22 lutego 2014

[Opowiadanie] Za zasłoną kwiatów wiśni - Rozdział 4

Tytuł: Za zasłoną kwiatów wiśni
Autorka: Ayo3
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 4/?
Gatunek: yaoi, dramat, romans
Para: ZoroxSanji (oraz inne)
Ograniczenie wiekowe: 18+
Piosenka przewodnia: Rin' - Tenka
Po burzliwych i szokujących wydarzeniach we Wschodnim Królestwie, Ashi Sanji zostaje adoptowany przez Akagamiego Shanksa. Wychowując się na dworze spotyka na swojej drodze osobę, która wzbudziła w nim niezwykłe zainteresowanie. Czy nastroje panujące w całej Wschodniej Kainie będą sprzyjać tej dwójce? Zapraszam serdecznie na czwarty rozdział Za zasłoną kwiatów wiśni.
Wstążka szeptu
Zahacza usta
Tajemniczy sekret
 
            Czuł lekki ból w swojej dolnej partii ciała. Wspomnienia z wczorajszego wieczora wróciły, wyzwalając na jego twarzy czerwone wypieki. Sam dziwił się sobie, że tak szybko odkrył przed obcym człowiekiem tajemnicę, którą trzymał przez te wszystkie lata głęboko w sercu. Coś w nim jednak mówiło mu wyniośle, że nie popełnił żadnego błędu, a determinacja i wola, którą zwykł chować pod grubą warstwą makijażu zaczęła pogłębiać się w uczucie, którego tak bardzo bał się uwolnić. Wraz z tymi zielonymi włosami przyszła nadzieja, że nie do końca jest mu pisany właśnie taki los. Wiedział, że teraz wszystko jest w jego rękach i nie może pozwolić, by to ujawnienie poszło na marne. Teraz dopiero poczuł drugie dno tego wszystkiego i po raz pierwszy w życiu uznał, że jest w dobrym położeniu.
            Zsunął z siebie pościel, którą zdobiła biała substancja. To co się wydarzyło było najlepszym, co go w życiu do tej pory spotkało. Rozsądek podpowiadał mu, aby nie brać tego wszystkiego na poważnie, bo może to doprowadzić do zguby i to nie tylko jego, jednak z drugiej strony drugi głos nakazywał mu wziąć wszystko w swoje ręce. Był przekonany, że tego mu było właśnie trzeba, aby nie zgubić ostatecznie swojej tożsamości. Do tego wzmocniło się jeszcze jedno uczucie. Teraz był już pewny, że zakochał się w Takanome Zoro i to z wzajemnością. Ta myśl sprawiała, że jego serce wypełniał spokój i zaufanie.
            Drgnął lekko, gdy usłyszał lekkie chrząknięcie. Obrócił głowę w stronę wejścia i zobaczył swoją opiekunkę. Z jej miny od razu wywnioskował, że nie jest zadowolona z takiego obrotu spraw. Wściekłość z niej biła, której jeszcze nigdy w jego obecności nie pokazywała. Czuł się powoli miażdżony jej spojrzeniem. Poniekąd wiedział, że miała rację, zaś z drugiej strony nie mógł powstrzymać się od pragnienia zaufania tamtemu człowiekowi. Spuścił głowę. Nie spodziewał się niczego innego, jednak miał ogromną nadzieję, że może jakimś cudem go wesprze.
            - Nie patrz tak na mnie – powiedział w końcu. Nie mógł wytrzymać tego piorunującego napięcia, które wytworzyło się między nimi. Przynajmniej przez nią nie chciał pozostać znienawidzony. – Ufam Takanome Zoro. – Postawił sprawę jasno, bo i tak teraz nie było sensu ukrywać prawdy, która korzeniła się głęboko w jego sercu, ani na krok nie ustępując miejsca wątpliwości. – Nie mam powodów by się go obawiać.
            - Ślepa miłość doprowadzi cię do zguby, panie – przepowiedziała, podchodząc bliżej. Wiedziała co mówi. Saeko-dono skończyła tak samo, powierzając swoje serce osobie, której ufała ponad własne życie. – Pańska matka zrobiła ten sam błąd. Miała wtedy tyle samo lat, co ty teraz, panie. Historia najwyraźniej lubi zataczać koła, jednak czy nie lepiej stawić jej czoła?
            - A co mam według ciebie robić? – zapytał podenerwowany. Był już zmęczony całą tą sytuacją. Tym siedzeniem i czekaniem na zbawienie, które nigdy nie przyjdzie póki sam czegoś nie zrobi. – Mam dalej być tym kim jestem? Ukrywać się za murami i być dla wszystkich jawnym pośmiewiskiem? Ten człowiek jako jedyny był w stanie zasadzić we mnie ziarenko nadziei, że jeszcze nie wszystko jest stracone. To już koniec. Nie mam zamiaru siedzieć w bezpiecznej wartowni i udawać kogoś kim na pewno nie jestem. Nie należę do tego świata. Moje miejsce jest z moim ludem, który mnie potrzebuje. Czemu nigdy nie byłaś łaskawa mi tego powiedzieć? – zapytał, a głos po raz pierwszy w życiu mu się podnosił. Wściekłość jednak ogarnęła jego umysł i nie chciał ponownie pozostać na wszystko obojętny. – Na wschodzie żyją ludzie, którzy mają nadzieję w sercu, że ich władca jednak przeżył. Czemu nikt nie poinformował mnie o tak ważnej rzeczy? Czemu nawet ty uważasz mnie za więźnia?
            Robin słuchała tego z opuszczoną głową. W sercu miała ogromny żal do tego zielonowłosego młodzieńca. W jej mniemaniu przecież było to jeszcze za wcześniej. Panicz miał przecież tylko piętnaście lat. Wszczęcie walki było tylko i wyłącznie jawnym skazaniem siebie na śmierć. Jednak teraz, jak już zostało powiedziane to, czego najbardziej się obawiała, nie miała wyboru. Wprowadzenie tego wszystkiego w życie było nieuniknione, a ona nie da rady już tego zatrzymać. Podniosła głowę i uwidziała pierwszy raz w oczach swojego pana wolę walki, a nie poddanie, co przeważnie sobą ukazywał. Miał charakter matki, to musiała przyznać i się z tym pogodzić.
            - Ogłoszenie tego tobie w takim młodym wieku było po prostu nie do przyjęcia, Sanji-dono – powiedziała i ukłoniła się lekko. Teraz nie miała do czynienia ze zwykłym dzieciakiem na usługach Akagamich, lecz człowiekiem, który podobnie jak Shanks-dono czy Mihawk-dono, pełnił funkcję władcy. W głowie kołatały jej przeróżne pytania, czy aby na pewno jest to rozsądna decyzja. Nie miała jednak wyboru, a obietnica złożona Saeko-dono była dla niej zbyt ważna by tak po prostu pozwolić sobie na chwilę słabości. Ponownie złożyła niski ukłon.
            - Daj spokój. – Usłyszała już spokojny głos blondyna i poczuła jak jego nagie ciało tuli ją do siebie. – Nie ukrywam, że to egoistyczne z mojej strony, Robin-chan. Pozwól mi jednak w tej niemocy coś zrobić. Czy to jest słuszne czy nie, to czas przyniesie. Po prostu potrzebuję twojej pomocy i twojego zaufania. Wszystko wkrótce się okaże, a prawdę przyniosą ze sobą kolejni posłańcy. Nie ważne czy nadejdą z niebiańskiego raju czy z czeluści ognistego piekła. Pozwól mi być wolnym.
            Przytaknęła, przejeżdżając po delikatnych włosach młodzieńca. Aura, jaka go otaczała, była zupełnie inna niż jeszcze wczoraj. Ból, niepewność i rozpacz zamieniły się w siłę, stanowczość i wolę przetrwania. Wystarczył tylko jeden człowiek, który według Robin nie był godny zaufania, a już wprowadził tyle, ile zwykłą rozmową nie była w stanie. Nie mogła mu odmówić, albo raczej nie chciała. Okłamywanie samej siebie również nie wchodziło w grę. W końcu po to została tutaj przysłana, żeby mu pomagać i jak przyjdzie czas pomóc odzyskać należne mu miejsce. No i sama również wyobrażała sobie panicza na miejscu jego matki jako głowa rodu Ashi. Na tę myśl uśmiechnęła się. Była ciekawa co na to wszystko powie Akadami Shanks.
            - Moje życie jest w twoich rękach, panie – powiedziała, całkowicie świadoma swojego przyrzeczenia. Podniosła się z materaca i z góry popatrzyła na blondwłosego chłopaka. Posłała w jego stronę matczyny uśmiech. – Niedługo z wizytą wpadnie Gin-san. Dzisiaj kolejna wielka uroczystość na którą jesteś zaproszony, Sanji-dono. Jednak najpierw niewątpliwie będzie trzeba odwiedzić łaźnię.
            Wściekłość minęła tak szybko jak się pojawiła, dając miejsce ponownej radości. Teraz już nic nie było niemożliwe. Ze wsparciem Nico dobrze wiedział, że jest wstanie zrobić więcej niż na to wygląda. Pokiwał jej głową z wdzięcznością i założył lekkie kimono. Mając po swojej stronie Robin i Zoro był pewny, że wszystko skończy się pomyślnie. Jeszcze tylko trochę poudaje, a potem nadejdzie to na co czekał tyle długich lat. W końcu ta upragniona wolność.

***

            Ze zdziwieniem, radością i ogromnym trudem blokowała ataki swojego brata. W porównaniu do wczorajszego dnia, ta rozgrywka miała całkiem inny wymiar. Wiedziała, że choćby najmniejsze potknięcie będzie ją drogo kosztowało. Jednak w tym momencie nie to było dla niej najważniejsze. Ta dzikość i precyzja ruchów, jakie pokazywał jej przeciwnik, były niepowtarzalnym dowodem na to, że wczoraj musiało się coś wydarzyć. Znała go najlepiej na świecie i dobrze zdawała sobie sprawę, że jej brat się zmienił. Nie chodziło tutaj o tą stanowczość w każdym ruchu, a bardziej o wolę. Nie żeby sobą jej nigdy nie prezentował, jednak to wszystko wyglądało tak, jakby za wszelką cenę chciał coś chronić. Albo raczej kogoś.
            Wiedząc, że powoli opada z sił i jako że czas nie był po jej stronie, postanowiła wykonań ostatni manewr. Błyskawicznie odbiła ostrze i zadała cios. Możliwe, że zrobiła to zbyt mocno, bo jej brat zgiął się w pół i przez chwilę odzyskiwał oddech. Gdy w końcu mogła zobaczyć jego twarz, dojrzała na niej szeroki uśmiech. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj zamyślenie brało nad nim górą, powodując olbrzymie rozkojarzenie. Zoro wiedział dobrze, że jeszcze chwila, a by wygrał. Wyprostował się z godnością, jak przystało na wojownika i schował miecz.
            - Nie poznaję cię, szanowny bracie – powiedziała Kuina z lekkim zdziwienie, patrząc na postawę mężczyzny. W sumie nie musiała słyszeć odpowiedzi na dręczące ją w tym momencie pytania. Sama dobrze umiała sobie na nie odpowiedzieć. W końcu z Zoro zawsze czytała jak z otwartej księgi, co nieraz całkowicie ją przerażało. – Czyżby wczorajszy twój wieczorny spacer obfitował w coś niezwykłego? – Uzyskanie upewnienia było jedną z rzeczy, które wiedziała, że musi uzyskać.
            Zielonowłosy nie spuszczał z niej wzroku. Wiedział, że odwrotu nie ma, a w tej sytuacji ona była jedyną osobą, której mógł zaufać i która umiała dochować tajemnicy, nawet za cenę swojego życia. Nie wspominając już o tym, że tylko ona mogła pomóc. Nie był głupi i dobrze wiedział, że jej pytanie było zbędne. Chyba jeszcze nigdy nie spotkał inteligentniejszej kobiety niż właśnie Kuina. Teraz pozostawała tylko nadzieja, że przystanie na jego prośbę. O to obawiał się najbardziej.
            - Owszem, obfitował, szanowna siostro – powiedział i podszedł bliżej. Miał tylko nadzieję, że nikt nie przyczaił się, żeby podsłuchać ich rozmowy. Dla bezpieczeństwa ściszył głos. – Liczbę treningów musimy podwoić. Prośbą moją jest, byś towarzyszyła mi w szkoleniu pewnej damy. Śmiem twierdzić, że nikt inny lepiej niż ty do tego się nie nadaje. – Stanowczość jego głosu dobitnie świadczyła o tym, że sprzeciw nie był pożądany. I tak też było.
            - Za to ja śmiem twierdzić, że ta kobieta zawładnęła twoim umysłem. Nie pochwalam tego absolutnie. Powód dla którego tutaj przybyliśmy był całkiem inny. Sprzeciwiasz się ojcu, a ja swojego udziału w tym mieć nie zamierzam. – Nie zamierzała ściszać głosu. Była wściekła. Niewybaczalne zachowanie, którym zawsze się brzydziła, przeniknęło w jej brata, jak jakiś urok. – Spełnianie twoich zachcianek nie należy do mojego obowiązku. Przejrzyj w końcu na oczy. Twoim obowiązkiem jest…
            - Wiem dobrze, co jest moim obowiązkiem! – krzyknął zdenerwowany, nadal patrząc w oczy swojej siostry. Słyszał już to mnóstwo razy, a powtarzanie tego po raz kolejny było zbędne. – To ty przejrzyj na oczy. Starać się mogę, ale nawet nasz ojciec wie, że jesteśmy na przegranej pozycji. Nie zamierzam się poddać, a w każdym razie nie dam im wszystkim tego odczuć. Dobrze wiesz, że to wszystko nie jest takim na jakie wygląda. Całe to spotkanie już od przybycia tutaj jest aż nazbyt podejrzane.
            - To i tak nie upoważnia cię do tego, aby sprzeciwiać się ojcu. Przecież kategorycznie zabronił ci się z nią spotykać. Dlaczego jesteś taki uparty? – zapytała, ale w jej oku pojawił się błysk, który uświadczył Zoro w przekonaniu, że zrobił dobrze.
            - Nie mam zamiaru siebie oszukiwać – powiedział to już spokojnie, rozluźniając napięte mięśnie. Wiedział, że teraz wszystko będzie się rozstrzygało w przeraźliwie szybkim tempie. – Nawet ty wyczuwasz, że niedługo zapanuje chaos. Uwierz, nie mogę ci wszystkiego powiedzieć, jednak nie pożałujemy tego. Sako-dono jest kimś więcej niż tylko zwykłą damą dworu. Tkwi w niej wielki potencjał, dlatego proszę cię o pomoc. Sam nie zdziałam zbyt dużo, ale przy twoim nadzorem to całkiem co innego. Prawdą jest, że wszyscy mamy tylko jednego wroga.
            Zapanowało milczenie. Sprzeciwianie się ojcu nie leżało w naturze dziewczyny, chociaż w sumie dużo razy robiła rzeczy wbrew jego woli, jak choćby poślubienie jakiegoś szlachcica. To co usłyszała było rozsądne. Nie było sensu podpytywać o szczegóły, jednak sam ton tej wypowiedzi mówił wszystko. Zabawy w piaskownicy już się skończyły, zwłaszcza że piasek powoli zamienia się w burzę. Popatrzyła na brata surowym wzrokiem. W końcu dobrze zdawała sobie sprawę o czym mówi.
            - Wanpisu – wyszeptała, na co młodzieniec kiwnął potakująco głową. Cała wola i przyszłość całej Wschodniej Krainy spoczywała na czterech młodych władcach. Ze zrezygnowaniem kiwnęła głową. – Pomogę ci, bo najwyraźniej tego słuszność wymaga. Wiedz jednak jedno, nie ufam tej dziewczynie. Jeśli plany naszego ojca pokrzyżuje, to wiedz, że zginie z moich rąk i nawet ty nie zdołasz jej uchronić.
            Patrzył jak się oddala, uśmiechając się pod nosem. W tym momencie przypomniał sobie wczorajsze słowa ciemnowłosej kobiety. Pomyślał, że obydwie są bardzo do siebie podobne. W jakiś sposób był im wdzięczny. Ruszył za siostrą z nadzieją, że już niebawem ponownie spotka się z ukochanym.

***

            Sala aż wrzała od podekscytowania. Tym razem nie czuć było przyjaznej atmosfery, lecz bardziej pogrążoną w szacunku i spokoju. Sanji rozglądał się niepewnie spod wachlarza na ludzi, którzy się gromadzili. Zerknął niepewnie na Robin, która ze spokojem spoglądała co jakiś czas na wejście. To wszystko było takie nieprawdopodobne. Pomyśleć, że jeszcze niedawno nie miał tutaj wstępu, a teraz brał udział w coraz to ważniejszych spotkaniach. Jego wzrok padł przez chwilę na Ace’a, który sztywno siedział wyczekując. To nie było do niego podobne. Wyglądał na zmęczonego i głęboko zamyślonego. Blondyn był zdziwiony już wcześniej, kiedy jak codziennie mijali się w korytarzu. Zamiast ziemnych słów, został uraczony przelotnym skinięciem głowy.
            Nie zaprzątał sobie jednak tym głowy, bo do pomieszczenia weszła osoba na której najbardziej mu zależało. Od razu poczuł na sobie wzrok Takanome Zoro na co zarumienił się pod toną makijażu i odwzajemnił gest. Wiedział, że musi być dyskretny, jednak nie mógł przestać się patrzeć w te orzechowe oczy, które w tym momencie zdawały się płonąć z tego samego uczucia, którym nawzajem się obdarowywali. Blondyn już od rana zastanawiał się, czy aby obietnica wspólnie spędzany chwil podczas treningu była prawdziwa. W tej chwili nie było szans, aby o cokolwiek zapytać czy choćby dyskretnie podejść. Nawet ich spojrzenia musiały w końcu oderwać się od siebie.
            I tak też się stało, gdy poczuł jak Robin lekko szturcha go w bok. Popatrzył na nią nieco zdenerwowany, jednak widok jej poważnej miny sprawił, że westchnął ze zrezygnowaniem. Ostatnie ukradkowe spojrzenie w stronę zielonowłosego utwierdziło go w przekonaniu, że Takanome Kuina jest tego samego zdania co czarnowłosa. Musiał przyznać, że na pierwszy rzut oka wydawały się bardzo poważne i nieustępliwe. Aby zająć czymś ręce, zaczął lekko poruszać wachlarzem. Uczucia w nim wirowały, jednak zdawał sobie sprawę, że opanowanie w tym momencie  było najważniejsze.
            W końcu do pomieszczenia wbiegła jakaś służka, której Sanji jeszcze nigdy nie widział. Jak na służącą była bardzo pewna siebie, co nie uciekło uwadze jasnowłosego chłopaka. Pokłoniła się nisko, oddając reszcie szacunek, a potem wyprostowała się dumnie i popatrzyła wprost na środek sali, gdzie siedzieli reprezentanci rodu Akagami i Takanome we własnej majestatycznej osobie.
            - Oto szlachetny Ród Mikan – krzyknęła kobieta, po czym natychmiast uchyliła się w bok, dając przejść szanownym gościom. Ashi ze zdziwieniem stwierdził, że w gronie przybyszy nie ma ani jednego mężczyzny. Rzucił pytające spojrzenie w stronę Robin, która jednak milczała, nakazując mu by przez chwilę poobserwował towarzystwo zebrane w sali.
            Musiał przyznać, że to było ciekawe doświadczenie. Domyślił się od razu, że głową rodu jest kobieta o dość dziwnym uczesaniu. Wymieniła dość dziarskie przywitanie i przystąpiła do prezentacji. Zaraz koło niej siedziała niebieskowłosa dziewczyna, której godność brzmiała Mikan Nojiko. Wydawała się być podenerwowana i z jakąś nieśmiałością zerkała w kierunku młodego Akagamiego, który również nie ukrywał zdenerwowania. Po drugiej stronie władczyni siedziała mała, rudowłosa dziewczynka, która rzucała gromami w stronę Sanjiego. Zresztą nie tylko ona. Większość obcych dam dworu wymieniała między sobą jakieś uwagi, bezwstydnie wlepiając oczy w niebieskookiego. Blondyn musiał przyznać, że go to irytowało.
            - W rodzie Mikan jak widzisz, władzę mają wyłącznie kobiety. – Usłyszał cichy głos przyjaciółki, nadal przyglądając się przybyłym damą. – Mikan Bellemere-dono ma dwie córki, starszą Nojiko-dono i młodszą Nami-dono. Zapewne domyślasz się już, że w ostatnich dniach o względy starszej córki rodu będzie starał się również Takanome-dono. Sądząc po jego minie nie jest tym zainteresowany. – Po tych słowach Sanji od razu spojrzał w stronę Zoro, który wydawał się trochę znudzony. Nie ukrywał, że ucieszyła go taka postawa. – Przedtem nie było z tym problemu, bo były aż dwa rody, które dziedziczyły po linii żeńskiej. Narodzonych chłopców oddaje się do rodzin zastępczych na terytoriach innych rodów, chyba że ich ojcowie zechcą ich wychowywać. W historii był tylko jeden wyjątek i tym wyjątkiem jesteś ty. Twoja matka sprzeciwiła się zasadom panującym od wieków, nabawiając się w ten sposób wielu wrogów, ale w ten sposób mogła zachować ciebie.
            Czyli jakbym urodził się kobietą, to może wszystko inaczej by się potoczyło. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Było tyle rzeczy o które chciał zapytać, jednak w tym momencie było to zwyczajnie niemożliwe. Dobry humor rozpłynął się gdzieś, ustępując miejsca zamyśleniu. Nie miał o tym wszystkim pojęcia. W sumie o niczym nie miał pojęcia. Dla niego to wszystko było dziwne i nowe. Nigdy nie opowiadano mu o innych rodach, nawet o swojej matce wiedział mało. Całą swoją wiedzę bazował tylko na słowach Robin. Teraz uświadomił sobie, że odkrycie własnej tożsamości będzie o wiele trudniejsze niż mu się wydawało.
            Z rozmyślań wyrwała go niebieskowłosa dziewczyna, która niepewnie usiadła tuż naprzeciwko. Sanji nie krył zaskoczenia i przybliżył wachlarz do twarzy z zakłopotaniem. Nawet Robin przestała rozmawiać i zwróciła uwagę na Mikan Nojiko. To było takie niespodziewane, że dopiero po chwili złożyła głęboki pokłon.
            - Ty jesteś Sako-dono? – zapytała dziewczyna, na co uzyskała lekkie kiwnięcie głową i trochę się rozluźniła. Widząc, że blondynka również jest nieco zmieszana i nie wyczuwając w jej spojrzeniu niczego złowieszczego, posłała w jej stronę lekki uśmiech. – Przepraszam, że cię niepokoję, ale chciałam o coś zapytać. Wiem, że wydźwięk tego będzie dziwny i nie chcę zostać źle zrozumiana, po prostu chciałabym to wiedzieć. Jako że jesteś przyszywaną siostrą Akagamiego-dono, pomyślałam, że zwrócę się z tym właśnie do ciebie, Sako-dono. Jak pani ocenia Ace’a-dono?
            Sanji z ogromnym zdumieniem patrzył się na niebieskowłosą. To było najdziwniejsze pytanie jakie kiedykolwiek było mu słyszeć. Przez ramię dziewczyny zerknął na miejsce na którym powinien siedzieć Ace. Patrzył w ich stronę. Gdy ich spojrzenia się spotkały blondyn o dziwo nie spotkał się z nienawiścią czy pogardą, lecz czymś na wzór błagania. Musiał przyznać, że po raz pierwszy w życiu zrobiło mu się przykro swojego brata. To wszystko robiło się coraz bardziej nieprawdopodobne. Posłał Robin porozumiewawcze spojrzenie i lekko kiwnął głową.
            - Ace-dono ma swoje różne oblicza, Mikan-dono – powiedziała czarnowłosa, ponownie się kłaniając. Widząc w niebieskich oczach współczucie do człowieka, którego nienawidził z całego serca, wiedziała, że jest coś na rzeczy. – Nie jest jednak złym człowiekiem, więc nie powinna pani się go obawiać. Moja pani nie ma z nim wiele do czynienia, jednak zaręcza, że nie jest to osoba, która byłaby w stanie skrzywdzić kogokolwiek.
            Nie było trudno dostrzec pewną ulgę na twarzy dziewczyny, którą najwyraźniej ta informacja pocieszyła. Popatrzyła na Sanjiego z uśmiechem i uprzejmie podziękowała. Blondyn nie mógł inaczej zareagować jak skinieniem głowy. Nie mógł w to uwierzyć, a jednocześnie coś mu mówiło, że w jej osobie również może mieć sojusznika. Ludzie dawali niewyobrażalną siłę, nawet nie do końca zdając sobie z tego sprawę.
            - Niezaprzeczalnie dziwny dzień – podsumował w końcu Ashi, patrząc na oddalającą się Nojiko. Czuł zmęczenie. Wzrokiem powędrował w miejsce, gdzie jeszcze niedawno siedział młody Takanome. Jego ani Takanome Kuiny jednak nie było przy stoliku. Blondyn lekko westchnął. A jednak na obietnicach tylko się skończyło. – Czas już opuścić to towarzystwo.
            Tak też uczynili. W zamku panował spokój, z czego Sanji był rad. Musiał przyznać, że w końcu jego życie robiło się interesujące. Był ciekaw jak te wszystkie sprawy się potoczą i co tak naprawdę łączy Mikan-dono z Ace’m. Zastanawiał się nawet czy aby Zoro czegoś nie wie. Postanowił, że jak nadarzy się odpowiednia okazja, to zapyta. Teraz marzył tylko o odpoczynku i zamknięciu wszystkich myśli. Taka dawka wszystkiego naprawdę mogła być straszna w skutkach.
            Nagle poczuł jak coś mocno go do siebie przyciąga. Znalazł się w silnych ramionach osoby, której towarzystwa tak naprawdę najbardziej potrzebował. Nie zwlekając zbyt długo złączył ich usta w pocałunku. Jakże się stęsknił za jego zapachem i dotykiem. Gdy pocałunek dobiegł końca, posłał swojemu księciu uroczy uśmiech.
            - Wybierałeś się gdzieś, Ashi-dono? – Ten głos całkowicie go zniewalał. Nawet zapomniał, że za sobą miał Robin, patrzącą na to wszystko z niezadowoleniem. Wszystkie problemy jakby się ulotniły. – Nie zapomniał pan o czymś?
            - Nie sądzę, Takanome-dono. Nie zostałem poinformowany o innych spotkaniach niż to w sali audiencyjnej. A może ma pan mi coś do zaproponowania? – zapytał i nie mogąc się powstrzymać, ponownie złączył ich usta. I pomyśleć, że przez dzień tak można się stęsknić za niemal obcym sobie człowiekiem. Ręka automatycznie powędrowała mu w stronę zielonych włosów.
            Trwali tak dłuższą chwilę, napawając się swoją obecnością. Blondyn musiał przyznać, że przez chwilę naprawdę pomyślał, iż obietnica, którą złożył mu ukochany była całkowicie bez pokrycia, jednak teraz sam siebie zganił za to w myślach. W końcu kto jak kto, ale czuł, że Zoro by go nie oszukał. Gdy pełen namiętności pocałunek osiągnął swój limit, Takanome bez wahania chwycił Sanjiego za rękę i pociągnął lekko w stronę sali treningowej. Nie specjalnie zwracał uwagę na kobietę, która szła za nimi, ciskając gromami w jego stronę. W sumie niczego innego się nie spodziewał. Machnął na to ręką, wiedząc, że z jej strony nic jej nie grozi. Nie miał zamiaru ranić swojego ukochanego, więc tym samym nie narażał się na niebezpieczeństwo. Przed wejściem, zielonowłosy zatrzymał się i popatrzył w niebieskie oczy.
            - Jest tam też moja siostra, Ashi-dono. – Przez ułamek sekundy oblicze blondyna przyozdobił strach. Zoro widząc to, uśmiechnął się uspokajająco. – Spokojnie, tajemnica nadal pozostaje między nami. Poprosiłem ją o pomoc, ponieważ ona bardziej panuje nad mieczem niż ja.
            Sanji odetchnął z ulgą i weszli do środka. Czuł, że Takanome Kuina nie pała do niego sympatią jednak to ignorował. Był bezpieczny, a zwłaszcza w towarzystwie Zoro. Wiedział, że nic złego się nie wydarzy. Po sztywnych powitaniach, zaczęli trening. Blondyn czuł się nieco zmieszany, a już zwłaszcza, że nigdy nie dzierżył katany. Jednak to uczucie szybko minęło. Gdy tylko uchwycił broń w ręce, poczuł jak od tyłu oplatają go ciemne ramiona. Manewrując mieczem razem z zielonowłosym, wykonywał podstawowe ruchy. Ciało przy ciele, oddech przy oddechu. W niektórych momentach wręcz skupienie było niemożliwe przez co im się obrywało. Nie zmieniało to jednak faktu, że ich ruchy układały się w płynny taniec do muzyki ocierających się o siebie ostrzy. Ashi nigdy by nie pomyślał, że uczenie się szermierki może być takim intymnym przeżyciem, które wręcz wciągało w inny wymiar.
            Mijały minuty, a oni czerpali z tego taką przyjemność, jakby na świecie nie było nic ważniejszego niż ta chwila. Nawet rzucane w ich stronę nienawistne spojrzenia zdawały się być tylko wybrykiem ich wyobraźni. Mimo rozkojarzenia, Sanji zapamiętywał wszystkie ruchy bardzo dokładnie, po raz kolejny nie powtarzając błędów, jakie robił za pierwszym razem. Od czasu do czasu w uchu słyszał komplementy, które sprawiały, że jego twarz przybierała kolor dojrzałej wiśni. Jednak żadna chwila nie trwa wiecznie, a i ta musiała się skończyć, pozostawiając za sobą piękne wspomnienia.
            - Szybko się uczysz, Ashi-dono – powiedział zielonowłosy, przyciągając go do siebie, gdy tylko miecz wrócił na swoje pierwotne miejsce. Zoro wiedział, że może sobie pozwolić na coś więcej, bo Kuina wyszła zaraz po tym jak skończyli. Najwyraźniej te zaloty nie były na jej nerwy. Sanji wiedział, że Robin też z ledwością patrzy na to wszystko, jednak był jej wdzięczny, że nie próbuje się wtrącić i jakoś to znosi.
            - Mając takiego nauczyciela jak ty, Takanome-dono, to nic dziwnego. Jak widać nawet władanie mieczem może być całkiem przyjemnym zajęciem – rzekł, uśmiechając się rozkosznie. W tym momencie spojrzał na Robin i z przykrością musiał stwierdzić, że dłużej nie może pozostać w tym miejscu. – Mniemam, że jutro ponownie się spotkamy.
            - Ja również – powiedział zielonowłosy i puścił z objęć ukochanego, pozostawiając na jego ustach delikatny pocałunek. Sanji uśmiechnął się tylko i razem z ciemnowłosą ruszył do wyjścia. Gdy opuszczał pomieszczenie przez moment było mu tak dziwnie pusto. Tak jakby miało się wydarzyć coś złego. Odegnał jednak od siebie złe myśli i wrócił do chwil, które jeszcze przed chwilą miały miejsce.

***

            Ciche, płynne oddechy śpiącej osoby unosiły się w pomieszczeniu niczym poranna mgła. Światło księżyca odbijało się od bladej twarzy. Blond kosmyki niczym pióropusz rozlały się na poduszce. Na twarzy młodzieńca widniał śliczny uśmiech, który pogłębiał się z każdą minutą. Piękne sny miały zbawienną moc, która jednak szybko się kończyła. Niebieskie oko błysnęło zalęknione, jednak ciało pozostało w bezruchu, nadsłuchując uważnie nikłego, ledwie słyszalnego odgłosu deptanej maty. Czujność nawet przez sen była czymś, co z pewnością w życiu było niezastąpioną rzeczą.
            Niezauważalnie z rękawa szaty wyjął igłę. Kroki były coraz bliżej, a on czuł jak serce coraz mocniej bije mu w piersi. W myślach powoli zaczął odliczać. Prze chwilę myślał, że strach go sparaliżował, jednak porzucił teraz tę myśl, skupiając swoją uwagę maksymalnie na nieproszonym osobniku. Sekundy dłużyły się nieskończoność. Oddychał jednak spokojnie, nie wzbudzając w drugiej osobie jakichkolwiek podejrzeń.
            Wszystko działo się w zastraszającym tempie. Ohydny oddech na karku, a potem krew rozpryskująca się po całym pomieszczeniu. Życie jest tak ulotne, że nawet może przelecieć szybciej niż mrugnięcie okiem.

5 komentarzy:

  1. Jak można zakończyć w takim momencie? Kurczę ja tego nie wytrzymam xD
    Cudowny rozdział a najbardziej podobały mi się sceny treningu, były one powalające <3
    Czekam z niecierpliwością na piąty rozdział =)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak się cieszę, że napisałaś ten rozdział! Opowiadanie jest niesamowite i marzę, żeby je przeczytać do końca:)
    Bardzo mi się podoba jak prowadzisz myśli bohaterów. W tym świecie dialogi muszą być bardzo przemyślane bo przecież każde słowo ma znaczenie, a odczucia bohaterów pokazują nam o nich całą prawdę. Starcie z Robin i gniew blondyna były super przedstawione. Widzę, że coś zaczyna się dziać.
    Jeśli chodzi o Kuinę, to cały czas przekonuję się, żeby jej zaufać i na razie średnio mi idzie xD Boję się że coś wywinie, ale może jak chodzi o jej brata to się powstrzyma. Cieszę się jednak że Zoro ma komu zaufać. Podobało mi się stwierdzenie, że piaskownica zamienia się w burzę.
    Na uczcie zawładnęło mną to, że Bellemere jest władczynią. Nami oraz Nojiko świetnie pasują. Ciekawi mnie wątek z Ace'm! Zaintrygowałaś mnie. Ciekawa jestem jak to się rozwinie.
    Potem, gdy Zoro wziął Sanjiego w objęcia, to nogi mi się ugięły. Wyobrażam sobie miny Robin xD I Kuiny zresztą też xD Super opisałaś to, jak ćwiczyli. Po za tym blondynek z mieczem... Zastanawiałam się czy nie będzie musiał zdjąć z siebie ubrań, żeby mu było wygodniej. Bałam się że Kuina odkryje jego tożsamość przez jego ruchy czy coś.
    "Ashi nigdy by nie pomyślał, że uczenie się szermierki może być takim intymnym przeżyciem, które wręcz wciągało w inny wymiar."- podobało mi się to zdanie. W ogóle opis był intymny:)
    Końcówka jest ekstra! Tak bardzo ciekawi mnie kto to był! I gdzie była Robin? Czy to ona zabiła nieproszoną osobę czy blondyn? Nie każ nam długo czekać!
    Rozdział cudowny:)!
    Van

    OdpowiedzUsuń
  3. „Wraz z tymi zielonymi włosami przyszła nadzieja” – uwielbiam to zdanie ^.^
    Na dzień dobry wściekła Robin… Hoho, rzadko widuje się tę babeczkę w takim stanie w opowiadaniach. Ale tutaj jej się nie dziwię. Bardzo podobało mi się to „starcie” między nią, a Sanjim. W sumie, ciężko nazwać to starciem, bardziej konfrontacją. Padło wiele mądrych słów, ale nie będę już ich tutaj wklejała <3. Za dużo cytatów.
    Opis sceny z Zoro i Kuiną zaparł mi dech w piersi w momencie, gdy dziewczyna przyrżnęła naszemu szermierzowi – cały czas miałam przed oczami ich bitewny taniec, te ruchy i wszystko. A i Kuina ma niezłego nosa nie ufając „tej dziewczynie”. XD
    Ród Mikan – moje numero uno! Bellemere i Nojiko podbiły moje serce od samego wejścia! No i fakt, że rządzą tam baby :D!
    Późniejszą scenką między Zoro i Sanjim już nie będę się jarać, bo i tak nadużywam superlatyw. Ale strasznie zwracam tu uwagę na Robinka i podoba mi się to jej wszędobylskie opanowanie.
    KOŃCÓWKA! Jasny gwint, jak mogłaś skończyć w tym miejscu *.* Będę teraz wyczekiwać z niecierpliwością ciągu dalszego!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne opowiadanie, strasznie mi się podoba jego urok. Nawet potrafisz zachować odpowiednie wartości i tony rozmów jakie występują w rodach, wszystko musi być z należytym szacunkiem.
    Strasznie mi się zaczyna podobać ten średniowieczny klimat *.*
    Chociaż sama bym nie mogła żyć w takim świecie, nie wyobrażam sobie siedzenia w sukni i w tonie makijażu i patrzenia na „bawiących” się ludzi.
    A co dopiero biedny Sanji, nawet mówić nie może by nikt nie odkrył jego głosu, to takie przykre ;(

    Strasznie mi się podobały lekcje szermierki! Tez takie chce :3

    No i ten Ace… widzę jego błagające spojrzenie „siostrzyczko, błagam, kłam!” xD

    Czekam na ciąg dalszy, no bo, kurde, co się wydarzyło! Kogo krew2 wytrysnęła? *.* ciekawość mnie zżera!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak miło znów dać się opleść pięknym kwiatom kwitnącej wiśni ^^ i znów poczuć ten uroczy klimat i nastrój jaki wychodzi z tego opowiadania ;)
    Historia zatacza nam koło to bardzo urzekający motyw na który gdziekolwiek nie trafie tam przykuwa moją uwagę i wprawia w zamysł. Tak samo tutaj historia Sanjiego i jego matki tak samo przyjemnie ulokowała się w mojej głowi ^^

    Ekhm… Skrzyżowanie mieczy Zoro i Kuiny… Więcej! Więcej! To było cudne i prze fantastyczne od początku do końca świetnie opisane i w ogóle same och chcą przechodzić przez moje palce ;D Jestem zafascynowana tym jak świetnie to oddałaś i znów uwiodły mnie ich relacje, za którymi szczególnie przepadam a tutaj mam ochotę u wieścić się ich i nie odczepiać ;D Każdym jednym słowem z tego fragmentu bez końca się zachwycam, każdym słowem Zoro do siostry i odwrotnie *.* Perfekcje tutaj pokazałaś w całym mistrzostwie tego momentu ;D

    „Zabawy w piaskownicy już się skończyły, zwłaszcza że piasek powoli zamienia się w burzę.” – Coś co z pewnością zasługuje na wyszczególnienie *.*

    „Jeśli plany naszego ojca pokrzyżuje, to wiedz, że zginie z moich rąk i nawet ty nie zdołasz jej uchronić.” – Charakter Kuiny, przekazany z najdrobniejszą dokładnością a przynajmniej ja tak odbieram ją całą i jestem znów jak w poprzedniej części zachwycona jej postacią *.* i jak dobrze, że wykorzystałaś jej postać. Całą sobą jestem Ci wdzięczna za to ;D Bo postać naprawdę ze względu na Zoro szalenie ważna i zasługuję na uwagę ^^

    Wymiana spojrzeń, że tak nazw ten bardzo przykuwający moment gdzie nie trzeba słów ani niczego więcej poza tym co mogą sobie przekazać oczy ;D wyszedł bardzo zjawiskowo i odpowiednio dla tej chwili ;D

    Wszystkiego co Sanji ma w sobie całej tajemnicy jego tożsamości jestem bardzo ciekawa i co tam masz w głowie. Umiejętnie wszystko nakierowujesz i czynisz jeszcze bardziej interesującym ;)
    „I pomyśleć, że przez dzień tak można się stęsknić za niemal obcym sobie człowiekiem.” – To jest niesamowita prawda *.*

    „Poprosiłem ją o pomoc, ponieważ ona bardziej panuje nad mieczem niż ja.” O a tym mnie zaskoczyłaś ^^

    Nauka szermierki. A! tutaj znów ma ochotę pisać jakie to było świetne i boskie i jak wyszło Ci niezwykle i inne tego typu przymiotniki *.* To było wszystkim… i miało w sobie wszystko. Lubię jak Zoro uczy Sanjiego władać mieczem a ty pokazałaś to w jeszcze piękniejszej odsłonie owianej taką czułością i troska oraz miłością *.* i Sanji z mieczem… *.* i Zoro tak go uczący… Tylko czemu tak krótko! Ja chcę jeszcze! Jeszcze takich scen i jeszcze wspólnej szermierki i w ogóle jeszcze ;D

    Ostatni akapit jest mocnym zakończeniem i ja jestem cała za nim uwielbiam tego typu niepewność co dalej mimo, że mam chęć mordu w sobie dlaczego to się skończyło akurat w takiej chwili ;D ale nadaje to wiele historii i czyni jeszcze bardziej intrygującą ;D W nim pokazałaś coś więcej i chcę wiedzieć co się wydarzyło! Napięcie dokonało w umyśle rozłamu i gratulacje za tak uderzającą końcówkę ;D

    Paulaa

    OdpowiedzUsuń