeśli opowiadanie wyjdzie świetnie :D Trochę się boję dowiedzieć, po co Sanji kazał podwładnym znaleźć Kuinę. Pomimo tego, że jest psycholem i tak nie wyobrażam sobie, żeby miał kobiecie zrobić krzywdę. Ciekawość mnie strasznie zżera, jak go dalej przedstawisz i co on zamierza zrobić z Zoro :D

    Walczącego Zoro opisałaś świetnie. Z wypiekami na twarzy czytałam, jak zabija on kolejnych żołnierzy :D Wprowadzenie Mihawka jako tego, który go pokonuje też było dobrym pomysłem. I ta rana na klatce piersiowej, ahh <3

    Francja naprawdę prowadziła wojnę z Japonią? Na historii nic na ten temat nie słyszałam :O

    Bardzo mnie to cieszy, że od następnego rozdziału zrobi się nieprzyjemnie :D Dodaj go szybko, prooszę :D Wiem, że masz już napisany XDDD

    Mon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, takich wydarzeń historycznych nigdy nie było i wątpię by były. Musiałam coś wymyślić z udziałem tych dwóch krajów. To czysta fikcja. Co do nowego rozdziału to owszem, jest już napisany. Pojawi się jednak dopiero po rozdziale mojej ukochanej "Wisienki", który nawet jeszcze nie został zaczęty.

      Usuń
  2. Jaaa... Początek mocny:)
    Ta scena gdzie Sanji robi sobie dobrze wyobrażając sobie te okropności... Mega Ci wyszła. Zupełnie coś innego. Boję się strasznie o Kuinę:( Zrobisz jej wielką krzywdę? To by była chyba najgorsza część xD *moje wrażliwe serce*
    Akcje z Zoro przedstwiłaś bardzo realistycznie. Widziałam tą krew która trysnęła na jego twarz, zupełnie jak w filmie. Jak jego miecze odbijają blask ognia... Świetne:D Tak coś czułam, że walkę przegra z Mihawkiem. Nawiązanie do rany na piersi było mega;D Właśnie też się zastanawiam czy z tą historią to fikcja czy prawda? Pewnie się załamiesz tym pytaniem, ja niestety jestem kiepska w te klocki xD
    Jestem ciekawa bardzo co będzie w drugim rozdziale. Podejrzewam, że pójdziesz na całość skoro już tak to się wszystko zaczyna:D
    Vanilia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest, jak się ma długo stronę otwartą :p udaj, że pytania o historie nie było xD

      Usuń
  3. Super opowiadanie. Trzyma w tym napięciu, opisy niesamowicie realistyczne. Gratki dla autorki, świetna akcja i ten Sanji... Jeszcze nigdy nie myślałam, że ktoś dostrzeże w nim psychopatę.
    I jeszcze Zoro, taki kochany~!
    Na serio, wspaniałe opowiadanko, może się powtarzam, ale po prostu ciężko mi wyrazić swój zachwyt tym dziełem. To napięcie, ta akcja i te postacie...
    Życzę dużo weny i mnóstwa pomysłów n ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm no nie wiem czy powinnam czytać coś czuje że może być trudna lektura ... a jednak ciekawi mnie ...
    kurde trochę się boje ......
    już jakiś czas temu czytałam opowiadanie jak właśnie zoro cierpiał za całą załogę na ich oczach

    OdpowiedzUsuń