Tytuł: Za zasłoną kwiatów wiśni
Autorka: Ayo3
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 3/?
Gatunek: yaoi, dramat, romans
Para: ZoroxSanji (oraz inne)
Ograniczenie wiekowe: 18+
Piosenka przewodnia: Rin' - Tenka
Autorka: Ayo3
Korekta: --
Liczba rozdziałów: 3/?
Gatunek: yaoi, dramat, romans
Para: ZoroxSanji (oraz inne)
Ograniczenie wiekowe: 18+
Piosenka przewodnia: Rin' - Tenka
Po burzliwych i szokujących wydarzeniach we Wschodnim Królestwie, Ashi
Sanji zostaje adoptowany przez Akagamiego Shanksa. Wychowując się na
dworze spotyka na swojej drodze osobę, która wzbudziła w nim niezwykłe
zainteresowanie. Czy nastroje panujące w całej Wschodniej Kainie będą
sprzyjać tej dwójce? Zapraszam serdecznie na trzeci rozdział Za zasłoną kwiatów wiśni.
Leśne maliny
Kuszą by zakosztować
Dzikiej słodyczy
Kuszą by zakosztować
Dzikiej słodyczy
Dźwięk
ocierającej się od siebie stali, wypełniało całe pomieszczenie. Ciche kroki
dwóch par nóg lekko odbijały się od drewnianej podłogi. Lekkie dyszenie jeszcze
bardziej podsycało atmosferę pełną skupienia. Godzina mijała, nie wyławiając w
swoim upływie czasu żadnego zwycięscy starcia. Niewiadoma unosiła się w
powietrzu, starając się w końcu wyłonić triumfatora. Zapach potu dawał po sobie
znać, jednak nie przeszkadzało to dwóm młodym ludziom, łypiącym na siebie jak
dwa jastrzębie, chcący zgarnąć swoje trofeum.
Jedną
z ów osób była dziewczyna o granatowych włosach. W przeciwieństwie do swojego
przeciwnika jej bronią była tylko jedna katana. Zdumiewające było, jak sprawnie
poruszała się unikając ciosów. Wyglądała wręcz jakby tańczyła poruszana
niezłomną muzyką ostrzy. Ataki oddawała z niezwykłą precyzją, jakby nie była
stworzona do czegoś innego, tylko do walki. Na jej twarzy oprócz skupienia
malowała się pewność siebie. Błysk w jej oku mówił, że zwycięstwo już należy do
niej. Uśmiechnęła się mimowolnie i zadała ostateczny cios, uderzając lewą
stroną miecza o podbrzusze swojego przeciwnika. Kimono lekko jej zafalowało,
gdy cofnęła się pewnie do tyłu i schowała miecz. Po raz kolejny odniosła
spodziewany triumf.
Takanome
Kuina była kobietą dostosowaną do zasad jakie panowały w męskim świecie. Kodeks
honorowy ceniła sobie bardziej niż wymogi i etykietę, jaką powinna spełniać
każda arystokratka. Nie wyobrażała sobie by mogła całymi dniami robić to, co
jej matka czy inne damy dworu. Gardziła tym, przekonana, że na świecie
przetrwają tylko najsilniejsi. Jej nieugięte zasady oraz niepodporządkowanie
się woli mężczyzn słabszych od niej sprawiało, że nie wyszła za mąż, mimo iż
miała już dwadzieścia lat. Kandydata z każdego rodu nie brakowało, jednak
zawsze rozczarowani byli zmuszeni do szukania innej życiowej partnerki, która
zasługiwałaby na miano „kobiety idealnej”. Dziewczyna zawsze przyjmowała to z
wielką ulgą. Jej jedynym celem w życiu było służyć klanowi w którym się
urodziła i wychowała. Być lojalną i gdy nadejdzie potrzeba umrzeć w boju.
Wyprostowała
się dumnie i popatrzyła w stronę swojego brata, który wydawał się jej dzisiaj
jakiś dziwny. Nie ukrywała, że znała powód tego zachowania i osobiście nie była
tym zachwycona, zwłaszcza, że zobowiązania Zoro wobec rodu były zupełnie inne.
Westchnęła głośno, a jej dobry humor ją opuścił. W sumie była ogromnie
zdziwiona, że jakakolwiek kobieta może zrobić na nim takie wrażenie. Przeważnie
nie przykuwał do nich żadnej istotnej wagi, nie zawsze nawet racząc je
spojrzeniem. Dlatego wielce się zdumiała, gdy na twarzy brata spostrzegła
zainteresowanie jej płcią. Akagami Sako owszem była piękna, jednak granatowowłosa
była pewna, że w środku jest tylko osobą bez jakiegokolwiek wyrazu. Nie mogła
zaprzeczyć, że mimo tego z jej osoby biło coś dziwnego, nieprzeniknionego.
Jakaś niezbadana tajemnica, o której nie miała pojęcia. To był element, który
naprawdę intrygował w tej cichej blondynce o niesamowicie niebieskich oczach.
Twierdziła,
tak jak jej ojciec, że ona nie jest godna uwagi. Byłaby tylko ciężarem, gdyby
jakimś cudem dzięki niej udałoby się połączyć dwa rody poprzez małżeństwo. Nie
miała żadnej konkretnej podstawy by tak myśleć. Po prostu czuła, że jest coś
nie tak z jej osobą. W samym jej smutnym spojrzeniu dostrzegła jej porażkę.
Nawet zastanawiała się, czy nie najlepiej dla tej dziewczyny byłoby umrzeć. Ponownie
spojrzała na swojego brata. Z jego zamyślonej twarzy wyczytała, że darzy
Sako-dono jakimś głębszym uczuciem. Czyżby między nimi zaszło coś, co mogłoby
przeszkodzić w głównym celu wizyty w Środkowym Królestwie? Modliła się w duchu
by jednak nic takiego nie miało miejsca.
-
Jesteś jakiś nieobecny dzisiaj – powiedziała i stanęła naprzeciwko niego. Mimo
wszystko jej obawy wzięły nad nią górą. – Nie uważasz, że zmarnowałeś trochę
nasz czas? Co się właściwie z tobą dzieje? Tylko mi nie mów, że zakochałeś się
w córce Akagamich.
-
Nic z tych rzeczy, szanowna siostro – odpowiedział, chowając swoją ostatnią
katanę do pochwy. Nie miał zamiaru się jej zwierzać, zwłaszcza, że dobrze
wiedział, że z jej strony raczej nie uzyska aprobaty. – Najzwyczajniej w
świecie nie mogę doczekać się jutrzejszego dnia. Dziękuję za pojedynek.
Ukłonił
się lekko i wyszedł pośpiesznie, unikając kolejnych pytań. Nie miał ochoty
wysłuchiwać po raz kolejny o swoich zobowiązaniach. Znał już wszystko na
pamięć, bo odkąd skończył cztery lata, wpajano mu je na okrągło. Od wczoraj
miał własne problemy, z którymi w spokoju chciał się zmierzyć. Na szczęście w
zamku rodu Akagami panowała niesamowita cisza, co mu odpowiadało. Ruszył więc
przed siebie, chcąc znaleźć się w swoim pokoju. Z powodu cechy, której w sobie
najbardziej nienawidził, nie było mu to jednak dane i począł błądzić. Uznał w
końcu, że spacer również dobrze mu zrobi.
Myślami
wracał dwa dni wstecz, kiedy po dość długiej wędrówce, w końcu przybyli do
głównego miasta. Wtedy po raz pierwszy zobaczył ją, siedzącą spokojnie, z
wymalowaną obojętnością na twarzy. Nawet z miejsca w którym się znajdował,
widział dokładnie zarys jej pięknej twarzy, ukrytej w połowie za wachlarzem.
Blond włosy, upięte w charakterystyczny dla arystokratek sposób, dodawał jej
niesamowitej powagi. Błękitne oczy biły smutkiem, tym samym sprawiając, że jej
sylwetka emanowała czymś niezwykle tajemniczym. Ta tajemniczość sprawiła, że
zwrócił na nią swoją uwagę. Mało tego, sprawiła na nim tak ogromne wrażenie, że
po raz pierwszy tak bardzo chciał kogoś spotkać. Zdziwiło go to niezmiernie.
Nie
do końca plotka na jego temat była tylko plotką. Nigdy kobiece walory nie
przykuwały jego wzroku. To nie tak, że ich nienawidził czy gardził, po prostu
nie ufał. Wychowując się ze swoją siostrą, wiedział dobrze, że kobiety, tym
bardziej arystokratki, mogą stanowić większe zagrożenie niż jakikolwiek wróg.
Uważał je za istoty podstępne, mało honorowe i potrafiące świetnie się maskować
pod osłoną niewinności i wrażliwości. Wyjątkiem była oczywiście Kuina, jednak
dobrym na to przykładem była jego matka. Mimo iż to właśnie ona go urodziła, to
nienawidził jej z całego serca za podły charakter, który od niej emanował. Była
jak wąż, czekająca tylko na sygnał by uderzyć i to niekoniecznie po stronie
własnego męża. Tę przebiegłość miała bardzo dobrze wytrenowaną przez co nawet
za bardzo się z nią nie ukrywała. Właśnie dlatego stronił od kobiet. Bez ich natarczywego
i ciekawskiego usposobienia czuł się znacznie lepiej.
To
właśnie dlatego tym bardziej zastanawiała go fascynacja do osoby, jaką była
Akagami Sako. Z pozoru nie różniła się od innych dziewcząt, które na co dzień
mijał całkiem obojętnie, jednak ten smutek w jej osobie sprawił, że przykuła
jego uwagę. Na dodatek miał nieodparte wrażenie, że nie jest ona osobą, za
którą się podaje, dlatego zaczął się zastanawiać, czy pod tą toną makijażu nie
skrywają się twardsze, chłopięce rysy. Te rozważanie zachował jednak dla
siebie, bo nawet jeśli było słuszne, to musiało mieć jakąś mocną podstawę. Postanowił,
mimo wcześniejszych wątpliwości, że przyjmie zaproszenie i spędzi dzień w jej
towarzystwie.
Początkowo
myślał, że to w planach miał jego ojciec, jednak, gdy wezwał go do siebie
tamtego późnego wieczora, Zoro od razu doszedł do wniosku, że jest w błędzie.
Takanome Mihawk stanowczo zabronił mu spotykać się z tą kobietą, tym samym po
raz setny przypominając mu o prawidłowym celu przybycia do Środkowego Królestwa.
Zapytany o to, dlaczego, ojciec odpowiedział prosto i bez ogródek: Ponieważ rzeczy martwych nie da się
wskrzesić. Zaintrygowany tymi słowami, tym bardziej chciał się dowiedzieć
czegoś o pięknej dziewczynie, którą spotkał na przyjęciu.
Wbrew
woli ojca udał się na to spotkanie. Zdziwiony paroma kwestiami, które tym
bardziej utwierdzały go w przekonaniu, że Sako-dono nie jest do końca sobą,
spędził chyba najprzyjemniejszy dzień w swoim życiu. Nigdy nie sądził, że
będzie z kimś milczał, a to milczenie będzie tworzyło swego rodzaju więź. Czuł
niemal, że nie tylko on jest zainteresowany. Powoli ze zwykłego zafascynowania
ich relacja zmieniała się w coś więcej. Słysząc dźwięki muzyki, które mocno się
w nim zakorzeniały, wiedział, że się zakochał. Chciał wiedzieć o niej jeszcze
więcej, a przede wszystkim pragnął pozostać z nią sam na sam.
Do
tej pory nie wiedział, czy była to słuszna decyzja. Miał przed oczami łzy,
które rozmywały makijaż, obnażając przed nim całkiem inną twarz. Teraz był już
przekonany, że się nie mylił. Z drugiej strony uświadomił sobie, co zrobił i
poczuł w sercu żal. Gdy patrzył na jego oddalające się plecy, zrozumiał smutek,
jaki otaczał jego osobę. Skrzywdził go, wzbudzając w jego sercu nadzieję, że
może tym razem zazna odrobiny szczęścia. Duma nie pozwoliła mu biec. Wściekły
na siebie, mógł tylko patrzeć jak się oddala i znika, niczym kwiat, który
jeszcze przed chwilą zdobił jego głowę.
Nie
widział go już do końca dnia. Ani jego, ani ciemnowłosej kobiety, która przez
cały czas mu towarzyszyła. Nie mógł przestać o nim myśleć. Nadal był nim
oczarowany. Nie przeszkadzało mu to, że w rezultacie był mężczyzną. To nie
miało znaczenia. Bał się jednak, że nie będzie mu dane już nigdy go zobaczyć.
Nawet nie umiał sobie wyobrazić, co ten blondyn czuł. Był dla niego zagadką.
Niesłychanie piękną zagadką, którą chciał za wszelką cenę rozszyfrować. Miał
już pewien plan w głowie, który miał zamiar wcielić w życie, gdy tylko zapadnie
mrok.
Wieczorem,
pod pretekstem pomedytowania, wyszedł do ogrodu. Od służących usłyszał, że
Akagami Sako-dono jest chora i nie zabawi przez następne parę dni. Zapytał w
takim razie na czym polega ta choroba, na co służąca zachichotała, że pewnie
smutek, który nosiła w sercu w końcu ją zalał i pozbawił zmysłów, ponieważ siedzi
cały dzień w jednym miejscu i patrzy na ogród ze swojego pokoju. Raz nawet
udało mu się w końcu namierzyć tę czarnowłosą kobietę, jednak ta czmychnęła
szybko, rzucając w jego stronę pełne gniewu spojrzenie. Mógł się tego
spodziewać i tym bardziej chciał porozmawiać z blondynem na osobności, o ile to
będzie w ogóle możliwe.
Spacerując
po ogrodzie i szukając miejsca, którego tak bardzo pragnął znaleźć, usłyszał za
swoimi plecami jakiś ruch. Jego wyczulone zmysły nigdy go nie zawodziły. W
mgnieniu oka dobył jeden ze swoich katan i z niesłychaną szybkością przyłożył
ją do gardła ciemnowłosego chłopaka, który zaczaił się tuż za nim. Rozpoznał go
od razu, jednak nie schował miecza. Przed nim stał Akagami Ace z dziwnym
uśmiechem na twarzy, jednak bez jakiejkolwiek broni. To uspokoiło trochę
młodego szermierza i opuścił miecz.
-
Przechadzamy się, co, Takanome-dono? – zapytał, a zielonowłosy usłyszał w jego
głosie ironię, a jednocześnie jakiś przestrach. Nic nie odpowiedział, nadal
obserwował uważnie swojego rywala. – Hm? Pasowałbyś jak ulał do mojej szanownej
siostry. Widać i tobie brak piątej klepki, skoro język utkwił ci w gardle na
moje powitanie.
-
Mniemam, że Sako-dono jest o wiele lepiej wychowana niż ty – odrzekł z nutą
wściekłości w głosie. Nie sądził, że syn Akagamich może być aż tak bardzo
bezczelny. – Cóż to za zaszczyt mnie spotkał, że uraczasz mnie swoją
obecnością, Akagami-dono?
Trzymając
katanę w najwyższej gotowości, pozwolił, aby chłopak podszedł bliżej.
Piorunowali się spojrzeniami pełnymi nienawiści. Zoro właśnie teraz poczuł,
jaka ta cała rywalizacja będzie zażarta. Jednak pomimo tych negatywnych uczuć,
w spojrzeniu piegowatego było coś, co powodowało, że to właśnie w jego stronę
uchyli się szala zwycięstwa, jednak zielonowłosy nie zamierzał się poddać.
Poddanie się w takiej sytuacji było niesłychaną hańbą, na którą nie mógł sobie
pozwolić.
-
Zapamiętaj sobie… – usłyszał szept w swoim uchu i wzdrygnął się lekko. – Nie
oddam jej tak łatwo ani tobie, ani temu chłoptasiowi z klanu Kira.
-
To się jeszcze okaże – odrzekł ze spokojem Zoro i ominął czarnowłosego,
zmierzając w głąb ogrodu, zostawiając go za sobą. Czuł na sobie jego wściekłe
spojrzenie, jednak całkowicie je zignorował.
Takanome
był szczerze zdziwiony jego zachowaniem i tym, co upływ czasu zrobił z tym
człowiekiem. Pamiętał, że jak był młodszy miało miejsce podobne spotkanie. Nie
mieli wcale złych relacji, wręcz przeciwnie. Jako dzieci gonili po tym
ogrodzie, okładając się bambusowymi mieczami. Teraz przypomniał sobie, dlaczego
nienawiść go aż tak bardzo oślepiła, że nie był w stanie normalnie porozmawiać.
Ona bez wątpienia była ku temu powodem. Osobiście nie miał zamiaru nic z tym
zrobić. Teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Ogród
nocą nie był już taki piękny i kolorowy jak za dnia. Szum wody i liści
przedzierał się między drzewami, tworząc swoją własną, naturalną melodię.
Lekki, wiosenny wiaterek podrażniał mu lekko włosy. Uśmiechnął się do siebie. Nocami
było niezwykle cicho i relaksująco. Szybko przyzwyczaił się do ciemności i mógł
spokojnie się poruszać, bez obawy, że na coś wpadnie. Wytężył słuch.
Przechadzał się bezszelestnie, jednak nigdzie nie paliło się światło. Szedł
jeszcze chwilę, gdy w końcu uwidział oświetlone pomieszczenie, a w nim
siedziała postać.
Zbliżył
się, przyglądając się postaci, która patrzyła w innym kierunku. Był już pewny,
że to on, mimo iż nie promieniał taką jasnością, jak jeszcze dzień temu. Blond
włosy były w nieładzie, a oczy podpuchnięte. Teraz widział dokładnie męskie
rysy twarzy. Nadal był piękny, niczym kwiaty, które tak niedawno razem
oglądali. Zoro zawahał się na chwilę. Przez cały dzień targała nim myśl, żeby
go zobaczyć, lecz nie myślał nad podjęciem jakiejkolwiek rozmowy, mimo iż miał
do niego naprawdę mnóstwo pytań. Obserwował go więc przez chwilę. Naprawdę
wyglądał, jakby był chory. Jego nieobecny wzrok trochę go przeraził. Uświadomił
sobie, że to, co się wczoraj wydarzyło, musiało być dla niego niezłym szokiem.
Zoro pomyślał jednak, że to dobrze. Najwyraźniej blondyn odwzajemniał jego
uczucia.
W
końcu postanowił wejść do środka. Miał tylko nadzieję, że będą mogli spokojnie
porozmawiać i Sako się go nie wystraszy. Wszedł bezgłośnie do pomieszczenia i
dopiero wtedy poczuł na sobie jego wzrok. W tych olśniewającym, niebieskim oku
dostrzegł nutę zaskoczenia i strachu. Widział, jak chłopak sięga machinalnie po
wachlarz i zakrywa twarz, jednak z jego ust nie wydarł się żaden dźwięk.
Takanome bez słowa podszedł bliżej i objął to delikatne ciało. Nie chciał, żeby
blondyn cierpiał z jego powodu. Poczuł, jak smukłe dłonie nieśmiało go
obejmują. Oderwał się delikatnie i spojrzał w jego twarz, w której ponownie
uwidział cierpienie.
-
Jak ci na imię? – zapytał łagodnie, jedną ręką odgarniają niesforny kosmyk,
który opadł jasnowłosemu na twarz. Zobaczył, jak chłopak odwraca niepewnie
wzrok. – Spokojnie, ta tajemnica pozostanie między nami – dodał półszeptem i
musnął jego czoło.
-
Ashi Sanji, panie – odpowiedział, po dłuższej chwili milczenia. Nie patrzył
zielonowłosemu w oczy. Zoro poczuł tę różnicę, która oddzielała go od reszty
mężczyzn, jednak w tym momencie najbardziej zaintrygowało go jego nazwisko.
-
Jesteś dziedzicem rodu Ashi? – zdziwił się i odsunął, niedowierzając własnym
uszom. – Przecież ród Ashi poległ całkowicie parę lat temu. Jak to możliwe, że
żyjesz, Ashi-dono? Przecież wszyscy, nawet twoja matka, zostali wymordowani. Jakim
cudem udało ci się ujść z życiem? – Nie chciał podnosić głosu, jednak bardziej
nie mógł opanować emocji. Dobrze pamiętał, co wydarzyło się dwanaście lat temu.
Miał wtedy pięć lat, ale ojciec wziął go na tę wyprawę, jednak zawiedli, bo
ktoś ich zdradził.
Patrzył
ze zdumieniem w blondwłosego chłopaka, który cofnął się trochę do tyłu. Nie
chciał naciskać, jednak ciekawość zwyciężyła. Sanji nie odpowiadał, co powoli
go zniecierpliwiło, ale czekał dalej. Teraz widział dobrze podobieństwo do
kobiety, którą znaleźli przed ruinami świątyni całą w szkarłatnej cieczy. Był
identyczny. Nie miał wątpliwości. Wiedział, że mówi niebieskooki mówi prawdę.
-
Uratował mnie Akagami Shanks-dono – odpowiedział w końcu zobojętniałym tonem,
padając tuż przed nim. Teraz był nikim. Nawet rodowe nazwisko Akagami go nie
chroniło. – Przybył do Wschodniego Królestwa, aby uratować mnie i moją matkę.
Moją matkę ugodziła strzała. Umierając nakazała mu się mną zająć. Tyle
pamiętam, zanim straciłem przytomność.
-
Podnieś głowę – powiedział twardo Zoro. Nie mógł pojąć, dlaczego kłania mu się
człowiek, który przewyższa go swoim położeniem. – Jesteś głową rodu Ashi. To
raczej ja powinienem traktować cię z należytym szacunkiem.
-
Ród Ashi upadł, panie. Wszystkie dobra przepadły, zniewolone przez klan Kira.
Nie ma nic, czego mógłbym być głową. Mnie również nie powinno być.
-
Nic nie przepadło, Sanji-dono – odrzekł już spokojnie zielonowłosy. – Nie
wszyscy pomarli. Rok temu przejeżdżałem przez twoje włości, panie. Ludzie do
tej pory nie godzą się z losem, jakim zostali obarczeni. – Nie usłyszawszy
żadnej odpowiedzi, podciągnął go z podłogi i przytulił do siebie. Czuł, jak
narasta w nim rządza zemsty, mimo iż mało co miał z tym wspólnego. Blondyn
jednak opanował jego serce i wiedział, że jak będzie trzeba, to zrobi wszystko
by dokonało się to, co na pozór wydaje się niemożliwe. – Umiesz władać mieczem?
– wyszeptał mu delikatnie do ucha, na co chłopak lekko zadrżał.
-
Nie, panie. – Młody szermierz czuł, że głos towarzysza staje się pewniejszy.
Poczuł w nim nawet nutkę drapieżności. Spodobało mu się to. Liczył na to, że
Sanji uwolni się z tej potwornej niemocy, która nim owładnęła. – Byłem
wychowywany jako kobieta. Robin nauczyła mnie jednak obrony za pomocą
mniejszych broni. Nigdy nie trzymałem w ręce miecza.
-
Nauczę cię tego – powiedział na to zielonowłosy, a na jego poważnej do tej pory
twarzy, wykwitł szczery uśmiech. Miał już plan w głowie. Teraz musiał tylko
przekonać jakoś swoją siostrę i skłonić ją do pomocy. – Posłuchaj mnie uważnie.
Za tydzień wracam do Zachodniego Królestwa, mamy bardzo mało czasu. Nie
ukrywam, że czuję do ciebie coś niezwykłego. Chcę, żebyś teraz mi obiecał, że
nie zostawisz swojego życia takim, jakim jest. Nie wszystko jest stracone,
uwierz mi. Teraz w zamku jest niebezpiecznie, nawet tutaj. Myślę, że wiesz o co
mi chodzi. Proszę cię, abyś miał się na baczności. Już teraz w zamku jest
szpieg, który zapewne wie kim jesteś i nie zawaha się powiedzieć tego komuś
nieodpowiedniemu. Popatrz na mnie. – Ku jego zdziwieniu, blondyn popatrzył na
niego. Nie był to wzrok osoby lękającej się czegoś, lecz gotowej do walki.
Pełne pewności i determinacji. – Obiecaj mi, że przez te parę dni będziesz
czujny.
Nie
musiał słyszeć odpowiedzi, kiwnięcie głowy było wystarczające. Wyglądał tak
pięknie, że Zoro nie mógł już się pohamować. Czuł, że blondyn chce tego samego,
bo bynajmniej nie zgłaszał sprzeciwu. Położył go delikatnie na macie i złączył
ich usta razem, niczym płatki kwiatów układające się do upojnego snu. Czuł na
swoich plecach drżące dłonie i wiedział, że brak temu chłopakowi doświadczenia.
Był zadowolony. Mógł jako pierwszy upajać się tym, co dla innych zawsze
pozostanie nieogarniętą tajemnicą. Rozwiązał jego obi i zsunął kimono. Przerwał
pocałunek, by spojrzeć na niesamowicie blade ciało, w dotyku przywołujące
najlepszej klasy aksamit. Spojrzał na twarz kochanka, która czerwieniała teraz
jak budzące się do życia słońce.
Rozumiał
już słowa ojca, jednak absolutnie się z nimi nie zgadzał. Czuł potencjał i
bijącą wyższość od tej z pozoru delikatnej osoby. Kochał go. Teraz wiedział już
to na pewno. Wiedza, że jest to zakazane jeszcze bardziej go podsycała. Błądził
ustami po tym ciele, słysząc głos ukochanego, rozchodzący się po pomieszczeniu.
Lekko dłonią przejechał w dół, aby przygotować blondyna do ostateczności. Robił
to powoli, bez pośpiechu, napawając się każdą chwilą, każdym ruchem, każdym
najmniejszym odgłosem. Słyszał jak ich serca biją jednym rytmem, chcąc uwolnić
się z uczuć, które nimi zawładnęły. Czując zbliżające się spełnienie, nie mógł
już dłużej czekać.
Wszedł
zdecydowanie w swojego kochanka, powodując głośne jęknięcie. Zagłuszył je
szybko kradnąc kolejny pocałunek. Czuł rozkosz rozlewającą się po jego ciele.
Sypiał już z wieloma, jednak jeszcze nigdy nie czuł czegoś tak niezwykłego.
Poruszał się, kołysany niezwykłą melodią. Wszystkie jego zmysły poddały się
temu uczuciowi. Jeśli faktycznie to wydarzenie miałoby spowodować jego zgubę,
to było warto poświęcić życie za tę chwilę. Łańcuch, który jeszcze wczoraj
utworzył się podczas intymnego milczenia wzmocnił się.
Wodnista
ciecz namiętności rozlała się. Ich spełnienie dokonało się niemal w tym samym
momencie. Na ich brzuchach malowały się białe, niezapomniane kształty. Takanome
wyszedł lekko ze swojego ukochanego i ponownie go pocałował, spijając tym samym
skutki stanu w jakim się znaleźli. Widział wyczerpanie na twarzy blondyna.
Przykrył go, a sam włożył na siebie swoje kimono, która spoczywało tuż koło
nich. Gdy odwrócił głowę, zobaczył śpiące oblicze Sanjiego. Na jego twarzy
ponownie pojawił się uśmiech. Pochylił się nad nim i czule pocałował w czoło.
-
Kocham cię, Ashi-dono – wyszeptał, a słowa zawisły w powietrzu, niczym firana
odwiecznej obietnicy. – Zrobię wszystko, by wymazać smutek z twej pięknej
twarzy.
-
A ja zrobię wszystko, by pozbawić cię życia, jeśli tajemnica mego pana wyjdzie
na jaw, Takanome Zoro-dono. – Natychmiast odwrócił wzrok, skąd doszła go ta
groźba. Stał teraz twarzą w twarz z ciemnowłosą kobietą, która patrzyła na
niego z rządzą mordu w oczach. – Zapamiętaj sobie, że jeśli paniczowi stanie
się krzywda z twoich rąk, nie zawaham się ciebie zabić, nawet jeśli czekałaby
na mnie śmierć.
Po
tych słowach wyszła, sprawiając wrażenie, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nie
lękał się jej słów. Nie jesteś jedyną,
która chce go chronić, pomyślał i zniknął w ciemności nocy.
To było piękne <3 aż czuję wypieki na twarzy =) cudownie opisany rozdział i to spotkanie w pokoju naszego blondyna BOSKIE!!! Jestem też ciekawa czy Ace nie jest szpiegiem mam takie wrażenie xD No cóż teraz to tylko muszę wyczekiwać nowego rozdziału =) więc czekam z niecierpliwością =)
OdpowiedzUsuńCloud- Abarai
Wspaniałe! Nie mogłam wytrzymać i przeczytałam w pracy a potem ciężko mi było się na czymkolwiek skupić. Potrafisz zawładnąć ludzkimi uczuciami!
OdpowiedzUsuńKuina bardzo mi się podoba w Twoim opowiadaniu. Taka typowa chłopczyca, która poza walką świata nie widzi. I jeszcze znęca się nad bratem , oj nieładnie ;).
Monet wydaje się być taka dwulicowa od samego początku. Nie zdziwiłabym się, gdyby to ona była szpiegiem.
Zoro dość szybko się domyślił płci Sanjiego. No proszę, a mówią, że jak silny to głupi ;). Ale zielonowłosy daje rade ;). I jeszcze te jego rozterki... Cudownie to opisałaś, jestem pod wrażeniem!!
Czy mi się wydaje czy Ace zabujał się w Sako/Sanjim?? Bo jego reakcja była dość dziwna. A może on też zna tożsamość Sanjiego tylko się z tym kryje.
Spotkanie Zoro i Sanjiego jako Sanjiego... Ujęłaś mnie tym bezpowrotnie. Te uczucia, ten żal, ta wściekłość, ta nienawiść... Żądza zemsty... Usiedzieć przy biurku nie mogłam jak to czytałam. Zresztą dalej nie mogę! Wspaniałe! I chce zobaczyć jak Zoro uczy Sanjiego walki mieczem!! Pragnę tej sceny! Ach... Blondyn z kataną! Coś wspaniałego!!
Ich wspólna noc... To było magiczne. I tyle mogę powiedzieć... Brak mi słów by wykrzesać z siebie coś więcej. Nadal jestem pod wielkim wrażeniem... Magia! Czysta magia!!
Robin... Powiało grozą... Ale Zoro da radę! Pokona wszystkich, byleby tylko być z Sanjim!! Wierzę w to!!
Fenomenalne! Z niecierpliwością czekam na więcej!!
O kurcze... ale się wczytałam, nie mogłam się oderwać :O
OdpowiedzUsuńStrasznie podobało mi się takie skrótowe przedstawienie sytuacji od strony Zoro. Informowało o informacjach, ale nie przybliżało na nowo całych scen :3 Bardzo ładnie ułożone zdania. Widać, że pisane z natchnieniem!
Ace mnie bardzo zaskoczył, zakochał się w siostrzyczce :O I w dodatku groził zielonemu. No cóż to w końcu Ace, nawet jego przesadne chamstwo, pasowało :D i do niego i do sytuacji. Bardzo fajna sprawa.
SANJI MA TRZECH ADORATORÓW!!! :3 Sugoi!
Opis seksu! Świetny zupełnie inny niż normalnie się spotyka, taki bardzo poetycki. Wen siedział koło Ciebie i pomagał! Co widać! Pięknie napisane, bezbłędnie i lekko.
Płynnie się czytało *.*
"Ciecz namiętności" i [wyrwane z kontekstu] "spijane skutki" - Najlepsze teksty jakie czytałam! Ty masz ten niesamowity dar tworzenia przenośni, które aż zabierają dech *.*
Strasznie, ale to strasznie mi się podobało!!
Przeczytałam na uczelni i dopiero teraz mogę skomentować!:D
OdpowiedzUsuńWalka rodzeństwa była opisana naprawdę super. Miałam wrażenie, że jestem w sali i ich obserwuję. Kuina ma taki charakterek jaki powinna mieć:) a do tego jest spostrzegawcza;D
Ale, że Zoro jest spostrzegawczy, aż w takim stopniu to coś nowego:D
Te ich nazwiska tak mi przypadły do gustu! Super się to czyta!
Ciekawa jestem co to są za zobowiązania wobec rodu które Zoro są przeznaczone.
Do tego jak on się pięknie wysławia! No cud i miód^^
"Nadal był tak piękny, jak kwiaty które ostatnio razem oglądali" Jakie piękne zdanie...
Zdziwiło mnie, że Sanji tak od razu zdradził mu swoje pełne imię. Musi nieźle ufać naszemu Zorusiowi:D Do tego jeszcze ktoś będzie się o niego ubiegać? Byłoby genialnie!:D też tak jak wyżej, zastanawiam się nad Ace'm. Co to była za reakcja? Braterska czy...? ;D
Szykuje się też grubsza jadka z odzyskaniem tronu. Było by cudownie przeczytać o odzyskującym władze blondynku.
Coś czuję jednak, że ta historia źle się skończy dla naszych kochanków... a może jednak się mylę...?
I Zoro ma jakiś plan... no jestem ciekawa!:D Ale tajemnic, mrrr... ^^
"złączył ich usta razem, niczym płatki kwiatów układające się do upojnego snu"- Jestem urzeczona!!! Kocham Cię za to zdanie!
"Spojrzał na twarz kochanka, która czerwieniała teraz jak budzące się do życia słońce."- Już nie wiem które lepsze! xD Oba są majstersztykiem literackim:D
Ich miłość jest tutaj cudowna^^ Od pierwszego wejrzenia. Trzymam kciuki, żeby miała po drodze jak najmniej przeszkód.
Ich zbliżenie w pokoju... Ach, boskie! Chłopaki nie tracą czasu;D Ale serio, świetnie się zaczyna:)
Robin w pomieszczeniu była najlepsza! Na bank wszystko widziała xD Milion punktów dla Ciebie za jej wprowadzenie pod koniec;D Dobrze, że Sanji ma koło siebie takich oddanych ludzi.
Boję się szpiega. Na pewno to będzie jakiś padalec, albo sucz.
Weny na kolejny rozdzialik:*
Vanilia
A ja znów daleko w lesie na szarym końcu, ale wreszcie nic mnie nie rozprasza i mogę skomentować to piękne cudeńko ;). Z każdym kolejnym rozdziałem jestem jeszcze bardziej urzeczona klimatem opowiadania o ile jeszcze bardziej można być, ale widać można ;)
OdpowiedzUsuńPlątanina mieczy Zoro i Kuiny zauroczyła mnie, nieraz zastanawiałam się jak by wyglądały ich pojedynki jak by dziewczyna żyła, a tu mam tego tak interesujące skrawki *.* Mi oczywiście mało bo to ja i walkach mogłabym bez końca czytać, zatem mam nadzieję, że jeszcze dasz nacieszyć umysł ich relacją ;) A Przedstawiłaś to tak, że nic dodać nic ująć *.*
„W samym jej smutnym spojrzeniu dostrzegła jej porażkę. Nawet zastanawiała się, czy nie najlepiej dla tej dziewczyny byłoby umrzeć” Ależ mi się podoba jej sposób myślenia ;)
Postać Aca masz niesamowicie realistycznie odzwierciedloną jestem pod dużym wrażeniem i robi się coraz bardziej intrygująco . Ich konfrontacja pełna emocji i świadomości, że żaden nie odpuści. Genialnie! ;) A to nawiązanie do przeszłości pięknie podkreśliło jak bieg czasu jest nie ubłagany i każdy podlega jego wpływowi. Trochę to było przykre, że ich relacje tak się zmieniły ale jak najbardziej ja jestem zadowolona z takiego efektu ;)
Spotkanie Zoro i Sanjiego tutaj całkowicie mam takie same odczucia jak Cas. Dokładnie takie same. Była to jedna z bardziej urokliwych i poruszających scen , które raz przeczytane zapadają w sercu na długo ;) A co do Sanjiego i katan, to moje skrajne zboczenie pod tym względem zostało maksymalnie rozbudzone z niesamowitym zapałem wypatruje tych scen *.* To będzie OSZOŁAMIAJĄCE!
„Jeśli faktycznie to wydarzenie miałoby spowodować jego zgubę, to było warto poświęcić życie za tę chwilę.” *.*
Szczerze nie spodziewałam się, że tak szybko dojdzie do tego zbliżenia no ale wyszło ci zniewalająco, te opisy i ta delikatność w tym zbudowała piękny nastrój i zrobiła z tego stosunku coś wyjątkowego ;)
Robin na końcu wyszła bezbłędnie. Cudowna końcówka i scena wprost mam ją przed oczami *.* Ale to nasz Zoro i dla Sanjiego przewróci świat do góry nogami ;D
Czekam na kolejną część i mam nadzieję, że pojawi się Sanji z kataną w rękach, Ach widzę to jak Zoro nim kieruję… moja wyobraźnia szaleje… Chcę to już ;D
Weny dużo! ;)
Paulaa
Jessssssu ludzie jakie długie komentarze, też chce mieć tyle do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńNadrabianie zaległości takie piękne.
Ace, mordeczko, ja cię kocham, ale nie bądź chujem, tak nie ładnie.
Zoro, przeleci i spada. Miej świadomość durny glonie, że zawiążę spółke z Robin, jak skrzywdzisz Sanjiego. Będziesz błagał o śmierć -.-
Podobało mi się, nawet mój mózg łaknący opisów, najadł sie do syta aż mu brzuch wywaliło.
Seksy zawsze dobre!
Normalnie przez Ciebie aż uwierzę, ze Zoro potrafi być delikatny. A niech tylko spróbuje nie *dziś w bojowym nastroju*
Moje zboczenie cierpi jak sobie wyobraża ich ćwiczących "mieczami" muhahaha. Dobrze, niechaj ćwiczą, ja chce to zobaczyć!
*mistrz pisania niekonstruktywnych komentarzy odchodzi*