10 marca 2014

[Opowiadanie] Shooting stars

Tytuł: Shooting stars
Autorka: Sarinea
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: obyczajowe, shounen-ai
Para: IceburgxFranky
Ograniczenie wiekowe: --
Czasy, kiedy Franky nie był cyborgiem i dopiero uczył się swego szlachetnego rzemiosła z Iceburgiem. Dwójka dzieciaków z marzeniami, których spokój zakłóca najazd na Water 7, nagle odkrywa, jak ważna jest dla nich ich wspólna więź. Miniatura.
Opowiadanie z naprawdę subtelnymi podtekstami (a w każdym razie próbowałam).
Can we pretend that airplanes in the night sky are like shooting stars
I could really use a wish right now, wish right now, wish right now...

W świetle słońca pobłyskiwały dwa odcienie błękitu. Jeden lazurowy, o turkusowym zabarwieniu, a drugi w kolorze chabrów, skrywający się pod ciemną chustką. Wokół roznosił się wesoły stukot młotka. Dla obu niebieskich czupryn był on powodem do radości.
- Zobaczysz, mój kolejny Battle Franky będzie najlepszym dziełem świata! – Zawołał ten o turkusowej grzywie. Drugi chłopak obrzucił go krzywym spojrzeniem i uśmiechnął się drwiąco, na co we Frankym zagotowała się krew. Niezależnie od tego, ile razy Baka-burg się wyśmiewał, reakcje i poziom wściekłości zawsze były takie same. – Zaraz cię zdzielę!
- Już to widzę – zachichotał Iceburg, zacieśniając supeł swojej chustki i ocierając czoło. Słońce stało wysoko na niebie, a dzisiaj mieli udowodnić Tomowi, że potrafią zrobić porządne złączenia i ładnie heblować drewno. To znaczy, Iceburg chciał udowodnić, bo Franky’ego jak zawsze wypełniała energia, która niekoniecznie przekładała się na wykonaną pracę. Po części starał się to tolerować, w końcu Cutty Flam był jego młodszym kolegą, lecz bardzo często nie udawało mu się powstrzymać od komentarza czy poluzowania jednej… No dobrze, kilku śrubek w kolejnym misternym projekcie współpracownika. Tak i teraz, odrywając się od idealnie wyheblowanego i wyrzeźbionego łuku z egzotycznego drewna, zerknął krytycznie na kolejnego Battle Franky’ego. No cóż, bynajmniej prezentował się o niebo lepiej niż poprzedni. – Słuchaj, radziłbym się zająć heblowaniem i chociaż udawaniem, że starasz się robić złącza… Tom inaczej nie da nam wieczorem odpocząć.
Sięgnął po butelkę z wodą zakopaną w piasku. Plaża miała swoje plusy.
- Spokojnie, zdążę! Patrz, czas, by moje dzieło złapało swe pierwsze fale!
Iceburg pokręcił głową, ale podszedł za Frankym do morskiego brzegu. Poczuł słony wiatr na ustach i z rozkoszą zanurzył stopy w chłodnej wodzie, obserwując machinę powoli puszczaną na morską taflę. Wydawała się całkiem w porządku. Młodszy z zachwytem nacisnął guzik pilota, a Iceburg wstrzymał oddech. Na pięć sekund wszystko zamarło, po czym rozległ się huk. Niewiele myśląc, rzucił się w kierunku Cutty Flama, w ostatniej chwili zasłaniając go własnym ciałem przed gorącymi odłamkami. Poczuł rozżarzone kawałki metalu ocierające się o jego plecy i spadające na głowę; nie minęło jednak pół minuty, gdy wszystko ustało. Odetchnął z ulgą i zdał sobie sprawę, jak kurczowo przyciskał do siebie ciało przyjaciela.
- ZWARIOWAŁEŚ?! – Ryknął, odsuwając się i natychmiast żałując swojego czynu, gdyż Franky był załamany. Nie z powodu tego, że ich życia były zagrożone, tylko dlatego, iż jego projekt się nie udał. Jak zwykle.
- Kurna, chyba nie dopracowałem złącz…
- A dlaczego Tom każe nam nad nimi siedzieć? DO ROBOTY!
Skruszony Franky miał tę zaletę, że chociaż na pięć minut zapominał o swoich widowiskowych maszynach i zabierał się za odpowiednią pracę. Iceburg z ulgą obserwował sprawnie śmigające dłonie przyjaciela. Nie zabraniał mu spełniania marzeń, sam je miał i bardzo cenił, lecz mieli też obowiązki, z których musieli się wywiązywać.
Gdy niebo zaczynało nabierać odcienia pomarańczy, Iceburg oderwał się od pracy. Niemalże skończył i był bardzo ciekawy oceny Toma. Cieśli nie było dzisiaj cały dzień w warsztacie – wybrał się na wycieczkę do miasta po nowe metalowe części. Zerknął na pracę Franky’ego i przez chwilę nie mógł wyjść z podziwu. Jak na kogoś, kto zmarnował pół dnia na zbudowanie kolejnego niewypału, Cutty Flam poradził sobie nieźle i również skończył prawie wszystko. Nagle gwałtownie podniósł głowę i spojrzał wielkimi oczyma na Iceburga. Ten zaczerwienił się, lecz przyjaciel nie powiedział nic.
- Baka… Baka-burg… Niebo…
Spojrzał w kierunku zachodzącego słońca i poczuł zimno zalewające klatkę piersiową. Zmrużył powieki. Świetlistą taflę słońca szpeciły ciemne plamy, z upływem czasu coraz bardziej powiększające się. Dziwny huk zaczął przenikać szum fal i krzyki mew. Młotek wyślizgnął mu się z dłoni, gdy zdał sobie sprawę, co mogło właśnie zmierzać w ich kierunku.
- Szybko! – Złapał Franky’ego za rękę i pociągnął do warsztatu Toma. Był przerażony, tym bardziej, że ich opiekuna wciąż nie było.
- Co to…? – Cutty Flam złapał się za serce, dysząc, kiedy wreszcie skryli się w warsztacie. Nieśmiało wychylił się przez okno.
- Ktoś atakuje Water 7 – szepnął Iceburg. Lecące potężne maszyny jednak ominęły plażę, kierując się w stronę centrum wyspy. – Tom…!
Niebo stało się granatowe, a chłopcy wciąż stali z twarzami przyklejonymi do okna warsztatu. Maszyn było coraz więcej, były bardzo głośne i groźne. Obaj byli przerażeni, ale Iceburg, jako starszy, próbował to jakkolwiek zamaskować. Obejrzał się na Franky’ego, który dziwnie milczał od dłuższego czasu, chcąc coś zrobić, żeby się nie martwił. Cutty Flam patrzył na niego poważnie, jak nigdy dotąd.
- Nie bój się – powiedział cicho Iceburg, ale wiedział, jak bardzo puste są te słowa, kiedy samemu drży się jak osika. Franky przełknął ślinę.
- Ja… Wyobrażam sobie, że te samoloty to spadające gwiazdy.
Iceburg w pierwszym odruchu chciał go wyśmiać, parsknąć, skrzywić się – ale nie dał rady tego zrobić. Spojrzał na obraz za oknem. Na niebie nie było gwiazd, musiało być zasnute chmurami. Samoloty niebezpiecznie krążyły wszędzie.
To gwiazdy. To nie maszyny, to gwiazdy. Spełniają życzenia.
Opadł na podłogę obok Franky’ego, który obejmował kolana ramionami.
- Życzę sobie, byśmy zawsze byli razem.
Życzenie Cutty Flama zawisło między nimi niczym… Gwiazda. Strach otulający ich ciała na chwilę został zmącony przez siłę i wartość pragnienia młodszego chłopca. Iceburg lekko ścisnął jego rękę.
On nie wypowiedział życzenia. Nie chciał się powtarzać.
*
Obaj chłopcy stali przed Tomem z oczami wbitymi w podłogę. Cieśla się trząsł, jednak nie ze złości.
Powstrzymywał się od śmiechu.
W końcu zaczął się śmiać do rozpuku, na co Iceburg zmarszczył brwi pod chustką, a Franky uciekł spojrzeniem w bok. To nie była ich wina, że nigdy nie widzieli czegoś takiego…
- Przestraszyliście się floty powietrznej Water 7? Kogo ja przygarnąłem do swego warsztatu! – Otarł łzy wypływające z kącików oczu. Upokorzeni przyjaciele wciąż słyszeli rechot swego mistrza nawet, gdy leżeli już w łóżkach.
Światło zostało zgaszone,  lecz Iceburg nie mógł spać. Wciąż myślał o życzeniu Franky’ego. Byli dziećmi i o wielu rzeczach nie mieli pojęcia, ale przyjaźń… Po prostu jest. Czujesz ją, niezależnie od wieku, od małego zawierasz z kimś różne więzi.
- Franky? – Rzucił wreszcie w ciemność i usłyszał skrzypienie sprężyn. Tamten musiał (jak zwykle) wiercić się na łóżku.
- Hm?
Serce biło mu mocno. Zbyt mocno.
- Czy gdybyś zobaczył prawdziwą spadającą gwiazdę, zażyczyłbyś sobie tego samego?
Zapanowała cisza, przerywana jedynie oddechami chłopców. Iceburg przełknął ślinę. Nie patrzył w kierunku łóżka przyjaciela, wzrok utkwił w jakimś niewidocznym punkcie na suficie.
- Tak.
Jego usta rozciągnęły się w nieznacznym uśmiechu i mógł wreszcie zasnąć w spokoju po pełnym wrażeń dniu. 

3 komentarze:

  1. Wreszcie coś innego niż ZoSan <3!!!
    W sumie mogłaś zdecydować się na dłuższego shota niż miniatura.
    Tematyka jest świetna i wrzuciłam w google piosenkę - ja ją znam! Ale tolerują tylko fragment śpiewu Hayley z Paramore xd.
    Ogólnie fajny i przyjemny fick, ale troszkę "statyczny".

    Pozdrawiam i pisz więcej, bo dawno nic od Ciebie nie ma :P
    K.A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż żałuję że nie napisałaś więcej:-) super z nich para i świetnie do siebie pasują. Bardzo subtelnie opisane ich uczucia. Bardzo podobały mi się opisy plaży. Czytam to akurat na zajęciach i normalnie poczułam ten klimat , spragoniona lata. Cieszę się że mogłam nacieszyć oczy:-) historia może nie jest porywająca ale motyw z gwiazdami był super:-)
    Vanilia

    OdpowiedzUsuń
  3. Jacy oni pocieszni <3 a Franky jako dziecko był genialny. Wg świetnie oddałaś ich pierwotne charaktery i to jest jedna z największych zalet tego opowiadania. Razem z klimatycznymi opisami^^
    Bardzo ciepły, niewinny i kochany fick. Chcę ich takich więcej *spam miłością*

    OdpowiedzUsuń