4 marca 2013

[Opowiadanie] Tora to Kitsune

Tytuł: Tora to Kitsune (Tygrys i Lis)
Autorzy: ema670 i Ayo3
Korekta: Sarinea
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ZoSan (Roronoa ZoroxSanji)
Ograniczenie wiekowe: 18+
Kolejne opowiadanko z serii RolePlay ;) Tym razem dorobiliśmy naszym dwóm bohaterom uszy i ogonki <3 Ostatnio mam jakiegoś fioła na tym punkcie ^^ Ja osobiście jestem zadowolona z tego opowiadanka, dlatego postanowiłam, że pojawi sie na blogu, a nie na forum ;) Życzę miłego czytania! :)


Słyszeliście kiedyś historie o wilkołakach: pół-wilkach i jednocześnie pół-ludziach? Otóż, to jedne z niewielu stworzeń, które istnieją, a ludzie uważają je za legendę. Nie tylko one ukrywają się w dalekich krainach, do których człowiek nie dotarł. Wierzysz, że mapa świata jest już całkowicie poznana? To nieprawda, jeszcze wielu rzeczy nie odkryliśmy.
Oni też. Myśleli, że są wyjątkowi, że nie ma drugiego takiego człowieka. Nawet nie wiedzieli, jak bardzo się mylili.
***
Zoro szedł spokojnie po swoim terenie. Patrzył na wszystkich potencjalnych wrogów wzrokiem bestii. Mieszkał w mieście, ale tam nie podchodzili do niego zbyt przyjaźnie, był zbyt Inny. Tak, „zbyt Inny” to dobre określenie.
Chłopak nie był normalnym człowiekiem, był bestią. Miał coś, co posiadał tylko on.
Jego budowa ciała nieco różniła się od tej u normalnego człowieka. Wysportowany i umięśniony… To nie było wcale nienormalne. Jego nienormalność polegała na tym, że miał tygrysi ogon i uszy oraz złote oczy i zielone włosy. A dodatkowo, z jednego ucha zwisały trzy kolczyki, które kolorem zlewały się z jego pięknie lśniącymi oczami.
Dlatego dziś przechadzał się po lesie totalnie opanowany. W postaci tygrysa przemierzał swój szlak.

Piękny las zawsze oczarowywał go swoim spokojem. Tu mógł odpocząć od tych wszystkich beznadziejnych istot, które gapiły się na niego ze strachem w oczach. Denerwowało go to, dlatego zawsze relaksował się na leśnej polanie, rozkładając się na zielonej trawie i patrząc w piękne błękitne niebo. Nie było nic lepszego od obserwowania sunących i zmieniających się na niebie chmurek. Jego lisi ogon automatycznie zaczynał się poruszać w lewo i prawo, okazując tym samym radość właściciela. Nasłuchiwał śpiewów ptaków. Można było powiedzieć, że las był jego jedynym przyjacielem. Tutaj czuł się zupełnie jak w domu, a nawet o wiele lepiej. Przymknął powieki, rozkoszując się chwilą. Nie rozumiał, dlaczego był inny od pozostałych ludzi. Wcale się tego nie wstydził, ani nie żałował, uważał po prostu swój wygląd za bardzo oryginalny, jednak samotność czasem mu doskwierała. Chciał mieć w kimś oparcie, lecz zdawał sobie sprawę, że istoty takie jak on przecież nie istnieją. Może był bóstwem, które miało jakieś zadanie?
Zerwał się nagle. Usłyszał szmer, a do jego wyczulonych nozdrzy wdarł się dość przyjemny męski zapach. „Czyżby leśniczy?”, pomyślał i podniósł się.

Roronoa przedzierał się w postaci tygrysa przez las, aż poczuł nieznajomy zapach. Ktoś tu był, ktoś był na jego terenie. Przeszedł kawałek, wpatrując się w przeciwnika. Zobaczył lisi ogon, który kiwał się jakby nucił piosenkę. Podszedł nieco bliżej i... HOP! Skoczył na nieprzyjaciela. W trakcie lotu zorientował się, że wrogiem jest człowiek. Przybrał swoją formę i wywrócił nieznajomego. Teraz siedział na nim, trzymając ręce na jego barkach.
Usta miał otwarte w wyrazie szoku. "On ma uszy! I ogon! Potwór?"

Sanji zszokowany leżał pod jakimś dziwnie wyglądającym osobnikiem. Przypatrywał mu się z ciekawością. Gdzieś niedaleko jego twarzy śmignął długi, tygrysi ogon. Popatrzył na zielone włosy z których wystawały uszy. „Czyżby był taki sam jak ja?” Na twarzy pojawiła się ciekawość. „A może to jakiś przebranie? Ale zaraz… Czyż nie miał przed chwilą innej formy?” Zaczął węszyć. Po zapachu wywnioskował, że nieznajomy nie do końca pachnie jak człowiek. Poruszył uszami.
- Kim jesteś? – Zapytał. Nie bał się ani trochę, był ciekawy. Czuł, że nowopoznany również był w niezłym szoku. Blondyn uznał, że wypadałoby się przedstawić. – Nazywam się Sanji. Jestem lisim człowiekiem.

Roronoa siedział jak wryty. O co tu chodzi? Kiwał głową to w prawo, to w lewo, patrząc się na osobnika, na którym siedział. Zignorował to, co mówił chłopak, mimo że wszystko dokładnie słyszał. Bardziej interesował go wygląd człowieka niż słowa. Miał lisie uszy i ogon. Zajebisty, puszysty ogon. Wziął go do ręki i pociągnął.

Blondyn poczuł, jak ta osoba ciągnie go za ogon. Cichutko jęknął. To było bardzo przyjemne i podniecało. Na jego twarzy pojawiły się szkarłatne rumieńce. Uśmiechnął się.
- Zdradź mi chociaż swoje imię, Tygrysie. – Zażądał grzecznie, oblizując kusząco wargi. To było dla niego nowe doświadczenie. Jeszcze nigdy nie czuł takiego pobudzenia.

            Zoro był zszokowany reakcją... Sanjiego?
To, co zrobił, było dość ciekawe. Poczuł, że coś zaczyna wpijać mu się w siedzenie. Czyżby... Popatrzył na dół. Miał rację, niedoszły przeciwnik się podniecił.
Zszedł z niego. Klęknął obok i zaczął obwąchiwać chłopaka. Jego zapach był strasznie kuszący, taki inny od tych, które znał. Jakby nie patrząc, Sanji był podobny do niego. Także był pół-człowiekiem, pół-zwierzęciem.
- Kim jesteś? - Spytał, z ciekawością macając chłopaka po ramionach, klatce i brzuchu.

Poczuł miły dotyk na swoim ciele i lekko zamruczał. Nie mógł się powstrzymać. Ten tygrys strasznie go podniecał. Miał śliczną twarz, twarde mięśnie, uszy i ogon, zupełnie tak samo jak on. Nie mógł się powstrzymać i dotknął jego uszu. Były prawdziwe, co prawda małe, ale strasznie przyjemne w dotyku.
- Już mówiłem. – Powiedział. – Nazywam się Sanji i jestem lisim człowiekiem. Mieszkam w tym mieście niedaleko i pracuję z ludźmi jako kucharz. A ty, kim jesteś? – Powtórzył po raz trzeci. – Nigdy cię nie widziałem, ani nie słyszałem. Twojego zapachu również nie znam.

Zoro zadrżał, gdy poczuł dotyk na swoich uszach.
- Moje imię to Zoro. Też cię nie widziałem. - Jak zwykle nie grzeszył umiejętnościami mówców. Przyglądał się blondynowi z zainteresowaniem. Ładna twarz, mała bródka, błękitne oczy, ciemne niczym morskie dno. Śliczny, złoty kolor włosów i śmiesznie zakręcone brwi, które Roronoa pozwolił sobie dotknąć bez pytania o zgodę. Pochylił się nad kukiem, włożył nos między kark, a bark chłopaka i zaciągnął się. Jego ogon zaczął delikatnie się kiwać po wyczuciu przyjemnego zapachu, a dłoń wylądowała na klatce piersiowej blondyna.

Sanji mruczał coraz bardziej od pieszczot swojego cichego partnera. Nie przeszkadzało mu to, dodawało tylko tajemniczości. Gdy poczuł dotyk na swojej klatce piersiowej, zaczął się lekko wiercić z przyjemności. Zacisnął lekko wargi. Jego policzki płonęły, a ogon szalał ze szczęścia i ekscytacji. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Wiedział, że jeszcze trochę i znajdzie się w tym pięknym niebie, które codziennie zachłannie pochłaniał wzrokiem.

Zielonowłosy patrzył na kucharza z ciekawością. Chłopak podniecał się w reakcji na sam dotyk, co gorsza Roronoa podniecił się od samych mruczących dźwięków, jakie wydał z siebie lisowaty. Zapach blondyna był silniejszy niż przed chwilą, przyjemniejszy i cholernie podniecający. Zoro nie mógł się powstrzymać, żeby nie polizać chłopaka po szyi. Normalnie się tak nie zachowywał, ale tutaj nie mógł przestać. -Sanji. - szepnął mu do ucha, jakby zmuszając się do zapamiętania imienia. Lekko ugryzł go w lisie ucho, które strasznie przyciągała do siebie wzrok. Jego dłoń zaczęła wędrować po koszulce blondyna, aż w końcu znalazła jej brzeg i podciągnęła do góry.

Zoro robił coraz to odważniejsze ruchy, co blondyna niesamowicie kręciło. Gdy przygryzł jego ucho, Sanji jęknął rozkosznie. Poczuł szarpnięcie i już był pozbawiony koszuli. Wsunął rękę pod bluzkę zielonowłosego, jeżdżąc ręką po jego umięśnionym torsie. Przyjemność nie do opisania. W końcu szarpnął i ściągnął ją z niego. Jego oczom ukazała się cudowna klatka piersiowa z dość sporą, seksownie prezentującą się blizną. Schylił głowę, aby móc polizać to cudo. Jego zimny język wodził po mięśniach mężczyzny. Sanji doszedł do sutka. Lekko obtoczył go parę razy językiem, nawilżył swoją śliną, a potem lekko przygryzł.

Zoro zamruczał. Miejsce, w którym lizał Sanji było jego wrażliwym punktem. Zacisnął dłoń, by nie wydobyć z siebie zbyt głośnych jęków, czego efektem było ciche przyćmione mruczenie, które dochodziło aż z gardła kociaka.
Zoro postanowił się trochę przemieścić. Przerwał blondynowi i obrócił się przodem do niego. Rozkroczył się nad nim, a jego ogon opadł na twarz blondyna. Jakby zapraszając do zabawy, przesunął ogonem po żuchwie Sanjiego.
Sam położył jedną rękę obok biodra kucharza, a drugą na jego spodniach. Lekko ją zacisnął i zaczął przesuwać po materiale.

Mruczenie tygrysa było bardzo przyjemne i jeszcze bardziej podniecało. Gdy Zoro przerwał, poczuł jego mięciutki ogon na swojej twarzy. Jeździł nim powoli, drażniąc rozkosznie skórę blondyna. Potem głośno-mruczący jęk wydobył się z jego ust, gdy na swoim przyrodzeniu poczuł dotyk nieznajomego. Czuł, jak jego penis pulsuje pod cienkim materiałem spodni i bokserek. Przymknął powieki, rozkoszując się tym cudownym dotykiem.

Zoro stanął nad nim w rozkroku, a jego ogon wciąż bujał się nad twarzą blondyna. Ręce znalazły się na pasku od spodni Sanjiego. Rozpiął je delikatnie i zsunął. Zobaczył, że członek lisowatego już dość mocno naciska na materiał czarnych bokserek. Przybliżył do nich twarz. Pociągnął nosem, a następnie zassał materiał w miejscu, gdzie było widoczne podniecenie kucharza.

- Mrrrr… - Wydobyło się z ust blondyna, kiedy Zoro zaczął pieścić jego męskość. Ogień szalał po całym ciele. To niesamowite uczucie pożerało go całego. Poruszał ogonem coraz szybciej z ekstazy, raz po raz, odbijając go od ramion zielonowłosego, który napierał coraz bardziej. – To takie przyjemne. – Wydyszał. Był tak strasznie podniecony, że aż zaczął się zastanawiać, co będzie dalej. Czy można eksplodować z podniecenia? Chciał się o tym przekonać. Znowu zaczął się lekko poruszać z rozbudzenia.

Zoro usłyszał cudowny dźwięk. Sam nie wiedział czy bardziej zżera go ciekawość, czy pożądanie. Kilka razy zassał się w materiale. Jego dłoń powędrowała wzdłuż bokserek blondyna, delikatnie przesuwając po tkaninie. Zielonowłosy bardziej zachowywał się jak mały kotek niż jak tygrys, chciał się trochę pobawić swoją ofiarą. Podobało mu się to. Jego dłoń pieściła materiał w miejscu jąder kuka, a usta lizały miejsce członka.

Blondyn był już niesamowicie pobudzony. Jego jęki i oddechy były coraz głośniejsze. Czuł, że niedługo osiągnie swój limit.
- Zo… ro… ja… za… raz… - Wyjęczał.

Roronoa na chwilę przerwał. Popatrzył na blondyna, który w tej chwili był bliski dojścia. Wsunął rękę pod materiał i obrócił się znowu, by móc popatrzeć na twarz Sanjiego z bliska. Zamknął dłoń na trzonie twardego członka lisa i zaczął nią poruszać, jednocześnie obserwując, jak ten oddycha. To było co najmniej podniecające. Sam był już twardy, mimo że nikt nie pobudzał jego zmysłów, ale Sanji wyglądał tak pięknie i jęczał tak cudownie, że nie mógł nic poradzić na to, że jego męskość zaczynała być twarda. Przybliżył twarz do twarzy blondyna i oblizał usta. by zaraz potem pocałować Sanjiego.

Bezpośredni dotyk był jeszcze bardziej rozkoszny, niż ten przez materiał. Pocałunek, którym w tym momencie raczył go zielonowłosy, też był niesamowicie upajający. Poczuł, jak miłe dreszcze rozchodzą się po całym ciele, a potem podniecenie wybuchło i z jego penisa wystrzeliła sperma. Dyszał ciężko, chcąc jak najszybciej dojść do siebie. Polizał tygrysa po policzku, jakby chciał podziękować za niesłychane zadowolenie.

Zoro wyciągnął wilgotną dłoń spod materiału. Jego ręka była cała oblana wydzieliną. Przybliżył ją do twarzy i polizał. Lekko się skrzywił, gdy poczuł jej smak. Później pochylił się nad blondynem i włożył wilgotne palce do jego ust, przy czym sam zaczął go całować. Trzymając palce w buzi kuka, lizał je wewnątrz ust Sanjiego. Trochę przytrzymywał jego twarz.

Gorzki smak własnej spermy czuł w całej jamie ustnej. Palce Zoro poruszały się wewnątrz, a później dołączył język zielonowłosego. Sanji jęczał cichutko. Jego ręce powędrowały na plecy tygrysa i zaczęły się po nich poruszać, zjeżdżając na dół do pośladków, które zaczął delikatnie ugniatać. Materiał mu strasznie przeszkadzał. Mając w buzi palce i usta Zoro, po omacku rozpiął mu rozporek i nieco zsunął z niego spodnie. Wymacał sterczący i dość twardy narząd chłopaka. Zaczął nim rytmicznie poruszać – w górę i w dół.

- Achhh - Zoro jęknął, gdy poczuł na sobie zimny dotyk dłoni.
- Ummm, achhh - wydobywało się z jego ust za każdym razem, gdy kuk przesuwał dłonią po trzonie. "Kurwa, dobry jest". Próbował powstrzymać jęki, jednak blondyn dobrze wiedział, jak sprawić mu przyjemność, jak mocno ścisnąć, jak szybko poruszać dłonią i gdzie odpowiednio dotknąć - z jego ust wydobywały się coraz głębsze oddechy, które wpadały między wargi blondyna. Wyciągnął dłoń z ust kuka, by móc nią zasłonić swoje.
- Mmmm…

Sanji skorzystał z okazji, że Zoro był całkowicie podniecony i odepchnął go troszeczkę od siebie, aby zaraz potem ułożyć swoją twarz między jego nogami. Oblizał wargi na widok dużego i grubego przyrodzenia partnera. Polizał parę razy trzon i lekko przygryzł główkę. Rękami pieścił jego jądra. Zielonowłosy wydawał coraz to piękniejsze odgłosy, które Sanji brał za pewien rodzaj zachęty, aby poczynić dalsze kroki. Chwycił nabrzmiałego już penisa w trzonie, a główkę zaczął coraz głębiej zanurzać w swoich ustach. Starał się wepchnąć go jak najgłębiej, ale to wcale nie było łatwe z powodu dość sporych rozmiarów. Gdy poczuł, że członek chłopaka podchodzi mu niemal do gardła, zaczął nim poruszać, raz wysuwając, a raz znowu wsuwając. Nie sądził, że tygrys tak łatwo da mu się zdominować. Bardzo go to cieszyło i podniecało. Czuł jak i jego członek zaczyna ponownie nabrzmiewać.

Zoro uwielbiał czasami być tym uległym, czemu nie? Tym bardziej, że lis był dobry w te klocki, idealnie wpasował się w jego zachcianki. Potrafił spowodować, by zielonowłosy jęczał z rozkoszy, a to rzadko komu mogło się udać. Tym bardziej, że ludzie najczęściej ginęli od jego pazurów, zanim do czegokolwiek mogło dojść. Z Sanjim było inaczej, blondyn był drażniący, ale w ogóle nie miał ochoty teraz go zabijać.
Sanji lizał i ssał jego członka w rytmicznych ruchach, każde zaciśnięcie zębów wzbudzało jęki u tygrysa. Zoro najchętniej złapałby teraz za głowę kuka, ale nie był pewny, czy może to zrobić, więc jedną rękę włożył do ust, a drugą zacisnął na ziemi.
- Oi, ja zara… - Przerwał mu delikatny i subtelny ryk, któremu towarzyszył mocny i szybki wytrysk.

Do ust Sanjiego wpłynęła dość duża ilość spermy, która wylała mu się z ust. To, co nadal było w środku połknął, a wargi oblizał. Było trochę gorzkawe, ale mu smakowało. Oblizał jeszcze raz członka partnera, aby go oczyścić. Tym razem robił to wolno, z lekkimi muśnięciami, aby pobudzić go jeszcze raz, co mu się udało, bo tygrys znów stawał się twardy. Ogon blondyna bardzo szybko się poruszał. Był naprawdę bardzo szczęśliwy i na maksa podniecony. Nie czuł się spłoszony, wręcz przeciwnie, czuł spokój i relaks. Przyssał się do główki penisa chłopaka i nie puszczał. Zoro wydawał takie strasznie przyjemne jęki, że aż słuchanie ich mogło doprowadzić do orgazmu.

Zielonowłosy znowu zaczął wydawać jęki, było mu wstyd, że doszedł tak szybko. Blondyn połknął trochę jego spermy i znowu zaczął się nim bawić. Strasznie szybko, zbyt szybko jego ciało ulegało Sanjiemu, ale kurwa, to było takie przyjemne! Chwilę patrzył jak blondyn ssie jego członka. Podobał mu się. Te lisie uszy były strasznie podniecające, w dodatku ten ogon... Achhh... Zoro nie mógł się doczekać, aż zobaczy jego „początek”.
Gdy Sanji zaczął machać ogonem, Zielony, nie mogąc się powstrzymać, pociągnął go.

Sanji krzyknął, gdy poczuł, że coś znienacka łapie go za ogon. Przerwał ssanie członka partnera i obrócił głowę w tamtą stronę. Tygrys zabawiał się jego puszystym ogonkiem. Uśmiechnął się i ponownie oblizał wargi. Pchnął tygrysa na trawę. Położył się na nim tak, aby jego usta były przy członku Zoro, a usta zielonowłosego przy jego odbycie. Poczuł dotyk na pośladkach i jęknął z rozkoszy. Aby powstrzymać odgłosy, które wydawał, wsadził sobie z powrotem członka Roronoy do buzi i zaczął nim poruszać.

Zoro zabawiał się otworem Sanjiego. Chętnie go tam lizał, nawilżając wrażliwe miejsce. Sam jednak ciągle przerywał, bo Sanji wciąż bawił się jego męskością z przyjemnością. Najwyraźniej to lubił.
Zoro miał już wystarczającą ochotę na dalszą część, dlatego ostatni raz polizał Sanjiego po otworze i gdy jedną ręka trzymał go za ogon, drugą wsadził od razu dwa palce do środka.

- Aaaaachhhhh – Sanji jęknął, kiedy poczuł w swoim wnętrzu palce Zoro. Nie mógł się powstrzymać. Ostry ból rozniósł się po jego pośladkach. Chwilę tak krzyczał, lecz z czasem, gdy tygrys zaczął poruszać palcami, przyzwyczaił się i krzyki znowu przerodziły się w jęki. Chciał się zająć ponownie penisem chłopaka, ale nie dawał rady, bo ogromne podniecenie skutecznie mu to uniemożliwiało.

Zoro z przyjemnością patrzył jak po ciele lisa przechodzą ciarki. Przyjemność ogarniała ich oboje. Tygrys zaczął poruszać palcami, rozciągając mięśnie kuka i jednocześnie szukając tego miejsca, kiedy Sanji charakterystycznie jęknął zrozumiał, że trafił w jego punkt p. Uśmiechnął się i zrzucił blondyna na bok. Znowu był nad nim. Klęczał między jego nogami, a jego ogon opadał delikatnie na ziemie. Dłoń wciąż pracowała we wnętrzu blondyna, włożył już trzeci palec do środka, czuł, jak mięśnie kuka ściskają się na nich. Schylił się nad nim. Jedną ręką położył na klatce piersiowej Sanjiego i przybliżył usta do jego ucha. - Zgadnij, ile już palców w ciebie włożyłem? - Spytał delikatnym głosem.

Blondyn poczuł jak znowu robi się czerwony na twarzy. Nie przeszkadzało mu to. Leżał teraz pod tygrysem, a jego jęki były coraz głośniejsze. Czuł, jak zielonowłosy dokłada kolejny palec. To było takie cholernie przyjemne. Usłyszał jak partner zadaje mu pytanie. Sanji popatrzył na niego spod przymkniętych powiek.
- Trzy. – Wyjęczał mu prosto w usta. Trochę się zawstydził i zakrył ręką twarz. Chciał leżeć tak wiecznie. Palce tygrysa raz po raz uderzały w jego czuły punkt, co doprowadzało go do szaleństwa. Niebo było naprawdę bardzo blisko.

Roronoa polizał go po jego lisim uchu, zagryzając je u góry. - Zgadłeś. - oblizał się po wardze.
On sam chciałby już kontynuować. Był spocony i cholernie napalony, jednak nie chciał iść za szybko, żeby nie zrobić kukowi krzywdy. Znowu się nad nim schylił i tym razem, patrząc mu w twarz, którą lekko zasłaniał, zapytał. - Mogę już? - Zrobił się czerwony; jakoś nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, by pytać o coś takiego.

Sanji opuścił rękę. Spojrzał w twarz tygrysa. On również był cały czerwony. Rumieńce bardzo ładnie prezentowały się na jego twarzy. Oblizał wargi. Nie ukrywał również zaskoczenia tym, że zapytał go o coś takiego. Nie spodziewał się tego. Myślał, że bez żadnych słów weźmie się do roboty. Lis uśmiechnął się, patrząc w jego piękne, złote oczy.
- Tylko na to czekam. – Wysapał i polizał go po twarzy.

„Tylko na to czekam” odbiło się echem w jego uszach. Rumieniec z twarzy na pewno za szybko nie zejdzie.
Wyciągnął palce z wnętrza Sanjiego i przyłożył swojego nabrzmiałego członka do wejścia blondyna. Bez jakiegokolwiek znaku, mocnym i szybkim pchnięciem wszedł w ciało kuka. Obaj wspólnie jęknęli. Zoro pochylił się, zostawiając na ustach Sanjiego mocny i mokry pocałunek. Zaczął się poruszać powoli, by móc przywyknąć do ciasnego wnętrza Sanjiego. Pomijając fakt, że było ono bardzo przyjemne.
Jego ogon uniósł się i gdy Zoro zaczął przyśpieszać swoje ruchy, owinął go wokół członka kuka. Równym rytmem wbijał się w ciało blondyna, jak i poruszał w dół i w górę ogonem po jego członku.

Gdy Zoro wbił swojego członka w jego wnętrze, blondyn syknął z bólu, pokazując swoje białe kły. Syczał przez chwilę, ale gdy tylko przyzwyczaił się do wielkości członka Zoro, od razu schował ząbki i znowu wydobywał z siebie rozkoszne jęki.
- Mmm… To takie przyjemne… - Wyjęczał, gdy ogon tygrysa owinął się wokół jego członka i zaczął nim poruszać. Zatracał się w podnieceniu i rozkoszy. Zielonowłosy wprawiał go w niesłychaną euforię.

Zoro pociągnął kuka za rękę przysuwając go do siebie. Teraz Sanji siedział na nim. Jego ogon wciąż pracował na członku blondyna, a ręce złapały go w biodrach, by móc poruszać w górę i w dół.
Roronoa umieścił usta nad obojczykami blondyna i zaczął go całować wzdłuż szyi, co jakiś czas zostawiając czerwone ślady.

Ruchy były coraz szybsze, a fala gorąca jeszcze bardziej rozlewała się po jego ciele. Jęki ich obydwu współgrały ze sobą, tak samo jak i ciała. Sanji poczuł, jak jego członek zaczyna pulsować, ciągle drażniony przez ogon Zoro. Jęknął głośno, gdy fala spermy poleciała wprost na ich klatki piersiowe.

Roronoa poczuł ucisk mięśni wokół swojego członka, gdy Sanji wytrysnął na jego ciało. Zrobił jeszcze parę ruchów, aż w końcu i on poczuł intensywny impuls na członku. Chciał wyciągnąć swoją męskość z Sanjiego, zanim jego sperma wytryśnie, jednak nie zdążył i całe jego nasienie wylądowało we wnętrzu kuka, który cudownie zajęczał.
Położył go na trawie i w ramach przeprosin pocałował w usta, jednocześnie wyciągając penisa z jego odbytu.
Pocałunek był długi i przyjemny. Zoro siłował się językiem z Sanjim, Co jakiś czas zahaczał kłami o jego wargi, z ochotę wymuszając strużkę krwi, która mieszała się z śliną i łączyła z ich gorzkim, a zarazem słodkim pocałunkiem.

To była bez wątpienia najwspanialsza chwila w jego w życiu. Jeszcze nigdy nie czuł się taki spełniony i szczęśliwy. To było niesamowite. Cieszył się, że Zoro spuścił się w nim. To był genialny finałowy ruch. Teraz całowali się na trawie cali spoceni i zadyszani. Strasznie był ciekawy, czy jeszcze kiedyś się to powtórzy.

Zoro przerwał pocałunek i zaczął go lizać po karku. Schodząc niżej zostawił malinkę na obojczyku. Później przejechał dłonią po klatce piersiowej kuka - tak strasznie mu się podobała. W końcu oparł na niej głowę i przymknął oczy, wsłuchując się w rytmiczne bicie serca Sanjiego i w jego nietypowy nowy zapach. Tygrysia dłoń wylądowała na brzuchu blondyna, a Zoro z przymkniętymi oczami gładził go po nim.

Blondyn leżał, oddychając głęboko. Na ustach znów miał wymalowany wielki uśmiech. Podniósł rękę i opuścił ją na zielone włosy. Zaczął go lekko po nich głaskać i po chwili usłyszał mruczenie.
- Powtórzymy to kiedyś? – Zapytał pogodnie. Tak naprawdę to chciał zapytać, czy nie mogliby razem zamieszkać w tym beznadziejnym mieście, ale nie chciał być nachalny i na chama wbijać się w życie Zoro.

Zoro uśmiechnął się na pytanie blondyna. - Mmmm... czemu nie. - Jego krtań cały czas drżała. To było miłe uczucie: leżeć na kimś i wtulać się w jego ciało. Mruczenie, chcąc, nie chcąc, same z niego wychodziło. Zaczął rytmicznie machać końcówką swojego ogona, a później zawinął go tak, że przejechał pod żuchwą blondyna.

- Jak dobrze, że nie jestem sam w tym świecie. - Powiedział blondyn, łaskotany przez tygrysi ogon. - Bycie samotnym jest strasznie męczące. - Ziewnął potężnie. Tego dnia nigdy nie zapomni, tego był w stu procentach pewien.

Zoro mruczał delikatnie na każde słowo wypowiedziane przez kuka.
Jemu nie przeszkadzała samotność. Przywyknął do niej, ale to co zrobił i robił w tej chwili, było całkiem przyjemne. A gdyby tak robić to częściej?
- Czy... tobie też jest tak... przyjemnie?

- Mówiąc szczerze, nigdy nie czułem się lepiej. – Odparł blondyn radośnie. – Bardzo ci dziękuję za ten czas.
Podniósł się i zgiął tak, aby pocałować Zoro w usta. Uśmiechnął się i z powrotem opadł na miękką trawę.

Zoro odwzajemnił uśmiech. Usiadł po turecku koło kuka.
- Emm... - podrapał się po tyle głowy.

Sanji popatrzył na Zoro z ciekawością. Czy powiedział coś nie tak?

Zoro wziął głęboki oddech.
- No... tego... Wiem, że to tak nagle i nawet się nie znamy, chociaż w sumie i tak już się pieprzyliśmy, ale... - Zielonowłosy zarumienił sie lekko i podrapał za swoim uchem. - ...nie chciałbyś zostać na jeszcze trochę? - Popatrzył na swoje nogi i nie odważył się spojrzeć w kierunku Sanjiego.

Na twarzy Sanjiego również zagościł rumieniec. Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i położył na brzuchu, mając twarz w kroku Zoro. Faktycznie, nie miał jeszcze dość. Zaczął powoli lizać na wpół twardego penisa. Mmm, uwielbiał to robić. Od dzisiaj była to jedna z jego najprzyjemniejszych rzeczy. Znowu usłyszał jęki i pomrukiwania zielonowłosego. Czuł jak i w nim podniecenie zaczyna na nowo rozkwitać.

Zoro znowu był na łasce blondyna. Ten najwyraźniej uwielbiał wymuszać w nim jęki, a on tak łatwo opuszczał gardę i z jego ust szybko wydostawało się mruczenie. „Pieprzone kocie zmysły!” Jego ogon zaczął delikatnie się kiwać.
Tym razem pozwolił sobie złapać za włosy Sanjiego i poruszać lekko jego głową. Blondyn był w tym cholernie dobry.

Uwielbiał ten smak i zapach. Całymi godzinami mógłby tak jeździć ustami po penisie tygrysa. Jego wielkość go fascynowała. Nagle poczuł, że ręce Zoro chwytają go za włosy i delikatnie ruszają jego głową w przód i tył. Absolutnie mu to nie przeszkadzało, wręcz jeszcze bardziej pobudzało jego zwierzęce instynkty. Zielonowłosy przyspieszył, a Sanji poczuł jak penis zahacza o jego gardło. W kącikach oczu pojawiły mu się łzy. Mimo iż to go trochę przyduszało, to nadal czuł straszną przyjemność.

Zoro oblizał się na widok kuka, który wyglądał cudownie w ten sposób. Chciał jeszcze. Odchylił głowę i zamknął oczy, a z jego ust wydobywały się ciche i głębokie wydechy.
-Mmmm… - Jego członek znowu był w pełni twardy. Mocniej pociągnął za włosy blondyna i zmusił go, by robił to szybciej.

Sanji przyśpieszył. Czuł jak członek Zoro zaczął pulsować. Zielonowłosy nadal go trzymał, więc gdy nadeszła eksplozja, blondyn połknął całą spermę, nie pozostawiając ani odrobinki. Gdy tygrys go w końcu puścił, lis wziął głęboki oddech.

Zoro czuł lekkie zakłopotanie gdy Sanji omal się nie zakrztusił jego spermą, ale nic w związku z tym nie zrobił, tylko pociągnął kuka do siebie i mocno pocałował, wciąż czując trochę swojego nasienia w jego ustach. Przy subtelnym pocałunku zaczął go obracać tak, by stanął na czworakach. Przytulił się do niego i zaczął całować po karku. Od razu włożył palce do wnętrza kuka. Poczuł w nim swoje nasienie. Czuł, że będzie mógł niemal od razu w niego wejść.
Pozycja na czworakach mu odpowiadała. Było w niej coś zwierzęcego, co jeszcze bardziej go podniecało. Gdy poczuł mokry język na swoich plecach, zamruczał lekko, a po ciele przeszły  delikatne ciarki. Jęknął głośno, gdy poczuł ponownie palce Zoro w swoim odbycie. Znowu zaczynała się niesamowita przyjemność. Zabawa palcami jednak nie trwała długo. Tygrys wsunął się w niego, a lis wbił pazury w ziemię z rozkoszy.

- Achhh... Sanji jesteś cudowny... Aaaaaa! - Zoro zajęczał z przyjemności.
Na początku powoli wsuwał i wysuwał się z wnętrza kuka, jednak z czasem zaczął to robić coraz szybciej i szybciej.

- Aaaaaachhhhh! To jest… Niesamowite… - Krzyknął Sanji, gdy poczuł coraz to szybsze ruchy.
Opierał się teraz łokciami o trawę, a tyłek miał wypięty w stronę Zoro. To naprawdę było niesamowite. Czuł, że jest już bliski spełnienia. Jęki coraz bardziej przybierały na sile.
- ZORO! – Wrzasnął, gdy podniecenie w nim eksplodowało.

Gdy usłyszał swoje imię, cudownie wypowiedziane przez kuka, Zielonowłosy poczuł jak jego mięśnie drgają i ponownie wytryskuje w ciele blondyna.
– Aaaaaaaachhh! - Jęknął z rozkoszy, lekko ściskając uprzednio złapany ogon lisa.

Znowu poczuł, jak Zoro łapie go za ogon. Jęknął cicho. Upadli na trawę. Blondyn poczuł ciężar od pleców w dół. Był w siódmym niebie. O czymś tak cholernie przyjemnym nie marzył nawet w najśmielszych snach. Oddychał głośno, aby się uspokoić. Poczuł jak Zoro schodzi z niego i upada na plecy zaraz obok. Sanji dźwignął się i oparł głowę o jego klatkę piersiową, gdzie znowu podziwiał niesamowicie seksowną bliznę.

Zielonowłosemu się to co najmniej podobało. Najpierw cholernie przyjemny seks, a następnie miłe przytulanie się do siebie. Jego ogon zakręcił się wokół ogona lisa i lekko go ścisnął, tak jakby chciał go złapać, a kuka przytulił ramieniem do siebie. Pocałował go w jego złociste włosy i uśmiechnął się do siebie.

Takie siedzenie i rozkoszowanie się bliskością drugiej osoby było tym, czego Sanjiemu brakowało, jednak nie mógł się tym cieszyć zbyt długo, bo gdzieś niedaleko rozległ się strzał. Ptaki pouciekały z drzew, a kucharz automatycznie przybrał swoją postać lisa i stanął na równe nogi.
- Kurwa mać! Leśniczy!

Roronoa jakoś specjalnie się nie przejął. Sam zmienił się w tygrysa, ale jak na tygrysa przystało, zrobił to w dość mozolny sposób.
- Uciekamy? - spytał spokojnie patrząc na liska obok. – Hah, zdziwiłby się, gdyby zobaczył lisa i tygrysa bawiących się w krzakach - Zoro zaśmiał się wrednie pod nosem.

- Mam z gościem na pieńku, więc zmywajmy się stąd. - Powiedział. Był wystraszony jak cholera. No cóż, w końcu lisy są płochliwymi stworzeniami. - Nie zniósłbym, jeśli by ci się coś przeze mnie stało.
Sanji machnął ogonem dwa razy i popędził w las. Słyszał jak tygrys biegnie za nim. Już się ciemniło, więc najwyższy czas, aby wrócić do szarej rzeczywistości. Na szczęście leśniczy ich nie gonił, więc zatrzymali się na skraju lasu, niedaleko dróżki prowadzącej na obrzeża miasta.

- Ochh… - Zoro popatrzył na miasto, zmieniając się z powrotem w człowieka. - Będziemy musieli się rozstać. - Sam do końca nie wiedział, czy to bardziej pytanie czy stwierdzenie, ale wolałby, żeby to nie było to drugie.
Popatrzył na blondyna - też był już w swoim ludzkim ja.
Podobał mu się fakt, że chłopak ma te cechy co on. Szczególnie fakt, iż obaj mają ogony mu się spodobał. Złapał Sanjiego za rękę, a kiedy ten nie wyrażał sprzeciwów, ogonem złapał za jego talię i przycisnął do siebie, wciąż trzymając jego dłoń.

- Nie chcę wracać. - Powiedział wprost w twarz zielonowłosego bardzo smutnym tonem. - No, ale mus to mus. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - Uśmiechnął się i polizał swojego partnera w policzek. Jego długi ogon delikatnie przylegał do ciała blondyna, co mu się strasznie podobało. - A czy... - Zawahał się. - A czy mogę cię odprowadzić kawałek? - Nie chciał się z nim tak szybko rozstawać. Ścisnął mocno dłoń, którą trzymał.

- Ja też nie chcę wracać. Możesz mnie odprowadzić, ale... - Zoro podrapał się po głowie - Gdzie ty właściwie mieszkasz? – Spytał nieco skrępowany.

- Mieszkam niedaleko centrum. - Odpowiedział żywo. - Wynajmuję mieszkanie w jednym z bloków. Nawet dość luksusowe. A ty? Mieszkasz daleko?

- Nie, na obrzeżach miasta… Chyba… - Zoro popatrzył w kierunku budynków. - To może ja cię odprowadzę - uśmiechnął się szczerze.

- Jeśli masz ochotę. - Uśmiechnął się blondyn i pociągnął Zoro za rękę w kierunku miasta. Przez połowę drogi szli w ciszy, nie puszczając swoich dłoni. Ludzie dziwnie się na nich gapili, ale jak zwykle Sanji to olewał. Jakoś mało obchodziło go zdanie tych bezdusznych istot. Popatrzył na Zoro. On też wydawał się ich ignorować. - Od dawna tutaj mieszkasz? - Zapytał z ciekawością. - W sumie miasto nie jest aż takie duże, a naprawdę pierwszy raz cię widzę. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek spotkam osobę, która tak jak ja będzie pół-człowiekiem i pół-zwierzęciem. Naprawdę mnie miło zaskoczyłeś.

Zoro lekko się uśmiechnął.
- Serio? Bo ja też się cieszę, że cię spotkałem. - Powiedział spokojnie. -Można powiedzieć, że się przeniosłem tutaj jakieś trzy lata temu. - Wrócił do poprzedniego pytania. Kuk wyglądał na zszokowanego. - Co? - Popatrzył na niego pytająco.

Sanji był naprawdę zaskoczony. W sumie to nie było miejsca, gdzie jeszcze nie był. Czyżby się mijali? W sumie było już to nieważne, bo los i tak chciał, żeby się spotkali. Uśmiech znów powrócił na jego twarz.
- Mimo wszystko, dobrze, że się spotkaliśmy. - Powiedział radośnie, jeszcze mocniej ściskając Zoro za rękę. Szli dalej. Sanji powoli markotniał, gdy zbliżali się do celu tego małego spacerku.

- Oi, co to za mina? Coś się stało? - Zoro zaczął pociągać nosem, myśląc, że ktoś (lub coś) się zbliżał, jednak nic takiego nie wyczuł. - Nic nie czuję...

- Po prostu jest mi smutno, bo niedługo dojdziemy i będziemy musieli się pożegnać. - Powiedział Sanji. Nigdy nie sądził, że w tak krótkim czasie przywiąże się do jakiejkolwiek osoby. Wiedział, że Zoro jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.

- Nie bądź marudą. Jeszcze się spotkamy. - Mówił to z pewnością na twarzy, ale z wątpliwością w sercu. Przez trzy lata Zoro robił wszystko, by nie musieć nikogo poznawać, a teraz miał ochotę powiedzieć do przelotnego romansu „Kocham cię”. To było co najmniej dziwne, a przynajmniej nie w jego stylu.
Zielonowłosy zatrzymał się na środku ulicy. Odwrócił wzrok od blondyna, jednak wciąż trzymał go za rękę. Ścisnął ją mocniej, a swoją wolną dłonią podrapał się po głowie.
- Nie chciałbyś iść ze mną na randkę? - Spytał w dość dziwny sposób. W sumie nigdy tego nie robił, więc było to dla niego dość ciężkie do przełknięcia hasło. A słowo „randka” wydawało się być dobrym pretekstem do kolejnego spotkania.

Sanji się trochę zmieszał. Randka? Czyżby jednak to było coś więcej, niż zwykła znajomość? Po chwili uśmiechnął się zakłopotany i spojrzał w twarz Zoro. Podszedł do niego, chwycił za podbródek, przysunął do siebie i pocałował. Oplótł jedną ręką jego szyję, bo druga nadal znajdowała się w uścisku tygrysa. Po chwili pozwolił sobie wepchnąć język do ust partnera i zaczął nim delikatnie poruszać. Nawet ich języki przyjemnie ze sobą współgrały. Poczuł jak po kącikach ust leci mu ślinka. Nie obrzydzało go to. Ta pieszczota była bardzo miła. Gdy przerwał i oblizał wargi, popatrzył w złote oczy Zoro.
- Jeśli byłoby to możliwe, to z przyjemnością.

Roronoa nie ukrywał zdziwienia. Jeszcze nigdy nie dostał takiej wyzywającej odpowiedzi. Uśmiechnął się zadowalająco.
- To jesteśmy umówieni. Prowadź dalej. - wskazał na drogę. Nie wiedział dokąd ma teraz iść, a zanim trafi do swojego domu, to może trochę minąć. Chciał puścić dłoń blondyna, ale jego ręka najwyraźniej go nie słuchała i nie robiła tego, co powinna, tylko przyjemnie ułożyła się w dłoni lisa. Zielonowłosy jakoś nie narzekał na tę bezwładność, wręcz przeciwnie, to mu sie podobało.

Szli dalej. Sanji był naprawdę szczęśliwy. Jeszcze dwie ulice i będą na miejscu. Na dworze było już naprawdę ciemno, więc zastanawiał się, czy nie zaproponować, aby Zoro został u niego na noc. Trochę się tego bał, bo naprawdę nie chciał go ograniczać, a z drugiej strony strasznie tego pragnął.
Blondyn stanął, gdy byli przed wejściem do ładnie pomalowanego i zadbanego bloku. Obrócił się w stronę tygrysa. Jakoś słowa pożegnania nie chciały mu przejść przez gardło, więc mimo wszystko zaproponował.
- Jest już bardzo ciemno, nie chciałbyś zostać na noc? - Czuł jak na jego policzku płonie lekki rumieniec. Nie odrywał jednak wzroku od tygrysa. Cokolwiek odpowie, on na pewno to uszanuje.

Zoro patrzył jak Sanji robi się czerwony na buzi.
– Haha, zmieniasz kolory - zaśmiał się lekko, wskazując palcem na twarz blondyna. Gdy ten spojrzał na niego krzywo, zaraz się zamknął. - No czemu nie. W sumie, to mogłoby potrwać zanim bym doszedł na miejsce. Nie przeszkadzałoby ci to?

Sanji rozpromienił się.
- Oczywiście, że nie. - Powiedział cały uradowany. Pociągnął za sobą Zoro. Mieszkał na drugim piętrze, więc musieli przejść schodami. Oczywiście była winda, ale Sanji nigdy z niej nie korzystał. W końcu od czego miał nogi? Drzwi nie były na klucz, tylko kod. Wstukał szybko parę cyfr i weszli do środka. - Czuj się jak u siebie w domu.

- Woah! Jaka chata! - Zoro rozejrzał się po mieszkaniu. Dla Roronoy był to zdecydowanie apartament. Wszedł do środka i usiadł na pierwszym lepszym fotelu. - Masz coś do picia? - Spytał z ciekawością.

- Wolisz sake czy wino, a może piwo? - Zapytał.

- Sake - zdecydowanie sake. Uśmiechnął się. Na myśl o jego ulubionym trunku poleciała mu ślinka. Już tyle minęło od ostatniego łyknięcia czegoś mocniejszego.

Sanji ruszył więc do kuchni. Cieszył się, że jego mieszkanie wywołało dobre wrażenie na partnerze. W sumie sam nie miał się czego wstydzić, bo zawsze utrzymywał porządek. Można nawet powiedzieć, że był pedantem. Wyciągnął z szafki butelkę z sake i otworzył ją. Rozlał do dwóch sporych kieliszków i ruszył do pokoju gościnnego, gdzie czekał na niego Zoro. Zauważył, że chłopak rozgląda się z ciekawością. Lekko się uśmiechnął i podał mu trunek.
- Za nasze spotkanie. - Wzniósł toast i lekko stuknął w kieliszek tygrysa, po czym zaczął pić. Miał trochę słabą głowę do tego, ale wcale mu to nie przeszkadzało. - Jeśli będziesz chciał wziąć prysznic, to łazienka jest na końcu tego korytarza. - Wskazał ręką na korytarz, który znajdował się za szermierzem. - W szafce znajdziesz ręcznik. - Uśmiechnął się ponownie.

- Och... chętnie skorzystam. - Zielonowłosy uśmiechnął się. Wziął kilka łyków. –Mmm… - Z przyjemności jego ogon znowu zaczął wybijać jakiś rytm. - Tego mi brakowało. - Uśmiechnął się.

- Bardzo się cieszę, że ci smakuje. Przyniosę resztę. - Powiedział i poszedł po butelkę. Postawił ją na stoliku przy Zoro. - Wiem, że to niegrzeczne, ale czy nie będzie ci przeszkadzało, jak wezmę prysznic przed tobą? - Zagadnął.

- Jasne, że nie. - Zoro popił znowu. Nieświadomie oblizał usta i popatrzył w kierunku kuka. -Możesz iść pierwszy, to twoje mieszkanie.

Sanji skinął głową i ruszył w kierunku garderoby, aby wziąć jakieś świeże ubrania, a potem ruszył w kierunku łazienki. Zdjął brudne ubrania i wrzucił je do kosza na pranie. Czuł się trochę zmęczony, ale i bardzo szczęśliwy. Wyszczotkował najpierw zęby, a potem wszedł do kabiny. Odkręcił korek i od razu mógł się rozkoszować ciepłą wodą. Zamknął oczy i stał tak przez chwilę wspominając te niesamowite chwile w lesie. Gdyby ktoś wczoraj mu powiedział, że przytrafi mu się coś tak cudownego, to w życiu by nie uwierzył. Dobrze, że miał duże łóżko… Uśmiechnął się na tę myśl.

Roronoa obserwował jak Sanji krząta się po mieszkaniu. Wędrował za nim wzrokiem, dopóki chłopak nie zniknął za drzwiami łazienki. Postanowił ściągnąć już koszulkę. Była dla niego lekkim utrapieniem, takim, które trzeba nosić, ale za nic w świecie się nie chce. Cieszyło go to, że blondyn pozwolił mu u niego przenocować. Usłyszał szum wody z łazienki. „Najwyraźniej się już kąpie” – pomyślał. Jednak, gdy jego wyobraźnia zmusiła go do wizji Sanjiego pod prysznicem, zielonowłosemu aż poleciała ślinka z ust.
Nie mógł się powstrzymać. Poszedł w kierunku łazienki, lekko uchylił drzwi. Sanji był schowany za kabiną prysznicową. Cicho, niczym kot, wszedł do pomieszczenia. Blondyn nucił coś pod nosem. Coś takiego, co nawet kociakowi wydawało się przyjemne.

Przy gotowaniu czy kąpieli zawsze lubił sobie nucić pod nosem. Oczywiście tylko wtedy, kiedy miał dobry humor, a dzisiaj ten bynajmniej go nie opuszczał. Jego mokry, lisi ogon poruszał się w rytm muzyki. Mmm, woda była naprawdę bardzo przyjemna.

Zoro nadstawił uszu. Lubił ten dźwięk. Jego uszy się nastawiły, wsłuchując się, jaką melodię może nucić blondyn.
Zielonowłosy szybko otworzył drzwi do kabiny i równie szybko złapał blondyna w tali.
Był cały mokry, jego ogon śmiesznie wyglądał w tej postaci. Roronoa uśmiechnął się. Sam wciąż miał na sobie ubrania z wyjątkiem koszulki.
- Może ci pomóc? - Uśmiechnął się, ściskając talię lisa.

Sanji tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym ponownie rozpoczął pocałunek. Był długi i namiętny. Woda nadal leciała, ale nie zwracali na nią najmniejszej uwagi, teraz tonęli w czymś całkiem innym. Poczuł ręce Zoro poruszające się po jego talii. Trochę to łaskotało. Swoimi natomiast majstrował przy rozporku partnera, po chwili zsuwając z niego spodnie i bieliznę, które wylądowały gdzieś w koncie łazienki. Teraz obydwoje byli nadzy i rozpaleni namiętnym pocałunkiem.

Zoro pchnął Sanjiego na ścianę kabiny. Blondyn zadrżał z chłodu, co spowodowało uśmiech u zielonowłosego. Jego dłoń ścisnęła za pośladki blondyna, a usta całowały łapczywie jego wargi. Język domagał się wpuszczenia do środka.

Sanji poddał sie pocałunkowi Zoro, który dość brutalnie wtargnął do jego ust. Podobała mu się ta agresja. Strasznie go nakręcała. Ręce blondyna zaczęły jeździć po klatce piersiowej partnera, coraz niżej i niżej, aż poczuł w rękach jego nabrzmiałego już członka. Znowu przyszedł czas na zabawę tym cudem. Chwycił go mocno w dłoń i zaczął poruszać po trzonie.

- Achh... - Zoro jęknął mu do ucha w szoku. Sanji naprawdę uwielbiał to robić, więc poddał mu się. -M-możesz robić ze mną, co chcesz - szepnął mu do ucha, liżąc je z międzyczasie.

Sanji, słysząc to, uśmiechnął się. Przerwał na chwilę, aby chwycić Zoro za ramiona i obrócić do ściany. Teraz to on się opierał, a Sanji przejechał wzrokiem po jego ciele. Woda spływała mu po włosach i plecach, dając niesamowity efekt. Oblizał wargi, po czym wbił się ustami w kark tygrysa i wodził językiem niżej. Zatrzymał się przy sutkach, aby każdego po kolei zacząć pieścić. Były już wystarczająco nawilżone przez wodę, więc blondyn przygryzał je lekko i delektował się pojękiwaniami partnera. Gdy zrobiły się niesamowicie twarde, zaczął jeździć językiem po bliźnie, która strasznie go podniecała. Zataczał na niej kółeczka, zjeżdżając coraz niżej. Gdy się skończyła, spojrzał z dołu na rozpalonego Zoro. Oblizał wargi jeszcze raz i wziął się za jego najprzyjemniejszą rzecz w życiu. Powoli zaczął lizać członka Zoro. O dziwo, wydawał mu się jeszcze większy niż wtedy w lesie. Mokrym ogonem raz po raz przejeżdżał po jego jądrach.

Zoro czuł się niesamowicie. Jedną ręką próbował powstrzymywać swoje jęki, kiedy druga szukała po omacku czegoś do złapania. Czuł jak kuk bawi się nim, wkładając go coraz dalej w gardło, w niektórych miejscach przygryzał, a w niektórych ssał jego członka. Smaganie jego jąder mokrym ogonem powodowało u niego drżenie, przyjemne drżenie, które przechodziło przez całe jego ciało. Jego ogon zawinął się wokół ramienia Sanjiego, a dłoń przytrzymywała usta, powstrzymując zbyt mocne jęki.

Blondyn kontynuował. Czuł, że niedługo Zoro osiągnie swój limit. Tak z czystej ciekawości na reakcję partnera, powędrował ręką do jego odbytu. Nie mogąc się powstrzymać, wsadził tam jednego palca i rytmicznie ze swoimi ruchami głowy zaczął nim poruszać. Słyszał podniecone jęki Zoro. Blondyn był zadowolony z siebie. Dołożył drugi palec, a głową zaczął poruszać jeszcze szybciej. Czuł jak członek tygrysa zaczyna pulsować.

Zoro lekko syknął, gdy poczuł jak kuk wkłada w niego palce. Blondyn zaczął rozciągać jego wnętrze, a Roronoa poczuł, jak bardzo zaczyna to być dla niego przyjemne. Po krótkiej chwili blondyn trafił ten punkt. Zoro aż wygiął się, uderzając głową w ścianę, czując tę nagłą i niespodziewaną przyjemność. Gdy kuk dalej rozciągał jego wnętrze, Zoro zaczął szybciej oddychać, czując jak jego jądra zaczęły pulsować. Zoro klepnął Sanjiego w ramię, by zasygnalizować, że za chwilę wytryśnie. Blondyn nie reagował, więc zaścisnął mu dłoń na ramieniu.

Sanji specjalnie nie reagował, aby znowu poczuć wytrysk Zoro w swoich ustach. Gdy nastąpił, blondyn połknął niemal całą jego spermę. Wyjął palce z odbytu tygrysa i popatrzył na niego. Zoro miał zarumienione policzki i zaszklone oczy. Wyglądał strasznie uroczo. Jak mały kotek. Sanji popatrzył na niego kuszącym wzrokiem.

Roronoa miał ochotę się schować. Sanji właśnie zobaczył tę jego „słodką” wersję, której nikomu nigdy nie pokazywał. Zrobił się cały czerwony, ale nie miał zamiaru pokazywać Sanjiemu jak bardzo uległy potrafi być. Przycisnął blondyna do siebie i poczęstował go mocnym, namiętnym pocałunkiem.

Znowu ich języki tańczyły szybko i z gracją. Sanji czuł, mimo wody, że ciało tygrysa płonęło z pożądania. Było takie strasznie cieplutkie, że blondyn całym swoim ciałem naparł na niego. Ich członki ocierały się o siebie, powodując małe uniesienie. Nagle Sanji poczuł, że silne ramiona z powrotem pchają go do ściany.

Zoro przycisnął go za ramiona. Jego dłonie wędrowały chaotycznie po klatce piersiowej kuka. Ogonem zaczął zakręcać pętle na podbrzuszu blondyna, by w końcu, złapać nim za męskość Sanjiego. Ścisnął ją bardzo mocno, dopóki Sanji nie jęknął z bólu.

Zoro stanowczo za mocno ścisnął jego członka. To nie było przyjemne. Sanji jęknął z bólu. Miał wielką nadzieję, że tygrys trochę zmniejszy ten ucisk, jednak ten najwyraźniej chciał się nim brutalniej zabawić i ciągle trzymał. Sanji ponownie syknął z bólu i zamknął oczy.

Zoro trzymał chwilę członka blondyna, jednak gdy zobaczył, że ten nie czuje się z tym komfortowo, poluzował i zaczął przesuwać dłonią po nim. Roronoa może nie był tak dobry jak Sanji, ale nie był też wcale taki kiepski, więc z ust blondyna wypływało coraz więcej westchnięć.

Gdy tylko Zoro poluzował uścisk, Sanji znowu poczuł straszną przyjemność. Z jego ust raz po raz zaczęły się wydobywać coraz to głośniejsze jęki. Zoro przyśpieszał coraz bardziej, a lis po omacku próbował się czegoś złapać. Przyjemność wypełniła go całego, a jego członek nie wytrzymał i sperma trysnęła na rękę zielonowłosego. Wiedział, że szybko doszedł, ale nic nie mógł na to poradzić. Pieszczoty tygrysa doprowadzały go do szaleństwa. Gdy jego oddech w miarę się ustabilizował, obrócił się do ściany i wypiął pośladki w kierunku Zoro.

Roronoa pochylił się nad nim, jedną dłonią złapał za sutka, i ścisnął mocno. Przybliżył usta do ucha blondyna.
- Co? Jednak wolisz brać niż dawać. - Ugryzł go w ucho dość mocno, na co Sanji zareagował jęknięciem. Roronoa włożył palce drugiej dłoni do ust kuka. Pierwszą zaczął masować podbrzusze lisa, chcąc się nad nim trochę poznęcać. To nie było łatwe, bo ogon lisa cały czas łaskotał go w brzuch, a czasami zjeżdżał niżej, powodując u niego lekkie mruczenie, które trafiało prosto do lisiego ucha.

- Branie jest przyjemniejsze. - Wyjęczał lis z trudnością, bo pieszczoty zielonowłosego robiły swoje. Usłyszał mruczenie i przyspieszył ruchy ogonem. Zoro rozkosznie masował go po brzuchu, co mu się strasznie podobało. Nie mógł się jednak doczekać, kiedy w końcu poczuje go w sobie.

Zoro zaczął delikatnie przejeżdżać dłonią nad pośladkami blondyna. Wciąż chciał się nad nim troszkę poznęcać, widział, że kuk chce już więcej niż tylko delikatne macanie. Ale... Zoro chciał go wkurzyć, czuł tę potrzebę zdenerwowania kuka.
Jego ogon przesuwał się po udach lisa, a sam zaciągał się zapachem z włosów blondyna, wciąż lekko przygryzając i liżąc jego ucho.
- Mmmm, tak ślicznie pachniesz.

Sanjiego coraz bardziej podniecały pieszczoty tygrysa, jednak czuł, iż jest ich za mało. Najwyraźniej Zoro za punkt honoru obrał sobie, aby go trochę po wkurzać, co, lis musiał przyznać, skutecznie mu się udawało. Już był naprawdę pod denerwowany. Nadal jęcząc, zmarszczył czoło. W sumie to nie miał na co narzekać. Mimo wszystko było mu strasznie przyjemnie, jednak też trochę chciał podokuczać Zoro. Jego ogon zaczął podrażniać jądra zielonowłosego, jeszcze bardziej go rozpalając i, od czasu do czasu, zahaczając o jego odbyt. Roronoa znowu zaczął mruczeć przyjemnie do ucha.

- M… Mm… Mm… - Zoro próbował powstrzymywać mruczenie, które jak u każdego kociaka pojawiało się przy niemal każdej przyjemności. - …Kurwa… - przeklął pod nosem. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Sanji tak łatwo wymusza u niego wszystkie jęki. Normalnie to sie nie zdarzało. Nie mógł wytrzymać, jego penis był już bardzo twardy, a na czubku pojawiła się niewielka ilość lepkiej substancji.
Roronoa włożył palce do odbytu Sanjiego. Mimo że robili to już kolejny raz tego dnia, Sanji wciąż wydawał się bardzo ciasny. Ponieważ sam chciał już się w niego wbić, niecierpliwie rozsuwał palce wewnątrz blondyna, co skutkowało jego lekkimi jękami.

Blondyn poczuł jak palce zielonowłosego robią sobie miejsce w jego odbycie. W przerwach między donośnymi jęknięciami, na jego ustach pojawiał się uśmiech satysfakcji. Dopiął swego. Udało mu się wymusić na Zoro kolejne ruchy, z czego był cholernie dumny. Teraz ogon blondyna błądził po klatce piersiowej kochanka. To wszystko było takie cudowne. "Dobrze, że ściany w mieszkaniu są bardzo szczelne, bo jeszcze sąsiedzi by sobie nie wiadomo co pomyśleli", przeszło mu przez myśl. Poczuł jak Zoro dodaje trzeciego palca i krzyknął z ekstazy, gdy natrafił na jego czuły punkt.

Roronoa powoli posuwał dłonią do przodu i do tyłu, wymuszając ciche jęki na ustach Sanjiego. Kiedy poczuł, że wystarczy, pochylił się nad kukiem. Nawet nie musiał jakoś specjalnie się przygotowywać, od razu zaczął pocierać o wejście blondyna. Gdy zobaczył, jak Sanji lekko drży, włożył do środka swój członek. Nie powoli i delikatnie, tylko szybko i brutalnie wepchnął go całego.
- Hnn - wydobyło się z jego ust, gdy tylko pchnął.

Poczuł, że Zoro nagle zrobił się agresywny. Nie miał nic przeciwko temu. Był już wystarczająco przygotowany, by po paru mocnych pchnięciach znowu czuć przyjemność. Krzyczał głośno z podniecenia, nie mogąc się powstrzymać. Roronoa napierał coraz szybciej i szybciej. Czuł mruczenie i ciężkie oddechy tygrysa. Jemu też musiało być nieziemsko przyjemnie. Czuł, że członek nie wytrzyma tego długo. Zerknął na niego przyparty o ścianę. Na główce widać już było powoli spływającą spermę, którą woda zaraz zmyła.

Zielonowłosy wsuwał i wysuwał się z ciała blondyna. Jego ogon na początku bezwiednie wisiał w powietrzu, jednak po chwili zawinął się wokół penisa Sanjiego. Zaczął go masować, na początku delikatnie, a później mocniej, przesuwając w dół i w górę po trzonie.

Jego dłonie, splotły się na ścianie z dłońmi Sanjiego, a usta zaczęły całować szyję blondyna. To było cholernie przyjemne. Zoro chyba miał jakąś słabość do kuka, ten seks nie był taki, jak zwykle przeżywał. Był wyjątkowy. Był świetny i cudowny. "Och... Czuję, że zaraz dojdę..."

- ZORO! - Wrzasnął Sanji, gdy sperma trysnęła z jego członka i rozlała się na ogonie tygrysa oraz ściennych kafelkach. Dyszał ciężko, a jęki nie opuszczały go ani na chwilę. Długi ogon Zoro znajdował się na wysokości jego ust, po czym wsadził go do środka. Sanji przesuwał po krótkim futerku językiem, czując smak swojej spermy.

Zoro pchnął jeszcze kilka razy. Ogon był jednym z jego czułych punktów. Gdy Sanji lekko zassał się na nim, Zoro poczuł dodatkowy zastrzyk przyjemności. Kiedy z jego członka zaczęła lecieć sperma, by powstrzymać krzyknięcie, nieświadomie wtopił kły w bark kucharza.

Blondyn poczuł straszne ukłucie na swoim barku i krzyknął jednocześnie z bólu, i przyjemności, gdy poczuł, jak nasienie Zoro rozlewa się w jego wnętrzu. Przygryzł niechcący końcówkę ogona tygrysa, co spowodowało, że ten jeszcze mocniej zacisnął zęby. Sanji zaskowyczał lekko.

Zoro otworzył oczy, kiedy całe jego nasienie wlało się w Sanjiego.
- O kurwa! Przepraszam! – Krzyknął, gdy tylko zobaczył, że wciąż wgryza się w bark Saniego, zostawiając dość mocny i widoczny ślad, z którego sączyła się krew, rozlewająca się z wciąż lecącą wodą. Zielonowłosy poczuł lekkie pieczenie w ogonie. Najwyraźniej kuk zareagował tak samo i ugryzł go.

Sanji opadł na brodzik, głośno oddychając. Był naprawdę wyczerpany. Trzy stosunki w ciągu jednego dnia i w dość krótkim czasie były naprawdę męczące, ale i cholernie przyjemne. Usłyszał przeprosiny zielonowłosego. Nie miał mu tego za złe, w końcu drzemały w nich zwierzęce odruchy. Gdy opanował oddech, popatrzył na niego z uśmiechem. Nie bał się go ani trochę, mimo iż zazwyczaj był dość płochliwy. Coś mu po prostu podpowiadało, że tygrys nie zrobi mu krzywdy.
- Nic się nie stało. - Powiedział radośnie. - I ja przepraszam za ogon.
Wstał z powrotem i zaczął się myć. Krew przestawała powoli lecieć.

Zoro uśmiechnął się delikatnie.
Stanął koło kuka i chwycił go od tyłu w tali. Jego dłoń powędrowała po łopatkach blondyna i delikatnie je masowała.
Wtedy zobaczył jak jego sperma cieknie po udach blondyna. Delikatnie zjechał dłonią po kręgosłupie Sanjiego i położył ja na jego pośladkach.
- Pomogę ci się umyć, jeśli chcesz. - Szepnął mu do ucha, a po chwili polizał po policzku.

Sanji uwielbiał dotyk Zoro. Był taki inny od tych, których zazwyczaj doświadczał. Czuł w nim ciepło i ukojenie, które go uspokajało. Najbardziej cieszyła go myśl, że nie jest już sam na tym okrutnym świecie, w tym szarym, beznadziejnym świecie. Pojawiło się strasznie jasne światełko w tunelu. Obrócił się do Zoro i połasił głową o jego klatkę piersiową, jak to robią zwierzęta, kiedy chcą się do kogoś przymilić.
- Z przyjemnością skorzystam z propozycji. - Powiedział i liznął Zoro w brodę.

Zoro uśmiechnął się zadziornie. Delikatnie masował kuka we wszystkich miejscach, w których mógł. Sanji był na swój sposób słodki. Nie jak dziewczyna, ale tak... Tak inaczej; tak, że Zoro czuł do niego nie tylko zwierzęcy, ale i ludzki pociąg.

Zoro delikatnie nacierał na jego ciało, co powodowało, że Sanji przymknął powieki z przyjemności. Gdy blondyn był już czysty, pozwolił sobie pomóc tygrysowi, który nie wyrażał żadnego sprzeciwu. Delikatnie błądził ręką po nim, zaznajamiając się nawet z najmniejszym zakamarkiem jego seksownego ciała. Słyszał jak Zoro znowu zaczął mruczeć. To była najwspanialsza melodia, jakiej przyszło mu kiedykolwiek słuchać.

Zoro zaczynał się wkurzać jego mruczenie nie ustępowało. „Przecież potrafiłem to powstrzymać!” Przy Sanjim to mu się nie udawało, choćby nie wiedział jak mocno się starał, lekkie pieszczoty ze strony lisa poruszały jego krtanią. Każdy dotyk kuka był dla niego strasznie przyjemny, jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego tylko podczas lekkiego dotyku. Oparł się lekko o ścianę prysznica i przysunął kuka do siebie. Ich ciała stykały się ze sobą a woda ze słuchawki leciała na ramiona kuka. Zoro patrzył w jego piękne niebieskie oczy.
- Jesteś piękny. - Szepnął mu do ucha.

Sanji zarumienił się strasznie. Jeszcze nikt nigdy w życiu mu czegoś takiego nie powiedział. Zawsze wytykali go palcami, obrzucali obelgami, kpili z jego wyglądu i niektórych zachowań. Wszyscy nim gardzili, zastanawiając się jak takie „coś” mogło w ogóle stąpać po tej samej ziemi, co oni. Przed tym, jak nauczył się to wszystko ignorować, czuł z tego powodu ogromny ból w sercu. Dzisiaj po raz pierwszy poczuł się chciany, a nawet kochany. Ogarnęło go niesamowite wzruszenie. Łzy szczęścia napłynęły mu do oczu. Był naprawdę bardzo szczęśliwy. W końcu spotkał osobę, która nie patrzyła na niego z góry.

Zoro odchrząknął. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Sanji był czerwony niczym burak „Kto by pomyślał, że komplementy na niego tak działają?” Uniósł brodę kuka i zaczął go całować w usta.

Sanji poddał się pocałunkowi, mimo iż był dalej strasznie zmieszany. Gdy przerwali, blondyn spojrzał w oczy tygrysa. Patrzył w jego piękne, złote oczy przez dłuższą chwilę. Później znowu go polizał i zakręcił wodę, po czym wyszedł z kabiny i zaczął się wycierać.

Zoro podążył za nim. Patrzył na ruchy kuka - były spokojne i zgrabne. Jego ogon podążał subtelnie za jego biodrami, tworząc przepiękny widok.

Już suchutki, blondyn podszedł do tygrysa i zarzucił mu ręcznik na głowę, po czym zaczął lekko nim poruszać. Znów usłyszał to słodkie mruczenie. Uśmiechnął się.

Zoro zamknął oczy, gdy Sanji wycierał jego głowę. Niestety, po chwili kuk wyszedł z łazienki, zostawiając Roronoę z ręcznikiem na twarzy. (Sanji rzucił nim w niego gdy wychodził.)
Powoli wytarł się i wyszedł. „Co teraz?” Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na środku stały dwa fotele i stolik. Usiadł na jednym z nich i wsłuchiwał się w to, co się działo w całym mieszkaniu.

Sanji leżał na łóżku w sypialni, rozmyślając. Czuł wypieki na twarzy ze szczęścia. „Jesteś piękny” raz po raz odbijało się w jego głowie. Opuścił łazienkę, bo wstydził się, że niby taki błahy komplement, a podziałał na niego naprawdę mocno. Nawet zapomniał się ubrać. Leżał na łóżku nagi, a twarz miał schowaną w poduszce, aby ukryć euforię. Miał nadzieję, że Zoro go wyczuje i przyjdzie do niego.

Tygrys znowu poczuł ten zapach. Sanji wydzielał specyficzną woń. Wiadomo, śmierdział lisem, chociaż jakoś Zielonowłosemu to nie przeszkadzało. Lubił ten zapach, taki charakterystyczny. Lis przesiąknięty fajkami i jedzeniem... Haha brzmi okropnie, ale ten zapach był dość przyjemny.
Zobaczył uchylone drzwi do jednych z pomieszczeń. Wszedł do środka i zobaczył roznegliżowanego Sanjiego na łóżku.
- Emm, mogę? - Spytał cicho, zastanawiając się czy blondyn spał.

Sanji obrócił głowę w jego kierunku i dał mu znać ręką, aby wszedł. Policzki nadal mu płonęły, ale starał się to ignorować. Obserwował jak zielonowłosy podchodzi do łóżka, a po chwili układa się koło niego na miękkiej pościeli. Niemal od razu blondyn położył swoją głowę na jego klatce piersiowej. To było strasznie przyjemne. Jego ogon powędrował do ogona tygrysa i objął go. Nagle Sanji sobie o czymś przypomniał.
- Nie jesteś głodny? - Zapytał. - Kompletnie sobie o tym zapomniałem.

Roronorze podobało się, że Sanji tak na nim leżał, już się ułożył i zawinął ogon razem z ogonem kuka. Miał ochotę spać, więc powiedział to, co wydawało mu sie wygodniejsze.
- Nie. - Odpowiedział pewnie. Po chwili z jego brzucha wydostało się głośne burczenie. Zoro zrobił się różowy na policzkach. - No... Może troszkę.

Blondyn się podniósł i cmoknął zielonowłosego w czoło, po czym wstał z łóżka.
- Poczekaj na mnie. - Powiedział z uśmiechem. - Przyniosę ci coś dobrego.
Ruszył do kuchni. Nie miał pojęcia, czym Zoro się żywi, ale uznał, że jakaś pyszna, mięsna przekąska powinna go usatysfakcjonować. Wyjął mięso i makaron. W końcu niezdrowo jest pochłaniać sam tłuszcz. Wziął się szybko za przygotowanie. Nie minęło pół godziny, a potrawa była już gotowa. Miał tylko nadzieję, że tygrys nie śpi. Wziął jedzenie oraz butelkę z sake i ruszył do sypialni.

Zoro zawiódł się gdy kuk wyszedł, ale jego „falujący ogon” bardzo dobrze się prezentował, gdy opuszczał sypialnię, więc nie narzekał. Wyciągnął ręce w górę i tak mocno naciągnął, dopóki nie usłyszał charakterystycznego strzyknięcia. Z karkiem zrobił to samo. Był już dość zmęczony. Cały czas otwierała mu się szczęka, wydobywając z siebie głośne ziewnięcie. Dodatkowo do jego nozdrzy doszedł słodki zapach mięsa.
Już dawno nie jadł czegoś porządnego. Ostatnio udawało mu się złapać tylko parę szczurów, a żarcia w sklepie nie chcieli mu sprzedać. Sam nie wiedział dlaczego, ale sprzedawca stwierdził, że nie będzie karmił potwora.
Jego oczy przymknęły się i nawet nie wiedział, kiedy zmienił się w „kotka”, zwinąwszy się w kłębek.

Sanji wszedł do pokoju. Trochę posmutniał, gdy zobaczył, że Zoro śpi w swojej tygrysiej formie. Westchnął cicho. Nie jadał kolacji, ale nie mógł pozwolić by jedzenie się zmarnowało. Usiadł na skraju łóżka i wziął trochę jedzenia do buzi. Gryzł przez chwilę, jakoś nie mogąc przełknąć. Nie był po prostu przyzwyczajony do późnych posiłków.

Zoro poczuł piękny zapach niedaleko swoich nozdrzy. Otarł się łbem o Sanjiego i usiadł koło niego, przednimi łapami zahaczając o kant łóżka. Otworzył pysk w oczekiwaniu na żarełko. Wyglądał jak słodki kotek z chęcią do jedzenia. Ogromny słodki kotek!

Sanji ponownie się uśmiechnął.
- A jednak nie śpisz.
Podrapał tygrysa pod brodą, po czym nabrał dość sporo mięsa i makaronu na widelec, i wsadził do pyszczka kociaka. Wyglądał tak niewinnie i uroczo.

Zoro zamruczał jak zawsze, chociaż w formie tygrysa nie było to aż tak dziwne. Z chęcią ześlizgnął językiem mięso z widelca, kawałek spadł mu na ziemię, ale najwyraźniej tego nie zauważył bo zajadał się z przyjemnością tym, co trafiło do ust. Już dawno nie jadł czegoś tak pysznego.

- Smakuje ci? - Zapytał Sanji, a Zoro w odpowiedzi pomachał ogonem. Gdy już jedzenie zniknęło z talerza, blondyn sięgnął po butelkę. - Przyniosłem ci sake, ale chyba będziesz musiał przybrać ludzką postać.

Zoro zwiesił głowę gdy Sanji pomachał mu butelką przed nosem. To było fajne, kiedy kuk go karmił, ale sake nigdy sobie nie odmówi. Od razu zamienił się w człowieka i usiadł na brzegu łóżka, niemal przyklejając się do blondyna. Wziął butelkę i upił łyka.
- Mmmm. Niezłe. - Powiedział z uśmiechem na ustach.

Sanji położył się na łóżku i obserwował pijącego Zoro. Nigdy wcześniej nie widział takiej idealnej istoty. Mimo że znali się od dzisiaj, to uważał go za wyjątkową osobę. Poczuł ciężar pod powiekami. Zmęczenie powoli brało nad nim górę.

Zoro kątem oka zerkał na blondyna. Chyba już przysypiał. Odrobina alkoholu spłynęła mu po ustach. Wytarł ją wierzchem dłoni i obrócił twarz w kierunku blondyna.
- Zmęczony? - spytał retorycznie. - Może powinienem iść?

Sanji chwycił go za rękę.
- Zostań tak długo, jak będziesz chciał. - Powiedział i przyciągnął do siebie tygrysa. Znowu oparł głowę o jego klatkę piersiową i przymknął oczy.

Zoro położył dłoń na głowie blondyna. Zaczął delikatnie głaskać jego włosy. Przytrzymując go, położył się na plecach. Kiedy Zoro złapał za kołdrę i przykrył ich oboj,e Sanji poprawił się i wtulił w jego korpus. Patrzył w sufit, rozmyślając o całym dzisiejszym powalonym dniu.

- Dobranoc. Mam nadzieję, że gdy rano się obudzę, ten dzień nie okaże się tylko snem. - Wyszeptał. Nie chciał wystraszyć tygrysa, ale miał potrzebę by to powiedzieć. - Po raz pierwszy w życiu się zakochałem.
Wtulił się bardziej i zasnął, delektując się bliskością Zoro.

Tygrysowi omal oczy nie wyskoczyły z orbit. „Za-ko-chałem?” - jego usta podążały za myślami, ale wciąż nie wydawały głosu. Ogon lekko zacisnął się na ogonie kuka. „To trochę szokujące” - pomyślał.
Zoro pocałował kuka w czoło. W sumie nie wiedział co odpowiedzieć. Nigdy nie słyszał, by ktoś tak do niego mówił. Jedyne, co mu przyszło do głowy, to delikatne ściśnięcie i pogłaskanie dłoni lisa. Czuł jak serce wali mu bardzo szybko, ale było to przyjemne. Sanji zasnął w jego uścisku, a on, wpatrzony w sufit, wciąż słyszał w głowie słowa Sanjiego.
Nie. Mimo wielkiego zmęczenia dzisiaj nie będzie mógł zasnąć.
Nie chciał, by ten sen się skończył...

4 komentarze:

  1. Ohh jakie ładne obrazki! xD
    Mam nadzieję, że się spodoba ^^
    Ayo Jesteś świetna! Tak trzymaj! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Do osób, które najpierw czytają komentarze albo komentują nawet nie czytając [a zdarzają się takowi] - proszę nie zniechęcać się długością opowiadania, bo mimo wszystko jest ono naprawdę ciekawe i seksowne!

    Perwersy Wy moje! Hehehe! Dawno czegoś takiego nie czytałam i nie korektowałam :D. Sam fakt, że mieli uszka i ogonki był słodki, ale że jeszcze obaj się zabawiali... Mhm *-* Chociaż mimo wszystko, ja bym zrobiła Zoro jeszcze bardziej bestialskiego, niż był, ale to tylko moje sadystyczne zapędy, cśśś.
    Strasznie podobały mi się ich zabawy, nieźle to wymyśliłyście z tymi ogonami. A akcja pod prysznicem... Uczta dla wyobraźni *-* Nie zabrakło też romantycznych momentów i nieśmiałości, co też bardzo ładnie dopełniało to opowiadanie.
    Ostatnie zdanie opowiadania jest zdecydowanie najmocniejszym akcentem. A co, gdyby to jednak okazało się snem? Co najwyżej byłby tu jakiś pełen rozczarowania postaci epilog XD.
    Dobra robota, bo żeby tyle napisać, potrzeba czasu. Od jakiegoś czasu uspokoiłam się z fanfickami, a ten był naprawdę fajny [nie lubię używać tego słowa, ale tutaj mi pasuje idealnie ; D]. I lekko się czytało i były opisy i urocze chwile. Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję:*
      Ayo! Widzisz! Jesteś wielka :D
      To był Ayo pomysł!
      Ona wymysliła tego ficka :D
      ***
      Racja dużo czasu trzeba było by to napisać :D
      A, że nam cholernie przypadł do gustu RP to się w to bawimy :D

      Dziękuję :*

      Usuń
    2. No, właśnie jesteśmy po kolejnym doznaniu xD Znaczy oni są :D

      Usuń