Tytuł: Tora to Kitsune (Tygrys i Lis)
Autorzy: ema670 i Ayo3
Korekta: Sarinea
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ZoSan (Roronoa ZoroxSanji)
Ograniczenie wiekowe: 18+
Autorzy: ema670 i Ayo3
Korekta: Sarinea
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ZoSan (Roronoa ZoroxSanji)
Ograniczenie wiekowe: 18+
Kolejne opowiadanko z serii RolePlay ;) Tym razem dorobiliśmy naszym dwóm bohaterom uszy i ogonki <3 Ostatnio mam jakiegoś fioła na tym punkcie ^^ Ja osobiście jestem zadowolona z tego opowiadanka, dlatego postanowiłam, że pojawi sie na blogu, a nie na forum ;) Życzę miłego czytania! :)
Słyszeliście kiedyś historie o wilkołakach: pół-wilkach i
jednocześnie pół-ludziach? Otóż, to jedne z niewielu stworzeń, które istnieją,
a ludzie uważają je za legendę. Nie tylko one ukrywają się w dalekich krainach,
do których człowiek nie dotarł. Wierzysz, że mapa świata jest już całkowicie
poznana? To nieprawda, jeszcze wielu rzeczy nie odkryliśmy.
Oni też. Myśleli, że są wyjątkowi, że nie ma drugiego
takiego człowieka. Nawet nie wiedzieli, jak bardzo się mylili.
***
Zoro szedł spokojnie po swoim terenie. Patrzył na
wszystkich potencjalnych wrogów wzrokiem bestii. Mieszkał w mieście, ale tam
nie podchodzili do niego zbyt przyjaźnie, był zbyt Inny. Tak, „zbyt Inny” to
dobre określenie.
Chłopak nie był normalnym człowiekiem, był bestią. Miał coś,
co posiadał tylko on.
Jego budowa ciała nieco różniła się od tej u normalnego
człowieka. Wysportowany i umięśniony… To nie było wcale nienormalne. Jego
nienormalność polegała na tym, że miał tygrysi ogon i uszy oraz złote oczy i
zielone włosy. A dodatkowo, z jednego ucha zwisały trzy kolczyki, które kolorem
zlewały się z jego pięknie lśniącymi oczami.
Dlatego dziś przechadzał się po lesie totalnie opanowany. W
postaci tygrysa przemierzał swój szlak.
Piękny las zawsze oczarowywał go swoim spokojem. Tu mógł
odpocząć od tych wszystkich beznadziejnych istot, które gapiły się na niego ze
strachem w oczach. Denerwowało go to, dlatego zawsze relaksował się na leśnej
polanie, rozkładając się na zielonej trawie i patrząc w piękne błękitne niebo.
Nie było nic lepszego od obserwowania sunących i zmieniających się na niebie
chmurek. Jego lisi ogon automatycznie zaczynał się poruszać w lewo i prawo,
okazując tym samym radość właściciela. Nasłuchiwał śpiewów ptaków. Można było
powiedzieć, że las był jego jedynym przyjacielem. Tutaj czuł się zupełnie jak w
domu, a nawet o wiele lepiej. Przymknął powieki, rozkoszując się chwilą. Nie
rozumiał, dlaczego był inny od pozostałych ludzi. Wcale się tego nie wstydził,
ani nie żałował, uważał po prostu swój wygląd za bardzo oryginalny, jednak
samotność czasem mu doskwierała. Chciał mieć w kimś oparcie, lecz zdawał sobie
sprawę, że istoty takie jak on przecież nie istnieją. Może był bóstwem, które
miało jakieś zadanie?
Zerwał się nagle. Usłyszał szmer, a do jego wyczulonych
nozdrzy wdarł się dość przyjemny męski zapach. „Czyżby leśniczy?”, pomyślał i
podniósł się.
Roronoa przedzierał się w postaci tygrysa przez las, aż poczuł
nieznajomy zapach. Ktoś tu był, ktoś był na jego terenie. Przeszedł kawałek,
wpatrując się w przeciwnika. Zobaczył lisi ogon, który kiwał się jakby nucił
piosenkę. Podszedł nieco bliżej i... HOP! Skoczył na nieprzyjaciela. W trakcie
lotu zorientował się, że wrogiem jest człowiek. Przybrał swoją formę i wywrócił
nieznajomego. Teraz siedział na nim, trzymając ręce na jego barkach.
Usta miał otwarte w wyrazie szoku. "On ma uszy! I
ogon! Potwór?"
Sanji zszokowany leżał pod jakimś dziwnie wyglądającym
osobnikiem. Przypatrywał mu się z ciekawością. Gdzieś niedaleko jego twarzy
śmignął długi, tygrysi ogon. Popatrzył na zielone włosy z których wystawały
uszy. „Czyżby był taki sam jak ja?” Na twarzy pojawiła się ciekawość. „A może
to jakiś przebranie? Ale zaraz… Czyż nie miał przed chwilą innej formy?” Zaczął
węszyć. Po zapachu wywnioskował, że nieznajomy nie do końca pachnie jak
człowiek. Poruszył uszami.
- Kim jesteś? – Zapytał. Nie bał się ani trochę, był
ciekawy. Czuł, że nowopoznany również był w niezłym szoku. Blondyn uznał, że
wypadałoby się przedstawić. – Nazywam się Sanji. Jestem lisim człowiekiem.
Roronoa siedział jak wryty. O co tu chodzi? Kiwał głową to
w prawo, to w lewo, patrząc się na osobnika, na którym siedział. Zignorował to,
co mówił chłopak, mimo że wszystko dokładnie słyszał. Bardziej interesował go
wygląd człowieka niż słowa. Miał lisie uszy i ogon. Zajebisty, puszysty ogon.
Wziął go do ręki i pociągnął.
Blondyn poczuł, jak ta osoba ciągnie go za ogon. Cichutko jęknął.
To było bardzo przyjemne i podniecało. Na jego twarzy pojawiły się szkarłatne
rumieńce. Uśmiechnął się.
- Zdradź mi chociaż swoje imię, Tygrysie. – Zażądał
grzecznie, oblizując kusząco wargi. To było dla niego nowe doświadczenie.
Jeszcze nigdy nie czuł takiego pobudzenia.
Zoro był zszokowany reakcją... Sanjiego?
To, co zrobił, było dość ciekawe. Poczuł, że coś zaczyna
wpijać mu się w siedzenie. Czyżby... Popatrzył na dół. Miał rację, niedoszły
przeciwnik się podniecił.
Zszedł z niego. Klęknął obok i zaczął obwąchiwać chłopaka.
Jego zapach był strasznie kuszący, taki inny od tych, które znał. Jakby nie
patrząc, Sanji był podobny do niego. Także był pół-człowiekiem,
pół-zwierzęciem.
- Kim jesteś? - Spytał, z ciekawością macając chłopaka po
ramionach, klatce i brzuchu.
Poczuł miły dotyk na swoim ciele i lekko zamruczał. Nie
mógł się powstrzymać. Ten tygrys strasznie go podniecał. Miał śliczną twarz,
twarde mięśnie, uszy i ogon, zupełnie tak samo jak on. Nie mógł się powstrzymać
i dotknął jego uszu. Były prawdziwe, co prawda małe, ale strasznie przyjemne w
dotyku.
- Już mówiłem. – Powiedział. – Nazywam się Sanji i jestem
lisim człowiekiem. Mieszkam w tym mieście niedaleko i pracuję z ludźmi jako
kucharz. A ty, kim jesteś? – Powtórzył po raz trzeci. – Nigdy cię nie
widziałem, ani nie słyszałem. Twojego zapachu również nie znam.
Zoro zadrżał, gdy poczuł dotyk na swoich uszach.
- Moje imię to Zoro. Też cię nie widziałem. - Jak zwykle
nie grzeszył umiejętnościami mówców. Przyglądał się blondynowi z
zainteresowaniem. Ładna twarz, mała bródka, błękitne oczy, ciemne niczym
morskie dno. Śliczny, złoty kolor włosów i śmiesznie zakręcone brwi, które Roronoa
pozwolił sobie dotknąć bez pytania o zgodę. Pochylił się nad kukiem, włożył nos
między kark, a bark chłopaka i zaciągnął się. Jego ogon zaczął delikatnie się
kiwać po wyczuciu przyjemnego zapachu, a dłoń wylądowała na klatce piersiowej
blondyna.
Sanji mruczał coraz bardziej od pieszczot swojego cichego
partnera. Nie przeszkadzało mu to, dodawało tylko tajemniczości. Gdy poczuł
dotyk na swojej klatce piersiowej, zaczął się lekko wiercić z przyjemności.
Zacisnął lekko wargi. Jego policzki płonęły, a ogon szalał ze szczęścia i
ekscytacji. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Wiedział, że jeszcze trochę i
znajdzie się w tym pięknym niebie, które codziennie zachłannie pochłaniał
wzrokiem.
Zielonowłosy patrzył na kucharza z ciekawością. Chłopak
podniecał się w reakcji na sam dotyk, co gorsza Roronoa podniecił się od samych
mruczących dźwięków, jakie wydał z siebie lisowaty. Zapach blondyna był silniejszy
niż przed chwilą, przyjemniejszy i cholernie podniecający. Zoro nie mógł się
powstrzymać, żeby nie polizać chłopaka po szyi. Normalnie się tak nie
zachowywał, ale tutaj nie mógł przestać. -Sanji. - szepnął mu do ucha, jakby
zmuszając się do zapamiętania imienia. Lekko ugryzł go w lisie ucho, które
strasznie przyciągała do siebie wzrok. Jego dłoń zaczęła wędrować po koszulce
blondyna, aż w końcu znalazła jej brzeg i podciągnęła do góry.
Zoro robił coraz to odważniejsze ruchy, co blondyna
niesamowicie kręciło. Gdy przygryzł jego ucho, Sanji jęknął rozkosznie. Poczuł
szarpnięcie i już był pozbawiony koszuli. Wsunął rękę pod bluzkę
zielonowłosego, jeżdżąc ręką po jego umięśnionym torsie. Przyjemność nie do
opisania. W końcu szarpnął i ściągnął ją z niego. Jego oczom ukazała się
cudowna klatka piersiowa z dość sporą, seksownie prezentującą się blizną.
Schylił głowę, aby móc polizać to cudo. Jego zimny język wodził po mięśniach
mężczyzny. Sanji doszedł do sutka. Lekko obtoczył go parę razy językiem,
nawilżył swoją śliną, a potem lekko przygryzł.
Zoro zamruczał. Miejsce, w którym lizał Sanji było jego
wrażliwym punktem. Zacisnął dłoń, by nie wydobyć z siebie zbyt głośnych jęków,
czego efektem było ciche przyćmione mruczenie, które dochodziło aż z gardła
kociaka.
Zoro postanowił się trochę przemieścić. Przerwał blondynowi
i obrócił się przodem do niego. Rozkroczył się nad nim, a jego ogon opadł na
twarz blondyna. Jakby zapraszając do zabawy, przesunął ogonem po żuchwie
Sanjiego.
Sam położył jedną rękę obok biodra kucharza, a drugą na
jego spodniach. Lekko ją zacisnął i zaczął przesuwać po materiale.
Mruczenie tygrysa było bardzo przyjemne i jeszcze bardziej
podniecało. Gdy Zoro przerwał, poczuł jego mięciutki ogon na swojej twarzy.
Jeździł nim powoli, drażniąc rozkosznie skórę blondyna. Potem głośno-mruczący
jęk wydobył się z jego ust, gdy na swoim przyrodzeniu poczuł dotyk
nieznajomego. Czuł, jak jego penis pulsuje pod cienkim materiałem spodni i
bokserek. Przymknął powieki, rozkoszując się tym cudownym dotykiem.
Zoro stanął nad nim w rozkroku, a jego ogon wciąż bujał się
nad twarzą blondyna. Ręce znalazły się na pasku od spodni Sanjiego. Rozpiął je
delikatnie i zsunął. Zobaczył, że członek lisowatego już dość mocno naciska na
materiał czarnych bokserek. Przybliżył do nich twarz. Pociągnął nosem, a
następnie zassał materiał w miejscu, gdzie było widoczne podniecenie kucharza.
- Mrrrr… - Wydobyło się z ust blondyna, kiedy Zoro zaczął
pieścić jego męskość. Ogień szalał po całym ciele. To niesamowite uczucie
pożerało go całego. Poruszał ogonem coraz szybciej z ekstazy, raz po raz,
odbijając go od ramion zielonowłosego, który napierał coraz bardziej. – To
takie przyjemne. – Wydyszał. Był tak strasznie podniecony, że aż zaczął się
zastanawiać, co będzie dalej. Czy można eksplodować z podniecenia? Chciał się o
tym przekonać. Znowu zaczął się lekko poruszać z rozbudzenia.
Zoro usłyszał cudowny dźwięk. Sam nie wiedział czy bardziej
zżera go ciekawość, czy pożądanie. Kilka razy zassał się w materiale. Jego dłoń
powędrowała wzdłuż bokserek blondyna, delikatnie przesuwając po tkaninie.
Zielonowłosy bardziej zachowywał się jak mały kotek niż jak tygrys, chciał się
trochę pobawić swoją ofiarą. Podobało mu się to. Jego dłoń pieściła materiał w
miejscu jąder kuka, a usta lizały miejsce członka.
Blondyn był już niesamowicie pobudzony. Jego jęki i oddechy
były coraz głośniejsze. Czuł, że niedługo osiągnie swój limit.
- Zo… ro… ja… za… raz… - Wyjęczał.
Roronoa na chwilę przerwał. Popatrzył na blondyna, który w
tej chwili był bliski dojścia. Wsunął rękę pod materiał i obrócił się znowu, by
móc popatrzeć na twarz Sanjiego z bliska. Zamknął dłoń na trzonie twardego członka
lisa i zaczął nią poruszać, jednocześnie obserwując, jak ten oddycha. To było
co najmniej podniecające. Sam był już twardy, mimo że nikt nie pobudzał jego
zmysłów, ale Sanji wyglądał tak pięknie i jęczał tak cudownie, że nie mógł nic
poradzić na to, że jego męskość zaczynała być twarda. Przybliżył twarz do
twarzy blondyna i oblizał usta. by zaraz potem pocałować Sanjiego.
Bezpośredni dotyk był jeszcze bardziej rozkoszny, niż ten
przez materiał. Pocałunek, którym w tym momencie raczył go zielonowłosy, też
był niesamowicie upajający. Poczuł, jak miłe dreszcze rozchodzą się po całym
ciele, a potem podniecenie wybuchło i z jego penisa wystrzeliła sperma. Dyszał
ciężko, chcąc jak najszybciej dojść do siebie. Polizał tygrysa po policzku,
jakby chciał podziękować za niesłychane zadowolenie.
Zoro wyciągnął wilgotną dłoń spod materiału. Jego ręka była
cała oblana wydzieliną. Przybliżył ją do twarzy i polizał. Lekko się skrzywił,
gdy poczuł jej smak. Później pochylił się nad blondynem i włożył wilgotne palce
do jego ust, przy czym sam zaczął go całować. Trzymając palce w buzi kuka,
lizał je wewnątrz ust Sanjiego. Trochę przytrzymywał jego twarz.
Gorzki smak własnej spermy czuł w całej jamie ustnej. Palce
Zoro poruszały się wewnątrz, a później dołączył język zielonowłosego. Sanji
jęczał cichutko. Jego ręce powędrowały na plecy tygrysa i zaczęły się po nich
poruszać, zjeżdżając na dół do pośladków, które zaczął delikatnie ugniatać.
Materiał mu strasznie przeszkadzał. Mając w buzi palce i usta Zoro, po omacku
rozpiął mu rozporek i nieco zsunął z niego spodnie. Wymacał sterczący i dość
twardy narząd chłopaka. Zaczął nim rytmicznie poruszać – w górę i w dół.
- Achhh - Zoro jęknął, gdy poczuł na sobie zimny dotyk
dłoni.
- Ummm, achhh - wydobywało się z jego ust za każdym razem, gdy
kuk przesuwał dłonią po trzonie. "Kurwa, dobry jest". Próbował
powstrzymać jęki, jednak blondyn dobrze wiedział, jak sprawić mu przyjemność,
jak mocno ścisnąć, jak szybko poruszać dłonią i gdzie odpowiednio dotknąć - z
jego ust wydobywały się coraz głębsze oddechy, które wpadały między wargi
blondyna. Wyciągnął dłoń z ust kuka, by móc nią zasłonić swoje.
- Mmmm…
Sanji skorzystał z okazji, że Zoro był całkowicie
podniecony i odepchnął go troszeczkę od siebie, aby zaraz potem ułożyć swoją
twarz między jego nogami. Oblizał wargi na widok dużego i grubego przyrodzenia
partnera. Polizał parę razy trzon i lekko przygryzł główkę. Rękami pieścił jego
jądra. Zielonowłosy wydawał coraz to piękniejsze odgłosy, które Sanji brał za
pewien rodzaj zachęty, aby poczynić dalsze kroki. Chwycił nabrzmiałego już
penisa w trzonie, a główkę zaczął coraz głębiej zanurzać w swoich ustach.
Starał się wepchnąć go jak najgłębiej, ale to wcale nie było łatwe z powodu
dość sporych rozmiarów. Gdy poczuł, że członek chłopaka podchodzi mu niemal do
gardła, zaczął nim poruszać, raz wysuwając, a raz znowu wsuwając. Nie sądził,
że tygrys tak łatwo da mu się zdominować. Bardzo go to cieszyło i podniecało.
Czuł jak i jego członek zaczyna ponownie nabrzmiewać.
Zoro uwielbiał czasami być tym uległym, czemu nie? Tym
bardziej, że lis był dobry w te klocki, idealnie wpasował się w jego
zachcianki. Potrafił spowodować, by zielonowłosy jęczał z rozkoszy, a to rzadko
komu mogło się udać. Tym bardziej, że ludzie najczęściej ginęli od jego
pazurów, zanim do czegokolwiek mogło dojść. Z Sanjim było inaczej, blondyn był
drażniący, ale w ogóle nie miał ochoty teraz go zabijać.
Sanji lizał i ssał jego członka w rytmicznych ruchach,
każde zaciśnięcie zębów wzbudzało jęki u tygrysa. Zoro najchętniej złapałby
teraz za głowę kuka, ale nie był pewny, czy może to zrobić, więc jedną rękę
włożył do ust, a drugą zacisnął na ziemi.
- Oi, ja zara… - Przerwał mu delikatny i subtelny ryk,
któremu towarzyszył mocny i szybki wytrysk.
Do ust Sanjiego wpłynęła dość duża ilość spermy, która
wylała mu się z ust. To, co nadal było w środku połknął, a wargi oblizał. Było
trochę gorzkawe, ale mu smakowało. Oblizał jeszcze raz członka partnera, aby go
oczyścić. Tym razem robił to wolno, z lekkimi muśnięciami, aby pobudzić go
jeszcze raz, co mu się udało, bo tygrys znów stawał się twardy. Ogon blondyna
bardzo szybko się poruszał. Był naprawdę bardzo szczęśliwy i na maksa
podniecony. Nie czuł się spłoszony, wręcz przeciwnie, czuł spokój i relaks.
Przyssał się do główki penisa chłopaka i nie puszczał. Zoro wydawał takie
strasznie przyjemne jęki, że aż słuchanie ich mogło doprowadzić do orgazmu.
Zielonowłosy znowu zaczął wydawać jęki, było mu wstyd, że
doszedł tak szybko. Blondyn połknął trochę jego spermy i znowu zaczął się nim
bawić. Strasznie szybko, zbyt szybko jego ciało ulegało Sanjiemu, ale kurwa, to
było takie przyjemne! Chwilę patrzył jak blondyn ssie jego członka. Podobał mu
się. Te lisie uszy były strasznie podniecające, w dodatku ten ogon... Achhh...
Zoro nie mógł się doczekać, aż zobaczy jego „początek”.
Gdy Sanji zaczął machać ogonem, Zielony, nie mogąc się
powstrzymać, pociągnął go.
Sanji krzyknął, gdy poczuł, że coś znienacka łapie go za
ogon. Przerwał ssanie członka partnera i obrócił głowę w tamtą stronę. Tygrys
zabawiał się jego puszystym ogonkiem. Uśmiechnął się i ponownie oblizał wargi.
Pchnął tygrysa na trawę. Położył się na nim tak, aby jego usta były przy
członku Zoro, a usta zielonowłosego przy jego odbycie. Poczuł dotyk na
pośladkach i jęknął z rozkoszy. Aby powstrzymać odgłosy, które wydawał, wsadził
sobie z powrotem członka Roronoy do buzi i zaczął nim poruszać.
Zoro zabawiał się otworem Sanjiego. Chętnie go tam lizał,
nawilżając wrażliwe miejsce. Sam jednak ciągle przerywał, bo Sanji wciąż bawił
się jego męskością z przyjemnością. Najwyraźniej to lubił.
Zoro miał już wystarczającą ochotę na dalszą część, dlatego
ostatni raz polizał Sanjiego po otworze i gdy jedną ręka trzymał go za ogon,
drugą wsadził od razu dwa palce do środka.
- Aaaaachhhhh – Sanji jęknął, kiedy poczuł w swoim wnętrzu
palce Zoro. Nie mógł się powstrzymać. Ostry ból rozniósł się po jego
pośladkach. Chwilę tak krzyczał, lecz z czasem, gdy tygrys zaczął poruszać
palcami, przyzwyczaił się i krzyki znowu przerodziły się w jęki. Chciał się
zająć ponownie penisem chłopaka, ale nie dawał rady, bo ogromne podniecenie skutecznie
mu to uniemożliwiało.
Zoro z przyjemnością patrzył jak po ciele lisa przechodzą
ciarki. Przyjemność ogarniała ich oboje. Tygrys zaczął poruszać palcami,
rozciągając mięśnie kuka i jednocześnie szukając tego miejsca, kiedy Sanji
charakterystycznie jęknął zrozumiał, że trafił w jego punkt p. Uśmiechnął się i
zrzucił blondyna na bok. Znowu był nad nim. Klęczał między jego nogami, a jego
ogon opadał delikatnie na ziemie. Dłoń wciąż pracowała we wnętrzu blondyna,
włożył już trzeci palec do środka, czuł, jak mięśnie kuka ściskają się na nich.
Schylił się nad nim. Jedną ręką położył na klatce piersiowej Sanjiego i przybliżył
usta do jego ucha. - Zgadnij, ile już palców w ciebie włożyłem? - Spytał delikatnym
głosem.
Blondyn poczuł jak znowu robi się czerwony na twarzy. Nie
przeszkadzało mu to. Leżał teraz pod tygrysem, a jego jęki były coraz
głośniejsze. Czuł, jak zielonowłosy dokłada kolejny palec. To było takie
cholernie przyjemne. Usłyszał jak partner zadaje mu pytanie. Sanji popatrzył na
niego spod przymkniętych powiek.
- Trzy.
– Wyjęczał mu prosto w usta. Trochę się zawstydził i zakrył ręką twarz. Chciał
leżeć tak wiecznie. Palce tygrysa raz po raz uderzały w jego czuły punkt, co
doprowadzało go do szaleństwa. Niebo było naprawdę bardzo blisko.
Roronoa polizał go po jego lisim uchu, zagryzając je u
góry. - Zgadłeś. - oblizał się po wardze.
On sam chciałby już kontynuować. Był spocony i cholernie
napalony, jednak nie chciał iść za szybko, żeby nie zrobić kukowi krzywdy.
Znowu się nad nim schylił i tym razem, patrząc mu w twarz, którą lekko
zasłaniał, zapytał. - Mogę już? - Zrobił się czerwony; jakoś nigdy wcześniej
nie przyszło mu do głowy, by pytać o coś takiego.
Sanji opuścił rękę. Spojrzał w twarz tygrysa. On również
był cały czerwony. Rumieńce bardzo ładnie prezentowały się na jego twarzy.
Oblizał wargi. Nie ukrywał również zaskoczenia tym, że zapytał go o coś
takiego. Nie spodziewał się tego. Myślał, że bez żadnych słów weźmie się do
roboty. Lis uśmiechnął się, patrząc w jego piękne, złote oczy.
- Tylko na to czekam. – Wysapał i polizał go po twarzy.
„Tylko na to czekam” odbiło się echem w jego uszach.
Rumieniec z twarzy na pewno za szybko nie zejdzie.
Wyciągnął palce z wnętrza Sanjiego i przyłożył swojego
nabrzmiałego członka do wejścia blondyna. Bez jakiegokolwiek znaku, mocnym i
szybkim pchnięciem wszedł w ciało kuka. Obaj wspólnie jęknęli. Zoro pochylił
się, zostawiając na ustach Sanjiego mocny i mokry pocałunek. Zaczął się
poruszać powoli, by móc przywyknąć do ciasnego wnętrza Sanjiego. Pomijając
fakt, że było ono bardzo przyjemne.
Jego ogon uniósł się i gdy Zoro zaczął przyśpieszać swoje
ruchy, owinął go wokół członka kuka. Równym rytmem wbijał się w ciało blondyna,
jak i poruszał w dół i w górę ogonem po jego członku.
Gdy Zoro wbił swojego członka w jego wnętrze, blondyn
syknął z bólu, pokazując swoje białe kły. Syczał przez chwilę, ale gdy tylko
przyzwyczaił się do wielkości członka Zoro, od razu schował ząbki i znowu
wydobywał z siebie rozkoszne jęki.
- Mmm… To takie przyjemne… - Wyjęczał, gdy ogon tygrysa
owinął się wokół jego członka i zaczął nim poruszać. Zatracał się w podnieceniu
i rozkoszy. Zielonowłosy wprawiał go w niesłychaną euforię.
Zoro pociągnął kuka za rękę przysuwając go do siebie. Teraz
Sanji siedział na nim. Jego ogon wciąż pracował na członku blondyna, a ręce
złapały go w biodrach, by móc poruszać w górę i w dół.
Roronoa umieścił usta nad obojczykami blondyna i zaczął go
całować wzdłuż szyi, co jakiś czas zostawiając czerwone ślady.
Ruchy były coraz szybsze, a fala gorąca jeszcze bardziej
rozlewała się po jego ciele. Jęki ich obydwu współgrały ze sobą, tak samo jak i
ciała. Sanji poczuł, jak jego członek zaczyna pulsować, ciągle drażniony przez
ogon Zoro. Jęknął głośno, gdy fala spermy poleciała wprost na ich klatki
piersiowe.
Roronoa poczuł ucisk mięśni wokół swojego członka, gdy
Sanji wytrysnął na jego ciało. Zrobił jeszcze parę ruchów, aż w końcu i on
poczuł intensywny impuls na członku. Chciał wyciągnąć swoją męskość z Sanjiego,
zanim jego sperma wytryśnie, jednak nie zdążył i całe jego nasienie wylądowało
we wnętrzu kuka, który cudownie zajęczał.
Położył go na trawie i w ramach przeprosin pocałował w usta,
jednocześnie wyciągając penisa z jego odbytu.
Pocałunek był długi i przyjemny. Zoro siłował się językiem
z Sanjim, Co jakiś czas zahaczał kłami o jego wargi, z ochotę wymuszając
strużkę krwi, która mieszała się z śliną i łączyła z ich gorzkim, a zarazem
słodkim pocałunkiem.
To była bez wątpienia najwspanialsza chwila w jego w życiu.
Jeszcze nigdy nie czuł się taki spełniony i szczęśliwy. To było niesamowite.
Cieszył się, że Zoro spuścił się w nim. To był genialny finałowy ruch. Teraz
całowali się na trawie cali spoceni i zadyszani. Strasznie był ciekawy, czy
jeszcze kiedyś się to powtórzy.
Zoro przerwał pocałunek i zaczął go lizać po karku.
Schodząc niżej zostawił malinkę na obojczyku. Później przejechał dłonią po
klatce piersiowej kuka - tak strasznie mu się podobała. W końcu oparł na niej głowę
i przymknął oczy, wsłuchując się w rytmiczne bicie serca Sanjiego i w jego
nietypowy nowy zapach. Tygrysia dłoń wylądowała na brzuchu blondyna, a Zoro z
przymkniętymi oczami gładził go po nim.
Blondyn leżał, oddychając głęboko. Na ustach znów miał
wymalowany wielki uśmiech. Podniósł rękę i opuścił ją na zielone włosy. Zaczął
go lekko po nich głaskać i po chwili usłyszał mruczenie.
- Powtórzymy to kiedyś? – Zapytał pogodnie. Tak naprawdę to
chciał zapytać, czy nie mogliby razem zamieszkać w tym beznadziejnym mieście,
ale nie chciał być nachalny i na chama wbijać się w życie Zoro.
Zoro uśmiechnął się na pytanie blondyna. - Mmmm... czemu
nie. - Jego krtań cały czas drżała. To było miłe uczucie: leżeć na kimś i
wtulać się w jego ciało. Mruczenie, chcąc, nie chcąc, same z niego wychodziło.
Zaczął rytmicznie machać końcówką swojego ogona, a później zawinął go tak, że
przejechał pod żuchwą blondyna.
- Jak dobrze, że nie jestem sam w tym świecie. - Powiedział
blondyn, łaskotany przez tygrysi ogon. - Bycie samotnym jest strasznie męczące.
- Ziewnął potężnie. Tego dnia nigdy nie zapomni, tego był w stu procentach pewien.
Zoro mruczał delikatnie na każde słowo wypowiedziane przez
kuka.
Jemu nie przeszkadzała samotność. Przywyknął do niej, ale
to co zrobił i robił w tej chwili, było całkiem przyjemne. A gdyby tak robić to
częściej?
- Czy... tobie też jest tak... przyjemnie?
- Mówiąc szczerze, nigdy nie czułem się lepiej. – Odparł
blondyn radośnie. – Bardzo ci dziękuję za ten czas.
Podniósł się i zgiął tak, aby pocałować Zoro w usta.
Uśmiechnął się i z powrotem opadł na miękką trawę.
Zoro odwzajemnił uśmiech. Usiadł po turecku koło kuka.
- Emm... - podrapał się po tyle głowy.
Sanji popatrzył na Zoro z ciekawością. Czy
powiedział coś nie tak?
Zoro wziął głęboki oddech.
- No... tego... Wiem, że to tak nagle i nawet się nie
znamy, chociaż w sumie i tak już się pieprzyliśmy, ale... - Zielonowłosy
zarumienił sie lekko i podrapał za swoim uchem. - ...nie chciałbyś zostać na
jeszcze trochę? - Popatrzył na swoje nogi i nie odważył się spojrzeć w kierunku
Sanjiego.
Na twarzy Sanjiego również zagościł rumieniec. Uśmiechnął
się tylko w odpowiedzi i położył na brzuchu, mając twarz w kroku Zoro.
Faktycznie, nie miał jeszcze dość. Zaczął powoli lizać na wpół twardego penisa.
Mmm, uwielbiał to robić. Od dzisiaj była to jedna z jego najprzyjemniejszych
rzeczy. Znowu usłyszał jęki i pomrukiwania zielonowłosego. Czuł jak i w nim
podniecenie zaczyna na nowo rozkwitać.
Zoro znowu był na łasce blondyna. Ten najwyraźniej
uwielbiał wymuszać w nim jęki, a on tak łatwo opuszczał gardę i z jego ust
szybko wydostawało się mruczenie. „Pieprzone kocie zmysły!” Jego ogon zaczął
delikatnie się kiwać.
Tym razem pozwolił sobie złapać za włosy Sanjiego i
poruszać lekko jego głową. Blondyn był w tym cholernie dobry.
Uwielbiał ten smak i zapach. Całymi godzinami mógłby tak
jeździć ustami po penisie tygrysa. Jego wielkość go fascynowała. Nagle poczuł,
że ręce Zoro chwytają go za włosy i delikatnie ruszają jego głową w przód i
tył. Absolutnie mu to nie przeszkadzało, wręcz jeszcze bardziej pobudzało jego
zwierzęce instynkty. Zielonowłosy przyspieszył, a Sanji poczuł jak penis
zahacza o jego gardło. W kącikach oczu pojawiły mu się łzy. Mimo iż to go
trochę przyduszało, to nadal czuł straszną przyjemność.
Zoro oblizał się na widok kuka, który wyglądał cudownie w
ten sposób. Chciał jeszcze. Odchylił głowę i zamknął oczy, a z jego ust
wydobywały się ciche i głębokie wydechy.
-Mmmm… - Jego członek znowu był w pełni twardy. Mocniej
pociągnął za włosy blondyna i zmusił go, by robił to szybciej.
Sanji przyśpieszył. Czuł jak członek Zoro zaczął pulsować.
Zielonowłosy nadal go trzymał, więc gdy nadeszła eksplozja, blondyn połknął
całą spermę, nie pozostawiając ani odrobinki. Gdy tygrys go w końcu puścił, lis
wziął głęboki oddech.
Zoro czuł lekkie zakłopotanie gdy Sanji omal się nie
zakrztusił jego spermą, ale nic w związku z tym nie zrobił, tylko pociągnął
kuka do siebie i mocno pocałował, wciąż czując trochę swojego nasienia w jego
ustach. Przy subtelnym pocałunku zaczął go obracać tak, by stanął na czworakach.
Przytulił się do niego i zaczął całować po karku. Od razu włożył palce do
wnętrza kuka. Poczuł w nim swoje nasienie. Czuł, że będzie mógł niemal od razu
w niego wejść.
Pozycja na czworakach mu odpowiadała. Było w niej coś
zwierzęcego, co jeszcze bardziej go podniecało. Gdy poczuł mokry język na
swoich plecach, zamruczał lekko, a po ciele przeszły delikatne ciarki. Jęknął głośno, gdy poczuł
ponownie palce Zoro w swoim odbycie. Znowu zaczynała się niesamowita
przyjemność. Zabawa palcami jednak nie trwała długo. Tygrys wsunął się w niego,
a lis wbił pazury w ziemię z rozkoszy.
- Achhh... Sanji jesteś cudowny... Aaaaaa! - Zoro zajęczał
z przyjemności.
Na początku powoli wsuwał i wysuwał się z wnętrza kuka,
jednak z czasem zaczął to robić coraz szybciej i szybciej.
- Aaaaaachhhhh! To jest… Niesamowite… - Krzyknął Sanji, gdy
poczuł coraz to szybsze ruchy.
Opierał się teraz łokciami o trawę, a tyłek miał wypięty w
stronę Zoro. To naprawdę było niesamowite. Czuł, że jest już bliski spełnienia.
Jęki coraz bardziej przybierały na sile.
- ZORO! – Wrzasnął, gdy podniecenie w nim eksplodowało.
Gdy usłyszał swoje imię, cudownie wypowiedziane przez kuka,
Zielonowłosy poczuł jak jego mięśnie drgają i ponownie wytryskuje w ciele
blondyna.
– Aaaaaaaachhh! - Jęknął z rozkoszy, lekko ściskając
uprzednio złapany ogon lisa.
Znowu poczuł, jak Zoro łapie go za ogon. Jęknął cicho.
Upadli na trawę. Blondyn poczuł ciężar od pleców w dół. Był w siódmym niebie. O
czymś tak cholernie przyjemnym nie marzył nawet w najśmielszych snach. Oddychał
głośno, aby się uspokoić. Poczuł jak Zoro schodzi z niego i upada na plecy
zaraz obok. Sanji dźwignął się i oparł głowę o jego klatkę piersiową, gdzie
znowu podziwiał niesamowicie seksowną bliznę.
Zielonowłosemu się to co najmniej podobało. Najpierw
cholernie przyjemny seks, a następnie miłe przytulanie się do siebie. Jego ogon
zakręcił się wokół ogona lisa i lekko go ścisnął, tak jakby chciał go złapać, a
kuka przytulił ramieniem do siebie. Pocałował go w jego złociste włosy i
uśmiechnął się do siebie.
Takie siedzenie i rozkoszowanie się bliskością drugiej
osoby było tym, czego Sanjiemu brakowało, jednak nie mógł się tym cieszyć zbyt
długo, bo gdzieś niedaleko rozległ się strzał. Ptaki pouciekały z drzew, a
kucharz automatycznie przybrał swoją postać lisa i stanął na równe nogi.
- Kurwa mać! Leśniczy!
Roronoa jakoś specjalnie się nie przejął. Sam zmienił się w
tygrysa, ale jak na tygrysa przystało, zrobił to w dość mozolny sposób.
- Uciekamy? - spytał spokojnie patrząc na liska obok. – Hah,
zdziwiłby się, gdyby zobaczył lisa i tygrysa bawiących się w krzakach - Zoro
zaśmiał się wrednie pod nosem.
- Mam z gościem na pieńku, więc zmywajmy się stąd. -
Powiedział. Był wystraszony jak cholera. No cóż, w końcu lisy są płochliwymi
stworzeniami. - Nie zniósłbym, jeśli by ci się coś przeze mnie stało.
Sanji machnął ogonem dwa razy i popędził w las. Słyszał jak
tygrys biegnie za nim. Już się ciemniło, więc najwyższy czas, aby wrócić do szarej
rzeczywistości. Na szczęście leśniczy ich nie gonił, więc zatrzymali się na
skraju lasu, niedaleko dróżki prowadzącej na obrzeża miasta.
- Ochh… - Zoro popatrzył na miasto, zmieniając się z
powrotem w człowieka. - Będziemy musieli się rozstać. - Sam do końca nie
wiedział, czy to bardziej pytanie czy stwierdzenie, ale wolałby, żeby to nie
było to drugie.
Popatrzył na blondyna - też był już w swoim ludzkim ja.
Podobał mu się fakt, że chłopak ma te cechy co on.
Szczególnie fakt, iż obaj mają ogony mu się spodobał. Złapał Sanjiego za rękę,
a kiedy ten nie wyrażał sprzeciwów, ogonem złapał za jego talię i przycisnął do
siebie, wciąż trzymając jego dłoń.
- Nie chcę wracać. - Powiedział wprost w twarz
zielonowłosego bardzo smutnym tonem. - No, ale mus to mus. Mam nadzieję, że się
jeszcze spotkamy. - Uśmiechnął się i polizał swojego partnera w policzek. Jego
długi ogon delikatnie przylegał do ciała blondyna, co mu się strasznie podobało.
- A czy... - Zawahał się. - A czy mogę cię odprowadzić kawałek? - Nie chciał
się z nim tak szybko rozstawać. Ścisnął mocno dłoń, którą trzymał.
- Ja też nie chcę wracać. Możesz mnie odprowadzić, ale... -
Zoro podrapał się po głowie - Gdzie ty właściwie mieszkasz? – Spytał nieco
skrępowany.
- Mieszkam niedaleko centrum. - Odpowiedział żywo. -
Wynajmuję mieszkanie w jednym z bloków. Nawet dość luksusowe. A ty? Mieszkasz
daleko?
- Nie, na obrzeżach miasta… Chyba… - Zoro popatrzył w
kierunku budynków. - To może ja cię odprowadzę - uśmiechnął się szczerze.
- Jeśli masz ochotę. - Uśmiechnął się blondyn i pociągnął
Zoro za rękę w kierunku miasta. Przez połowę drogi szli w ciszy, nie puszczając
swoich dłoni. Ludzie dziwnie się na nich gapili, ale jak zwykle Sanji to
olewał. Jakoś mało obchodziło go zdanie tych bezdusznych istot. Popatrzył na
Zoro. On też wydawał się ich ignorować. - Od dawna tutaj mieszkasz? - Zapytał z
ciekawością. - W sumie miasto nie jest aż takie duże, a naprawdę pierwszy raz cię
widzę. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek spotkam osobę, która tak jak ja
będzie pół-człowiekiem i pół-zwierzęciem. Naprawdę mnie miło zaskoczyłeś.
Zoro lekko się uśmiechnął.
- Serio? Bo ja też się cieszę, że cię spotkałem. - Powiedział
spokojnie. -Można powiedzieć, że się przeniosłem tutaj jakieś trzy lata temu. -
Wrócił do poprzedniego pytania. Kuk wyglądał na zszokowanego. - Co? - Popatrzył
na niego pytająco.
Sanji był naprawdę zaskoczony. W sumie to nie było miejsca,
gdzie jeszcze nie był. Czyżby się mijali? W sumie było już to nieważne, bo los
i tak chciał, żeby się spotkali. Uśmiech znów powrócił na jego twarz.
- Mimo wszystko, dobrze, że się spotkaliśmy. - Powiedział
radośnie, jeszcze mocniej ściskając Zoro za rękę. Szli dalej. Sanji powoli
markotniał, gdy zbliżali się do celu tego małego spacerku.
- Oi, co to za mina? Coś się stało? - Zoro zaczął pociągać
nosem, myśląc, że ktoś (lub coś) się zbliżał, jednak nic takiego nie wyczuł. -
Nic nie czuję...
- Po prostu jest mi smutno, bo niedługo dojdziemy i
będziemy musieli się pożegnać. - Powiedział Sanji. Nigdy nie sądził, że w tak
krótkim czasie przywiąże się do jakiejkolwiek osoby. Wiedział, że Zoro jest
wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.
- Nie bądź marudą. Jeszcze się spotkamy. - Mówił to z
pewnością na twarzy, ale z wątpliwością w sercu. Przez trzy lata Zoro robił
wszystko, by nie musieć nikogo poznawać, a teraz miał ochotę powiedzieć do
przelotnego romansu „Kocham cię”. To było co najmniej dziwne, a przynajmniej
nie w jego stylu.
Zielonowłosy zatrzymał się na środku ulicy. Odwrócił wzrok
od blondyna, jednak wciąż trzymał go za rękę. Ścisnął ją mocniej, a swoją wolną
dłonią podrapał się po głowie.
- Nie chciałbyś iść ze mną na randkę? - Spytał w dość
dziwny sposób. W sumie nigdy tego nie robił, więc było to dla niego dość
ciężkie do przełknięcia hasło. A słowo „randka” wydawało się być dobrym
pretekstem do kolejnego spotkania.
Sanji się trochę zmieszał. Randka? Czyżby jednak to było
coś więcej, niż zwykła znajomość? Po chwili uśmiechnął się zakłopotany i
spojrzał w twarz Zoro. Podszedł do niego, chwycił za podbródek, przysunął do
siebie i pocałował. Oplótł jedną ręką jego szyję, bo druga nadal znajdowała się
w uścisku tygrysa. Po chwili pozwolił sobie wepchnąć język do ust partnera i zaczął
nim delikatnie poruszać. Nawet ich języki przyjemnie ze sobą współgrały. Poczuł
jak po kącikach ust leci mu ślinka. Nie obrzydzało go to. Ta pieszczota była
bardzo miła. Gdy przerwał i oblizał wargi, popatrzył w złote oczy Zoro.
- Jeśli byłoby to możliwe, to z przyjemnością.
Roronoa nie ukrywał zdziwienia. Jeszcze nigdy nie dostał
takiej wyzywającej odpowiedzi. Uśmiechnął się zadowalająco.
- To jesteśmy umówieni. Prowadź dalej. - wskazał na drogę.
Nie wiedział dokąd ma teraz iść, a zanim trafi do swojego domu, to może trochę
minąć. Chciał puścić dłoń blondyna, ale jego ręka najwyraźniej go nie słuchała i
nie robiła tego, co powinna, tylko przyjemnie ułożyła się w dłoni lisa.
Zielonowłosy jakoś nie narzekał na tę bezwładność, wręcz przeciwnie, to mu sie
podobało.
Szli dalej. Sanji był naprawdę szczęśliwy. Jeszcze dwie
ulice i będą na miejscu. Na dworze było już naprawdę ciemno, więc zastanawiał
się, czy nie zaproponować, aby Zoro został u niego na noc. Trochę się tego bał,
bo naprawdę nie chciał go ograniczać, a z drugiej strony strasznie tego
pragnął.
Blondyn stanął, gdy byli przed wejściem do ładnie
pomalowanego i zadbanego bloku. Obrócił się w stronę tygrysa. Jakoś słowa
pożegnania nie chciały mu przejść przez gardło, więc mimo wszystko zaproponował.
- Jest już bardzo ciemno, nie chciałbyś zostać na noc? -
Czuł jak na jego policzku płonie lekki rumieniec. Nie odrywał jednak wzroku od
tygrysa. Cokolwiek odpowie, on na pewno to uszanuje.
Zoro patrzył jak Sanji robi się czerwony na buzi.
– Haha, zmieniasz kolory - zaśmiał się lekko, wskazując
palcem na twarz blondyna. Gdy ten spojrzał na niego krzywo, zaraz się zamknął.
- No czemu nie. W sumie, to mogłoby potrwać zanim bym doszedł na miejsce. Nie
przeszkadzałoby ci to?
Sanji rozpromienił się.
- Oczywiście, że nie. - Powiedział cały uradowany.
Pociągnął za sobą Zoro. Mieszkał na drugim piętrze, więc musieli przejść
schodami. Oczywiście była winda, ale Sanji nigdy z niej nie korzystał. W końcu
od czego miał nogi? Drzwi nie były na klucz, tylko kod. Wstukał szybko parę
cyfr i weszli do środka. - Czuj się jak u siebie w domu.
- Woah! Jaka chata! - Zoro rozejrzał się po mieszkaniu. Dla
Roronoy był to zdecydowanie apartament. Wszedł do środka i usiadł na pierwszym
lepszym fotelu. - Masz coś do picia? - Spytał z ciekawością.
- Wolisz sake czy wino, a może piwo? - Zapytał.
- Sake - zdecydowanie sake. Uśmiechnął się. Na myśl o jego
ulubionym trunku poleciała mu ślinka. Już tyle minęło od ostatniego łyknięcia
czegoś mocniejszego.
Sanji ruszył więc do kuchni. Cieszył się, że jego
mieszkanie wywołało dobre wrażenie na partnerze. W sumie sam nie miał się czego
wstydzić, bo zawsze utrzymywał porządek. Można nawet powiedzieć, że był
pedantem. Wyciągnął z szafki butelkę z sake i otworzył ją. Rozlał do dwóch sporych
kieliszków i ruszył do pokoju gościnnego, gdzie czekał na niego Zoro. Zauważył,
że chłopak rozgląda się z ciekawością. Lekko się uśmiechnął i podał mu trunek.
- Za nasze spotkanie. - Wzniósł toast i lekko stuknął w
kieliszek tygrysa, po czym zaczął pić. Miał trochę słabą głowę do tego, ale
wcale mu to nie przeszkadzało. - Jeśli będziesz chciał wziąć prysznic, to
łazienka jest na końcu tego korytarza. - Wskazał ręką na korytarz, który znajdował
się za szermierzem. - W szafce znajdziesz ręcznik. - Uśmiechnął się ponownie.
- Och... chętnie skorzystam. - Zielonowłosy uśmiechnął się.
Wziął kilka łyków. –Mmm… - Z przyjemności jego ogon znowu zaczął wybijać jakiś
rytm. - Tego mi brakowało. - Uśmiechnął się.
- Bardzo się cieszę, że ci smakuje. Przyniosę resztę. -
Powiedział i poszedł po butelkę. Postawił ją na stoliku przy Zoro. - Wiem, że
to niegrzeczne, ale czy nie będzie ci przeszkadzało, jak wezmę prysznic przed tobą?
- Zagadnął.
- Jasne, że nie. - Zoro popił znowu. Nieświadomie oblizał
usta i popatrzył w kierunku kuka. -Możesz iść pierwszy, to twoje mieszkanie.
Sanji skinął głową i ruszył w kierunku garderoby, aby wziąć
jakieś świeże ubrania, a potem ruszył w kierunku łazienki. Zdjął brudne ubrania
i wrzucił je do kosza na pranie. Czuł się trochę zmęczony, ale i bardzo
szczęśliwy. Wyszczotkował najpierw zęby, a potem wszedł do kabiny. Odkręcił
korek i od razu mógł się rozkoszować ciepłą wodą. Zamknął oczy i stał tak przez
chwilę wspominając te niesamowite chwile w lesie. Gdyby ktoś wczoraj mu powiedział,
że przytrafi mu się coś tak cudownego, to w życiu by nie uwierzył. Dobrze, że
miał duże łóżko… Uśmiechnął się na tę myśl.
Roronoa obserwował jak Sanji krząta się po mieszkaniu. Wędrował
za nim wzrokiem, dopóki chłopak nie zniknął za drzwiami łazienki. Postanowił
ściągnąć już koszulkę. Była dla niego lekkim utrapieniem, takim, które trzeba
nosić, ale za nic w świecie się nie chce. Cieszyło go to, że blondyn pozwolił
mu u niego przenocować. Usłyszał szum wody z łazienki. „Najwyraźniej się już
kąpie” – pomyślał. Jednak, gdy jego wyobraźnia zmusiła go do wizji Sanjiego pod
prysznicem, zielonowłosemu aż poleciała ślinka z ust.
Nie mógł się powstrzymać. Poszedł w kierunku łazienki,
lekko uchylił drzwi. Sanji był schowany za kabiną prysznicową. Cicho, niczym kot,
wszedł do pomieszczenia. Blondyn nucił coś pod nosem. Coś takiego, co nawet
kociakowi wydawało się przyjemne.
Przy gotowaniu czy kąpieli zawsze lubił sobie nucić pod
nosem. Oczywiście tylko wtedy, kiedy miał dobry humor, a dzisiaj ten bynajmniej
go nie opuszczał. Jego mokry, lisi ogon poruszał się w rytm muzyki. Mmm, woda
była naprawdę bardzo przyjemna.
Zoro nadstawił uszu. Lubił ten dźwięk. Jego uszy się
nastawiły, wsłuchując się, jaką melodię może nucić blondyn.
Zielonowłosy szybko otworzył drzwi do kabiny i równie
szybko złapał blondyna w tali.
Był cały mokry, jego ogon śmiesznie wyglądał w tej postaci.
Roronoa uśmiechnął się. Sam wciąż miał na sobie ubrania z wyjątkiem koszulki.
- Może ci pomóc? - Uśmiechnął się, ściskając talię lisa.
Sanji tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym ponownie
rozpoczął pocałunek. Był długi i namiętny. Woda nadal leciała, ale nie zwracali
na nią najmniejszej uwagi, teraz tonęli w czymś całkiem innym. Poczuł ręce Zoro
poruszające się po jego talii. Trochę to łaskotało. Swoimi natomiast majstrował
przy rozporku partnera, po chwili zsuwając z niego spodnie i bieliznę, które
wylądowały gdzieś w koncie łazienki. Teraz obydwoje byli nadzy i rozpaleni
namiętnym pocałunkiem.
Zoro pchnął Sanjiego na ścianę kabiny. Blondyn zadrżał z
chłodu, co spowodowało uśmiech u zielonowłosego. Jego dłoń ścisnęła za pośladki
blondyna, a usta całowały łapczywie jego wargi. Język domagał się wpuszczenia
do środka.
Sanji poddał sie pocałunkowi Zoro, który dość brutalnie
wtargnął do jego ust. Podobała mu się ta agresja. Strasznie go nakręcała. Ręce
blondyna zaczęły jeździć po klatce piersiowej partnera, coraz niżej i niżej, aż
poczuł w rękach jego nabrzmiałego już członka. Znowu przyszedł czas na zabawę
tym cudem. Chwycił go mocno w dłoń i zaczął poruszać po trzonie.
- Achh... - Zoro jęknął mu do ucha w szoku. Sanji naprawdę
uwielbiał to robić, więc poddał mu się. -M-możesz robić ze mną, co chcesz -
szepnął mu do ucha, liżąc je z międzyczasie.
Sanji, słysząc to, uśmiechnął się. Przerwał na chwilę, aby
chwycić Zoro za ramiona i obrócić do ściany. Teraz to on się opierał, a Sanji
przejechał wzrokiem po jego ciele. Woda spływała mu po włosach i plecach, dając
niesamowity efekt. Oblizał wargi, po czym wbił się ustami w kark tygrysa i
wodził językiem niżej. Zatrzymał się przy sutkach, aby każdego po kolei zacząć
pieścić. Były już wystarczająco nawilżone przez wodę, więc blondyn przygryzał
je lekko i delektował się pojękiwaniami partnera. Gdy zrobiły się niesamowicie
twarde, zaczął jeździć językiem po bliźnie, która strasznie go podniecała.
Zataczał na niej kółeczka, zjeżdżając coraz niżej. Gdy się skończyła, spojrzał
z dołu na rozpalonego Zoro. Oblizał wargi jeszcze raz i wziął się za jego
najprzyjemniejszą rzecz w życiu. Powoli zaczął lizać członka Zoro. O dziwo,
wydawał mu się jeszcze większy niż wtedy w lesie. Mokrym ogonem raz po raz
przejeżdżał po jego jądrach.
Zoro czuł się niesamowicie. Jedną ręką próbował
powstrzymywać swoje jęki, kiedy druga szukała po omacku czegoś do złapania.
Czuł jak kuk bawi się nim, wkładając go coraz dalej w gardło, w niektórych
miejscach przygryzał, a w niektórych ssał jego członka. Smaganie jego jąder
mokrym ogonem powodowało u niego drżenie, przyjemne drżenie, które przechodziło
przez całe jego ciało. Jego ogon zawinął się wokół ramienia Sanjiego, a dłoń
przytrzymywała usta, powstrzymując zbyt mocne jęki.
Blondyn kontynuował. Czuł, że niedługo Zoro osiągnie swój
limit. Tak z czystej ciekawości na reakcję partnera, powędrował ręką do jego
odbytu. Nie mogąc się powstrzymać, wsadził tam jednego palca i rytmicznie ze
swoimi ruchami głowy zaczął nim poruszać. Słyszał podniecone jęki Zoro. Blondyn
był zadowolony z siebie. Dołożył drugi palec, a głową zaczął poruszać jeszcze
szybciej. Czuł jak członek tygrysa zaczyna pulsować.
Zoro lekko syknął, gdy poczuł jak kuk wkłada w niego palce.
Blondyn zaczął rozciągać jego wnętrze, a Roronoa poczuł, jak bardzo zaczyna to
być dla niego przyjemne. Po krótkiej chwili blondyn trafił ten punkt. Zoro aż
wygiął się, uderzając głową w ścianę, czując tę nagłą i niespodziewaną
przyjemność. Gdy kuk dalej rozciągał jego wnętrze, Zoro zaczął szybciej
oddychać, czując jak jego jądra zaczęły pulsować. Zoro klepnął Sanjiego w
ramię, by zasygnalizować, że za chwilę wytryśnie. Blondyn nie reagował, więc zaścisnął
mu dłoń na ramieniu.
Sanji specjalnie nie reagował, aby znowu poczuć wytrysk
Zoro w swoich ustach. Gdy nastąpił, blondyn połknął niemal całą jego spermę.
Wyjął palce z odbytu tygrysa i popatrzył na niego. Zoro miał zarumienione policzki
i zaszklone oczy. Wyglądał strasznie uroczo. Jak mały kotek. Sanji popatrzył na
niego kuszącym wzrokiem.
Roronoa miał ochotę się schować. Sanji właśnie zobaczył tę
jego „słodką” wersję, której nikomu nigdy nie pokazywał. Zrobił się cały
czerwony, ale nie miał zamiaru pokazywać Sanjiemu jak bardzo uległy potrafi
być. Przycisnął blondyna do siebie i poczęstował go mocnym, namiętnym
pocałunkiem.
Znowu ich języki tańczyły szybko i z gracją. Sanji czuł,
mimo wody, że ciało tygrysa płonęło z pożądania. Było takie strasznie
cieplutkie, że blondyn całym swoim ciałem naparł na niego. Ich członki ocierały
się o siebie, powodując małe uniesienie. Nagle Sanji poczuł, że silne ramiona z
powrotem pchają go do ściany.
Zoro przycisnął go za ramiona. Jego dłonie wędrowały chaotycznie
po klatce piersiowej kuka. Ogonem zaczął zakręcać pętle na podbrzuszu blondyna,
by w końcu, złapać nim za męskość Sanjiego. Ścisnął ją bardzo mocno, dopóki
Sanji nie jęknął z bólu.
Zoro stanowczo za mocno ścisnął jego członka. To nie było
przyjemne. Sanji jęknął z bólu. Miał wielką nadzieję, że tygrys trochę
zmniejszy ten ucisk, jednak ten najwyraźniej chciał się nim brutalniej zabawić
i ciągle trzymał. Sanji ponownie syknął z bólu i zamknął oczy.
Zoro trzymał chwilę członka blondyna, jednak gdy zobaczył,
że ten nie czuje się z tym komfortowo, poluzował i zaczął przesuwać dłonią po
nim. Roronoa może nie był tak dobry jak Sanji, ale nie był też wcale taki
kiepski, więc z ust blondyna wypływało coraz więcej westchnięć.
Gdy tylko Zoro poluzował uścisk, Sanji znowu poczuł
straszną przyjemność. Z jego ust raz po raz zaczęły się wydobywać coraz to
głośniejsze jęki. Zoro przyśpieszał coraz bardziej, a lis po omacku próbował
się czegoś złapać. Przyjemność wypełniła go całego, a jego członek nie
wytrzymał i sperma trysnęła na rękę zielonowłosego. Wiedział, że szybko
doszedł, ale nic nie mógł na to poradzić. Pieszczoty tygrysa doprowadzały go do
szaleństwa. Gdy jego oddech w miarę się ustabilizował, obrócił się do ściany i
wypiął pośladki w kierunku Zoro.
Roronoa pochylił się nad nim, jedną dłonią złapał za sutka,
i ścisnął mocno. Przybliżył usta do ucha blondyna.
- Co? Jednak wolisz brać niż dawać. - Ugryzł go w ucho dość
mocno, na co Sanji zareagował jęknięciem. Roronoa włożył palce drugiej dłoni do
ust kuka. Pierwszą zaczął masować podbrzusze lisa, chcąc się nad nim trochę
poznęcać. To nie było łatwe, bo ogon lisa cały czas łaskotał go w brzuch, a
czasami zjeżdżał niżej, powodując u niego lekkie mruczenie, które trafiało
prosto do lisiego ucha.
- Branie jest przyjemniejsze. - Wyjęczał lis z trudnością,
bo pieszczoty zielonowłosego robiły swoje. Usłyszał mruczenie i przyspieszył
ruchy ogonem. Zoro rozkosznie masował go po brzuchu, co mu się strasznie
podobało. Nie mógł się jednak doczekać, kiedy w końcu poczuje go w sobie.
Zoro zaczął delikatnie przejeżdżać dłonią nad pośladkami
blondyna. Wciąż chciał się nad nim troszkę poznęcać, widział, że kuk chce już
więcej niż tylko delikatne macanie. Ale... Zoro chciał go wkurzyć, czuł tę
potrzebę zdenerwowania kuka.
Jego ogon przesuwał się po udach lisa, a sam zaciągał się
zapachem z włosów blondyna, wciąż lekko przygryzając i liżąc jego ucho.
- Mmmm, tak ślicznie pachniesz.
Sanjiego coraz bardziej podniecały pieszczoty tygrysa,
jednak czuł, iż jest ich za mało. Najwyraźniej Zoro za punkt honoru obrał
sobie, aby go trochę po wkurzać, co, lis musiał przyznać, skutecznie mu się
udawało. Już był naprawdę pod denerwowany. Nadal jęcząc, zmarszczył czoło. W
sumie to nie miał na co narzekać. Mimo wszystko było mu strasznie przyjemnie, jednak
też trochę chciał podokuczać Zoro. Jego ogon zaczął podrażniać jądra
zielonowłosego, jeszcze bardziej go rozpalając i, od czasu do czasu, zahaczając
o jego odbyt. Roronoa znowu zaczął mruczeć przyjemnie do ucha.
- M… Mm… Mm… - Zoro próbował powstrzymywać mruczenie, które
jak u każdego kociaka pojawiało się przy niemal każdej przyjemności. - …Kurwa… -
przeklął pod nosem. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Sanji tak łatwo wymusza u
niego wszystkie jęki. Normalnie to sie nie zdarzało. Nie mógł wytrzymać, jego
penis był już bardzo twardy, a na czubku pojawiła się niewielka ilość lepkiej
substancji.
Roronoa włożył palce do odbytu Sanjiego. Mimo że robili to
już kolejny raz tego dnia, Sanji wciąż wydawał się bardzo ciasny. Ponieważ sam
chciał już się w niego wbić, niecierpliwie rozsuwał palce wewnątrz blondyna, co
skutkowało jego lekkimi jękami.
Blondyn poczuł jak palce zielonowłosego robią sobie miejsce
w jego odbycie. W przerwach między donośnymi jęknięciami, na jego ustach
pojawiał się uśmiech satysfakcji. Dopiął swego. Udało mu się wymusić na Zoro
kolejne ruchy, z czego był cholernie dumny. Teraz ogon blondyna błądził po
klatce piersiowej kochanka. To wszystko było takie cudowne. "Dobrze, że
ściany w mieszkaniu są bardzo szczelne, bo jeszcze sąsiedzi by sobie nie
wiadomo co pomyśleli", przeszło mu przez myśl. Poczuł jak Zoro dodaje
trzeciego palca i krzyknął z ekstazy, gdy natrafił na jego czuły punkt.
Roronoa powoli posuwał dłonią do przodu i do tyłu,
wymuszając ciche jęki na ustach Sanjiego. Kiedy poczuł, że wystarczy, pochylił
się nad kukiem. Nawet nie musiał jakoś specjalnie się przygotowywać, od razu
zaczął pocierać o wejście blondyna. Gdy zobaczył, jak Sanji lekko drży, włożył
do środka swój członek. Nie powoli i delikatnie, tylko szybko i brutalnie wepchnął
go całego.
- Hnn - wydobyło się z jego ust, gdy tylko pchnął.
Poczuł, że Zoro nagle zrobił się agresywny. Nie miał nic
przeciwko temu. Był już wystarczająco przygotowany, by po paru mocnych
pchnięciach znowu czuć przyjemność. Krzyczał głośno z podniecenia, nie mogąc
się powstrzymać. Roronoa napierał coraz szybciej i szybciej. Czuł mruczenie i
ciężkie oddechy tygrysa. Jemu też musiało być nieziemsko przyjemnie. Czuł, że
członek nie wytrzyma tego długo. Zerknął na niego przyparty o ścianę. Na główce
widać już było powoli spływającą spermę, którą woda zaraz zmyła.
Zielonowłosy wsuwał i wysuwał się z ciała blondyna. Jego
ogon na początku bezwiednie wisiał w powietrzu, jednak po chwili zawinął się
wokół penisa Sanjiego. Zaczął go masować, na początku delikatnie, a później
mocniej, przesuwając w dół i w górę po trzonie.
Jego dłonie, splotły się na ścianie z dłońmi Sanjiego, a
usta zaczęły całować szyję blondyna. To było cholernie przyjemne. Zoro chyba
miał jakąś słabość do kuka, ten seks nie był taki, jak zwykle przeżywał. Był
wyjątkowy. Był świetny i cudowny. "Och... Czuję, że zaraz dojdę..."
- ZORO! - Wrzasnął Sanji, gdy sperma trysnęła z jego
członka i rozlała się na ogonie tygrysa oraz ściennych kafelkach. Dyszał
ciężko, a jęki nie opuszczały go ani na chwilę. Długi ogon Zoro znajdował się
na wysokości jego ust, po czym wsadził go do środka. Sanji przesuwał po krótkim
futerku językiem, czując smak swojej spermy.
Zoro pchnął jeszcze kilka razy. Ogon był jednym z jego
czułych punktów. Gdy Sanji lekko zassał się na nim, Zoro poczuł dodatkowy
zastrzyk przyjemności. Kiedy z jego członka zaczęła lecieć sperma, by
powstrzymać krzyknięcie, nieświadomie wtopił kły w bark kucharza.
Blondyn poczuł straszne ukłucie na swoim barku i krzyknął
jednocześnie z bólu, i przyjemności, gdy poczuł, jak nasienie Zoro rozlewa się
w jego wnętrzu. Przygryzł niechcący końcówkę ogona tygrysa, co spowodowało, że
ten jeszcze mocniej zacisnął zęby. Sanji zaskowyczał lekko.
Zoro otworzył oczy, kiedy całe jego nasienie wlało się w
Sanjiego.
- O kurwa! Przepraszam! – Krzyknął, gdy tylko zobaczył, że
wciąż wgryza się w bark Saniego, zostawiając dość mocny i widoczny ślad, z
którego sączyła się krew, rozlewająca się z wciąż lecącą wodą. Zielonowłosy
poczuł lekkie pieczenie w ogonie. Najwyraźniej kuk zareagował tak samo i ugryzł
go.
Sanji opadł na brodzik, głośno oddychając. Był naprawdę
wyczerpany. Trzy stosunki w ciągu jednego dnia i w dość krótkim czasie były
naprawdę męczące, ale i cholernie przyjemne. Usłyszał przeprosiny
zielonowłosego. Nie miał mu tego za złe, w końcu drzemały w nich zwierzęce
odruchy. Gdy opanował oddech, popatrzył na niego z uśmiechem. Nie bał się go
ani trochę, mimo iż zazwyczaj był dość płochliwy. Coś mu po prostu podpowiadało,
że tygrys nie zrobi mu krzywdy.
- Nic się nie stało. - Powiedział radośnie. - I ja
przepraszam za ogon.
Wstał z powrotem i zaczął się myć. Krew przestawała powoli
lecieć.
Zoro uśmiechnął się delikatnie.
Stanął koło kuka i chwycił go od tyłu w tali. Jego dłoń
powędrowała po łopatkach blondyna i delikatnie je masowała.
Wtedy zobaczył jak jego sperma cieknie po udach blondyna.
Delikatnie zjechał dłonią po kręgosłupie Sanjiego i położył ja na jego
pośladkach.
- Pomogę ci się umyć, jeśli chcesz. - Szepnął mu do ucha, a
po chwili polizał po policzku.
Sanji uwielbiał dotyk Zoro. Był taki inny od tych, których
zazwyczaj doświadczał. Czuł w nim ciepło i ukojenie, które go uspokajało.
Najbardziej cieszyła go myśl, że nie jest już sam na tym okrutnym świecie, w
tym szarym, beznadziejnym świecie. Pojawiło się strasznie jasne światełko w
tunelu. Obrócił się do Zoro i połasił głową o jego klatkę piersiową, jak to
robią zwierzęta, kiedy chcą się do kogoś przymilić.
- Z przyjemnością skorzystam z propozycji. - Powiedział i
liznął Zoro w brodę.
Zoro uśmiechnął się zadziornie. Delikatnie masował kuka we
wszystkich miejscach, w których mógł. Sanji był na swój sposób słodki. Nie jak
dziewczyna, ale tak... Tak inaczej; tak, że Zoro czuł do niego nie tylko zwierzęcy,
ale i ludzki pociąg.
Zoro delikatnie nacierał na jego ciało, co powodowało, że
Sanji przymknął powieki z przyjemności. Gdy blondyn był już czysty, pozwolił
sobie pomóc tygrysowi, który nie wyrażał żadnego sprzeciwu. Delikatnie błądził
ręką po nim, zaznajamiając się nawet z najmniejszym zakamarkiem jego seksownego
ciała. Słyszał jak Zoro znowu zaczął mruczeć. To była najwspanialsza melodia,
jakiej przyszło mu kiedykolwiek słuchać.
Zoro zaczynał się wkurzać jego mruczenie nie ustępowało. „Przecież
potrafiłem to powstrzymać!” Przy Sanjim to mu się nie udawało, choćby nie
wiedział jak mocno się starał, lekkie pieszczoty ze strony lisa poruszały jego
krtanią. Każdy dotyk kuka był dla niego strasznie przyjemny, jeszcze nigdy nie
czuł czegoś takiego tylko podczas lekkiego dotyku. Oparł się lekko o ścianę
prysznica i przysunął kuka do siebie. Ich ciała stykały się ze sobą a woda ze
słuchawki leciała na ramiona kuka. Zoro patrzył w jego piękne niebieskie oczy.
- Jesteś piękny. - Szepnął mu do ucha.
Sanji zarumienił się strasznie. Jeszcze nikt nigdy w życiu
mu czegoś takiego nie powiedział. Zawsze wytykali go palcami, obrzucali
obelgami, kpili z jego wyglądu i niektórych zachowań. Wszyscy nim gardzili,
zastanawiając się jak takie „coś” mogło w ogóle stąpać po tej samej ziemi, co
oni. Przed tym, jak nauczył się to wszystko ignorować, czuł z tego powodu
ogromny ból w sercu. Dzisiaj po raz pierwszy poczuł się chciany, a nawet
kochany. Ogarnęło go niesamowite wzruszenie. Łzy szczęścia napłynęły mu do
oczu. Był naprawdę bardzo szczęśliwy. W końcu spotkał osobę, która nie patrzyła
na niego z góry.
Zoro odchrząknął. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Sanji
był czerwony niczym burak „Kto by pomyślał, że komplementy na niego tak
działają?” Uniósł brodę kuka i zaczął go całować w usta.
Sanji poddał się pocałunkowi, mimo iż był dalej strasznie
zmieszany. Gdy przerwali, blondyn spojrzał w oczy tygrysa. Patrzył w jego
piękne, złote oczy przez dłuższą chwilę. Później znowu go polizał i zakręcił
wodę, po czym wyszedł z kabiny i zaczął się wycierać.
Zoro podążył za nim. Patrzył na ruchy kuka - były spokojne
i zgrabne. Jego ogon podążał subtelnie za jego biodrami, tworząc przepiękny
widok.
Już suchutki, blondyn podszedł do tygrysa i zarzucił mu
ręcznik na głowę, po czym zaczął lekko nim poruszać. Znów usłyszał to słodkie
mruczenie. Uśmiechnął się.
Zoro zamknął oczy, gdy Sanji wycierał jego głowę. Niestety,
po chwili kuk wyszedł z łazienki, zostawiając Roronoę z ręcznikiem na twarzy.
(Sanji rzucił nim w niego gdy wychodził.)
Powoli wytarł się i wyszedł. „Co teraz?” Rozejrzał się po
pomieszczeniu. Na środku stały dwa fotele i stolik. Usiadł na jednym z nich i
wsłuchiwał się w to, co się działo w całym mieszkaniu.
Sanji leżał na łóżku w sypialni, rozmyślając. Czuł wypieki
na twarzy ze szczęścia. „Jesteś piękny” raz po raz odbijało się w jego głowie.
Opuścił łazienkę, bo wstydził się, że niby taki błahy komplement, a podziałał
na niego naprawdę mocno. Nawet zapomniał się ubrać. Leżał na łóżku nagi, a
twarz miał schowaną w poduszce, aby ukryć euforię. Miał nadzieję, że Zoro go
wyczuje i przyjdzie do niego.
Tygrys znowu poczuł ten zapach. Sanji wydzielał specyficzną
woń. Wiadomo, śmierdział lisem, chociaż jakoś Zielonowłosemu to nie
przeszkadzało. Lubił ten zapach, taki charakterystyczny. Lis przesiąknięty
fajkami i jedzeniem... Haha brzmi okropnie, ale ten zapach był dość przyjemny.
Zobaczył uchylone drzwi do jednych z pomieszczeń. Wszedł do
środka i zobaczył roznegliżowanego Sanjiego na łóżku.
- Emm, mogę? - Spytał cicho, zastanawiając się czy blondyn
spał.
Sanji obrócił głowę w jego kierunku i dał mu znać ręką, aby
wszedł. Policzki nadal mu płonęły, ale starał się to ignorować. Obserwował jak
zielonowłosy podchodzi do łóżka, a po chwili układa się koło niego na miękkiej
pościeli. Niemal od razu blondyn położył swoją głowę na jego klatce piersiowej.
To było strasznie przyjemne. Jego ogon powędrował do ogona tygrysa i objął go.
Nagle Sanji sobie o czymś przypomniał.
- Nie jesteś głodny? - Zapytał. - Kompletnie sobie o tym zapomniałem.
Roronorze podobało się, że Sanji tak na nim leżał, już się
ułożył i zawinął ogon razem z ogonem kuka. Miał ochotę spać, więc powiedział to,
co wydawało mu sie wygodniejsze.
- Nie. - Odpowiedział pewnie. Po chwili z jego brzucha
wydostało się głośne burczenie. Zoro zrobił się różowy na policzkach. - No... Może
troszkę.
Blondyn się podniósł i cmoknął zielonowłosego w czoło, po
czym wstał z łóżka.
- Poczekaj na mnie. - Powiedział z uśmiechem. - Przyniosę ci
coś dobrego.
Ruszył do kuchni. Nie miał pojęcia, czym Zoro się żywi, ale
uznał, że jakaś pyszna, mięsna przekąska powinna go usatysfakcjonować. Wyjął
mięso i makaron. W końcu niezdrowo jest pochłaniać sam tłuszcz. Wziął się
szybko za przygotowanie. Nie minęło pół godziny, a potrawa była już gotowa.
Miał tylko nadzieję, że tygrys nie śpi. Wziął jedzenie oraz butelkę z sake i
ruszył do sypialni.
Zoro zawiódł się gdy kuk wyszedł, ale jego „falujący ogon” bardzo
dobrze się prezentował, gdy opuszczał sypialnię, więc nie narzekał. Wyciągnął
ręce w górę i tak mocno naciągnął, dopóki nie usłyszał charakterystycznego
strzyknięcia. Z karkiem zrobił to samo. Był już dość zmęczony. Cały czas
otwierała mu się szczęka, wydobywając z siebie głośne ziewnięcie. Dodatkowo do
jego nozdrzy doszedł słodki zapach mięsa.
Już dawno nie jadł czegoś porządnego. Ostatnio udawało mu
się złapać tylko parę szczurów, a żarcia w sklepie nie chcieli mu sprzedać. Sam
nie wiedział dlaczego, ale sprzedawca stwierdził, że nie będzie karmił potwora.
Jego oczy przymknęły się i nawet nie wiedział, kiedy
zmienił się w „kotka”, zwinąwszy się w kłębek.
Sanji wszedł do pokoju. Trochę posmutniał, gdy zobaczył, że
Zoro śpi w swojej tygrysiej formie. Westchnął cicho. Nie jadał kolacji, ale nie
mógł pozwolić by jedzenie się zmarnowało. Usiadł na skraju łóżka i wziął trochę
jedzenia do buzi. Gryzł przez chwilę, jakoś nie mogąc przełknąć. Nie był po
prostu przyzwyczajony do późnych posiłków.
Zoro poczuł piękny zapach niedaleko swoich nozdrzy. Otarł
się łbem o Sanjiego i usiadł koło niego, przednimi łapami zahaczając o kant
łóżka. Otworzył pysk w oczekiwaniu na żarełko. Wyglądał jak słodki kotek z
chęcią do jedzenia. Ogromny słodki kotek!
Sanji ponownie się uśmiechnął.
- A jednak nie śpisz.
Podrapał tygrysa pod brodą, po czym nabrał dość sporo mięsa
i makaronu na widelec, i wsadził do pyszczka kociaka. Wyglądał tak niewinnie i
uroczo.
Zoro zamruczał jak zawsze, chociaż w formie tygrysa nie
było to aż tak dziwne. Z chęcią ześlizgnął językiem mięso z widelca, kawałek
spadł mu na ziemię, ale najwyraźniej tego nie zauważył bo zajadał się z
przyjemnością tym, co trafiło do ust. Już dawno nie jadł czegoś tak pysznego.
- Smakuje ci? - Zapytał Sanji, a Zoro w odpowiedzi pomachał
ogonem. Gdy już jedzenie zniknęło z talerza, blondyn sięgnął po butelkę. -
Przyniosłem ci sake, ale chyba będziesz musiał przybrać ludzką postać.
Zoro zwiesił głowę gdy Sanji pomachał mu butelką przed
nosem. To było fajne, kiedy kuk go karmił, ale sake nigdy sobie nie odmówi. Od
razu zamienił się w człowieka i usiadł na brzegu łóżka, niemal przyklejając się
do blondyna. Wziął butelkę i upił łyka.
- Mmmm. Niezłe. - Powiedział z uśmiechem na ustach.
Sanji położył się na łóżku i obserwował pijącego Zoro.
Nigdy wcześniej nie widział takiej idealnej istoty. Mimo że znali się od
dzisiaj, to uważał go za wyjątkową osobę. Poczuł ciężar pod powiekami.
Zmęczenie powoli brało nad nim górę.
Zoro kątem oka zerkał na blondyna. Chyba już przysypiał.
Odrobina alkoholu spłynęła mu po ustach. Wytarł ją wierzchem dłoni i obrócił
twarz w kierunku blondyna.
- Zmęczony? - spytał retorycznie. - Może powinienem iść?
Sanji chwycił go za rękę.
- Zostań tak długo, jak będziesz chciał. - Powiedział i
przyciągnął do siebie tygrysa. Znowu oparł głowę o jego klatkę piersiową i
przymknął oczy.
Zoro położył dłoń na głowie blondyna. Zaczął delikatnie
głaskać jego włosy. Przytrzymując go, położył się na plecach. Kiedy Zoro złapał
za kołdrę i przykrył ich oboj,e Sanji poprawił się i wtulił w jego korpus.
Patrzył w sufit, rozmyślając o całym dzisiejszym powalonym dniu.
- Dobranoc. Mam nadzieję, że gdy rano się obudzę, ten dzień
nie okaże się tylko snem. - Wyszeptał. Nie chciał wystraszyć tygrysa, ale miał
potrzebę by to powiedzieć. - Po raz pierwszy w życiu się zakochałem.
Wtulił się bardziej i zasnął, delektując się bliskością
Zoro.
Tygrysowi omal oczy nie wyskoczyły z orbit. „Za-ko-chałem?”
- jego usta podążały za myślami, ale wciąż nie wydawały głosu. Ogon lekko
zacisnął się na ogonie kuka. „To trochę szokujące” - pomyślał.
Zoro pocałował kuka w czoło. W sumie nie wiedział co
odpowiedzieć. Nigdy nie słyszał, by ktoś tak do niego mówił. Jedyne, co mu
przyszło do głowy, to delikatne ściśnięcie i pogłaskanie dłoni lisa. Czuł jak
serce wali mu bardzo szybko, ale było to przyjemne. Sanji zasnął w jego uścisku,
a on, wpatrzony w sufit, wciąż słyszał w głowie słowa Sanjiego.
Nie. Mimo wielkiego zmęczenia dzisiaj nie będzie mógł
zasnąć.
Nie chciał, by ten sen się skończył...
Ohh jakie ładne obrazki! xD
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się spodoba ^^
Ayo Jesteś świetna! Tak trzymaj! :D
Do osób, które najpierw czytają komentarze albo komentują nawet nie czytając [a zdarzają się takowi] - proszę nie zniechęcać się długością opowiadania, bo mimo wszystko jest ono naprawdę ciekawe i seksowne!
OdpowiedzUsuńPerwersy Wy moje! Hehehe! Dawno czegoś takiego nie czytałam i nie korektowałam :D. Sam fakt, że mieli uszka i ogonki był słodki, ale że jeszcze obaj się zabawiali... Mhm *-* Chociaż mimo wszystko, ja bym zrobiła Zoro jeszcze bardziej bestialskiego, niż był, ale to tylko moje sadystyczne zapędy, cśśś.
Strasznie podobały mi się ich zabawy, nieźle to wymyśliłyście z tymi ogonami. A akcja pod prysznicem... Uczta dla wyobraźni *-* Nie zabrakło też romantycznych momentów i nieśmiałości, co też bardzo ładnie dopełniało to opowiadanie.
Ostatnie zdanie opowiadania jest zdecydowanie najmocniejszym akcentem. A co, gdyby to jednak okazało się snem? Co najwyżej byłby tu jakiś pełen rozczarowania postaci epilog XD.
Dobra robota, bo żeby tyle napisać, potrzeba czasu. Od jakiegoś czasu uspokoiłam się z fanfickami, a ten był naprawdę fajny [nie lubię używać tego słowa, ale tutaj mi pasuje idealnie ; D]. I lekko się czytało i były opisy i urocze chwile. Super!
Dziekuję:*
UsuńAyo! Widzisz! Jesteś wielka :D
To był Ayo pomysł!
Ona wymysliła tego ficka :D
***
Racja dużo czasu trzeba było by to napisać :D
A, że nam cholernie przypadł do gustu RP to się w to bawimy :D
Dziękuję :*
No, właśnie jesteśmy po kolejnym doznaniu xD Znaczy oni są :D
Usuń