Autor: Cifer D.Yumi
Korekta: Ayo3
Liczba rozdziałów: 1/?
Gatunek: yaoi, dramat
Para: ZoroxSanji+Law
Ograniczenie wiekowe: 18+Piosenka przewodnia: Shadows - Warpaint Neon Lights Remix
One są wszędzie.
Gonią mnie.
Ratuj mnie!
- Doktorze,
jak stan naszego pacjenta?
- Bez zmian.
Lakoniczna
odpowiedź. Słychać dźwięk zdejmowanych rękawiczek, jest taki monotonny,
zwyczajny, wydawało mu się że zna go na pamięć. Poprawił się tylko na krześle,
miętoląc palce między sobą. Znowu gryzie wargę. Obserwował bacznie jak
Trafalgar przechadza się po gabinecie to w jedną, to w drugą stronę, bardzo
spokojnie. No tak, on zawsze był spokojny, nie ważne co się działo, komukolwiek
się działo, te wiecznie podkrążone oczy, twarz godna mistrza pokera, a to
wszystko otulone lekarskim kitlem, stetoskopem, charakterystyczną puchatą
czapką i lateksowymi rękawiczkami, które obecnie znalazły swoje miejsce w
podręcznym koszu. Łaskawie zaszczycił go spojrzeniem, cóż za wyróżnienie!
Kurwa.
- Doskonale
wiesz, że nie możesz tam wejść. Nie wiadomo jak by wszystko się potoczyło.
Teraz on
wstał, przeczesał nerwowym ruchem zielone kosmyki, które i tak już były w
kompletnym nieładzie. W sumie całe jego życie było obecnie jednym wielkim
bałaganem, który najchętniej by zmiótł pod jakiś dywanik, przydeptał i udawał,
że nigdy nie istniało, ale nie mógł. Było to niczym jedna z łat, która widniała
na spodniach Lawa. Czarna, wpijająca się w resztę życia jak pijawka, wysysająca
krew, najsłodszą pożywkę, której sam nieco stracił. Czy aby każdy postępek nie
był błędem? Nie wiedział, jednak wiedział jedno, potrzebuje narkotycznego
widoku pacjenta. Jego pacjenta.
Krzyżowali się spojrzeniami, tak długo, jak to było możliwe. Sekundy, minuty,
godziny, aż mrugnął, zaledwie po sześciu sekundach. Uśmieszek lekarza potrafił rozproszyć
całkowicie uwagę, zawsze tak robił, bo wiedział, że tylko on może mu udostępnić
wejście. Klucze leżące w rozwartej dłoni Lawa były niczym sekretny kod do
udostępnienia butli z tlenem.
- Czujesz się,
jakbym rządził twoim małym, złotym światem?
Drażniący,
cichy głos chirurga toczy się po pokoju.
Uderzenie
pięści w stół.
- Chcę go
zobaczyć! Doskonale o tym wiesz, potrzebuję tego!
- Traktujesz
to jak dawkę amfetaminy... 'już' , ' potrzebuję'. Ciągle używasz tych samym
epitetów, doskonale wiedząc, że ja nie oddam ci kluczy. Możesz tylko pytać, a
ja mogę kłamać, łgać, po prostu bawić się informacjami, których tak łakniesz. A
skąd wiesz, że on w ogóle żyje? Wiesz ilu ludziom zrobiłby przysługę po prostu
zdychając?
- Trafalgar!
- To miłe, że
jeszcze pamiętasz, jak mam na nazwisko.
Kolejne uderzenie.
Jeszcze mocniejsze, sprawiające, że dłoń mężczyzny zapiekła.
Wiedział, że
długo nie wytrzyma, ale co mu da kolejna szarpanina? Tym bardziej nie będzie
mógł się zbliżyć, zobaczyć, dotknąć, poczuć. Nic, pozostawała mu chora
wyobraźnia przynosząca ukojne obrazy, pieściły one zmysły. Ale stało się jasne,
że to za mało. Potrzebował po prostu więcej, o wiele więcej. Co mógł zrobić w
takiej sytuacji? Paść na kolana? Och tak, z pewnością wywołałby ten niski
śmiech, ale skoro potrafił sobie wyobrazić parę delikatnych dłoni, tak słodko
bladych, to dlaczego by nie mógł spróbować wyobrazić sobie ciszy?
- Po prostu...
daj mi je... Chcę chociaż zobaczyć próg tego pomieszczenia…
- Czyżbyś nie
wiedział, że wszystko ma swoją cenę?
Stołek o który
się opierał upadł wraz z ciężkim, umięśnionym ciałem. Zapiekły go kolana od tej
gwałtowności. Uchylił posłusznie głowę, zakrywając się kurtyną krótkich włosów,
jest nawet zdolny do tego byleby zaspokoić oczy widokiem. Ułożył dłonie
nierówno przed czarnymi obcasami bruneta. Chociaż miał opuszczoną głowę, mógł
tylko wyobrazić sobie kpiący uśmiech zadowolenia, malującego się na twarzy
mężczyzny, który, no cóż, miał nad nim władzę, kompletną. Pokręcił głową,
wymazując z niej wszystko. Została bialutka, pusta, zamazana złotem i lazurem.
Law tylko skinął butem, a ten upokorzony schylił się, składając pocałunek na
końcu skórzanego odzienia. Był krótki, lecz zostawił odcisk mokrych warg. Sunął
ustami po bucie, wolno, namaszczając je wilgotnym dotykiem, aż po końce zapięć,
zmrużył oczy odsuwając głowę niepewnie. A później rozległa się melodia
pieszcząca uszy, zsuwająca się niżej po ciele. Przyjemność godna przyjemności prostytutki,
one też płaciły pokorą i uniżeniem w zamian za parę banknotów.
Klucze upadają
u lewego boku.
Porwał je
zamaszystym ruchem, wybiegając z malutkiego pokoju. Nie czuł upokorzenia, nie
czuł nic, gdy biegał od korytarza do korytarza, szukając odpowiedniej sali.
Szlag by trafił pieprzoną orientację w terenie! Aż w końcu korytarz zaczynający
się od krat, pnący się do przodu dalej z każdym kliknięciem zamka, po kolei,
jeden za drugim, to jak piosenka, a klik dostało zaszczytną rolę refrenu. Potem
tylko przeszedł przez obrotowe drzwi, rzucając przy nich klucze.
Widok za który
był w stanie oddać godność, napełniał go od czubka głowy po krańce stóp.
Szklana cela
pośrodku nieokiełznanej bieli ścian. Wszystko było widoczne, podane na tacy,
powoli podszedł do litego szkła dotykając je palcami, wolno oraz czule. To było
jak tabu, dla jednej... i dla drugiej dłoni, która była uwięziona w szkle.
Wtedy niebieskie oczy spotkały się z brązem, uśmiech z uniesieniem, a ich ciała
czuły siebie nawzajem. Chociaż napierali na szkło, wyobrażali sobie to ciepło,
którym kiedyś siebie obdarzali nawzajem.
- Sanji.
- Zoro.
Imiona
wymówione głosem modlitewnym, tyle pytań, tyle uczuć, tyle pragnień.
- Skąd ty...
- Dlaczego
ty..
Milkli by znów
przesuwać dłonią po torze szkła. Zachowywali się, jakby wokoło nie było kamer,
jakby nikt nie mógł im przeszkodzić w ich wzajemności. Upajali się swoim
widokiem, nic nie było teraz ważne. Kompletnie nic. Tylko czułe spojrzenia,
echo zmieszanych głosów. Czuli chłód szyby na ustach.
Seryjny
morderca i śledczy.
Oboje
opuszkami palców podążali po liniach celi, patrząc na siebie wciąż i wciąż.
Pytania umilkły, osąd został wydany, a cichutki jęk Sanjiego był iskrą. Dotykali
każdą częścią budowy celi, czoło, nos, palce, kolana, szepcząc na przemian
każdą czułość, jaką tylko dla siebie przygotowali podczas tej długiej rozłąki. Osunęli
się w jednym momencie. Oczy Sanjiego były zamgloną zasłoną, która nie potrafiła
unieść się jeszcze na kilka chwil, czysty wstyd.
- Popatrz na
mnie jeszcze chwilę! Patrz na mnie!
Nie obchodziło
go to, że chciał delektować się wzrokiem mordercy. Dla niego to zawsze była
niebieska oaza spokoju, delikatności, można powiedzieć, że wręcz lekkiej
dziewiczności. Ten długi moment, gdy blondyn unosił znów głowę, jak on chciał
go mocno objąć, ukryć w ramionach i po prostu nie puścić, nigdy więcej, tak jak
wtedy. Ale wtedy mu się nie udało.
***
- Nie, on jest niewinny!
- W jego domu jest wystarczająco dowodów na
to, że jednak jest winny. Co powiesz na ślady pod paznokciami? Ślady zadrapań,
szczątki pochowane w szafkach? Odsuń się od niego, bo oskarżymy cię o
współudział, więc radzę współpracować.
- Nie, nie zostawię go! Jest mój, tylko mój!
Trzymał go najmocniej w ramionach jak potrafił,
tuląc te brudne, zakrwawione ciało, które drżało i szlochało, trzymając się
bluzki Roronoy niczym deski ratunkowej. Oboje siedzieli na strychu, czuć było
odór rozkładających się resztek ciał. Pewnie już odkryli, co znajdowało się w
lodówce. Sanji był wspaniałym kucharzem, nikt z taką precyzją nie smażył, nie
kroił, nie doprawiał. Nigdy by się nie domyślił, że oblizuje usta, mając w nich
kawałek czyjś płuc. Potem pozwalał mu również zmywać, a gdy tylko kończył
zajmowali się sobą na długie godziny, leżeli w pościeli, prawie każdej nocy
budząc się ubrani jedynie w kołdrę, zaplątani w jedno ciało i nikt by nie
pomyślał, że w czeluściach tego szczęśliwego domu dzieje się taki dramat.
- Zoro…
- Kocham go!
A potem tylko czuł pustkę i odprowadzał
wzrokiem cienie osób, które powoli zabierały Sanjiego gdzieś daleko. Nie
wiedział gdzie, ale dalej nie miał zamiaru na to pozwolić. Wyciągnął ramię w
stronę pustki. Uczucie wody płynącej po policzkach jest nieznośne, szczególnie
gdy łzy symbolizują najdroższą osobę w życiu.
- Sanji...
Szept imienia utonął wraz z tupotem stóp
ludzi z FBI, panoszących się po domu, depczących krok po kroku ich prywatność.
***
- Sanji... Ja…
Tak dużo miał
mu do powiedzenia. Przeprosić za to, że go nie trzymał mocniej? Że oboje nie
uciekli, gdy tamten o to błagał? A on tylko wzruszał ramionami, może w głębi
duszy po prostu chciał, żeby go złapali i mu pomogli? Nie, na pewno nie. To nie
wchodziło w grę. Jeszcze raz na siebie spojrzeli. Mógłby patrzeć w te dwa
maleńkie morza do końca swojego życia. Umrzeć przy tym wzroku, jak bardzo by
chciał by był on ostatnim obrazem przed śmiercią.
- Sanji,
dlaczego masz taki przerażony wzrok?
Strzał.
Na utwardzanym
szkle rozprysła się malowniczo krew, ściekając ogromnymi kropkami w dół,
prowadząc swój wyścig, który kończył się na zielonych włosach. Przebita twarz
Zoro bezwładnie opadła na podłogę, tonąc w czerwieni. Zza celi dobiegł
najbardziej przeraźliwy krzyk na świecie, zmieszany z przekleństwami, wrzaskiem,
bólem oraz głuchymi uderzeniami, a spod nakrapianej czapki, która miała
spokojną twarz w mroku, wyłonił się uśmiech.
- Może w końcu
zdradzisz imiona swoich cieni?
Jrjfkrkgiekvkrkvk hyyyyyy *-*
OdpowiedzUsuńNie wiem ile razy ja mogę to czytać o nigdy mi się nie znudzi.
Hannibal + ZoSan + SanLaw....czy mogłam prosić o więcej?
Podoba mi się że to niby Sanji jest mordercą, ale i tak największym sku*wielem jest Law. NO BO KTO INNY XDDDDDD
Yumciu kocham Cię normalnie za to mocno, mocno <3
O matko to było mocne, łzy się nagromadziły w oczach. Jak ja nie lubię takich zakończeń ale piękne opowiadanie =) spodobało mi się mimowszystko =)
OdpowiedzUsuńSpoilery!!!
OdpowiedzUsuńJasna cholera! Co za zajebiste opowiadanie! *.*
Nie mogę się po nim pozbierać, emocje zwariowały we mnie a napięcie rozsadzało mnie od środka! Jestem w szoku! Nie ja jestem w jakimś totalnym szaleństwie w tej chwili! I tylko jedno mnie męczy… Czemu to jest takie krótkie?! Przecież, to opowiadanie jest tak mocne, tak świetne i tak wgniatające w ziemie! Roztrząsa człowiekiem i tylko połyka się tekst. To jest prze genialne i do końca świata będę wychwalać to dzieło. Dla ludzi łaknących mocnych opowiadań to jest z pewnością doskonale napisana perła!
Forma wciąga, buduje ten klimat i jestem pod wrażeniem tego ile daje. Jak każde odpowiednio wkręcone zdanie. Nie Boże, takie cudo przed moimi oczami *.*
Przed wczoraj wzdychałam za mordem… a teraz mam go tu i to jeszcze skasowany został Zoro *.* czego mogłabym chcieć więcej… *.* poza oczywiście większa ilością tego opowiadania ^^
Czytam to któryś raz i mam jak Tori to jeden z fików, który nie jest wstanie się znudzić bo stan ajki wprowadza za każdym razem, roztrzaskuje duszę bardziej, Boskie!
Jestem tak przyjemnie rozszarpana wewnętrznie tą treścią. Opisy fenomenalne! Fabuła taka, ż klękajcie narody i błagajcie o więcej *.*
Od początku, ładunek wstrząsu jest niesamowity. Dźwięk zdejmowanych rękawiczek, zbudował tu wszystko był pierwszo rzędnym wstępem tworzącym tą niepewność towarzyszącą tej historii. Z przejęciem brnęłam dalej i dzikim pragnieniem *.*
„Było to niczym jedna z łat, która widniała na spodniach Lawa.” – Tym porównaniem mój system całkowicie odkrył nowe lądy. Porównanie jego, życia do łat na spodniach TEGO człowieka. genialne i może to tylko moja fantazja ale miało to dla mnie dwuznaczny wydźwięk ;)
Te nerwy, Zoro, przejęcie i tak ogromna chęć zobaczenia go… desperacja i wyzbycie się wszystkiego z siebie, całkowite poświęcenie. Po prostu pokazanie, ze jest nikim. Taki Zoro zawsze i wszędzie *.*
Poczucie wyższości w Lawie, i perfidia wykorzystania. Wykreowany świetnie bezwzględny drań! *.*
„Czujesz się, jakbym rządził twoim małym, złotym światem?” – Pognębianie, znęcanie się i czerpanie z tego przyjemności. Ja zostaje w tym opowiadaniu i nie wychodzę! Jak bardzo mi się podoba jak go traktuję.
Amfetamina. Cóż określenie adekwatne do stanu. bez blondyna wariuje. Potrzebuję go tak bardzo, całkowite uzależnienie. *.*
Bawienie się z Zoro i jawne drażnienie z nim i podkreślanie różnicy w pozycjach i tym co mogą. Znęcanie się może być takie piękne xD
„To miłe, że jeszcze pamiętasz, jak mam na nazwisko.” – Czystej krwi skurwysyn *.*
„Po prostu... daj mi je... Chcę chociaż zobaczyć próg tego pomieszczenia…” – Miód na oczy móc czytać cos takiego *.* tak pięknie bardzo tego chce… może tylko błagać…
Scena z poniżeniem. Tutaj to każde wychwalane słowo będzie mało. Mistrzostwo w treści tak złej i nie dobrej. Czyli czarny świat oddałaś znakomicie. Zoro będący na takim skraju, że zrobi wszystko i law najznakomitszy sposób zadowalający się tym. Robi to by go zobaczyć… mimo wszystko… tak bardzo daje mu tą satysfakcje… pokazuję, ze zrobi wszystko, że ma nad nim kontrole. Ta scena najbardziej wryła się w przepaść umysłu. Jak bardzo popaprany jest Law i upokorzenie Zoro, które w opisie całego skrupulatnie i perfekcyjnie szczegółowo i znakomicie opisanej czynności całkowicie daje się wyczuć a tylko potwierdza z tak bawiącym wyrzuceniem kluczy i ten jego bieg. Tak szaleńczy nie baczący na nic więcej. Tylko topiący się w tym, ze go zobaczy *.* Pozbawienie godności Zoro to taki dobry pomysł *.*
Odniesienie do prostytutki *.* ja tu padam na twarz i dziękuję za napisanie to *.*
Ekhm! Komentarz mi nie chciał przejść w całości xD
OdpowiedzUsuń„Seryjny morderca i śledczy.” – ja pierdziele! Jestem upita tym doszczętnie. Krótkie zdania a mówiące wszystko. To cecha wspaniała pisać zwięźle oddając wszystko z taka wspaniałością momentów. Nie potrzeba nic więcej poza tym co jest. No i tym, że ja bym takie dzieła czytała na non stopie ciągle pragnąc dalej *.*
Scena przy szybie. Jak bardzo intymna i całkowicie ich. Miłosne zatracenie nie patrzące na szklaną przeszkodą. Kur*a! jak dużo można przekazać w ten sposób. Ta ich potrzeba siebie, wprost zgniatała mi serce wiedząc, że nie mogą się objąć naprawdę dotknąć. Było to tak silnie oddane, że zal w sercu rósł z każdą chwilą i gdzieś pojawiło się błaganie ciche by im się udało. By chociaż mógł go naprawdę dotknąć. Jeszcze chociaż raz…
Jak go nie obchodziło kim jest. Moment unoszenia głowy przez blondyna. To, że ma do czynienia z kimś kto zabija a przecież jest śledczym. Tak bardzo mu zależy na nim, wszystko wygasa. Uczucie w Zoro tak potężne i roznoszące, niezwykłe co się musiało dziać w jego głowie a mimo to tak bardzo chciał być z mordercą *.* no cholera!
„Sanji był wspaniałym kucharzem, nikt z taką precyzją nie smażył, nie kroił, nie doprawiał. Nigdy by się nie domyślił, że oblizuje usta, mając w nich kawałek czyjś płuc.” – najlepszy cytat! Ja pierdziele! Genialność tego mnie tak bardzo roznosi ale to tak bardzo dobre doświadczenie, chcę by mnie pochłoneło! *.* jestem pod tak wielkim wrażaniem poziomu tego i makabryczności, robota więcej niż najlepsza *.*
„Uczucie wody płynącej po policzkach jest nieznośne, szczególnie gdy łzy symbolizują najdroższą osobę w życiu.” – Zaraz się okażę, że musze cały tekst prze kopiować bo w fragmencie w domu tam wszystko ocieka epickością *.*
Słabość Zoro, że zabrali Sanjiego, ból i to „kocham go” które miało wytłumaczyć wszystko i zmienić i wcześniejsze ”ale wtedy mu się nie udało” tak bardzo cierpiący zielonowłosy, nie mogący nic więcej bo wszystko jest jasno podane jak na tacy, kto jest winny. Co on zrobił a płacz Sanjiego nie pomaga. Moment gdy trzymał go w ramionach, ja nie mam pojęcia jak to zrobiłaś ale przez cały tekst byłam nakręcona i ciśnienie jakie rosło czytając było coraz mocniejsze i nie ustępowało nawet na moment. Słowa dobrane perfekcyjnie. Tak bardzo poruszające i powodujące dreszcze. Był z psycholem ale go kochał. Lecz nie udało się ale jego uczucie wciąż tak go pragnie. Nic się nie zmieniło. Bezradność tak straszna i dziejąca się. Już nie byli razem.
„Umrzeć przy tym wzroku, jak bardzo by chciał by był on ostatnim obrazem przed śmiercią.” – Aaaa! Jak to świetnie grało z strzałem *.* Umarł jak chciał… dobra ponosi mnie O.o
Jeden starzał i nie ma człowieka. rozpacz blondyna i Law zakończenie godne takiego opowiadania. Zoro tonący w czerwieni. I przewija się całe opowiadanie. Kochał, był i nie uciekł. Uczucia nie wybierają nawet jeśli ma się do czynienia z psycholem. I ta myśl o przeprosinach i poniżenie się przed doktorem. To wszystko na końcu podsumowane śmiercią. . I Wielkim atutem jest, że pozostawia wolność myśli i te słowa Lawa „Może w końcu zdradzisz imiona swoich cieni?”. koniec piorunujący! tak bardzo i całkowicie! Od początku do końca to opowiadanie jest wielkim dziełem *.*
Ja jestem oczarowana i wielkie brawa za napisanie tego! I naprawdę chętnie poczytałabym jeszcze więcej takich ZoSanów *.* i tak się cieszę, ze to właśni Oni tutaj zostali wcieleni ^^
Bezbłędnie dobra historia *.*
Paulaa
Woah! To się miło czytało ;D
OdpowiedzUsuńCzytałam w drodze do domu, w autobusie!
Cudownie!
Czytam, czytam i myślę, no skądś znam takie historie! I się nie myliłam w końcu jesteś fanką tego typu rzeczy!
Powiem, że zrobiłaś to zajebiście!
Przeniosłaś moją ulubioną parkę do innego świata, gdzie kochany Zoro jest gliną, a Sanji mordercą! To się rzadko zdarza i tym bardziej doceniam to opko!
Ślicznie napisałaś ich odczucia, użyłaś świetnych porównań, no... po prostu czytało się bosko.
A końcówka... auć, zabolało...
No i postać Lawa xD Lubicie robić z niego podłą gnide, no cóż w sumie taki jest, ale ja go jednak widzę za tego dobrego... chociaż tu... nie powiem, spodobał mi się. Ten charakter mi pasuje do Lawa i tym większe brawka dla Ciebie!
Super opko! Naprawdę dobre!
O jasny gwint *.*
OdpowiedzUsuńNie no, urodziny Sanjiego naprawdę rozpieszczają.
W ogóle niesamowity pomysł. Szacun Kobieto. Czytałam i nie wierzyłam. Początek tajemniczy, Zoro błagający Lawa o spotkanie... Myślałam że blondyn chory czy cuś...Że są w szpitalu, I że wcześniej byli razem albo nie wiem xD Jeju, jak Zoro uklęknął... dobra scena. Tyle poświęcenia by tylko go zobaczyć. Takie role im wszystkim dałaś!
Ja! I Sanji taki psychopata! Czad. Przyrządzający ludzi. Niesamowite:D Na ja jestem pod wrażeniem.
Końcówka bardzo ale to bardzo dobrze opisana. Krzyk Sanjiego i ja usłyszałam:) Dzięki Ci wielkie za to cudo. I to ostatnie zdanie<3 Umiesz wprowadzić w nastrój i w ogóle... Klimat me gusta:)
Van