14 lutego 2014

[Opowiadanie] Słodszy niż miód

Tytuł: Sweeter than honey (Słodszy niż miód)
Autor: Starzzu

Tłumaczenie: Ann
Korekta: --
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: romans, yaoi
Para: ZoroxLuffy
Ograniczenia wiekowe: 18+

Światło księżyca odbijało się od niemalże całkowicie gładkiej tafli oceanu rozświetlając, czarne niczym smoła, niebo. Fale, które za dnia miały kolor najczystszego błękitu, o północy stawały się mroczne i nieprzystępne. Szum morza zwykle wesoły i zwiastujący przygodę, w nocy przypominał ciche wycie jakiegoś straszliwego demona.  Pośród tych wód dryfował statek, swoim niecodziennym wyglądem burząc tę ponurą scenerię.  Niewielka karawela z uśmiechniętą figurą dziobową kołysała się łagodnie niesiona przez niespieszne prądy. Jej delikatne ruchy przywodziły na myśl kołyskę w której matka usypia swoją umiłowaną pociechę. Załoga owego okrętu najwyraźniej nie odczuwała strachu przed ponurym oceanem, ponieważ jego mieszkańcy byli pogrążeni w spokojnym, życiodajnym śnie.
Cóż, BYLI. Przynajmniej do momentu gdy w kuchni nie rozległ się przeraźliwy dźwięk tłuczonego szkła. Można by było zgadywać kto był sprawcą tego hałasu, ale takie konkursy były zwyczajnie bezsensowne, ponieważ każdy bezbłędnie potrafiłby wskazać winnego.  
Sanji z jękiem poniósł się z posłania. Jako szef owej zdemolowanej kuchni miał obowiązek rozwiązać ten nocny problem, ale pora była zbyt późna by zajmować się takimi bzdurami.
Luffy- ten mały gnojek- w ciągu ostatniego miesiąca niemal codziennie zakradał się do kuchni w poszukiwaniu nocnej przekąski. Jednakże dotychczas każdy z tych wypadów kończył się sromotną porażką wyżej wymienionego żarłoka. Cóż, ten kretyn już dawno powinien zdać sobie sprawę, że w konkurencji bezszelestnego przekradania może mierzyć się co najwyżej z Godzillą. Najwidoczniej jednak taka oczywistość nie mieściła się w mózgu wielkości orzeszka. Za grosz zdrowego rozsądku. Doprawdy.
Kucharz czuł jak w jego umyśle niebezpiecznie wzrasta poziom irytacji. Ich zidiociały kapitan obudził zapewne nie tylko jego, ale również kochane Nami i Robin. Nie zamierzał puścić mu tego płazem.
Z drugiej zaś strony wszczynanie awantur każdej nocy od ponad miesiąca było takie męczące! Może powinien wrobić w tę wątpliwą przyjemność kogoś innego? Tak, to całkiem niezły pomysł!
Rozejrzał się po spowitej mrokiem kajucie, a jego wzrok przykuła sylwetka spoczywająca na zielonej kanapie. Ruchy klatki piersiowej i płytki oddech upewniły blondyna, że kuchenne hałasy wyrwały ze snu również szermierza.
Cóż, to czyniło jego plan jeszcze łatwiejszym.
Sięgając za siebie, Sanji wymacał na biurku jakiś ciężki przedmiot. Uśmiechając się złośliwie, podniósł go i cisnął z całej siły przez pokój. Z kanapy dobiegł go głuchy dźwięk uderzenia i przekleństwo:
- Co do cholery!?
Kuk z trudnością powstrzymał wybuch śmiechu obserwując jak zielonowłosy podnosi się z kanapy, trzymając w dłoni książkę i mierzy ją morderczym wzrokiem.
Być może gdyby ten glonowaty kretyn lepiej panował nad emocjami i użył swojego zarośniętego przez mięśnie mózgu, zorientował by się, że książki nie mają w zwyczaju latać i najprawdopodobniej to któryś z jego załogantów był odpowiedzialny za to niecodzienne zjawisko.
Po chwili konsternacji wściekłe, zielone spojrzenie bezbłędnie odnalazło winowajcę całego zajścia.
Cóż, być może ten mierny szermierzyna nie był aż takim idiotą na jakiego wyglądał.   
Całkowicie ignorując skierowane ku niemu mordercze spojrzenie, Sanji ziewnął przeciągle i by wprowadzić w życie swój przebiegły plan stwierdził od niechcenia:
- Luffy wstał.
Blondyn bez cienia poczucia winy obserwował jak drugi mężczyzna masuje rosnący na jego czole guz.
- I z tego powodu postanowiłeś rzucić we mnie książką?
Jedyne o czym marzył teraz Zoro, to jego własne palce zaciskające się na szczupłej szyji Sanji’ego. Jednakże, gdyby zamordował kuka czekałby ich poważny kryzys. Luffy najprawdopodobniej wpadłby w „głodową depresję”, a to byłoby nie do zniesienia nie tylko dla niego, ale dla całej załogi. Widać, nie wszystkie marzenia można spełnić. 
- To chyba oczywiste! Chciałem żebyś wyciągnął go z kuchni.- Oh, doprawdy przecież to nie fizyka jądrowa!
Sanji naprawdę nie potrafił pojąć jak można być takim tępym ignorantem. Postanowił jednak nie wypowiadać ostatniego zdania na głos, widząc jak usta szermierza wykrzywiają się z wyraźnym niezadowoleniem.
- Niby czemu to ja miałbym się tym zająć? To TWOJA kuchnia, a to oznacza, że to TY jesteś za nią odpowiedzialny.
Uznając konwersację za zakończoną, Zoro opadł z powrotem na kanapę i obracając się tyłem do blondyna spróbował ponownie zapaść w sen. Bezskutecznie. Tym razem jego czaszka została zaatakowana dla odmiany nie przez książkę, ale przez but.
- Uważasz to za zabawne, czyż nie?
- Jak najbardziej, a teraz rusz się i zabierz tę zarazę z dala od mojej kuchni! Ja użerałem się z nim przez cały miesiąc, należy mi się odrobina cholernego odpoczynku! – Warknął Sanji, po czym ostentacyjnie przewrócił się na drugi bok, naciągnął przykrycie na głowę i w ten oto sposób definitywnie zakończył rozmowę.
Zoro z westchnieniem potarł czoło. Powód dla którego ich zidiociały kapitan co noc urządzał sobie wycieczki do kuchni pozostawał dla niego tajemnicą. Chyba naprawdę powinien to jakoś ukrócić. Pierwszej nocy wydawało się to całkiem śmieszne i wszyscy podeszli do tego z pełnym rozbawienia pobłażaniem. Podobnie było w przypadku kilku kolejnych nocy . Natomiast teraz stało się to zwyczajnie uciążliwe.
Być może powinienem wbić mu trochę rozumu do tego gumowego łba.
Z jednej strony ta myśl wydawała się mieć sens, lecz z drugiej znał Luffy’ego na tyle żeby wiedzieć, że strofowanie go w jakikolwiek sposób przyniesie jedynie odwrotne efekty.
Zrezygnowany ściągnął z siebie przykrycie i ziewnął potężnie. Naprawdę nie nadawał się do takich rzeczy. Niech piekło pochłonie tego pieprzonego kucharza!
Podniósł się z kanapy i założywszy buty ruszył w stronę drabiny. Nadal czuł się nie do końca obudzony i być może dlatego wspinając się dwukrotnie omal nie spadł, nie trafiając stopą na szczebel. Przeklinając na czym świat stoi wygramolił się na pokład. Mroźne, nocne powietrze skutecznie odgoniło resztki snu z jego umysłu.
Ostatecznie był już październik więc przejmujący chłód nie powinien go dziwić.
Trzęsąc się lekko z zimna ruszył w kierunku kuchni, skąd dobiegały go dźwięki trzaskania przerywane okazjonalnie przez brzęk tłuczonego szkła.
Taki hałas może wywołać jedynie Luffy. Najprawdopodobniej rozbija słoiki telekinetyczną siłą swojej głupoty. 
Docierając do drzwi, zielonowłosy oparł swoją opaloną dłoń o framugę i zawahał się. Dlaczego wejście do tej cholernej kuchni aż tak bardzo go stresuje? Sanji zawsze wracał jakby bledszy po wywaleniu ich kapitana z kambuzy*, więc chyba nie powinien spodziewać się widoku innego niż Luffiego obozującego na środku kuchni pośród góry mięsa, prawda? Mimo tego miał nadzieję, zobaczyć coś zgoła odmiennego.
Łup!   
Cóż, widać kolejny słoik pożegnał się z życiem. Najwidoczniej jednak naczynie nie poddało się do aż do samego końca, ponieważ zza drzwi dobiegł jęk.
Słysząc to Zoro porzucił swoje wyobrażenia  dotyczące sceny rozgrywającej się w środku i tym razem bez wahania pchnął drzwi, otwierając je na oścież.
I wtedy zobaczył Luffiy’ego.
Szermierz miał kilka pomysłów odnośnie tego jak może wyglądać kuchnia po ataku ich pokładowego żarłoka, ale nic nie było w stanie przygotować jego umysłu na coś takiego. Luffy siedział na środku drewnianej podłogi, od stóp do głów umazany w miodzie i innych słodkich, ekstremalnie lepkich substancjach. Wszędzie w około walały się kawałki szkła, migocące w słabym świetle. Co więcej, jeden z większych odłamków tkwił obecnie w nodze czarnowłosego. Z rany powoli sączyła się krew, jednakże chłopak zdawał się tego nie zauważać. Był tak zaabsorbowany pochłanianiem swoich słodkich łupów, że nie zwracał uwagi ani na własne zranienia, ani na zniszczenia których był autorem. Siedział oparty plecami o jedno z krzeseł i z ukontentowaniem na przemian lizał i ssał swoje ubabrane w, Bóg jeden wie, czym palce jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.    
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza przerywana jedynie sporadycznym mlaskaniem i siorbaniem wydobywającym się z ust Luffiego. Najwidoczniej będąc w słodkim raju chłopak tracił jakiekolwiek umiejętności obserwacji. Po kilku minutach oderwał wzrok od swojej zaślinionej dłoni i  rozejrzał się w poszukiwaniu kolejnej przekąski. Nim ją znalazł, jego rozanielony wzrok przyciągnął ruch przy drzwiach. Dopiero wtedy dostrzegł szermierza. Warto dodać, że Zoro bynajmniej nie wyglądał na rozbawionego.
Przez kolejną chwilę Luffy siedział, nadal ssąc jeden z palców, i próbował ocenić swoje położenie. Cóż, został przyłapany na gorącym uczynku i to nie przez Sanjiego, który zwykle wywlekał go siłą z kuchni wrzeszcząc w niebogłosy przekleństwa, których nie powstydziłby się najlepszy szewc. Nie, tym razem znalazł go Zoro. Co więcej zielonowłosy nie wrzeszczał, ani w żaden sposób nie próbował wygonić go z pomieszczenia. To było dość niepokojące. Chłopak miał tylko nadzieje, że przyjaciel nie wykorzysta żadnego ze swoich mieczy żeby dać mu nauczkę.
W końcu czarnowłosy zebrał się na odwagę, wyciągnął z ust kciuk z cichym „pop” i uśmiechnął się ujmująco. W każdym razie próbował wyglądać uroczo, bo jego upaprana twarz całkowicie psuła efekt. Zoro skrzywił się na ten widok.
I wtedy czarnowłosy doszedł do wniosku, że ma przechlapane.
- To był ninja!- rzucił pierwszą lepszą wymówką, która przyszła mu do głowy.
Zoro uniósł lekko brwi i spojrzał na chłopaka z ironią, słysząc ten nieprawdopodobnie wiarygodny wykręt.
- Och, tak z pewnością tak właśnie było.- Zrobił krok w kierunku swojego kapitana.
Luffy, czując zbliżającą się zagładę, powoli wstał i zrobił krok w tył.
- Cóż, wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale to prawda!
Mężczyzna zrobił kolejny krok.
-Tak, masz rację, naprawdę trudno mi w to uwierzyć. Zwłaszcza, że prócz ciebie nie widzę tu nikogo innego umazanego miodem.
-Mogę to wyjaśnić!- Luffy starając się utrzymać bezpieczny dystans, nie przestawał się cofać.
Kolejny krok.
-Jestem pewien, że możesz. Jednakże ten głodny ninja zjawia się ostatnio zbyt często. Ja, podobnie jak reszta załogi, chciałbym mieć choć jedną spokojną, nie zakłóconą przez tego żarłoka, noc. To wszystko.- Ostatnie zdanie było wściekłym wrzaskiem.
-Och…- Luffy uśmiechnął się z zawstydzeniem. Jego plecy uderzyły o ścianę kajuty, przez co stracił jakąkolwiek możliwość ucieczki przed rozwścieczonym przyjacielem. Widocznie tym razem szczęście postanowiło go opuścić. Doskonale wiedział, że to on jest odpowiedzialny za całe niezadowolenie załogi. Ostatecznie nie mogli przez niego spać od kilku nocy. No dobra, trochę więcej niż kilku, ale co on mógł na to poradzić? To przecież całkowicie naturalne, że zamknięte w szklanych naczyniach wspaniałe słodkości były pokusą dla głodnego nastolatka! Zwłaszcza, że nocą nikt ich nie pilnował i stały tu sobie tak całkiem same, opuszczone! On tylko dał się ponieść instynktowi co w tym złego? Jednakże fakt, że zamiast samemu się pofatygować Sanji przysłał po niego Zoro oznaczał, że reszta załogantów ma już naprawdę dość jego nocnego podjadania. Cóż, i najprawdopodobniej są już nieźle wkurzeni.
Luffy próbował wcisnąć się w ścianę jakby z nadzieją, że ta ustąpi i powoli mu zwiać. Niestety ściana miała inne plany i jedyne co pozostało chłopakowi to patrzenie z przerażeniem jak przyjaciel zbliża się do niego z groźną miną.
Kilka krótkich sekund później szermierz znalazł się tuż przed nim. W akcie jakiejś dziwacznej, dziecinnej samoobrony czarnowłosy zrobił pierwsze co przyszło mu do głowy. Wyciągnął przed siebie rękę i położył ją na twarzy Zoro, próbując go odepchnąć.
Zielonowłosy zamarł. Przez długą chwilę stał tak z lepką dłonią na twarzy zastanawiając się co powinien zrobić. Wyciągnąć miecz i stłuc tego gumowego kretyna, czy ulec jakieś niedorzecznej części siebie, która uważała dziecinny odruch Luffiego za uroczy? Zapewne pierwsza opcja wydawała się bardziej sensowna, ale mimo tego mężczyzna nie umiał się zdecydować.
Jednakże był pewien co do jednego: dłoń kapitana była nieprawdopodobnie lepka. Czuł jak kleisty płyn spływa na jego policzki, usta, brodę i dalej na szyję, tworząc na skórze złociste smugi.
Chłopak zauważając jakiego bałaganu narobił, oderwał dłoń od jego twarzy z cichym mlaśnięciem.     
-Wybacz…- Tak naprawdę czarnowłosemu wcale nie było przykro. Był niezwykle rozbawiony widokiem przyjaciela umazanego słodkościami. Zakrywając usta dłonią próbował bezskutecznie stłumić chichot.
-Zamknij się!- warknął Zoro. Cała ta sytuacja była niesamowicie wkurzająca, a jakby tego było mało miał teraz na twarzy jakieś lepkie dziadostwo!
Jedna ze złocistych kropelek spłynęła mu po nosie wprost na usta, zatrzymując się na dolnej wardze.
-...
Luffy wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany. Zoro jedynie obserwował jego reakcję. Ulegając impulsowi chłopak uniósł twarz i delikatnym ruchem języka zlizał słodką substancję z warg szermierza.
Szmaragdowe oczy mężczyzny zwęziły się niebezpiecznie i zalśniły jakąś nieznaną emocją. To było… interesujące. Słodycz miodu połączona ze niepowtarzalnym smakiem samego Luffiego tworzyła niezwykłą kombinację.
Zoro obnażył zęby w drapieżnym uśmiechu . Widząc zmianę na twarzy przyjaciela, czarnowłosy odsunął się odrobinę. Takie zachowanie nie było w stylu Zoro. Co więcej z taką miną wyglądał naprawdę przerażająco.
Najwidoczniej chłopak nie był świadomy faktu, że jego własne usta również lśniły od miodu.
-Wiesz Luffy, miód wydaje się być o wiele słodszy kiedy znajduję się na twojej skórze.
Na to stwierdzenie oczy czarnowłosego rozszerzyły się nieznacznie, a on sam próbował znaleźć jakąś sensowną odpowiedź. Niestety jego mózg odmówił współpracy i udało mu się wykrztusić jedynie:
-Co masz przez to na myś-hmmpf!- Nie dane mu było dokończyć zdania, ponieważ Zoro popchnął go na ścianę i zmiażdżył jego usta w zachłannym pocałunku.
Pierwszą rzeczą jaka przyszła do głowy Luffiemu było słowo „słodko”. Czuł jak niewiarygodnie słodki język ślizga się po jego wargach. To uczycie było zniewalające i chociaż nie wiedział co kierowało szermierzem nie chciał by ten pocałunek się skończył.
Myśli zielonowłosego płynęły dokładnie w tym samym kierunku. Luffy smakował tak niesamowicie, że za nic nie chciał przerywać. Nigdy nie był wielkim fanem słodkości, ale w tym momencie był gotów zmienić swoją opinię na ich temat.
Dociskając Luffiego mocniej do ściany kabuzy, złapał go za pośladki i uniósł do góry, usiłując znaleźć lepszą pozycję by być jeszcze bliżej drugiego ciała. Jego język kusząco oblizywał słodkie wargi, jakby prosząc o pozwolenie na wejście. Ku jego zaskoczeniu Luffy nie tylko owinął nogi wokół jego pasa, ale z jękiem przyjemności otworzył usta wpuszczając go do środka.
Nie zastanawiając się nawet przez moment wtargnął językiem do tego grzesznego wnętrza. Pierwszym co zauważył była nieprawdopodobna słodycz. O ile to możliwe, jeszcze intensywniejsza niż same wargi. Naturalnie można było to przewidzieć, ale różnica polegała na tym, że teraz prócz miodu mógł wyczuć smak czekolady, truskawek, syropu klonowego i toffi. Wnętrze ust Luffiego było niczym osobliwa fabryka słodyczy! Dla odmiany Zoro smakował alkoholem. I choć różnica była ogromna, dla obydwu ten kontrast wydawał się być czymś idealnym.
Walczyli o dominację i żaden z nich nie miał najmniejszej ochoty przerywać pocałunku. Niestety po dłuższej chwili zaczęło im brakować powietrza.
W końcu Zoro odsunął twarz niemal z wysiłkiem, ciężko dysząc i nadal przyciskając chłopaka do ściany. Jego kapitan czuł się chyba podobnie, bo jego oddech również był ciężki i urywany jakby przebiegł właśnie maraton. Na jego twarzy wykwitł uroczy rumieniec, a usta lśniły kusząco przywodząc na myśl lukier. Według szermierza wyglądał rozpustnie.
-Wiesz,- Uśmiechnął się do czarnowłosego- nigdy ci o tym nie mówiłem, ale od dawna miałem na ciebie ochotę.
Twarz Luffiego przypominała teraz dojrzałą truskawkę. Przymknął oczy z zadowoleniem i wymruczał:
-Więc na co czekałeś tyle czasu? Doprawdy, Zoro! Czasami jesteś taki powolny.- Jedno trzeba przyznać czarnowłosemu: lubił się drażnić.
-Och, zamknij się!- Odwarknął zielonowłosy.
-Teraz już nie musisz czekać. Weź mnie.
Oczy szermierza błysnęły. Ten dzieciak…
Złapał Luffiego za ramiona i bez pardonu rzucił go na podłogę, przykrywając własnym ciałem. Całym ciężarem docisnął go do drewnianych desek. Złośliwy uśmieszek wykrzywił jego usta.
-W ten sposób, kapitanie?
Chłopak skrzywił się nieznacznie. To bolało! Rano zapewne będzie miał siniaki!
-Drań!
Zoro nie przejął się oskarżycielskim tonem i ponownie zawładnął ustami młodszego chłopaka.
Z jękiem protestu, Luffy próbował go odepchnąć. Nie udało mu się to i ostatecznie skończył z rękami unieruchomionymi nad głową. Powiercił się jeszcze chwilę, tak dla zasady, ale w końcu przewrócił tylko oczami i poddał. W końcu czemu miałby walczyć z czymś co sprawia mu tyle przyjemności?
Gdy zaprzestał walki, wargi mężczyzny oderwały się od jego własnych i zanim chłopak miał okazję zainicjować nowy pocałunek, przesunęły się na szyję smakując lepką skórę. Zoro otworzył szerzej usta i zaczął lizać słodkie krzywizny szczęki, nadal umazane w czekoladowym sosie. Żadna czekolada nie mogła równać się z tym smakiem! Uśmiechnął się nieznacznie, słysząc przeciągły jęk. Luffy miał niezwykle wrażliwą szyję, pomyślał zlizując pozostałości miodu z okolic ucha chłopaka. Musiał przyznać, że te lubieżne dźwięki były dość… Stymulujące.
Nie zaprzestając słodkich tortur, Zoro powoli przesuwał się w dół, aż dotarł do umazanych w miodzie obojczyków. Na moment oderwał usta od drugiego ciała by przyjrzeć się bliżej bałaganowi na skórze Luffiego. Po chwili kontemplacji pochylił się ponownie i bez ostrzeżenia wbił zęby w wystający obojczyk. Mocno. Kapitan zaskomlał z bólu i przyjemności. Zielonowłosemu niezwykle spodobała się tak żywa reakcja. Bez cienia delikatności zacisnął zęby na miękkiej skórze, przebijając ją. Poczuł na języku metaliczny posmak. Krew zmieszana ze słodyczami była przepyszna. Nie przejmując się zabarwionymi bólem jękami Luffiego, delektował się tą niecodzienną mieszanką smaków.
W pierwszej chwili czarnowłosy próbował odsunąć od siebie mężczyznę. To bolało jak cholera! Jednakże, gdy miękki język zaczął pieścić zranione miejsce, chłopak całkowicie zapomniał o bólu. To uczucie było tak przyjemne, że nie potrafił dłużej tłumić zadowolonych jęków. Luffy nigdy wcześniej nie czuł się tak wspaniale. Ostatecznie nie miał żadnych doświadczeń seksualnych i cała ta sytuacja była dla niego nowością. Czuł się jak jakaś cholerna dziewica, ale fakt, że ze wszystkich ludzi to właśnie Zoro dotykał go w tak intymny sposób, skutecznie go uspokoił. Przez tą gamę doznań chłopak nie potrafił się skupić, dlatego gdy poczuł zimny powiew na swoim torsie uniósł głowę skołowany i popatrzył w dół.
Zoro rozpiął jego czerwoną kamizelkę i próbował ją z niego ściągnąć. W geście pomocy czarnowłosy podniósł się na łokciach, przygryzając nerwowo wargę. Szermierz odrzucił ubranie do tyłu i spojrzał w oczy chłopaka.
-Co jest, czyżbyś obawiał się dalszego ciągu?- powiedział złośliwie.
Luffy skrzywił się nieznacznie. Zoro bezczelnie się z niego nabijał!
Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi na swoje pytanie, mężczyzna ponownie pochylił się nad ciałem kapitana. Cała klatka piersiowa lśniła od miodu. Jakim cudem Luffy zdołał upaprać się nawet pod ubraniem było dla szermierza zagadką. Postanowił jednak zastanowić się nad tym nieco później i zamiast tego przygryzł delikatnie różowy sutek. Chłopak gwałtownie wciągnął powietrze, a rumieńce na jego twarzy stały się jeszcze wyraźniejsze.
Dłoń Zoro odnalazła drugi sutek i zaczęła go delikatnie pocierać. Czarnowłosy odchylił głowę w tył, zacisnął powieki i zaczął głośno dyszeć. Dla mężczyzny była to tylko niewinna zabawa, ale widocznie jego kapitan był mniej wytrzymały na pieszczoty. Zielonowłosy przesunął dłoń po płaskim brzuchu, aż dotarł do twardego wybrzuszenia w spodniach. Delikatnie musnął je palcami, a następnie bez ostrzeżenia zacisnął dłoń. Zszokowany Luffy gwałtownie rozchylił powieki i spojrzał na przyjaciela, wielkimi jak spodki, oczami. Jego wzrok napotkał szmaragdowe spojrzenie i dostrzegł w nim wahanie.
-Chcesz?
Do zamroczonego przyjemnością umysłu chłopak dotarło, że Zoro zadał mu pytanie. Zrozumiał, że jeśli nie wyrazi zgody mężczyzna wycofa się i nie będzie naciskać.
Luffy skinął głową. Tyle wystarczyło.
W następnej sekundzie jego spodnie i bokserki zostały z niego wręcz zerwane i odleciały w bliżej nieokreślonym kierunku.
W skali od jeden do dziesięciu, intensywność rumieńca na twarzy chłopaka spokojnie można było ocenić na dziesięć tysięcy. Luffy nigdy wcześniej nie czuł się tak zawstydzony. Zwłaszcza, że słodkie płyny dostały się nawet tam. Jak to się stało nie wiedział nawet on sam. Widząc gorący wzrok skierowany na jego męskość, kapitan poczuł dziwne sensacje w żołądku. Do tego Zoro nadal miał na sobie wszystkie ciuchy!
- Ej! To nie sprawied-aaaach!- Chłopak gwałtownie szarpnął głową w tył, z hukiem uderzając nią o drewnianą podłogę. Zamknął oczy, a przy każdym oddechu z jego ust umykał jęk. Zoro właśnie wziął go do ust! Caluśkiego! I to bez żadnego sygnału ostrzegawczego! To uczucie było tak nieziemskie, że niemal bolesne.
Na domiar złego, (lub dobrego, Luffy nie potrafił się zdecydować) poczuł na swoim członku delikatne wibracje. Rozchylił powieki i zerknął na przyjaciela ze zdziwieniem. Zoro mruczał! Chłopak nie miał pojęcia jaki szermierz ma w tym cel, ale było mu przyjemnie. Bardzo, bardzo przyjemnie.
Nie sądził, że może poczuć się jeszcze lepiej. Zaledwie parę sekund jednak musiał zmienić ten osąd. Usta Zoro przesunęły się powoli w górę, obejmując wrażliwy czubek by possać go delikatnie. Luffy instynktownie próbował ponownie zanurzyć się w tej gorącej ciasnocie, wypychając biodra w górę. Ku jego rozczarowaniu, silne dłonie mężczyzny przytrzymywały go, skutecznie uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Gdy stęknął w proteście, usłyszał stłumiony chichot. Poczuł jak gorąco ponownie zalewa mu policzki.
-T-to nie… Ach! To nie… Nie jest śmieszne!- Wyjęczał z oburzeniem. Jak ten drań śmie się bezczelnie wyśmiewać z jego niedoli!
Próbował dodać coś jeszcze, ale przyjemne skurcze w dole brzucha odbierały mu zdolności składnego wypowiadania się i teraz mógł jedynie dyszeć pojedyncze słowa.
-C-co ty… Robisz?! Nie! Ja n-nie… Nie mogę! Zorooo!- Czując nadchodzące spełnienie, spróbował raz jeszcze pchnąć biodrami, lecz i tym razem bezskutecznie. Zielonowłosy trzymał go mocno. Nie mogąc dłużej wytrzymać, zasłonił twarz dłońmi, zacisnął zęby i doszedł gwałtownie, prosto w usta przyjaciela.
Zoro przełknął wszystko i oblizał wargi, nie chcąc uronić nawet kropelki. Nawet orgazm Luffiego smakował jak słodycze. Jego sperma w najmniejszym stopniu nie miała tego słonawego posmaku. Przypominała bardziej miód niż cokolwiek innego. Mężczyzna zastanawiał się co jego kapitan robił wcześniej.
Kiedy zielonowłosy wypuścił go z ust, zimne powietrze otoczyło mięknącą męskość chłopaka. Luffy czuł się wyczerpany. Był bardziej zmęczony niż po jakieś walce. Pozwolił by jego ręce bezwładnie opadły na podłogę i spojrzał na Zoro.
-I co teraz?
To pytanie zaskoczyło szermierza. Szczerze, nie miał zielonego pojęcia co teraz. Wzruszył ramionami.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, wpatrując się w siebie wzajemnie. Zielonowłosy nie bardzo wiedział co mógłby powiedzieć. Być może znalazł by kilka ciekawych propozycji, ale teraz wszystko zależało od Luffiego.
-Jeśli chcesz, możemy…- Urwał w połowie widząc jak oczy jego kapitana rozszerzają się lekko i dostrzegł w nich strach. Doskonale wiedział, że dla Luffiego było to pierwsze takie zbliżenie. Cholera, najprawdopodobniej był to jego pierwszy w życiu pocałunek! Nie miał zamiaru prosić chłopaka o więcej. Da mu czas. Czekał już tak długo, że kolejne dni czy tygodnie nie zrobią mu różnicy.
-Cóż, mogę cię przelecieć kiedy indziej.
Luffy uniósł brwi i wybuchnął śmiechem. Zoro poczuł jak kąciki jego własnych ust drgają niebezpiecznie i nie umiejąc się powstrzymać, również roześmiał się głośno. W zasadzie nie wiedział z czego się śmieją, ale w tej chwili nie wydawało mu się to istotne.
Siedzieli na brudnej podłodze kuchni, obaj oblepieni słodkimi płynami i śmiali się jak opętani. Cóż, może faktycznie było to zabawne. Po pierwsze cała ta sytuacja wydawała się nierealna i więcej niż zaskakująca. Po drugie była to jakąś zmiana w ich stosunkach. No i po trzecie było to cholernie przyjemne. Absolutnie i niezaprzeczalnie zajebiste.
Powoli się uspokajali, łapiąc głośno powietrze. Zoro nie potrafił zetrzeć z twarzy radosnego uśmiechu i obserwował wciąż chichoczącego cicho chłopaka. Przyjrzał mu się dokładniej i stwierdził:
-Potrzebujesz kąpieli.
-Wcale nie.
-Właśnie, że tak. Obaj musimy się porządnie umyć. Cały się kleisz!- Stwierdził z rozbawieniem Zoro, następnie podniósł się i podał dłoń czarrnowłosemu, podciągając go do góry.
Luffy wstał, pozbierał swoje ubrania i skierował się do drzwi.
-E tam!
Zoro pokręcił głową, ruszając za nim. Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na twarz swojego kapitana.
-Powinniśmy to kiedyś powtórzyć. Cały ten miód był niesamowicie słodki, ale…- Uśmiechnął się szatańsko do Luffiego- Nie tak słodki jak ty! 

*Kabuza- kuchnia na statku.

3 komentarze:

  1. Nie ważne jak Luffy jest dziwnie perwersyjny, czy to że wyżera całe zapasy miodu i lukru w nocy i budzi całą załogę trzaskaniem słoików, oni zawsze są tak ... słodcy! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepsze opowiadanie ZoLu jakie kiedykolwiek czytałam :D
    Tłumaczenie też cudnie zrobione, wgl nie widać, że gdzieś tam był angielski, wszystko idealnie napisane i poprawnie przetłumaczone ;)
    Pięknie dziękuję :D

    Wracając do opowiadania ;D
    Zajebiste, bo Luffy w końcu jest Luffym, a nie słodkim dzieciakiem, który, nie wiem... nie ma jaj? o.O
    Według mnie perwersja trzyma się każdego nawet Luffyego ;D

    Świetnie mi się czytało, byłam wręcz zafascynowana. Jedno co mnie boli to ostatnie zdanie :( Miałam wrażenie, że zepsuło mi trochę ficzka... ale ja jestem dziwna, więc nie ma czym się przejmować ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Emiś za miłe słowo! ^^ Szczerze to chyba najtrudniejszy tekst jaki do tej pory tłumaczyłam. Nie umiem opisywać 'scenek', więc taka nawet malutka była sporym wyzwaniem i naprawdę się cieszę, że Ci się podobało :D

      Ooj tak większość autorów robi z Luffika taką ciapę, że aż mam odruchy wymiotne :/ Między innymi dlatego, że autorka świetnie odwzorowała charaktery chłopaków, postanowiłam wziąć się za to właśnie opowiadanko. :D

      Tak, mnie ostatnie zdanie też nie przypadło do gustu... No, ale to chyba miała być puenta, więc jakoś to przełknęłam xD

      Usuń