11 lutego 2014

[Opowiadanie] Wszystkie kolory tęczy

Tytuł: Wszystkie kolory tęczy
Autor: Ann
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: friendship
Para: --
Ograniczenie wiekowe: --
Krótki tekst, pokazujący uczucia Robin. Chwilowo korekty brak, więc uwaga na szalone przecinki. :)

Przez długi czas wierzyła, że świat składa się jedynie z odcieni szarości. Z tego powodu wszystko wokół wydawało jej się ponure i przygnębiające. Krajobrazy, ludzie, nawet kwiaty, które tak bardzo kochała. Zieleń drzew, czerwień róż, blask słońca.  To wszystko zniknęło. Czuła się jakby tonęła w mroku. Cały jej świat owiany był mgłą i w żaden sposób nie potrafiła się od niej uwolnić. Nawet niebo straciło swoją niepowtarzalną, błękitną barwę. Całą sobą pragnęła odnaleźć choćby odrobinę koloru, czy chociażby nikłe światełko, które oświetliło by jej mroczną egzystencję. I znalazła je. Odnalazła barwy. Były przytłumione i w niewielkim stopniu przypominały te soczyste kolory, które zachowała w pamięci, ale jednak tam były.  Pojawiały się w jej wyobraźni za każdym razem gdy drobne, dziecięce dłonie dotykały szorstkiej faktury pergaminu. I wtedy pokochała książki, bardziej niż cokolwiek na świecie. Historie zręcznie ubrane w słowa, ukryte w starych, skórzanych okładkach stały się dla niej substytutem szczęścia. Dla wielu ludzi były zaledwie ciekawostką, fantastycznymi wymysłami, dziejami które dawno już przeminęły. Ale nie dla niej. Ona traktowała każdy z przeczytanych woluminów, jak kogoś bliskiego. Jak kochającą rodzinę, której nigdy nie dane jej było poznać. W pewien sposób książki stały się dla niej bliższe niż otaczający ją ludzie. Niczego od niej nie żądały, nie szydziły, jedynie dawały. Potrafiła wyobrazić sobie te wszystkie niezwykłe, fantastyczne miejsca o których czytała. Gdy tylko przymykała powieki mogła je zobaczyć, wydawały się radosne, bardziej kolorowe niż otaczający ją świat. I tak dzięki książkom udało jej się nieco przerzedzić trawiącą wszystko wokół ciemność. Zapragnęła więcej. Chciała chłonąć wiedzę, poznać jeszcze więcej niesamowitych historii, stać się częścią jednej z nich. Chciała, jak matka, stać się odważną kobietą, niezachwianie dążącą do spełnienia obranego sobie celu.  To pragnienie stało się częścią jej egzystencji, skarbem który chciała odnaleźć za wszelką cenę. Wtedy poznała olbrzyma. W tamtej chwili do kolorów dołączyło światełko. Zatliło się delikatnie, gdzieś na samym dnie jej duszy, rozpalając w niej nadzieję i wiarę w spełnienie wszystkich pragnień. Czuła maleńki, ciepły promyczek, ogrzewający ją od środka. Nawet koszmar, który przeżyła nie był w stanie zdusić tej iskierki. I choć życie obchodziło się z nią okrutnie nigdy nie porzuciła nadziei i marzeń. Poznała wiele niesamowitych miejsc, widziała niezwykłe rzeczy, ale mimo tego kolory nie stały się bardziej jaskrawe. Nadal wydawały się mdłe, jakby obce. Wraz z upływem lat przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy. Brała od życia co tylko mogła, uparcie usiłując osiągnąć swój cel. Jej determinacja osiągnęła taki poziom, że przestała zważać na koszty. Wykorzystywała ludzi z okrucieństwem dorównującym temu, które inni okazywali jej przez całe życie. I choć iskierka nadal gdzieś tam się tliła, powoli dawała coraz mniej ciepła i światła. Zaczęła się bać. Strach przed utraceniem nadziei, niemal ją paraliżował. Wtedy go dostrzegła. Mały, czerwony punkcik wśród szarości i jednolitego krajobrazu pustyni. Nie miała pojęcia skąd w jej ponurym świecie pojawił się nagle tak jaskrawy kolor. Jednego jednak była pewna. Polubiła go i nie chciała by zniknął. Nie mogła mu jednak pomóc, miała swoje plany. Niedługo później, w chłodnych i wilgotnych grobowcach jej najgorszy koszmar ziścił się. Znów poniosła porażkę. Nie miała siły by znów się podnieść. Ognik zgasł, a ciemność zalała jej duszę. Poddała się. Zanurzyła się w mroku z nowym pragnieniem. Chciała umrzeć. Jednakże gdy otworzyła oczy nie zobaczyła wszechogarniającej czerni. Nad jej głową rozpościerało się niebo. Ku jej zaskoczeniu nie było szare. Miało barwę brudnego błękitu. Jednak to nie było dla niej najbardziej intrygujące. Znów je czuła. To ciepło, nadzieję. Nie była głupia, szybko dotarło do niej kto ponownie rozpalił w niej ten płomyczek. Z nową siłą ruszyła przed siebie. Odnalazła go. Ten soczyście czerwony kolor, przywodzący na myśl najpiękniejszą różę jaką kiedykolwiek widziała. Co więcej wokół niego dostrzegła również inne barwy. Zieleń, pomarańcz, niebieski, żółty, różowy… Czuła się jak zahipnotyzowana. Nie pamiętała kiedy ostatnio miał okazję podziwiać tak nieprawdopodobną gamę kolorów. Ognik zaczął iskrzyć, rozpalając się mocniej i mocniej, aż w końcu buchnął gorącym płomieniem w jej sercu. I wtedy zrozumiała. Znalazła sposób by pozbyć się szarości i mroku. Mimo tego kim była nie została odrzucona. Odnalazła szczęście i spokój. Odzyskała nadzieję. Z każdym dniem ciemność coraz bardziej zanikała, aż w końcu pozostała po niej jedynie niewielka rysa przecinająca duszę niczym stara blizna. I choć nie potrafiła jej do końca wyleczyć, oni potrafili. Ich sylwetki szarpane wiatrem, determinacja wypisana na twarzach i bijąca od nich siła były niczym balsam na jej zranione serce. Wreszcie pogodziła się ze swoją przeszłością i mogła spojrzeć  w przyszłość. Widziała w niej blask słońca odbijający się od gładkiej tafli oceanu. Widziała czyste  niebo i fale rozbijane przez sunący niespiesznie statek. Widziała maleńkie kropelki wody unoszone wiatrem, które załamywały światło i tworzyły magiczny widok. Najwspanialsze zjawisko dla kogoś, kto od tak długiego czasu egzystował w ciemności. Tworzyły tęczę. Teraz potrafiła dostrzec każdy kolor. Pełna pasji i namiętności czerwień. Pomarańcz przywodzący na myśl zapach dojrzałych cytrusów. Zieleń łąki i poruszanej wiatrem  trawy. Niebieski, niemal lazurowy odcień, piękny niczym ocean. Przypominający szczere złoto, odcień żółci. Smakowity i słodki jak wata cukrowa, róż. Błękit niemal tak jasny jak otaczający ją zewsząd nieboskłon. I wreszcie tajemniczy fiolet. Luffy, Nami, Zoro, Sanji, Usopp, Chopper, Franky i ona sama, Nico Robin. Zostali związani przez los. Stali się jednością, rodziną. Dla niej byli jak tęcza.
- Ach! Spójrzcie! – Krzyk ich nieokiełznanego kapitana rozległ się tuż obok jej ucha, zwracając uwagę reszty załogi.
- Co jest Luffy? – Usopp stanął obok nich wypatrując tego, co tak zainteresowało czarnowłosego.
- Tęcza! Wygląda jak smakowity deser, co nie Chopper?
- Tak! Jak kolorowa wata cukrowa! – zachwycił się renifer.
- Jest suuuper!
- Rzeczywiście, piękny widok. – Westchnęła nawigator dołączając do nich na rufie statku.
- Nie tak piękny jak Nami-swan i Robin-chwan!
- A ty jak zawsze swoje, zakręcony zboku! – Prychnął stojący nieopodal szermierz.
- Coś ty powiedział, glonomózgi? – Oburzył się blondyn.
Za plecami Robin rozpętała się pełna krzyków kłótnia, a reszta załogi zapominając całkowicie o niesamowitym zjawisku obserwowanym jeszcze przed momentem, dołączyła do dwóch mężczyzn, przekrzykując się wzajemnie. Ciężko było stwierdzić, kto dołączył do awantury, a kto usiłuje uspokoić skaczących sobie do gardeł przyjaciół. Z pewnością tworzyli niecodzienną  załogę, pomyślała z rozbawieniem Robin. Niespodziewanie usłyszała obok siebie ciche westchnienie. Z zaskoczeniem spostrzegła, że Luffy nadal wpatruje się w horyzont.
- Istnieje legenda, że na końcu tęczy znajduje się wielki skarb. Wiedziałeś o tym, panie kapitanie?
- Serio? To tam jest One Piece? – Błyszczące z podekscytowania oczy zwróciły się w jej stronę, jakby szukając potwierdzenia. Archeolog odwzajemniła spojrzenie z tajemniczym uśmiechem.
- Kto wie. Musisz sam sprawdzić.
- Sprawdzimy to razem!– Stwierdził z mocą Luffy, znów spoglądając na ocean. Na jego twarzy wypisana była determinacja i radość. Po chwili jednak zmarkotniał, a kąciki jego ust opadły.
- Naprawdę zjadłbym taki kolorowy deser! – Jęknął głośno.
Robin wybuchła śmiechem. Była szczęśliwa. Tak, w tej legendzie z pewnością tkwiło ziarno prawdy. W końcu ona odnalazła już swój skarb.

4 komentarze:

  1. Naprawdę pięknie przedstawiona tragedia Robin. Według mnie, miała ona najtragiczniejszą historie z całej załogi i gdy tylko to wspominam, mam łzy w oczach. Piękny tytuł dałaś i pięknie wplotłaś znaczenie kolorów:) To jak powoli się w niej budziła chęć do życia i jak załoga ją wyciągnęła z mroku:) Naprawdę wzruszające. Na końcówce też się śmiałam :D Dziękuję za opowiadanko :*
    Van

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Van - oprócz retrospekcji Sanjiego, to na Robin ryczałam najgłośniej i najdłużej... No i kojarzy mi się z doujinshi, który niedawno tu wstawiłam. Tak, Robin nie ukrywała, że jej dusza jest ciemna, ale dzięki załodze wreszcie dostrzegła inny kolor niż czerń ^_^ Ślicznie napisane, bardzo ładnie odtworzone uczucia! ^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej! Jaki ten tekst jest śliczny! Ann czemu tak rzadko piszesz! Tosz to zbrodnia! Ja chcę czytać więcej twoich tworów ;D Ten pomysł z porównaniem do kolorów.Naprawdę urzekło mnie to w całości *.* I przecież tak jest właśnie, to porównanie pasuje do niej jak do nikogo innego ;D Niesamowicie fantastycznie się wczułaś i przekazałaś tyle uczuć… naprawdę piękny tekst na urodziny Robin. Doskonały! ;D i ta końcówka tak pięknie ukazująca To co jest najważniejsze ;D i Zoro i Sanji kłócący się nawet pojawili *.* A kiedy pojawił się czerwony punkcik poruszenie mnie zmiotło *.* Wspaniale po prostu! ;D Czuło się jak jej świat się rozświetla ^^

    Paulaa

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedyne, do czego mogę się przyczepia, to to, że róż bynajmniej nie wchodzi w skład tęczy. :D
    Ładnie napisane, chociaż brakowało mi nawiązania do jednego z moich top 10 luvv tekstów Piecyka: "ikitai to IE!".
    Tak się złożyło, że podczas czytania słuchałam "You are the light" i tak sobie myślę, że pasuje całkiem jako piosenka przewodnia. :)

    OdpowiedzUsuń